Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

oneill

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez oneill

  1. @kulka & zraniona - zastanowcie sie powaznie nad terapia, mysle ze tego Wam potrzeba. Bo to, ze tkwicie w wyniszczajacych Was zwiazkach jest gdzies w Was zapisane. Trzeba ow skrypt zmienic. Wy same to zrobicie a terapauta da wskazowki. Dziewczyny, ratujcie sie! Zycie jest tylko jedno i tak je marnowac na cierpienie z toksycznym partnerem? Nie szkoda Wam? Bo jak czytam - zraniona jest bardzo swiadoma, odeszla od nekacza ale wciaz cos jej nie pozwala do konca sie odciac. I wlasnie "to cos" trzeba z glowy wyrzucic, zastapic pewnoscia siebie i szacunkiem do siebie. Wtedy zaden toksyk nie zblizy sie w promieniu 100 metrow co najmniej ;) Kulka zas ma juz dorosle dzieci (dodatkowy bodziec do dzialania) - dlaczego wiec nie przezyc tych dojrzalych lat wolnosci od obowiazkow macierzynskich - w spokoju i radosci zycia? Nigdy nie jest za pozno aby byc soba naprawde.
  2. @buszujaca - przywiozlam, wysypalam i wlasciwie wszystko jest juz gotowe na przyjecie roslinek :D Mam ogromna satysfakcje bo to moje dzielo. Glicynie pieknie sie przyjely i teraz problem bo jeszcze nie mam komorki a jedna bardzo szybko wypuszcza pedy i bede musiala zrobic jej jakies prowizoryczne podparcie bo przerosla to ktore podstawilam...
  3. zajrzyjcie tutaj: http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=5240327 zamiast zlosliwosci moze pomozcie i doradzcie, ja siedze na FB i dyskutuje o polityce :P - i sie wkur*iam :D Zaraz ide ogladac akcyjniaka przed snem bo sie urobilam dzisiaj przy ogrodku, ale za to zdrowo i jestem z siebie bardzo zadowolona.
  4. @Buszujaca - przeczytaj sobie swoj wczorajszy wpis, dokladnie. Wiele on wyjasnia i spojrz - sama to napisalas. Czyli to w Tobie wszystko jest! Prawdziwy partner, przyjaciel, bliska osoba - NIE OGRANICZA, ale pozwala sie rozwijac. Ba, nawet wspiera nasz rozwoj z radoscia. Obecnosc w naszym zyciu toksyka sprawia, ze rzeczywistosc dopasowuje sie do rozmiarow jego wszechobecnosci. Stad tez bylo moje niegdysiejsze stwierdzenie, ze po rozstaniu z toksykiem czujesz sie jak po rzuceniu palenia - masz strasznie duzo czasu wolnego i na poczatku ciezko jest go jakos "zagospodarowac" ale ow czas jest po to, by sie nim cieszyc. Juz nie mieszkam z toksykiem 11 miesiecy i czas mam wypelniony po brzegi. A wczoraj na kalenicy szkieletowego domu za moim murem (stoja tam 4 zaczete budowy, nic sie z nimi od lat nie dzieje bo wstrzymano inwestycje i sluza ptakom za schronienie), na samym szczycie siedzial spiewak http://www.birdwatchireland.ie/Portals/0/speciesprofiles_large/Song%20Thrush%2036%20(John%20Carey)_lge.jpg a jest to niepozorne ptasze ktore potrafi zahipnotyzowac swoim spiewem bo kazda fraza jest inna; i tak sobie go sluchalam przez chwile po ciezkiej pracy przy organizacji ogrodka (naprawde ciezkiej bo wysypywalam kamienie z workow na klomby - ale jaka satysfakcja! Ciag dalszy nastapi bo kamieni bylo za malo, dzis trzeba pojechac ponownie i przywiezc kolejne 6 workow po 25-30 kg sztuka)... Zamiast sluchac pierd*lenia toksyka - czy nie lepiej posluchac spiewu ptakow?
