Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

oneill

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez oneill

  1. Montia - cos dla Ciebie: "SMUTEK (żal, rozpacz) Smutek wynika z przekonania, że to, co straciliśmy, było czymś najważniejszym, i utraciliśmy to na zawsze. Podstawą tego przekonania jest myśl, że przedmiot lub osoba, którą straciliśmy, był istotną częścią nas samych. Tak przywiązaliśmy się do niej, że stało się to głęboko zakorzenionym uzależnieniem. Zaprogramowanie społeczne nakazuje smutek, gdy umierają bliscy i ukochani. I naprawdę czujemy smutek z powodu ich straty. Ale niektórzy nieświadomie wybierają głęboki smutek, żal i rozpacz na całe lata. Są przekonani, że to strata powoduje ich smutek. Ale tak naprawdę, jego przyczyną nie jest sama sytuacja utraty, lecz myślenie o niej. Powiedzmy, że spalił się twój dom, gdy byłeś na wakacjach. Stało się to we wtorek, a ty otrzymałeś wiadomość w piątek. Słysząc ją, oczywiście, wpadłeś w rozpacz. Gdyby to sama sytuacja powodowała twoje uczucia, poczułbyś je we wtorek. Wywołała je twoja ocena sytuacji. Jest to dowodem na to, że żadne okoliczności zewnętrzne nie mają władzy nad naszymi uczuciami, szczególnie smutkiem. Ty sam ją masz (a raczej, jak w przypadku wszystkich reakcji uwarunkowanych, decyduje o rym twoje zaprogramowanie). Głównym lękiem kryjącym się za smutkiem jest lęk przed separacją." Jakie to prawdziwe!
  2. Montia - niestety, nie da sie obejsc smutku, zaloby, cierpienia. Pisalam juz tu na forum o mapach - naszych osobistych mapach zycia. Twoj partner zajmowal na tej mapie polowe (a moze nawet ponad) miejsca. I teraz trzeba te mape przerysowac calkowicie, zapelnic to miejsce. Szczegolnie przy toksycznych zwiazkach partnerzy zajmuja soba duzo miejsca, absorbuja (tak ze zapominamy o sobie i na tej mapie oddajemy im czesc wlasnego miejsca lub przeznaczonego na inne wazne osoby/sprawy). Ty zaczynasz sobie uswiadamiac jak ciezka praca Cie czeka - zaczynasz uswiadamiac sobie ze trzeba przerysowac te mape, ze trzeba wysilku... Boimy sie wysilku, dzialania. Innego niz dotychczas. Nie balas sie wysilku jakim bylo zycie z dysfunkcyjnym czlowiekiem - a wiem ze to gorsze niz kamieniolom. Czego wiec sie boisz? Powinnam napisac - boimy bo dotyczy to wiekszosci z nas... Bedziemy zyc bez strachu, bez tolerowania na sile jakichs glupich zachowan, fochow, awantur, bez siedzenia cicho zeby nie sprowokowac burzy, bez wymowek, wyrzutow, oskarzen - bez powodu. I cierpimy bo nam tego brakuje - paradoksalnie, brakuje ale nie w sensie pozytywnym (i teraz widac jak niewlasciwie jestesmy zaprogramowani; czlowiek bez dysfunkcji nie cierpi gdy cos zlego go opuszcza ale sie cieszy) - tych zachowan chorych. Powie ktos ze byly dobre chwile - ile tych chwil bylo? Dobre bo co? Bo sie zmuszal pod strachem ze odejdziemy i nie bedzie mial na kim utylizowac swoich dysfunkcji? Czlowiek zaburzony nie moze byc jednoczesnie niezaburzony. Trzymaj sie. Montia. I uswiadom sobie czym jest Twoje cierpienie. Im bardziej bedziesz swiadoma - tym lagodniej przezyjesz zalobe po nadziejach.
  3. Ewo - sluszna uwaga. Wlasnie tak to trzeba odebrac zeby bylo wlasciwe - tzn oddajace nam prawo do odpowiedzialnosci i samostanowienia. Sprzedalysmy sie za slowa. Jestesmy za to odpowiedzialne same - ale tez odpowiedzialne za to by majac juz te swiadomosc, nie popelnic tego samego bledu. Ewo - czy mozna z Toba porozmawiac na gg? Czy masz teraz chwilke czasu? jesli tak to moj numer 2790491 - jestem w stanie ukrytym pewnie jeszcze przez jakas godzinke/poltorej - potem podlaczam laptopa a nie mam jeszcze konfiguracji do gg (kadu)
  4. Racja, dzieki kuleczko za ten link. Bardzo madre rzeczy tam pisza. A ja wciaz w temacie szacunku... Ktos kto klamie tez nie szanuje siebie. Ktos kto nie dba o siebie - podobnie. Teraz jak np widze osobe zaniedbana - pierwsza mysl: ten czlowiek nienawidzi siebie, nie szanuje. Nasz stosunek do siebie mowi o nas samych wiele. My to znamy bo tez siebie nie szanowalysmy. Okropne uczucie, prawda? Ale ZNANE. Dlatego tak trudno przychodzi wyzbyc sie leku. Bo to znana rzecz. Umiemy zyc w leku a nie wiemy jak zyc bez niego, mimo iz to zapowiada wolnosc. Boimy sie byc wolni - bo od zarania bylismy zniewoleni emocjami, reakcjami, stereotypami, strachem.
