Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

oneill

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez oneill

  1. Dzieki, ale nie bedzie latwo... Wiekszosc domow w okolicy, ktora mnie interesuje (i ktorej raczej nie moge zmienic z wielu powodow) to szeregowce lub blizniaki, czyli moge prywatnosc wsadzic sobie w buty. Ten dom ktory kupowalam bym wlasnie idealny pod wieloma wzgledami - szczegolnie jesli o te prywatnosc chodzi. I wazny tez jest dostep do komunikacji publicznej. I wiecej, niz za ten nie zaplace. Niestety - szanse sa bardzo ograniczone ale to nie znaczy ze mam sie zalamac i zaczac np pic bo to mi problemu nie rozwiaze. Nie wiem tez czy jest jakikolwiek sens dzisiaj wydzwaniac po agencjach nieruchomosci, za jeden dzien nic sie nie zmieni a nie bardzo jestem ani w stanie, ani w nastroju. Potwornie mie z tego wszystkiego rozbolala glowa. To nieludzkie - odbierac komus realna nadzieje... sama ja musze sobie przywrocic, na razie pare dni pooglupiam sie filmami, chyba ze sie zabiore za moje robotki choc watpie (ale nigdy nic nie wiadomo). Przejrzalam te ogloszenia ale nic ciekawego w okolicy. Na razie moze lepiej dac sobie spokoj choc ciezko tak zyc bez nadziei jesli mialo sie ja calkiem realnie, na wyciagniecie reki.
  2. Niestety. Znalazlam sie w punkcie wyjscia. Sprzedajacy zrezygnowal ze sprzedazy nie raczywszy poinformowac nikogo, wynajal dom jakims ludziom (gdybym przypadkowo nie zdecydowala przejechac kolo niego dzis rano to bym nadal w ciemnej dupie byla i czekala na te papiery, ktore prawdopodobnie byly pretekstem do przeciagania sprawy - ale nie chce popadac w paranoje, jestem wystarczajaco zalamana). Oczywiscie pierwsze kroki do posrednika ktory twierdzi, ze wczoraj sprzedajacy poinformowal go o zmianie planow (nie wierze w te bajki ale i tak mu nie udowodnie ze kreci), potem prosto do mojej prawniczki ktora nie wiedziala o niczym, podobnie jak ich prawnik (dzwonila do niego w mojej obecnosci). Najciekawsze jest ze nic nie jestem im w stanie zrobic (chyba ze skarzyc prywatnie a na to nie mam ani czasu ani pieniedzy ani nerwow) bo kontrakt nie zostal podpisany. W sumie finansowo stracilam na inzyniera ktory sporzadzil raport 300 euro. Domagam sie zwrotu tej sumy bo wlasciciele domu maja teraz raport z glowy w razie czego, mnie sie na nic nie przyda. Nie pisze o stratach niematerialnych, o nadziejach, o przygotowaniach, o przywiazywaniu sie do tego miejsca i uznaniu go za swoje - bo mi po prostu peka serce. Czuje sie pewnie tak jak moja dawna przyjaciolka kiedy jej narzeczony tydzien przed slubem stwierdzil, ze slubu nie bedzie... Pomijajac sterte roznych rzeczy zakupionych do nowego domu. Firanki na miare, posciel, lampki nocne itp - w sumie drobiazgi, ale z mysla o konkretnym miejscu. Teraz powiedziec to dzieciom... Wyczyscic wszelkie emocje i uczucia do tego miejsca, nadzieje z tym zwiazane. I rownolegle starac sie zyc, borykac z niewesola rzeczywistoscia. I zmienic plany. Szukac nowego domu. Przeraza mnie to. Wiem ze smutek przejdzie i bede dzialac dalej, ale nikt nie zwroci mi tych 3 miesiecy poszukiwan i nadziei. I radosci ze wreszcie znalazlam cos co mi odpowiada i wszystkim nam sie podobalo, przywyklismy do mysli ze to bedzie nasz dom. Czy mam naprawde zaczac wierzyc, ze nie ma nic na tym swiecie pewnego, solidnego, na czym mozna polegac? Nie chce utracic tej wiary... Owszem, mozna na to patrzec z roznych aspektow, jak sie ma dystans. Mozna stwierdzic ze moze to miejsce bylo nie dla mnie, moze znajde dzieki temu cos lepszego bo otwieraja mi sie nowe opcje. Ilez tych opcji mozna miec i ile szukac? Przywiazalam sie do tego domu, wszystko bylo na dobrej drodze. I mam zaczynac od nowa... Wcale mnie to nie cieszy. A juz na pewno nie teraz. Daje sobie prawo do zaloby. Sytuacja dosc skomplikowana jak sie spojrzy z szerszej perspektywy. Musze tutaj mieszkac bo bez sensu wynajmowac - nie mam zdrowia do przeprowadzania sie kilka razy. I nikt mi nie powie ze to bedzie dla mojego dobra bo sie od pojeba odizoluje - nie takim kosztem. Mlodszy konczy szkole w piatek - wyjechalibysmy do Polski od razu, na cale wakacje. W miedzyczasie zalatwialabym przez prawniczke to i owo albo szukalabym czegos (jesli bym wczesniej nie znalazla). Ale bylabym z dala od stresujacego srodowiska. Nabralabym sil. No niestety, zeby to tak piekne bylo... Corka przyjezdza na tydzien od 17 bo ma wyklad na uniwersytecie w Cork. I bede ich musiala troche ten syf ogarnac. Poza tym sam fakt bycia tutaj po tym wszystkim co sie stalo... Liczylam, nie bez powodu, ze juz bede na nowym miejscu i nawet jak nie bedzie nowej kuchni czy tu i owdzie wymalowane to i tak OK. Wlasnie zadzwonilam do goscia ktoremu zadatkowalam suszarke i rozkladanke, moge przyjechac po odbior kiedy mi pasuje. Tyle na razie. Sprobuje przejrzec jakies ogloszenia... A po 24 wyjezdzamy na 2 miesiace. Chyba ze los szykuje jakas pozytywna niespodzianke - nie bez mojego udzialu oczywiscie bo nic w tym zyciu nie ma ot, tak sobie z niczego :D
  3. Ja ze swej strony radze nagrywac jego "wystepy", teraz sa sprytne komorki, jeden przycisk i juz masz wlaczony dyktafon, schowaj do kieszeni i niech sie rzuca. Ty masz to wszystko nagrane, jest dowod.
