Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

oneill

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez oneill

  1. Niby fajnie, u kresu drogi - ale jednoczesnie u progu waznej zyciowej decyzji... Nie, decyzja zostala juz podjeta - powinnam wiec napisac - u progu jej realizacji. Samo podjecie decyzji i kontynuowanie dzialan aby "slowo stalo sie cialem" - wywolywalo obawe ale jednoczesnie radosc. Bo wreszcie realnie cos robilam dla poprawienia mojej sytuacji, w perspektywie mialam spokoj i niezaleznosc od toksycznych zachowan - i cala game pozytywow jaka niesie odciecie fizyczne od toksycznego partnera. Teraz, gdy juz jedna wazna sprawa zalatwiona a druga na bliskim horyzoncie - zaczynam sie martwic. Nie umiem nawet powiedziec konkretnie o co bo to sie zmienia, zostaje emocja pt martwie sie. Nie jest to uczucie obezwladniajace, raczej gdzies tam sobie w tle urzeduje. Wydaje mi sie, ze to moj wlasny mechanizm radzenia sobie ze stresem, zwiazanym z przejsciowa sytuacja i waznymi zyciowymi zmianami. I nie ma nic wspolnego ze stanem faktycznym bo - patrzac obiektywnie - nie mam sie czym martwic a jesli nawet znalazloby sie cos "do zmartwien" to jest to sprawa typu "potrzebuje zamienic samochod na mniejszy bo za duzo pali" - ale w obecnym moim stanie ducha urasta to do sporych rozmiarow i zupelnie niepotrzebnie. Z samochodem wyszlo troche niefortunnie bo fakt faktem pali bardzo duzo a mnie sie znacznie zmniejszyly dochody i praktycznie utrzymuje od kilku miesiecy sama caly dom. Maz nie doklada (a jesli to grosze), ja machnelam reka bo mysle sobie: kilka tygodni mnie nie zrujnuje a po cholere mi awantury jak juz mialam ich pod dostatkiem. Pocieszam sie tym ze takie nastroje jak przychodza same to i mijaja same - a zycie samo weryfikuje czego sie obawiac i o co martwic. Do dwoch tygodni mam dostac klucze (zdecydowalam jednak ze jakos przezyje bez wynajmowania), moze wczesniej na wymierzanie, zwiezienie paru rzeczy, po uprawomocnieniu kontraktu zmieniam zamki, zakladam klodki na bramy zewnetrzne i podlaczam alarm (to ostatnie opcjonalnie, zalezy jakie beda koszty - tam kiedys byl alarm i jest cale okablowanie ale czy dziala tego nie wiem) - choc to czysta polska paranoja blokowiskowa. Tutaj ludzie zamykaja na jeden zamek, bramy zostawiaja otwarte i jakos nikt im bez pytania nie wchodzi, jest szacvunek do czyjejs wlasnosci. Przegladalam wczoraj ogloszenia do poznej nocy - mozna umeblowac sie za 1/3 ceny sklepowej jak sie troche cierpliwosci i czasu poswieci. I po raz kolejny odkrywam zadziwiajaca acz oczywista rzecz - jestesmy leniwi z natury ;) i latwo przywykamy do wygod. W moim przypadku jest to samochod z automatyczna skrzynia biegow. Zapowiada sie na to, ze trzeba bedzie przesiasc sie na manualny a ja juz panika. K*rwa jezdzilam kilkanascie lat na manualu i bylo a nagle mi sie krzywda dzieje :P Dwa dni i wskocze z powrotem na dawne tory :D Albo to, ze mi sie lodowka nie zmiesci jesli nie bede wymieniac kuchni, ze trzeba bedzie zlikwidowac szafke a kto mi to zrobi jak facet z ktorym jestem umowiona nawali - i tym podobne brednie ktore mnie zaczynaja wk**wiac. Tzn wk*rwia mnie myslenie o tym i nakrecanie sie bo realnie wiem ze to piendroly. I zycze Wam wszystkim zebyscie mialy zawsze tylko takie dylematy... Z czasem wszystko sie pouklada, nie ma rzeczy niemozliwych i to tylko umysl nas w wielu przypadkach ogranicza - to czego sie dzis boimy a lbo czym martwimy - jutro bedzie powodem do zartow i stanie sie oczywistoscia. Wiemy to z doswiadczenia bo ilez to razy wlasnie tak bylo... Dzisiaj pojade na jakies drobne zakupy a po powrocie bede dzwonic do dealerow samochodowych z zapytaniem czy nie mozna zamienic subaru na cos mniejszego. Szukajcie a znajdziecie.
