Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

oneill

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez oneill

  1. Aricia - ja tez jestem wielka milosniczka zwierzat i to od lat - a tamte wydarzenia mialy miejsce gdy jeszcze bylam dzieckiem (tak gdzies miedzy 7 a 11 rokiem zycia) :) wiec co nabroilam nie biorac za siebie odpowiedzialnosci :P to teraz oddaje. Kasia3000 - i jakie masz w zwiazku z tym plany - bo to ze zwiazek toksyczny nie ma watpliwosci... Twoj opis, dosc ogolny ale wyczerpujacy na potrzeby tematu, przypomina mi z grubsza (bez detali) moje przezycia. \"...to on właśnie stworzył mnie na podobieństwo swojej własnej osoby...\" - tu sie nie zgodze. Tzn prawdopodobnie jest to blad pospiechu i potrzeby wyrzucenia z siebie jak najwiecej - ale jesli nie to piszac w taki sposob dajesz do zrozumienia ze to ktos z zewnatrz ma wladze nad Toba i Twoimi emocjami, zachowaniami, zmianami w Tobie zachodzacymi. A tak naprawde to nie on te zmiany spowodowal - ale Ty sama. W pragnieniu dostosowania sie a pozniej - w pragnieniu spokoju. Czy to jest zwiazek, czy to jest bliskosc? Ograniczanie tematow do pogody bo on i tak nie zrozumie to po co mowic o tym co naprawde lezy mi na sercu, o czym chce pogadac - a moze nawet zacznie wymowki jakies, moze moje slowa wywolaja w nim fale pretensji? No to juz lepiej pozostac przy pogodzie albo programie TV. Twoja historia wcale nie jest smieszna dla dojrzalszych kobiet - mnie to spotkalo kiedy mialam pod czterdziestke. Wcale a wcale mi nie do smiechu. Czy dobrze przeczytalam na koncu, ze sie rozstaliscie? Ale mimo wszystko - uzaleznienie to jak potwor z setka macek oplatajacy nas. I wcale nie jest tak latwo sie go pozbyc. Posiedz tu z nami, pisz, czytaj, doradzaj... Jak to mowia - trzymajmy sie w kupie bo kupy nikt nie ruszy :D
  2. Dziewczyny - pamietajcie cztery umowy. A w tym wypadku ta druga - NIE BRAC WSZYSTKIEGO DO SIEBIE. Uwazam ze yeez czasami mowi \"z ambony\" - ale to jej sposob wyrazania mysli. JA TAK TO WIDZE. I wiecie co? Jestem z tym piekielnie szczesliwa! Bo przestalam - NARESZCIE - brac wszystkiego do siebie. Tylko wtedy jak jakas wypowiedz we mnie za dlugo siedzi i drazy to sie zastanawiam dlaczego - i okazuje sie ze to sie tyczylo mnie ale to MOJ ODBIOR! Nikogo nie bronie oprocz zdrowego rozsadku i dystansu, ktorego mi przez cale lata brakowalo i wiem jak sie z tym meczylam. I jak pewnie tez meczylam innych takimi przepychankami. A dzisiaj mialam okazje poznac zlosc i swoja na nia reakcje - jak na pojawiajacy sie gniew w normalnych warunkach reaguje. Jade sobie do domu a tu przede mna jakis chyba passat, przed nim micra a przed micra pierdzacy czarnym dymem pickup. Wlecze sie ten pickup jak cholera, jestesmy za skretem na Kilbeheny (tam jest donra widocznosc mozna wyprzedzac) i ten passat sru, ja juz wlaczam kierunkowskaz a tu passat przed micre wjezdza bo cos z przeciwnej strony jedzie, no to ja czekam kiedy