Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

oneill

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez oneill

  1. i tak przy weekendzie i pieknej pogodzie - na wesolo http://mid4e.wrzuta.pl/audio/4vtNMBKdSF1/gummy_bear_-_i_m_your_funny_bear
  2. Enia - \" od Angoli doświadczam więcej ciepła niż od rodaków, zupełnie bezinteresownego.\" Podpisuje sie pod tym. W Polsce niestety doswiadczalam wielokrotnie oceniania, osadzania, kwestionowania po stwierdzenie \"trzeba bylo to tamto owo a nie to siamto\" gdy znalazlam sie w problematycznej sytuacji. Gdy mialam klopot z synem dyrektorka szkoly specjalnej zadzwonila do mnie i kazala wziac dziecko, podleczyc i przyprowadzic jak bedzie sie dobrze zachowywac. Matki dzieci niepelnosprawnych byly zostawione same sobie - stad bezradnosc i bezsilnosc wobec jakichkolwiek problemow. Bo wiadomo ze nikt nie pomoze a jeszcze skrytykuje. Tutaj spotkal mnie taki ogrom pomocy i wsparcia o jakim nie marzylam nawet. Na poczatku strasznie sceptycznie podchodzilam do takiej postawy u ludzi (zyczliwosci) bo zwyczajnie nie znalam tego, jesli ktos byl zyczliwy w Polsce to nie bezinteresownie - a tutaj to wyplywalo naturalnie, z troski o drugiego czlowieka.
  3. Oj, jeszcze problemow, progow i barier to przede mna cale mnostwo - ale nie od razu Krakow zbudowano, wazne ze do przodu, ze jest postep i ze ja sama go czuje :) A dla tych co to lubia zagladac w takie "potencjalnie bolesne" miejsca - czy czegos Wam to nie przypomina? http://fun.noshit.pl/lubie/41814
  4. Inna-ja - i znow braklo tej czesci formy przekazu ktora jest odpowiedzialna za np ton glosu czy mimike... Oczywiscie napisalam poprzednie slowa z ironia ;) Pewnie zapomnialam dorzucic jakas emotke. A ze zdrowieje (jestem w trakcie, do bliskosci calkowitego uzdrowienia to mam jeszcze lata swietlne) to widze np po swojej postawie wobec spraw ktore przedtem stanowily dla mnie jakis problem czy bariere. Pozbywam sie poczucia winy bez powodu i takze nadmiernego poczucia odpowiedzialnosci.
  5. \"...ale pokaż mi choć jedną taką osobę jak ja czy Zagubiona która walcząc sama z sobą nie zrobi tam sobie dodatkowej krzywdy?!\" OK, zaapelujmy wobec tego o zakaz sprzedazy nozy kuchennych, sznurow do bielizny - wiekszosci produktow w tym samochodow - i w koncu zbanujmy komputery wogole - bo ktos sobie moze krzywde zrobic.
  6. Blondynko nie calkiem - moc cieplych mysli w Twoim kierunku. Przetrwaj ten bardzo trudny dla Ciebie czas, odcierp jak najglebiej bo tylko wtedy mozna zamknac za soba kolejny rozdzial i isc dalej, bez powrotow ktore zatrzymuja nas w miejscu. Mnie sie wczoraj jakos tak zebralo na rozmyslania nad porownaniami jako metody wychowawczej - albo rodzaju dopingu (czyli tak czy inaczej manipulacji, prob ograniczenia do jakiejs tam wymaganej postawy). Porownanie do lepszych rodzi niska samoocene - porownanie zas do gorszych bywa przyczyna lenistwa. I wytwarza sie postawa - sa lepsi ode mnie, nigdy nie bede najlepsza/y albo: a kto by sie przejmowal i tak sa gorsi ode mnie to po co sie starac? A a propos Naszej Klasy - to doskonaly przypadek brania tego co nam potrzebne. Mnie ow portal zaprowadzil na 30 lecie matury, wznowilam wiele kontaktow jeszcze z dziecinstwa oraz odnalazlam rodzine mojego pierwszego meza z ktora wiele lat temu urwal mi sie kontakt. Czyli - dostajemy do rak cos - a co z tym zrobimy to juz nasza kla... znaczy sie sprawa.
  7. stuk-puk - pamietaj ze teraz bolejesz nad tym czego nie mozesz zmienic, i to zajmuje Ci cala energie, ktora kiedys wykorzystasz aby zmienic to co zmienic mozesz.
  8. stuk-puk - masz prawo do cierpienia, przechodzisz etap rozzalenia swoim zyciem i tym co Cie spotkalo, losem i wogole. To naturalne i zrozumiale. Ale to tylko ETAP. Nie zatrzymuj sie w nim bo staniesz sie ofiara \"wchodzenia w role ofiary\" - gdzie caly swiat sprzysiagl sie przeciwko Tobie - choroby, los, rodzina i jej perypetie, szkola itp. Przezyj ow etap jak mozesz najglebiej bo juz do niego nie wrocisz - czego zycze Ci z calego serca. Teraz widzisz to co negatywne (czyli szklanka w polowie pusta). Kiedys (oby wkrotce) zobaczysz to co pozytywne a negatywne zaakceptujesz jako czynnik ktory stworzyl Ciebie taka jaka jestes - jedyna i niepowtarzalna. A Ty chcesz przekreslic tak wspanialego, enamujacego indywidualnoscia czlowieka dla kilku blizn? A moze Twoja choroba nie tak przypadkiem dotknela Ciebie, moze chce z Ciebie wydobyc to co najlepsze?
