Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

oneill

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez oneill

  1. stuk-puk \"...a laury jak myślicie , kto zbierze ???\" Oj biednas Ty meczennica... Czasami mam wrazenie ze ojciec i jego podlosc wobec Ciebie to doskonala wymowka zeby nic nie robic, niczego nie zmieniac tylko taplac sie w tym dobrze znanym blotku i hodowac aureole cierpietnika. A kto zbierze laury - jak mysmisz, od kogo to zalezy??? Pozbieraj sie, Dziewczyno - szkoda Cie.
  2. Kubciamala "nowotwory skory ale i alergie zwiazane sa z dotykiem. np dzieci niechciane maja alergie na czesciach ciala ktore sa przytulane. z tesknoty za dotykiem rozwija sie u nich alergia. " No to ja jestem wyjatkiem. NIGDY zadnej alergii a na nadmiar przytulania nie cierpialam... Moze ten moj wyjatek potwierdza regule? ;) :P
  3. stuk-puk... Twoje posty kraza wlasciwie wylacznie wokol tematu ojca. Jakby to byla twoja obsesja. Ty tym zyjesz. To wybierasz na teraz. A moze czerpiesz z tego jakas chora, meczennicza satysfakcje? Moze w jakis sposob czujesz sie lepsza od reszty swiata i tych co sa klamstwami ojca zachwyceni (jak sama piszesz) - bo oni go uwielbiaja a Ty przez niego cierpisz. I bedziesz cierpiac na zlosc... komu? Nie rozkminiaj tego w nieskonczonosc. Okresl jasno - co Ciebie laczy z ojcem. I trzymaj sie wylacznie tego. Tkwisz przy nim jakby jakas niewidzialna pepowina Was laczyla. Czujesz ze Cie krzywdzi - a Ty mimo to z nim jestes racjonalizujac te obecnosc na wszelkie mozliwe sposoby. Czy Ty go kochasz jakims kolazem uczuc dziwnym i niezrozumialym do konca nawet dla Ciebie? Ja widze tu obsesje jakas, bo w kazdym Twoim poscie ojciec i ojciec i krzywda i zal i jego podlosc... Jestes juz duza dziewczynka, wylec z gniazda, zbuduj wlasne. Jesli nie umiesz to zacznij sie tego uczyc. A nie tkwij w chorej zaleznosci przy ojcu. Zaakceptuj wreszcie ze on jest takim czlowiekiem a nie innym, jego postepowanie sprawia Ci bol i on tego nie zmieni, nie zmieni sie bo on nie dostrzega Twojego cierpienia. Byc moze nawet jego zdaniem to on robi Ci przysluge - ale to jest jego punkt widzenia do ktorego ma prawo jako odmienna od Ciebie istota. Pozwol mu byc soba i naucz sie sama byc soba. Odetnij sie. Zacznij zyc swoim zyciem, bez ojca na drugim/pierwszym planie czy nawet w tle.
  4. I taki maly cytat - odnalazlam w nim wiele z siebie i na pewno niejedna z Was tez odnajdzie. Jestem DDD. "Jednym z najbardziej patologicznych sposobów funkcjonowania Dorosłego Dziecka Alkoholika jest powstrzymywanie uczuć, brak spontanicznego wyrażania ich. Osoba taka najpierw pomyśli, zastanowi się czy uczucie jest „prawidłowe”. Dzieci z zaburzonych rodzin uczą się ze spontaniczność w wyrażaniu uczuć, emocji jest karana, ponieważ mogą być powodem wejścia w konflikt z tym co steruje rodziną (o rodzinie jako systemie wspomnę jeszcze na PSYCHICE.net). Nagradzane są takie myśli i działania, które pomagają rodzinie dobrze wyglądać na zewnątrz. Członkowie rodziny dysfunkcyjnej uczą się, ze ich uczucia są interpretowane przez inną osobę – a nie przez nich samych."
