Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

oneill

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez oneill

  1. Pokochanie siebe to trudna droga - ale warto ja podjac. I tutaj nie ma na skroty... Nie otrzymalysmy tej milosci jako dzieci, nie mamy punktu odniesienia ani wyjscia - i to same musimy nadrobic. Zeby juz nigdy nie szukac tego u innych. Wlasnie taka rrfleksja mnie naszla ostatnio - ze przez tyle lat szukalam owej akceptacji, aprobaty na zewnatrz i wierzylam ze jak juz ktos mnie pokocha, zaakceptuje itp to bede spelniona i szczesliwa. Milosc ktora nalezy nam sie z zewnatrz by zapoczatkowac wlasciwy rozwoj emocjonalny (i zapewnic wlasciwa samoocene) - to milosc wylacznie od rodzicow. To fakt iz jestesmy oczekiwani, upragnieni i kochani za to ze jestesmy, ze istniejemy. Tylko za to i az za to. Niektorym z nas tutaj wlasnie tej milosci braklo, dlatego nosilysmy w sobie jej wypaczony, niewlasciwy obraz. I te lekcje trzeba nadrobic. Gfdybysmy urodzily sie bez reki to zalozono by nam proteze ktora nauczylybysmy sie poslugiwac tak jak owa prawdziwa reka. To NIGDY nie bedzie prawdziwa reka, z krwi i kosci - ale bedzie nam sluzyc dokladnie tak samo. Milosc ktorej sie uczymy tez jest proteza. Nie moze byc ta prawdziwa, wlasciwa - bo jej w naszym zyciu zabraklo tak jak tej reki. I nie bedzie inaczej. Defetyzm? Alez skad! Realizm. Pozbycie sie rozowych okularow boli jak cholera. Ale wyzwala. I mysle ze wlasnie tego sie boimy - utraty zludzern, tego w co wierzylismy przez lata: bajek o dwoch polowkach jablka, o tym ze ktos nas moze uszczesliwic itp. Bo zbyt dlugo w to wierzylismy i stalo sie czescia nas. A w cos wierzyc trzeba jesli nie wierzy sie w siebie i wlasne mozliwosci... Rozmawialam o tym ostatnio z dawna przyjaciolka z ktora nie widzialam sie wiele lat - a bylysmy do siebie bardzo podobne pod wieloma wzgledami, nasze zycia, zwiazki tez. Mozna powiedziec ze popelnialysmy podobne bledy... I wlasnie to jej powiedzialam - ze pozbylam sie wiekszosci zludzen. Ona ma zludzenia, nie chce ich zostawic - ale boi sie zwiazkow za bardzo, nie chce byc z nikim - chyba ze jakas przelotna przygoda, glownie z zajetymi mezczyznami... Ale nadal po tych latach nieobecnosci mamy tak wiele tematow i nadal jest miedzy nami otwartosc, jakies zaufanie ze to co mowimy nie obroci sie przeciwko nam, ze jesli ktoras czegos nie zrozumie to powie: sluchaj nie bardzo wiem o co ci chodzi ale to jest OK. Pozbycie sie zludzen wywoluje ogromny smutek i cos co wyglada jak poczucie pustki na poczatku. Im dluzej zylysmy zludzeniami tym owo poczucie wieksze... Ale to przeciez kolejne zludzenie. Jak sie zburtzy rudere to jest mnostwo wolnego miejsca na placu budowy. Na nowe, solidne fundamenty pod nowa, solidna budowle oparta na prawdzie, wierze w siebie i znajomosci siebie. Oraz na samoakceptacji na rowni z akceptacja innych.
  2. Nie to jest wazne co nas spotyka czy spotkalo - jaka tragedia, cierpienie, upokorzenie, odrzucenie, niesprawiedliwosc. Wazne jest to CO MY Z TYM ZROBIMY.
  3. Zabita - czuje w Tobie przeogromna gorycz. Gorycz niesprawiedliwosci. Najpierw jednak mala uwaga - tutaj nie ma konkursu na to ktory z naszych partnerow jest gorszy (klasyfikujac od robaczka swietojanskiego poprzez bydlaka a na sk*wysynie konczac) czy tez ktora z nas bardziej cierpiala/cierpi. I Twoje podejscie tak jak w pierwszym poscie moglo kogos urazic, a na pewno zdeprecjonowac problem innych Dziewczyn. OK, wierze ze mowily to Twoje emocje bardziej niz Ty sama. Masz do tego prawo. Do emocji - jakimi by one nie byly. Masz prawo czuc top co czujesz. Masz prawo cierpiec. Ale nie umniejszaj cierpienia innym. Widzisz, wiele z nas ma zdolnosc empatii, zrozumienia - ale nikt nie ma zdolnosci odczuwania tak samo i tego samego co my w czasie rownoleglym. Tzn jesli Ty cierpisz bardzo, ogromnie itp - ktos moze Cie zrozumiec, czesciowo wczuc sie w twoja sytuacje - ale Toba nie bedzie. Kazdy z nas ma swoje cierpienie ktore KAZDEGO Z NAS BOLI NAJBARDZIEJ! Tak juz jest ten swiat urzadzony. My tutaj staramy sie dzielic tym co czujemy - a takze wlasnie dzieki zdolnosci empatii spojrzec na problem innych i cos doradzic, postarac sie o obiektywizm, o spojrzenie z dystansu - bo sama, jak sadze, nie potrafisz zdystansowac sie do swoich problemow - i to jest calkiem normalne. Nikt nie potrafi bo to dotyczy nas samych, naszych spraw i naszych emocji. A ja nie odczuwam tego co X, Y czy Z - moge sobie co najwyzej wyobrazic, wczuc sie w jej/jego pozycje, emocje - ale nigdy nie bede odczuwala dokladnie tego co ta osoba. Ale im wiecej we mnie bedzie empatii i otwartosci na drugiego czlowieka - tym lepiej potrafie doradzic, spojrzec na problem obiektywnie. I im wieksze moje doswiadczenie zyciowe budowane nie przezyciami ale wnioskami jakie z owych przezyc wyciagam. To co piszesz jest bardzo trudne (teraz ustosunkowuje sie do Twojego ostatniego postu); prosze Cie nie wymagaj od nas tutaj zbyt wiele; dziewczyny na pewno Cie dostrzegly ale moze nie potrafily sie odniesc do Twojej wypowiedzi (szczegolnie po tej wstepnej, jak ja czytalam to niezbyt mi spasowala - zreszta szczerze o tym pisze). Trudne nawet do zrozumienia dla kogos kto przez to nie przeszedl. Na pewno, niewatpliwie jest to ogromny cios, zwalajacy z nog - dowiedziec sie ze nasz partner to pedofil. I ze potrafil ntak zmanipulowac wszystkimi ze racja nagle jest po jego stronie. Musisz czuc sie bardzo bezradna. Bez mozliwosci walki o sprawiedliwosc. Sadze jednak ze teraz myslisz emocjami a sprawiedliwosc dla Ciebie jest - moze trzeba o nia jakos powalczyc, moze brak Ci osoby ktora spojrzalaby na to mniej emocjonalnie i znalazla slabe punkty... Teraz chyba potrzebujesz przezyc te kleske doglebnie, do konca - po to by sie odbic od dna i dostrzec nadzieje. Bo ona jest na pewno. Pozwol sobie na cierpienie i chwile inercji po przegranej. Pisze czesciowo z wyobrazni bo nie mam zadnych szczegolow, napisalas bardzo enigmatycznie a ten ostatni post to co mialo byc - obrazilas sie na swiat? Bo nikt nie odpowiedzial? Twoj problem jest jedyny i najwiekszy, najwazniejszy dla Ciebie - pisalam juz powyzej. I czasami trzeba poczekac nim znajdzie sie ktos kto bedzie mial cos do powiedzenia wlasnie Tobie.