  4. nobodyisperfect - bardzo madry post, dajacy poczucie bezpieczenstwa i pewnosc, ze moge cos zrobic i ze zadna sytuacja nie jest beznadziejna! Balsam dla kobiet zastraszonych przez partnerow, piastujacych stanowiska. Bo jest wyjscie, zawsze jest. Trzeba tylko byc upartym i przestac sie bac. Interwencja na pismie, potwierdzenie, zglaszanie wyzej. Kazdy ma jakiegos szefa. Kazdy jest od kogos zalezny. A czuje sie bezkarnie bo widzi zastraszenie partnerki i jest pewnien (w swoim narcyzmie) ze ona nic nie jest w stanie zrobic, ze tak ja omotal i zmanipulowal, zastraszyl. Trzeba sie przygotowac na to, ze pierwsze wrazenie moze byc powiazane z agresja, nikt sie nie godzi na tak drastyczna zmiane i ograniczenia bez walki. Nawet ja mialam ten problem gdy upublicznilam zachowanie meza przy wspolnych znajomych z sasiedztwa - pierwsza reakcja to slowna agresja i zastraszanie po czym stulil uszy. Choc jest to czlowie ktory uwaza swoje zachowanie za normalne i to ze wyladowuje na innych frustracje, zlosc, wulgarnosc i prostactwo to dla niego standard. Nie widzi w tym nic niewlasciwego, podobnie jak w balaganiarstwie. I nie moze do niego dotrzec, nawet broni sie rekami i nogami przed swiadomoscia ze inni moga inaczej odbierac jego zachowanie, ze moze byc dla nich toksyczne, krzywdzace. Taki osobnik zdaje otoczenie na laske i nielaske swoich humorow i w tym przypadku pomaga jedynie odciecie sie - psychiczne i fizyczne. Ludzie im ustepuja - na poczatku z zasady ze madry glupiemu itp a potem dla swietego spokoju, a pozniej to juz nic nie zostaje tylko toksyk i jego frustracje. Rodzina toksyka nie ma swojego zycia, swoich praw, jezt przez niego wchlonieta, jej glos zagluszony. Przeszlam przez to i niestety, nadal zyje w tym srodowisku dopoki sie nie przeprowadze i teraz to juz nie jest ani moja indolencjal ani strach bo wszystko zalatwione - tylko jakas urwa nie dopilnowala dokumentow i nie mozna znalezc planow nieruchomosci i zezwolenia na budowe. Przeciez do cholery to sa podstawowe dokumenty, jak dowod osobisty czy paszport - i ja nie rozumiem jak mozna, posiadajac dom, tego nie miec! K*rwa ja tych ludzi tutaj nigdyu nie zrozumiem, skrajna nieodpowiedzialnosc, bylejakosc, olewactwo. A to ze drugi przez to ma problemy to juz niewazne, poza spektrum postrzegania. Sorry, to taka moja mantra na dzien dobry zeby dzisiaj wreszcie zadzwonila prawniczka z informacja ze sa papiery w komplecie i jutro dostaje klucze...
  5. Jesienna - to jest przerazajace - ze przedstawiciele prawa to damscy bokserzy...
  6. Gdy spotykam sie z przypadkami zon mundurowych (ktorzy tym bardziej czuja sie bezkarnie, ze sa przedstawicielami prawa - a raczej owego "prawa" opacznie przez nich pojmowanego, ktorym zaslaniaja swoje ogromne kompleksy) nad ktorymi mezowie sie znecaja - staje mi przed oczyma ksiazka Stephena Kinga - "Rose Madder". Ja Wam wierze, ze te przypadki to jedne z najtrudniejszych. I wierze tez w Wasz strach, poczucie beznadziei i ze nie ma dokad uciec. I wiare w to, ze oprawca jest i bedzie bezkarny. Mowie Wam, ze tak nie jest. Nie tylko Wy jestescie jedynym przypadkiem ale jest takich kobiet - zon, partnerek panow mundurowych - o wiele wiecej. W rzeczy samej - policjant, wojskowy ma wieksze od przecietnego czlowieka "szanse" na okazanie swojej agresji prywatnie, bo robi to niejako "zawodowo". W tej grupie spolecznej bardzo czesto wystepuje przemoc domowa. On sobie moze "straszyc" kolegami z pracy ale sa jednostki wyzej od niego postawione ktorym z kolei on moze naskoczyc. I jak upublicznisz wobec np jego szefa czy generala nagrania z awantur, straszenie Cie i inne "atrakcje" jakie Ci zapewnia - zareczam, ze wobec takich faktow odpowiednio go potraktuja. Nikt nie bedzie chcial w swoich szeregach czarnej owcy bo policja ma sluzyc przykladem, policja ma wzbudzac respekt i zaufanie. A on zrobil to co zrobic mogl - wyzej tylka nie podskoczy. A to co zrobil i mogl zrobic jest dla Ciebie wykladnikiem jego wszechmocy (a jemu wlasnie o to chodzilo i juz niczego wiecej robic nie musi zebys sie bala). Ja wiem ze to sa zagrania nie tylko ponizej pasa ale dotyczace innych osob, obcych (kolega z pracy) - ale to czesc jego manipulacji. Widzisz, co zrobilem obcemu facetowi? To pomysl co moge zrobic Tobie, Twoim przyjaciolom, rodzicom, rodzinie. Psa kazdy (potencjalnie) kopnac moze i rzucic nim o sciane bo jak sie psina obroni? To jest k*restwo znecac sie nad bezbronnym zwierzeciem - ale dla niego Twoj pies to rekwizyt a nie zywe stworzenie. Droga do twojego strachu. Oni dobrze wiedza w co uderzyc, to sa mistrzowie manipulacji, przeciez od tego wlasnie zalezy ich dobrobyt. A smiem twierdzic ze i przetrwanie...