  5. stuk-puk Potrzebujesz nabrac dystansu do Twoich ukladow z ojcem bo niestety, tego troszke Ci brakuje. A jak nie masz dystansu to nie umiesz spojrzec "z lotu ptaka", to zaciemnia sytuacje. W Twoim pryzpadku jedyne wyjscie to odciac sie, bo chyba trudno byloby Ci wypracowac w sobie zasade pola silowego - czyli: to czym we mnie rzucasz odbija sie ode mnie, nie rani mnie, nie ma na mnie wplywu. W taki sposob zneutralizowac jego toksyczne zagrywki. A ja w Tobie czuje przeogromny zal i pretensje do ojca za to ze kochanke traktuje lepiej niz wlasne dziecko. I troche to rozumiem - na przykladzie mojej wlasnej corki. Ona sie na zawsze do ojca zrazila, kochanka kopnela go w de najpierw puszczajac z torbami, on teraz stara sie poprtawic kontakty z corka, jest OK w porzadku ale bez uczuc, bez ciepla. Wiem ze ona ma do niego potworny zal jako do tego pierwszego wzorca mezczyzny - ze zachowal sie jak buc i ze wybral obca kobiete ktorej dziecko nazwal swoja corka (a mialo ojca, nawet meza jego kochanki) i raz w zlosci powiedzial ze jak zechce to sie naszej corki nawet moze wyrzec (ona to slyszala bo mowil przrez telefon na glosniku). Tylko Ty nie pozwolisz temu przeplynac przez siebie i odejsc. Trzymasz w sobie ten zal. Pretensje, ze Tobie sie nalezalo a dostal ktos inny. Bo jestes jedyna corka, ojciec mial tylko Ciebie i to do Ciebie powinna nalezec wylacznosc. Jesli tak czujesz to OK, nie ma w tym nic zlego. Rodzice to pierwsi i jedyni ludzie ktorych obdarzamy taka bezgraniczna miloscia i ufnoscia - dlatego tak boli ich zdrada. Pozrwol sobie na bol, uswiadom go sobie - i pozwol mu odejsc. On Cie niszczy, hamuje, jest ta kotwica o ktorej pisze w poprzednim poscie... A jestes - co widac w Twoich wypowiedziach - osoba wyjatkowa. Nie marnuj tego na bezsensowne emocje przetwarzane jeszcze raz... i jeszcze raz... Jestes architektem - czy nie pomyslalas o robieniu projektow na sprzedaz? Masz w reku kure ktora znosi zlote jajka - zawod. Nie widzisz tego? Pracowalas za granica to z pewnoscia znasz jezyk. Internet masz w domu. Zdejmij sobie bana z googli i poszukaj :D Sama daj ogloszenie - sa za darmo. I przekonasz sie jaki bedzie efekt. Nie jestes zwiazana niczym - dziecmi, obowiazkami, wiekiem 40+ - tylko tym chorym uczuciem do ojca. To Cie trzyma w miejscu.
  6. \"Boje sie ze bedzie dla innej lepszy niz dla mnie..\" Co z tego wynika? Ano to ze wlasna wartosc uzalezniamy od tego czy ktos jest dla nas dobry czy nie - co jest przeciez od nas NIEZALEZNE! Chocbysmy byly najswietsze ze swietych to i tak inni nie beda traktowac nas podlug naszego postepowania ale podlug ich wlasnego myslenia i zasad (lub ich braku). Mysle ze jest to kolejna cecha wspoluzaleznionych. Co mnie moze obchodzic zwiazek ex z ktorym mi nie wyszlo? Jak to sie ma do mnie? Ja jestem ja a tamta kobieta - ktos inny. Proste. Nam nie bylo po drodze, bylismy dla siebie toksyczni czy tez iny powod rozstania. I zamknac rozdzial. Inaczej zawsze bedziemy sie ogladac wstecz i porownywac. Chyba dziala tu rowniez wredna zasada porownywania ktorej nauczono nas w dziecnstwie - czesto jako metody wychowawczej. A potem juz polecialo automatycznie i same zaczelysmy sie porownywac. Mnie to porownywanie zjadlo sporo nerwow dopoki sobie nie uswiadomilam gdzie lezy mechanizm. I tak jeszcze czasem wylazi ale jestem tego swiadoma i nie daje sie \"zjesc\". Zreszta - to porownywanie zawsze wychodzilo na nasza niekorzysc - bo taki byl jego cel. \"Dlaczego nie jestes jak Marysia czy Joasia?