  4. Podzielam zdanie Renty - mnie tez ustawienia wiele pomogly w kwestii rozprawienia sie z dziecieca samotnoscia, opuszczeniem i brakiem wsparcia a takze brakiem \"korzeni\". Wiem ze byla to dobra i \"akuratna\" decyzja - wziecie udzialu w ustawieniach, zadzialalam intuicyjnie. Pomimo calego swojego sceptycyzmu. Moze to nie kazdemu i nie w kazdej sytuacji pomaga - moze sa przypadki kiedy ustawienia moga zaszkodzic. Mysle jednak ze na naszym etapie wewnetrznej swiadomosci dopuszczajac do glosu intuicje - wiemy co dla nas dobre. Pisalam kiedys o zdolnosciach samoleczenia organizmu ktore w nas zanikly bo z biegiem cywilizacji nauczylismy sie liczyc na innych i nasz instynkt ulegl czesciowemu \"uspieniu\". Tak samo posiadamy zdolnosci przywracania rownowagi psychicznej - one w nas sa i byc moze ich rzecznikiem jest wlasnie intuicja?
  5. siodemko - MUSISZ to wyplakac, wycierpiec tak do glebi - do dna tego cierpienia ktore w sobie zatrzymalas od dziecinstwa bo nie moglas nic zrobic. Teraz mozesz. Masz prawo. Dla siebie samej. Placz jak mozez najglosniej, skonfrontuj sie z zalem, zaakceptuj go - masz prawo tak sie czuc. Masz prawo do smutku, zalu, pretensji. Sama odkrylam ze jak nie przerobie jakiegos zalu, czegos co trzyma mnie jak kotwica w miejscu - nie rusze dalej. Daj sobie prawo do cierpienia. Przytulam Cie, pobadz teraz sama ze swoim skrzywdzonym, wewnetrznym dzieckiem. Ono najbardziej potrzebuje Ciebie i twojej milosci.
  6. Siodemko - czytalam ten topik i... nic nie wracalo. To juz mnie nie dotyczy. Po tylu latach nareszcie mnie nie dotyczy. Zycze i Tobie tego samego - zebys kiedys powiedziala: to przeszlosc, nie czuje zalu, zlosci, bolu. Ciesze sie ze tak to odbieram, ze choc ta czesc przeszlosci jest juz we mnie przerobiona i pozostawiona za mna, tam gdzie jej miejsce. I ze nie bedzie mnie juz nawiedzac, straszyc, nie bedzie mna zawiadywac.
  7. siodemka Trzeba to sobie uswiadomic, przecierpiec, zaakceptowac i dopiero wtedy zostawic za soba. Sprawy nie przerobione wracaja do nas i robia dywersje w postaci chociazby toksycznych zwiazkow z ludzmi. Wylecz w sobie te rane
  8. Jan Brzechwa - \"Na straganie\" Na straganie w dzień targowy Takie słyszy się rozmowy: \"Może pan się o mnie oprze, Pan tak więdnie, panie koprze.\" \"Cóż się dziwić, mój szczypiorku, Leżę tutaj już od wtorku!\" Rzecze na to kalarepka: \"Spójrz na rzepę - ta jest krzepka!\" Groch po brzuszku rzepę klepie: \"Jak tam, rzepo? Coraz lepiej?\" \"Dzięki, dzięki, panie grochu, Jakoś żyje się po trochu. Lecz pietruszka - z tą jest gorzej: Blada, chuda, spać nie może.\" \"A to feler\" - Westchnął seler. Burak stroni od cebuli, A cebula doń się czuli: \"Mój Buraku, mój czerwony, Czybyś nie chciał takiej żony?\" Burak tylko nos zatyka: \"Niech no pani prędzej zmyka, Ja chcę żonę mieć buraczą, Bo przy pani wszyscy płaczą.\" \"A to feler\" - Westchnął seler. Naraz słychać głos fasoli: \"Gdzie się pani tu gramoli?!\" \"Nie bądź dla mnie taka wielka\" - Odpowiada jej brukselka. \"Widzieliście, jaka krewka!\" - Zaperzyła się marchewka. \"Niech rozsądzi nas kapusta!\" \"Co, kapusta?! Głowa pusta?!\" A kapusta rzecze smutnie: \"Moi drodzy, po co kłótnie, Po co wasze swary głupie, Wnet i tak zginiemy w zupie!\" \"A to feler\" - Westchnął seler. ... bo tak mi sie kojarzy z ostatnimi stronami tego topiku - bez osobistych ekskursyj ;)
  9. Widze tu cos takiego: jak ja mam racje to ty jej nie masz. a stare porzekadlo mowi: racja jest jak doopa, kazdy ma swoja. I moze by tak trzymac sie w/w przyslowia a nie udowadniac... wlasciwie CO udowadniac i komu? Kazdy z nas ma swoich odbiorcow ktorzy wiedza o co nam chodzi - i kazdy tez ma takich ktorzy nie rozumieja ni w zab. Przyjmijmy to jako rzecz oczywista.