  7. nobodyisperfect - szkoda ze nie mamy mozliwosci osobistego kontaktu to wyszlyby pewne niuanse, ja daleka bylam w swojej wypowiedzi od umniejszania czy szydzenia bo z wlasnego doswiadczenia znam teksty podobne. Moim celem (moze troche zboczylam z niego i cos mi umknelo, dlatego zostalam zle zrozumiana) bylo pokazanie jakie brednie oni gadaja i jak nas tym kontroluja - i na ile jestesmy zaburzone by brac to sobie do serca i sie bac podczas, gdy czlowiek niedysfunkcyjny tylko by sie zdziwil jak mozna takie bzdety sprzedawac. A jesli on dodatkowo posilkuje sie nozem - to juz sprawa grubo kryminalna. I tutaj dziewczyny dobrze radza - policja, niebieska linia czy jakakolwiek inna instytucja bo to czlowiek chory psychicznie. Co do nagrywania zgadzam sie - nawet jesli jemu o tym nie powiesz to zyskasz odrobine pewnosci siebie (u mnie wlasnie tak bylo).
  8. nobodyisperfect: "kilkakrtonie usłyszałam że jeśli "coś mi się stanie"to zebym nie myślała że będę miała spokój- on nie pozowli mnie pochować tylko kupi dużą lodówkę i będzie mnie w niej trzymał do swojej własnej smierci. Poza tym , on chcilaby żebym była brzydka i gruba bo wtedy nikt nie interesowałby sie mną...dziecinada i psychoza..." Kto przy zdrowych zmyslach (i nie zastraszony) wzialby te piendroly na powaznie?
  9. yeez - nie wkurza ze nic sie nie dzieje i ze musze czekac, tzn nie samo to. Bo zdaje sobie sprawe z takich sytuacji, nie zawsze wszystko wlasciwym torem idzie choc powinno wedlug wszelkich znakow na niebie i na ziemi. Bo wydawaloby sie prosty zakup domu >>>depozyt>>>przekazanie dokumentow przez agenta>>>wstepny kontrakt do akceptacji>>>przekazanie pieniedzy>>>podpisanie i uprawomocnienie kontraktu>>>klucze A ja jestem przed podpisaniem bo prawniczka radzila sie wstrzymac ze wzgledu na brak tych szczegolowych map. Mnie wkurza ze musze jeszcze tych nie wiadomo ile dni/tygodni nie daj Boze, spedzic w atmosferze z toksykiem, w warunkach ktore sa dla mnie dyskomfortowe, a niewiele moge juz zrobic (bo to nie moj dom i nie moje sprawy). To dokladnie - i tylko to - mnie wkur*ia. Ze jestem w nie swoim domu z osoba z ktora nie chce byc - bo taki uklad losu. Mimo iz robilam wszystko by z ta osoba nie byc... Oczywiscie to ze jestem wkurzona niczego nie zmieni i jest to tylko i wylacznie czysta emocja, wypadkowa frustracji i niemocy. Ale wole ja odczuwac i tu sie wygadac niz dusic w sobie.
  10. W sumie wszyscy wypowiadajacy sie macie racje. Kazde z tych odczuc jest we mnie ale nie pochlaniaja mnie bez reszty. Traktuje je jako "zlo konieczne", cos co po prostu jest, musi byc a z czasem minie. Gorsze jest pozostawanie tutaj i czekanie, takie przedluzanie agonii. Na nikogo to dobrze nie wplywa. Ale w tym wypadku nie jest to zalezne ode mnie. Czekamy na jakies brakujace (a raczej poprawe niedokladnych) dokumentow, nikt wczesniej o to nie zadbal no i dobrze, ze moja prawniczka podeszla do problemu z odpowiedzialnoscia zebym potem ja nie miala klopotu z "wyprostowaniem". Tylko w mojej indywidualnej i bardzo specyficznej sytuacji jakiekolwiek opoznienie jest przymusem do pozostawania w chorej atmosferze. Niby nic sie nie dzieje ale wszystko wisi w powietrzu, moze wybuchnac lada chwila (mialam juz przeciez przyklady nie tak dawno). Czuje sie jak na bombie z opoznionym zaplonem - a przeciez zrobilam wszystko zeby to zmienic... Nie wiem, moze po prostu jestem niecierpliwa ;) Ale krew mnie zalewa jak pomysle ze tyle staran, tyle nakladow i wciaz jestem w miejscu bo ktos nie dopilnowal dokumentow i trzeba czekac. Tutaj niestety, ludzie sie nie spiesza i dlatego tak to jest... Pojechalabym do Polski na kilka tygodni, zeby choc w spokoju pobyc zanim zacznie sie mlyn z przeprowadzka - corka przyjezdza na tydzien w polowie miesiaca i tez kurde nie wiem czy juz na nowe czy tu do tego syfu. Nic sie nie da normalnie zaplanowac. Maz-eks maz stwierdzil niedawno, ze jak zmienie zdanie to zawsze moge tu zamieszkac i dom wynajac. I pyta sie czy jestem pewna swojej decyzji. Zero poczuwania sie do odpowiedzialnosci za rozpad zwiazku. Zero swiadomosci ze cokolwiek niewlasciwie zrobil. Nie moj problem ale zeby az do tego stopnia byc nieswiadomym wlasnych czynow... On nic przeciez nie zrobil, to mnie odbilo... Siedze przy komputerze bo syn sie znow uparl (ale na spokojnie) i powiedzial ze do szkoly nie pojdzie. To jestem upierd*lona w domu na caly dzien. W nowym pozakladam klodki na brame i wyjde, on nigdzie nie pojdzie jak zamkniete co najwyzej na ogrod. A tutaj raz ze nie jestem u siebie a dwa: nie ma zadnych zabezpieczen w drzwiach czy bramach na podworko. I jak wychodze to na co najmniej godzine, poltora bo wszedzie daleko. Planowalam dzisiaj skopiowac te papiery do paszportu, podbic na policji i wyslac. Ale pewnie d*pa z tego bedzie... Taka ladna dzisiaj pogoda, slonce swieci. Nie mam werniksu, tez by sie przydalo kupic bo z niczym nie rusze. Kleju do drewna tez nie mam a potrzebuje. Nie za fajnie mi sie poniedzialek zaczal ale moze to prognoza ze potem bedzie tylko lepiej?