  2. Rento - co do prawnikow to jest OK, ciesza sie raczej zaufaniem spoleczenstwa - a ze biora za swoje uslugi to chyba normalne. Ze mnie nie zdarli bo tyle ile powiedziala prawniczka - tyle mam zaplacic. Nie objawily sie zadne dodatkowe koszty itp Zastanawiam sie czy nie zrobic takiego ruchu - kupic maly 1 litrowy samochod dla syna docelowo i przesiasc sie na niego dopoki nie sprzedam subaru... To ma sens bo ograniczy znacznie (o ok 60 - 70%) wydatki na benzyne, ktore w tej chwili niestety ale przewazaja w moim budzecie i zyje ponad stan ;)
  3. Podpisalam separacje i mozna rzec ze jestem wolna ;) ale przeciez nie o to chodzi. a tu jest link do domu http://carrollauctioneers.com/component/iproperty/?view=property&id=10 prosze sie jednak nie sugerowac zdjeciami wnetrza ani zewnetrza bo po pierwsze: drzewa sa wyciete a po drugie: w srodku ktos pomalowal kuchnie i jedna sypialnie na przerazliwie rozowy kolor ;) To akurat nie ma wiele do rzeczy tylko duza puszka farby i pedzel - jest tam troche gladzi do zrobienia (w 2-3 miejscach) wiec zrobi mi to fachowiec - Polak za niewielka oplata. Nie zeszly jeszcze wszystkie dokumenty odnosnie kontraktu kupna-sprzedazy wiec na razie czekam (to kwestia kilku dni raptem). Pytalam w kilku miejscach w sprawie samochodu i jest szansa - niewielka ale zawsze. Musze zajrzec w wiecej miejsc, na razie tylko zaczelam sie tym zajmowac.
  4. Jestem, jestem - Buszujaca ;) Czytam tylko, bo co mialam powiedziec na temat ostatnio wywiazanej dyskusji to juz powiedzialam a nie lubie sie powatrzac jak stolec i dawac rad o ktore nikt mnie nie prosi (zgodnie z zasada: nie czyn drugiemu co tobie niemile). jestem, jak wiecie, w trakcie zalatwiania separacji (maz juz podpisal, ja podpisuje dzisiaj - tutaj dbywa sie to trak ze kazda ze stron (jesli nie ma jakichs roszczen wobec drugiej strony) podpisuje w obecnosci swojego prawnika i jak juz jest obopolnie podpisane to wtedy separacja staje sie cialem :D Teraz tylko oplaty (ktore wzielam na siebie). Kontrakt sprzedazy domu tez jest juz u mojej prawniczki na biurku, dzisiaj bedziemy na ten temat dyskutowac. Wszystko powinno dojsc do finalu przed koncem maja. Bede robic wylacznie prace kosmetyczne i to co niezbedne zebym sobie spokojnie w miare zyla i nie wkurzala sie chocby na rozdzielona baterie przy umywalce (wymieniam cala biala ceramike w tym celu, i tak wychodzi taniej niz pojedynczo), malowanie, usuwanie plytek sciennych w jednym miejscu (brzydko wyglada), gdzie trzeba - gladz gipsowa, usuniecie starego wbudowanego segmentu z mojej sypialni, polozenie ok 2-3 m kw paneli podlogowych na przedpokoju. Meble na poczatek podstawowe a z czasem reszta. Kuchni na razie wymieniac nie bede bo ma takie dziwne ustawienie i chce to jeszcze w uzytkowaniu przemyslec. A na razie to ja sobie fajnie ozdobie zeby choc na tyle spersonalizowac. Zadnych ekstra kosztow zeby sie zorientowac ile to w sumie wyjdzie, bo na pewno wiecej niz planowalam :D Ale to tez biore pod uwage. Musze jak najszybciej zmienic samochod na mniejszy, subaru kosztuje mnie za drogo (duzo pali). Wszystko bez pospiechu, szkoda nerwow. Ogladalam meble i juz mam lozka upatrzone w lokalnym sklepie. Drzwi wbudowanych szafek okleje jakas fajna tapeta na razie, nie bede wymieniac, dotnie sie jakies polki tylko. Gorzej z zestawem wypoczynkowy, sprzedajacy zabiera ten ktory jest w domu (nie bylo mowione ze zostawiaja ale ja myslalam ze machna reka, zaoszczedzilabym sobie zachodu i ok 1000 euro) i trzeba jakis kupic. Moze nie tak od razu, trzeba rozejrzec sie i czegos poszukac. Nie wiem czy zostaje tez szafa w sypialni syna. I duze podwojne lozko w mojej. Dowiem sie w najblizszym czasie i zrobie liste rzeczy niezbednych, na ktorych sie skoncentruje gdy juz dostane klucze. I bede mniej wiecej wiedziala ile mam wydac.