  10. Odkrylam cos co jest oczywiste - ale droga do tego byla dla mnie bardzo dluga... Najpierw trzeba rozwinac w sobie swiadomosc. Nauczyc sie widziec siebie takim jakim sie jest - bez tego \"myslenia zyczeniowego\" (jestem taka jaka chcialabym byc) czy tez wypierania pewnych emocji bo nam do tego obrazu nie pasuja. Na poczatek najlepiej przyjac ze kazda emocja, kazde uczucie jest OK. Nie ma emocji zlych - sa jedynie niepozadane przez nas. Takie ktorych nie chcielibysmy odczuwac z roznych powodow. Ale kazda emocja jest OK bo mowi nam wiele o sobie. Zazdrosc, zawosc, zlosc, zal, gniew, nienawisc. One sa OK. Pozwolmy im istniec, uswiadamiajmy je sobie. Dlaczego TAK czujemy. Kiedy TAK czujemy. I jesli juz wiemy co powoduje dana emocje (dotyczy to zwykle tych ktorych chcemy sie pozbyc albo ktore negujemy: przeciez ja wcale nie czuje zazdrosci/zawisci/gniewu (bo wmawiano nam w dziecinstwie ze to sa zle emocje i ze dobry czlowiek, grzeczne dziecko tego nie odczuwa - oczywiscie wierutna bzdura, dydaktyczny rekwizyt - albo uwiwerzylysmy ze jak to bedziemy odczuwac to jestesmy zlymi ludzmi i nikt nas nie zaakceptuje z takimi uczuciami). Potrzebna jest konfrontacja z wlasnymi emocjami. A jej nastepstwem jest AKCEPTACJA tego co czujemy. Tak, czuje zlosc wtedy czy wtedy w takiej a takiej sytuacji. Tak, czuje nienawisc. Tak, czuje zazdrosc, zawisc. Tak, czuje zal. I dopiero wtedy mozna cos zmieniac. Nie chce czuc zawisci - ale mam swiadomosc ze ja czuje i akceptuje to. Wiem jednak ze nie chce tego odczuwac. Nie jest to emocja mi potrzebna, konstruktywna. Chce sie jej pozbyc. Bez swiadomosci nie ma akceptacji. Bez akceptacji nie ma wyleczenia. Akceptacja w szerszym aspekcie dotyczy takze nas samych. Naszej sytuacji w okreslonym kontekscie. Naszego dziecinstwa. Naszych toksycznych zwiazkow. Nalezy zaakceptowac fakt. Tak, mialam trudne dziecinstwo, rodzice mnie nie kochali tak jak na to zasluguje. Tak, mam toksyczny zwiazek z osoba ktora nie zaspokaja moich potrzeb i mnie krzywdzi. A nie mydlic oczy samemu sobie. I tu nie chodzi o obiektywizm ale o to jak sie czujemy z przeszloscia i terazniejszoscia. Jesli nam zle - to trzeba to zmienic, ale najpierw zaakceptowac. Tak, jest mi zle w tym ukladzie. Swiadomosc - akceptacja - terapia. Akceptacja w moim pojeciu nie ma zabarwienia uzalania sie nad soba - ale stwierdzenia FAKTU. Rodzice mnie nie kochali tak jak na to zasluguje. To fakt. I teraz mozemy cos z tym zrobic. Oczywiscie jesli ktos ma zyczenie wybrac postawe cierpietnika i uzalac sie nad swoim losem - to w porzadku. Kazdy ma prawo wyboru. Odkrylam to gdy zaczelam analizowac swoje odczucia wtedy gdy jestem u kuzynki. Czesto czxulam dziwny zal, wlasciwie rozzalenie gdy zeszlo na temat dziecinstwa czy w jakis sposob sama sobie cos skojarzylam - wychowywalysmy sie bardzo blisko odkad pamietam i wiele spraw nas laczylo. Zaczelam sie zastanawiac skad to odczucie i co oznacza. A ja po prostu prze te wszystkie lata nieswiadomie (nie do konca swiadomie) zazdroscilam jej ze ja rodzice kochaja, ze byla upragnionym dzieckiem, ze sie o nia troszcza, ze dostaje to co sie nalezy kazdemu z nas a ja zostalam tego przez los pozbawiona. I podswiadomie czujac ten zal, zazdrosc (tak, zazdrosc!), zawisc - mialam takie momenty zalu, goryczy i wkurzenia. Przyznalam sobie do tego prawo. Przyjrzalam sie temu. I zrozumialam - zeby sie pozbyc tych emocji musze zaakceptowac wlasna sytuacje - ze bylam niechcianym dzieckiem, ze zostalam adoptowana przez ludzi ktorzy nie mieli pojecia o tym jak wychowac dziecko, co mu dac bedac dysfunkcyjni, lekowi itp. Ktorych motywacja nie byla dopelnieniem moich potrzeb. I tyle. Zaakceptowac fakt kim jestem. Bo akurat tak potoczyly sie losy wiec jestem tu i teraz i tym kim jestem. Nie czyni mnie to ani gorsza ani lepsza od innych. Kolejny fakt. Istnieje znaczy mam prawo zyc. Mam prawo zyc znaczy mam prawo do zabezpieczenia swoich potrzeb. Moim jedynym przykazaniem bylo odkad pamietam: nie czyn drugiemu co tobie niemile. I uwazam ze wystarczy go przestrzegac zeby zyc godnie; przestrzegac go w drodze do samorealizacji, do szczescia, do siebie takiej jaska chce byc.