\" \"O, patrz na Bogusie - a ty co?\" Nasi rodzice - sami wychowani w takich warunkach - nie wiedzieli jaka krzywde (i na jak dlugo) wyrzadzaja nam porownujac do innych - oni mieli dobre intencje, chcieli nas zmobilizowac (ale z drugiej strony czy porownywanie nie jest przekazem: chce bys byla taka jak x czy y, nie podobasz mi sie jak jestes soba i trudno mi cie taka zaakceptowac?) do pracy a moze nawet do tego zebysmy te Bogusie czy Joasie \"zagiely\"? I to jest jedna z owych \"kotwic\" ktore trzymaja nas przy ziemi, nie pozwalaja sie rozwijac, podcinaja skrzydla. Kiedy kilka lat temu poszlam do psychologa w Krakowie (liczylam ze wyjdzie mi taniej a poza tym jeszcze nie mialam na tyle odwagi zeby pojsc u nas i zaczac mowic o problemach w domu na zewnatrz) - to ta babka, z ktorej ogolnie bylam niezadowolona - powiedziala jedne sluszne slowa: wygladam na osobe z podcietymi skrzydlami (czyli taka zla az nie byla ale nieodpowiednia dla mnie). To byla prawda. Z czasem powoli zrozumialam co mi te skrzydla podcielo, ale wymagalo to pracy, wiedza i swiadomosc nie przyszla od razu. Uparlam sie zeby to zmienic bo bylo mi z tym zle... Jestem w koncowej fazie przerabiania moich zaleznosci rodzinnych. Idzie mi dobrze. Wiele spraw mam juz za soba - czuje to bo nie mam zalu, wspomnienia nie wywoluja we mnie gniewu czu zlosci. Moze czasem niechec - ale to emocja o raczej letnim zabarwieniu. Nie przerobilam jeszcze mobn=bingu w szkole podstawowej ktory - jak widze - mial rowniez ogromny wplyw na moje dorosle zycie, postrzeganie swiata, ludzi, zaufanie i sklonnosc do wspoluzalezniania sie. Utrwalil niewlasciwe wzorce przyjete z domu, uszkodzil poczucie wlasnej wartosci, wpoil uogolniony lek i strach, poczucie bezradnosci (cokolwiek zrobie i tak to nic nie da chocbym sie nie wiem jak starala - cos z pogranicza wyuczonej bezradnosci Seligmana) a takze (prawdopodobnie, bo widze jakies objawy) syndrom sztokholmski. I to sie przelozylo na moje dalsze zycie. W sytuacjach zagrozenia reagowalam podobnie przez reszte zycia. Moje kotwice sa po prostu sakramencko wielkie - do poczatku. Wlasciwie kazdy aspekt zycia trzymaly przy ziemi. Tak sie zlozylo po prostu. A ja musze z tym zrobic porzadek raz na zawsze - bo usmiecham sie na mysl o perspektywie calkowitej wolnosci od nich. Uwolnic sie od przeszlosci, od krzywd, od zachowan i reakcji ktore wioda na manowce - to cel. Dla tego warto zyc i dzialac.
  7. Pomarzymy? http://halbot.haluze.sk/?id=4993 http://halbot.haluze.sk/?id=4994 wsiasc do pociagu ale nie byle jakiego...
  8. Wyniszczona - nie mysl o nim tylko o SOBIE. Naucz sie tego bo chyba nie potrafisz - jeszcze... Sama widzisz ze on nie uwaza ze cos z nim nie halo. OK, niech sobie zyje jak chce. Ty zas zajmij sie osoba ktota jest Ci najdrozsza i najblizsza - SOBA. Najpierw jednak zrozum to kim dla siebie jestes. Ten chory zwiazek jest sygnalem ze trzeba cos w sobie przepracowac. Nie chcesz chyba tak cierpiec przez reszte zycia - jak nie z nim to z innym toksykiem czy psychicznym? Mozesz zmienic tylko siebie.