  5. No coz, no coz... Wiosna to i o czym innym sie mysli, nie o kafeterii (w moim przypadku o ogrodku :)). Pozdrawiam :D
  6. Witam... Co, wszyscy sie w inne miejsca powynosili? A tu tak zle? ;) A moze wspolnymi silami osiagniemy cel - 100 stron topiku? :D
  7. @Buszujaca - boli. Bedzie bolalo jeszcze jakis czas. Glownie dlatego, ze Twoj toksyk (jak kazdy toksyk zreszta) zajmowal w Twoim zyciu wiele miejsca. Zbyt wiele. I teraz te maoe zycia trzeba od nowa przerysowac. Z jednej strony jest ogromna ulga, spokoj, powraca poczucie bezpieczenstwa, z wolna znika lek - ale jest tez sporo pustego miejsca. I dlatego wracaja "dobre" chwile w pamieci. W takich momentach dobrze miec na poidoredziu jakis "przypominacz" - nagranie z dyktafonu jak sie awanturuje i pluje, wyzywa albo cos podobnie przekonujacego. Lub tez wrocic do lektury naszego topiku gdzie opisywalas swoje pieklo. To sa FAKTY i one pomagaja uleczyc te tesknote - za czym? Bo nie za tym czlowiekiem... On sie szybciutko pocieszy bo chetnych na slodkie slowka nie brakuje, nakreci bajery jaka to jest eks zla kobieta byla i juz ma nastepna chetna do owiniecia sobie wokol palca. Pomysl tak - niech sie inna meczy skoro go wybierze. Ja mam juz spokoj. I doswiadczenie.
  8. Siodemka, jak wszyscy wiedza, jest wspaniala, ciepla i dobra osoba - i to jest oczywiste. Mimo tych wszystkich zlych doswiadczen pozostalo w niej owo dobro i zyczliwosc, wrazliwosc, serdecznosc, otwartosc na ludzi. Bardzo ja za to cenie jako Czlowieka. Co oczywiscie nie znaczy, ze musze sie z nia we wszystkim zgadzac, szacunek i lubienie nie wyklucza roznicy pogladow i zdan. 31 maja jest u nas referendum i wielu moich dobrych znajomych bedzie (z przekonania) glosowac inaczej, niz ja. To co - mam ich przestac lubic?
  9. @buszujaca - wiem jak jest, dlatego wiem tez, jak bardzo trzeba w takich chwilach dopingu, czasem przypomnienia oczywistych rzeczy... Ja sie uwolnilam calkowicie i ostatecznie, ale nie bylo latwo. Moze po to, by pamietac i nie wpakowac sie ponownie w lajno? Mnie zwiazki przeszly dokumentnie, ani za nikim nie tesknie, ani mi nie brakuje bo czego? To co znam nie bylo dobre, a to czego nie znam - nie znam wiec nie wiem co oznacza. Bylam przez chwile na ortalu randkowym ale skonczylo sie na wymianie jakichs maili. Nudzi mnie to. Jakos nie mam ochoty ani pisac, ani sie otwierac - moze to nie moj czas. Poza tym juz pisalam ze mam dosc trudna sytuacje osobista i ze zwyklej ludzkiej uczciwosci nie chce kogos w to wciagac, bo jesli partner to bede wymagala pomocy - i kolo sie zamyka. Przyzwyczailam sie ze jestem sama i ze nikt mi nie truje, ze nikomu nie przeszkadza jak np stepper skrzypi albo okno na osciez otwarte. U nas tez piekna pogoda a dzisiaj zaczyna sie trzydniowy festiwal sera, moze sie wybiore... Sporo teraz zasuwam w ogrodku, chce sobie go fajnie urzadzic - tak po swojemu, zeby mozna bylo usiasc i zrelaksowac sie w malej oazie za domem. Front tez troche "poprawiam" i juz jest kolorowiej. zaczely kwitnac petunie i gazanie. Nie mam jeszcze konkretnego planu jak ten ogrodek urzadze, wciaz nad tym mysle dlatego na razie nic nie robimy. Ale chyba juz mam odlegly szkic na mysli...