  11. Wierna - nie chodzi o to kto \"winny\" a kto nie - choc zwyklismy wlasnie tak klasyfikowac wiekszosc zdarzen w zyciu, a to blad w zalozeniu. My wchodzimy w toksyczne, przemocowe zwiazki bo z nami cos jest nie tak, nie przerobilysmy jakiejs lekci w dziecinstwie, nie otrzymalismy na wyposazeniu tego co nam sie nalezalo (milosci, samoswiadomosci, bezwarunkowej akceptacji itp) od poczatku... I tutaj nie ma winnych - jest tylko sporo do zrobienia. Kazdy na swoim podworku bo za kogos jego lekcji zyciowej nie odrobisz - za partnera. A partner jest toksyczny bo tez w taki sam sposob warunkuje go przeszlosc.
  12. Jestem, jestem, czytam - malo pisze bo wlasciwie nie mam jakichs szczegolnych przemyslen - a waparcia tu tyle dla potrzebujacych ze moj glos bylby tylko jego potwierdzeniem. Poza tym zwyczajnie odpoczywam, zaajmuje sie przy okazji tym czy owym - ale ogolnie atmosfera bez napiecia... W domu ostatnimi czasy, po moich interwencjach tez zaczal sie spokoj ale tam to ja mam juz pamiec, doswiadczenie nienajlepsze - wiec ono tez nie pozwala tak calkowicie tego spokoju przyjac na wiare lecz jest ogrom nieufnosci, poza tym nie wierze ze cokolwiek mogloby sie zmienic na dluzsza mete... Nawet jesli to pod strachem wiec podskornie bedzie to napiecie istnialo, ono nie zniknie bo musialoby przyjsc zaufanie a to raczej niemozliwe. Nie tyllko dlatego ze ja sama mam problemy z zaufaniem... Jest to taka moja cecha charakteru i nie zamierzam nic z tym na sile robic (zmuszac sie do zaufania itp - zreszta to niemozliwe, nie mozna sie do zaufania zmusic). Wole to w sobie zaakceptowac i byc osoba z natury z ograniczona otwartoscia. Mimo iz ucze sie coraz wiekszej otwartosci - to troche tak jak z kroliczkiem z piosenki - nie o to chodzi by go zlowic ale by go gonic ;) A moze nie spotkalam dotychczas ludzi (w sensie ogolnym) ktorym moglabym tak naprawde zaufac i moja intuicja zablokowala ta zdolnosc ufnosci? A ja z kolei wyciagnelam wniosek ze generalnie jestem nieufna i niezdolna do zaufania, otwartosci? Nabieram za to coraz wiecej umiejetnosci obserwacji wlasnych emocji. I zaczynam dzieki temu lepiej siebie rozumiec. Jak rowniez i to ze niektorzy ludzie uwazani przeze mnie za pozytywnych nie sa odbierani pozytywnie w glebi duszy bo mam jakies wlasne z tyym problemy. Np ogolnie sie nie denerwuje ani nie rozzalam za to w obecnosci niektorych osob to jakby samo przychodzi. Jakbym byla kims innym. To ze jestem z nimi katalizuje taki odbior rzeczywistosci. Oni sami nic z tym nie maja wspolnego... I jak zaczelam drazyc dlaczego - odkrylam ze to sa bardzo stare zaszlosci, ze to moje wewnetrzne dziecko dochodzi do glosu i to ono jest rozzalone, zle, rozczarowane... Po tym jak przestalo plakac zaczelo ukazywac swoje rozczarowania, zale, pretensje, zlosc - i zachowywac jak dziecko ktore moze, ma prawo okazywac te emocje. Czyli - kolejny progres. Moze nie az tak mily i sympatyczny w odbiorze - ale konieczny do werjscia w kolerjny etap pracy nad soba. Niby kto powiedzial ze ma byc zawsze przyjemnie i sympatycznie?
  13. A jesli o emocjach mowa... Dobra sztuka powinna wzbudzac emocje - bo wlasciwie po to jest. I jesli tworca stanie na wysokosci zadania - to otrzyma nagrode za swoj trud w postaci wywolanych emocji u odbiorcy. Tak ja widze sztuke pod kazda postacia. Ma we mnie wzbudzic emocje. A teraz, kiedy jestem bardziej swiadoma - moge je obserwowac. Sa to emocje nie dotyczace mojego zycia - tylko sztuki. Teraz dopiero widze jak bardzo pozytywne jest to przezycie i jak wiele moze nam dac. Odkryc owa mnogosc doznan w nas - od skrajnego obrzydzenia po skrajne wzruszenie az po nieskrepowana radosc. Wczoraj obejrzalam film ktory mnie wzruszyl jak nic dotad - i pozwolilam sobie na to uczucie. Odczuc je do glebi. Niesamowicie \"uzdrawiajace\" doswiadczenie - pozwolic sobie na takie swoiste \"katharsis\". Rzadko zdarzaja sie takie \"perelki\" w kinematografii - jestem ich lowca. Powiem Wam ze wylacznie kino europejskie ma cechy wywolywania prawdziwych emocji - a jesli jest to jus produkcja hollywoodzka to rezyserowana przez Europejczyka (przyklad Michaela Haneke i jego remake\'u wlasnego filmu \"Funny Games\"); kino azjatyckie tez posiada te cechy choc nie trafia tak do mnie z racji odmiennosci kultur. Film o ktorym mowie ma tytul \"Arvacska\", produkckji wegierskiej z 1976 roku. Akcja dzieje sie w latach 30 ubieglego stulecia i opowiada o 8-letniej dziewczynce, corce nieznanych rodzicow ktora tula sie od rodziny do rodziny po sierociniec doznajac wielu krzywd. Film nie jest nakrecony melodramatycznie, lzawo - bardziej jako kronika faktow - i byc moze poprzez te technike ma bardziej dramatyczna wymowe. Napisy angielskie ale miejscami sa w nich \"dziury\" (choc chyba nie w istotnych momentacvh akcji) - wlasnie go wrzucam a napisy polskie zrobie sama. Jestem ciekawa reakcji innych na ten obraz - ile osob odbierze go podobnie, ile obojetnie. Faktem jest ze film porusza pewne problemy z ktorymi ja sama sie borykam - i byc moze obejrzany tu i teraz wzbudza az tak ssilne emocje podczas gdy w innym czasie, innych warunkach pewnie mniej by mnie poruszyl (ale ze poruszylby - nie mam watpliwosci).