  9. Rento: \"A matka jestem chyba lepsza niż moja mama. i z tego tez sie cieszę, bo jest rozwój . Jeśli moja córka będzie lepsza matką ode mnie to dopiero będzie super\" Napisalas tu BARDZO WAZNE SLOWA. Dla kazdej matki ktora jest Doroslym Dzieckiem. Pardon - SWIADOMYM doroslym dzieckiem. Bo swiadomosc ze wychowalysmy sie w toksycznej rodzinie po czesci zmniejsza nasza toksycznosc. Mnie w pamieci utkwily slowa z jakiegos poradnika ktory czytalam przed urodzeniem (albo tuz po) pierwszego dziecka. Nie wiem co to byla za ksiazka - ale pisalo w niej ze jedna z najlepszych metod wychowawczych jest powrot do wlasnego dziecinstwa bo przez to zdobywamy sie na empatie w stosunku do dziecka - widzac samych siebie jako dzieci i probujac z tego punktu widzenia spojrzec na wlasne dziecko. I wiecie co? Wzielam to sobie do serca. Czesto zadaje sobie pytanie (tym razem juz w stosunku najmlodszego, 15-letniego syna) - jaka bylam w jego wieku? I w taki sposob staram sie zrozumiec jego myslenie choc po czesci. Oczywiscie ogromna poprawka na rzeczywistosc - ale tu chodzi o zasade. I to nie ze \"ja w twoim wieku nie mialem tego czy tego albo mialem to czy tamto\" wypowiadane mentorskim tonem z wysokosci - ale stanac mentalnie obok tego dziecka jako jego rowiesnik i starac sie zrozumiec co czuje, jak moze czuc... Tylko na to trzeba byc rodzicem myslacym... Nie, na pewno nie bylam i nie jestem wolna od toksyn - ale widze ze moje dzieci rozna na o wiele \"lepszych\" ludzi niz bylam ja. Przynajmniej nie mam problemow z komunikacja z nimi takich jak moja matka - tzn uwazala ze problemu nie ma bo ja sie zamknelam w sobie wiedzac ze moja szczerosc bedzie wykorzystana przeciwko mnie dla opacznie pojetego \"mojego dobra\". Nigdy nie zabranialam corce chodzic na imprezy, nie kontrolowalam jej, nie czula presji - NIGDY nie zdarzylo sie zeby nie wrocila na noc; sama dokonywala wyboru znajomych i NIGDY nie obracala sie w tzw \"zlm\" towarzystwie (picie, palenie, seks nieletnich, narkotyki, dyskoteki) - a wiedziala ze ma wolnosc i ze nikt ja za przekroczenie granic nie skatuje ani nie bedzie trul w nieskonczonosc. Innymi slowy - nie trzymalam jej krotko na smyczy jak moi rodzice. Pieniadze dostawala na ile mnie bylo stac - ale wyjasnialam dlaczego np dzisiaj mniej czy dlaczego na Mikolaja skromniejszy prezent. mlodszym synem mimo wszystko tez mam dobry kontakt choc on jest skryty z natury (corka tez to potwierdza i nawet sie martwila ale ona dziwnie uwaza ze oni jako rodzenstwo powinni byc podobni - sa zupelnie rozni), jak ma problem to zawsze do mnie przyjdzie, w szkole dostaje nagrody i jesy chwalony - to wazne bo zapracuje sobie tym na scholarship na studia i odpadnie mi duzy wydatek (rzedu kilkuset tysiecy zlotych), ale zasluguje na to bo jest zdolny. lubi sie uczyc i przychodzi mu to latwo. Jest tez ambitny choc mniej niz corka i dlatego obawiam sie zeby nie usiadl na laurach bo ze mna wlasnie tak bylo - z tym ze u mnie dolozyly sie czynniki zewnetrzne i ja troche na zasadzie kontestacji olewalam szkole, a troche dlatego ze nie czulam sie tam dobrze. Corka zas jest mniej zdolna ale potwornie ambitna i pracowita (moze to miec po ojcu, ja zawsze bylam typem buntownika, ojciec zas oportunista), ale wychodzi jej to na korzysc tylko za bardzo sie przejmuje. Mysle tez ze moje dzieci maja wiele z tych cech ktore ja chcialam miec w ich wieku. Znaczy sie - nie jest tak zle. Wczoraj obejrzalam po prostu GENIALNY film Nikity Michalkowa \"12\" - luzno nawiazujacy do \"Twelve Angry Men\" Lumeta. Polecam.
  10. Inna-ja - z matka i wakacjami to masz faktycznie zgryz. Bo jakby sie nie obrocil - doopa z tylu... Takie miedzy mlotem a kowadlem. Czy nie mozna tutaj sfastrygowac jakiegos kompromisu? Np ze mama z Wami jedzie ale przebywa w innym pokoju/domku wczasowym i spotykacie sie wylacznie na posilkach lub jak Wam przyjdzie ochota - a kazdy swoimi drogami chodzi? Zeby nikt od nikogo nie czul sie zalezny - a Ty bedziesz sie cieszyc ze mama ma swoje wakacje, ze gdzies pojechala - a jak ona wykorzysta ten czas (piwko, papierosy) to juz jej sprawa, to od Ciebie nie zalezy ani wtracac sie nie powinnas bo to jej zycie... Jak jej nie zabierzesz to bedzie Ci glupio i przykro ze tego dla niej nie zrobilas - bo widze z Twojej wypowiedzi ze bardzo by Cie cieszylo sprawienie mamie przyjemnosci. Zrob to wiec i pamietaj - co ona z tym zrobi to od niej zalezy, Ty zrobilas co moglas. Czy Ty przypadkiem nie czujesz sie odpowiedzialna za swoja mame? Czy nie obawiasz sie ze \"narobi Ci wstydu\" bo np sie upije? Ale przeciez ona jest dorosla i sama za siebie odpowiada, jak narobi obory to samej sobie. Ty jestes odpowiedzialna wylacznie za siebie sama. Stuk-puk - jestem pod wrazeniem. Dziewczyno - Ty masz sakramencki talent przekuwania slow