Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

oneill

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez oneill

  1. odp - przeciez mozesz zalozyc sobie wlasnego maila i nie znaczy to nielojalnosci wobec meza. Masz prawo do tej odrobiny prywatnosci przeciez. Ale oczywiscie to od Ciebie zalezy. A w temacie - Twoj maz wiedzial ze masz syna z poprzedniego zwiazku i, jako osoba dorosla, powinien wiedziec jakie sa tego implikacje jezeli zostaniecie malzenstwem. Nic nie usprawiedliwia niewlasciwego traktowania dziecka partnera! Dlatego z kobietami z dziecmi powinni wiazac sie tylko swiadomi, dojrzali wewnetrznie mezczyzni, zdolni pokonac takie emocje jak zazdrosc, zaborczosc, agresje, chec dominacji. Ale to jest czysta teoria. Nie wiem co kryje sie za zachowaniem Twojego meza wobec syna (najwyrazniej sie czepia ale nie wprost, moze nie ma odwagi), syn z pewnoscia wyczuwa jego niewerbalna niechec i stad problemy z nim. Moze syn nie czuje sie bezpiecznie w domu przez relacje z ojczymem? Wiesz, Twoj przypadek nie jest odosobniony - powiem wiecej, jest cale mnostwo takich rodzin gdzie partnerowi trudno jest zaakceptowac w pelni dziecko z poprzedniego zwiazku. Dotyczy to nie tylko mezczyzn... Ojczym nigdy nie bedzie ojcem ale skoro tworza razem rodzine to powinien stanowic tzw "Father figure" skoro ojca w poblizu na codzien nie ma. Nie mowie tu o wielkich milosciach ale o akceptacji i szacunku. O byciu autorytetem naturalnie, nie za pomoca grozb czy przymusu. To jest ciezka rola ale wykonalna. Nastawianie matki przeciwko dziecku, obmawianie go, krytykowanie - przynosi tylko same negatywne skutki. Bo - jak juz pisalam - dziecko posiada intuicje ktora wyczuwa ze nie jest w peln akceptowane we wlasnym domu. Jesli wiec mialas jakiekolwiek watpliwosci co do zachowania meza to potwierdzam - jest niewlasciwe i toksyczne! On powinien byc pomoca w wychowaniu twojego syna (zobowiazal sie do tego wiazac z Toba) a nie robic dywersje.
  2. odp - ja jestem/bylam w takiej sytuacji, sporo moich wypowiedzi na poprzednim (i na tym) topiku dotyczy wlasnie tego. Ale nie bede teraz pisac bo mam malo czasu a problem wymaga powaznego podejscia. Zreszta mam propozycje - moze napisze do Ciebie na maila? Tutaj juz temat przewalkowalam, poza tym jest on na tym topiku "off-top" czyli nie ma priorytetu.
  3. Stosujac wiec wszechobecna tutaj ostatnio demagogie mozna wysnuc wniosek, iz kobiety w zwiazkach z tyranami tez wpakowaly sie w nie na wlasne zyczenie i nie nalezy im pomagac bo "jak sobie poscielesz..., widzialy galy co braly..." a nawet jak nie widzialy to kto ci za maz kazal isc... HiVom pozytywnym tez nie nalezy pomagac bo wiadomo, a zreszta i tak umra to po co przedluzac im cierpienia. K*rwa jakbym slyszala mojego eksa! Dla niego ludzie istnieli po to by mogl na ich tle blyszczec jako ten lepszy i zaslugujacy. Zapedzanie sie w jakas chora uliczke osadzania kto zasluguje na pomoc a kto nie. A stad juz krok do utylitarianizmu... A zasluguje KAZDY kto jest CZLOWIEKIEM. Alkoholik, narkoman zaczal od niewielkiej dawki. A potem juz uzywka nim rzadzila. Jest to wiec choroba jesli czlowiek traci wole. Moze chcialby sie podniesc, ale nie jest juz panem swojego losu?
