Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

oneill

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez oneill

  1. yeez - ta opowiesc z dziecinstwa nie miala tyczyc sie do drugiej umowy, potrzebowalam to napisac i juz, akurat tak sie zlozylo. Nie ma potrzeby laczenia tych dwoch spraw. Tak jak napisalam - jesli znamy swoje granice to nie przyjmujemy do siebie tego co nas nie dotyczy. Warunkiem jest jednak owa znajomosc granic - czyli dojrzalosc, zreszta jak zwal tak zwal... Jesli ktos te granice narusza - mamy prawo asertywnie ich bronic.
  2. autodetox - Twoja ostatnia wypowiedz wogole do mnie nie przemawia, tzn jest strasznie wyteoretyzowana jakas. Umysl pod ciagla kontrola czy co? Przeciez to wlasnie przeciw kontroli wystepujemy? Albo ja juz tym swoim zlinuksialym przez noc umyslem nie pojmuje ;)
  3. autodetox - potraktujmy te ksiazki itp jak NARZEDZIE. Tak samojak pile lancuchowa czy mlotek - a nawet komputer, ktory jest skomplikowany - ale wciaz jest NARZEDZIEM. Tylko kwestia nauczenia sie, wyrobienia w sobie owego traktowania NARZEDZI jak NARZEDZIA - nic wiecej, nic mniej. Posluguje sie madroscia zawarta w publikacji do ulepszenia swojego zycia, siebie - tak samo jak posluguje sie wiertarka. Narzedzia - tylko w roznych aspektach zycia, na roznych poziomach.
  4. Co do wiazania sie... Nie mysle tymi kategoriami - wogole. Zreszta moj zwiazek nadal istnieje - choc to czysta formalnosc z mojej strony. Ale mam na mysli - jak wiele z nas tu porusza ow temat - zwiazanie sie z kims po rozstaniu itp. Juz niejednokrotnie pisalam ze w moim przypadku jest ta przeogromna potrzeba bycia samej, samej ze soba, bez kogokolwiek. Pragnienie spedzenia czasu samotnie - prawie jak tesknota za ta ukochana osoba - ja za tym autentycznie tesknie i marze... Dziwne, bo przez cale przeszle lata bylo to marzenie o kims bliskim, o drugiej osobie ktora mnie \"dopelni\" i wtedy juz bedzie wszystko super, cud miod orzeszki i zero problemow, same sie rozwiaza. Tak widzialam to swoim chorym, uzaleznionym umyslem. Dlatego to iz marze o samotnosci jest dla mnie wyznacznikiem ze z uzaleznienia od drugiego czlowieka sie wyleczylam. Ze przestalam wierzyc w to iz sama zgine, nie dam sobie rady, nic nie znacze bez partnera. To sa opinie przekazane mi od dziecka - i nie sa moimi opiniami. Moim zdaniem, w oparciu o zyciowe doswiadczenie - sama sobie poradze doskonale, tym bardziej bez kuli u nogi jaka jest niewlasciwy partner. Nie umialam wybrac partnera ktory bylby dla mnie wlasciwy - bo bylam chora. Wybieralam chorych zgodnie ze schematem zakodowanym w umysle. Najpierw trzeba sie pozbyc choroby - a potem wiazac. Mnie sie zdarzalo kilka razy pod rzad wybrac niewlasciwie... I nie umialam wyciagnac wlasciwych wnioskow z popelnianych bledow - dopoki nie trafilam tutaj, a dokladniej - dopoki nie przytrafil mi sie najbardziej toksyczny zwiazek, i chyba dopoki nie bylam na tyle gotowa by zaczac przyznawac sie przed sama soba do choroby. Zdrowieje, otwieraja mi sie oczy, widze nie fasade z masy papierowej - ale to co jest naprawde. Nie jest to ani dobre ani zle - po prostu JEST. Tak jak emocje nie sa dobre czy zle. I wiele rzeczy, spraw - ktore przedtem ocenialismy w tych kategoriach. Trzeba przestac oceniac i porownywac. A ja sobie wczoraj do pozna w nocy ciezko popracowalam sciagajac programy operacyjne (ok 2Gb danych az sie zdziwilam ze mnie admin nie odcial - ale widocznie on ma uraz tylko na rapidshare a to bylo sciagane ze zrodel opensouce\'owych, legalne darmowe oprogramowanie na bazie linuksowej) i ewentualne softy potrzebne przy konfiguracji linuxa, przy okazji poczytalam to i owo, podpytalam ludzi, dzisiaj dokupie pamieci do desktopa do 2Gb, wrzuce plytke liveCD i zobaczymy. Mysle tez o formacie bo juz prawie 4 lata chodzi komputer i przydalo by sie mu jakies czyszczonko. Wszystko mam juz pozgrywane na dyski zewnetrzne - nic wiec nie strace tylko czas potrzebnmy do ponownego wrzucenia na komputer, wszystkie instalki mam zachowane itp. Dane tez - zdjecia, muzyke, filmy. Musze tylko z adminem sieci sie skontaktowac i zapytac jak bedzie wygladala konfiguracja polaczenia z netem przy linuxie. Wlasnie wysylam gosciowi maila - jakby co to niech mi wypisze wszystko co tam trzeba zrobic)
  5. \"Czy związek oparty na nałogowym uzależnieniu można przemienić w prawdziwy?\" Taki zwiazek jest mozliwy. Czolwieka ze zwierzeciem. Psem, kotem, koniem, swinia, krowa...
  6. Yeez - dokladnie TAK. Nie masz wplywu na to co ktos mysli, a przynajmniej nie az takiego zeby czyjes myslenie zmienic udowadniajac (co jest strata czasu i energii) ze nie jestes wielbladem. Przez cale lata tak wlasnie robilam - tlumaczylam sie, wyjasnialam - i jak pomysle ile pozytecznych rzeczy moglam zrobic zamiast tego... Nie zebym zalowala tego co bylo bo to tez bez sensu. Ja czulam jakas kompulsywna potrzebe tlumaczenia sie. Jakby to miala byc taka obrona a priori, zanim sprawy nie pogorsza sie i dana osoba nie wystapi otwarcie przeciwko mnie z sobie tylko wiadomego powodu... Cala skladalam sie z leku, strachu przed nieprzewidywalnoscia ludzi i braku zaufania. Nikomu nie mozna ufac bo predzej czy pozniej i tak mnie skrzywdzi, w najlepszym razie nie obroni. Widze ogromny postep choc jeszcze wiele mi brakuje. Dobre wiesci, mieszkanie bedzie do wykupu, juz zostalo wycenione - jak sie utrzyma obecny kurs euro to jakies 8500€, czyli nie tak tragicznie. Mialabym wykonany plan na ten rok. Wakacje by sie przelozylo i juz - sa inne priorytety.
