Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

oneill

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez oneill

  1. Kiedys nawet sama sugerowalam calkowita izolacje od stresora czyli ojca w przypadku stuk-puk. I jestem za. Mieszkala tam kiedys, odpowiadalo jej - a co, przywiazanie chlopa do ziemi czy jak? Nie mydlcie mi oczu pierdzieleniem o patriotyzmie itp bo ciekawe czy dalej bylibyscie patriotami jakbyscie dzielili jedna bulke na dwoje dzieci i suszyli pampersy na balkonie cieszac sie ze choc slonce za darmo swieci i ze komornik nie ma co zabrac.
  2. kubcia - stuk-puk powinna przede wszystkim odizolowac sie fizycznie od ojca co pomoze sie jej odciac psychicznie. Tak to wyglada z mojego punktu widzenia. Jak zwal tak zwal ale ja nie widze a tym ucieczki przed sama soba a probe ratunku samej siebie wlasnie.
  3. stuk-puk - tam pracuje moj ziec in spe :D (w tym biurze przy Polibudzie). Ale ten swiat jest maly :D Kubciu, pozwole lekko kontestowac opierajac sie na wlasnym przykladzie - mnie jest o wiele latwiej (generalnie) za granica niz bylo w Polsce. Tez prowadzilam wlasna dzialalnosc 2 razy i wiem czym sie to je. Teraz by mi sie juz nie chcialo - czy to w Polsce czy za granica. Wole tu i owdzie dorobic, wysokich wymagan nie mam, zamierzam zyc z procentow pozostalych po sprzedazy nieruchomosci w Krakowie plus zasilek moj i syna. W Polsce syn dostalby ok 500 zl miesiecznie i darmowe przejazdy komunikacja miejsca, czesciowo darmowe leki (ktore musi przyjmowac regularnie). Ja szukalabym pracy ktorej bym nie znalazla mimo kwalifikacji bo kto zatrudni 50-latke z niepelnosprawnym synem na wychowaniu ktora jeszcze smie miec wymagania odnosnie zarobkow. Wlasna dzialalnosc (teoretyzuje) wymaga poswiecenia czasu a ja musze zajmowac sie synem czyli albo biore kogos do opieki i place mu ciezkie pieniadze bo to nie moze byc byle kto z lapanki - czyli czesc moich ciezko wypracowanych dochodow idzie do ludzi. Bez sensu. Poza tym jaka dzialalnosc jak rynek nasycony a ludzie nie maja pieniedzy? Chyba burdel musialabym otworzyc ale wtedy to by sie mafia przykleila z haraczami itp ;) Jestem realistka i zanim cos zrobie to sie bacznie rozejrze i przymierze bo juz za duzo w przeszlosci stracilam na hurraoptymistycznym \"jakos to bedzie\". Coz, przynajmniej wyciagam wnioski z nauki jaka daje zycie... A to ze chcialam wyjechac za granice czulam od dawna, na dlugo przedtem zanim taka decyzja powstala.
  4. Co do Polski to ja sie tam tez nie widze... Ale to jest sprawa wysoce indywidualna wiec nie ma o co kopii kruszyc.
  5. Nie krzycze tylko zalamuje rece ;) Tak odczulam po przeczytaniu tego postu i faktycznie jakbys byla tutaj to bym Ci cos nagadala a potem pewnie przytulila bo rozumiem jak to jest - sama bylam w glebokim goownie. I jakos wyszlam. Bo Ty masz te kotwice - ojca ktory jest taki a nie inny - i uporczywie sie tego trzymasz. Odetnij kotwice i wyplyn na pelne morze. Pozwol ojcu byc takim jakim jest, zaakceptuj to. I zacznij zyc swoim zyciem Od niego milosci nie dostaniesz bo oczekiwac tego to jak bicie glowa w mur. Szkoda twojego czasu i energii, bo tracisz ja na emocje ktore rozciagasz w czasie do maksimum. OK, wk*rwij sie, walnij piescia w stol - i przejdz do dzialania. Mam wrazenie ze Ty z problemem ojca stoisz w miejscu - stad takie a nie inne reakcje. A serduszko dam Ci drugie - i zbieraj sobie tak te serduszka od kazdego kto Ci je da, zrob z nich milosc do siebie i spojrz na te fajna, inteligentna, wartosciowa, utalentowana i wrazliwa kobiete jaka codzien spotykasz w lustrze
  6. K*rwa google nie boli, przejrzyj net, zajmij sie czyms zamiast biadolic o rozplywac sie nad podloscia swiata tego: http://www.jobs.ie/architecture_design_jobs.aspx http://www.recruitireland.com/ Zycie nie jest fair i wszyscy to wiemy, nie ma co transparentow rozwieszac. Daj ogloszenia ze robisz designy itp - poszukaj darmowych stron www ogloszeniowych, pukaj do kazdych drzwi Uda Ci sie!