  4. du-nia - a nie pomyslalas zeby zasiegnac rady gdzies w poradni AA, gdzie znaja sie na problemie? Czy w jakiejkolwiek poradni psychiatrycznej zajmujacej sie problemem alkoholowym? Jesli szwagier jest alkoholikiem to chyba najlepsze miejsce dla uzyskania informacji, poza tym z pewnoscia nie jest precedensem i byly w przeszlosci podobne przypadki. Z nich wiec czerpac wiedze co uczynic w tej, dosc trudnej, sytuacji. Nie masz obowiazku brac na siebie "opieki" nad osoba chora psychicznie (bo alkoholizm to choroba psychiczna, zeby nie bylo watpliwosci) - no, chyba ze chcesz, ale nie ma przymusu. Czy szwagier jest ubezwlasnowolniony prawnie? Jesli tak to musi miec ustanowionego opiekuna prawnego. Jesli nie - a chcecie przeprowadzic ubezwlasnowolnienie - to tylko po rade do prawnika. Dla tych ktorzy bronia po to zeby sie czepiac - branie odpowiedzialnosci i opieki nad osoba tak chora wymaga sakramenckiego poswiecenia. I ja sie nie dziwie ze du-nia sie obawia. Co innego chore dziecko ktore jest naszym dzieckiem i tak sie zdarzylo ze jest chore - zrzadzenie losu. Na to wplywu nie mamy. Ale zdarza sie tez ze matki oddaja takie, dorosle juz, dzieci do zakladow opiekunczych bo nie daja sobie rady. I w tym tez nie widze nic godnego potepienia. Bo jak mawial jakis tam medrzec grecki - kto nie przezyl tego co ja, niech mnie nie poucza. Alkoholik z mozgiem spalonym przez wieloletnie pijanstwo to tez czlowiek chory, wymagajacy czesto opieki psychiatrycznej, nie samodzielny. Opieka nad nim wymaga ogromu poswiecenia, czasu i odpowiedzialnosci. Moze byc przyczyna problemow prawnych i ograniczen zyciowych. Chory moze byc agresywny, wymagac ciaglego podawania lekow a nawet pomocy w wykonywaniu czynnosci zyciowych. Osoba decydujaca sie na opieke nad chorym powinna miec pelna swiadomosc tego, co ja czeka i wyrazic na to zgode jeszcze zanim podejmie decyzje. Ciekawe czy te osoby ktore tak tutaj gardluja zdecydowalyby sie dobrowolnie opiekowac chorym psychiatrycznym. Jesli odpowiedz brzmi "tak" bez wahania - to ja poprosze o dane i bede pisac o beatyfikacje do Rzymu. Albo maja raczej niewielkie pojecie co oznacza taka opieka.
  5. Cholera - ja sie tylko zwierzylam z dylematu "powiedziec/nie powiedziec" znajomym (kwestia szczerosci przeciw potencjalnemu nietaktowi) ktorzy: a/nie zasiegali mojej opinii w tym temacie b/nie sa moimi bliskimi przyjaciolmi a mam zasade: nie dawaj rad jesli o nie nie prosza. Chociaz to nie bylaby rada ale zwykla uwaga. A tutaj widze dyskusja wymknela sie spod kontroli i zrobila sie pyskowka z pedofilem w tle ;)
  6. tutaj jest lista filmow o przemocy domowej: http://www.womensaid.org.uk/page.asp?section=00010001001300340001§ionTitle=Films+with+a+domestic+violence+theme (podziekowania dla LittleFoxes z portalu Surreal Moviez)
  7. czasem czytam - OK tylko akurat na TYM topiku takie dywagacje raczej mijaja sie z celem, bo tutaj chodzi wlasnie o ponowne odzyskanie wiary w to ze MAMY PRAWO a nie o moralno-filozoficzno-etyczne aspekty szczescia. Poza tym rzecza oczywista jest ze owo "szczescie" to dla kazdego cos innego i ze jest to raczej towar luksusowy (to szczescie o ktorym piszesz) dla osob w sytuacji w jakiej wiekszosz nas tutaj, na topiku, sie znalazla, znajduje lub ma tuz za soba. Chodzi bowiem o zrozumienie i wczytanie w podswiadomosc ze MAMY PRAWO czuc sie szczesliwe i spelnione bez zaslugiwania na nie. Co do filmow - to kazdy swoj gust ma i to co dla jednego gniot dla innego dzielo sztuki albo co najmniej dobre kino. Nie jestesmy akademia filmowa. Poza tym niezadowolenie z filmu mozna okreslic bez obrazania tych ktorym sie podoba. Mam ostatnio taka sytuacje ze znajomymi (dosc bliskimi zreszta) - maja oni 3-letnia coreczke ktora zapisali na konkurs pieknosci (jest cos takiego dla malych dzieci). Osobiscie jestem przeciwna tego typu imprezom ale wolnoc Tomku w swoim domku, nie moj cyrk nie moje malpy. Poprosila mnie abym cos tam jej na internecie wyszukala w tym temacie bo ona nie mogla znalezc. Nie skomentowalam, moze powinnam - ale tylko z tego wzgledu ze nie chcialam ranic jej uczuc. Dla niej to bardzo wazne. Widze jaka jest zaangazowana, jak sie cieszy ze dziecko weszlo juz do jakichs tam finalow czy polfinalow. I co - mam jej powiedziec - "X, uwazam te konkursy za niewlasciwe dla malego dziecka (i podac powody dlaczego tak mysle)?" Nie jestesmy bliskimi przyjaciolkami tylko kolezankami wiec bez mojej szczerosci sie obejdzie. I wlasciwie juz mialam cos skomentowac ale ugryzlam sie w jezyk. Co mi wlasciwie do tego?