  7. Jak rozumie druga umowe? Nie bierz do siebie tego ci ciebie nie dotyczy. Chyba lwia wiekszosc z nas WIE co nas nie dotyczy, jesli mamy watpliwosci to trzeba nad tym pracowac, wyodrebnic - co nas dotyczy a co nie. NAS SAMYCH jako odrebna, indywidualna, niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju jednostke. Wlasnie miedzy innymi to co nas dotyczy okresla nasza osobowosc. Jest jej czescia skladowa. Granice. Wyznaczanie granic. Mysle ze zazebiaja sie z \"braniem czy nie braniem do siebie\" - ale tutaj tez na poziomie indywidualnym. Wiem ze to bardzo ogolnie ale jak na dzisiaj taki mam obraz. Jeszcze sie nad tym glebiej od tej strony nie zastanawialam. Ale przyjrzyjmy sie takiemu przypadkowi - mowisz cos dla dobra konwersacji, cos co w Twoim mniemaniu jest neutralne jak pogoda - a Twoj rozmowca od razu zaczyna narzekac (czyli bierze do siebie kwestie pogody) i wchodzi na Twoje podworko czujac ze ma prawo bo to Ty go/ja sprowokowalas wspominajac o pogodzie. Sa ludzie ktorzy niemal wszystko biora do siebie po czym naruszaja czyjes granice. Tak jak po alkoholu ktos jest agresywny. Tak ja to na teraz rozumiem. Branie zbytnio do siebie powoduje brak dystansu do siebie i innych, zamazanie granic. I w rezultacie taka osoba nie wie co jest jej a co poza nia. Nie majac obrazu wlsnych granic - narusza granice innych. Brak ustabilizowanych granic powoduje lek - lek braku punktu odniesienia. Mialam ten problem przez wiele lat. I widze teraz powiazanie pomiedzy braniem do siebie a rozmytymi granicami. A nawet ich brakiem - i lekiem. Lek dotyczyl takze stawiania tych granic - jesli zaczen je okreslac inni wpadna w gniew i mnie skrzywdza...
  8. Corobic - blad jest tez w generalizowaniu, ze jak ktos ma nieudany, toksyczny zwiazek to automatycznie jest DDcostam. Wuplywa to stad iz w kazdym przypadku dziecinstwa w dysfunkcyjnej rodzinie sa problemy we wlasnych zwiazkach - ale moze tez zdarzyc sie wyjatek, przyslowiowo potwierdzajacy regule :) To ta TWOJE odczucia co do przeszlosci i masz do nich prawo w takiej a nie innej formie. Czy sie zmienia czy nie - to tez Twoja sprawa i Twoich wspomnien. U mnie bylo troche inaczej - ale to MOJE spojrzenie. Staram sie nie projektowac go na reszte swiata zgodnie z zasada jak mnie musi bolec to i Ciebie tez. Mnie sie przez cale lata wydawalo ze mialam dobre dziecinstwo, no moze cos tam w szkole nie tak bylo - ale przeciez bylam w czolowce wzorowych uczniow, uczeszczalam na schole, dzialalam w harcerstwie itp. I jakos na ludzi wyszlam. Zreszta wszyscy mi to naokolo powtarzali jak to jest mi dobrze, ze nie mam prawa narzekac i ze to \"grzech\" narzekac czy tez miec wymagania bo niejeden dalby wszystko za to co ja mam. A ze doroslych traktuje sie jak wyrocznie - to wierzylam ze to oni maja racje a nie moje odczucia, jest mi przykro - dorosli mowia ze nie mam powodu, ze sie mazgaje - OK, widac to ja nie mam racji. Nie mialam rodzenstwa, wychowywalam sie w izolacji praktycznie, nie jezdzilismy nigdzie na wakacje a razem moze bylismy ze 2-4 razy na specerze. Na wczasy zabierala mnie ciotka - jechalam z nimi i z kuzynka starsza o rok; bylo fajnie ale czulam sie troche jak uboga krewna. I jezdzilam na kolonie - na poczatku nie lubilam kolonii, mialam problemy z rowiesnikami (nie chodzilam do przedszkola i bylam izolowana od rowiesnikow wiec jak poszlam do szkoly bylam toralnie nieprzystosowana, nie wiedzialam co mam robic, nie znalam pojecia rywalizacja i z racji tego bylam slabsza - wiec zostalam ofiara klasowych szykan do ktorych entuzjastycznie dolaczala sie wychowawczyni; rodzice reagowali stwierdzeniem ze dzieci sa glupie i nie mam sie czym przejmowac podczas gdy ja - dziecko - przezywalam swoisty horror. Do szkoly musialam chodzic, nawet jak nie mialam na to ochoty bo dla rodzicow temat: przeniesienie do innej szkoly (dla mnie marzenie) byl poza dyskusja, inne dzieci chodza ja tez bede chodzic, nie ma ze jestem chora czy zle sie czuje... Musze chodzic do szkoly i koniec. Chyba wtedy przestalam liczyc na to ze zostane wysluchana i zrozumiana, ze ktos przerwie moje cierpienia w szkole i ujmie sie za mna - tego potrzebowalam, narzedzi do obrony siebie, zeby ktos pokazal ze jestem wazna i nie pozwoli mnie krzywdzic - wtedy pewnie nauczylabym sie bronic - a tak, nauczylam sie podporzadkowac i przetrwac. Jak przerabialam ten fragment ze swojego dziecinstwa to wzielam w obrone te mala, zastraszona dziewczynke - a ona jakby mowila mi: nie trzeba, dam sobie rady, przetrwam jakos... Jakby nie chciala juz tej pomocy - albo nie wiedziala co sie za nia kryje, jakie kolejne wycofanie. Moje wewnetrzne dziecko bylo i nadal jeszcze jest - bardzo nieufne. Bo wszystkie autorytety je zawiodly. Wtedy kiedy potrzebowalo pomocy i wsparcia, kiedy z racji bycia dzieckiem bylo niezdolne do samodzielnej obrony, do radzenia sobie - tej pomocy nie otrzymalo. Ja wciaz pamietam to poczucie totalnej