  7. A klotnia dla klotni, sztutak dla sztuki - nie bawi mnie. Nie mam potrzeby z kimkolwiek i o cokolwiek sie klocic. Przynajmniej nie teraz. Na przekonywaniu do swoich racji tez mi specjalnie nie zalezy. I sadze ze nawet jak juz bede calkiem zdrowa (no, powiedzmy ze blizej tego punktu z napisem "zdrowie") to taki wlasnie pozostanie moj styl - troche dyplomacji, troche przymruzenia oka - i nie bedzie to podyktowane jakimkolwiek lekiem ale jako czesc mojej osobowosci. Mysle ze calkiem fajna bo lubie u siebie te ceche. Ale obiecuje ze jak bede czula zlosc na forum to powiem :D otwarcie.
  8. Dobra organizacja a przede wszystkim zapewnienie dziecku przyszlosci jak juz nas zabraknie. Moj syn w tym roku konczy 27 lat. Niby jest fizycznie sprawny ale wymaga pomocy na wielu plaszczyznach oraz zorganizowania mu czasu. No i w kazdych planach musi byc ujety, to nie jest tak jak w rodzinach ze zdrowymi dziecmi ze dorastaja a oni sobie wrwszcie pelna piersia oddychaja i jada to tu to tam maja czas dla siebie - jak u mojej kuzynki. Oczywiscie nie narzekam bo tez tak sobie orgaizuje czas zeby miec cos dla siebie, mam respite i jezdzi na oboz w lecie na 2 tygodnie - to jest czas dla mnie i nikomu nie pozwalam tego zaanektowac. Opieka nad uposledzonym dzieckiem na stale jest meczaca (tak samo jak nasza ciagla przy nim obecnosc jest dla niego meczaca), dlatego sa instytucje jak warsztaty, szkoly specjalne itp ktore trzeba wykorzystac do bolu bo od tego sa a my mamy prawo do odpoczynku i odrobiny normalnego zycia. Nie jest to tragedia niemniej jednak wymaga dobrej organizacji - jak to slusznie zauwazylas.
  9. "tak jak przed chwila onelii napisalas, teoretycznie na poziomie wiedzy i rozumu ty to wszystko wiesz, ale na poziomie emocji strasznie jestes zablokowana" BINGO! Kiedys to bym sie oburzyla i probowala udowodnic ze tak nie jest (wstydzic sie ze wlasnie tak jest, ze ktos mnie "odkryl" i bedzie krytykowal, ocenial, kwestionowal moje prawa i udowadnial wyzszosc reszty swiata nade mna itp) bo balam sie pokazac swoje slabosci. Wydawalo mi sie ze jesli odkryje te slabosci to zostane zaatakowana. Z zewnatrz bylam pokryta skorupa. W srodku czaila sie wrazliwa, delikatna istota ktora musiala sie bronic przed potencjalnym atakiem bo niczego lepszego nie znala - wiec skorupa powoli przeistaczala sie w pancerz. Mimo wszystko podswiadomie zdawalam sobie sprawe ze ktos kto chcialby naprawde mnie poznac, pokochac, zaakceptowac i byc ze mna nioslby zbyt wielki ciezar a na to nie moglam nikomu pozwolic, nikt nie zaslugiwal na az takie poswiecanie sie, cierpienie (czemu mi sie to z cierpieniem kojarzylo?), kazdy powinien byc szczesliwy a nie dzwigac ciezar cudzych dysfunkcji... I tutaj nasuwa mi sie refleksja... Od dziecka mialam poczucie ze nie mam prawa przysparzac innym problemow - a ze mimo wszystko to robie. Ze moje zyciowe potrzeby to problem dla rodzicow - tzn ze musza mnie zywic, ubierac, posylac do szkoly. Czulam sie jak jakis ciezar bez ktorego wszystkim byloby lepiej... I czulam tez ze powinnam ludziom ulatwiac zycie, dawac radosc a nie przysparzac problemow. Co stoi oczywiscie w oczywistym konflikcie z dzieleniem codziennego zycia bo na nie sklada sie mnostwo spraw nie tylko latwych. Ale mnie sie cos tak usralo w mozgownicy ze wszystko co trudne musze brac na siebie byle tylko innym bylo lzej. K*rwa kolejna paranoja!