  8. zonka - w sprawie filmow pisz na maila w profilu ulla
  9. Yeez - dokladnie tak. Tylko ze nie wszyscy otrzymali te swiadomosc z chwila narodzin (mam na mysli dzieci oczekiwane, kochane czyli po prostu chciane swiadomie). I musza sobie ja przyswoic a nie jest to latwe (co widac w naszych przypadkach). Ja WIEM (tzn przyjmuje jako pewnik "na intelekt") ze jako czlowiek takowe prawo posiadam. Ale jak jest emocjonalnie - to widac. I moim celem jest aby emocjonalnie tez je przyjac jako cos naturalnego. Danego z racji bycia istota ludzka.
  10. cd filmy o przemocy domowej: The Burning Bed (1984) - Robert Greenwald (to ten z Farrah Fawcett) http://www.imdb.com/title/tt0087010/ A Cry for Help: The Tracey Thurman Story - Robert Markowitz http://www.imdb.com/title/tt0097132/ Te doy mis ojos (2003) aka Take my eyes - Icíar Bollaín http://www.imdb.com/title/tt0350193/ Ladybird Ladybird (1994) - Ken Loach http://www.imdb.com/title/tt0110296/ 3-Iron/Bin Jip (2004) - Kim Ki-Duk http://www.imdb.com/title/tt0423866/
  11. zonka27: "z jednej storny nie chce tego wycofywac,niech ma nauczke. ale z drugiej strony nie chce mu brudzic tu papierow bo wiem ze on sie stara o prace jako kierowca busa,i musi byc czysciutkilak lza!" A to juz JEGO problem! Mogl sie zachowywac przyzwoicie i nie znecac sie nad rodzina. Ty chcesz go "pozalowac" i odpuscic WLASNE KRZYWDY - i tym samym uczysz go ze jego zachowanie jest dopuszczalne. Przesuwasz swoja granice. To odpusc mu a zrobi Ci jeszcze wieksze siniaki jak okrzepnie i poczuje sie znow na pozycji. Absolutnie nie wolno Ci odpuscic - wlasnie te nasze odpuszczenia pokazuja toksykom ze moga sobie na wiele pozwolic, moga sie wyzywac i pokazywac swoje humory bezkarnie. Nie martw sie o niego, da sobie rady. Martw sie o siebie.
  12. cd filmy o przemocy domowej: "Nil by Mouth" (1997) - Gary Oldman link: http://www.imdb.com/title/tt0119792/ moze nie tyle o samej przemocy domowej co o molestowaniu - bardzo przejmujacy i trudny dramat "The War Zone" (1999) - Tim Roth - link info: http://www.imdb.com/title/tt0141974/ Moze dlatego tez skojarzylam te filmy ze w obydwu gra Ray Winstone i ze obydwa sa rezyserowane przez aktorow - no i obydwa brytyjskie, a brytyjskie dramaty (od czasow "mlodych gniewnych") sa bardzo dobre bo pokazuja zycie takie jakim jest, bez ozdobnikow. Refleksyjny kawalek kina.