  9. Wyniszczona - z Twojego postu wynika jaskrawo ze Ty sama pchalas mu sie w lapy, dawalas wyrazne znaki: rob ze mna co zechcesz pod warunkiem ze tylko bedziesz... Jak cma do swiecy, jakis masochizm w tym widze - bo widac bylo golym okiem kim on jest, jaki jest od samego poczatku. Ze to osobnik nie dla Ciebie, ze Cie zadreczy bo "ten typ tak ma", ze Cie nie szanuje, lekcewazy i tak po prostu lubi sprawiac Ci przykrosc. Bo moze. Bo mu na to pozwalasz. OK, on jest zaburzony, moze nawet psychopata. Jego problem. I teraz pytanie: dlaczego jego problem stal sie Twoim? Dlaczego wybralas takiego mezczyzne? Spojrz w siebie - dlaczego mimo iz wiedzialas jaki jest - zblizylas sie do niego za bardzo? Wszystkie odpowiedzi sa w Tobie. Ty go nie kochasz, Ty jestes od niego uzalezniona. Dlaczego? Jestes jeszcze bardzo mloda, na poczatku drogi zycia - i powiem: dobrze sie stalo ze spotkalas takiego dreczyciela teraz bo to jest szansa ze otworzysz oczy, zadasz sobie pare pytan i zrozumiesz co Cie moze unieszczesliwic. W takie zwiazki nie wchodza osoby bez zaburzen - zdrowi ich unikaja jak ognia. Toksycy i psychopaci takze unikaja osob zdrowych bo wiedza ze sie na nich nie pozywia. Co sprawia ze jestes zaburzona? Jest nas tutaj na topiku sporo - kazda z problemem toksycznego partnera. I kazda sama zaburzona - dlatego takiego wybrala. Doszlysmy do takich wnioskow na podstawie sporych przemyslen i dowodow. I to my mamy sie wyleczyc, mamy wplyw jedynie na siebie. Partner jesli zechce tez moze probowac, jesli zrozumie swoja toksycznosc - zwykle tak sie nie dzieje bo oni nic przeciez nie zrobili a jesli juz to wina partnerki bo go prowokowala itp. Zajmij sie soba, masz siebie, pokochaj siebie, zaakceptuj. Niewatpliwie jestes wspaniala dzierwczyna - tylko pogubilas sie po drodze, ale wkrotce sie odnajdziesz jesli tylko zechcesz. Pierwszy krok juz za Toba - napisalas do nas. Nastepny tez zalezy od Ciebie. Pisala moja przedmowczyni - jesli Twoje uzaleznienie jest az tak silne ze musisz z nim byc - idz po pomoc do psychologa. Ten zwiazek Cie wyniszcza - jak sama zauwazylas. Czy cos co wyniszcza moze byc pozytywne? Czy to milosc, skoro wyniszcza?
  10. Macie jeszcze tutaj, piekne zdjecia: http://www.smog.pl/txt_gfx_audio/26488/najpiekniejsze_zdjecia_kwiatow/
  11. Poplakalam sie ze smiechu nad tym: http://youtube.com/watch?v=DYTsVUNv-Sw niestety, tylko angielskie napisy...
  12. Z mojego doswiadczenia widze jak wazne jest, aby nie dac sie wciagnac w chora gre toksyka. To jakby polowa - a nawet dwie trzecie - sukcesu. Czesto dajemy sie wciagnac bo boimy sie co nastapi jak przestaniemy grac, boimy sie wscieklosci toksyka. Tymczasem toksyk ktory nie ma z kim grac jest jak wampir bez zebow. Czyli - po pierwsze: pozbyc sie leku, strachu przed nieobliczalnoscia toksyka. U mnie to byl lek wlasciwie od dziecinstwa, gralam bo tego ode mnie oczekiwano - nie dziwota ze wplatywalam sie w niewlasciwe zwiazki, z niewlasciwymi ludzmi. Ale - nie ma tego zlego. Dzieki mojemu zwiazkowi zaczelam patrzec na siebie i dostrzegac ze powod lezy we mnie. I powoli sie z tego leczyc. Maz uosabia wszystkie toksyczne cechy moich obojga rodzicow - momentami az groteskowo podkreslone. I wlasnie te lekcje los dal mi do odrobienia - a ja, jak przykladna dobra uczennica, staram sie pilnie :)
  13. rzuccie okiem i tutaj: http://swiatducha.wordpress.com/obciazenia-duchowe/krokodyle/
  14. poczytajcie: http://motyl.wordpress.com/2007/08/20/jak-postepowac-z-psychopata/ zwroccie uwage na komentarze
  15. Katharsis... No, moze nie na jakas wielka skale, ale cos takiego przezylam i to stosunkowo niedawno. Byl ogromny, nieopisany, wszechogarniajacy smutek ktory widocznie tkwil we mnie od poczatku - i znalazl ujscie. A potem nastapil spokoj i wyciszenie... Wspaniale uczucie uwolnienia od jakiegos ciezaru dzwiganego przez lata. Jakby rozliczenie z ta czescia przeszlosci ktora tego wymagala. Moze kiedys napisze o tym szerzej, chcialam tylko wspomniec - i nie to ze nie chce, krepuje sie itp ale brak czasu i nastroju do takich ekspiacji. Jestem teraz zajeta czyms innym (sprawy czysto biezace i codzienne, nic specjalnego ani stresotworczego ale pochlaniajace czas) i tylko taki maly szkic moge wyprodukowac. Czytac to co innego - a do pisania to juz sie trzeba troche przylozyc :D
  16. W tym roku juz sie raz nawrocilam wiec limit mam wyczerpany, na przyszly rok zobaczymy ;) Przyklad Kubci niestety potwierdza zasade ze najzagorzalszymi bojownikami za sprawe sa neofici. Ze swojej laczki tez bym cos dolozyla ale to juz bardziej jako wlasne nastawienie - bo nikomu na sile nie wmawiam przejscie na linuxa choc osobiscie jestem przekonana ze to najlepszy system operacyjny pod sloncem wiec tutaj rozumiem zachlysniecie Kubci nowo nabytym oswieceniem; odkryciem czegos co do nas przemawia i dziala zgodnie z naszymi oczekiwaniami i potrzebami