bezradnosci, jak otchlan. Ten potworny strach. Pamietam jak wtedy kiedy kolezanka z klasy oskarzyla mnie nieslusznie i wychowawczyni rozpoczela sad nade mna - z gory zakladajac ze ta kolezanka mowi prawde, nawet nie przyjmujac do wiadomosci ze ja tez moge mowic prawde. Tak jakbym z gory zostala skazana - a ten caly \"proces\" wraz z \"przesluchaniem\" u dyrektorki - tylko farsa. No przyznaj sie, no powiedz, no przyznaj sie przeciez to powiedzialas... Utkwilo mi w pamieci - cokolwiek nie zrobisz i tak ci nie uwierza, nawet jak bedziesz najniewinniejsza pod sloncem. I to - nie licz na niczyja pomoc, musisz radzic sobie sama. Najlepiej omijac przeszkody jak sie da, starac sie by cie lubili to moze ci nie wyrzadza krzywdy... Kolezanka twierdzila ze jak wracala ze mna do domu ze szkoly to ja powiedzialam brzydkie slowo na \"p\". Po pierwsze - ona nie wracala ze mna ze szkoly, wracalam z innymi kolezankami. Po drugie - nawet nie znalam tego slowa, wiec jak mnie tak przesluchiwali to modlilam sie zeby jakas jasnosc na mnie splynela i to slowo podpowiedziala bo chcialam zeby ten koszmar sie skonczyl, ze jak sie przyznam to dadza mi spokoj. Po trzecie - jesli bylo to \"po szkole\" - to czemu wychowawczyni nie powiedziala tej kolezance: nie interesuje mnie co robicie po szkole, jak cie zbulwersowalo to co ona powiedziala to idz do jej rodzicow. Mnie obchodzi tylko to co sie w szkole dzieje. I tak powinna zareagowac. Nie biorac niczyjej strony - a nie znecac sie nad dzieckiem o ktorym wiedziala ze bedzie bezradne. To nie byl jedyny przypadek kiedy wychowawczyni sprawila mi przykrosc - ale tego nigdy nie zapomne. NIGDY. Nie umiem. Moze jeszcze potrzeba mi czasu - ale strasznie trudno jest mi zaleczyc te rane. Wciaz boli... Ale jest nadzieja - bo boli coraz mniej... A teraz troche przyjemniejszy temat - bo wpadlam w strasznie minorowa nute a nie bylo to moim zamiarem, jakos tak sie rozpisalam... Chcialam zrobic sobie prezent na 50-ke i pojechac na wakacje. W gre wchodzi druga polowa lipca na 2 tygodnie lub w ostatecznosci przelom listopada i grudnia na tydzien. I jak nie urok to sraczka. Latem sa ciekawe wczasy i ceny rozsadne - ale bede wtedy w Polsce. Zalatwianie z Polski kosztuje co najmniej dwa razy tyle co przez organizatora w UK, czyli musialabym leciec do Londynu a stamtad dopiero docelowo. Caly dzien w podrozy plus czekanie na lotnisku. Z kolei w listopadzie moge leciec z Irlandii lub z Londynu, jest blizej i wiecej lotow - ale na tydzien bo podniesli stawki za respite dla syna i kosztowaloby mnie to dodatkowo 20 euro/dzien - i trzeba wziac pod uwage to ze musze wczesniej leciec do Polski na swieta - czyli ledwie wroce z wczasow - prosto w samolot i do Polski. Zreszta nie wiem czy do tej pory jeszcze tu bede wiec wszystko sie moze zmienic, a co do respite to tak czy inaczej moge synowi zalatwic na wyrost, bede pewna ze w razie czego ma opieke a nawet jak nie pojade na wycieczke to sobie troche odpoczne. Imprezy nie robie, myslalam o tym ale stwierdzilam ze bez sensu - impreza dla ludzi a nie dla mnie. Pokazywac sie nie musze a kto pamieta to mnie odwiedzi z zyczeniami i zawsze znajdzie sie poczestunek czy napitek.
  9. autodetox - \"jestem: DOROSŁYM DZIECKIEM SKRZYWDZONYCH DZIECI ( CZASÓW 1936-1957)\" Kiedys dyskutowalismy ze starszymi ode mnie znajomymi na ten wlasnie temat, ze jestesmy pokoleniem tragicznym. Dlatego, ze wychowali nas rodzice ktorzy w wyniku zmian polityczno - historycznych musieli totalnie zmienic sposob patrzenia na zycie, przewartosciowac - i tutaj sie pogubili... Moi rodzice wychowali sie przed wojna - byly inne zasady, inny model rodziny - a przyszlo im wychowywac dzieci po wojnie, w innym ustroju politycznym itp. Pisze w wielkim skrocie bo jest to szeroki temat (ktos nawet napisal prace z socjologii o naszym pokoleniu jako o bardzo interesujacym zjawisku). Moja matka opowiadala ze w jej rodzinie (6 rodzenstwa) jak jedno zbroilo - obrywali wszyscy (bo mama by sobie rady z nami nie dala - tak to tlumaczyla, i ze wszyscy wyszli na ludzi - jej zdaniem; moim zdaniem cala rodzina to jedna wielka dysfunkcja). I wiele innych \"zasad\" ktore juz w mojej mlodosci (koniec lat 70 poczatek 80) zalatywaly starocia. Ci zdexorientowani ludzie zbetonieli, staneli w miejscu nie wiedzac jak sie poruszac... Bo czesto te ich zasady wpojone przez rodzicow w zderzeniu z rzeczywistoscia padaly jak muchy.
  10. No wlasnie - mialam napisac cos posrednio zwiazanego z naszym tematem... Dlaczego przestepcy ciezkiego kalibru maja takie powodzenie u kobiet? Seryjni mordercy na przyklad... Czy w glebi duszy pragnienie owej mocno dysfunkcyjnej kobiety - ze przy mnie stanie sie dobrym czlowiekiem, ja go uzdrowie, naprawie? Im wieksza przewina tym wieksze przyciaganie bo wieksza potencjalna "satusfakcja" i nagroda za sprowadzenie na dobra droge? Tak mi sie skojarzylo po obejrzeniu i lekturze zyciorysu Teda Bundy'ego.