  5. ciekawa ta stronka, ja tez cos tam znalazlam: http://zenforest.wordpress.com/2008/03/21/gniew-poczucie-winy-lek-i-samotnosc-czym-naprawde-sa/
  6. Moze juz to pisalam ale chodzi mi po glowie takie zdanie z jakiegos filmu: "Jesli czegos nie szanujesz to znaczy ze na to nie zaslugujesz." Tak mi sie wlasnie skojarzylo przy okazji naszych zwierzen. Montia - Twoj partner nie potrafil Cie szanowac... Wniosek nasuwa sie sam. I niech kazdy z nas tutaj wlasnie tak sobie pomysli - nie potrafil/a mnie szanowac. A my przeciez zaslugujemy na szacunek. Kazdy na niego zasluguje. Chyba ze sami siebie nie szanujemy - ale akurat to mozemy zmienic. Wszystko co nas dotyczy mozemy zmienic jesli tylko chcemy. Mozemy siebie pokochac. Mozemy pozbyc sie strachu. I wielu, wielu innych emocji, zachowan, nastawien ktore stoja na przeszkodzie naszemu spokojowi i szczesciu... I caly czas mam w glowie to zdanie: kochac to znaczy dzialac, nie mowic. Nas kupiono za slowa. Wzielismy je za dobra monete zakladajac ze jesli ktos cos mowi/obiecuje/deklaruje - to jest zgodne z prawda. Ale slowo to co innego - a czyny co innego. U ludzi zaburzonych jak nasi partnerzy i my sami. Dlatego jedna z czterech umow traktuje slowie. Bo dotrzymywanie obietnic pomaga w podtrzymaniu szacunku do samego siebie. A jak siebie szanujemy - to nie dopuszczamy osob toksycznych do swojego zycia. Cztery umowy to recepta na szacunek do samego siebie... Bo spojrzcie na tych ktorzy slowa nie dotrzymuja, wiekszosc z naszych partnerow jest taka. Nieprawdaz? Ludze ktorzy nie dotrzymuja slowa nie szanuja siebie - i jest to na zasadzie sprzezenia zwrotnego. Jak ten alkoholik z Malego Ksiecia ktory pije bo si wstydzi; na pytanie: czego sie wstydzi? odpowiada: wstydze sie ze pije... Mowic: kocham i krzywdzic - to tez nie dotrzymanie slowa, brak szacunku do siebie. Ten kto naprawde kocha - nie krzywdzi. A naprawde kocha ten kto szanuje siebie.
  7. Montia: \"i chcialabym usłyszec ze on kiedys pomysli że ja byłam dobra ze moze doceni po fakcie i wspomni mnie \" Co to zmieni? Co Ci to da? Zastanow sie nad tym. Co Cie obchodzi jego opinia? Mialam tak samo. Nie moglabym przezyc, sama mysl mnie przerazala - ze ktos \"bliski\" (uznany przeze mnie za bliskiego) moglby o mnie zle pomyslec... Tylko ze ja nie mam wplywu na to co ktos mysli... I dobrze jesli to zrozumiemy. Nie mamy wplywu na innych. Mamy wplyw na siebie - tylko i wylacznie. Nie jestesmy odpowiedzialni za to co inni czynia, chocby nie wiem jak nam to probowali wmowic. Kazdy odpowiada za swoje slowa, czyny, dzialania - czy to pod wplywem emocji czy agresji. Nie istnieje prawdziwe pojecie: ktos mnie sprowokowal. Ja nie kupuje takich tekstow, odbijaja sie ode mnie bo to nieprawda ze ja kogos zmusilam do takiego czy innego zachowania, mial swoj rozum mogl wybrac wlasciwa dla siebie droge. Bo tak wlasnie maz postepuje - probuje mnie obciazyc odpowiedzialnoscia za swoje agresywne zachowanie, za decyzje podjete lub nie i za to ze zwiazek nam sie sypie. Owszem, przyjmuje swoja odpowiedzialnosc za to ze zwiazalam sie z niewlasciwym czlowiekiem. Ze wytrzymalam tyle lat oszukujac sie (i podtrzymujac jego samego w nadziei i przekonaniu, ze nic zlego nie robi swoim zachowaniem). Musze miec swiadomosc jaki blad ja popelnilam i jak moge go naprawic. I cos mi sie wydaje ze nie wytrzymam tak dlugo jak sobie planowalam... Dzisiaj maz zrobil awanture (tzn chcial ale sie przystopowal i nie darl sie bo mu powiedzialam ze to przemoc i ze sobie nie zycze) i to przy swoim dobrym koledze, ja powiedzialam prawde jak bylo, a ten kolega tez widzial ze meza nosi ze jest wkur*iony, chodzil taki caly dzien. I ja mu grzecznie zwracalam uwage - i co z tego ze przy ludziach, jak sie ktos po chamsku zachowuje to trzeba to powiedziec. Oburzyl sie tak jakbym to ja byla agresorem i ja go atakowala, ja stanowila zagrozenie, robila awantury, wyzywala. Nie podjelam gry. Nie dalam sie zmanipulowac. Ani zastraszyc. Bo tak naprawde to moze tylko pyskowac, nic mi nie zrobi. Ja sie juz nie boje tak jak kiedys. Juz nie ma tego strachu ktory tak mnie przez lata paralizowal. Oczywiscie jest jeszcze jakas jego