  5. Rento - brawo za post do mamy. Bardzo rozsadny i rzeczowy.
  6. Ewo - cytuje Cie: "Oneill Przepraszam, ze sie sama wkopalas w dyskusję." Zabrzmialo kabaretowo - i dokladnie tak to odebralam. Wkopuje sie na wlasne zyczenie, taka moja uroda. A czy zaluje czy nie to juz moj problem (jesli wogole). Nie bierz tego wszystkiego tak na serio. :D
  7. ... i tak na chwile zebysmy sie mogli oderwac od naszych wlasnych problemow... http://adopcjektoz.blox.pl/html/1310721,262146,169.html?1
  8. Ewo! Bywa, ze sie z Toba zgadzam i nie omieszkam o tym napisac. Ale to co ostatnio przeczytalam - wybacz - pachnie mi demagogia. Oczywiscie jest to publiczne forum i kazdy moze pisac co laska byle nie obrazac innych. Ustosunkowuje sie nie do Ciebie personalnie, Ewo - ale do Twoich wypowiedzi zarowno w formie jak i tresci. A na wymiane zdan (ktora dla postronnych moze byc co najmniej meczaca a juz na pewno odlegla od tematu topiku) tez sa proste sposoby, chyba ze owa "dyskusja" ma cos udowodnic... Jesli nie chcesz udowadniac, jak sie zastrzegasz - to po co to ciagniesz? Bo ktos powiedzial to czy tamto? Jestes pania samej siebie czy nie? Olac, zignorowac - niech sobie mysla co chca. Chyba Ci nie zalezy na tym, co sobie ktos z netu mysli? OK, niepotrzebnie i ja sie dalam "wciagnac" - juz zamykam twarz i przechodze do tematu :D Milego sobotniego wieczoru :D, mniej formy a wiecej tresci
  9. ..a zaprzeczyc pomowieniom mozna bardzo prosto i krotko i - smiem twierdzic - niemniej skutecznie. Naprawde szkoda energii.
  10. Ewo Droga! Skoro Ci nie zalezy to po co te tyrady i wyjasnienia? Przeciez wiesz, ze krytykant i tak wie swoje i mozesz mu tlumaczyc jak krowie na rowie. Naprawde, szkoda energii. A krytykant sie cieszy, ze wdalas sie w dyskusje i sie usprawiedliwiasz (bo tak moga byc odbierane Twoje wypowiedzi). Szczegolowe tlumaczenia nadszarpuja autorytet...