  11. CVhcialam zapytac tych, ktore juz sie uwolnily z tokasycznego zwiazku i sa na swoim - czy nie czulyscie obaw, cos w rodzaju leku (nie, nie mam na mysli jakieghos wielkiego strachu tylko taka niepewnosc ktora gdzies tam sobie w tle siedzi, nic co byloby wszechogarniajace) ze bedzie Wam ciezko, ze sobie nie poradzicie - a wystarczyla tylko odrobina zdroworozsadkowego myslenia, logiki i wszystko wracalo do normy? Obawy znikaly choc nie do konca, zawsz gdzies tam siedzialy przyczajone? Mam wrazenie ze to wiaze sie z bliskoscia nowej sytuacji ktora jest nam upragniona ale zarazem sie jej obawiamy (bo jest nowa, nigdy tego nie przezywalysmy i nie mamy doswiadczen). Czyli calkowicie normalne odczucia. Tzn tak sobie to wszystko tlumacze. I tym tez, ze czlowiek instynktownie wybiera bezpieczne wyjscia- cz\yli w tym przypadku moze byc tylko lepiej. Jesli wszystko bedzie w wiekszosci zalezec ode mnie...
  12. Konstelacjo - napisalas: "znów ten czarny okres. kupiłam fajki, i zastanawiam sie, czy zapalić, czy nie - on dla mnie rzucił," i powiem Ci ze pieprzysz ;) On RZUCIL DLA SIEBIE a nie dla Ciebie! Toba sie tylko zaslania zeby Ci wypominac i manipulowac Toba - ile to on dla Ciebie zrobil. Niestety, mamy jakies klapki, bielmo na oczach ktore nie pozwala odroznic tego co ktos dla nas naprawde, szczerze, z troski, z milosci, z szacunku robi a tego za co na nas zrzuca odpowiedzialnosc zeby nas sobie ustawic. Zrobilem to dla ciebie - te spiewke znam od dziecinstwa. Owszem, zrobiles/as cos ale byl to akt WOLNEJ WOLI. I za taki odpowiada jego autor a nie osoba dla ktorej ponoc to zrobil/a. Wbijmy sobie do glowy pare takich prostych regul - i to nam ulatwi w przyszlosci unikac toksycznych ludzi plci obojga. Pieknie napisala Niebo: "Miłość to dobro, szlachetnośc, bezpieczeństwo, to skrzydła u ramion, to radość i szczęście." Dziewczyny - te ktore niedawno do nas dolaczyly - wydrukujcie sobie te slowa i powtarzajcie jak mantre! Tym jest milosc a nie to co Wy czujecie do toksykow! Ani tym bardziej to, co oni czuja do Was. W Waszych zwiazkach nie ma milosci, jest tylko chora zaleznosc chorych ludzi. I jesli Wy jestescie w stanie sie uleczyc - to jesli oni sami nie zechca, ich nie zmienicie i im nie pomozecie. najlepiej jest pomoc odchodzac - i sobie, i jemu. A propos tych samobojcow pozal sie Boze - mialam podobne doswiadczenia, tez sie wieszal, cial i jakos nadal zyje i ma sie dobrze... Jak to teraz wspominam to mi sie chce smiac ze czlowiek takiego debila moze z siebio zrobic...