pozostalosc, ale juz mna nie rzadzi. Dzieki ze jestescie! A teraz psiakrew bojowe zadanie - winda mi nie wstala, poszla sie walic. Zainstalowalam Ubuntu na laptopie teraz trzeba go uaktualnic, Juz powoli zaczynam trybic czym sie to je... I w sumie proste jak konstrukcja cepa tylko - INNE niz winda. Podobienstwa sa sladowe. I wlasnie to INNE przeraza - we wszystkim. Bo jestesmy przyzwyczajeni do czegos tam - partnera (niechby byl toksyczny ale to znamy, wiemy jak postepowac, jest to znane zlo), pracy, miejsca zamieszkania... Trudno nam sie z natury pozbywac czegos co znamy na rzecz czegos czego nie znamy. Ciesze sie z tego doswiadczenia z systemem operacyjnym. Bo uswiadomilo mi to jak silne jest w nas przyzwyczajenie - tak silne, ze moze zabic chec zmian, czesto zmian na lepsze. Zreszta - czy na lepsze czy na gorsze nie wiemy zanim nie przekonamy sie sami. Tzn na pewno kilka milionow uzytkownikow dustrybucji Linuxa nie myli sie stwierdzajac ze jest to system o wiele bardziej przyjazny uzytkownikowi i w sumie prosty jak sie go juz pozna - i sie nie wiesza, nie rozkracza, a uzytkownik jest glownodowodzacym z dostepem do wszelkich opcji i dzialan na swoim komputerze. Nie tak jak winda ktora mocno ogranicza uzytkownika - ale ja nie o tym wlasciwie... Na pewno nie myla sie te osoby ktore przerwaly toksyczny zwiazek i teraz maja spokoj. A nawet tutaj na naszym topiku byly takie wpisy: jest mi ciezko finansowo ale mam spokoj. Czuje sie samotnie ale mam spokoj. Priorytety. To najwazniejsze.
  8. Nad przepascia: \"A powiedzcie ,czy Wam ni ezal takich ludzi? W gruncie rzeczy to oni sa niesczescliwi sami z esoba i ztym ,ze kobiety od nich uciekaja niemalze łamiąc sobie nogi ?\" Ale zawsze znajdzie sie jakas mocno zaburzona ktora nie tylko nie ucieknie ale postawi sobie za cel \"wyleczenie, uszczesliwienie i zasluzenie na jego milosc\". Wystarczy spojrzec na ten topik i juz mamy pelny obraz. Nawet jesli mi zal to nie znaczy ze to ja mam sie poswiecac. Juz sie glupio \"naposwiecalam\" - teraz to jeszcze glupiej zal straconego czasu ;) Ciekawe rzeczy tu napisalyscie o psychopatach... I prawdziwe. Psychopate nie obchodzi (tzn on nie widzi tego, nie pojmuje i nie rozumie) ze kogos krzywdzi swoim zachowaniem. Dlatego nie widzi potrzeby pracowac nad soba, zmieniac toksyczne zachowania. Jemu tego nie trzeba, on czuje sie dobrze. A jak probujesz wymusic jakies zachowania bo to co on robi szkodzi Ci - nastepuje atak. Psychopata broni wszelkimi silami swojego stanowiska, jest gotow Cie skrzywdzic, narobic szkod - zamiast zastanowic sie nad swoim postepowaniem w szerszej perspektywie. Znam to z doswiadczenia. Im bardziej zdrowieje tym trudniej mi zniesc obok siebie takiego czlowieka. Zwlaszcza ze nie pracuje teraz i jest caly czas w domu (pracuje czasami u znajomego, dorobic, jest na zasilku bo firma mu sie rozwiazala). Chce to cholerne mieszkanie wykupic i sie wynosze stad bo coraz gorzej sie tutaj czuje.
  9. \"Lubię krzywe mordy \" Ewo - to polecxam mojego malzonka ;) A tak wogole to zasuwam dzisiaj na komputerach jak rolnik przy sianokosach. Jestem po trzykrotnej reinstalacji visty i finalnym, wyjeeebaniu jej w kosmos. Pisze z ubuntu ktore wlasnie konfiguruje/uaktualniam itp Zupelnie inna zabawa (przygoda) niz winda. Niby podobbe ale inne. Balam sie troche nowego OS bo bylo nie bylo z windowsami jestem za pan brat od 96 roku. To jest takie znane zlo... Wkurzala mnie vista - ale nie zmienialam bo ZNALAM weindowsy i wiedzialam czego sie po nich spodziewac. A uczenie sie czegos nowego to dodatkowe starania itp. Lepiej uzywac czegos co sie zna... Ale tak sobie pomyslalam - jesli chce miec sprawny umysl to trzeba go cwiczyc. Chocby w poznawaniu i rozgryzaniu nowego OS. Lubie prace z komputerem i to mi pasuje. Stracilam cos przy formatowaniu HD - wlasciwie to tylko zainstalowane programy i uklad ktory mi sie podobal i do ktrorego przywyklam - nic poza tym. Nic czego by nie mozna bylo odzyskac, mam instalki, backup. Wszystko zachowane - zdjecia, inne pliki... I zawsze moge wrocic do windowsa... Jest taka opcja. Czyli - nie bojmy sie zmian! Pozdrawiam z Ubuntu :)