  11. Ewa - po co sie tlumaczysz? Wiesz i OK. A kazdy i tak po swojemu zinterpretuje. Nie to co pisze jest istotne, ale to co sie przeczyta. A udowadnianie ze sie ma racje (czy ze adwersarz jej nie ma) to woda na mlyn takich dyskutantow bo im przeciez o to chodzi, zeby wyciagnac "ofiare" na potyczki. Szkoda energii. Niech inni mysla to co chca, ja wiem swoje i to mi wystarczy. Udowadniac ze jestem (czy ze nie jestem) wielbladem nie bede bo mi szkoda czasu. :D
  12. mamusiu - ta nastolatka ucieka przed rzeczywistoscia i konfrontacja z nim, bo sie jej obawia. Wcale sie nie dziwie skoro w domu taka atmosfera panuje. Konsekwencja moze byc zamkniecie sie we wlasnym swiecie i lek przed otwarciem, ktory moze przeniesc w dorosle zycie, jesli ktos dla niej wazny nie zareaguje odpowiednio wczesnie...
  13. Buszujaca - bylo spokojnie, odpoczelam, natchnelam sie inspiracja i szlag wszystko trafil po przyjezdzie. Ale co sie odwlecze to nie uciecze... Pisalam powyzej - mialam jazdy wczoraj, dzis u nas dzien wolny wiec wiele nie zdzialam ale jutro postaram sie cos konkretnego juz zrobic. Mam nadzieje ze nie bede miala zadnych nieprzewidzianych trudnosci
  14. \szczesliwa sama - jeszcze pelno emocji w twoich wypowiedziach i w stosunku do calej tej sytuacji, ale to minie. Nie musisz czytac jego pism, po co sie stresowac. Wiesz swoje a od czytania i odpowiedzi jest prawniczka. Po to ja wynajelas i za to jej placisz. Ty nie funduj sobie zadnych dodatkowych stresow. Dobrze wiesz w glebi duszy dlaczego on tak mowi i czyni. Nie moze zniesc "porazki" jaka w jego mniemaniu jest rozwod. Taki osobnik nie przyjmie ani grama swojej odpowiedzialnosci za rozpad zwiazku (przemoc jest wystarczajacym powodem i nie ma zadnego, ale to absolutnie zadnego usprawiedliwienia!), on tego nie postrzega w normalnych kategoriach i lepiej nie staraj sie tego zrozumiec. Tacy ludzie mysla inaczej. Przyjmij to za pewnik. Po co sie martwisz na zapas, jeszcze jeden zwiazek sie nie zakonczyl - nie mysl o nastepnym. Jak bedziesz na niego gotowa - to przyjdzie. Na razie przetrwaj rozwod, zacznij zyc dla siebie, naciesz sie prywatnoscia i spokojem. I w sumue po co mialabys komus opowiadac o swoim bylym malzenstwie - to sprawa miedzy Toba i twoim mezem. Nie wyglada najlepiej gdy poznajesz kogos a ten ktos zaczyna nadawac na eks partnera/ke. Z czasem emocje opadna i przestaniesz wspominac, oczyscisz sie, otworzysz na nowe mozliwosci. czego z calego serca Ci zycze
  15. Mnie sie zas wydawalo, ze skoro wkrotce sie wyprowadze to juz koniec moich stresow i awantur w domu. Niestety, mylilam sie i to bardzo... Rzecz bowiem z osobnikiem psychicznie zaburzonym do tego stopnia, iz uwaza ze ma powod do awantur bo wyprowadzajac sie i skladajac o separacje zrobilam z niego idiote przed ludzmi. Kazdy wierzy w to w co chce - i dobrze. Ale niech nie zatruwa tym zycia innym. Chce wierzyc w moje widzimisie - OK, ma prawo. Mnie to g*wno