  14. Zagiel - Twoja wypowiedz to takie szukanie punktow na \"nie\" ze slaba obrona punktow na \"tak\". I zakladanie ze jak juz tam bedziesz to usiadziesz, rozplaczesz sie i nie przestaniesz plakac. Wiesz co - z doswiadczenia wiem ze jak czlowiek zaczyna plakac to i konczy. Nie znalam (a mam juz prawie pol wieku) nikogo kto zaplakalby sie na smierc. Bedziesz plakac bo to normalne w Twojej sytuacji. I placz na zdrowie. Nie wolno wstrzymywac lez jesli pchaja sie do oczu. Placz, przerob te zalobe, zostaw ja za soba i zyj terazniejszoscia. Mieszkanie zimne i male. Ale bezpieczne. Nie ma w nim miejsca na znecanie sie psychiczne i fizyczne. Nie bedzie w nim leku o jego nastroj i o to co znow wymysli zeby Cie zgnebic. I postaraj sie wlasnie tak myslec. Nie - \"co trace\" ale \"co zyskuje\". A on sie raczej nie zmieni bo tego nie chce. Jemu wygodnie byc takim jaki jest. To Ty chcesz zeby sie zmienil ale nic tu nie zrobusz jesli on tez nie bedzie chcial. Niby po co ma chciec, zle mu z tym? Ustepowalas mu na kazdym kroku dla swietego spokoju, mial to czego chcial. To co Ty czujesz widocznie sie nie liczylo. Trzymaj sie, wyplacz, przecierp to rozstanie, rozczarowanie i wracaj do zycia. Ucz sie kochac siebie a nie wpadniesz juz nigdy w toksyczny zwiazek.
  15. rento - wiele czasu uplynelo zanim sie tego nauczylam i zanim przyjelam jako wlasne. Teraz jesli cos czuje to pozwalam sobie na to - a potem "rozkminiam" jak mi np przeszkadza albo za bardzo boli (a nie chce zeby bolalo). Latwiej jest oczywiscie stwierdzic: alez ja wcale tego nie czuje - i odwrocic sie plecami niz przyznac: owszem, czuje cos co sprawia mi dyskomfort albo wstyd. Kiedys przyjelam ze mam prawo do kazdej emocji - a to jak i co odczuwam w okreslonej sytuacji jest wyrazem mojej indywidualnosci. I nie podlega ocenie, osadowi, krytyce itp. Jesli ktos krytykuje moje emocje to znaczy ze sam ma z czyms problem - a nie ja z odczuwaniem czegos w taki wlasnie sposob. Nikomu tym krzywdy nie robie ze odbieram rzeczywistosc wlasnie tak - a to moje glowne przykazanie: nie czyn drugiemu co tobie niemile. A kazda analiza tego co i jak czuje pomaga na przyszlosc - pomaga nabrac dystansu do siebie. Inni i tak beda myslec co chca bez wzgledu na to co ja zrobie. Nie mam na to wplywu (jak sie wydaje tym wszystkim ktorzy boja sie opinii otoczenia - nie mamy na nia wplywu) ale mam wplyw na siebie, swoje myslenie, dzialanie i odczuwanie.
  16. i uczciwsze jest stwierdzenie: nie wiem jak sie czujesz, nie umiem tego zrozumiec - niz proba narzucania mi jak mam sie czuc i co mam robic: nie powinnas sie przejmowac, po co wogole grzebac w przeszlosci, ciesz sie tym co masz itp a jak chcialas grzebac to teraz cierp. Bedac z kolejna wizyta u kuzynki czulam dziwnie ze rozbijam sie o mur... Dlatego wrocilam po dwoch dniach.
  17. tez uwazam ze kazdy ma swoje temppo i swoj sposob zalatwiania spraw... I tez mam podobnie - uraz do porownywania, narzucania itp - co ma zrodlo w dziecinstwie. Uraz zreszta to za malo powiedziane. Tylko ze teraz zdaje sobie z tego sprawe i jak sie owo uczucie pojawi - wiem co robic. Nic. Moja kuzynka, ktora nota bene jest najblizsza mi osoba (po dzieciach) ma takie podobienstwo do mojej matki (rodzinne?) - lubi napomknac co (jej zdaniem) jest dobre a co zle. Nie ma oczywiscie nic negatywnego na mysli (przyklad: zupki z torebki do sniadania sa niewlasciwe bo tucza)ale mnie trzepie jak slysze cos takiego - oczywiscie uraz. W liscie ktory otrzymalam z Ministerstwa Spraw Wewnetrznych odnosnie moich poszukiwan pisalo ze osoba poszukiwana nie wyrazila zgody na podanie jej adresu. Jasno, prosto i bezposrednio. Czyli to koniec drogi - i dobrze. Dalej gmerac nie bede. Zrobilam co moglam ze swojej strony. Nie mam poczucia \"niedosytu\" - no, moze troche rozczarowania bo jednak liczylam na cos - ale tylko troche. Najbardziej bolalo mnie poczucie bycia niezrozumiana w najblizszym otoczeniu - czy naprawde trzeba az byc w takiej sytuacji zeby wykrzesac z siebie odrobine empatii? Poskutkowalo to odczuciem dziwnego osamotnienia (na chwile zreszta) i powrotem uczucia bycia niezrozumiana ktore towarzyszy mi od dziecka. Ale dzisiaj juz wszystko wraca do normy. Wczoraj mialam lekkiego dola... Bylam u kuzynki i ona mowi: po co grzebiesz w przeszlosci. Ona nie musi - byla oczekiwanym, kochanym dzieckiem. Nie kazdemu sie tak poszcxzescilo ale dziwi mnie czasami jej brak zrozumienia. Mysle tez ze boi sie kwestionowania tego w co wierzy. Ale to nie moj problem. Przyjechalam do domu to wkur*lo mnie to ze corka wydarla sie ze zjedlismy im bagietke ktora mieli na rano. Ku*wa trzeba bylo podpisac - lezala, nie bylo chleba to sie zjadlo. Przez chwile (oczywiscie byla to moja emocjonalna nadinterpretacja) poczulam sie nigdzie niepotrzebna, jakbym w kazdym miejscu przeszkadzala. Jakbym nie miala wlasnego miejsca w ktorym moge czuc sie w 100% dobrze - bez jakichs kretynskich uwag. Jak trzeba kase to wiedza do kogo uderzyc - ale jest kryzys i ja tez nie mam, musze myslec o sobie a nie dam rady bo trzeba to mieszkanie tez oplacic etc. Poczulam sie wykorzystywana. Przyszlo mi na mysl ze glupiej kawy nikt mi dawno nie zrobil - ze nie wspomne o jakims drobnym prezencie, ze nikt mnie tak naprawde nie zna, nie wie czego potrzebuje, kim jestem, co lubie... Ale po chwili zrozumialam ze mam siebie. Moje wewnetrzne dziecko znow plakalo, od dlugiego czasu po raz pierwszy. Ale chyba bylam juz przygotowana na ponowne odrzucenie. Wiec bol owszem, byl ale nie taki wielki jak mogl byc. Po prostu bylam przez chwile bardziej wrazliwa na otoczenie - ale teraz juz jest OK. Ustawienia pokazaly prawde.