  10. Nie, zagadalam sie o czyms innym. Zreszta molestowanie to temat dosc szeroki, juz potrafie o tym mowiec wiec to nie to ze mam jakies blokady (z pewnoscia mam ale nie w mowieniu o tym). Nie wszystko dokladnie pamietam zreszta. I to na pewno bylo gdzies ok 8 - 14 lat, w tym okresie. Zaczelo sie jak mialam wlasnie tak jakos 8 czy 9 lat. Moj kuzyn duzo ode mnie starszy (nie wiem ile mogl miec wtedy lat, chyba jakos przed wojskiem byl) na imieninach ktoregos z jego rodzicow (dorosli byli w domu, jedli i pili, nie zeby pijanstwo jakies ale jak to na imieninach - impreza, glosno, smieja sie ale dosc kulturalnie zawsze bylo), bylo juz ciemno, zaciagnal mnie pod jakims pretekstem w zarosla, wzial mnie na rece, trzymal mnie jedna reka a druga sie onanizowal. Ja jeszcze niewiele wiedzialam co sie dzieje ale intuicyjnie czulam ze to jest zle. I do dzis jak o tym mysle pamietam WSTYD. Taki straszny, wszechogarniajacy wstyd. Staralam sie o tym nie myslec przez wiele lat choc czasem do mnie przychodzilo, bagatelizowalam, mowilam sobie przeciez nic sie nie stalo, nie dotykal mnie ani nic z tych rzeczy... I oczywiscie nieodlaczne w takich chwilach poczucie winy, bo dlaczego wybral wlasnie mnie a nie inna kuzynke (bylo nas 4 mniej wiecej w tym samym wieku... A pedofile doskonale wyczuwaja ktora z ich ofiar jest bezbronna. Bo ja nie moglam isc do rodzicow i o tym powiedziec - uwierzyliby? Predzej posadzilby mnie o bujna wyobraznie albo o jakies zle intencje, a nawet jakby nakryli pedofila ze mna to by bylo ze ja go jakos sprowokowalam. Cofnelam sie do przeszlosci. To nie byl jedyny przypadek molestowania - ale ten byl dla mnie jak gwalt na psychice, na mojej przyszlej kobiecosci. Bo potem uznalam nagle ze chlopakom jest lepiej i bardzo chcialam byc chlopakiem, zachowywalam sie jak chlopak i az do poznych lat \"nastych\" mialam glownie kolegow, gralam z nimi w pilke i palilam papierosy, bylam kumplem. Wolalam byc kumplem niz kolejna ofiara pedofila. Sk*rwysyn pierd*lony! Potem unikalam go tak jakbym to ja byla winna, przez cale lata, nawet na pogrzebie mojej matki 6 lat temu jak go zobaczylam tez czulam sie nieswojo. K*rwa. Dzieki yeez ze dalas mi mozliwosc wyrzucenia tego z siebie. Czuje zlosc, taka ze bym sk*rwysna zaj*bala ta siekiera co na podworku lezy - ale to dobrze, Tlumilam ja przez ponad 40 lat. Wmawialam sobie ze nic sie wielkiego nie stalo... Stalo sie.
  11. Najbardziej wlasnie potrzebowalam tego - poczucia sie silna i niezalezna, ze sama sobie poradze (tzn ja to potrafilam przez tyle lat ale nie mialam swiadomosci ze tak jest) i ze nie musze o nic zabiegac. Wlasnie tak zyje teraz i mam tego calkowita swiadomosc. Bo cokolwiek i ktokolwiek by powiedzial - ja zrobilam naprawde bardzo wiele (cholera, czy przypadkiem nie robilam tego zeby udowodnic cos sobie, swiatu? Mniejsza z tym, cel osiagnelam.. Albo czy czasami wlasnie dlatego nie chcialam prosic o pomoc czy przysluge bo chcialam udowodnic sobie ze jestem niezalezna... E, dajmy temu spokoj na razie i przejdzmy ab ovo). Przypomina mi sie jak rodzice na kazdym niemal kroku powtarzali jak wiele im zawdzieczam i ze to wszystko to dla mnie zostanie (dom) ale takim tonem ze wolalabym mieszkac pod mostem. Tonem wymagania - my dla ciebie tyle a ty masz tylko stosowac sie scisle do naszej matrycy. Oczywiscie dom dostalam tylko... sama go sobie wywalczylam. Odebrali go w 77 a ja wnioslam o rewindykacje w 91, otrzymalam go po 10 latach walk w sadzie itp. Ale matka do smierci twierdzila ze to oni mi to dali. Dlatego mam koorewski uraz na wypominanie. Dla mnie wypominki to tak jakby mi ktos w twarz z liscia walnal. Bo ja nie widze sensu wypominania - nie chcesz nie dawaj, chcesz to daj - twoja wolna wola, nie ma przymusu. I po co wypominac tak jakby to byla tej osoby "wina"? Nie rozumiem sensu wypominania, nigdy nie czulam czegos takiego. Daje i chooj mnie obchodzi co ta osoba z tym zrobi, to juz nie jest moje. Ktos kto wypomina widac nie lubi rozstawac sie z niczym i nawet podarunek jest nadal czesciowo jego wlasnoscia; albo za pomoca dawania manipuluje. To dziala najczesciej w ukladzie dziecko-rodzic albo w zwiazkach. Gdzie jest naturalna zaleznosc, rodzic stoi ponad dzieckiem z racji wieku i rozmiarow i dziecko chcac nie chcac bedzie sie go sluchac ale na zasadzie strachu a nie szacunku. Wiecie co - wlasnie sobie uswiadomilam ze chybaby mi serce peklo gdybym sie dowiedziala ze ktos sie mnie boi (nie sadze zreszta) - to straszne wywolywac w ludziach lek...