obchodzi. Ale awantury to jest przemoc. Grozby karalne, wyzwiska... Jak za dawnych, "dobrych" czasow. Po mnie to splywa bo wiem ze juz niedlugo stad odejde i bede miec wreszcie swoj kat i upragniony spokoj, ale to ma bardzo negatywny wplyw na mojego chorego syna. I potem ja musze sie borykac z konsekwencjami. Ledwie go jakos uspokoje - w domu awantura, zla atmosfera - i on nowa to samo. Trudno mi nad nim panowac gdy jest zestresowany, bywa agresywny, destruktywny. Dom w ktorym mieszkamy nie jest dobrym miejscem dla niego... Ale liczylam na to, ze jakos uda nam sie w miare spokojnie przetrwac do wyprowadzki, kluczowe sprawy byly uzgodnione a poza tym niefajnie miec w perspektywie ucieczke w pospiechu, zabierajac najpotrzebniejsze rzeczy... Chcialam sie wyprowadzic na spokojnie, zabrac co moje - przeciez, do cholery, rozmawialismy o tym i mialo byc bez ekscesow. Zreszta skoro wyjasnilismy sobie to i owo - to i powodu do stresu mniej. Tyle, ze sprawa z czlowiekiem zaburzonym psychicznie, negujacym to zaburzenie i uwazajacym ze jest w porzadku. Ze to ja odchodze bo mi cos odbilo, sprzedalam dzialke i mam pieniadze to chce swiat zawojowac. Nie dostrzega i nie dostrzeze (ale mnie na tym nie zalezy, niech sobie mysli co chce) ze to jego zachowanie przyczynilo sie do mojej decyzji. I jesli nie awantury to jakies nieuzasadnione pretensje i kompletna niezdolnosc do zycia w zwiazku. Mnie zalezy tylko i wylacznie na spokoju a co sobie ktos mysli czy mowi - to mam w doopie. A dopiero przyjechalam z dwutygodniowego pobytu w Polsce, gdzie mialam spokoj; z synem zero problemow a jesli to malo znaczace. On jest chory i moze miec gorsze czy lepsze dni ale jesli nie jest to uciazliwe to OK, jakos sobie radze i coraz lepiej nawet jezeli nie ma stresora. Szlag mnie trafia kiedy pomysle ze jutro u nas dzien wolny. We wtorek mam sie dopiero widziec z agentem, chcialam mu zasugerowac ze do czasu sfinalizowania kontraktu ja bym wynajela ten dom i placila czynsz wlascicielom. To jest 500 euro miesiecznie a nasz spokoj jest wiecej wart. A co bedzie jutro nie wiem i martwic sie nie zamierzam. Na razie. Zgloszenie awantury na policji biore pod uwage ale zastanawiam sie czy to wogole ma sens, czy nie lepiej po prostu wyprowadzic sie bo policja czy jakakolwiek inna instytucja nie zagwarantuje mi spokoju. Zglaszalam juz w niejednym miejscu i jakos niewiele to dalo. Tu trzeba odciecia sie na dobre. Separacja czy jakakolwiek sprawa w sadzie z orzekaniem o winie (przemoc domowa) niczego dla mnie nie wywalczy procz pieniedzy i lazenia po sadach, chce tego uniknac jesli moge. Dokumenty juz sa u prawnikow i cos sie to wlecze (co tutaj jest calkiem normalne, im sie nie spieszy szczegolnie, ze widza ze jest obopolna ugoda); nie sadze zeby sama separacja cos zmienila dopoki bede tu mieszkac. Jak mu odwali to zrobi awanture bez wzgledu na cokolwiek - czy bedzie separacja czy nie. Bo on jest w swoim domu i mu wolno.