w emocje na papierze! To co piszesz to sie czuje i widzi! Jestes niesamowita, przebogata wewnetrznie osoba - szkoda ze Ty sama tego nie dostrzegasz. Jak w przypowiesci - zakopujesz te talenty w ziemi... I mysle ze masz \"dola\" bo widzisz szklanke do polowy pusta. Piszesz o tych \"minusach\" ale miedzy wierszami czuje tez plusy. Ty ich nie czujesz - ale czytelnik owszem. Ty nie jestes taka 100% pesymistka. Osoba o tak wrazliwej, artystycznej duszy nie powinna czuc ak dojmujacej potrzeby bycia z kims - bo sama w sobie jest przebogata. Dziewczyno - masz tak ogromny potencjal ze obdarzylabys nim dziesiec osob! A sama nie potrafisz z niego czerpac. Z ta jedynaczka wyobcowana i przerazona to trafilas w moj czuly punkt - bo odbieralam podobnie rzeczywistosc przez cale lata. Ale tak sie stalo ze nie mialas rodzenstwa, to od Ciebie nie zalezalo - wychowalas sie sama w szklanej kuli wlasnego swiata. Nie jest latwo takim ludziom otworzyc sie na innych - i za bardzo potrzebuja tego drugiego czlowieka, dluzej niz inni wierza w polowki jablka. U mnie trwalo to bardzo, bardzo dlugo - ta przemozna potrzeba bycia z kims i wiara ze tylko ktos kto mnie pokocha (za cos) wypelni moja pustke, tylko z kims stane sie caloscia. Bzdura jakich malo. Wierzylam w to bo nie zaznalam milosci i akceptacji bezinteresownej, nie wiedzialam ze cos takiego w przyrodzie wystepuje. Zawsze czulam ze jestem kochana za cos - a jak wydawalo mi sie ze to \"cos\" zawalilam - czulam sie totalnie niewarta milosci i panicznie balam sie odrzucenia. Szczegolnie w domu rodzinnym ale tutaj podswiadomie prawdopodobnie zafunkcjonowalo cos innego. Dopoki nie zrozumiemy mechanizmow jakie rzadza naszymi emocjami - nadal bedziemy je w kolko powtarzac. A trzeba zmienic ich bieg. Tak, zeby pracowaly na nasza korzysc, nie odwrotnie. I na koniec takie powiedzenie: jesli wskazujesz kogos palcem spojrz na swoja dlon - tylko jeden palec wyciagniety jest w czyims kierunku - trzy wskazuja na ciebie...
  11. o - tutaj jest sposob jak ktos kogos wkur*ia: http://przeklina.jcie.pl/ wejsc i rzucic okiem :) ale zanim to zrobicie moze najpierw maly test: http://quiz.ownia.pl/idiota
  12. Ja powiem tylko tyle - o kazdym z nas swiadcza CZYNY i EFEKTY DZIALANIA, a nie gadanie. Tyczy sie to do kazdej osoby na tym topiku. I kazdego z nas zycie z tego rozliczy. Przepychanki faltycznie zanizaja poziom tego topiku i czynia atmosfere mniej przyjazna - a takie jest jego zalozenie, zebysmy sie wszyscy czuli tu bezpiecznie. I te nowe dziewczyny, wchodzace na te droge z przerazeniem wyniesionym z ich toksycznych zwiazkow - i my stare wyjadaczki ;) :P Mam propozycje - jesli komus nie podoba sie czyjs sposob wypowiedzi itp - to podawajcie maile i piszmy sobie na priva. Nie ma potrzeby tego upubliczniac. Kazda z topikowiczek ma niebagatelny wklad w istnienie, sens tego topiku - kazda bez wyjatku. I oczywiscie zadna z nas idealem NIE JEST. Mamy swoje wady. Czesto wychodza pod wplywem naszej otwartosci (co jest ogromna zasluga topika, ja sie tutaj tej otwartosci ucze). Jak sie czuje ktos kto zaufa komus i to zaufanie obraca sie przeciwko niemu? Jak sie czuje ktos komu powinela sie noga i ten fakt zostaje mu wypomniany a nawet wykorzystany jako punkt odniesienia? Przeciez my sie tu z tego leczymy! Pisze te slowa do NAS WSZYSTKICH i uwierzcie - nie mam na mysli NIKOGO szczegolnego. Chce za wszelka cene ratowac atmosfere tego topiku bo takie atrakcje sa nam niepotrzebne. Ten topik wiele mi pomogl i zawdzieczam mu wiecej niz niejednemu terapeucie. Wierze ze pomoze jeszcze wielu osobom w trudnej, zapetlonej sytuacji. Nie dajmy go zaorac. Nie orajmy go sami.
  13. stuk-puk: to ze nie mialas dobrego, stabilnego domu to FAKT. Cala reszta (czuje sie gorsza itp) to twoja interpretacja. Przyjmij fakt bez interpretacji, jak to pisalam poprzednio, OK? Nie jestes przez to ani lepsza ani gorsza. Mialas tylko dysfunkcyjna rodzine.
  14. stuk-puk - przyjmij ze nie kochalas. Tylko Ci sie wydawalo. Bo to nie byla milosc ale chore uzaleznienie. I dopoki tego nie zrozumiesz i w sobie nie przepracujesz - nie nauczysz sie kochac. Z Twoich wypowiedzi wynika ze jestes doroslym dzieckiem dysfunkcji (DDD). Twoi rodzice nie nauczyli Cie kochac wiec skad masz wziac te umiejetnosc? Nazywasz miloscia cos co nia nie jest. Wiem, moje slowa brzmia brutalnie ale taka jest prawda. Stuk-puk - Ty mialas dobre checi i nikt w to nie watpi. Ale postawilas woz przed koniem i dlatego wyszlo to co wyszlo. Zadanie na najblizszy czas - pokochaj siebie. Tak naprawde. Zaopiekuj sie swoim wewnetrznym dzieckiem i nie szukaj dopelnienia na zewnatrz bo go tam nie znajdziesz. Nie poswiecaj sie, nie rob wszystkiego za bardzo tylko po to by ktos dal Ci ochlap uczucia. Masz to wszystko w sobie - tylko musisz to odnalezc.