  10. @buszujaca - zacytuje: "...Mialam na mysli odpowiedzialnosc hmmm za to,zeby nie stracic pracy, bo no wiesz, ciemna dooopa i to bardzo szybko, odpowiedzialnosc za rachunki pozstale po m, odpowiedzialnosc za dobre samopoczucie dziecka, ktore sie duzo w zyciu naogladalo, odpowiedzialnosc za to,zeby pies byl wyprowadzony i najedzony...Rozumiesz, to,ze jak z czyms nawale, to moze byc ciezko." To pomysl tak, patrzac na te liste: ledwie daje sobie rady, robie bokami zeby wszystko gralo, czesc tej odpowiedzialnosci powinien poniesc toksyk (bo to tez jego dlugi a Ty splacasz, czyli jest nie fair); ale ja sie staram i nie jest mi lekko - i co, mam sobie dodatkowy bagaz zafundowac? Partner powinien WSPIERAC a nie dokladac ciezaru. A te nasze ancymonki uwieszaja sie na nas i maja w doopie ze i bez nich mamy huk roboty i obowiazkow. Kiedys wlasnie to zrozumialam. Ze wiekszosc powaznych partnerow w moim zyciu nie wspierala, nie pomagala - a jak w zwiazku nie ma pomocy to obowiazki spadaja na jedna strone. I to juz nie jest zwiazek tylko pasozytnictwo. Buszujaca - trzymaj sie i nie tylko w slowach ale i w czynach, OK?
  11. @Buszujaca - sama to napisalas. Porownalas jego sytuacje do swojej. On w sumie bez problemow, zyje sobie po swojemu i jest OK. Nie cierpi, cos dorobi, z kolegami pojara blanta, wypije browara, zero obowiazkow... A Ty - co masz? Dlugi, problemy, dziecko na wychowaniu. Prace, obowiazki. I jeszcze czasami myslisz, ze moze by sie zdziebko miejsca znalazlo na nianczenie takiego ku*wa pasozyta. Wiesz co, pozyj jeszcze troche sama bo chyba za krotko jeszcze tak zyjesz, zobaczysz ile masz czasu dla siebie i wtedy tak tanio sie nie sprzedasz ;) Pomysl, jaka to glupota (za przeproszeniem) majac tyle na glowie brac sobie takiego kolosalnego strupa! Daj szanse innej kobiecie, mniej zmeczonej i bardziej optymistycznej od Ciebie; niech sobie ten skarb przyholubi. Sciskam mocno
  12. Osobiscie tez uwazam takie dywagacje o smierci, pamieci itp za oderwane od rzeczywistosci i z lekka podszyte egzaltacja, ale wolnoc Tomku w swoim domku. Komus sie podoba, do kogos to trafia wiec pisze - i jesli tej osobie sprawia to radosc, ukojenie - to bardzo dobrze. Dlatego napisalam ze UWAZAM tak OSOBISCIE. Nie jestem wyrocznia calego swiata, mam zas obowiazek byc wyrocznia dla siebie.
  13. http://pilumnus.dl.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=254 niby wszystko juz wiemy, ale poczytac warto...
  14. ...i uczyc sie, umiec dostrzec zrodlo wiedzy o nas, o emocjach, o zyciu. Odzyskujemy te zdolnosc rozwiewajac mgle przeszlosci, kiedy jestesmy gotowi czerpac z otaczajacego nas swiata. Wszystko mozna zyskac od nowa, tylko trzeba umiec patrzec. Ja sie wlasnie ucze, ze kochac mozna pomimo wszystko, bezinteresownie i tak samo akceptowac drugiego, bliskiego czlowieka. Ucze sie tego od moich dzieci. Nie uwazam sie za idealna matke, mam swiadomosc swojej niedoskonalosci, tego ze na pewno ich zawiodlam kilka razy w przeszlosci, nie zawsze bylo tak jak byc powinno - ale chyba wlasnie na tym polega kochac i akceptowac kogos bezinteresownie, nawet wtedy (a moze tym bardziej wtedy) gdy jest niedoskonaly i bladzi. Mnie uczono, wpajano mi swiadomie i podswiadomie, ze tylko wtedy czlowiek moze byc kochany i akceptowany, kiedy spelnia czyjes oczekiwania. I wierzylam w to przez wiele, wiele lat. Na "intelekt" wiedzialam przeciez, ze tak nie jest jednak emocjonalnie wciaz to przekonanie wytyczalo moja droge. I pewnie gdybym nie byla otwarta na swiat tak, jak teraz jestem - nie dostrzeglabym tego i zyla nadal w przekonaniu, ze trzeba na wszystko zasluzyc jakos specjalnie, kazdemu co innego bo kazdy czegos innego oczekuje. Nie, nie tak. Kazdy niech czerpie z nas to czego mu trzeba a jesli tego nie posiadamy to niech szuka gdzie indziej a nie zmusza nas do zmiany w imie wlasnych potrzeb, do nagiecia sie, do dostosowania. A my badzmy soba i nie pozwolmy, by tesknota za czlowiekiem, przyjaznia, miloscia, akceptracja zmienila nas w roboty spelniajace cudze zyczenia za jakie ochlap na chwile. Bo takie "warunkowe" uczucia trwaja krotko - na tyle, na ile jestesmy w stanie sie dostosowac. Prawdziwe, bezinteresowne uczucie trwa wiecznie - ewoluujac.