przejedzie... i masz, passat wyprzedzil tego pierdziela i pojeeeechal a mnie z naprzeciwka ze trzy samochody jada. I juz do zakretow (tak z 5-6 km) nie da sie wyprzedzac! Czuje zlosc i mowie: azesz ku*wa jego mac! I po zlosci. Pierdziucha wyprzedzilam zaraz za zakretami na luzie. Czyli nie ukrywam tych emocji. I pomaga rzucenie poczciwa, polska, uniwersalna ku*wa. Zlosc znika, nie kumuluje sie. Akcja - reakcja - rownowaga. Kiedys reagowalam bardzi nieadekwatnie, teraz tez tak reaguje w warunkach podwyzszonego stresu albo alertu. Ale wtedy wszystko jest jak pod szklem powiekszajacym. Dlatego musze zaczac zyc w normalnych warunkach zeby sie szybciej i lepiej wyleczyc. Maz natomiast ma w sobie tak potworne poklady gniewu, zlosci, frustracji ze nie panuje nad nimi i wylatuja jak bzdzina w kosciele. Mysle ze nawet jakby sobie to uswiadomil to nie potrafi juz kontrolowac - to te wlasnie emocje w nadmiarze kontroluja jego. Tutaj juz nie ma czlowieka - jest mnostwo negatywnych emocji i energii. I chaosu. I to, ze za duzo tego wszystkiego i wyglada jakby nigdy nie mozna bylo tego uporzadkowac. Jak nieraz widzisz gore prania po swietach i rece i nogi opadaja - myslisz sobie: psiakrew ja tego nie zrobie, za duzo na mnie - i juz projektujesz ta \"orke\" w przyszlosc, to sie odechciewa. Ale jak sie zabierzesz za te brudy to jakos znikaja jeden kosz po drugim - i ani sie obejrzysz a juz wyprane i ulozone w szafie. I smiejesz sie z siebie - a tak mi sie nie chcialo, tak sie balam ze mnie to przerosnie - a jednak sie udalo. Wiem to po sobie - kiedys wlasnie tak spojrzalam na siebie i ujrzalam tak wiele do zrobienia... Omal nie zrezygnowalam, ale cos mi podpowiedzialo: zrezygnowac mozesz zawsze. Nie, nie mozesz. Jak sie weszlo na te sciezke to nie sposob zejsc. Chcesz dokonczyc, uszczesliwic siebie jeszcze bardziej, pozamiatac nawet w tych zakamarkach...
  3. Nie, i wcale nie twierdze ze to wylacznie zasluga dysfunkcji w rodzinie, kiedy ktos wchodzi w toksyczny zwiazek. To jest przyczyna dla tych ktorzy wychowali sie w dysfunkcji - i tutaj raczej bliska 100%. Ale sa tez osoby wychowane w miare normalnych rodzinach ktore pakuja sie w krzywdzace zwiazki. Przyczyna moze tez lezec gdzie indziej - moze ich pierwszy znaczacy zwiazek (moze to byla przyjazn nawet), moze szkola, rowiesnicy - stal sie przyczynkiem? Jakis niewielki blad po ktorym zaczelo sie wszystko walic jak ukladanka z kostek domina? Nie chce tworzyc ani tym bardziej podtrzymywac stereotypu co do ktorego sama nie mam pewnosci. Wiem jedno- ze nieleczone traumy z dysfunkcyjnej rodziny sa przyczyna tworzenia samemu dysfunkcyjnych zwiazkow. Ale to jest jedna z przyczyn. Pewnie jest ich jeszcze wiele. My tu w wiekszosci mamy przeszlosc z dysfunkcja - i tym sie zajmujemy. Jesli ktos jednak wie na pewno i bez oszukiwania samego siebie ze z jego dziecinstwem wszystko OK - to moze niech poszuka gdzie indziej, bo to gdzies musi miec zrodlo...