  15. Dlatego nie zabieralam sie za to wczesniej mimo iz moglam. Czulam podswiadomie ze potraktowalabym taka sytuacje jak dubeltowe odrzucenie i stworzylabym sobie tym wieksze pieklo w duszy. A tylko dlatego ze dojrzalam do odpowiedniego czasu i nastawienia - potrafilam przekuc cos co moglo byc kleska w uwolnienie, jak to napisalas Rento. To mnie wyzwolilo, wypuscilo na wolnosc upiory przeszlosci i pozeglowaly sobie gdzies w swiat zostawiajac mnie w spokoju. A co najwazniejsze - nauczylam sie akceptowac bez oceniania. Przez cale lata - bo tak bylam nauczona - ocenialam, porownywalam. To w niczym nie pomagalo a wrecz przeciwnie... Zrozumialam ze nie to jest wazne co inni mysla czy mowia ale to co ja mysle i czuje - o ile dotyczy mnie. Wazne sa fakty, bez interpretacji. Interpretacja moze byc dowolna i zalezy od wielu czynnikow. I to wlasnie interpretacja faktow nie pozwala na ich zaakceptowanie. Dochodzi sie do tego ze wierzymy nie w fakt ale w jego interpretacje a to prowadzi na manowce. Jestem szczesliwa ze to zrozumialam emocjonalnie, nie tylko "na intelekt".
  16. Vacancy - to niby ja mam Ci wytlumaczyc co i dlaczego czujesz? ;) No az tak wysoko to nie siedze :D A za dobre zdanie o mnie dziekuje. A autorytetem moge byc wylacznie dlatego ze sama na wlasnej skorze doswiadczam tego co tu wypisuje. Odkrylam i poczulam niedostatek milosci i zaakceptowalam to gdyz bez akceptacji nie ruszylabym do przodu. Mysle ze tutaj tkwi problem - my nie chcemy, bronimy sie przed zaakceptowaniem tego prostego faktu i przelozeniem go na jezyk naszego zycia. Nasi rodzice nie umieli kochac siebie, nie potrafili kochac nas. Nie ma w tym nic zlego bo to nalezy i tak do przeszlosci. Nie jestesmy przez to ani gorsze ani lepsze od kogokolwiek (ale najczesciej wlasnie tak sie to interpretuje podswiadomie, czulam sie gorsza od innych przez cale lata i nie wiedzialam do konca dlaczego; i tez byla w mojej rodzinie dysfunkcja psychiczna matki, i wstydzilam sie za jej zachowanie czasem, ojciec nieobecny przewaznie a jak obecny to awanturujacy sie; mobbing w szkole i obojetnosc rodzicow na moje cierpienie; i tez to ze czasami dzieci mowily ze jestem z domu dziecka - jeszcze wtedy nie wiedzialam o tym). Ja sobie to wszystko przybralam do glowy jako dowod na to ze jestem gorsza od innych. Do niedawna jak widywalam sie z kuzynka to czasami bylam zla, smutna - nie umialam dostrzec powodu. A ja jej w glebi duszy zazdroscilam wciaz ze byla oczekiwanym, kochanym dzieckiem swoich rodzicow. Przy niej czulam sie jak uboga krewna. I dopoki tego nie zrozumialam - mialam jakis wewnetrzny ukryty zal ze jej sie zycie ulozylo a ja nadal bladze. Ona dostala na wyposazeniu wszystko to co czlowiek otrzymac powinien z chwila przyjscia na swiat. Ja nie dostalam nic, teraz przez ostatnie lata sobie to nadrabiam ale najpierw musialam zaakceptowac FAKT (bez komentowania dobry czy zly) ze nikt mnie nie kochal tak jak na to zasluguje. Tyle. To jest naprawde bardzo trudne - zaakceptowac swoja sytuacje bez bolu. We mnie gdzies jeszcze tkwi zal do losu ale tak jakby \"z rozpedu\" jeszcze a nie rozgoryczenie. Mysle ze z tym smutkiem ktory przezylam naprawde bardzo gleboko, jakby do granic mojego jestestwa (jeszcze nigdy az tak autentycznie nie doswiadczylam smutku, chyba sie przed tym bronilam a wtedy dalam sobie pozwolernie na wylanie zalu i cierpienia) gdzies miesiac temu, jak sie dowiedzialam ze matka biologiczna nie chce ze mna kontaktu - to byl taki wlasnie pretekst do uzewnetrznienia tych emocji; mialam wrazenie jakby zale z calego zycia ze mnie ulecialy. I od tamtej pory czuje ogromna ulge, nie wiem gdzie one siedzialy bo wcale nie mam po nich pustki a wrecz przeciwnie. Ta pustka o ktorej tu wspominamy (i chyab w ostatnim poscie cos tez napisalam) to zludzenie braku milosci. We mnie nie ma juz zadnej pustki ktora moglabym wyczuc. Mimo iz daleka droga przede mna jeszcze. Ale jest mi ze soba dobrze. A Ty, Vacancy - moze nie chcesz nic zmieniac bo tak wygodniej... Ja tez mam spokoj bo strachy poskutkowaly. Mam swoje pasje, robie swoje, nikt mi nie przeszkadza, czesto jezdze do Polski i jest OK. Na razie niczego zmieniac nie musze, nie mam potrzeby. Milosci mi nie brakuje bo mam ja w sobie, nie tesknie za czuloscia ani za byciem potrzebna, ani za partnerstwem bo daje sobie rade a przeciez wszystko mam w sobie. Niestety, odkrylam cos co mnie lekko zaniepokoilo - mam dusze typowego singla, samotnika i nigdy nie powinnam sie wiazac z kims na stale. OK, wiazalam sie poprzez swoja chorobe i zaburzenie i oprocz toksycznosci partnera te zwiazki nie byly udane rowniez przez moja niezdolnosc do zaufania, dzielenia sie zyciem. W zwiazku przewaznie stawalam sie zamknieta w sobie, nieufna. Byc moze to moja cecha charakteru. Ale - chleba nie odpieczesz, bylo minelo i jest jak jest. Szkoda tylko ze dzieiom pewnie tez cos z tej postawy przekazalam. Ta nieszczesna potrzeba milosci prowadzi nas czesto na manowce... Dzisiaj piekna pogoda u nas - nareszcie. Wczoraj sie wyklarowalo po poludniu.