  15. a takze z tym, iz traumy z przeszlosci nie moga stanowic punktu odniesienia, mimo iz byly nim przez tyle lat. Stad najpewniej wszelkie porazki, niewlasciwe wybory i poczucie "niekompletnosci". Ze nuie wspomne o niekompetencji, o ktorej jestesmy przekonani bo byla uzywana w stpsunku do nas przez doroslych jako forma metody wychowawczej. Ale oni tez lepszego nie znali, kazdy posluguje sie takimi narzedziami, jakie ma w zasiegu reki. Jesli nie ma srubokreta, to dokreci srubke nozem. Wazne, zeby byla dokrecona. My-dzieci mielismy byc posluszne i wyjsc "na ludzi", szanowac rodzicow, starszych i bac sie autorytetow. Argumentem "za" bylo: nas tez tak wychowano (albo jeszcze bardziej restrykcyjnie, co stanowilo kolejny argument na to jak nam jest dobrze i jakie cudowne dziecinstwo mamy) i wyszlismy na ludzi. Co oznaczalo: doroslismy fizycznie i na tyle psychicznie, by zalozyc wlasna rodzine i zdobyc jakis dach nad glowa oraz utrzymanie. Taki swoisty skrot myslowy, ale gdyby wtedy zaczac go rozwijac... Nie sadze, by nasi rodzice byli na tyle odwazni, by zastanawiac sie nad tym.
  16. Zgodze sie ze stwierdzeniem, iz mamy dzisiaj wiecej mozliwosci na rozwijanie samoswiadomosci, a co za tym idzie - na walke z traumami i dazenie do samoakceptacji i satysfakcji z naszego zycia. Ale nie mozna tez bagatelizowac faktu, iz tamte urazy moga byc bardzo glebokie - na tyle, ze praca nad nimi zajmie sporo czasu. To sa gleboko w podswiadomosci ukryte skrypty i trzymaja sie swojego miejsca zamieszkania kurczowo, za wszelka cene. Czesto bowiem masz swiadomosc ze cos jest nie tak, zabierasz sie za to - a efekty syzyfowe. I zanim dojdziesz do wlasciwej metody - minie sporo czasu. Ale WARTO. U mnie jeszcze sa takie nieprzerobione sprawy, siedza bardzo gleboko i sa oporne w usuwaniu jak korzenie starego, wykarczowanego juz drzewa. Trzeba je usuwac po kawalku bo w calosci sie nie uda.