  18. Maraguta - ZROB COS! Jak to w piosence - najtrudniejszy pierwszy krok, ja go juz mam za soba i wiem, naprawde wiem jak to jest. Dziewczyny tutaj tez wiedza. Najtrudniej ruszyc z miejsca - ale jak juz ruszysz to potem jest prawie samograj. Twoj maz to psychopata. PSYCHOPATA! Wbij to sobie do glowy. Psychopata ktory sie nie leczy. Kiedys zrobi z Ciebie kaleke i wmowi ze to Twoja wina bo go sprowokowalas. Masz po prostu niewyobrazalnie przesunieta granice wytrzymalosci, zaburzony instynkt samozachowawczy. Walcz o siebie, pieprzyc opinie. Juz tu ktos pisal ze Ty sama wiesz kim jestes i jaka jestes i to jest najwazniejsze - a ludzie i tak beda myslec swoje bez wzgledu na to co zrobisz. Jak go za takiego ideala uwazaja to prosze - niech z nim zyja na codzien jak Ty. Ty jestes szefem w pracy a pracownikom gowno do Twojego zycia osobistego. Pamietaj - nie masz wplywu na to co ludzie mysla o Tobie, Twoich decyzjach itp. I nie pozwol zeby lek przed opinia publiczna zniszczyl Twoje zycie! Czy to Ty katujesz meza? To on powinien bac sie opinii ludzkiej a nie Ty. To on jest oprawca. Ratuj sie dziewczyno! Jestes wspaniala, wartosciowa kobieta - sama w sobie.
  19. Vacancy: \" zeby nigdy czlowiek sobie nie zarzucil, ze czegos zaniedbal; \" Wyjelam celowo z kontekstu bo to byl moj wieloletni koszmar: zaj*b sie czlowieku ale zeby ci nie zarzucono (sic!) ze cos zaniedbales! Zeby NIE ZARZUCONO - czyli znow opinia zewnetrzna a nie to co ja naprawde mysle i chce. Jestem klinicznym przykladem DDD ale sie lecze ;) Potem to juz sama staralam sie aby nie miec sobie nic do zarzucenia w kontekscie innych jak wyzej - ale bylo to juz rozbudowane i zaklamane w stylu: robie dla siebie a w rzeczywistosci nadal robilam dla \"innych\" (ich opinii). Juz ten etap mam za soba, przekonuje sie o tym czesto. Moj maz jest wlasnie na tym etapie (zaczyna wierzyc ze robi dla siebie podczas gdy nadal robi \"dla ludzkiego oka\") ale zawszec jakis postep ;) Postanowilam sobie kiedys ze nie bede siebie oszukiwac i bede dazyla do prawdy za wszelka cene - niewazne jak bolesna bedzie. Tzn bolesna to byla na poczatku jak sie uczylam przedzierac przez gaszcz samozaklamania i fasade ktora miala ukrywac moja beznadziejnosc i malosc. Potem to juz z gorki - w koncu stanie sie nawykiem :) I przyjelam, ze jesli czegos nie zrobilam w danej chwili - to widocznie nie moglam. Za to wierze ze cokolwiek zrobilam - zrobilam wszystko co moglam na dany czas i mozliwosci. Nie wyrzucam sobie i nie gdybam. Cieszy mnie rowniez to ze przestalam przywiazywac wage do doopereli zyciowych, nie zawracam sobie tym glowy po prostu. No dobra, trzymcie sie cieplo a ja lece do miasta po kawalek ciasta (doslownie!). Cztery umowy - to kiedy na te kawe sie zgadamy? - to jest zonkil tylko tekstury na portalu nawalaja ;) :P
  20. Vacancy - ale trzymajac sie tematu topiku - czyli abstrah..u..j..ac (sorry ale zawsze to slowo automat wygwiazdkuje) od problemu Twojego brata. Czy nie sadzisz ze troska o niego to jakies \"niewprost\" zalatwianie Twoich wlasnych spraw? Bo nie potrafisz (jako DDD) mowic nawet wobec siebie wprost czego Ci trzeba, jakie masz pragnienia? Czy to nie jest - oprocz zrozumialej rodzinnej troski o bliska osobe - proba zaspokojenia wlasnej potrzeby \"bycia potrzebna \"? My, DDD/DDA mamy to na wyposazeniu. Pomysl czego TOBIE trzeba. Postaraj sie za wszelka cene wobec SIEBIE byc szczera - nie wazne co i za jakimi zachowaniami sie pojawi. Jestes OK. Wszystko co czujesz jest OK. Ale moze byc lepiej, moze byc bezposrednio potrzeba i dzialanie - bo masz prawo tak czuc jak czujesz. Masz prawo pragnac tego czego pragniesz bez \"parasola\" z innych. Czy zajmujac sie problemem brata czujesz sie mniej egoistyczna? A jaka jest bratowa - ano taka jaka sobie Twoj brat wybral. I on ponosi konsekwencje potencjalnie toksycznego zwiazku, i on - jako dorosly czlowiek - jest odpowiedzialny za swoje zycie. I za to czy w tym zwiazku tkwi czy nie. I za to ze pije tez. Nie pije przez zone, dzieci, rodzicow czy wojne w Iraku. Pije bo inaczej nie umie sobie radzic z zyciem - nikt mu tej gorzaly nie wlewa do gardla! I jesli chcesz mu pomoc - to pomoz mu to uswiadomic. Ze pije bo tak wybral - z jakichs tam powodow. A do tych powodow niech dojdzie sam - nikt inny za niego zycia nie przezyje. A Ty zajmij sie soba i tym co w Tobie siedzi - a nie uprawiaj eskapizmu w postaci zajmowania sie cudzym zyciem. Bo jakos tak mi to zabrzmialo - jak ucieczka przed zajmowaniem sie wlasnym problemem. Oczywiscie moge sie mylic. I nie jestem autorytatywna - nie mam rodzenstwa ani bliskiej rodziny procz dzieci i dlatego te wywody sa dosc teoretyczne, oparte wylacznie na spekulacjach.