  13. Czasem czytam - pozwol ze zacytuje: "Mamy prawo do szczescia. Do spokoju. Do poczucia bezpieczenstwa. Do zrozumienia. Do troski. Do bycia zadowolona w zwiazku." I do czego jeszcze mamy prawo? I kto nam to prawo dal? W konstutucji jest zagwarantowanych kilka praw, ale prawa do szczescia tam nie ma. W Biblii tez nigdzie takiego prawa nie znajdziesz. Prawa do bycia zadowolona w zwiazku tym bardziej. Ludzie daza do szczescia, a dla kazdego szczescie moze znaczyc cos innego. Nie istnieje zadne "prawo do szczescia". W glownej mierze zalezy ono od nas samych (ale takze od innych czynnikow). Prawo do szczescia, do spokoju itd sugeruje, ze ten spokoj i szczescie jest czyms, co Ci sie odgornie NALEZY. A to nieprawda. Chyba nie do konca rozumiem intencje Twojej wypowiedzi. Czy chodzilo Ci o to, ze nie mamy prawa do szczescia, spokoju tylko i wylacznie dlatego ze narodzilismy sie na ten swiat, ze jestesmy ludzkimi istotami? Czyli, ze to iz jestesmy ludzmi nie wystarcza aby sobie takie prawo nabyc? Stad mozna wysnuc wniosek - ze aby posiadac do tego prawo trzeba na nie ZASLUZYC. Moze niewlaciwie sie wyrazilam bo powinno byc jak w konstytucji Stanow - "prawo do poszukiwania szczescia - pursuit of happiness" bo - jak zreszta slusznie stwierdzilas (tylko ja nie widze zwiazku z tematem w tym stwierdzeniu, brzmi jak calkiem nietrafna argumentacja bo co ma piernik do wiatraka) "ludzie daza do szczecia a dla kazdego szczescie moze znaczyc co innego". Albo nie rozumiem co pod tym sie kryje. Rozwin, prosze. Prawo do szczescia, do spokopju rozumiem tak, ze jesli ktos (toksyczna osoba) uniemozliwia nam komfort psychiczny oraz dazenie do szczescia poprzez toksyczne zachowania wobec nas, brak szacunku (i wszystko to co toksyczny partner ma na wyposazeniu) - to mamy PRAWO domagac sie godnego traktowania tudziez jesli tego nie osiagniemy - mamy prawo poszukiwac owego spokoju i szczescia odcinajac sie od toksycznej osoby. Tak, wiele od nas zalezy ale trzeba przede wszystkim pamietac ze - jesli czujemy sie krzywdzone, traktowane niesprawiedliwie, nie szanowane tak jak na to zaslugujemy - to MAMY PRAWO o to walczyc! Bo ktos tutaj moze faktycznie uwierzyc w to ze "nie mamy prawa" z samej tylko racji bycia na tym swiecie... Wspomiacie tutaj o filmie/literaturze majacej w temacie zwiazki z gnebicielami. Polecam tedy ksiazke Stephena Kinga - "Rose Madder". Film dokumentalny "'Til Death Do Us Part" - o kobietach odbywajacych wyroki wiezienia za zabicie partnera ktory znecal sie nad nimi przez lata. tu jest info http://www.imdb.com/title/tt1215926/ "Enough" Michaela Apteda z Jennifer Lopez I byl taki film (nie pamietam tytulu ani fabuly) z nieodzalowana Farrah Fawcett w roli glownej. Postaram sie znalezc wiecej tytulow.
  14. Dzieki yeez. Spojrzenie z zewnatrz pomaga ustosunkowac sie do problemu bardziej "obiektywnie". Pod warunkiem ze jest sie otwartym. Dziekuje tez Rozy za uwagi. Robie sobie takie notatki - jak cos przyjdzie mi do glowy to wstukuje. Dzieki temu latwiej mi jest to wszystko ogarnac. A ksiazki pewnie gdzies zdobede...