  17. @Buszujaca - ciesze sie razem z Toba, jestes jeszcze jednym przykladem ze mozna sie uwolnic z toksycznego zwiazku, pokonac strach i uzaleznienie. Wszystko jednak wymaga odpowiedniego tempa i gotowosci. Sciskam Cie mocno i przesylam cieple mysli @siodemka - jako dziecko nie moglas wyrazic poczucia krzywdy, zlosci na krzywdziciela, poskarzyc sie... Za to teraz mozesz bo to krzywdzone dziecko w Tobie pragnie wyrownac rachunki. Nie, nie z krzywdzicielem - z sama soba. Ono teraz ma prawo do wyrazania wlssnych emocji a skoro ono ma prawo to siodemka-dorosla tym bardziej. I nie chodzi tu o krzywdzicieli ale o Ciebie. Ich juz nie ma na tym swiecie a Ty zyjesz i masz pelne prawo do szczescia, do wolnosci. Te zle emocje, poczucie krzywdy nie pozwala Ci byc szczesliwa. Wlasnie w taki sposob uwalniamy sie od przeszlosci. Wyrzucajac tamte zatrzasniete w glebi nas samych, emocje. Dopiero wtedy gdy sie z nimi rozliczymy mozemy spojrzec na naszych rodzicow, na doroslych w naszym dzieciecym swiecie - tych ktorzy nas krzywdzili, tych ktorzy byli niezdolni do dzialania i tych, ktorzy nie umieli nas obronic. Zeby wybaczyc, zostawic za soba - trzeba zrozumiec. Przerobic te silne uczucia, jakie nami targaja - te nieprzerobione w dziecinstwie. Dzieci z rodzin malo lub nie dysfunkcyjnych przerabiaja swoje emocje od razu, bo maja te wolnosc. Nikt i nic ich nie ogranicza, nie boja sie wyrazac siebie. Wchodza w dorosle zycie zdrowsze i silniejsze. My tego wszystkiego musimy sie uczyc jako dorosli. Dlatego rozumiem Cie bardzo dobrze, siodemko. Sama podobna droge przeszlam i nadal przechodze; mam do przerobienia ostatni etap rozliczania sie z mobbingiem w szkole i stosunkiem nauczycieli do w/w; jest we mnie wciaz poczucie niesprawiedliwosci i krzywdy. I zlosc. Z rodzicami i rodzina juz jestem prawie po stronie zrozumienia i wybaczenia. Mam takie mieszane uczucia czasami, w pozytywnym sensie. Jakby wzruszenia gdy przypomne sobie cos przyjemnego, pozytywnego z dziecinstwa, z domu rodzinnego. Cos, co wlasnie w taki sposob sie w nim zapisalo. I widze coraz wiecej pozytywnych, milych wspomnien. Nie oszukuje sie i nie ubarwiam, jak to robilam przez wiele lat. Bo chcialam wierzyc, ze mialam dobre dziecinstwo a te czy tamte przykrosci - coz, samo zycie. Teraz zdaje sobie sprawe, jak bardzo okaleczyla mnie szkola podstawowa - wydawaloby sie blahe odsuwanie od wspolnych gier i zabaw, krytykowanie na kazdym kroku, wysmiewanie, niesluszne oskarzenie o cos czego nie zrobilam - tyle lat to bagatelizowalam a okazalo sie, ze mam na tym tle powazny uraz. Jako kilkuletnie dziecko przezylam szok i niesprawiedliwosc, zostalam z tym sama bo rodzice bali sie interweniowac - i musialam sobie jakos z tym poradzic. Bardzo ucierpiala moja psychika a w szkole nauczyli sie, ze mozna bezkarnie mnie krzywdzic bo i tak nikt nie przyjdzie mi z pomoca. Mam zal do wychowawczyni ze zamiast uczyc dzieci zrozumienia i przyzwoitosci, kolezenstwa - podsycala i sama inicjowala mobbing, wysmiewanie (czytanie na glos wypracowania ktore smieszne nie bylo ale ona je wysmiala bo zacytowalam dwa slowa bezposrednio z lektury). Wiele by pisac o tym... Ale zauwazylam, ze ow zal sie zmniejsza z czasem, odkad zyskalam owa swiadomosc, ze dziala mi sie krzywda. Zaakceptowalam to i juz nie uciekam, ale zatrzymuje sie, by przyjrzec sie emocjom siebie-dziecka. Ono wciaz w glebi duszy czuje sie skrzywdzone i opuszczone, zdane tylko na siebie. Gdy powinno miec opieke i ochrone bliskich. To rodzi poczucie, ze jest sie niekochanym, ze nikt o nas nie dba, nikomu na nas nie zalezy, nikt sie o nas nie troszczy. I takich wlasnie partnerow wybieralam - ktorzy nie troszczyli sie o mnie, ktorzy nie byli w stanie mnie poznac bop im nie zalezalo kim naprawde jestem. A jesli sie kogos nie zna nie mozna sie wlasciwie o niego zatroszczyc ani naprawde pokochac, czyz nie mam racji? Ufff, tyle na dzisiaj, czeka mnie dzien wypelniony mnostwem zajec. Wlasnie sie za nie zabieram. Trzymajcie sie wszystkie, przesylam Wam wielkie serducho!