  10. Stan wqrvienia moze byc konstruktywny - i zycze Ci by wlasnie taki byl. By zmobilizowal do dzialania. Mnie dzis zajec nie zabraknie - formatuje laptoka, stawiam partycje, sprobuje tez postawic obok siebie dwa systemy. Niewiele stracilam bo nie mialam tam wielu danych, to co najwazniejsze zachowalam a reszte mozna sciagnac z netu :)
  11. corobic - \"Znam te mechanizmy obronne - zacznę się zachowywać tak jak on, to zobaczy...przepraszam za wyrażenie, ale goowno zobaczy, jeszcze Ci dowali, ze zachowujesz sie jak najgorsza suka....i Ty weźmiesz to bardzo do siebie. \" Napisalas w pigulce wlasciwie wszystko co dotyczy \"odkrycia\" - jestem w toksycznym zwiazku. Jest poczucie winy, jest zadawane sobie pytanie: moze to ja cos zle robie? Moze on ma racje, moze to ja go prowokuje, moze nie powinnam tego czy tamtego robic... Ale to jest wtorny efekt prania mozgu. My sie probujemy bronic, ale - i tu paradoks - jak to, mam sie bronic przed kims komu powinnam ufac, kto jest moim partnerem zyciowym, kto mnie kocha? Trudno przyjac nam ze mamy toksycznych, zaburzonych partnerow i ze same jestesmy zaburzone (inaczej takich bysmy nie wybraly). A te mechanizmy o ktorych wspomina corobic - dokladnie tak dzialaja. Metoda odbicia lustrzanego - nam sie wydaje: jak ja na niego hukne tak jak on na mnie, jak ja mu powiem takim samym tonem, tez zaczne kota ogonem obracac to sam zobaczy i zrozumie (bo przeciez jest to metoda zalecana w poradnikach). A tu - zamiast poprawy, jeszcze gorzej. Toksyk dostaje do reki silny argument przeciw nam i we wlasnej obronie (jego zdaniem). O, pokazalas jaka potrafisz byc jak wiec mam dla ciebie byc mily? Otoz milosc to - juz ktos tu chyba pisal - nie slowa, zapewnienia itp - to caloksztalt. Mozna nie mowic \"kocham\" calymi latami - ale mozna to czuc calym sercem. Bo ktos kto kocha - troszczy sie. Dobro bliskiej osoby jest dla niego wazne. A slowa - to tylko slowa. Jak w ksiazce czy na filmie. Slowa. I tyle. A my same z bezgranicznej potrzeby bycia kochana - wierzymy w te \"tylko slowa\" jakby mialy one moc sprawcza. Problem w tym ze nie maja, bo sa tylko slowami, pustym opakowaniem. Czlowiek na poziomie, szanujacy siebie (i innych) - o wszelkich problemach potrafi porozmawiac spokojnie, nie uzywajac obelg, umniejszen, wytykania palcem, obwiniania, szyderstwa itp rekwizytow ludzi slabych. Tym bardziej czlowiek kochajacy. Wynika z tego ze nasi toksyczni partnerzy wcale nas nie kochaja - i to prawda. My tez ich nie kochamy. Malo tego - my siebie nie kochamy (i tutaj czuje protest z mojej strony bo juz zaczynam kochac siebie, wiem na czym to polega, wiem ze to niezbedne do szczescia; ta milosc ktorejk tak bardzi pragniemy a ktora jest w nas przeciez od poczatku). To jak mamy kogos kochac skoro nawet nie wiemy co to jest kochac? Umiemy sie uzalezniac emocjonalnie.
  12. Makabresko - moj eks byl wydaniem Twojego w wersji soft. Ta sama dwulicowosc, bycie lubianym i podziwianym na zewnatrz a w domu gnojenie, ustawianie, dolowanie itp. Mial nawet taka swoja teorie ze nie mozna mnie chwalic bo by mi sie w glowie przewrocilo wiec jak krytykowal i wysmiewal to dla mojego dobra ;). Pomogl komus np po to zeby zdobyc kolejnego \"fana\" - a za plecami wysmiewal ze ten ktos taki glupi i prosi o pomoc nie umie sam sobie z czyms tam poradzic. Ze nie wspomne o krytykowaniu i wieszaniu na mnie psow w moim wlasnym mieszkaniu w obecnosci obcych ludzi - goci itp. O przeciaganiu moich znajomych na swoja strone (z kilkoma mu sie nie udalo to przypial im latke: glupi, beznadziejny, taki, owaki). Na rozwodzie skladal sie jak scyzoryk a sedzia go pieknie usadzil z jego glupimi bezsensownymi gadkami od rzeczy. Czyli - jest wyjscie. Choc u mnie az takiego syfu nie bylo, mimo mojej dysfunkcji i calego zaburzenia jakos umialam sie obronic (choc przyznam, momentami czulam sie bezbronna) ale zyla matka (ktora byla jego wzajemnym wrogiem, ciagle sie klocili o nic w sumie i ich dwoje w jednym miejscu oznaczalo automatycznie niepokoj bo w kazdej chwili cos moglo wybuchnac) ktora tutaj chocby dala mi wsparcie (wystarczylo ze wiem jaki jest jej stosunek do sprawy) i ze bylam u siebie (tzn we