  17. No nie! Kubcia - Ty tak na serio czy sprawdzasz nasze poczucie humoru?
  18. kubciamala " nie ma mowy o tolerancji jezeli mowimy p rzeczach destrukcyjnych i zlych. nalezy odrzucic wszystko jezeli posiada chociazby znamiona zlego." Co to jest zlo w takim razie? Ale konkretnie, rzeczowo - bez jezuickiej demagogii. Co to jest zlo i DLACZEGO.
  19. Candida albicans - czesta przyczyna tzw grzybicy pochwy, wlasciwie to sa DROZDZE. Czesto jest katalizowana w wyniku przyjmowania antybiotykow i tym samym zaburzenia flory bakteryjnej - rownowagi miedzy drozdzakami/grzybami a bakteriami. Mam na mysli te pozyteczne, zyjace w symbiozie z naszym organizmem.
  20. Ja do wszelakiego szamanstwa i nawiedzenia podchodze z wielkim dystansem (eufemizm) bo mi moherem zalatuje - wierze zas w samoleczenie organizmu tak fizycznie jak i psychicznie bo przeciez zwierzeta maja owa zdolnosc - a my jestesmy tylko ich \"wyzsza\" forma. Zeby zabezpieczyc sie na wypadek wszelki (sprzeciwom zwolennikow supremacji czlowieka ktory zostal stworzony na obraz i podobienstwo etc) dodam, ze zwierzeta nazywane sa naszymi \"bracmi mniejszymi\". BRACMI! Nawiazujac do wspomnianego samoleczenia - bioenergoterapia itp sa to metody majace pobudzic owa naturalna dla wszystkich zyjacych istot (w tym roslin) zdolnosc. Jesli zywy organizm nie zostal uszkodzony powyzej mozliwosci naprawy - to wtedy powinny uaktywnic sie sily wewnetrzne i doprowadzic do rownowagi. Osoby dda/ddd maja owe zdolnosci zaburzone. Wierze tez iz stan psychiczny jest powiazany (byc moze nawet na zasadzie sprzezenia zwrotnego) ze stanem fizycznym. I ze leczenia duszy nie wolno lekcewazyc. Przed laty jak ktos mial problemy psychiczne typu depresja, stan oblizonego nastroju czy zaburzenia charakteru itp \"lzejsze\" formy psychiatryczne nie kwalifikujace sie do leczenia szpitalnego - mowilo sie ze wydziwia, ze nic mu sie nie dzieje itp - bylo to spowodowane niewiedza i bagatelizowaniem czegos co nie prowadzi do zagrozenia, ciezkiej choroby czy smierci. I troche nam z tego do dzis zostalo - przekazywanego z pokolenia na pokolenie. Wiele z nas slyszalo w domu czy szkole gdy mialysmy dola \"nie wydziwiaj inni maja gorzej a ty sie zachowujesz jak ksiezniczka a nic ci nie jest\". W wyniku takiej postawy mozna wypracowac w sobie bagatelizowanie owych objawow. Spotkalam sie z opinia ze \"dawniej kobiety rodzily w polu na miedzy a teraz wydziwiaja jak je to boli\" - jest to presja psychiczna na podwyzszenie progu wytrzymalosci (niestety, znam to z wlasnego doswiadczenia; ale dzieki temu wypracowalam w sobie przez lata sakramencka odpornosc na bol; nie jest to dobre bo bol dla mnie ma tylko dwa odcienie: do wytrzymania i nie do wytrzymania a ten drugi to jest mniej wiecej taki jakby mi ucinano jakas konczyne bez znieczulenia). To samo dzieje sie z psychika - a ze ona chodzi wlasnymi drogami i czesto nieleczona poglebia zaburzenie \"bo przeciez nic ci sie nie dzieje\". Ale... wszystko co nie szkodzi - moze pomoc. Jesli sie wierzy w skutecznosc to mozg jakos sobie tam przetwarza owe informacje w pozyteczne impulsy. Wierze w pozytywne dzialanie niektorych ludzi, mam takich znajomych ktorzy \"wysylaja pozytywne wibracje\" i chocbym nie wiem jak dolowato sie czula czy byla chora - przy nich to wszystko jakby sie niweluje, zmniejsza a ja czuje sie psychicznie i fizycznie dobrze, lekko. I co ciekawe - te osoby maja o mnie rownie pozytywne zdanie. Sa tez ludzie od ktorych mnie cos odpycha - nie czuje sie zle w ich obecnosci ale nie chce z nimi byc; nie szukam ich towarzystwa a jak juz musze to jak najkrocej. Byc moze oni czuja wobec mnie to samo. I co zauwazylam - dluzsze przebywanie takimi osobami skutkuje pogorszeniem samopoczucia. Wierze tez (o ku*wa, jakies credo mi tu wychodzi) ze emocje moga znacznie wplywac na nasz stan psychofizyczny. Ktos tu wymienil zawisc, zlosc, gniew, zal - ktore \"nieprzepracowane\", w stanie surowym \"kisza sie\" w nas i zatruwaja organizm. Poza tym ludzie pelni zawisci, gniewu, zlosci, nienawisci, msciwosci sa BRZYDCY fizycznie - tzn sa tak odbierani bo to wychodzi im na twarzach, w postawie ciala, w gestach. I dlatego nie nalezy trzymac zalu do kogos - bo to jest jak kotwica ktora nie pozwala nam isc do przodu. Tak jest z checia zemsty, odegrania sie - ona nas trzyma w miejscu. Ktos moglby tutaj polemizowac: jak to? to ktos mi zrobil krzywde a ja mam ot, tak po prostu zapomniec? pokazac swiatu ze mozna mi w gebe pluc? I tutaj nie o to chodzi - bo jesli ktos mnie skrzywdzil to trzeba mu to uzmyslowic, pokazac ze uczynil zle - w ostatecznosci w skrajnych przypadkach jest prawo i sad. Ale ukazac zlo, ukarac, wyznaczyc swoje granice - i nie rozpamietywac w nieskonczonosc. Radykalne wybaczanie to dla mnie troche za bardzo teoretyczne i gornolotne, ja obiema nogami stoje na ziemi i tu chce pozostac. Moim zdaniem wybaczyc to nie rozpamietywac, nie nakrecac w sobie niecheci do tego kogos kto nas skrzywdzil - jesli nie mozna inaczej to odciac sie (mnie to wlasnie pomoglo w kilku przypadkach - odciecie calkowite od tych osob). Myslec o sobie a nie o krzywdzicielach, ich odstawic na bok. A na zakonczenie mojej przydlugiej tyrady (i znow mialy byc dwa zdania...) - http://www.youtube.com/watch?v=DpYIeFw__co
  21. Poa - masz ode mnie forumowego Oscara za te slowa: \"...Każdy jest czasami miły… Tylko mam metaforyczne pytanie (nie tylko do załamanej, do każdej z nas, i do siebie samej też): Gdybyś codziennie dostawała od niego 1 różę – ale i 1 policzek?… A gdybyś dostawała codziennie bukiet z 30 róż – ale i 1 policzek?… A bukiet z 1000 róż – i 1 policzek?… Istnieje taka liczba róż, przy której WARTO dostawać ten 1 symboliczny policzek?\" W samo sedno! I bardzo obrazowo. Zeby wreszcie do nas wszystkich to przemowilo tak jak jest. Ale ktoras z nas w pierwszej czesci jeszcze napisala, ze jednemu cierpliwosc sie konczy jak stoi po szyje w goownie a innemu jak po kostki. Tu wiec trzeba przyjac i to kryterium. Kazdy ma inna wytrzymalosc. Ale powinnysmy wszystkie miec wrodzona nietolerancje na nasza krzywde (i naszych dzieci, ale moze najpierw zajmijmy sie soba, OK?) - i potencjalnych krzywdzicieli wyczuwac w promieniu 10 km co najmniej. Niestety, krzywdzono nas w miejscu ktore powinno byc najbezpieczniejsze na swiecie - w naszym domu. Mamy wiec owe poczucie krzywdy wypaczone, skrzywione - nie wiemy gdzie lezy granica i stajemy sie \"odporne\" na krzywde. Dochodzi jeszcze do tego potrzeba milosci i wiara w te brednie o ktorych tu piszemy (polowki