  18. Siodemeczko - ciesze sie wraz z Toba, to jest naprawde wazny powod do swietowania, radowania sie. Odzyskanie wolnosci i swiadomosci, ze to Ty kierujesz swoim zyciem. Tylko Ty. Wszystko sie powoli w Twoim zyciu pouklada, wskoczy na swoje miejsce w swoim czasie, sama to powiedzialas. Bedzie dobrze! Sciskam Cie mocno i serdecznie U mnie tez slonce wyszlo dzisiaj, wczoraj bylo pochmurno ale wytrzymalo bez deszczu. Potrzeba tego slonca dla roslin, bo zimno i brzydka pogoda spowolnily ich rozwoj. A przeciez juz polowa maja za nami i powinno byc wiecej kwiatow
  19. Na razie nie mam zadnych wielkich planow, wybieram sie do Pl na 3 tygodnie (juz mam bilety), syn na oboz (nie wiem czy na tydzien czy dluzej, jeszcze nie ma szczegolow); jak juz cos wiecej bede wiedziec wtedy moge planowac. W sierpniu przyjezdza kuzynka i pewnie na 2-3 dni gdzies sie wybierzemy nad morze. Wiele tez zalezy od pogody...
  20. @monoamina - nie ma porozumienia, nie ma zwiazku. Porozumienie to dialog, gdzie dwie zainteresowane strony wypowiadaja swoje potrzeby i zostaja wysluchane. Obawa przed byciem "bez partnera" zwykle prowadzi na manowce (skad ja to znam?), ale w tej chwili motywacja nie ma znaczenia. Najwazniejsze jest: co dalej... Czy jest co ratowac? Czy wogole bylo cos wartosciowego miedzy Wami, co warto wskrzesic, podjac wysilek? Moze i bylo, ale do tego potrzebny jest dialog... Na ile jestes gotowa, by zaczac zycie w pojedynke, z dzieckiem - jesli zdecydujesz sie odejsc?
  21. @kolometa - to znasz te sytuacje w takim razie jesli jestes opiekunem osoby ubezwlasnowolnionej, choc choroba psychiczna jedna drugiej nie rowna ale jest to utrudnienie zycia. Opieka nad osoba niuepelnosprawna determinuje nasze zycie ale po latach to juz jest rutyna, ktos z zewnatrz moze sie dziwic ale dla mnie to chleb powszedni, innego zycia nie znam. Moj pierwszy maz a ojciec syna nie zyje od 84 roku a moje pozniejsze zwiazki nie byly udane, zdecydowalam sie wiec na zycie w pojedynke i - przyznam szczerze - jestem zadowolona. Nikogo nie szukam, z nikim sie nie spotykam - nie jest mi to potrzebne, przynajmniej na razie. Tutaj gdzie mieszkam wiekszosc osob niepelnosprawnych intelektualnie przebywa w specjalnych zakladach opiekunczych, tylko niewielki odsetek jest w domach rodzinnych. Moj syn chodzi do takiego specjalnego osrodka opieki dziennej od 9 - 16 i tam maja terapie, rozne zajecia itp. Przy osrodku jest lekarz specjalista, psycholog i cala masa innych fachowcow. Wczoraj bylo troche steppera, malo zarcia (jedyne w czym sobie pofolgowalam to jogurt, byl taki dobry ze caly wtrzachnelam), troche kopania w ogrodku - posadzilam dwie glicynie i teraz modle sie do wszelkich bostw ogrodniczych zeby sie przyjely i rosly. Moj plan to obsadzic murek i plot okalajacy moj maly osiedlowy ogrodek pnaczami i stworzyc takie przytulne miejsce gdzie chetnie siada sie z ksiazka w sloneczny dzien. Weekend za pasem, oby tylko pogoda dopisala... Milego dnia zycze :D