  17. Zagubiona duszo - zacytuje Cie: \"...ale ja całe życie noszę w sobie pustkę, której nikt i nic nie wypełnia. To puste miejsce bardzo boli i dlatego człowiekowi trudno się podnieść i coś zrobić ze swoim życiem. Boi się tego bólu, który na nowo będzie musiał przeżywać i boi się, że nie będzie wtedy przy nim nikogo. Bo być może jest zbyt słaby, aby przez to przejść samemu albo... lepiej wychodzi mu użalanie się nad sobą.\" Jestes DDD - doroslym dzieckiem dysfunkcji. Podobnie jak ja. I pod tym co napisalas a co zacytowalam powyzej moglabym sie podpisac jeszcze jakis czas temu. Bo dokladnie tak samo sie czulam wobec swiata i siebie. Owa pustka jest mi bardzo bliskim pojeciem - ale juz na szczescie w czasie przeszlym. Bo zrozumialam ze owszem, pustka jest - ale to tylko JA SAMA moge ja wypelnic i takie jest moje zadanie. Nikt inny tego uczynic nie potrafi. Ale my, dorosle dzieci - tak czesto szukamy owego uzupelnienia na zewnatrz - i wlasciwie to mamy czesciowo racje, bo zostalismy tego pozbawieni poprzez pojawienie sie w dysfunkcyjnej rodzinie, nasi rodzice sami odczuwali pustke - jak wiec mieli nam dac bezwarunkowa milosc czy akceptacje? Jak mozna dac cos czego samemu sie nie ma... Ale mamy siebie - i to my same mozemy to nadrobic. Jest to bardzo trudna praca i czesto przypomina syzyfowa - bo efekty nie sa natychmiastowe. Wydaje sie nam zas ze jak ktos nam to ofiaruje to efekt szybki - a to tylko zludzenie. My, dorosle dzieci - karmimy sie wyobrazeniami a zludzenia to nasza komunia przxyjmowana z nabozenstwem codziennie. Wierzymy w takie brednie jak polowki jablek, ksiazeta na bialych koniach itp. Bo to pozwala na nic nierobienie z wlasnym zyciem, na nie branie spraw w swoje rece. I masz racje z tym uzalaniem. Latwiej narzekac niz dzialac. Przyznam Ci sie - nie ma we mnie pustki. Juz nie. Jestem cala wypelniona trescia, na nic nie czekam i niczego nie pragne bo... wszystko to posiadam. W sobie. U mnie w domu tez sie nie pilo, podejscie do alkoholu bylo podobne jak u Ciebie. Ale za to wieczne klotnie, nieobecnosc ojca, paranoja matki i calkowita niezdolnosc do stania po mojej stronie, do nauczenia mnie jak sie bronic, obojetnosc na moja krzywde czy tez jej bagatelizowanie... Wychowalam sie w ciaglym leku, jeszcze jego resztki gdzies we mnie sa ale to juz bardziej swiadome, wiem co mi dolega. Nie usune leku calkowicie ale moge nauczyc sie z nim zyc. I tez jak Ty wybieralam samych pokreconych partnerow, jakies zyciowe wybraki... Na dzien dzisiejszy odpycha mnie od ludzi toksycznych i chyba z wzajemnoscia bo jakos ich kolo siebie nie widuje tak czesto jak kiedys. Renta, masz zupelna racje.
  18. Kormoranie: \"Człowiek zdrowy wmanipulowany w toksyczną osobę... ma olbrzymia drogę cierniową do przejścia.\" Nie zgadzam sie z tym. Czlowiek zdrowy bedzie jak ognia unikal wszystkiego co toksyczne - to jest miedzy innymi wlasnie oznaka bycia zdrowym. Jesli jest zwiazek toksyczny to znaczy ze obydwoje sa zaburzeni. Jesli zas jedno z nich zacznie nad soba pracowac i zdrowiec - dostrzeze przepasc i wtedy zaczynaja sie schody - wlasciwie nie wiem czy tak do konca schody bo najuczciwsza i nmajprostsza droga osoby zdrowiejacej to odejsc. Bo widzi ze z tej maki chleba nie bedzie... Co do dzieci - jesli jeden z partnerow jest zdrowy to zdaje sobie sprawe z wplywu jaki ma ow toksyczny zwiazek na nie (przeciez caly czas tu o tym piszemy, nieprawdaz? I mowienie o tym ze ktos jest w niewlasciwym zwiazku dla dzieci to jakby zaprzeczenie idei tego topiku, a juz na pewno danie zlego przykladu - ilez dziewczyn mowilo tutaj: zostane z tyranem dla dzieci?) a juz na pewno nie tkwi w takim zwiazku wierzac ze to jest wlasnie \"mniejsze zlo\" i ze wlasnie tym ochroni dzieci... Jesli tak mysli i w to wierzy to jest tak samo zaburzony jak wiekszosc z nas tutaj... Przypominam druga umowe - nie bierz niczego do siebie. Bo ja nie pisze do nikogo - tylko polemizuje z opisana sytuacja.