  11. Oj, ale duzo i tresciwie napisaliscie! Nie wiem wlasciwie od czego zaczac odnoszac sie do Waszych wypowiedzi... Napomkne tylko w temacie corobic-yeez: bo mnie sie podczas lektury Waszego dialogu nasunelo takie zdanie: nie to co pisze ale to co czytam. Uzyje tutaj powiedzenia: nie dorabiaj doopie uszu. I klania sie druga umowa z czterech umow... To dla Was zeby zapanowalo zrozumienie smutku - \"zawsze starałam się być samodzielna. Nawet do tego stopnia że nie chciałam nic od nikogo. Zawsze czułam że jak mi ktoś coś daje to ja muszę się odwdzięczyć. Wiem też że przez to że nie akceptowałam siebie, porównywałam do innych (i zawsze wychodziłam w tym porównaniu gorzej) otoczyłam się skorupą (pozorną skorupą). Pod skorupą krucha a na zewnątrz bardzo twarda. Mysle o tym cały czas i nie wiem skąd to się wzieło. Czy to mogą być aż takie kompleksy? Czy kompleksy mogły to spowodowac? Ale racja jest że zawsze odrazu w zwiazku na siłe byłam odpowiedzialna za innych nawet jak mnie nikt o to nie prosił. \" Moge sie pod Twoimi slowami podpisac obiema rekami. Wiem mniej wiecej skad moja potrzeba samodzielnosci i niezaleznosci - otoz zbytnia zaleznosc w domu rodzinnym, ciagle wypominanie i dopomonanie sie wdziecznosci itp, poczucie ze nic nie jest moje a skoro nie jest moje to w kazdej chwili moze mi byc zabrane. Z tym odwdzieczaniem podobnie. Czyli - nie ma cos za nic, nie mozna dostac (np milosci, troski, akceptacji) za samo to ze sie jest. Porownywanie - dlugo sie tego oduczalam. To bylo czescia mnie - zawsze sie porownywalam na wlasna niekorzysc, inaczej byc nie moglo. Nawet jak cos wygladalo korzystnie to zaraz sie czarne chmury znalazly... Odpowiedzialnosc na sile - podobnie. Chyba jako swoista waluta za milosc i troske ktora kiedys za to otrzymam. A milosc, troske, akceptacje sie dostaje albo nie - nie za cos. To po prostu jest. yeez - w odpowiedzi smutkowi wspominasz o zbytniej swobodzie - u mnie te dysfunkcje wyksztalcily sie z braku swobody, kontroli - ale tez braku wiedzy co moje a co cudze bo moje nic nie bylo, wiec wszystko na zewnatrz, czyjes a moje... moze kiedys jak sama zdobede i to w taki sposob ze nikt nie znajdzie nawet najmniejszego powodu by mi to zabrac, ze mi sie to nie nalezy. Czyli moga byc zupelnie rozne zrodla tych samych zachowan dysfunkcyjnych. Wciaz to analizuje bo im wiecej wiem tym latwiej jest mi sie uporac z problemem. Zatruta - \"dlaczego nie związałyśmy się z facetami na naszym poziomie? tylko jakieś płytkie doopki zatruwają nam życie....\" Samo sedno. A dlaczego - moze sie pozastanawiamy nad tym - te ktorych to dotyczy. Dlaczego zwiazalysmy sie z partnerami przu takiej roznicy poziomow (nie uwlaczajac nikomu)... To zadanie na najblizszych kilka dni :) Monita - potrzebujesz fachowej pomocy psychologa, bo wiele wiesz a mimo swojej wiedzy nie robisz z niej uzytku, brniesz w te gnojowke coraz glebiej jak cma do swiatla. Jakies sklonnosci do autodestrukcji? A co z Twoimi dziecmi? Jak one odbieraja te sytuacje i niezrownowazonego, uzaleznionego, agresywnego partnera - i Ciebie, wyniszczana psychicznie przez ten zwiazek. To zrozumiale ze Twoj stan ducha ma na nie wplyw niebagatelny. Moze spojrz od tej strony, moze dobro Twoich dzieci pomoze w podjeciu ostatecznej decyzji? A co to mialo oznaczac ze ludzie go uwielbiaja - jak mozna uwielbiac niezrownowazonego narkomana, kryminaliste, goscia od ciemnych sprawek? Badz silna i skoncz ten zwiazek... Grays - my in na to pozwalamy, my tego same chcemy, my tkwimy w tych zwiazkach. A oni sa jacy sa. Nikt nie jest winny ani odpowiedzialny za nasze emocje oprocz nas samych. Mamy zaburzone instynkty samozachowawcze. I to trzeba leczyc - trzeba leczyc siebie. Cztery umowy - sprobuj uleczyc te porownywania u siebie, mowie Ci - mialam przez cale lata tak samo. Juz tu zreszta o porownywaniu napisalam. Poza tym - wszystko to co napisali inni po Twojej statniej wypowiedzi - swieta prawda. Nie ujelabym tego lepiej. Trzymaj sie autodetox - niektore spostrzezenia naprawde bardzo ciekawe, zaskakuje mnie ich oczywistosc i prostota, zapisuje sie na liste na gg ktoregos dnia jak bedzie czas
  12. \"Kiedy nie mają żadnych logicznych argumentów to wtedy zaczyna się zastraszanie.\" Alez tak i to jak najbardziej. Chwala Ci ze to zauwazylas, okreslilas i napisalas. Teraz tym z nas ktore sa wlasnie zasatraszane bedzie latwiej znajac motywy. Z reguly to tchorze. Kasiu - zaden z naszych partnerow nie ma 100% zlych cech - gdyby tak bylo to odejscie nie stanowiloby takiego problemu dla niektorych. Zaden czlowiek nie jest 100% zly ani 100% dobry. W kazdym z nas istnienie mieszanina roznych cech. Problem w tym - z ktorymi cechami u partnera MY nie jestesmy w stanie zyc. Ktore jego cechy NAS krzywdza. Z ktorymi MY nie potrafimy sobie poradzic. Ze ktos inny by mogl - OK - ale MY jestesmy MY. No i masz - nie doczytalam a blawatek napisal to samo - ale niech bedzie, masz to teraz z dwoch niezaleznych zrodel :) Zono31 - Czas pomoze uleczyc Twoje uzaleznienie, czytaj nasz topik, swoje niestety przecierpiec musisz jak kazdy nalogowiec; objawy odstawienia itp. Ty nie tesknisz za nim tylko za swoja dawka \"narkotyku\", jak narkoman za dzialka. Ale dobrze ze masz swiadomosc.
  13. Blawatek - \"powiada,że czuje się fatalnie, nie może się skupić na pracy, nie może spać w nocy, traci przytomność w ciągu dnia.\" Mazgaj. Baba. A poza tym czy Ty masz z tym cos wspolnego (z jego zlym samopoczuciem) - pod warunkiem ze nie uzywasz laleczki voo-doo ;) Ciebie jego zle samopoczucie nie dotyczy i nie musisz sie czuc za to odpowiedzialna. Nie daj sobie wmowic ze to dlatego ze odeszlas bo to bzdura. On chce Toba manipulowac wlasnie poprzez litosc - on taki chory, biedny, nieszczesliwy itp. Gdyby byl chlop z jajami to by zrobil cos (ZADZIALAL) jesli chce zebys wrocila i chce naprawde sie zmienic - pokazac ze jest czlowiekiem czynu, ze warto na nim polegac, ze wzial sobie do serca to co sie wydarzylo i wyciagnal wnioski ktore zaowocuja Waszym zgodnym zwiazkiem, gdyby mial jakas ambicje. A on liczy ze sie po jego zalach zltujesz i wrocisz (i bedzie oczywiscie piec dni jak w raju i wogole cud miod orzeszki - a potem sprawy potocza sie starym, dobrze znanym trybem. I bedzie mial to co chce tanim kosztem. Wyobraz sobie ze ide do banku i mowie im: przez to ze splacam wasz kredyt (celowo uzylam tego slowa - WASZ) nie spie po nocach, czuje sie fatalnie, nie moge skupic sie w pracy, miewam omdlenia, zaniki pamieci i ch*j wie co jeszcze, jestem na skraju zalamania psychicznego\" - a bank oczywiscie umarza mi kredyt i daje jeszcze ze trzy tysiace na podleczenie zszarganego zdrowia. Powiedz mu zeby sie podleczyl i wtedy pogadacie. Nie daj sie wpuscic w kanal. Nie podejmuj gry - bo to jest gra na Twoja litosc. Madrze dziewczyny mowia - i ja powtarzam, ze gdyby naprawde chcial cos zmienic to by dzialal z efektami tego dzialania! Imialabys dowod a nie tylko czcze gadanie i jojczenie.