jablek, gruszek, arbuzow, ksiazeta wybawiciele na bialych rumakach, \"jak-z-nim-bede-to-przestane-czuc-sie-samotna-i-wyobcowana) - i niestety - pojawiamy sie na tym topiku... Na nasze szczescie - bo jesli zechcemy otworzyc oczy i uszy - i slyszec oraz widziec - to zobaczymy ze najpierw musimy pokochac siebie i odnalezc owa zdolnosc do nietolerancji krzywdy. Bylam troche zajeta wiec nie moglam napisac (mimo iz czytam Was, na tyle to czas znajde - na biezaco) do smutnej mamy, ktora sie tu niedawno pojawila. Na jej szczescie! Jesli czytasz moje slowa - to wiedz ze pisze z doswiadczenia, tez mialam problem z akceptacja mojego dziecka przez meza - ale to byla dosc zlozona sytuacja; dosc na tym ze polozylam temu kres (po dosc dlugim czasie) poprzez doniesienie o incydentach do placowki do ktorej syn uczeszcza i czynne zainteresowanie nia sluzb socjalnych. Mieszkam za granica wiec to insza inszosc. U Ciebie jest ewidentny brak akceptacji Twojej corki przez partnera - co moze sie tylko poglebic jesli nie zareagujesz czynnie. Nie chce wpedzac Cie swoja wypowiedzia w poczucie winy - moge sobie wyobrazic co czujesz na codzien, jaki stres, napiecie - jak chcesz lagodzic sprawy miedzi nimi, jak stosujesz uniki... Znam to bardzo dobrze. Tylko ze to do niczego nie prowadzi, jest wylacznie dymna zaslona. Ostatnia rzecza jakiej teraz Ci trzeba to ocena, osad i krytyka. Jestes w fatalnej sytuacji, mnostwo stresu i te uniki ktore pochlaniaja mnostwo Twojej energii... Jest dziecko ktorego Twoj partner jest ojcem. Ono widzi jak jego ojciec traktuje jego przyrodnia siostre - i co myslisz, jakie wnioski wyciagnie? Czy nie pojdzie w jego slady? Przeciez rodzice to pierwszy w zyciu autorytet? Corka cierpi i czuje sie niechciana. To wszystko spada na Twoje barki. Ty w tym musisz zyc na codzien. I To Cie przytlacza, to wyznacza Twoj rytm dnia i nocy. Kiedy Ty dziewczyno odpoczywasz? Jak partnera nie ma w domu czy przy Was? A ja osobiscie nie sadze ze cokolwiek sie zmieni - moj maz sie zmienil ale nie z przekonania, nie dlatego iz zrozumial ze zle postapil i wyrzadzil komus krzywde - ale ze strachu. Zreszta - o sobie to ja juz tutaj dwie klawiatury wystukalam ;) wiec nie bede powtarzac sie jak stolec. Chodzi o Was - o Ciebie i dzieci. Jest ojcem mlodszego i nic tego nie zmieni - zas chyba lepiej zeby byl tatusiem na dochodzace niz na codzien dreczycielem Twojej corki... Jest jeszcze jedno - Ty go wybralas - dlaczego? OK, moze nie bylo az tak ewidentnie widac jego wad, ale jesli jakas czerwona lampka sie zapalala... Czemu ja lekcewazylas? Wiesz, sa tacy faceci ktorzy jakos nie moga przekonac sie (poprawnosc polityczna w tym miejscu przeze mnie przemawia) do nie swoich dzieci, do dzieci partnerki - mimo iz wiedzieli przed zwiazaniem sie z nia o tym ze jest matka itp. Partnera bierze sie z calym bogactwem inwentarza - ale u niektorych osob to jakos szwankuje. Pozdrawiam Cie, zycze pomyslnego obrotu sprawy finalnie - a na teraz spokoju i mniej szarpaniny. Jesli chcesz mozesz napisac do mnie na maila stuk-puk - jestes z Krakowa, mozemy sie kiedys spotkac na kawe. Ja tez z tego pieknego miasta pochodze a bywam dosc czesto - teraz bede 29 az do 18 sierpnia :) Wiec jesli tylko masz czas i ochote - zapraszam. U mnie troche przemyslen w drodze (jechalam dluga trasa wczoraj) ale to moze innym razem bo musze leciec... dla wszystkich