  15. yeez - 6 tygodni to na samo pozytywne zaopiniowanie (czyli ze mi sie nalezy) - a dalej to nie wiem, moze nastepne 6? To jest usluga na karte medyczna czyli darmowa - stad oczekiwanie. Na pelnoplatna nie czekalabym ale 1000 euro mnie nie swedzi. Szczegolnie teraz gdy namnozylo mi sie wydatkow. W Polsce kosztowaloby mnie to ok 100-120 euro ale nie jestem w Polsce to raz a dwa: jade tylko na 2 tygodnie wiec i tak nie zdazylabym nic zrobic (bo sa swieta w miedzyczasie). Czy a propos ksiazek to do mnie? Czy sa one dostepne w formie ebookow? Oczywiscie ze chetnie przeczytam. Ale w sprawie moich przemyslen i "obierania cebuli" - taka dosc ciekawa rzecz odkrylam. Moje granice sa bardziej stabilne i silniej ustawione gdy jestem we wlasnym miejscu, tzn w miejscu do ktorego mam prawo przede wszystkim. Bo mam watpliwosci (mimo iz prawa takowe posiadam) jesli operuje na gruncie "nie swoim" (np mieszkanie, dom partnera). Wtedy moje granice sa rozmyte a ja ograniczam siebie i swoje potrzeby. No i mozna mi po glowie chodzic - bo nie jestem u siebie, bo ten ktos jest u siebie i to ja musze akceptowac jego warunki. I to jest na sto procent wyniesione z domu rodzinnego gdzie tez nie bylam u siebie tylko u rodzicow (co mi czesto powtarzali zebym przypadkiem nie zapomniala), gdzie nic nie bylo moje tylko rodzicow i gdzie musialam sie w pelno dostosowac i zapomniec o sobie. A jak juz cos uznalam za wlasne -o, nie powinnam byc taka tego pewna bo zawsze znalazl sie argument ze to nie nalezy do mnie. Prezent tez mogl do mnie nie nalezec nawet gdy juz go uzywalam jakis czas - bo a nuz okazaloby sie ze na niego tak naprawde nie zasluguje? Strasznie pomieszane prawo do wlasnosci, do miejsca. Jestem cholernie niepewna u kogos - u siebie nie mam takich problemow. Pamietam jak dostalam wlasne mieszkanie a rodzice jak sie wtracali to zawsze mowili ze "maja prawo bo to dzieki nim mieszkanie mam". Ja chyba do dzis mam watpliwosci i problem z posiadaniem, wlasnoscia - i ze to co mam moze jest nie do konca moje bo ktos znajdzie jakas luke, argument i... nic nie bede miala. Udowodni ze "nie zasluguje" albo ze ktos inny zasluguje bardziej. To smieszne, ale jeszcze czasami sie na tym lapie. Jeszcze nie do konca rozumiem ten mechanizm ale juz mi powoli cos swita...
  16. do monylisy 26 - i co wynika z Twojej wypowiedzi? To o czym my tu walkujemy juz drugi topik. O zajeciu sie soba, o poznaniu siebie, o samoswiadomosci. O pozbyciu sie upiorow przeszlosci. Nieswiadomosc sprawia ze bladzimy manowcami, pakujac sie w coraz to nowy, toksyczny zwiazek i za kazdym razem wierzac ze "teraz juz bedzie dobrze", "nie moge sie przeciez mylic, z takim doswiadczeniem, po tylu toksycznych zwiazkach", "moze i ma wady ale jak juz bedziemy razem to wszystko sie zmieni"... I przymykanie oczu na to co w przyszlosci bedzie nam zatruwac zycie... Z KAZDEGO krzywdzacego, niszczacego zwiazku trzeba uciekac! Nie ma wyjatkow! Nie ma, ze mozesz przeciez miec gorzej wiec siedz tam gdzie jestes bo innym tak rozowo nie jest, a zreszta kto powiedzial ze zycie (malzenstwo, partnerstwo) jest uslane rozami? Takie "teorie" sa same w sobie toksyczne z zalozenia. Mamy jedno zycie (ponoc). Mamy prawo do szczescia. Do spokoju. Do poczucia bezpieczenstwa. Do zrozumienia. Do troski. Do bycia zadowolona w zwiazku.