  14. Trzymam! A Ty sie trzymaj, pamietaj ze strach ma wielkie oczy
  15. autodetox - nie do konca sie z Toba zgodze. Mam na mysli zdanie \"wyszlam za maz zeby uciec z domu\". Bo moja motywacja pierwszego malzenstwa bylo wlasnie \"uciec z domu, uciec od kontroli\", byc wreszcie samodzielna - bo dom rodzinny na samodzielnosc i samostanowienie mi nie pozwalal, ograniczal... I to jest prawda - a ze za nia kryje sie moje zaburzenie bo takiego a nie innego partnera wybralam (tez byl dysfunkcyjny)? Nie bylam swiadoma swojej dysfunkcji a jego dysfunkcje mialam okazje poznac w praktyce. I nic tego nie zmieni, nawet jak ja zmienie myslenie o sobie i uznam swoja bezwzgledna wartosc - moje motywacje sprzed lat pozostana takie same. I tak je bede wspominac w czasie przeszlym. Masz z kolei racje z tym nie szukaniem winy - ale to trzeba zrozumiec, dorosnac, nauczyc sie... To ma byc czescia nas. Nie oceniam - ani siebie, ani innych. Wypowiadam opinie ktora NIE JEST OSADEM - bo do opinii mam prawo. A jesli juz osadzam - to co sie za tym kryje... Wiesz, to wlasciwie jest taki moj ideal, tak jak kiedys bylo \"nie porownuj\" bo porownywalam siebie, to co zrobilam itp z wszystkim co na drzewo nie ucieka. Oczywiscie z taka postawa zawsze jestesmy na przegranej pozycji bo to porownywanie jest dokladnie po to by nam samym dokopac. Bo takie postawy wynieslismy z przeszlosci - porownywano nas by nam udowodnic ze jestesmy od obiektu porownywanego gorsi i wywolac w nas odpowiednia reakcje - albo podobienstwo do owego obiektu. Osadzanie z kolei ma na celu chwilowe poprawienie nastroju (skoro jest osad to musiala byc jakas przewina); osadzanie siebie wpedza w dobrze znane poczucie winy - czyli jestesmy na wlasnym terytorium. Poza tymi zludnymi emocjami i odczuciami - nie wnosi nic konstruktywnego, a wrecz przeciwnie. Zauwazcie jak te toksyczne emocje okazuja sie nipotrzebne, widac ze bez nich byloby o wiele latwiej. Ilez niepotrzebnego balastu dzwigamy?
  16. cztery umowy - pisalas ze mieszkasz w Krakowie, moze bysmy sie spotkaly po 17 lutego, bede na tydzien? Poszlybysmy gdzies na kawe i ploty :) maila masz w profilu, napisz
  17. Cztery umowy - super to opisalas. Tak, to my nadajemy wszystkiemu znaczenie. Problem z tym ze szybko o tym zapominamy. A czasami nawet przyjmujemy "czyjes" znaczenie, z roznych powodow. Dla swietego spokoju chociazby. Ale i tak najwazniejsze jest to "nasze" znaczenie, przez nas samych nadane... Mozemy te znaczenia zmieniac - i to jest w porzadku jesli wyplywa to z naszych potrzeb i pragnien, jesli nie dzialamy wtedy pod wplywem.
  18. Consekfencjo - \"W Polsce w ktorej dorastalam dzieci byly traktowane w zaleznosci od pozycji ich rodzicow i moglas byc najlepsza uczennica, i najuczciwsza osoba a nigdy nie bylas traktowana jak corka pana doktora czy syn pani dyrektorki... bylas w gronie smietanki szkolnej bo bylas potrzebna do pomocy kolezenskiej w nauce...poniewaz okazuje sie, ze pochodzenie z tak zwnego dobrego domu nie gwarantuje dobrych ocen w szkole.... \" Dodam od siebie - dobre oceny w szkole podstawowej do ktorej uczeszczalam w latach 1966 - 1974 byly rowniez zasluga prezentow dawanych pani wychowawczyni i co wazniejszym paniom nauczycielkom z roznych okazji A ja zas mialam wczoraj dziwne \"zdarzenie\" - jak polozylam sie (tak jakos kolo polnocy juz bylam zmeczona, poczytalam troche, pogrzebalam w necie) to nie wiem skad przyszlo do mnie cos jak wolanie, placz - to wszystko odbywalo sie na poziomie emocji - i wiedzialam ze to jest moje wewnetrzne dziecko jako niemowle, zaraz po urodzeniu, boi sie, opuszczone, placze tak bezsilnie bo nikt na ten placz nie odpowiada a ono chce czegos i potwornie sie boi. I ja wtedy to male dziecko wzielam na rece i przytulalam ze slowami: juz nigdy nie bedziesz sama, nie musisz sie juz bac - i to bylo takie wszechogarniajace uczucie, taka pelnia ciepla i bezpieczenstwa, i czulam ten niewypowiedziany strach malego dziecka pozostawionego samemu sobie, bezradnego, zdanego na innych a nie mogacego na nich liczyc... I wtedy ja sie pojawilam i wzielam je w opieke. I w mojej duszy zapanowalo wiecej spokoju, mniej leku. Lek powoli uchodzi, stopniowo, z kazdym moim dzialaniem ktore go rozprasza... Ale abstrah.u.j.ac od wewnetrznego dziecka - przestalam tworzyc w wyobrazni scenariusze, jak zaczynam odruchowo cos takiego to mowie sobie w duchu: STOP. Tak jak z porownywaniem kiedys. STOP. Nie mysl tak tylko dzialaj. Byc ze soba - tak, najfajniej mi jest ze soba jak np wedruje w otoczeniu przyrody, w gorach, nad morzem - albo zakierownica na dluzszej trasie - wtedy mam najwiecej przemyslen i taki kontakt bezposredni ze soba. Dlatego tak licze na wakacje spedzone samotnie - bo wlasnie to bedzie dla mnie najlepsza okazja do pobycia ze soba bez \"przeszkadzaczy\" z zewnatrz... Yeez - \"wiele tu piszacych kobiet jest bardziej odpowiedzialna za swojego meza niz za siebie.