  21. A jestem, zyje, miewam sie dobrze - na razie troche prac przedswiatecznych (sprzatanie, takie tam - same wiecie...). Siedze sobie w Krakowie i odpoczywam. I potwierdze czyjes slowa - strach to nasz najwiekszy wrog - wrog dzialania. Srach sklada sie w glownej mierze z wyobrazni - naszej wyobrazni ktora podpowiada scenariusze z sufitu wziete, strachem napedzane. W tym przypadku mnie pomoglo trzymanie sie jednej z czterech umow - tak to sobie powtarzalam az prawie (nie do konca, bo to jest nawyk wieloletni i nie zniknie natychmiast) uciszylam wyobraznie. Jak zaczynam dzialac i pojawia sie strach - zastanawiam sie skad przyszedl, co oznacza i na ile w nim wyobrazni a na ile zdrowego, logicznego instynktu samozachowawczego. Przede wszystkim staram sie uciszyc gnajace na leb na szyje emocje i wsluchac w to co jest pod nimi. Owszem, lek jeszcze jest - ale bardziej pod kontrola. Teraz to wogole raj na kolkach - zero toksycznych ludzi wokolo. Pozdrawiam slonecznie. A zeby nie bylo tak - pelnia szczescia., szampan i truskawki - zaczely mi sie migreny jako produkt uboczny menopauzy. Jak na razie niezbyt upierdliwe i oby tak zostalo :)
  22. Dobra dziewczynko - Twoj partner nie umie wyrazac swoich potrzeb wprost tylko manipulacja i rozkladaniem parasola nad innymi zeby sam nie zmoknal. I to jest proces bardzo w nim zakorzeniony i rozwiniety do perfekcji. Prawdopodobnie po to by odgrzebac i odnowic w nim asertywna dbalosc o swoje potrzeby nalezaloby wykonac tytaliczna prace. Powiem Ci iz wiem na czym to polega bo sama, niestety, mam problemy z wyrazaniem wlasnych potrzeb i pragnien wprost. Zrodlo oczywiscie w dziecinstwie, wychowaniu i na dosc szeroka skale bo obejmujace wszystkie aspekty zycia. Przez lata czulam ze jesli bezposrednio wyraze swoja potrzebe czy pragnienie - zostane ukarana. Czy to za pomoca szyderstwa, wysmiania - czy to jakas grozba. W moim domu rodzinnym nie bylo miejsca na przyjemnosci bo zycie jest ciezkie - a moje potrzeby byly wlasnie przyjemnosciami. A jesli np dostalam prezent na imieniny czy pod choinke - to powinnam kilka razy na dobe wyrazac wdziecznosc a juz bron Boze byc niegrzeczna. Obowiazkiem byla szkola, nauka i pomoc w domu. Potrzebami koniecznymi: ubranie, wyzywienie, podreczniki, oplaty szkolne. Za zaspokajanie powyzszych potrzeb tez powinnam byc wdzieczna bo biedne dzieci w Afryce marza by miec 1/10 tego a ja smiem narzekac, toz to obraza boska! Czulam sie gorsza od rowiesnikow z wielu powodow wiec mialam wrazenie iz nie mam prawa do marzen, pragnien. Jesli takowe mielam rzedko wypowiadalam je glosno. Balam sie osmieszenia - traktowano mnie jak dziwologa ktoremu mozna dokuczac bo i tak nikt sie za nim nie wstawi (a dzieci bardzo sa wyczulone na takie sytuacje) - raj sie skonczyl jak po raz pierwszy stanela za mna nauczycielka rosyjskiego - tak zupelnie bezinteresownie. I byc moze dlatego przez nastepne 8 lat bylam najlepsza z tego przedmiotu (nawet w szkole srednej, zdawalam mature z radzieckiego). Gdzies we mnie sa jeszcze resztki tamtej postawy - obawa przed bezposrednim wyrazaniem pragnien i potrzeb. Ale przynajmniej wiem co za tym stoi i jak z tym walczyc. Dlatego tez wybieralam bliskich przy ktorych nie moglam wyrazac siebie inaczej jak poprzed subtelna manipulacje. Nie powiedzialabym ze chce tego czy tego - jesli zalezalo to czesciowo od kogos to manipulowalam, jesli ode mnie - problem byl z glowy, przed soba nie musialam sie wysilac. Choc tyle dobrze ze nie oszukiwalam siebie. Dziwi mnie to ze wobec siebie jestem tak szczera i ufna - a wobec ludzi nie. Ze czuje sie bezpiecznie jak jestem sama - a wsrod ludzi najczesciej nie bardzo. Nie sadze zeby byla to jakas straszna wada i zebym musiala przewrocic sie na nice aby to naprawic. Czy ja musze ufac ludziom tak do konca? Moge obdarzac ich ograniczonym zaufaniem i wszystko bedzie OK. Z ta moja manipulacja tez tak bylo - chcialam cos ale tak namieszalam zeby bylo ze nie chce dla siebie ale dla kogos lub takze dla kogos, ze ktos przeciez tego tez potrzebuje i takie tam. Robilam tak jako dziecko i zostalo mi na wiele lat. A propos badan - maz wczoraj byl u lekarza i te podstawowe badania wyszly mu idealnie, na wyniki pozostalych musi czekac. I tak se mysle - fizycznie jak kon tylko we lbie napierd*lone gorzej niz w szambie. I wcale bym sie nie zdziwila jakby po tych dobrych wynikach lekarz powiedzial ze nic mu nie jest i moze dalej dreczyc rodzine.;) To byl oczywiscie zart, po wynikach za tydzien ma mu dac skierowanie na terapie. Moje sceptyczne podejscie nic a nic sie nie zmienilo.