  19. mam dzis dola - napisalas: \" Zaluje swojego zycia, bo nie wiem jak sie potoczy.\" Spiesze z pocieszeniem ze nikt z nas nie wie jak sie potoczy zycie - i tak juz jest, tak bedzie - a Twoj smutek i dol wynikaja z czegos zupelnie innego. Moze sprobuj zajrzec w siebie glebiej i odnalezc jego prawdziwa przyczyne... Piszesz takze - \"Mam ogromna chec posiadania kogos bliskiego przy sobie i to mnie kompletnie wykancza.\" Blad w zalozeniu! Przez spora czesc tego topiku tlumaczymy sobie samym i innym topikowiczkom - ze wpadanie z toksycznego zwiazku w inny zwiazek ma szanse ale na kolejna porcje toksyn. My tutaj leczymy sie z uzaleznienia od bycia z kims, od wiary w dwie polowki jablka - my tutaj nabieramy sil do samodzielnego zycia bo tylko wtedy gdy potrafisz byc sama - potrafisz byc w zdrowym zwiazku z drugim czlowiekiem ktory tez potrafi byc sam. Najpierw zajmij sie soba, pokochaj siebie, zadaj sobie kilka waznych pytan - i odnajdz siebie prawdziwa, zaakceptuj, zostan swoim najlepszym przyjacielem. I wtedy nie bedzie juz przemoznego pragnienia posiadania kogos - bo zawsze bedziesz kogos miala. Siebie. Teraz tez nie jestes sama, tylko jeszcze tego nie widzisz. Jeszcze szukasz na zewnatrz tego co od zawsze jest w Tobie. Wszyscy to mamy tylko nie wszyscy widzimy, czujemy. Nie jestes sama - masz siebie. I pamietaj o tym. Nie mozesz byc 100% pewna drugiego czlowieka - ale mozesz byc pewna samej siebie. A jak juz bedziesz siebie pewna - to male szanse ze znow wpakujesz sie w zwiazek z niewlasciwa osoba... Nie mysl wiec o kolejnym zwiazku i wypelnieniu pustki - ta pustka to zludzenie, masz wiele do zrobienia, wiele do poznania. Dlaczego zwiazalas sie z takim czlowiekiem? Z kims kto Cie zranil? Dlaczego pozwolilas mu na to? To sa pytania na ktore odpowiedz zajmie Ci troche czasu w przyszlosci... Dlatego juz teraz wygrzebuj sie z tego dola i zacznij dzialac :) Pozdrawiam
  20. Niebo - \"Na dodatek mój M w tym wszytskim też z powodu syna wali fochy i ma rację niestety. \" Pieprzysz jak potluczona ;) Z powodu syna (Twojego) wali fochy... Ku*wa co to za facet, partner - zamiast dac wsparcie to fochy strzela jak Paris Hilton. Ty teraz potrzebujesz kogos kto Cie wesprze, podtrzyma na duchu (bez wcinania sie miedzy Ciebie a syna, ot, co najwyzej da jakas rade, sugestie - bez protekcjonalnego czy krytycznego tonu, po przyjacielsku) - a co najwazniejsze, bedzie przy Tobie w tych trudnych chwilach, a Ty bedziesz miala swiadomosc ze masz jakies oparcie, ze nie jestes taka zupelnie sama - a wtedy to i najciezsze problemy latwiej zniesc. PS. pisze czysto teoretycznie ;) Ma racje? I Ty mu jeszcze racje przyznajesz? Czyli zgadzasz sie z jego zachowaniem i stosunkiem do Ciebie, Twoich problemow? OK, wiec sie nie dziw ze traktuje Cie tak jak traktuje. Sama na to zezwalasz. Koniec swiata - jak mawial dozorca Popiolek z \"Domu\"...
  21. Uznanie za aksjomat stwierdzenia o \"scalaniu zwiazku przez dziecko\". Czyli - wydanie na swiat kolejnej istoty juz z samej racji istnienia odpowiedzialnej za zwiazek rodzicow. Paranoja jakas... Kolejna ucieczka od wgladu w siebie i szukania rozwiazania w sobie. Dziecko to kolejne obowiazki a nie tasma klejaca dla czegos co sie rozlatuje i bez niego. Dziecko to wstawanie w nocy, regularne karmienie, brak czasu, kupki, zupki, pieluchy. I niby w jaki sposob ma \"scalic\" zwiazek? Obecnosc dziecka spowoduje tylko wieksze oddalenie sie rodzicow od siebie (matka zajeta dzieckiem; ojciec uwazajacy ze powinno sie samo naprawic bo jest dziecko) i pretensje - w koncu do tego wlasnie dziecka. Ze nie scalilo zwiazku. I kolejne oddalanie sie od zrodla problemu - od nas samych. Uwazam ze to najgorsze z wyjsc - zrobmy sobie dziecko to nasze malzenstwo sie nie rozpadnie. Inna-ja - obiecalam ze cos napisze. Banalem bedzie stwierdzenie ze Twoja sytuacja wyglada na bardzo pogmatwana... W gruncie rzeczy chodzi tutaj o nalog, uzaleznienie - takie samo jak papierosy, alkohol czy hazard itp. Jestes uzalezniona nie od samego X - ale od myslenia o tym \"co by bylo gdyby\" - i od ucieczki w to \"co by bylo\" jak dzieje sie cos nie tak w Twoim zwiazku. Zwiazek z X istnieje bardziej w Twojej wyobrazni i jest wygodnym wyjsciem - zeby nic nie robic z biezacym zwiazkiem. Zeby nie szukac rozwiazan tu i teraz - ale bladzic wyobraznia, wracac do kogos kto nie jest tym kim chcialabys zeby byl... I tak naprawde nigdy nie byl. To Ty sama nadalas mu takie znaczenie. Jemu z tym wygodnie, moze ma jakies sprawy zwiazane z szukaniem potwierdzenia wlasnej wartosci - i Ty mu to zapewniasz? Podstawowe pytanie: co TY z tego masz? Jakie korzysci? Jakie wygody? Bo chyba szarpanina o jakiej piszesz do nich nie nalezy... A co do pani psychiatry - moze poszukaj dobrego psychologa. Niech pomoze Ci w leczeniu nalogu bo brniesz w to z latami coraz glebiej - a jest to taki zbedny byt. To ze maz jest troskliwy, opiekunczy itp - nie musi miec znaczenia jesli nie jest dla Ciebie odpowiednim partnerem. Ale jesli - jak piszesz - widzisz ze warto walczyc o ten zwiazek, warto go utrzymac bo jednak wierzysz