  12. yeez - ja to WIEM, tzn moj intelekt to wie i to bardzo dobrze i juz od dosc dawna. Ale emocje i tak swoim torem ida, choc obserwuje i tak ogromny postep. Najwazniejsza jest swiadomosc. Np wiem ze tak czuje i ze mi to przeszkadza, znam etiologie tej emocji i moge dzieki temu na nia wplywac. To nie bedzie zmiana po dwoch dniach ale to proces postepujacy. Jestem na tej drodze. Wiem ze kazdy i tak zrobi swoje i ja na to wplywu nie mam, odpuscilam juz sobie wiele i nie otwieram sie na potrzeby innych (co poczytuje za swoj spory sukces). Nadal jednak mam problem z otwartoscia (teraz zreszta nie mam potrzeby otwartosci bo nie ma wokol mnie zbyt wielu ludzi; sa tez tacy ktorym nie ufam wiec otwartosc sama z siebie odpada) ale wiem ze tu trzeba glebiej siegnac. U mnie traumy zaczely sie jak poszlam do szkoly, nie mialam wczesniej szerszego kontaktu z rowiesnikami, bylam izolowana, ograniczona do rodziny, przebywania z doroslymi itp. Czyli mniej wiecej w wieku 7 lat. Do tego czasu nie pamietam jakichs drastycznych wydarzen ale nawet jakby mialy miejsce to najprawdopodobniej zostalyby wyparte.
  13. yeez - " czy dziala u ciebie taki mechanizm: ja sie staralam, spelnialam oczekiwania innych bo balam sie odrzucenia - ...i sama oczekuje tego samego, czyli ze inni beda spelniac moje oczekiwania a jak tego nie zrobia to ja sie zamkne w sobie i odsune..... ?" Ze po raz kolejny wroce do tematu tym razem z cytatem zeby bylo wiadomo. Wiem, mam pelna swiadomosc ze tylko otwarta komunikacja tzn ja mowie czego chce, czego pragne - werbalizuje swoje potrzeby, pragnienia itp bo nikt w myslach czytac nie umie. A mnie przez lata wlasnie tego brakowalo. Otwartosci. Mowienia otwarcie o tym czego pragne i potrzebuje. Balam sie o tym mowic od zawsze. Jesli sama nie moglam zaspokoic jakiejs potrzeby to manipulowalam tak aby nie poprosic wprost (jeszcze nie znam pelnej odpowiedzi czego i dlaczego sie balam, widze tylko to ze sie balam tak otwarcie stawiac sprawe ale nie wiem dlaczego - to dzialalo na wszystkich plaszczyznach czy to wobec osob znajomych czy nieznajomych a jesli juz z siebie wydusilam to dodawalam: ale ja tak naprawde wcale tego nie musze miec czy cos w tym stylu) a otrzymac to, jesli (co chyba oczywiste) nie otrzymywalam (zdarzalo sie ze owszem, ale takim "pyrrusowym zwyciestwem", to bylo jak jazda z Krakowa do Zakopanego przez Warszawe) to wycofywalam te potrzeby. Ja sie nie tyle balam odrzucenia czy odmowy ale kary za to ze smiem miec pragnienia i potrzeby. Taki glupi przyklad mam na to ale to moze pozniej, i tak sie fest rozpisalam.