wlasnym mieszkaniu, to on sie do mnie wprowadzil - oczywiscie do ludzie pierdylil inne madrosci; ze ja go powinnam umiescic jako glownego najemce bo jak to kobieta jest glownym najemca a nie jej maz itp kwiatki). Z opisywanego zwiazku mamy corke ktora jest juz dorosla, konczy studia - miala z nim dobre uklady dopoki nie poznal kogos i pokazal kim jest - potrafil odwrocic sie od wlasnego dziecka na rzecz cudzego (a kobieta wydoila go z kasy i puscila w trabe po kilku latach); ale jak zostal sam to teraz wielki ojciec. Ciesze sie w imieniu corki bo przynajmniej jej pomoze jak trzeba, ja z nim nie mam kontaktu, jestem w kolejnym, tez niestety toksycznym zwiazku ale z drugiej strony - dzieki niemu zrozumialam ze to ze mna cos jest nie halo :) Czyli - nie ma tego zlego, taki \"blessing in disguise\". A wczoraj mialam fajny koniec dnia (a taki eks powiedzialby: glupi to sie byle czym cieszy - :D :D :D) - corka jednak wygrzebala skads 200 zl (zalozyla za mnie bo ja prosilam, nie oplaca sie przesylac takiej kwoty przez bank a przeciez bede za niecale 2 tygodnie) i wplacila na te ustawienia - jest wiec ogromna szansa ze pojde na nie za dwa tygodnie w Krakowie. Dwa - udalo mi sie rozgryzc taki jeden program komputerowy; i kolejny raz potwierdzilo sie porzekadlo ze wszystko jest trudne nim stanie sie proste. Oczywiscie madrej glowie dosc google ale jednak nie ma to jak satysfakcja dojscia do czegos samemu. Syn idzie na respite po weekendzie na 2 dni - to tez dobra wiadomosc. I na razie tyle dla wszystkich, napisze jeszcze cos :)
  13. "zadawj im pytania bezposrednie. np. dlaczego tak uwazasz ? dlaczego tak sądziszz? skąd masz te informacje ? dlaczego mam tak zrobic jak mi radzisz ? janp. wole sie zastanowic ? jesli tej osobie nie pozwolisz to ona nie bedzie silniejsza. mysle ze ten temat jeszcze rozwiniemy." Wyobrazilam sobie teraz meza jak cos tam chce a ja mu takie pytania zadaje. Dlaczego tak uwazasz? Odpowiedz: Bul, bul. bul z toba nie mozna normalnie rozmawiac bo zaraz sie czepiasz. I koniec rozmowy. Dla mnie jak najlepiej. Probowalam juz spokojnie jak widzialam ze sie gotuje (bez powodu), i faktycznie nie mialam takich emocji, nerwow jak kiedys, nie bylo strachu ale tylko jakis lekki, wspomnieniowy jak bekniecie po obiedzie. Reakcja jest taka sama. Wiesz, ja chce tych kilka miesiecy jeszcze jakos przetrwac bo to ze sie wyprowadze juz postanowione. A to dobra okazja do popracowania nad tym i owym - na przyszlosc, dla samej siebie. Cieszy mnie uwolnienie od uzaleznienia emocjonalnego, to ze chce, pragne byc sama - i to ze przestalam wierzyc iz nie dam sobie sama rady, ze sama zgine itp. To byl moj duzy sukces bo mozg mi prano tym od dziecka. I to ze sama nic nie znacze bez partnera - Bozesz ty moj, co za bzdura!
  14. Celowo napisalam \"autorytetow\" w cudzyslowie w mojej poprzedniej wypowiedzi. To strach przed samozwanczymi autorytetami ktorych ja nie uwazam za autorytety sensu stricte (to sa dla mnie wylacznie ci ktorych szanuje, podziwiam za ich czyny, postawe itp); czyli ci ktorzy sa silniejsi ode mnie w jakims stopniu, ktorzy jak im sie nie spodoba moja postawa/zachowanie/odpowiedz to mi zaszkodza i bede miala problem z ktorym musze sobie poradzic. Np jak maz sie wkur*i to odbije sie to na symu ktory zacznie robic cyrki z czym z kolei ja sobie musze jakos dac rade - a co moze rownie dobrze prowadzic do agresji ze strony meza wobec syna. Z innymi zachowaniami toksycznymi meza juz sobie poradzilam tzn mam je w doopie doslownie. Podobnie jak jego fochy, nastroje, nie odzywania sie, czepiania - nie gram w te gre i juz. Balam sie tych ktorzy sie czepiali albo nawet patrzyli na mnie zaczepnie (to w przeszlosci, teraz nie spotykam takich ludzi). Nie chcialam sie narazic bo wiedzialam ze konsekwencje poniose tylko i wylacznie ja cokolwiek by sie nie stalo, takie osoby moga uprzykrzyc mi zycie ktore i bez tego nie jest latwe i z ktorym sama sobie musze radzic bez wsparcia. Pisze szybko, odruchowo i na pewno wiecej mi sie jeszcze nasunie. Dzieki za analize. Mysle ze to nieprzerobiony z dziecinstwa problem radzenia sobie z grupa - mimo wszystko, mimo iz radze sobie