ze maz jest dla Ciebie odpowiednim partnerem - to cos trzeba zrobic. Sama widzisz ze nawet gdybys uciekla na drugi koniec swiata to i tak bedziesz wracac emocjonalnie do X. Wystarzcy Ci mysl ze on jest - wystarczy ze wyobraznia zacznie pracowac - i juz przestawia sie wylacznik. Pewnie czesto sie to zdarza jak cos nie gra w malzenstwie. Wtedy przychodzi mysl: z X byloby lepiej (tzn taki impuls - bo byloby inaczej a nie lepiej, ale tego \"inaczej\" to Ty nie znasz wiec uznajesz za \"lepiej\"). Uciec mozna od kogos fizycznie - ale od siebie uciec sie nie da. Ty masz problem nie z X ale ze soba. I bardzo dobrze ze juz masz wieksza swiadomosc, ze chcesz cos z tym zrobic - bo tak sie zyc nie da. Powyzsze pisze z punktu widzenia siebie - osoby doroslej. Ale na poczatku mialam mysli z poziomu wewnetrznego dziecka. I wlasnie odkrylam ze potrafie je odroznic, ze nie identyfikuje sie juz w 100% z tym co mysli i czuje moje wewnetrzne dziecko, pozwalam mu na odczuwanie wlasnie tego co czuje, akceptuje go takim ale jednoczesnie mam swiadomosc ze dorosla ja (poprzez doswiadczenie zyciowe i prace nad soba, wyciagniete wnioski itp) tak nie mysle bo jesli bede myslala moim wewnetrznym dzieckiem to sprawie sobie i innym bol. Bo to moje wewnetrzne dziecko nie jest w pelni wyleczone, ono jeszcze ma zal, cierpi - i jak przeczytalo o tym jak w chorobie maz sie zaopiekowal ot tak bezinteresownie, bezwarunkowo inna-ja to ono oddaloby wszystko zeby ktokolwiek tak sie nim zajal i zrobiloby wszystko - bo nikt nigdy tak go nie traktowal. Czyli - Twoje wypowiedzi mialy podwojna moc i korzysc - bo i dla siebie tez cos z nich wynioslam. teraz jako osoba dorosla potrafie zadbac o siebie lepiej lub gorzej - ale wciaz ucze sie jak zadbac o moje wewnetrzne dziecko zeby nie bylo mu przykro, zeby nie czulo sie wciaz niepotrzebne, porzucone i niechciane, jakby wszystkim przeszkadzalo samym istnieniem - co dopiero jak jest chore i wymaga opieki... Jeszcze nie mam na tyle umiejetnosci aby sie nim zajac - ale tak samo bylo z niemowleciem i dalam rady, doroslo - a tez sie balam ze nie podolam...
  22. Dla mnie "prorok" to taka biblia pauperum :) Niestety mam go w wersji ang - ale na sieci mozna znalezc polskie tlumaczenie - i tym sie wlasnie posluzylam. Szczegolnie przemawia do mnie fragment o dzieciach...
  23. Siodemko - najwazniejszy jest spokoj, Twoj i Twojej rodziny. A jesli dla tego wlasnie spokoju, dla jego utrzymania trzeba sie zmierzyc po raz ostatni z upiorami przeszlosci - zrob to. Jestem z Toba calym sercem. Zebys mogla miec w koncu 100% swietego spokoju a nie cos tam jeszcze za plecami. Wierze w Twoja intuicje, wierze ze poprowadzi Cie sluszna droga. Emocje... Trudno zeby ich nie bylo w takiej sytuacji. Ale emocje to nie Ty, prawda? Emocje sa tylko czescia Ciebie. Mam nadzieje ze sie nie boisz, strach jest bardzo zlym doradca - choc moze uratowac zycie. To co bylo, chocby nie wiem jaki koszmar - jest juz przeszloscia. Tego nie ma dzisiaj, nie bedzie jutro. Nie bedzie nigdy - o Ty o to zadbasz. Bo jestes silna i masz siebie. A dzieci wlasnie dlatego moga na Ciebie liczyc. Trzymaj sie i pisz do nas. Jestes tutaj bardzo wazna - dla nas i dla topiku. Ale pamietaj - najwazniejsza jestes dla siebie. Co do tego zagladania w chwilach zlych/dobrych - od siebie powiem, zagladam zawsze a pisze gdy mam cos do powiedzenia. Ostatnimi dniami moje wywody nadawalyby sie wylacznie na forum linuxa wiec dalam sobie spokoj. Za to codziennie Was podczytuje. Inna ja - wywolalas mnie do tablicy, napisze do Ciebie jeszcze. Teraz musze juz spadac. Dla wszystkich - duzo slonca
  24. Ja tez cos zacytuje - to slowa z ksiazki \"Prorok\" Khalila Gibrana. \"dy miłość skinie na was, podążcie za nią, Chociaż jej drogi są strome i trudne. A kiedy jej skrzydła osłonią was, poddajcie się jej, Chociaż miecz ukryty w jej skrzydłach może was zranić. A kiedy mówi do was, uwierzcie jej, Choć jej głos może rozwiać wasze sny, jak północny wiatr pustoszy ogród. Bo tak jak miłość wieńczy was, tak też i krzyżuje. Jak sprzyja waszemu wzrostowi, tak też przycina was. I choć wspina się na wasz wierzchołek i pieści wasze najdelikatniejsze gałązki, które drżą w słońcu, Tak też zstąpi do waszych korzeni i wstrząśnie nimi, chociaż wrastają w ziemię. Jak snopy zboża przygarnia was do siebie. Młóci, by was doszczętnie ogołocić. Przesiewa, by oczyścić was z łusek, Miele was do białości. Ugniata was, aż się poddacie; A wtedy wrzuca was w święty ogień, abyście stali się świętym chlebem na świętą ucztę Boga. To wszystko miłość wam czyni, abyście poznali tajniki swego serca, a mając tę wiedzę stali się cząstką serca Życia. Lecz jeśli w waszej trwodze będziecie szukać jedynie spokoju w miłości i przyjemności w miłości, Wtenczas będzie lepiej, jeśli okryjecie swą nagość i przejdziecie z klepiska miłości Na świat pozbawiony pór roku, gdzie będziecie się śmiać, lecz niepełnym śmiechem, i płakać, lecz nie wszystkimi łzami. Miłość nic wam nie daje poza samą sobą i nic nie zabiera prócz siebie. Miłość nie posiada ani nie chce być w niczyim posiadaniu; Gdyż