  4. E, Aricia - to sa wlasnie najfajniejsze zabawy bo wymagaja kreatywnosci. Pamietam sanki tzw karapatki - kawal deski z przybitymi do niej lyzwami. Na tym to sie zapiurdylalo z gorki! Albo wyscigi patykow w strumyczku. Zabawa w sklep przy czym towarami byl piasek, ziemia, liscie, trawa, kwiatki, owoce z ogrodu, warzywa itp Opowiesci dziwmej tresci na wysokiej galezi drzewa - siedzalo sie na drzewie w kilka osob i opowiadalo rozne historie. Raz spadlam z orzecha doopa prosto w pokrzywy... A propos pokrzyw - byly takie nieparzace, tzw biale - a moim ulubionym wicem bylo wyrywanie tych bialych kwiatkow i straszenie wszystkich ze ich wysmigam pokrzywa... I mniej humanitarne "zabawy" jak dmuchanie zaby, wyjmowanie malych skowronkow z gniazda czy topienie kotow sasiada... Po tych kotach mialam koszmary ze przyjdzie do mnie kotka i zadusi za kare ze pomagalam jej kocieta utopic w stawie :O Tak to jest jak sie bawi z samymi chlopakami :P Albo - kolega (juz nie zyje, mlodo zmarl na serce) zrobil taka bombe i podlozylismy pod taki stary sracz - slawojke... Wiele szkod nie zrobilo ale goowna byly rozrzucone w promieniu 5 metrow Zbieranie malych nabojow z poligonu na Krzemionkach i sprzedawanie ich za 50 groszy - a za te pieniadze pojscie na oranzade tzw krachle z wytworni na Malborskiej :P Czasami rozpalanie ogniska i wrzucanie tych nabojow do niego - fajnie strzelaly... Popalanie fajek w polach Wyprawy "na grande" na owoce do sasiadow Lapanie swietlikow Nauka jazdy na wrotkach i poobijane kolana Jazda na hulajnodze z gorki Choinka bozonarodzeniowa, wyprawa do kosciola na pasterke - wciaz pamietam ten zapach swiezych jodel panujacy w kosciele... I jak sie wyjrzalo z okna w Wigilie to te swiatelka w domach sasiadow, i te odlegle swiatelka na Piaskach, wokol snieg... Mimo wszystko jednak bywalo fajnie, i sa mile wspomnienia. To nie tak ze wszystko bylo do rzyci, zle, strasznie, okrutnie. I wlasnie teraz jak to wspominam - to sie usmiecham. Bo takie wlasnie jest zycie. Nie tylko wszystko co dobre - ale mieszanka dobrego ze smutnym, zlym, trudnym. Inaczej pewnie nie dostrzeglibysmy tego dobrego...
  5. Aricio - nie chodzi o to zeby obwiniac (co chyba wyjasnilam w poprzednim poscie) ale o to zeby ZROZUMIEC - dlaczego ja tak reaguje? Dlaczego na krzyk reaguje \"sparalizowaniem ze strachu\"? I dlaczego, jak wspomnialas, nie umiem powiedziec \"bujaj sie\" jak cos mi sie nie podoba tylko wlaczam swoja opcje \"przetrwanie\"? Albo znikam bez sladu i nie odzywam sie, nie wyjasniam i mam nadzieje nigdy wiecej tej osoby nie spotkac bo moglaby zazadac wyjasnien a ja nie bylabym w stanie tego zrobic? Bo balam sie konfrontacji? I to wszystko bylo silnie powiazane z zaufaniem. Jesli komus bym ufala to nie byloby mowy o konfrontacji - ale o rozmowie, wymianie opinii, wrazen. Z pelnym zrozumieniem dla ich odmiennosci. Ale ja sie balam tych konfrontacji bo nie mialam zaufania, nie mialam pewnosci ze dana osoba nie zareaguje agresja i nie bedzie chciala mnie skrzywdzic. Poniewaz w moim dziecinstwie KAZDA konfrontacja tak sie konczyla. Nawet te najmniej znaczace. Atakiem - niekoniecznie fizycznym, zastraszeniem, odrzuceniem, osmieszeniem... I wyrobilam sobie taki stereotyp - nie mam prawa do