  13. potym jesli jest popyt to i bedzie podaz. Czyli na swiecie mamy cala mase kobiet nie wierzacych we wlasne sily, zglodnialych uczucia... Przykre ale prawdziwe. Dopoki kobiety beda godzily sie na dziadostwo ze strony partnerow, dopoki beda przygarniac takich darmozjadow i jeszcze im przychylac nieba zeby nie warkneli - to nasz topik bedzie zyl dlugo i szczesliwie. Tutaj trzeba prewencji - rozwijania samoswiadomsci kobiet. Musze juz uciekac odebrac syna, moze napisze cos wiecej jak wroce :D
  14. Widze nowe twarze - i choc one nowe, swieze na naszym forum to problem wciaz ten sam. Nie obawiajcie sie wiec, Dziewczyny - my tu znamy go od podszewki niemalze :D I pytajcie smialo. piszcie, zwierzajcie sie, wylewajcie zale - to jest bardzo potrzebne na poczatku. Macie prawo tak czuc bo postepowanie partnera jest zamachem na Wasza osobowosc, prawo do samostanowienia i wolnosc osobista. To manipulacja czystej wody. Pisze o niej Paulinka25, Paulaaa123 i Ania. Kazdy z tych problemow ma takie samo podloze, choc jest zupelnie inny i indywidualny. Moja rada - w miare wolnego czasu przejrzyjcie poprzednie czesci naszego topiku, tam sa bardzo podobne do Waszych przypadki, moze cos i z tego skorzystacie? A na biezaco piszcie tutaj,niech choc odrobina z tego stresu Was opusci. Zadna z was nie zyje w normalnym, partnerskim zwiazku w szacunku, milosci i trosce. Wasi partnerzy chca Was podporzadkowac i calkiem niezle im to idzie. Dlatego, ze trafili na podatny material... ale tym zajmiecie sie pozniej. Teraz czas na obalenie mitow - prawie kazda z nas (z tych, ktore zyly w zwiazkach z przemoca, zwiazkach toksycznych) zdarzylo sie byc zastraszana (to jedna z metod toksyka). Rzadko sie zdarza ze ten, kto naprawde chce skrzywdzic - straszy. Straszenie to rekwizyt ktory ma z\a zadanie uczynic Was posluszna jego woli. Takie zaklecie magiczne. Wtedy wlacza sie strach - Wasz strach - i nie jestescie w stanie myslec logicznie, zastanowic sie na ile ten strach jest uzasadniony. A ze uprzednio toksyk odcial Was od przyjaciol, rodziny i znajomych ktorzy mogliby byc dla Was punktem odniesienia... Przyklady takich "strachow" - odbiore ci dzieci. Pomysl, dziewczyno - po poerwsze: co on by z tym dzieckiem robil, faceci sa wygodni i dzieckiem sie zajmowac nie beda (nie uogolniam, ale taki toksyk na pewno woli piwko z kolegami niz nianczenie dziecka); drugie: sad bez powodu dziecka matce nie odbierze (musialaby byc z takiego totalnego marginesu i z potwierdzeniem jej trybu zycia, tego sie nie da zmanipulowac). A toksyk wie jak dziecko jest dla matkiw azne wiec ja tym straszy. Niech sie tu odezwa (jak jeszcze wpadaja) te dziewczyny, ktorych partnerzy pozal sie Boze straszyli odebraniem dzieci - i co? Odebrali? Tu takich przypadkow bylo ponad 50% jak nie wiecej... Oni sa mocni w gebie bo wiecej im nie potrzeba, wystarczy jak postraszy, huknie i juz ma to co chce. Tak jestescie zastraszone. Pocieszcie sie, ja tez bylam. Wiem o czym mowie choc zabraniem dzieci mnie nie straszyl bo wlasnych nie mamy a od moich moze sie odpierd*lic. Zreszta juz jestem po separacji - z tym ze nadal mieszkamy razem, czekam na podpisanie kontraktu kupna domu ale sie przeciaga bo sprzedajacy nie dostarczyl odpowiednich dokumentow o czasie (a konkretnie mapy szczegolowej). Mieszkam za granica a tu sie nikt nie przejmuje, wszystko lelum-polelum - z jednej strony dobrze bo bez stresu a z drugiej jak cos trzeba to czekaj do usr*nej smierci. Ale wracajac do tematu - jestescie przede wszystkim ubezwlasnowolnione STRACHEM zaindukowanym przez Waszych toksykow. I same nadajecie mu wladze absolutna i moc nadludzka. A on jest tylko malym, slabym czlowieczkiem bo silny nie drze mordy ani nie straszy, nie szantazuje, nie izoluje od bliskich. Slaby boi sie utraty swego watpliwego autorytetu wiec uzywa takich metod jak wyzej opisane. Trzymajcie sie, dziewczyny! Troszczcie sie o siebie!
  15. Polecam film "127 godzin" - naturalistyczne potwierdzenie, ze w ekstremalnych warunkach najwiekszym bohaterstwem jest... przezyc. Co do toczacej sie przepychanki (nie zasluguje na miano polemiki) - uzywa sie tu powszechnie (i to nie dotyczy tylko jednej osoby ale wielu, w tym anonimow) wnioskowania o stanie psychicznym i emocjonalnym adwersarza. A jest to sprzeczne z zasadami kulturalnej wymiany pogladow i nazywa sie - ze przypomne - osobistymi wycieczkami. Czesto zreszta majacymi sie tak do rzeczywistosci jak piesc do nosa (czy tez kwiatek do kozucha) i bedacym w prostej linii projektem wyobrazni autora. Innymi slowy - nie trzyma sie to ani kupy ani d*py a jest nastawione na zdenerwowanie przeciwnika lub tez pokazanie mu swojej przenikliwosci... Jak w przedszkolu. Ewo - tracisz dystans do siebie i innych. A tlumacza sie winni. Nikt Cie o tlumaczenie siebie nie prosil i uzywajac takiej formy, nazwijmy to, obrony - stajesz sie mniej wiarygodna bo dokladnie odpowiadasz na prowokacje anonimow. Oni sugeruja ze cos tam powiedzialas, minelas sie z prawda itp a Ty to natychmiast prostujesz. Zalezy Ci na opinii anonima? Ty wiesz jaka jest prawda, osoby ktore Cie lubia tez nie przestana Cie lubic bo jakis anonim sie wtracil. A jak Cie ktos nie lubi (co jest calkiem normalne i naturalne, nie mozemy byc kochani i podziwiani przez 6 miliardow ludzi na swiecie) to po cholere zdobywac jego przychylnosc? Przed wielu laty ktos powiedzial takie slowa: wyobraz sobie, ze jestes szczesliwcem ktorego lubi polowa populacji swiata - czyli 3 miliardy. A jesli