  14. yeez - Twoje slowa sa niemal identyczne ze slowami sprzed 20 lat bo dotycza tego samego. To byla pierwsza osoba ktora zauwazyla ze udaje, ze boje sie otwartosci i ze mam ogromna potrzebe bycia akceptowana i kochana. Jak mi te slowa napisal w liscie to sie przestraszylam. Do dzis pamietam te reakcje. Pomyslalam ze bez sensu ta znajomosc. Tam bylo cos wlasnie o nie zwracaniu uwagi na moje uniki ale skupieniu sie na mnie samej - no cos w tym rodzaju. Przestraszylam sie bo po raz pierwszy ktos postawil mnie tak wysoko, nadal mi az tak wielkie znaczenie (kuuurwa zaraz sie rozplacze, normalnie sie rozklejam) i ja nie sprostam, i od teraz bede ciagle obserwowana, analizowana, oceniana - kazdy moj ruch... I ze to moze byc przeciwko mnie wykorzystane (zafunkcjonowala wrodzona nieufnosc). I ze ktos poswiecil mi az tyle swoich staran - i nic za to nie chce... To bylo nie do przyjecia w moim przypadku. Cos co moze zdarza sie innym ale nie mnie. Ale intuicja podpowiadala cos innego. I posluchalam jej choc musialam drogo za to zaplacic ale bylo warto. Bo pamietam jeszcze jedno - te ogromna radosc jaka odczulam wtedy - wiedzac ze nareszcie ktos chce mnie poznac, dostrzec taka jaka jestem naprawde i taka zaakceptowac - bo dotychczas nikogo to nie obchodzilo albo chcieli mnie ksztaltowac na swoja modle a ja sie nie dawalam i wybuchal konflikt. I zaluje tylko jednego - ze zaprzepascilam te wiedze. Ze powrocilam do swojego dawnego, dobrze znanego udawania i wybierania ludzi nadajacych na zupelnie roznych falach zamiast lgnac do tych u ktorych mialam szanse zrozumienia... Tu oczywiscie zadzialal mechanizm mojej choroby - wspoluzaleznienia i posredniejszych dysfunkcji. A teraz wszystko jawi mi sie takie jasne i proste...
  15. yeez - przez wiele lat wlasnie tak bylo jak piszesz. Ciezko mi sie bylo do tego przyznac kiedys i dlatego byc moze wyparlam wszystko co wiaze sie ze spelnianiem potrzeb. Nie wiem skad wzielo sie we mnie przekonanie ze jesli ja komus cos ofiaruje to otrzymam w zamian to samo - tzn nie dokladnie to samo ale skoro ja uzupelniam kogos, jestem otwarta (tu nie udawalam, naprawde odkad pamietam mialam ogromna zdolnosc patrzenia w czlowieka, empatii, czytania jak w ksiedze - dlatego tak wiele wiem o innych, wlasciwie cale zycie obserwowalam ludzi, to taka moja osobnicza cecha), ucze sie tej osoby - i moj przyklad sprawi ze ona zacznie robic to samo. Mnie od dziecka nie wolno bylo (pod jakas straszna, niemozliwa do wyobrazenia sankcja) artykulowac swoich wymagan. Mialam zamkniete usta. Nie pamietam kiedy sie to zaczelo. I dlaczego. Oczywiscie liczne infekcje drog oddechowych z nawracajacymi anginami ropnymi przez niemal cala podstawowke (do tego dochodzil podswiadomy lek przed mobbingiem jakiemu bylam poddawana) ale to sie nafle urwalo, byc moze czulam ze i tak nic nie poradze i musze to przetrwac bo nie mam innego wyjscia. Tak jakbym sie uparla na przetrwanie w ciezkich warunkach bz wzgledu na cokolwiek. Na pomoc rozicow liczyc nie moglam bo oni bagatelizujac sprawe tez zamkneli mi usta przed skargami. I na tym etapie mojego wewnetrznego dziecka utknelam. Zaleczylam niemowle i kilkulatka a teraz tej ok 10-letniej dziewczynki nie umiem. Jeszcze. Ona jest bardzo rozzalona, rozczarowana calym swiatem ze nikt nie przyszedl jej z pomoca. I ona cos blokuje. Jeszcze nie wiem co - ale to jest wciaz we mnie zablokowane. Co do wychowania w rodzinie i rozmow o seksie - to chyba sie domyslacie ze takowych nie bylo. Spalam w tym samym pokoju z rodzicami do 20 roku zycia. Oni zas spali kazdy w osobnym lozku i raczej nie bylo miedzy nimi seksu. Zastanowie sie glebiej nad Twoimi slowami, yeez. Ale terz wiem ze balam sie wyrazac siebie i swoje potrzeby/pragnienia otwarcie bo balam sie zostac za to ukarana (miedzy innymi przez wysmianie, danie mi do zrozumienia jak ja smiem wymagac/miec potrzeby czy pragnienia), ja sie nawet wstydzilam ze mam pragnienia/marzenia/potrzeby. Skads ten przekaz przyszedl. Nie wiem skad. Ale tak to czuje. Tak, jakby wszystko co sie wiaze z moim istnieniem bylo kwestionowane. Jak teraz powoli z tego wychodze - i widze jaki to musial byc koszmar. teraz zdaje sobie z tego sprawe... Teraz kiedy widze o wiele wiecej.