konfrontacji, nie mam prawa mowic wprost jesli cos mi sie nie podoba. Sa tylko dwie mozliwosci - albo musi mi sie podobac albo trzeba cichaczem sie usunac, jakos wykrecic, robic swoje i liczyc na uplyw czasu i zapomnienie... Jak ja to teraz czytam to mnie ciarki przechodza. Tyle zmarnowanej energii, tyle zmarnowanego czasu - a jaki stres... Wlasciwie i dzis pozostaly jakies resztki tej postawy - ale to tak z \"nawyku\" wlasciwie. Bo juz predzej powiem co mi lezy na sercu (ale tez nie wszystkim, sa ludzie z ktorymi nie bede rozmawiala na te tematy bo to bezproduktywne i - jak w moich dawnych obawach - moga mnie zaatakowac, jak np maz z ktorym konfrontacja jest NIEMOZLIWA, obustronna komunikacja rowniez; albo tacy z ktorymi nie mam zamiaru wchodziz w interakcje), jeszcze nie ma to formy takiej jaka bym chciala przybrac - ale powoli sie ucze. Mysle tyez ze gdybym byla sama byloby mi latwiej rozprawic sie jeden po drugim z tymi upiorami bo w sytuacji bycia w toksycznym zwiazku to niestety nie jest takie latwe, choc nie niemozliwe. Tylko wymaga o wiele wiecej czasu, energii. I ze wroce do tego obrazu dziecinstwa - kazdy z nas chce miec ow obraz nieskazony, nieskalany - bo tak pozytywnie kojarzy sie szczesliwe dziecinstwo, prawda? Z poczuciem bezpieczenstwa, spokojem - i ze w trudnych chwilach mozna tam wrocic wspomnieniami, a nie zanurzac sie w kolejna otchlan przemocy i chlodu emocjonalnego. Nie miec miejsca gdziemozna sie choc na chwile schronic... Czesto ten obraz zafalszowuja inni, ci co patrzyli na nie z zewnatrz - rodzina, kolezanki, i wreszcie sami rodzice ktorych ego nie moze dopuscic do tego by uznali siebie za zlych rodzicow. Przeciez zrobilismy wszystko, poswiecilismy sie dla ciebie itp. Juz samo uzycie slowa \"poswiecilismy\" brzmi jak zgrzytanie nozem po talerzu. Dziecko na swiat sie nie prosilo. Daliscie mu zycie - to nie robcie ku*wa laski i wychowajcie go bo taki wasz rodzicielski psi obowiazek. Taki jest moj psi obowiazek jako rodzica i niech mnie tu na miejscu szlag trafi jak kiedykolwiek przeszlo mi przez mysl ze sie poswiecam! Skoro mam dzieci to musze ich ubrac, wyzywic i wyksztalcic - a potem niech ida w swiat. Jak wiec slysze takie gadki i poswieceniu i wdziecznosci to dostaje bialej goraczki. Jakby dzieci byly dla rodzicow. Jak ktos chce cos dla siebie to niech se ku*wa psa kupi albo kota, a najlepiej rybki w akwarium i oczekuje wdziecznosci za wikt i opierunek ;) :P I ten obraz z dziecinstwa (odeszlam na chwile od wlasciwego tematu) - jak sie mu przyjrzymy z bliska, zaczyna miec rysy, pekniecia... Jesli nie jestesmy gotowi aby je przyjac i uznac - to je negujemy. Dopoki nie powroca rykoszetem - w takm toksycznym zwiazku partnerskim chocby albo w problemach z wlasnymi dziecmi i komunikacja, czasem w problemach z ludzmi... Pisalam ze paralizuje mnie krzyk. U mnie w domu krzyk byl wszechobecny. Ojciec byl nerwus, wrzeszczal, trzaskal drzwiami, bywalo ze rozbil cos ze zlosci. Potem mu przechodzilo. Nie dochodzilo do rekoczynow (z wyjatkiem chyba jednego epizodu, mialam wtedy kilka lat, jeszcze do szkoly nie chodzilam) ale te krzyki. Matka to samo - potrafila w odpowiedzi tak sie drzec ze mialo sie wrazenie ze pluca wypluje. Jakby chciala go przekrzyczec, zakrzyczec. Mnie