\" Dobrze zauwazylas z ta odpowiedzialnoscia, to bardzo wazne. Czasem mysle ze jest bratem pozniejszej tendencji do kontroli... Jako dziecko czulam sie odpowiedzialna przed rodzicami za moich znajomych, kolezanki, kolegow itp. Jak rodzice ich krytykowali czy deprecjonowali w jakis sposob - to ja czulam sie tak jakbym byla za to odpowiedzialna. I dlatego tlumaczylam ich czy tez ich intencje. Nie przyjmowalam: OK, oni sa jacy sa. Ale czulam sie wobec rodzicow winna za nich. Bo za nich bylam krytykowana (jakich ty masz znajomych, z byle kim sie zadajesz itp) a jako dziecko mialam ogromna potrzebe kontaktow spolecznych. Czulam sie odpowiedzialna za rodzicow. W szkole bylam karana za rodzicow, bo za siebie jeszcze nie odpowiadalam. Jak dalam nieodpowiedni (zdaniem kolezanki) prezent (przeciez nie mialam sama pieniedzy, nie decydowalam - to jak moglam za to odpowiadac jako dziecko 8-letnie?) to byla ukarana zakazem brania udzialu w wymianie prezentow, mikolajkach itp. Pani madra wychowawczyni zamiast zaprosic rodzicow i wytlumaczyc im co i jak - ulkarala mnie. Podobnych przypadkow bylo sporo. Czulam sie niejednokrotnie zazenowana zachowaniem rodzicow bo potem dzieci smialy sie ze mnie ze matka zrobila awanture o dwa grosze w sklepie albo na kogos sie wydarla o cos tam... Wstydzilam sie ze moi rodzice sprzedaja kwiatki pod cmentarzem... Czulam ze powinnam to jakos ukrywac. Wstydzilam sie ze nie mamy biezacej wody i ubikacji w domu... I chyba skoro wstydzilam sie to czulam sie w jakis sposob odpowiedzialna, nie umiem tego wytlumaczyc... Pitem czulam sie odpowiedzialna za tych ktorzy mieli byc mi bliscy. I to sie tak ciaglo. Dopoki nie zrozumialam ze ja nie mam z drugim czlowiekiem nic wspolnego jesli chodzi o odpowiedzialnosc, ponosze ja wylacznie za nieletnie dzieci i za syna ktory jest ubezwlasnowolniony. Za meza odpowiedzialna nie jestem. Chce wygladac jak zul - prosze bardzo. Kiedys bylo mi \"glupio\" ale chyba juz sie nie wstydzilam, tylko mnie krepowalo ze o siebie nie dba. Ale i to mi przeszlo - bo przeciez on jest dorosly, taki jego wybor. Ale cos mi sie nasunelo - nabralam dziwnego urazu do ludzi ktorzy sa zaniedbani, bo jak nie potrafia zadbac o siebie to i o bliskich nie zadbaja - a nawet beda miec im za zle ze sami dbaja o siebie (popatrz ja tak zyje i jest mi dobrze a tobie sie w glowie przewraca). Moja matka byla takim przykladem cierpietnicy poswiecajacej sie, noszacej uzywane ciuchy zbierane po calej rodzinie - nie wiem czy miala jedna rzecz nowa, kupiona w sklepie - bo jak nawet cos jej kupilam w prezencie to w szafie lezalo, ja tego nie wloze, nie mam gdzie, za eleganckie itp k*rwica mnie z tym brala normalnie a wczesniej to nawet czulam sie troche winna ze ja staram sie jakos wygladac, wydaje kase itp a matka jak szmaciara... Na starosc zaczela faktycznie skladac te co porzadniejsze rzeczy do workow, zapominala a potem twierdzila ze zginelo i takie tam... Cala posciel miala w workach i w wersalce ale twierdzila uparcie ze ktos jej pozabieral i spala na latanym przescieradle, to jej kupilam dwie zmiany poscieli - k*rwa mac schowala do szafy ze takie porzadne ze szkoda na tym spac... I co jej kupilam to nie uzywala tylko \"oszczedzala\" - nawet czajnik do herbaty. A ja przywiozlam jej i myslalam ze sie ucieszy bo sie jej przyda i bedzie miala pamiatke. \"dajecie lub dawalyscie im to czego same nie dostałyście? - w nadzieji ..... i nie myslicie o sobie.\" Dokladnie tak. Dawanie z mysla ze kiedys dostaniemy to samo, ze ktos sie \"obudzi\", dostrzeze i nasza postawa bedzie przykladem... OJ, tak to sobie mozna czekac do usranej smierci. Ja sie juz przekonalam. I to nie raz.
  19. veto, pewnie jest mnostwo tych ktorzy sie z moimi slowami nie zgadzaja czy tez im nie odpowiadaja - i w porzadku, kazdy ma prawo odbierac tak jak odbiera a dla mnie to zadna ujma. Wrecz powiedzialabym mily gest ze nie obawiasz sie wyrazic dezaprobaty. Chcialabym, teraz coz z Ciebie zacytowac: \"Odkryłam że mam zakodowany wstyd przed wyrażaniem własnych emocji .Coś płynie przezemnie i nagle mówię stop nie wolno ci tego pokazać \" Tez tak mialam, i jeszcze mam ale juz coraz mniej. Plus granie \"nietoperza w trampkach\" czyli wiem wiecej niz pokazuje, przemilczanie ze cos nie uszlo mojej uwagi... I to wszystko z obawy przed reakcja. Ze: \"za duzo wiesz skad ty tak duzo wiesz\" albo \"nie masz prawa wiedziec wiecej niz my\" lub tez \"specjalnie szpiegujesz\". A ja bylam po prostu spostrzegawcza i szybko kojarzylam fakty. Co przez lata pozostalo wylacznie do wlasnego uzytku wewnetrznego. Tutaj braklo odpowiedniego, bezpiecznego srodowiska na wyrazanie siebie po prostu - i tak zostalo na wiele lat. Tzn czesto lapalam sie na tym ze udawalam emocje jakich ode mnie oczekiwano - ze w koncu sama nie wiedzialam co czuje. To akurat dosc dawno sobie uswiadomilam ale nadal byl dualizm, z tym ze juz wiedzialam co CZUJE a co UDAJE. Ale na dluzsza mete nie da sie z tym zyc - wiec poszlam w odciecie sie od ludzi zeby przepracowac to udawanie emocji, zeby przestac tworzyc powierzchownie siebie na uzytek zewnetrzny. Pomoglo, ale nie potrafie nawiazywac glebszych znajomosci, tzn nie tyle nie potrafie co nie mam takiej potrzeby. Do otwarcia i okazania emocji potrzebuje zaufania. A z tym mam troche problem - tzn chyba jeszcze nie do konca umiem rozpoznac komu mozna zaufac - to proces mojego zdrowienia ma mi w tym pomoc. Na razie nie jestem wystarczajaco zdrowa.