spotkasz kogos, kto Cie nie lubi - trafilas po prostu na jednego z tych drugich 3 miliardow... I od tamtej pory wlasnie tak patrze na ludzi. A wrecz zabiegalam o bycie lubiana (tu tez problem z krytyka byl i wszystkie z tym zwiazane) i akceptowana. Madrej glowie dosc dwie slowie, jak ktos nie zrozumial za pierwszym czy drugim razem to po zawodach, szkoda czasu i energii - wiem to z wlasnego zwiazku i stosuje w praktyce. Na forum miejsce jest dla kazdego kto akceptuje ogolne zasady i szanuje rozmowcow. A co do wypowiedzi - kazdy bierze z nich co mu potrzebne i na wlasne ryzyko. Kazdy tez doradza po swojemu. Ani lepiej, ani gorzej. Inaczej. Co toksyczne dla A moze byc pomocne dla B. Ale nie nam o tym wyrokowac. Jesli draznia mnie elaboraty Ewy - to ich nie czytam. Proste. Moge jej powiedziec co najwyzej, zeby pisala zwiezlej bo trudno sie czyta a przeciez pisze dla jakiegos celu - a co ona zrobi to juz nie moja brocha. I wcale nie musze zgadzac sie z jej wypowiedziami - juz nie raz stwierdzalam ze sa, w mojej opinii, troche oderwane od realiow, idealistyczne i bujajace w oblokach - ale taki ma styl i szlus. Na swiecie sa rozni ludzie potrzebni. I nie bronie w tym wypadku Ewy ale wolnosci i swobody wypowiedzi, miejsca dla kazdego na forum. A zlosliwcy byli, sa i beda. Na trolli nie zwracamy uwagi bo im chodzi glownie o to by namieszac. I - jak widac - udaje im sie. Yeez i Ewa zawsze dzialaly na siebie i odkad pamietam byly tarcia - ale dopoki nie przekraczaja granicy kulturalnego sporu o pryncypia - jest OK. To daje topikowi prawdopodobienstwo i plasuje go blisko zycia. Bo to sa sytuacje zyciowe, nie kazdy z kazdym sie zgadza - a tutaj jest wrecz kliniczny tego przyklad. Nie mam teraz ani czasu ani glowy zeby wdawac sie w szerokie dyskusje - ale musialam te trzy grosze wtracic jako osoba bardzo emocjonalnie zwiazana z topikiem. Pomogl mi on bardzo i nadal pomaga - bo jest. Czasami jako dowod - dla mnie - ze mozna wyjsc z toksycznego zwiazku, ze mozna wiele zdobyc w trudnych warunkach i mimo, iz na poczatku wszystko wydaje sie beznadziejne i niemozliwe - jest mozliwe. I ze kazdy ma na to swoje tempo, swoj czas i swoja droge. Moja droga nie jest w niczym lepsza od drogi kogos innego. Ani gorsza. Jest MOJA. A jak komus cos z niej pasuje - to niech sie czestuje na zdrowie :D Konflikt oczyszcza atmosfere - czy mozna na to liczyc tu, na topiku? I APELUJE O NIE KARMIENIE TROLLI!!!!! Nikt mi nie wmowi ze to obrona, ze ktos obraza to trzeba zareagowac - do cholery, to nie jest ktos tylko troll ktorego "zasada" jest wlasnie namacenie, sprawienie ze ktos sie poczuje winny i zacznie tlumaczyc, udowadniac... A efekt zaden bo troll bedzie dalej szukal, dostal zrec i wie ze tutaj sie pozywi. Dlatego trolla sie ignoruje i to nie ma nic wspolnego z pozwalaniem na obrazanie sie. Nie moze nas obrazic troll - czyli praktycznie nie istniejaca jednostka spoleczna ;) A co do analizy psychologicznej trolla - jesli to komukolwiek potrzebne to chyba autorom takowej, a troll sie cieszy ze zwrocil na siebie uwage i narobil smrodu.
  16. Zrobmy wloski strajk i trzymajmy sie scisle, tylko i wylacznie, tematu topiku ;) Moze to cos pomoze ;)
  17. ...a zamiast jalowych sporow - posluchajmy muzyki, ktora lagodzi obyczaje. Ta muzyka na pewno http://www.youtube.com/watch?v=nL49yZNE4yk&feature=related
  18. Ewo - prosze Cie, daj spokoj! Ta wymiana pogladow do niczego nie prowadzi a Ty, skoro jestes tak swiadoma siebie, nie musisz nikomu sie tlumaczyc. Kto ma wiedziec to wie a kto nie wie - albo sie dowie albo umrze w niewiedzy. A to juz nie nasz problem. Szkoda energii i czasu. I temat sie rozplywa w jakichs nic nie wnoszacych dyskusjach. Chyba, ze odczuwasz przymus tlumaczenia "z polskiego na nasze". Wtedy to juz zupelnie inna sprawa ale ja niczego nie sugeruje...
  19. gingerbread - ciekawa teoria z tymi krokodylami, fajnie poczytac ale jakas taka zdziebko od rzeczywistosci oderwana mi sie wydaje. Ale z checia czytam. A propos Ripley jeszcze i naszych dywagacji o parterach (tudziez ich przywarach) - osobnikow takich, jak moj maz-x moja matka miala zwyczaj okreslac "jakiegos mnie panie Boze stworzyl, takiego mnie masz". Sama lepiej bym nie potrafila oddac jego "esencji" w slowach, a jestem dosc elokwentna :D
  20. Mam zwyczaj powtarzac: nikt nam nie kazal wybrac takich wlasnie partnerow przykladajac pistolet do glowy. Same ich wybralysmy i na pewno mieli oni od poczatku jakies, nawet malenkie, symptomy toksycznosci. Tylko my ich albo nie zauwazalysmy (bo bylysmy skupione na czyms innym) albo nie chcialysmy zauwazac albo jak juz zauwazylysmy, tlumaczylysmy "na korzysc oskarzonego". Podobne slowa napisalam dzis na innym topiku ale uwazam ze moge popelnic autoplagiat tutaj ;) :P I tak samo, jak pisalam tam - i jakie jest moje zdanie na dzisiaj: jesli ktos nam naubliza a potem, w ramach "przeprosin" powie: ja tego nie mialem na mysli... Nikt nie mowi tego o czym nie mysli wiec skoro powiedzial to mial. A czlowiek ktory szanuje partnera/ke nie ubliza. Na chamstwo nie daje przyzwolenia i juz wiecej go nie bede tlumaczyla zlym dniem czy klopotami w pracy, bo takowe ma kazdy a tylko prostak wyzywa sie na najblizszych jak sobie nie radzi. Oj, jaka ja kiedys bylam wyrozumiala - ja pierdasze! I ta wyrozumialoscia bat sama na siebie ukrecilam. Nawet jesli cos sie we mnie w srodku buntowalo to wyrozumialosc brala gore... Moge na zawsze pozostac sama ale chamstwa i braku szacunku wiecej tolerowac nie bede.