  17. Moglo byc gorzej... musze czekac proceduralne 6 tygodni na zaaprobowanie "zapotrzebowania na usluge protetyczna) a potem to juz od lekarza zalezy. To jest bardzo dobry dentysta i ma dobrego technika, tylko slimak. Dobrze, ze nie widac wlasciwie, trzeba by sie blizej przyjrzec i wiedziec ze tego zeba nie ma albo musialabym sie ostentacyjnie szczerzyc a to na dole wiec nawet trudno by bylo. Nie sadze zeby bylo wczesniej niz w kwietniu i to pewnie pod koniec. W marcu 26 jade do Polski na 2 tygodnie, jakos przezyje. Na imprezy nie chodze a jakby sie jakas trafila to mam wymowke ;)
  18. A mnie spotkalo nieszczescie - zab mi wypadl (trojka dolna), zaraz ide do dentysty umowic sie na wizyte bo od reki tego nie zrobi przeciez. Ciekawe ile bede czekac. Nie jest to az tak widoczne ale mnie krepuje. Motyl bez skrzydel - Ty gdzies z okolic Krakowa jestes? Wspomnialas o Kobierzynie czyli szpitalu im Babinskiego ;) dlatego tak pytam... Powodzenia poza tym dla wszystkich
  19. zonka27 - dzielna jestes Umialas przelamac strach i zawalczyc o siebie - i sama widzisz, jest wiele ludzi, instytucji, ktore chca, moga i sa w stanie pomoc. I wlasnie to robia. Nikt nie zapewnial ze bedzie latwo, ale posluze sie cytatem z Krasickiego: "Lepszy na wolnosci kasek byle jaki, nizli w niewoli przysmaki"
  20. elegy - a dlaczego nie zglaszszz na policje, nie mowisz o tym nikomu? Czego sie boisz? WStydzisz sie? A to on sie powinien wstydzic ze ubliza, zatruwa zycie, zastrasza i bije! Sama sie przekonasz ze jak powiesz przyjaziolom czy domownikom o jego "popisach" i o tym ze sie go boisz - znajdziesz wsparcie. Oni takie bohatery sa jak sie czuja bezkarnie - a jakby mu niebieska karte zalozyli to siedzialby cicho jak myszka ze strachu albo by sie zesral od razu w gacie. Nikt tego za Ciebie nie zrobi, nie zadziala w Twojej wlasnej obronie! Zadzwon na niebieska linie w Twoim miejscu zamieszkania, umow sie z pracownikiem i porozmawiaj, oni cos sensownego zasugeruja. Tylko zrob wszystko zeby przestac sie bac upublicznienia Twojej krzywdy. Sciskam Cie mocno i zycze odwagi
  21. a tu optymistyczna opowiastka ;) http://wiadomosci.onet.pl/1577767,2677,1,kioskart.html
  22. ...i przyszla do mnie swiadomosc, odpowiedz na pytanie ktore przez cale lata sobie zadawalam: skad wzial sie we mnie ten paralizujacy czasem strach, skad takie nieadekwatne reakcje na niektore ludzkie zachowania? Mozemy budowac wylacznie z materialow jakie otrzymalismy. Ja otrzymalam strach. W moim domu rodzinnym ciagle sie balam. Przypomnialam sobie liczne powroty do domu i owo uczucie strachu. Balam sie rodzicow, balam sie ich min, gestow, mowy ciala i tonu glosu - czesto agresywno-zaczepnego, w ktorym pobrzmiewala grozba (czyli - cokolwiek nie powiem i tak mam przejebane). Nie, nie biciem - ale zastraszeniem. Zmanipulowaniem. Poczuciem winy. Wymaganiem wdziecznosci za wszystko. Krytyka. Osmieszaniem. Opowiadaniem o moich potknieciach, bledach na forum rodziny i rozdmuchiwaniem ich. Brakiem wsparcia - zreszta kto idzie po wsparcie do miejsca ktore napawa strachem? Pamietam takie stwierdzenia: "po to ciezko harujemy zebys mogla tak sobie siedziec i czytac glupie ksiazki" i tym podobne. Dawanie mi do zrozumienia ze oni sie zajezdzaja a ja nic nie robie, ze to ja sie tak powinnam zajezdzac i zapracowac na swoje jedzenie, utrzymanie, szkole - nie mowiac o obijaniu sie czyli czytaniu ksiazek na przyklad czy bawieniu sie w ogrodzie. Czulam sie jak pasozyt, jakbym odbierala im zycie, zdrowie, radosc swoja obecnoscia i tym ze mam potrzeby. I poczucie winy jak w banku. Przez wiele lat czulam sie winna jak ktos cos robil a ja nie. Czulam sie jak pasozyt. I jesli juz nic nie robilam to w samotnosci, zeby nikt nie zobaczyl i nie wypomnial, nie