  20. Kasia: \"tak byłam grzecznym dzieckiem, wzorową uczennicą, która zawsze była wzorem dla dzieciaków wkoło, a swoich rodziców przyzwyczaiłam do rozsądku i tego, że nie trzeba się o mnie martwić, bo jestem \"mądrą dziewczynką\", mimo, że ze szkolnego fartuszka już dawno wyrosłam nadal podświadomie chciałam być takim ideałem, któremu nie przytrafiają się głupstwa.\" U mnie troche inna ta \"motywacja\" byla, wstyd powstal z powodu: no wreszcie niech mi cos sie uda, niech cos zrobie dobrze, niech nie mowia ze nigdy nic mi nie wychodzi i ze sie do niczego nie nadaje. Mimo iz bylam bardzo dobra uczennica, w czolowce szkolnej - w dziecinstwie bylam postrzegana jako nieodpowiedzialna, roztrzepana bo \"dziecku sie nie ufa\", nieprzewidywalna - mimo iz ja siebie postrzegalam zupelnie inaczej (bylam bardziej \"wytresowana\" niz grzeczna z natury -jak to kiedys moj kolega z ulicy okreslil \"zahukana\"). Taka wizja mnie byla projekcja rodzicielskiej manii kontroli. Bo trzeba bylo jakos te kontrole przed samym soba wytlumaczyc. I dlatego jak przeczytalam Twoje slowa to mi sie nagle smiac zachcialo - ale nie, bron Boze, z Ciebie - tylko z tamtych lat mojego dziecinstwa. Jak mozna kota ogonem obrocic, wmowic ze czarne jest biale. I ze ja teraz bardzo dokladnie to widze... Teraz Was czytam i na razie tyle napisze bo pare rzeczy mam do zorbienia, a moze pozniej, moze po poludniu - napisze wiecej.
  21. Kasia - i bardzo dobrze, ze esej. Pisz. Jak zwerbalizujesz te swoje leki, watpliwosci - z nawet zal, wstyd czy cokolwiek innego - bedzie Ci lzej. Albo przekonasz sie ze te uczucia sa bez sensu. Bo jaki wstyd, przed kim? Ze nie wyszlo? A co - Ty pierwsza i ostatnia ktorej nie wyszlo? Ze tyle poswiecilas, ze wzielas wolne, ze walczylas z tymi ktorzy byli przeciwni? Bo wierzylas ze sie uda... Ze to jest wlasnie TO. Ze widzialas nie to co jest ale to czego pragniesz, co chcesz widziec - ze naginalas rzeczywistosc do wyobrazni, ze tlumaczylas te negatywne zdarzenia, zachowania, stosunek partnera do Ciebie - zawsze na jego korzysc? Mnie tez to spotkalo. Tez czulam wstyd ze nie wyszlo, ze inni opdradzali i takie tam... A w doopie mam wstyd, co mnie obchodzi opinia innych, oni zawsze jakas opinie beda mieli niezaleznie od tego co ja zrobie. Pozwolmy im miec te opinie - a my zyjmy wlasnym zyciem. Nie wyszlo? A moze inaczej zapytac - dlaczego wpakowalam sie w taki zwiazek? Dlaczego tak o niego walczylam? A nie rozczulac sie nad jakims wyimaginowany, nikomu niepotrzebnym wstydem, bo sie nie udalo. Wiem wiem - mam juz to za soba. Udawanie przed innymi ze wlasciwie to jest OK. I po co? Skoro zle Ci bylo w zwiazku a nic nie dawaly rozmowy, nie bylo mozliwosci uzyskania kompromisu - rozstajemy sie. Co w tym dziwnego, czego sie tu wstydzic? To co czujesz jest zupelnie normalne - i ma to do siebie ze z czasem przechodzi. Ale moze w Tobie wciaz jest ta tendencja do niewlasciwych wyborow - i tutaj trzeba glebiej zajrzec, zastanowic sie, popracowac... Czego ja od niego oczekiwalam? Od tego partnera, od tego zwiazku? Dlaczego tak wiele poswiecilam? Dlaczego tak zazarcie go bronilam, dlaczego nie posluchalam rad z zewnatrz tylko przypisywalam im zle intencje? Bo ja sobie te pytania zadalam i uwierz mi - pomoglo.
  22. Niebo - \"nigdy nie będę najważniejszą osobą dla tego mężczyzny i czy jestem w stanie żyć z taką świadomością. Myślałam wcześniej, że ze świadomością...to może, ale kiedy życie wystawiło to do weryfikacji i zobaczyłam jak to wygląda w praktyce to ..... mówię po trzykroć NIE!\" To sie tyczy kazdej z nas, ktora jest w takim zwiazku. Bo weszla w niego z potrzeby bycia ta najwazniejsza, jedyna - bo nigdy tak sie nie czula, bo nie przerobila tej lekcji w dziecinstwie, nie dostala tej swiadomosci od rodzicow. Dziecko ktore dorasta w pewnosci ze jest najwazniejsze dla rodzicow (co stanowi najbardziej naturalne, podstawowe - zeby nie powiedziec - atawistyczne, zrodlo milosci bo pochodzi wprost z instynktu macierzynskiego i jest baza do pozniejszego rozwoju) nie szuka potwierdzenia swojej waznosci w pozniejszych zwiazkach, ktore z zalozenia beda wtedy dysfunkcyjne. Zapamietajcie - to nie my jestesmy dla nich najwazniejsze - to oni sami sa dla siebie najwazniejsi. A my mamy byc ich dopelnieniem czynnym, dzialajacym - oni tylko zbierac plony. My - odwalac czarna robote, zbierac odpady w postaci ich fochow, rozladowywania napiec - oni nas potrzebuja, jestesmy niezastapione - ale tylko w takim sensie. Jako utylizatory i lokaje. Bo to sa duze dzieci, ktore zatrzymaly sie w pewnym wieku w rozwoju emocjonalnym, psychicznym. Przypomnijcie sobie wlasne dzieci, jaki byl najgorszy wiek kiedy nie moglyscie sobie z nimi dac rady - dla mnie to bylo gdzies 2 - 3 lata, dopoki nie poszly do przedszkola. I pamietacie jak sie zachowywaly i z czym mialyscie najwiekszy problem? Ja mialam z corka hardcore w tym wieku - rzucanie sie w sklepie na ziemie i wrzaski: ja chce to, tamto; rzucanie klockami ze zlosci, tupanie nogami, kopanie itp. Ale to jest charakterystyczne bo dziecko w tym wieku jeszcze nie widzi roznicy miedzy soba a reszta swiata, zaczyna czuc swoja indywidualnosc ale nie umie jeszcze wyczuc granic. No to teraz wyobrazcie sobie ze stoi przed Wami taki dwulatek ale w ciele mezczyzny 1.80cm 100 kg wagi...