  16. yeez - Mnie to az tak nie martwi, nie robie z tego wielkiej tragedii i nigdy nie robilam, ot - jest jak jest. W tym momencie nie widze sensu pracy nad swoim nastawieniem/zyciem seksualnym, jest tyle innych rzeczy i spraw ktore mnie interesuja. Ale - jak pisalam - moze zmienie zdanie. Musze jeszcze przyznac przed sama soba ze na zycie seksualne przelozylo sie u mnie wychowanie - czyli przystosowanie. Najczesciej nie myslalam o sobie tylko o partnerze, udawalam (no, wreszcie powiedzialam to glosno), nie dbalam o siebie zupelnie jakby moja satysfakcja sie nie liczyla - czy tez odkladalam na pozniej? Trudni mo teraz stwierdzic co tak naprawde bylo przyczyna. Czesto tez po prostu czekalam az sie skonczy zeby miec spokoj. Ha, no i teraz wreszcie zabralam sie za jakies glebsze przemyslenie tematu. Przez lata uwazalam sie za zbyt malo atrakcyjna zeby zaslugiwac na zsatysfakcje seksualna (to na samym poczatku kiedy zaczelam pozycie) a z drugiej strony czulam ze jak bede umiejetnie udawac i manipulowac to zasluze na milosc (bo przeciez od urodzenia o to mi chodzilo, prawda?). Potem, kiedy zdalam sobie sprawe ze swojej atrakcyjnosci seksualnosc to nie bylo to czego potrzebowalam - ale milosc, zrozumienie, zaufanie, otwartosc. I wtedy chcieli ode mnie seksualnosci nie dajac w zamian tego czego oczekiwalam. To chyba tak moge wytlumaczyc. Tylko raz (moze dwa nawet?) moglo byc wszystko dobrze ale ja bylam zbyt juz okaleczona w sferze seksu (moze nawet sama to sobie zrobilam, moze usuwajac na dalszy plan sprawy seksu zaniedbalam az za bardzo i zwiedly jak nie podlewana roslina?) bo to byli mezczyzni godni zaufania ale zawsze bylo \"ale\". Moglam sie przy nich czuc bezpiecznie, tak mi sie teraz wydaje w perspektywy czasu. Mimo iz jeden z nich nie byl fizycznie przygotowany (moze nawet nie chcial, przywykl do swojego zwyczajowego zycia i bylo dobrze jak bylo a ja chcialam czegos innego, bo jesli mielibysmy byc razem to musialoby sie wiele zmienic, ale on byl na tyle inteligentny ze to rozumial i bardzo przez to cierpial) na wspolne zycie, na wspolna codziennosc to te sprawy emocjonalne, uczuciowe, duchowe, zaufania, otwartosc - mialam zabezpieczone. Pierwszy raz czulam sie emocjonalnie spelniona i zrozumiana w sensie odbioru - nie tylko dawalam ale otrzymalam naprawde wiele, jak nigdy w zyciu. I on mog glod emocjonalny rozpoznal i zrozumial. Potem to byl ktos kto mogl dac mi milosc, zaufanie, otwartosc ale ja sie doszukalam minusow (mlodszy o 6 lat, w separacji bo nie mial rozwodu a mnie to przeszkadzalo bo bylam wolna - i mialam racje bo z zonatymi nie chce miec nic wspolnego, taka moja zasada). Jak tak teraz patrze wstecz... Nie, nie czuje goryczy, jestem nadal pelna radosci zycia. tak byc musialo bo urodzilam sie niechciana i ciagnelo sie to za mna nieswiadomie, teraz odkad mam tego swiadomosc - wiem co robic aby to zmienic. Tzn jestem na tej sciezce. mam samoswiadomosc a to juz wiele. Bylo we mnie pragnienie bycia atrakcyjna bo wtedy mnie nie odrzuca - odrzucenie oznaczalo smierc albo cos rownie ostatecznego. Nie wiem czy to ma cos wspolnego - dowiedzialam sie tego dopiero jak rozmawialam z matka o mojej adopcji, jakies 10 lat temu - i powiedziala mi ze wybrali mnie bo bylam takim ladnym dzieckiem i nie plakalam... Czy ja podswiadomie reszte zycia chcialam byc wlasnie takim dzieckiem? Bo gdyby mnie nie wybrali to... Nie, za daleko sie wybieram, tam i tak nic dla mnie nie ma. Co by bylo - jajco. Jest jak jest. Czesto wlasnie balam sie tego co by bylo gdyby... To nie byl moj strach tylko strach innych - matki, meza, otoczenia... Tworzylam takie karkolomne historie ze powiesc sensacyjna moznaby z nich wykroic jako zywo! I chyba nigdy dotad nie bylam wystarczajaco dlugo sama by przyjrzec sie sobie z bliska.