miedzy ludzmi jednak jest gdzies ow lek bo bylam izolowana od rowiesnikow i nie mialam mozliwosci z nimi wspolpracowac; wiec dotad mam gdzies te luke, lek przed nieznanym, co zostalo takze spotegowane przez pozniejsze zle doswiadczenia. Moi rodzice byli dysfunkcyjni spolecznie (nie radzili sobie w kontaktach miedzyludzkich, nie mieli przyjaciol, znajomych - tylko rodzine matki wlasciwie bo matka byla z rodzina ojca sklocona i rzadko ich odwiedzalismy a pamietam ich jak w miare \"normalnych\" - dobrze sie wsrod nich czulam, nie jak na cenzurowanym) i to tez na pewno mialo jakies odbicie w moich stosunkach z ludzmi choc od lat uchodze za osobe towarzyska, lubiana - ale w glebi duszy jednak jest gdzies strach. Balam sie przez wiele lat (teraz pewnie mniej) konfrontacji wszelkiego rodzaju, szczegolnie takich w ktorych musialam kogos skrytykowac, poddac w watpliwosc jakosc uslug itp. Obawialam sie ze ta osoba poczuje sie atakowana (mimo iz zamierzalam po prostu upomniec sie o swoje) i wyciagnie jakies moje drobne grzeszki albo wypomni cos co kiedys nie tak zrobilam (jak ten facet od internetu ze sciagalam z rapida na przyklad; ja sie przez cale miesiace cykalam zeby do niego ze zjeebka zadzwonic ze jest fatalna jakosc sygnalu ze na mnie wyskoczy o ten rapidshare! Glupie, prawda? Ale niestety - prawdziwe). Tak jak mialam obawy przed powiedzeniem o problemach z synem u niego w osrodku - a tu wlasnie otwartosc pozwolila mi rozwiazac problem i uzyskac pomoc. A ja sie obawialam ze mnie o to obwinia, ze odbiora mi prawo do tego osrodka itp scerariusze jak w filmie katastroficznym. I za cholere nie moge sobie przypomniec skad mi sie to wzielo? Kiedy zaczelam pisac te scenariusze? Co je skatalizowalo? Jeszcze raz dzieki, yeez
  15. Nad druga czescia tych pytan trzeba bedzie troche popracowac bo nie sa takie proste (przynajmniej dla mnie) - ale moga wiele zalatwic. Wlasciwie to nie bardzo sobie przypominam konkretnej osoby w obecnosci ktorej czulam np lek czy "jej karcacy wzrok mnie paralizowal" (ze uzyje takiej licentia poetica), czulam ze moze mnie za cos tak ukarac (przy czym to cos to moglo byc cokolwiek). Kojarzy mi sie to z wieloma osobami ktore w dziecinstwie byly "autorytetami" dla mnie. Matka (mialam uczucie bycia wciaz kontrolowana i sprawdzana, oceniana w sensie: co robisz, dlaczego to robisz, dlaczego nie cos innego lepszego, madrzejszego itp), jej brat (czepial sie mnie o wszystko, poszturchiwal, straszyl ze mnie zbije, nastawial przeciwko mnie matke - ojciec go nie lubil), ojca bbo krzyczal, przeklinal jak byl zly, trzaskal drzwiami, zgrzytal zebami; wogole wiekszosc rodziny z ktora sie wtedy kontaktowalam (czulam sie krytykowana, wysmiewana, zalezna od nich), wychowawczyni w szkole, dyrektorka. To byli ludzie ktorzy nauczyli mnie strachu. Strach, lek to uczucia potrzebne, od nich zalezy nasze przetrwanie. Ale u mnie wystepuje on w nadmiarze i przez cale lata blokowal moj potencjal. Od kilku lat zaczelam sie uwalniac - i czuje to, czuje zmiane, jednakze spora czesc leku jest jeszcze we mnie i tworzy wspomniana przeze mnie przeszkode. Ludzie ktorych wymienilam nalezeli do tych "nieprzewidywalnych". Ole bylo tedy przewidywalnosci w moim zyciu? Czy wogole wiedzialam co to jest? Czy moja dysfunkcja nie opiera sie na braku przewidywalnosci, a zarazem na braku poczucia bezpieczenstwa z tego braku wyplywajacego? Ergo - nie moglam tym ludziom ufac a bylam od nich zalezna... Nie, cos tu jest nie tak. OK, to prawda - ale nie w tym rzecz teraz. Mam wrazenie ze nie powinnam obcowac z ludzmi ktorym nie ufam - a jest ich wokol mnie sporo. I obcuje z nimi bo nie potrafie, nie umiem odbic z dnia na dzien a chcialabym bo mnie coraz bardziej wkur*iaja. Ktorych emocji sie boje? Gniewu, zlosci, zmiennych nastrojow (choc to nie emocja). Moha wymknac sie spod kontroli i uderzyc we mnie. Boje sie rozgniewac kogos. "Narazic sie". Nie wiem jeszcze z czym/kim mi sie to kojarzy. Moze jest to jakas moja interpretacja czegos z przeszlosci; jakiegos gniewu czy wybuchu wscieklosci ktory tak odebralam? Naprawde nie jestem w stanie sobie przypomniec (moze to do mnie przyjdzie jeszcze)...