  16. A ja tylko tak cichutko, polgebkiem wspomne o dystansie do samego siebie...
  17. Dumna mamusiu - mnie to nie przekonuje co o nim piszesz, kazdy tak potrafi i to, co Ty uwazasz za dobroc i troske to sa bardzo drobne rzeczy, nie wymagajace wysilku (ani, tym bardziej, dekonspiracji) - telefony, pytania jak sie czujesz (a gdybys sie czula zle to mozesz liczyc ze on cos zmieni? pomoze?) a taka troska werbalna to jest fajny rekwizyt - i nic poza tym. Nic z niej nie wynika. Tak mozna sie zachowywac rownie dobrze wobec obcej emocjonalnie osoby. Dostajesz ochlapy z panskiego stolu bo gdy go naprawde potrzebujesz to go nie ma, a Ty wiesz ze go nie bedzie - i nauczylas sie z tym zyc, tak sie "wytresowalas". A jemu z tym wygodnie... To, ze skoczylby w przyslowiowy ogien za dzieci i rodzicow to zaden wielki cymes nie jest bo tak wlasnie czuje ktos, kto kocha. Ty z pewnoscia tez skoczylabys w ogien za Twoje coreczki - wiec cudow tu nie wyczynia i beatyfikowac go za to nie beda. zacytuje Ciebie: "często myślę o tym, ze mówi zle o żonie i tylko żle, ale załóżmy że ich historia jest prawdziwa tzn że Ona juz po ślubie Go zdradzała, ze ma dziecko z innym facetem...to jak mozna o takiej kobiecie mówić dobrze, skoro tak bardzo Go zraniła. " Moze wcale nie mowic - i to swiadczyloby wtedy o jego bezinteresownosci jak i o KLASIE. To jakie sprawy sa miedzy zona a nim Ciebie interesowac w zasadzie nie powinny (chyba ze chce cos tym ugrac). Do rozpadu sie nie przyczynisz jesli on juz jest (skoro on tak twierdzi, a twierdzi przeciez ze nia sypiaja razem, ze to, ze tamto...) - cokolwiek bys nie zrobila. Ale zrobisz to co uznasz za sluszne dla siebie i dla Twojego zwiazku. My tutaj tylko sugerujemy i, jak widzisz, kazda ma odmienne zdanie. I dobrze. Moj przedmowca/przedmowczyni pisze scenariusz w rodzaju "worst case" czyli ten najczarniejszy. I masz przyklad jak kazdy z nas widzi te sama sytuacje. Bierze sie to z naszych obserwacji i doswiadczen. A Ty wezmiesz z naszych wypowiedzi to co bedziesz potrzebowala. Wierze, ze pomozesz sobie - bo o to tu glownie chodzi. I ze bedziesz w koncu szczesliwa i spelniona. Ewo w Raju - idealizm tez jest potrzebny, i to bardzo. Nie oburzaj sie bo wiesz chyba, ze nie mialam (i nie mam wobec nikogo) zamiaru oceniac ani krytykowac :D
  18. gingerbread new "Człowiek bez moralności, etyki czy zasad religijnych kim jest ? " Odpowiedz: psychopata... Ewa w Raju ma podejscie bardzo idealistyczne po prostu. I jesli sie o tym pamieta to wszystko jest OK.
  19. Toksycy absorbuja nadmiernie - to dowiedzione i wiem to z wlasnego doswiadczenia. Chyba nigdy dotad nie odczuwalam az tak owej duchowej wolnosci potencjalu, jak odrastaja podciete skrzydla, jak staje sie soba taka, jaka jestem naprawde. I bardzo mi sie to podoba. Mamo zalamana - moze maly kroczek, zmien nicka na jakis bardziej optymistyczny, OK? Znam ten strach przed pozostaniem sama ale on minie jak sie nim zajmiesz odpowiednio. Przyjdzie do Ciebie zrozumienie jak wazna jestes sama dla siebie. Moze jeszcze nie czas bo przeciez kazda z nas ma swoje tempo i sposob wychodzenia z uzaleznien od milosci (ze pozwole sobie tak to nazwac). I tu sie tez z Jesienna zgodze co do opinii o zonatych facetach szukajacych sobie wygodnej, za przeproszeniem, d*py na boku. Zawsze kryje sie za tym historia gdzie on taki biedny, zona hetera albo puszczalska, nie zyja ze soba seksualnie bo wszystko sie miedzy nimi wypalilo a sa razem bo - i tu nastepuje, w zaleznosci od inwencji tworczej autora, bardzo wiarygodna historia. Coz, zwykle te historie sa z palca wyssane i maja sie nijak do rzeczywistosci, co weryfikuje samo zycie. Jesli ktos jest nieszczesliwy w zwiazku to predzej czy pozniej dazy do rozstania - z pozytkiem dla dzieci, o tym juz mowilysmy tutaj, na forum