  21. Jako dziecko odczuwalam te bezsilnosc wlasciwie caly czas, stala sie moja integralna czescia. Wszyscy naokolo byli silniejsi i nie bali sie. A ja sie balam. Wiedzialam tez, ze strachu nie powinno sie okazywac (z wyjatkiem skrajnych przypadkow lub takich, gdzie nie bede zlekcewazona) i ze trzeba, jesli tylko mozna, unikac sytuacji w ktorych bede sie bac. W doroslym zyciu strach podcial mi skrzydla, potem dochodzily coraz to nowe zwiazki z ludzmi toksycznymi (na szerokiej plaszczyznie, nie tylko zwiazki z mezczyznami ale i kolezankami itp) ktore to poglebialy lek. Bledne kolo.
  22. To, co Ewa nazywa wsciekloscia czy gniewem ja nazwalabym bezsilnoscia z ktorej owa wscielkosc i gniew wyplywa. Zrodlem jest wlasnie bezsilnosc i niemoznosc dzialania. Jest to postawa emocjonalna ktora z czasem staje sie sposobem na zycie, jesli bezsilnosc jest stanem powtarzalnym (jesli nikt dziecka z tego nie wyrwie, nie pokaze ze mozna dzialac - bo dziecko samo nie potrafi, nie nauczy sie - musi miec przyklad) rokowania sa takie, ze wychowamy doroslego z poczuciem bezsilnosci w sytuacjach trudnych. Wyuczona bezradnosc Seligmana? Jednak opre sie na wlasnych doswiadczeniach, pomijajac wywody naukowe. Bylam dzieckiem ktore owa bezradnosc wynioslo z domu - bardzo dlugo nie wiedzialam, iz mojk lek (ktorego zrodlem byla wlasnie ona) jest wypadkowa leku rodzicow (ktorzy przez to nic nie zrobili, nie pokazali mi ze mozna dzialac, mozna cos zmienic, mozna sie bronic - tzn ze nie jestem bezbronna, ze mam prawa i ze mam narzedzia do obrony) i oczywiscie mojego. Dziecko nie bronione gdy dzieje mu sie krzywda zaczyna wierzyc, ze nie ma do tego prawa. Ze ta krzywda musi sie stac a ono musi ja przetrwac i uznac za czesc swojego losu. Jest bezradne bo JEST TYLKO DZIECKIEM i ma do tego prawo. Kazde zywe stworzenie w zaraniu swojego zycia jest bezradne i zdane na innych. To prawo natury. To samo prawo okresla obowiazki rodzicow/doroslych wobec dziecka. Nie jest wiec wina dziecka ze wchodzi w doroslosc bezradne i przerazone - wlasciwie nie jest niczyja wina. Bo rodzice tez wyrosli z takich przerazonych dzieci i szukanie winnego musialoby sie skonczyc w sredniowieczu. I nie o to tutaj chodzi - ale o zlikwidowanie czy co najmniej zlagodzenie skutkow owej bezradnosci. Czlowiek dorosly, swiadomy - wie ze cos z nim jest nie tak i drazy. I dochodzi do wniosku, ze na nim spoczywa odpowiedzialnosc za jakosc jego zycia, za jego relacje z otoczeniem a to co bylo sie nie odstanie, nawet jesli rodzice zyja to pretensje do nich sa bez sensu bo - jak mowi przyslowie - upieczonego chleba nie odpieczesz. trzeba samemu zabrac sie za niwelowanie skutkow spustoszenia, jakie poczynil w psychice strach. Przez te wszystkie lata pracy nad soba zrozumialam jedno - to ja jestem odpowiedzialna za swoje zycie a nie ci ktorzy mieli na nie wplyw w przeszlosci. To oczywiscie wiele tlumaczylo ale nie usprawiedliwialo mnie - i tak jest w przypadku kazdego z nas. I jesli u kresu uznam, ze mialam spieprzone zycie to bedzie tylko i wylacznie moja zasluga. Niek nie powiedzial ze zycie ma byc fair wobec wszystkich - tylko w komunizmie mialo byc "po rowno" a co z tego wyniklo widzielismy ;) Jeden rodzi sie w zdrowej, bez wiekszych dysfunkcji rodzinie i ma latwiejszy (czy na pewno? ale zalozmy teoretycznie) start; inny znow w rodzinie bardzo zaburzonej i jesli nie zacznie nad soba pracowac - skonczy jak taki sam rodzic: dysfunkcyjny, zaburzony, toksyczny.