  22. @troche starsza - witam w klubie ;) ja tez mlodszego bez alimentow wychowuje, teraz za to spore obciazenie tylko dla mnie bo idzie na studia, ale licze na stypendium. Jakos sobie radzimy :D Co do tematu - mam taka dziwna figure ze cala nadwaga siedzi u gory, nogi mam szczuple, podobniez posladki. Nosze rozmiar spodni 12/10 (40/38) a gore 14/16. Urzadzalaby mnie redukcja biustu ktora mam zapewniona "na kase chorych" bo sie kwalifikuje, tylko tutaj kwestia czysto techniczna - kto sie zajmie synem jak ja bede po operacji niesprawna przez miesiac? Nie mam bliskiej rodziny ani przyjaciol na tyle zaufanych czy chetnych, by mi pomogli. Dlatego wole o tym zapomniec - gdybym miala lepsza sytuacje to dawno bym byla po operacji (mialam termin wstepny na listopad 2010). Jest jeszcze jedna opcja - liposukcja w miejscach upirczywego zbierania sie tluszczu - ale na ten luksus raczej mnie nie stac ;) Pozostaje wiec pilnowanie tego, co na talerzu i jakies nieforsowne cwiczenia (nie lubie cwiczyc, mam traume z podstawowki). Dzisiaj kupilam w Lidlu jakis wynalazek - pomidory "beef hearts" (bycze serca), wszamalam jedna mala buleczke z tostera i do tego dwa w/w pokrojone w plasterki z odrobina soli i pieprzu. Ale wyzera! Zastanawiam sie czy nie zjesc jeszcze jednego bo bardzo dobre te pomidory, a nietuczace. Typ "miesny".
  23. Witajcie! :D Nie chce chudnac szybko bo skora juz nie ta i coraz trudniej jej przystosowac sie do mniejszych rozmiarow ciala, wiec tak ok kg tygodniowo by mnie satysfakcjonowal - i bez katowania sie, bo zycie jest jedno i nie ma sensu odmawianie sobie wielu rzeczy. Stawiam tutaj na zdrowy rozsadek czyli mozna wszystko co smaczne ale w niewielkich ilosciach. Nie np pol czekolady ale 2-3 kosteczki. Mniejsze ilosci jedzenia, za to czesciej, duzo warzyw, owocow, ciemny chleb, mieso chude. Mnie dobija to, co kiedys bylo moim zywiolem - brak odpowiedniej dawki ruchu. Zmobilizowalam sie jednak do steppera, kiedys cwiczylam na nim regularnie. A co sie tyczy dzieci i klopotow z nimi - u mnie, niestety, one nie mina tylko co najwyzej moga zostac zlagodzone, wychowuje doroslego syna ktory jest inwalida i wymaga stalej opieki, bywa bardzo uciazliwy. Mam oprocz tego dwoje mlodszych dzieci ktore juz sa dorosle - corka po studiach, pracuje, ksztalci sie dalej i najmlodszy syn ktory w tym roku zdaje mature i wybiera sie na uniwersytet. Mieszkam z synami za granica od kilkunastu lat, corka jest w Polsce.
  24. @kolometa - u mnie tez nienajlepiej i moglabym sie podpisac pod Twoimi slowami, ale chyba w innym kontekscie. Jeszcze na dodatek mam dzisiaj zebranie na ktore wcale nie chce mi sie isc bo w mojej sytuacji uwazam to za strate czasu, ale ide z obowiazku po prostu, po kontakt z ludzmi tez. Dzialam w tej grupie prawie 10 lat, po przeprowadzce mialam przerwe i moze za wczesnie wrocilam bo mam sporo obowiazkow na codzien jeszcze do konca miesiaca. Zreszta - ja mam prawie co rano tak samo. Dzisiaj przyjde z tego zebrania i godzine w domu a potem zaraz trzeba po synow jechac i po dniu. Przedtem mialam blisko, 5 km od domu - teraz az 25, jezdze busem organizacji ale to tylko oszczednosc na paliwie, na czasie nic nie zyskuje. Pocieszam sie tym, ze to jeszcze kilka tygodni. Przezylam te dowozy od wrzesnia, na szczescie warunki drogowe nie byly zle, poradzilam sobie. Musze zaraz leciec, do zobaczenia i milego dnia zycze, niech kilogramy Was unikaja ;)
×