jak trzymanie sie zwiazku na sile wplywa na potomstwo. Mnie sie ta historyjka grubymi nicmi szyta zdaje... Ale padla na podatny grunt i kazde z Was wlasciwie ma to czego chce - on kochanke a Ty nie jestes sama. I w sumie wszyscy sa zadowoleni ;) A dobry czlowiek to taki ktory ma odwage rozstac sie z zona jezeli, jak twierdzi, kocha inna kobiete. Sa pewne zasady. Ale jesli faktycznie to my z Jesienna sie mylimy to sprawdz to, pogadaj w jakis sposob z jego zona czy w miejscu pracy, wymysl cos zeby to skontrolowac. Dla wlasnego spokoju bo chyba nie chcesz byc nadal oszukiwana. Jesli jednak nie mam racji to obiecuje zjesc wlasna skarpetke ;)
  20. zalamana mamo - Ty odpocznij od zwiazkow... Wiesz, jakie to zaj*biste uczucie., gdy nie potrzebujesz nikogo, kto by Cie kochal? Powiem Ci, ze myslalam bardzo podobnie jak Ty, nie umialam byc sama; balam sie ze jesli zostane sama, niekochana, bez partnera, bez "milosci" - to bede niczym. Nie bede nic znaczyc. A to wynika z dziecinstwa, kiedy rodzice, chcac podniesc swoja wartosc albo uzaleznic dziecko od siebie (co dawalo im poczucie wladzy i znaczenia) mowili - nic bez nas nie znaczysz, nie umiesz bez nas, sama, zyc. Zycie jednak wszystko weryfikuje i wlasnie na wlasnym doswiadczeniu nalezy polegac. Na tym, co juz w zyciu osiagnelas, co zrobilas. A nie na tym, ze z kims jestes. Ja Cie doskonale rozumiem bo przez takie samo pieklo przechodzilam. I - wyobraz sobie - teraz chce (i daze do tego w pelni swiadomie), potrzebuje wrecz - byc sama, zyc sama, bez jakichs tam partnerow itp. Niewiele mialam do tego okazji bo bylam uzalezniona od bycia z kims, balam sie ze bez kogos zgine. Nazywalam to miloscia... Nie "kocham" nikogo juz od kilku lat i czuje sie wspaniale. Czuje sie wolna. Czuje jak narasta moj potencjal tworczy. Ucze sie siebie. Jakie to wspaniale uczucie! Jestem teraz w Polsce na swieta, poszlam do przyjaciolki, po drodze zahaczylam o sklep artystow. K*rwa wydalam 90 zl na papiery i serwetki do moich rekoczynow ;) Ale jak patrzylam na te papiery to ja widzialam w co je mozna zamienic! Pomyslow mam cale mnostwo, trzeba tylko dokupic troche narzedzi i zabrac sie za robienie roznych rzeczy ze sklejki samemu bo w Irlandii nie sprzedaja gotowych (w Polsce sa i jak najbardziej ale sprowadzic to sa koszty wiec lepiej samemu jakos zrobic, syn mi pomoze); a myslimy z przyjaciolka o wejscie na rynek irlandzki i moze w przyszlosci otwarcie wlasnej galerii... Chyba to jest wlasnie tak - pogon za miloscia zajmuje nam zbyt duzo czasu i energii, potem tyle samo utrzymanie tej "milosci", zycie z toksykiem - i nie mamy czasu na poznanie czy tez rozwiniecie swojego potencjalu... A nie dajemy sobie szansy na bycie samej ze soba... Na poznanie siebie i tego co naprawde w nas siedzi. Kim naprawde jestesmy...
  21. Oj, mamo, mamo zalamana! Szukasz po swiecie tego co od zawsze masz w sobie! Prawdziwa milosc jest w Tobie, pokochaj siebie a odnajdziesz ja. Jesli bowiem nie pokochasz siebie - nikt nie bedzie w stanie Ci tego dac. Warunkiem bycia kochana przez druga osobe jest kochanie siebie. Oczywiscie mam na mysli milosc prawdziwa, gleboka, szczera, dajaca wolnosc. A nie te zniewalajace, krzywdzace i trujace namiastki jakich zaznalysmy. A nawet jesli nikt tej milosci z Toba nie podzieli - to i tak juz ja masz. Nie bedzie Ci jej brakowalo. Widze po sobie jak coraz glebsza akceptacja (a co za tym idzie - milosc do siebie) siebie uwalnia mnie od pragnienia bycia z kims, bycia potrzebna, kochana itp. Nie potrafilabym jak kiedys poswiecac sie dla owego zludzenia "milosci" bo milosc nie wymaga od nas poswiecen, ona jest albo jej nie ma. Milosc nie jest bolem, nie jest czekaniem az on sie zmieni, az on dostrzeze w nas czlowieka jakim jestesmy - milosc tego czlowieka w nas widzi od poczatku.