  23. Co poeta mial na mysli... Mam wrazenie, ze wyrazilam sie jasno, bez opcji tysiecznych interpretacji. Kon jaki jet kazdy widzi. Ripley - porownywac niema co, kazdy byl z innej beczki. Wytrzymalam niespelna 11 lat lacznie: 3 w miare spokojne i 8 jazd. W czasie tych 8 czesto wyjezdzalam do Polski i to pozwolilo mi przetrwac. Rowniez cele jakie sobie wyznaczylam i realizowalam. Po tych pierwszych jazdach juz czulam ze kiedys sie stad wyniose, ale nie bylam jeszcze na tyle silna i nie mialam w sobie zaplecza, bylam tu zupelnie sama. I - jak juz pisalam - oparcie mialam wylacznie w instytucjach. Owszem, moglam wrocic do Polski i myslalam o tym dosc powaznie z koncem 2003 roku, ale sprawy sie skomplikowaly w Polsce po smierci matki a tutaj otrzymalam swiadczenia na syna i wkrotce na siebie, kupilam samochod i bylam juz niezalezna. Poza tym gdybym wrocila to szanse na prace i godziwe zycie zmalalyby do minimum i nie sadze zeby corka byla w stanie skonczyc studia, mlodszy syn byl juz dosc zawansowany tutaj w szkole i zmiana tez by mu na dobre nie wyszla. Powrot do Polski nie wchodzil w gre z wielu powodow - a ja oprocz tego jeszcze wierzylam ze maz sie zmieni (bylam na takim etapie swiadomosci ze sie wierzy w swoja zbawcza moc, ze jak zrobie tak czy inaczej to bedzie dobrze), szukalam w roznych zrodlach, kupowalam pieronsko drogie ksiazki na amazonie - teraz leza na polce i nawet nanie nie spojrze, nie sa mi do niczego potrzebne i nigdy nie byly bo niby w imie czego to JA mam sie dostosowac do kogos kto jest pierd*lniety - ksiazka miala tytul "Stop walking on eggshells" i miala pokazac jak mozna zyc z osoba zaburzona... teraz to ja sie z tego smieje ale wtedy szukalam roznych form pomocy i zrodel zmian. A potem zaczelam pracowac nad soba i tak jest po dzis dzien. Ktos powie ze moglam wczesniej - ale widac ja mam takie tempo, potrzebowalam nabrac sil, srodkow finansowych na kupno domu. Bylam tam dzisiaj. Dobrze sie tam czuje. jest troche roboty ale przeciez nie musi byc zrobiona juz. To co - jak mi sie zdawalo - bedzie razic, jakos razi ale duzo mniej. Dostrzeglam zas potrzebe zrobienia tej dobudowki do kuchni. Musze sie zorientowac ile to bedzie kosztowalo i czy ten Polak by mi to zrobil i ile by policzyl - to moze faktycznie lepiej od razu. Kanalizacja i woda jest wlasnie w tym miejscu i tylko podlaczyc, zrobilabym tam dodatkowa ubikacje i prysznic oraz pomieszczenie gospodarcze. To by mi wywalilo z kuchni pralke i suszarke i mialabym miejsce na maly magazynek. Zobaczymy co ten budowlaniec na to powie.
  24. Oj tak tak. Zeby nie bylo tak jak w porzekadle o belce i slomce :D Na tyle nasze krokodyle sa aktywne, na ile krzywdzimy innych myslac ze na to zasluzyli (czyli bawimy sie w kieszonkowego Pana Boga) albo ze my mamy jakies tam prawo bo (i tu nastepuje wytlumaczenie). A wady -mniejsze lub wieksze, mniej lub bardziej utrudniajace zycie sobie i innym - ma kazdy z nas.
  25. czytam sobie bo mam jeszcze chwilke czasu, i oto co mnie wywalilo ze skarpet: "To co piszesz przypomina mi wspomnienia z dzieciństwa, kiedy czułem, że z moją mamą jest coś nie tak - z jej intencjami wobec mnie. Kiedyś jak wracała z pracy chciałem to wypróbować, na ile jest istotnie w dobrych intecjach wobec mnie. A więc czekałem w domu aż przyjdzie z pracy [miałem 10 lat] i ustaliłem sobie, że będę tak grzeczny i przyjazny wobec niej jak tylko można. [żeby tylko uniknąć kłótni, nieprzyjemnych chwil] Gdy weszła to widziałem, że coś jest mocno nie tak [ dziś wiem - kr uruchomiony]. Nie miała się czego czepić u mnie, ale jednak coś przekręciła i tego się czepiła, jednym słowem zaatakowała energetycznie. Ja, tak jak sobie ustaliłem, robiłem wszelkie uniki, ale nie dało się. Nasze połączenie energetyczne i konieczność fizycznego bycia w tym samym mieszkaniu robiła swoje. Czułem się ohydnie, wykorzystany i zdradzony. W Waszym przypadku może być tak samo. Kr będzie chciał żreć - jeśli nie dziś to jutro. I nie obchodzi go, że jest niewiarygodny, że wygląda jak ostatnia łajza. On chce żreć i tyle go to obchodzi. Nosicielka jest tu też tylko do posługi, jej zdrowie się praktycznie nie liczy w obliczu głodu kr. [akurat tu jest przypadek już mocnejdegradacji nosicielki] Na szczęście macie tego wszystkiego świadomość. Dla mnie największym wyzwaniem było przejście ponad prostą logiką, która mówi, że jak ktoś coś mówi, to to właśnie ma na myśli, a słowa służą konkretnemu celowi, bezpośrednio wyjawionemu w tych słowach. U nosiciela to: 1. ani to, co mówi to tego nie ma na myśli [bo nosiciel mało co w ogóle rozumie ze swojego położenia, można powiedzieć, że jest mocno zagubiony w sieci manipulacji kr. Myśli, że jest podmiotem, a jest przedmiotem] 2. ani też słowa z jego ust nie służą bezpośrednio temu czemu wydają się służyć [mają zaś odsłonić ofiarę, zabełtać jej emocje tak, aby były łatwiejsze do spijania przez kr]." To z linku o krokodylach. Przyklad z mojej laczki - wzialam szczeniaczka na rece. Kto by sie oparl takiemu slodkiemu, malemu piesiowi - przeciez to takie wdzieczne stworzenia (choc psotne). A eks-maz z morda: ty sobie mnie mysl ze co dam pieski, ja je wychowalem i one sa moje. Ni w p*zde, ni w oko. Nastepnym razem sam przynosi mi pieska i mowi: powiedz mu dzien dobry, on tak cie kocha. Normalny czlowiek bedzie zapultany co jest grane przy takim postepowaniu - a krokodyl zre na potege, zre i mlaska. :D :D
×