  17. Co do seksu - i ogolnie i w zwiazku... Niestety, przez te wszystkie lata nie mialam odwagi tego u siebie wyprostowac. Dopiero niedawno zdalam sobie w pelni sprawe jak bardzo jestem okaleczona psychicznie poprzez molestowanie w dziecinstwie (i pewnie inne czynniki tez). Nigdy nie mialam satysfakcjonujacego zycia seksualnego, byla to dla mnie w jakims sensie wstydliwa dziedzina zycia, zepchnelam ja na dalszy plan - i teraz, chyba z nawyku, jest to dla mnie niewazne (ze pomine okres menopauzy i hormonalne obnizenie libido). Nigdy nie mialam jakiegos wielkiego temperamentu (jesli nier zostal stlumiony, tego nie wiem); nie odczuwalam jakiegos przeogromnego pozadania wobec kogos... Ale jak sie tak zastanowie to mysle ze wiele z tych uczuc bylo silnie blokowanych. Nie powiem ze nie mialam satysfakcjonujacego pozycia - ale niestety, porownalabym to do bardzo delikatnej jedwabnej tkaniny ktora byle powiewem moze zostac zniszczona. Moja seksualnosc wlasnie tak wyglada - jest niezmiernie delikatna i latwo ja uszkodzic, a potem to ja juz do tej osoby nie mam zadnego seksualnego pociagu. W kazdym powazniejszym zwiazku jak cos przestawalo \"grac\" - moja seksualnosc sie zamykala. Unikalam seksu po prostu jak sie dalo. U mnie to jest bardzo silnie powiazane z psychika. W poprzednim malzenstwie bylo dobrze dopoki czulam sie w miare bezpiecznie i mialam do meza zaufanie - jak to peklo (zmienilo sie zachowanie meza, jego stosunek do mnie i mojej rodziny - pokazal prawdziwa twarz, zaczal mowic rzeczy ktore mnie bolaly itp) - zaczal sie z mojej strony chlod, seksualna niechec. Nie obrzydzenie ale wlsasnie niechec. OK, mozemy sobie tak zyc obok siebie ale nie bede z toba spac bo nie mam ochoty. I to nie na zasadzie \"karania\" - moja potrzeba seksu wyparowala w przestrzen po prostu. Obecnie nic od ok 4 czy nawet 5 lat ale jak juz pisalam nie mam 20 lat i tu chyba menopauza tez ma swoje do powiedzenia. Nie chce mi sie juz nad tym pracowac, z kimkolwiek mialabym byc czy tez sama. Nie uwazam ze to jest istotne ale nie jestem krowa i moge zmienic zdanie (bo ponoc tylko krowa go nie zmienia). Musze popracowac nad czyms co jest glebiej w psychice bo mam straszne zablokowania - dobrze ze sobie z tego zdaje sprawe. Wreszcie. Dopiero teraz napisalam o tym otwarcie, dotychczas zaledwie slizgalam sie po temacie. A ze bylam przez wiele lat mistrzem w udawaniu otwartosci to latwo mi przyszlo. Chetnie odpowiem na pytania jesli ktos takie bedzie mial - bo moze tak tez bedzie mi latwiej cos tam sobie poukladac.
  18. Jenika - musisz przepracowac przeszlosc. Wiem ze jest bardzo bolesna, ale musisz ten rozdzial zamknac - dla swojego wlasnego dobra i dla dobra Twojej coreczki. Myslalas o psychologu? Inna-ja juz to zasugerowala. Mysle podobnie. Badz tu z nami, otrzymasz ogrom wsparcia - ale idz na terapie z fachowcem, profesjonalista. Trafilas we wlasciwe miejsce, ten topik ma moc terapeutyczna - ale jak mowi przyslowie: Bog pomaga tym ktorzy sami sobie pomagaja. Masz bardzo trudne wspomnienia; wiele odwagi wymagalo zeby w nie spojrzec i sie do tego przyznac. Jestem pelna podziwu. Naprawde.