  22. Takie typy zyja we wlasnym swiecie, pseudo-przystosowanie to zwykly mechanizm obronny zeby ich otoczenie nie zniszczylo (czyli odrzucilo). I oni maja 100% przekonanie, ze ten ich swiat to caly swiat zewnetrzny. Oni przezywaja ten wewnetrzny swiat jakby to byla cala rzeczywistosc, wszechswiat - partnerka jest w nim, i dzieci, i rodzina - ci ludzie wobec ktorych nie stosuje technik ukrywania. W jego swiecie panuja pewne zasady, czy tez ich brak - ale niewatpliwie on jest w nim epicentralna postacia i wszystko sie wokol niego kreci. Osoby postronne sa z nim zwiazane czyms w rodzaju mentalnej pepowiny i ich zachowania, osobowosc tez ma z nim zwiazek. Ale rzeczywistosc pokazuje cos innego - trzeba wiec to skorygowac. Bo to nie nalezy do jego, chaotycznie uporzadkowanego, swiata. To jest postawa czlowieka, ktory zatrzymal sie w rozwoju emocjonalnym na poziomie starszego niemowlecia. Mam wrazenie, ze wszelkie psychopatie to postrzegania swiata z pewnego poziomu dziecinstwa.
  23. ...i jeszcze jedno - czy zadnej z Was, oburzonych - nie ciesza osiagniecia? Od tych malenkich poczawszy, na tych wiekszych skonczywszy?
  24. Hm... Niefajnie sie zrobilo. Nie taki cel nam tu przyswieca, prawda? Wol pamieta jak byl cieleciem i pamieta tez jak suszyl pampersy na balkonie (i chwala Bogu ze bylo slonecznie) bo stac go bylo tylko na jedna szt dziennie. Wol ma juz prawie 52 lata i prawo do odpoczynku i spokoju oraz stabilizacji. Wol sam sobie wszystko zawdziecza i mimo bardzo nieprzyjaznych warunkow, nie poddal sie z parl do przodu zdobywajac to czym sie moze teraz cieszyc. Ale innym sie to niepodoba - coz, to juz nie jest problem wola ;) Chyba ze ktos sie chce zamienic - alez prosze bardzo! Dam wam chore dorosle dziecko ktore oprocz uposledzenia umyslowego jest psychotykiem. I zobaczymy czy po takich dwoch tygodniach opieki nadal bedziecie tak samo oburzone pisaniem o domu. Dom to nic wielkiego, to cos co nalezy sie kazdemu czlowiekowi i naprawde nie robmy z tego jakichs cudow. A gdybym przed 20 laty nie zajela sie sprawa rewindykacji nieruchomosci po rodzicach (ktora w zasadzie uznana byla za przepadla) to o domu pewnie nawet bym nie marzyla. A pieniadze faktycznie, wiele sa w stanie zalatwic i zabezpieczyc. Chocby wlasny kat z dala od toksykow. Gdybym nie byla w stanie kupic domu musialabym wynajmowac i czekac na council house. I psychicznie stalabym w miejscu wiedzac ze mieszkam nie w swoim i bojac sie ze w kazdej chwili ktos czy cos uzna ze nie mam do tego prawa. To sa moje leki z dziecinstwa ktore w niesprzyjajacych okolicznosciach dalyby znac o sobie a tak - jestem na dobrej drodze zeby sie ich pozbyc. Spojrzmy wiec na takie sytuacje w szerszej perspektywie. I czy - jak ktos juz tutaj zaznaczyl - owo "satysfakcjonujace" wyjscie to ma byc via przytulek, ucieczka do schroniska ukradkiem? Czy to musi byc kreta, waska, ciemna i wyboista droga? Czy to nie moze byc jasna i szeroka, oznakowana autostrada? Kto powiedzial, ze nie?
×