zaczal wygadywac ile to robi a ja tu siedze... Ale nawet gdybym cos konkretnego robila to i tak nie bylo wystarczajaco w porownaniu do innych. To i tak bylo pasozytnictwo. Bo ja powinnam robic wiele wiecej niz inni - to by mi moze zapewnilo status "niepasozyta". I nawet majac dzis te swiadomosc - tamte odczucia powracaja. Z tym, ze ja wiem jak bardzo sa nielogiczne i ze wyplywaja z prob kontrolowania nie tylko moich dzialan ale i psychiki. Mialam spokoj jak bylam malym dzieckiem bo wtedy nie pamietam strachu, chyba ze jakis "sytuacyjny". Dopiero kiedy poszlam do szkoly i zaczelam okazywac objawy niezaleznosci, osobowosci, proby wyrazania swoich potrzeb i pragnien to sie zaczelo. Dopoki mozna mnie bylo w pelni kontrolowac - mialam spokoj. Bylam bardzo spontanicznym dzieckiem ale owa spontanicznosc nie szkodzila rodzicow a wrecz przeciwnie - pomagala poprawic ich wizerunek. Sami byli ludzmi naladowanymi lekiem, bali sie innych ludzi plus paranoja matki - wiec takie wdzieczne, rozesmiane i rozspiewane dziecko odwracalo uwage innych od nich samych, lagodzilo potencjalna chec wyrzadzenia im krzywdy. Zalatwiali wlasne leki moim kosztem. Chowali sie niejako za mnie. Powinnam czuc oburzenie, a czuje tylko zal. Smutek. Zal mi tego dziecka, ktorego naturalna chec i radosc zycia posluzyla komus za parawan i tylko dlatego wyrazali na nia zgode. "Zaspiewaj". "Powiedz wierszyk". "O, jakie grzeczne dziecko." Gdy juz bylam w szkole to slyszalam z wyrzutem ze takim gdziecznym dzieckiem bylam, ze wierszyki recytowalam publicznie (to dziwne, ale nie mam tremy przed wystepami publicznymi, chyba sie z tym urodzilam) - a teraz co ze soba zrobilam. Co za diabel we mnie wstapil. Ano - dorastalam. I tego rodzice nie mogli mi wybaczyc. Ze nie jestem tamtym poslusznym, slodkim dzieckiem ktore mozna wystawic jak tarcze i odwrocic uwage. Ze teraz to ja moge przyciagnac uwage - a wtedy wyjda rozne rzeczy na jaw a przy okazji ich strach. I stopniowo - tak, ze tego sama nie zauwacylam - zaczela sie eskalacja zastraszania, poczucia winy i zawstydzania. Do tego nie trzeba kija ani szczegolnej inteligencji. Trzeba tylko paralizujacego strachu ktory przekazuje sie dalej. Ich strachu. Sami sie bojac musieli miec kogos kto sie ich boi. Nazwali to troska o moje dobro... Perfidne dla mnie jest to, ze dziecko nie ma innego wyjscia, jest skazane na doroslych. A oni, zeby utrzymac go ryzach (czyli zeby wymusic posluszenstwo absolutne) manipuluja ta zaleznoscia straszac je ze: oddadza je komus innemu (a wtedy przekona sie z jakiego raju go wygnano), ze to co sie jemu nalezy (jedzenie, ubranie, ksiazki, dach nad glowa) dadza innemu dziecku ktore bedzie naprawde wdzieczne (czytaj - absolutnie i automatycznie posluszne z dodatkowa opcja umiejetnosci odczytywania ich mysli na pol godziny naprzod) albo zamiast straszenia umniejszajac, grozac i depczac godnosc. Ze o prywatnosci nie wspomne, bo kontrola to zaprzeczenie pozwolenia na prywatnosc. I jesli dziecko, ktorego jedyna ostoja sa rodzice, slyszy takie slowa to rosnie w nim strach wrecz pierwotny. Bo rodzice sa jego zrodlem zycia, samo sie nie utrzyma, nie poradzi sobie - z oczywistych przyczyn. Bo jest tylko dzieckiem, tak je stworzyla natura. Wracalam do domu i nigdy nie wiedzialam co bedzie, a przeciez moi rodzice nie pili ani mnie nie katowali. A ja sie balam ich reakcji na cokolwiek. Bo mogla byc rozna. Balam sie tez prosic o cokolwiek. Bo zaraz slyszalam litanie jak to oni ciezko pracuja itp... a ja mam tylko wymagania a jest mi tak dobrze, inne dzieci dalyby pol zycia za to co ja mam a jak mi sie nie podoba to zebym sobie szla do innych i cieeeeekaaaawe czy mi tak chetnie dadza itp... Wiec strach przed proszeniem o cokolwiek bo mogl wywolac gniew. A gniew mogl