jakby wtedy nie bylo, tak to pamietam, mnie nie bylo. A balam sie potwornie, nie mialam nawet gdzie uciec, schowac sie bo pewnie by zauwazyli w tej calej kontroli, odwrocili uwage i te krzyki spadlyby na mnie, i zostalabym pewnie o nie obwiniona (dziecko czuje sie winne niemal wszystkiego jesli w rodzinie cos jest nie tak). To siedzialam na swoim miejscu jak sparalizowana modlac sie zeby juz bylo po wszystkim. Ale na zewnatrz moi rodzice byli sgodna para ktora przezyla razem 40 lat, po smierci ojca matka dlugo histeryzowala i twierdzila do swojej smierci ze to ja sie do smierci ojca przyczynilam, mniejsza o szczegoly. Bo gdybym wtedy nie zrobila tego czy tamtego to ojciec by zyl. Zmarl na udar mozgu, mial 72 lata. K*rwa jakie to wszystko chore bylo - a jateraz sprzatam, sprzatam ten syf, wcale nie jest mi lekko - ale robie to dla siebie, wreszcie dla siebie. A rodzice? Biedni, chorzy ludzie ktorzy nie umieli radzic sobie sami ze soba, z wlasnymi lekami, emocjami, gniewem, zloscia. To w obliczu czyjejs ekspansywnej zlosci (i znow zasada equilibrium) zlosc drugiej osoby - w tym wypadku dziecka - musi ulec supresji, wycofaniu, zaprzeczeniu. W tym wypadku skoro rodzice wyrazaja zlosc i frustracje krzykiem - dziecko musi byc ciche, nie zloscic sie, nie gniewac, przetrwac burze - bo gdyby ono zaczelo byc soba i pokazywac prawdziwe emocje - rownowaga zostalaby naruszona co w wypadku dysfunkcyjnych rodzin grozi katastrofa. Ja to widze u siebie. Jak maz jest w domu. Jak go nie ma to kazdy jest soba, wyraza to co czuje.
  6. Zakrecona: \"Ja tez myslłam,ze jestem z szczesliwej rodziny..nawet mialam takie mysli,ze miałam cudowne dziecinstwo,to za kare bede miała pózniej w dorosłosci do d**y, bo za wszytko trzeba zapłacic...chore prawda?\" Znikad sie takie myslenie nie wzielo. Mialam bardzo podobne podejscie i to od dziecka - ze za wszystko trzeba \"zaplacic\", zasluzyc. I ze jak jest dobrze to MUSI sie popieprzyc - bo taka jest kolej rzeczy. Placi sie raz z gory a raz z dolu. Nie od razu \"kara\" ale zaplata, zwrot \"dlugu\" - cos w tym stylu. I bardzo dlugo tak myslalam. Ze tak wlasnie jest swiat urzadzony. Wierzylam tez ze jak cos dostalam, przytrafilo sie - dla samej siebie, ot tak, bez powodu, z niczego - to albo jest podpucha, albo ktos/cos sobie jaja ze mnie robi, (ja sie nabiore wezme na serio a ktos sie bedzie smial) albo to nic wartosciowego, byle co. Nawet przez mysl by mi nie przeszlo ze mozna cos otrzymac tylko za to ze sie jest. Mnie tez sie wydawalo ze dziecinstwo mialam, oprocz problemow w szkole z rowiesnikami, dobre, spokojne. Dopoki nie przyjrzalam sie dokladniej. I dopoki nie \"przeplakalam\" tej malej, samotnej, zastraszonej dziewczynki ktora nie miala oparcia w nikim, jedyna jej bronia przeciw przemocy psychicznej bylo przetrwac - i bierny opor. Bo nikt nie nauczyl jej ze i jak moze sie bronic, ze mam do tego prawo - a nie ze inni maja prawo sie nad nia bezkarnie znecac. Wyplakalam wtedy caly bol i zal jaki siedzial we mnie niewyplakany od dziecinstwa. Bo nie mozna bylo wtedy plakac - tylko przetrwac. Dzisiaj dzieci sa mniej odporne - ktos taki jak ja skonczylby samobojstwem. Ja sie zahartowalam. Dlatego moglam tyle zniesc pozniej, w doroslym zyciu. Nie