  19. Tortilla - mam taka zasade, jesli nie mam byt wiele do powiedzenia to nie mowie. I to nie jest niczyja wina ani \"mniej lub bardziej\" wazne sprawy, ludzie - ot, po prostu w danym momencie nic nie przychodzi mi do glowy. A potrzebne Ci kolejne pustoslowie albo powtarzane w kolko frazesy? Czytam ale niewiele ostatnio pisze; jak cos mi sie zaswieci pod kopula to oczywiscie wyrabie saznisty post. I pan=mietaj - zarozno Ty jak i wszystkie osoby tutaj - kazda z nas jest wazna, bardzo wazna. Tutaj - a we wlasnym zyciu najwazniejsza. I nie swiadczy o waznosci zainteresowanie czy liczne odpowiedzi na forum - nie zgadniecie ile postow maja topiki bleblajace (oczywiscie nie neguje ich potrzeby ale ciezar gatunkowy jakby lzejszy) albo z kawalami... Jakosc a nie ilosc. Poza tym w odpowiedzi jednym nie trzeba wiele myslec, jakos same przychodza - nad innymi trzeba sie zastanowic. To tez nie swiadczy o tym ze ktos jest wazny lub nie - tylko o naszej indywidualnej latwosci wychwytywania pewnych problemow/spraw i analizowania ich. Pozdrawiam wszystkich
  20. Kubcia - wiele racji w tym co napisalas o medrkowaniu i \"wielepstwie\" - ale dodalabym od siebie, ze takie zachowanie wobec innych dowodzi ogromnych kompleksow ktorych etiologia moze byc rozna (w tym to co Ty ujelas - bycie niewystarczajaco kochanym i \"dobrym\" w dziecinstwie). Od jakiegos czasu gdy stykam sie z takimi ludzmi to juz nie jestem na nich zla ani nie chce im pokazac swojej racji (przestalam zabiegac o udowadnianie wyzszosci Bozego Narodzenia nad Wielkanoca; przyjelam na emocje ze racja jest jak doopa kazdy ma swoja i najlepiej jest te racje zaakceptowac a swoje i tak wiedziec - nota bene wczoraj na czeskim filmie \"Niedzwiadek\" - polecam! - byly takie slowa: Mozna znac prawde i o niej spiewac; mozna znac prawde i spiewac o dzieciolach) - tylko mysle jak bardzo musza potrzebowac tego udowadniania przed samym soba, jak bardzo musza byc nieszczesliwi i czuc sie gorsi od innych ze epatuja swoja wyzszoscia. Nie wiem, moze sama mialam kiedys takie tendencje; jesli nie to OK jesli tak to sobie nie przypominam (ze zrozumialych wzgledow ;) jak bardzo by moj obraz ucierpial ;) :P)...
  21. Kolezanka podrzucila mi info o audycjach w Radio Euro pt \"Na wlasne nogi\". Cykl sie juz skonczyl ale nagrania dostepne sa na sieci, ja znalazlam tylko jedno tutaj na samym dole: http://www.polskieradio.pl/podcasting/show/?nr=2&name=radiowe_polecane zjedzcie na dol strony i tam ono bedzie. Nie mam czasu na szersze szukanie ale moze ktoras z Was ma, odnajdzie i wrzuci linki...
  22. kubcia - nie czytalam bo na razie nie bardzo mam czas (wiesz, to nie jest taki material wlecialo-wylecialo, chce to przeczytac ze zrozumieniem) ale natychmiast po przeczytaniu podziele sie opinia
  23. Consekfencja - to Ty tez z rodu Kraka jak widze. Przypomniala mi sie pewna zabawna historyjka - otoz kiedys w radio nadawali jakas pogadanke z jezykoznawca ktory wyjasnial pochodzenie nazwy Krakow. Otoz pierwotnie to wcale nie byl Krakow tylko... Krzakow. Bo na miejscu naszego pieknego grodu - jak mozna sie domyslac - roslo mnostwo krzakow. Malo romantyczne... A Wawel to tez nie byl Wawel tylko Wąwel - od nazwy wąwozu ktory w tym miejscu sie znajdowal. Wawel w Krakowie brzmi o wiele dostojniej niz jakis Wąwel w Krzakowie, nieprawdaz?
  24. Nordic walking uprawiam od 3 lat aktywnie, codziennie od 5 km wzwyz. Oczywiscie jak nie leje. W Polsce tez mam kije ale jeszcze ich nie uzywalam, najwyzszy czas ;) Ja wogole duzo chodze, na rowerze nie umiem jezdzic zreszta w moim przypadku to nie mialoby sensu bo syna na rame nie zabiore. Nie wiem jak sie ma nieumiejetnosc jazdy na rowerze do umiejetnosci jazdy na skuterze bo chcialabym sobie wypozyczyc na wakacjach...
  25. Wiecie co? Zostalo mi jeszcze troche niewykorzystanego kredytu na 3V (i tak musze dokupic voucher przed wyjazdem do Polski) - kupie sobie kilka ksiazek na Amazonie. Bradshaw nie jest drogi (kilka funtow) a bedzie co czytac na wakacjach. Przy okazji moze kupie przewodnik po Barcelonie :D
×