  22. Mialam bardzo podobne do Consekfencji wrazenia co do problemu Nieba; a dziecko to ostatnia rzecz jaka moze potencjalnie \"scementowac\" zwiazek. Juz o tym gdzies tu pisalam. Jest wrecz przeciwnie zazwyczaj... Jaka masz gwarancje ze stanalby na wysokosci zadania jako ojciec? Ze zajalby sie dzieckiem i Toba nalezycie? Czy zaraz po porodzie nie strzelilby focha bo dzien pozniej niz planowano i malo do niego podobne... Poza tym wez pod uwage ze to mezczyzna wychowany w innej kulturze, gdzie facet dominuje - i byc moze stad jego stosunek do syna (nie chce miec innego mezczyzny w domu, boi sie o swoja pozycje) i do Ciebie rowniez. Choc nie da Ci tego oficjalnie, otwarcie do zrozumienia - nie uwaza Ciebie za 100% partnerke. Moze owo przepisanie domu czy cos w tym stylu bylo dla niego koniecznoscia zeby uznac Wasz zwiazek bo nie wyobrazal sobie mieszkac u kobiety, w jej wlasnym domu? Tak mi sie akurat skojarzylo... Co do stosunku partnera do dzieci to ja jestem uprzedzona i moje zdanie zawsze bedzie subiektywne. Tutaj z kolei przychylam sie do opinii Renty.
  23. Wiesz, nie ma ludzi \"calkiem czarnych\" i \"calkiem bialych\", kazdy z nas ma w sobie rowniez odcienie szarosci. Ci nasi toksycy tez sa ludzmi dobrymi po czesci, maja sporo pozytywnych cech. Mysle ze wiekszosc z nas wolalaby widziec w nich samo zlo a te dobre cechy wywoluja w nas poczucie winy... No jakze to tak, przeciez on jest dobry; nie moge za jeden blad potraktowac go z buta... Problem wlasnie w tym ze powinnismy wiedziec ze KAZDY ma dobre cechy - ale te negatywne wlasnie waza losy naszych zwiazkow, powoduja ze sa one toksyczne dla nas. Dla kogos innego moze by nie byly. OK, powiedz sobie - on nie jest zlym czlowiekiem ale jego wady nie pozwalaja mi na pelny, satysfakcjonujacy, oparty na wzajemnym zaufaniu zwiazek. To ze on ma zalety nie znaczy ze musisz mu wszystko wybaczac, nawet jesli czujesz sie krzywdzona czy manipulowana. Mialam podobnie, tez jak \"zalsnila\" jakas pozytywna cecha - zastanawialam sie nad tym dlaczego widze w tym czlowieku toksyka. Jakby przeslaniala ona wszystko co sprawialo mi cierpienie. Wolalam go widziec w 100% zlym bo kazdy objaw zalety powodowal we mnie watpliwosci. Dopoki nie zrozumialam ze w kazdym z nas tak jest. A od nas zalezy na co sie godzimy, na jakie traktowanie, na jakie wady w partnerze. Bo nikt nie jest bez wad - tak jak nie jest bez zalet. Problem w tym ze dla nas indywidualnie cos jest nie do przyjecia. Cos nas rani. Mamy do tego prawo. Tylko teraz przeanalizowac bilans zyskow i strat - czy te zalety NAPRAWDE rownowaza wady i toksycznosc wobec nas? Sciskam Cie mocno Niebo - i pamietaj (choc wiem ze zabrzmi to bezwzglednie) - rozczarowanie to roznica miedzy oczekiwaniem a spelnieniem. I nie wiem dlaczego (wez poprawke na moje uprzedzenia personalne) Twoje ratowanie tego zwiazku przypomia reanimowanie nieboszczyka...
  24. A z ta Irlandia, wrzosowiskami etc... To jest super sprawa jak sie jest daleko, przedmiot do marzen. Bo rzeczywistosc przywraca do pionu. Jak sie jezdzi, zwiedza, marzy to masz wersje \"demo\". A jak przyjdzie zyc i mieszkac - wychodza te wszystkie ukryte \"atrakcje\".
×