miłość wystarcza miłości. Kiedy kochasz, nie powinieneś mówić: \"Bóg jest w twoim sercu\", lecz raczej: \"Ja jestem w sercu Boga\". I nie myślcie, że możecie kierować miłością, gdyż miłość, jeśli uzna was za godnych tego, pokieruje waszym postępowaniem. Miłość niczego innego nie pragnie, tylko spełnić się. Lecz jeśli kochasz i musisz czegoś pragnąć, niech to będą twe własne pragnienia. Aby stopnieć i stać się jak rwący strumień, co śpiewa swą melodię nocy. Aby poznać ból nadmiaru uczucia. Być zranionym własnym zrozumieniem miłości; Krwawić ochoczo i radośnie. Budzić się o świcie z uskrzydlonym sercem i składać dziękczynienia za każdy następny dzień miłowania; Odpoczywać w południe rozmyślając nad uniesieniami miłości; Wracać wieczorem do domu z wdzięcznością; I zasypiać z modlitwą za ukochaną osobę w sercu swoim i z pieśnią chwalby na ustach.\" \"Zrodziliście się razem i razem na zawsze pozostaniecie. Pozostaniecie razem, aż białe skrzydła śmierci rozwieją wasze dni. Zawsze pozostaniecie razem, nawet w milczącej pamięci Boga. Lecz zachowajcie wolną przestrzeń w waszej wspólnocie. I niech niebiańskie wiatry pląsają między wami. Miłujcie się nawzajem, lecz nie narzucajcie pęt swej miłości. Niech raczej falujące morze powstanie pomiędzy brzegami waszych dusz. Napełniajcie nawzajem wasze kielichy, lecz nie pijcie z jednego kielicha. Dzielcie się chlebem, lecz nie pożywajcie tego samego bochenka. Śpiewajcie, tańczcie ze sobą i bądźcie weseli, lecz niech każde z was pozostanie samotne. Tak jak struny lutni pozostają samotne, choć każda drga tą samą melodią. Obdarzajcie się sercami, lecz nie bądźcie ich strażnikami. Bo tylko ręka Życia może zawrzeć wasze serca. Stójcie obok siebie, lecz nie nazbyt blisko jedno drugiego; Albowiem filary świątyni stoją oddzielnie, A dąb ani cyprys nie rosną jeden w cieniu drugiego.\" \"Wasze dzieci nie są waszymi dziećmi, Są synami i córkami Życia, które pragnie istnieć. Rodzą się dzięki wam, lecz nie z was, I chociaż z wami przebywają, nie należą do was. Możecie obdarzyć je waszą miłością, lecz nie waszymi myślami. Albowiem mają swoje własne myśli. Możecie dać schronienie ciałom ich, ale nie duszom. Albowiem ich dusze zamieszkują dom jutra, do którego nie możecie wstąpić nawet w snach. Możecie usiłować upodobnić się do nich, lecz nie starajcie się, aby one stały się do was podobne. Albowiem miłość nie cofa się wstecz ani nie ociąga się, by pozostać w dniu wczorajszym. Jesteście łukami, z których wystrzelono wasze dzieci jak żywe strzały. Łucznik dostrzega cel na drodze do nieskończoności i napina was Swą mocą, aby Jego strzały pomknęły szybko i daleko. Niech napięcie dłonią Łucznika napełni was radością; Albowiem Ten, który kocha lecącą strzałę, nie mniej miłuje nieruchomość łuku. Mało dajecie rozdając wasze mienie. Jedynie dając z samych siebie obdarzacie naprawdę. Bo czymże są wasze posiadłości jak nie rzeczami, których pilnie strzeżecie w obawie, że możecie ich potrzebować jutro? A jutro, cóż przyniesie jutro chytremu psu, który zakopał kości na bezdrożach piasku, podążając za pielgrzymami do miasta świętego? A czymże jest obawa przed nędzą jak nie samą nędzą? Czyż lęk przed pragnieniem, gdy posiadacie pełną studnię, nie jest już nie ugaszonym pragnieniem? Jedni dają mało z obfitości, którą posiadają - dają dla zdobycia uznania -a już to skryte pragnienie umniejsza ich dar. Są też tacy, którzy mają mało, a dają wszystko. To ci, co wierzą w życie i hojność życia, a ich skrzynia nigdy nie jest pusta. To ci, co dają radośnie, a ta radość jest ich nagrodą. Są też tacy, co dają z bólem, a ten ból jest ich chrztem. I ci, co dając nie odczuwają bólu i nie szukają radości ani nie dają z myślą o zasłudze. Dają tak jak mirt, co rosnąc w dolinie rozsiewa swój zapach w przestrzeni. Poprzez ręce takich jak oni przemawia Bóg i ich oczami uśmiecha się do ziemi. Dobrze jest dawać, gdy ktoś o to prosi, lecz jeszcze lepiej dać samemu bez proszenia, ze zrozumieniem. Dla szczodrego poszukiwanie kogoś, kto przyjmie dar, jest większą radością od samego dawania. Czyż jest coś, co moglibyście zatrzymać dla siebie? Pewnego dnia wszystko, co posiadacie, będzie rozdane, Dlatego dawajcie już teraz, aby pora obdarzania była waszym udziałem, a nie waszych spadkobierców. Nieraz mówicie: \"Dam, ale tylko tym, co na to zasługują\". Tak nie mówią drzewa w waszym sadzie ani trzoda na waszym pastwisku. Dają, aby żyć, bo zatrzymywać dla siebie oznacza zginąć. Z pewnością ten, który jest godzien otrzymywać swe dni i noce, godzien jest otrzymać od was wszystko. I ten, który zasłużył na to, by pić z oceanu życia, zasługuje, by swój kielich napełnić u waszego małego strumyka. A czyż jest większa zasługa niż odwaga, ufność i miłosierdzie otrzymywania?\" Milej niedzieli Wszystkim
  25. Na razie na mnie nie liczcie ;) Zagrzebalam sie w komputerze, trzeba bylo przeinstalowac system jeszcze raz bo wieszala mi sie grafika, teraz wlasnie stabilizuje system i powinno grac. Czytam Was mimo to i jak juz postawie wszystko to na pewno sie ustosunkuje :) Pozdrawiam wszystkich
×