sie skonczyc... nie wiem czym. Moze tym czesto powtarzanym oddaniem mnie gdzies w niebyt... Nie moglam wiec wywolywac gniewu rodzicow bo spadal on na mnie wi wywolywal moj strach. Mialam kilka zabawek (nie za duzo, zabawki dziecko rozpuszczaja, przewraca mu sie w glowie) ale nie moglam sie nimi bawic kiedy chcialam - musialam prosic matki o pozwolenie. Takze musialam prosic o pozwolenie bawienia sie na podworku - na wlasnym podworku, gdzie nie bylo nikogo (mieszkalismy w domku jednorodzinnym, ogrodzonym - siatka ogrodzeniowa byla tabu; chyba ze otrzymalam specjalne zezwolenie-gratyfikacje), czyli na wyjscie z domu. Czasami musialam sie wytlumaczyc np co bede robic, jak sie chce bawic itp - za to bylam posylana do sklepu po zakupy z kartka i pieniedzmi jeszcze zanim poszlam do szkoly. Bardzo mnie to cieszylo i napawalo duma - ale moja trasa byla scisle okreslona. Nie moglam sie zatrzymac, pogadac z kolezanka czy kimkolwiek bo matka oczywiscie od razu by wiedziala i a z kim a po co i tej podejrzliwy wzrok. Wiec ze sklepu do domu biegiem, na kartce bylo wypisane co i za ile, podliczone i reszta dokladnie wydana (jak nie to matka szla ze mna do sklepu i robila awanture sklepowej jak smie dziecko oszukiwac na 1 grosz - a ja sie czulam tak potwornie zawstydzona ze najchetniej zapadlabym sie pod ziemie). Pieniedzy sama na nic nie dostawalam. Mialam wszystko w domu po co mi pieniadze. Jak slabo zaczynalam argumentowac ze Kaska czy Baska dostaja na cukierki to matka na to ze zloscia: jak ci sie nie podoba to idz do Kaski czy Baski i mieszkaj z jej rodzicami, niech cie utrzymuja, daja jesc i ubieraja... Ku**a mac - ja bylam TRESOWANA! Ja bylam ZASZCZUTA! Nie zahukana - jak mowil kolega - ale ZASZCZUTA! Ja sie nie moglam NICZEMU sprzeciwic? Nie moglam powiedziec "nie" rodzicom? Bo mialabym przejebane. Moglam oberwac, bo oberwalam kilka razy (pamietam trzy) ale gorsze byly te litanie i wyrzygiwania. Uderzaly w moja godnosc i poczucie bezpieczenstwa. Ja nie smialam powiedziec "nie" albo ze cos mi sie nie podoba, ze czegos nie akceptuje. Ja to moglam jedynie dla siebie zachowac - nawet, bron Boze, nie okazac niewerbalnie ze sie nie zgadzam bo zaraz: nie podoba ci sie cos, wstretna dziewucho, a my tu harujemy na ciebie, dajemy ci wszystko a tobie sie nie podoba... i litania, i obelgi... Plakac tez nie moglam - po takich krzykach i wygadywaniach. Sama to na siebie sprowadzilas to sie teraz nie mazgaj bo dostaniesz naprawde i bedziesz miec o co plakac. Moj Boze, ja tego tyle lat nie chcialam widziec. Chcialam zachowac jakis pozytywny obraz dziecinstwa. Ale dreczyl mnie strach ktory we mnie sie zakorzenil, strach dotyczacy praktycznie wszystkiego. Szczegolnie w stosunkach miedzyludzkich - nie podpadania, robienia/mowienia czegos co komus sie moze nie spodobac, nie wyrazania na cos zgody otwarcie, poczucia winy, poczucia bycia pasozytem, zerowania na innych, mowienia "nie". Bo skoro wynioslam z domu taka matryce, skoro to byl moj przykladowy swiat, punkt odniesienia - to czyz moglo byc inaczej? Plus leki moich rodzicow przekazane mi w spadku. Nareszcie juz WIEM skad ow lek (z ktorym mialam tyle problemow w zyciu, ktory podcinal mi skrzydla, uniemozliwial wykorzystania pelni potencjalu) sie wzial. Co wcale nie znaczy ze automatycznie zniknal. Ale bedzie mi teraz latwiej sie z nim rozprawic. Choc mam swiadomosc ze jakas jego czesc zostanie we mnie. Ale bede bardziej swiadoma jego genezy i jego istnienia.
  23. Eutenia - za te fajne linki: http://youtube.com/watch?v=tfF95PjAG4Q a dla reszty - na poprawe humoru :D
  24. No wlasnie. Nie to co partner/ka naprawde robi i jakie sa przyczyny takich zmian - ale to co sobie druga strona pomysli (albo wymysli). A zdrowy rozsadek idzie na urlop...
×