  23. A moze tak metoda \"dlaczego\"? Nie pomoze to nie zaszkodzi, prawda? ;) Zacznij sobie zadawac pytania: dlaczego. I odpowiadaj na nie. Za kazdym razem kiedy znajdziesz odpowiedz, draz dalej i glebiej. Byc moze cos z sposobie bycia Twojego meza, moze jakies niedostatki higieniczne, moze podswiadomie czujesz sie zraniona? Ale tylko Ty mozesz na to pytanie odpowiedziec. My tutaj mozemy jedynie dac Ci wskazowki jak to zrobic. W moim przypadku metoda \"dlaczego\" poskutkowala - i z tego co wiem w innych przypadkach tez.
  24. Wczoraj net mi kaszlal i nie \"wypisalam sie\" ;) Kilka slow do nie wiem nic - refleksja ktora naszla mnie po przeczytaniu Twojej wypowiedzi. Przez lata mialam identyczny \"modus operandi\". Tez nie chcialam zeby ktos pomyslal ze jestem materialistka, ze dbam o pieniadze li tylko etc (a tak naprawde to dzisiaj mam w doopie co se ktos pomysli ale dochodzilam do tego baaardzo dlugo). I chocby dlatego bylam w stanie zniesc wszystko oprocz jajka ;) Swoim postepowaniem pokazalas mu jak ma z Toba postepowac - proste. Nasze zwiazki sa jak heglowska triada: teza+antyteza=synteza. Nie mialas ZADNYCH wymagan. Byle tylko byl. Od kazdego trzeba wymagac, jak sie tego nie robi to krok po kroku zabiera nasza przestrzen i czas dla siebie. Nastepuje ekspansja, potem agresja bo zaczynamy protestowac - albo i bez tego - bo i on czuje ze cos dziwnego sie dzieje, nikt od niego nie wymaga, to nie jest normalna sytuacja choc wygodna i to bardzo... Twoj zwiazek jest wlasnie takim ustepstwem na calej linii, nie-wymaganiem od partnera. Bylas mu wdzieczna za ochlap ktorym Cie uraczyl i klamstwa nt zony, odmowilas sobie wszelkich \"wygod\" (w imie - k*rwa - CZEGO?). Nie masz nawet pojecie ile ja w Tobie widze dawnej siebie. Tez jestem DDD - i tutaj musimy dzialac, my sie musimy leczyc ze sklonnosci do takich zwiazkow, z wlasnej toksycznosci wobec siebie. Skoro wybieramy takich partnerow to czy mozemy na sobie polegac? On jest jaki jest, byc moze znajdzie nastepna ofiare a Ty zostaniesz \"psychicznie chora zona\"... Wystap do sadu o to co Ci sie nalezy, najpierw poradz sie prawnika co do szczegolow zebys czula sie pewnie. I dbaj o siebie. Kroczek po kroczku ucz sie tego. Mnie w \"oswieceniu\" pomogl toksyczny zwiazek - czyli nie ma tego zlego. Zycze sily, samozaparcia na poczatek i powodzenia.
  25. Tekana - najlepsze urodzinowe, zebys za rok obchodzila je radosniej A co do zachowania Twojego meza odnosnie oparzenia - Ewa mowila o fakcie i bigosie. Tak mi sie skojarzylo. Normalny czlowiek po jednym telefonie zalatwilby sprawe. Jade>kupuje>przywoze>zrobione. Kilka minut, jedna osoba. Poj*b nie dosc ze a/udaje ze nie wie o co chodzi; b/strzela focha; c/robi z tego afere z obwinianiem i wyciaganiem bledow do dziesiatego pokolenia; d/wciaga to innych ludzi - moze trwac godzinami jesli nie dniami i tygodniami. Czasami wystarczy zadac proste pytanie bez podtekstow zeby wywolac w/w reakcje. U mnie bylo to np przed waznym spotkaniem pytanie: czy dasz rady wstac rano? Wszystkie powyzsze punkty zaliczylam :) Pytanie moze rowniez dotyczyc pogody albo programu telewizyjnego - a skonczyc sie na tym jak sie Twoj kuzyn na weselu zachowal (co ma swiadczyc o wielkim cierpietnictwie partnera skoro na codzien znosi osobe z takiej rodziny!). Czlowiek w miare psychicznie zrownowazony dziala wprost: prosba>>>reakcja. Nie komentuje bo szkoda mu czasu, wazne jest dzialanie i efekt. Czlowiek zaburzony kazda niemal prosbe traktuje jako atak lub pretekst do upuszczenia przepelniajacej go frustracji - stad para idzie w gwizdek i nie ma energii/czasu na dzialanie. Czlowiek ktory dziala z kolei nie ma czasu na frustracje, fochy - a wogole to szkoda mu na to energii, przeciez jest tyle fajnych rzeczy i spraw na swiecie :) zamiast uzerac sie z partnerem o byle gowno. Toksyczni ludzie sa wobec innych skrupulatnie detaliczni - wobec siebie zas skrajnie poblazliwi. I nie widza w tym nic zlego. Ta detalicznosc jest bardzo \"tendencyjna\" i obliczona na wymierzenie partnerowi kopniaka - czyli manipulacje. Potrafia prawie wszystko obrocic na niekorzysc partnera, wykorzystac bez skrupulow to co uslyszeli kiedys w zaufaniu.
×