  16. yeez - te pytania do duszka to tez do mnie byly (tym razem \"wzielam do siebie\" wbrew 2 umowie ale cel uswieca srodki ;) :P) - bo trafiaja do mnie, to jest wlasnie to co bylo mi trudno zwerbalizowac, uchwycic - a na co chcialabym odpowiedziec sobie szczerze. I moze wlasnie w odpowiedziach zawarte beda klucze do dalszych drzwi... zacytuje: \"co czuje w zwiazku z : -tym, że ktos cos do mnie powiedział, czy podoba mi sie to co czuje, czy nie - co czuje gdy kytos np. zajechał mi droge, nadepnąl mi na noge - co czuje gdy żona pocałowała mnie i co zamierzam zrobic w zwiazku z tym co czuje. lub nie zrobic. itd. itp. -dlaczego boisz się cudzych złych emocji ? nazwij te emocje, ktorych sie boisz , z czym ci sie to kojarzy albo z kim - kto cie nauczył ze cudze jest wazniejsze niz twoje i czy ty sie z tym zgadzasz? - dlaczego odczuwasz srtach gdy masz stanąć w swojej obronie ? z czym to kojarzysz ? - dlaczego czujesz sie odpowiedzialny za kogos ? a za siebie jestes odpowiedzialny ? jak to czujesz \" pierwsze pytanie jest latwe bo opinie innych (co kto powiedzial) w wiekszosci przerobilam; jest jeszcze problem z nastawieniem kogos: jesli nie jest to agresja, atak - to nie mam jakichs szczegolnych reakcji; ot - powiedzial i dobrze, widac tak to widzi, jego sprawa, nie bede udowadniac ze jestem wielbladem czy ze nie jestem krolikiem. Powiem co mam do powiedzenia celem kontynuacji dialogu lub zaznaczenia swojej opinii (lub potwierdzenia czyjejs). Ale nie mam juz tej kompulsywnej potrzeby tlumaczenia sie, tlumaczenia wszystkiego dokladnie (co z kolei przed soba tlumaczylam tym ze chce byc wlasciwie zrozumiana, co tez stanowilo czesc prawdy). Mowie tyle ile uwazam za wlasciwe w temacie. I chwala Bogu, jedna sprawa odfajkowana ;) Tylko ten ton agresji, zaczepny, w ktorym sie czai zagrozenie (w ktorym JA to zagrozenie widze) powoduje ze czuje sie nieswojo, jak na cenzurowanym, jak pod reflektorem, na egzaminie - jak dziecko wobec autorytetu = kogos silniejszego kto moze wiecej (ale niekoniecznie ma racje). Dlatego zeby nie okazac ze sie boje (czyli oddac wladzy w czyjes rece) zwykle nie reaguje albo ignoruje (mimo iz czuje lek wewnatrz). To nie ma zastosowania do osob obcych, tylko tych \"znanych\" do ktorych nie mam zaufania (tzn nie wiem czego sie po nich spodzieac albo wiem ze moge spodziewac sie agresji bo to sie juz wydarzylo). No to pierwszy punkt mam z glowy. Na zajechanie drogi itp drobiazgi reaguje chwilowa zloscia ktora rozladowuje zacna, polska \"k*rwa mac\". Czasem cos pod nosem odnosnie umiejetnosci kierowcy (bral lekcje od Stevie Wondera itp), czasem cos z przestarzalych narzedzi rolniczych lub zwierzat gospodarskich ;) (spoiler: cep, krowa)... Drobne przygody nie pozostawiaja sladu, zalatwiam je \"od reki\". Kiedys potrafilam rozkminiac w nieskonczonosc i zlosc we mnie siedziala jakbym brala te dooperele na wynos. Jesli jest mozliwosc bezposredniej konfrontacki o osoba ktora nadepnela mi na noge to GRZECZNIE mowie ze moglaby uwazac. Kiedys nie odezwalabym sie z leku przed konfrontacja (i tez zauwazylam ze nie dziala to w wypadku osob obcych, wiem ze potrafie zachowac sie asertywnie, nie obrazam nikogo a tylko bronie swoich granic i bezpieczenstwa, owszem zdarza mi sie czuc troche zlosci wewnatrz ale ona szybko \"wyparowuje\" bo nie ma sensu przejmowac sie takimi bzdurami. Kiedys balam sie komukolwiek zwrocic uwage za na mnie od razu naskoczy a inni wezma jego strone (kiedy to ja bylam ta strona poszkodowana i nie chodzilo mi o to zeby po mojej stronie staneli ale zeby nie stali przeciwko - dla zasady chociazby) i mnie zaszczekaja. Teraz obawiam sie przede wszystkim tych o ktorych wiem, ze moga wyrzadzic krzywde mnie czy moim bliskim. Na razie tyle. Upisalam sie jak pisarz gminny. Cd pozniej albo jutro.
  17. Teraz napisze to samo co powyzej o leku, ale uzyje innego okreslenia. Llek ktory odczuwam jest przeszkoda (co czuje uzywajac tego okreslenia, czy i na ile jest adekwatne...) i postaram sie ja usunac. Bede ja usuwac. Lek ktory odczuwam jest tylko i wylacznie artefaktem z przeszlosci. Popracuje jeszcze nad tym, na razie musze leciec :) Trzymajcie sie wszyscy i wspierajmy sie tak jak dotychczas.
  18. duszku - wlasnie to dokladnie pisze - ze nie chce uzywac tej nazwy. Ogolnie od jakiegos czasu unikam nazywania w jakis okreslony sposob - rzeczy, osob, sytuacji, nastrojow, emocji. Tzn w sposob ktory by sugerowal cos co nie jest dla mnie dobre lub co jest destrukcyjne (moze byc). Jest taka tendencja do pozytywnych okreslen w naszej mowie - zapomnialam nazwy, ale mowilismy juz o tym. I pamietanie ze to my sami przypisujemy znaczenie poprzez okreslone wyrazanie sie o czyms/kims. Z tym pamietaniem wlasnie nielatwo. Mozna wyrobic w sobie cos na ksztalt odruchu (to mi pomoglo walczyc z porownaniami). Za kazdym razem gdy zlapiemy sie na nadawaniu jakiegos znaczenia (szkodliwego dla nas) - mowimy sobie: nazwij to inaczej, okresl to inaczej... I poszukac innej nazwy. Slowa maja moc. Jako zagorzaly sceptyk - zapisalam sie na ustawienia Hellingera. Na razie lista rezerwowa i moze sie zalapie w lutym - a na pewno w kwietniu.