  23. A - zapomnialabym. Wlamywaczy juz zlapali, siedza i sie spowiadaja. Wiekszosc utraconych przedmiotow do odzyskania - jesli nie wszystkie, bo w tym wypadku nasze "CSI" Krakow zadzialalo naprawde szybko. Smiac mi sie chcialo z jednego - zajumali zepsuta komorke syna, wygladala jak nowa ale zostala czyms zalana i nie dzialala (SE 810i) - pewnie wpadli jak chcieli ja komus opchnac :D :D :D
  24. n coz no coz - uzalezniony od klotni... Wiesz, nie myslalam w ten sposob ale z moim mezem chyba cos to ma wspolnego. Ja natomiast klotni sie wrecz boje, nie lubie, jestem zdania ze kazdy problem mozna spokojnie omowic i poszukac kompromisu tez na spokojnie - to daje pewnosc i poczucie bezpieczenstwa i chyba kazdy w miare rozsadny czlowiek to widzi. Ze lepiej spokojnie o czyms trudnym pogadac, przedstawic swoje argumenty i stworzyc atmosfere wzajemnego zrozumienia i spokoju, pewnosci ze jak pomyslimy nad rozwiazaniem to ono sie znajdzie. I o ile czlowiek wtedy spokojniejszy, prawda? I o ile zycie latwiejsze... Przewaznie jak byl jakis problem czy ktos chcial mi cos trudnego powiedziec - to staralam sie stworzyc wlasnie taka atmosfere, zeby ta osoba czula sie bezpiecznie bo zdawalam sobie sprawe ze jest zawsze lek przed otwarciem, reakcja ten drugiej osoby; i jesli ta reakcja bedzie agresywna to taka osoba sie wycofa, stanie sie nieufna i bedzie czuc sie zraniona. I to w zaden sposob jej sytuacji nie pomoze a wrecz pogorszy. I wiesz co? Zwykle za taka postawe obrywalam - na zasadzie: daj palec, wezma cala reke. Taka osoba czula sie na pozycji i zaczela miec roszczenia, juz nie bylo dialogu tylko monolog. Dla mnie, na moje sprawy - braklo miejsca... Byc moze zle ocenilam rownowage i za wiele przestrzeni dawalam drugiej osobie w imie owej atmosfery zaufania. Moze zreszta byly to nieodpowiednie osoby - mniejsza zreszta z tym. Moj maz jak zaczynal faze - to sapal, tak glosno wydychal powietrze jak lokomotywa. Jakby upuszczal pary, jakby sie w nim gotowalo. To mi sie skojarzylo z silownia o ktorej wspominala bodajze Aricia. Nadmiar jakiejs energii i emocji ktore musza znalezc ujscie. I uzaleznienie od ich "upuszczania" w awanturze. Wtedy chwilowa ulga - do nastepnego razu.
  25. Ja1972: Podpisuje sie - jestem zaburzona, bylam odkad pamietam. Ale chce byc zaburzona jak najmniej bo mam swiadomosc ze to zaburzenie calkowicie nie zniknie, to jak pietno na cale zycie. Kiedy weszlam na ten topik jakies 5 -6 lat temu (w 2003) - zgodnie z jego tytulem. Nagle ujawnila sie w moim domu przemoc psychiczna - i nie wiedzialam kompletnie co robic. Szukalam wsparcia, wyjscia, metody, porady - wszystkiego. Zaczelam od meza bo wydawalo mi sie ze skoro on tak sie zachowuje bez wyraznego powodu (a nawt jesli uwaza ze jest powod to dlaczego nie umie o tym porozmawiac i znalezc kompromis itp) i ze w nim jest problem - po to zeby w koncu zrozumiec ze jego problem to JEGO problem - a ja tak naprawde mam problem sama ze soba. I tak sie zaczelo warstwa po warstwie - jak obieranie cebuli... Przyznalam przed sama soba - tak, jestem zaburzona, jestem dysfunkcyjna. Chce sie leczyc. Chce byc soba. Chce byc szczesliwa. Wiem ze moge to osiagnac i decyduje sie na wykonanie tej ciezkiej pracy. Zreszta - zawsze moge przerwac jak stwierdze ze juz mi sie nie chce albo ze nie mam dalej sily... Zacytuje Cie teraz: "...Czego właściwie się tak bałam. Tam było najwięcej moich własnych projekcji – czarnowidztwa. Uczę się brania odpowiedzialności. Pomogło mi „oswajanie strachu” myśleniem, Oki. Nawet jeśli on zrobi to …(tu wstawić obawę) to mogę wtedy … (rozwiązanie sytuacji). Np. Jakieś idiotyczne wymysły: zabierze mi dzieci. Oki, ale będę się mogła przecież z nimi widywać, scedzać mniej ale dobrego czasu. A tak naprawdę, nawet mnie tym nie straszył – to moje chore lęki..." Przez wiele, wiele lat mialam takie myslenie, wlasnie z pisaniem scenariuszy pt: co najgorszego moze sie wydarzyc. I wlasnie przez te wyobraznie czesto paralizowal mnie strach. Bo prawie kazdy z tych scenariuszy konczyl sie jakas ogromna krzywda dla mnie - lacznie z pozbawieniem zycia, zdrowia, praw albo wlasnosci. To bylo prawdopodobnie wpisane w moj umysl od najwczesniejszych lat - bac sie najgorszego. Twoje scenariusze uspokoily Cie bo przewidzialas sytuacje do ktorej mozesz sie dostosowac, cos zrobic - moje scenariusze przewidywaly sytuacje ostateczne. Dam jakis przyklad: ktos sie na mnie rozzlosci za cos tam i uderzy - ale tak niefortunnie ze zlamie mi kregoslup i zostane kaleka do konca zycia, i nie bede mogla nic na te sytuacje poradzic. Tzn teraz te "wizje" nie sa az tak drastyczne - ale ciekawi mnie skad sie braly? Dlaczego az tyle we mnie leku i dlaczego az tak atawistycznego? Ze prawie kazda potencjalna krzywda, odpowiedz na moja defensywe - musiala sie w mojej wyobrazni konczyc moja kleska? I nie moge kompletnie dojsc skad takie myslenie u mnie? Przyznam ze jak sobie to przypominam to mnie nawet przeraza troche...
×