  19. Dokladnie. To jest obcy czlowiek dla Ciebie. I on Cie probuje zastraszyc. To sie kwalifikuje do prokuratora.
  20. Nie sadze zeby to byla wina komputera. Moze z polaczeniem cos nie tak, z wysylaniem wladomosci? Wiesz co - sprobuj tak (zawsze ak robie jak jest jakis problem z siecia czy strona www) - wpisz swoj tekst na wordzie albo na notepadzie, zachowaj sobie i potem skopiuj do naszego wysylkowego okienka. Jak tekst jest za dlugi (co nie wchodzi w gre w Twoim przypadku bo posty sa przeciez krotkie) to forum automatycznie ucina. Moze jakis konflikt Twojego oprogramowania? Moze chwilowe problemy w sieci? Moze polaczenie z serwerem o2 nawala? Nie mam problemow przy windzieXP (jeszcze), Firefox 3.0; o IE nie wypowiem sie bo nie uzywam. Moze sprobuj inna przegladarke zainstalowac? Opere, Netscape, Google Chrome a jak nie masz jeszcze to FF? To sa tylko takie moje na slepo sugestie, moge walic Panu Bogu w okno ;)
  21. Wybieralam sie do Warszawy na kilka dni ale przerazily mnie ceny hoteli - drozsze niz w Pradze! I to o co najmniej 200% (nie przesadzam!). Bo starszy syn jedzie na oboz na 4 dni (od wtorku wieczor do soboty), corka moglaby z nim w niedziele zostac jakbm zdecydowala gdzies pojechac. Ale myslalam tez - cholera, tylko tydzien, to moze lepiej posiedziec na czterech w Krakowie a nie wojazyc, na to bedzie czas latem. Moge rzec - w Krakowie o kazdej porze w kazdy dzien miedzy 17 - 23 lutego. Co do innych miejsc - nie obiecuje nic. Modlcie sie za mnie i za powodzenie mojej misji - stawiam dzis linuxa na laptopie ;) bo pogoda jazdom nie sprzyja wiec cos pozytecznego w domu zrobie...
  22. Montia Teraz, kiedy juz wiesz - mozesz zaopiekowac sie ta dziewczynka ktora wtedy tak bardzo czula sie opuszczona, samotna, i taki ciezar odpowiedzialnosci na sobie dzwigala. Ktorej kazano byc dorosla. Teraz to Ty masz sie nioa zaopiekowac. Nadrobic te lekcje z przeszlosci kiedy rodzice zawiedli. Oni chcieli dla Was lepszego zycia, nie zdawali sobie sprawy ze "lepsze zycie" to nie pieniadze i przedmioty ale obecnosc. Taka byla wtedy tendencja w spoleczenstwie - te wyjazdy na kontrakty (ktore tak trudno bylo zalatwic), praca po kilkanascie godzin... Jak juz sie zaopiekujesz ta mala dziewczynka, jak juz ona uwierzy ze nie jest sama, ze Ty ja kochasz i nie pozwolisz skrzywdzic, nie pozostawisz nigdy samej - to zaczniesz sie leczyc z uzaleznienia. Przytulam Cie mocno, zycze wiele sil na drodze do odzyskiwania siebie.
  23. ... a teraz to juz nic nie robie tylko do gory kolami filmy ogladam. Nie przypuszczalam ze cos moze mnie tak totalnie zmordowac jak te napisy. Jednak dla mnie to orka. Ale satysfakcja jest. Milego wieczoru wszystkim zycze :)
  24. Autodetox - \"....czym jest LĘK,STRACH ---reakcją umysłu na utratę..\" Takze na zagrozenie. Lek, strach - to emocja towarzyszaca zagrozeniu, bardzo pierwotna, atawistyczna - bo ociera sie o nasz instynkt samozachowawczy. Jednak przykladam sie i robie napisy, film bedzie dostepny (z polskimi napisami) w drugiej polowie lutego; szczegoly (linki RS) na priv.
  25. skoro jeszcze jestem na necie (leje, ja sie wybieram do Mitchelstown i pewnie mimo wszystko pojade ale licze tez ze troche popusci z ta woda a nieba)... Mam trudnosci z mowieniem mojemu wewnetrznemu dziecku "kocham cie". A naprawde go kocham, czuje to - tylko mam klopot w wypowiedzeniu TEGO CO NAPRAWDE CZUJE. Jakby to nie byla milosc - to bym bez zmruzenia oka powiedziala i to sto razy nawet. Ale jak cos prawdziwie, autentycznie czuje - nie umiem tego wyrazic slowami, wyznac. Trzeba nad tym popracowac. Wczoraj jak radzila renta - kierowalam tam moj oddech. I... usnelam. Bo to bylo zaraz po tym jak sie polozylam do lozka. Ale chyba pamietam jakas niewielka ulge. Ktos tu wspomnial o snach i podswiadomosci. Czasami sni mi sie moj dom rodzinny w ktorym sie wychowalam w kontekscie jakiejs strasznej katastrofy, kataklizmu. Ze w czasie tej katastrofy (np koniec swiata, wojna) ja tam jestem. Ten dom wyglada zupelnie inaczej ale jego lokalizacja jest taka sama zawsze. Pokoje itp maja rozne ustawienia, architektura tez. Czasami jest taki sam jak go pamietam.
×