znalam innej formy obrony procz przetrwania. Mialam podobnie z tym poczuciem winy i zasada \"palca i reki\" - jakos niezrecznie bylo mi odmowic mimo iz czesto owa przysluga czy pomoc mogla byc na moja szkode. Ale tak sobie myslalam: ktos na mnie liczy, potrzebuje, glupio tak sie wycofac, nie chce byc egoistka bez serca (a tu nie chodzilo o egoizm wogole tylko o chamskie wykorzystywanie mojego \"miekkiego serca\")... I jeszcze cos - czesto slyszalam w dziecinstwie o glodnych dzieciach (jak cos mi nie smakowalo a argument matki\" jak ci nie moze smakowac przeciez to jest dobre i wszyscy lubia\" nie bardzo skutkowal) i o dzieciach ktore dalyby wszystko zeby byc na moim miejscu i o tym ze powinnam sie cieszyc ze mam to co mam (nie czailam kontekstu dopoki w kilkadziesiat lat pozniej dowiedzialam sie, ze jestem adoptowana - to postawilo slowa i postawe moich rodzicow w zupelnie innym swietle). I nabralam jakiegos irracjonalnego poczucia winy ze mam lepiej niz inni. I jak faktycznie mialam lepiej, powodzilo mi sie lepiej - a widzialam kogos komu wiedzie sie gorzej - to ja mialam to francowate poczucie winy i bylo mi wobec tej osoby glupio. Bo ona ma takie ciezkie zycie podczas gdy ja oplywam w dostatki (za duzo powiedziane ale ja tak to widzialam). Czulam sie tak paskudnie ze najchetniej wobec takiej osoby zapadlabym sie pod ziemie tylko dlatego ze jest mi ogolnie lepiej. Bylo mi lepiej bo ja chcialam zeby bylo lepiej i staralam sie, bylam zaradna, nie balam sie ryzykowac (i tutaj cos dziwnego - jednak nie calkiem bylam stlamszona)... I kiedys zrozumialam skad sie ono we mnie bierze - byla to metoda wychowawcza. Wywolanie poczucia winy ktorego implikacja bylo pozadane zachowanie. Mysle ze troche rozumiem moich rodzicow - sami czuli sie niepewni, przerazeni, pelni lekow. Nie umieli radzic sobie z samymi soba - to jak mieli radzic sobie z dzieckiem, na dodatek nie wlasnym? I tutaj z pewnoscia tez poczucie winy i krzywdy ze nie mogli miec wlasnych dzieci, wstyd przed rodzina (co to za malzenstwo bez dzieci) - tez przeszli swoja gehenne. I to ich tlumaczy, wiele ich tlumaczy. W tych latach nie bylo takiego dazenia do samoswiadomosci, bylo jak bylo i nikt sie nie zastanawial za gleboko, nie analizowal. Nie lazilo sie z dziecmi po psychologach - chyba ze do poradni zawodowo-wychowawczej w ostatniej klasie podstawowki jak byly jakies watpliwosci co do wyboru szkoly. Ale to tez byly takie psychologi od siedmiu bolesci - jak wiekszosc nauczycieli, bez odpowiedniego wyksztalcenia, po kursach - czesto nawet bez matury. To byly lata 60/70. Szkole srednia mialam juz na szczescie z profesjonalistami, ale ja juz bylam \"uszkodzona\" psychicznie, juz wierzylam w swoja bezwartosciowosc i to ze nic mi sie nie uda, nic nie osiagne... Poza tym ja bylam tam na zasadzie czarnego w szkole dla bialych - jedyna w klasie z rodziny nieinteligenckiej. Ciezko bo ciezko, nie bez problemow - z mojej strony tez - ale szkole skonczylam, potem pomaturalna, studia... I jak wyszlam do ludzi juz jako osoba dorosla - zauwazylam ze mnie lubia, ze ten swiat wcale nie jest taki grozny jak w dziecinstwie, ze moze byc wspaniale, ze jestem wartosciowa... Ale niestety moje toksyczne zwiazki i ciagla kontrola matki nie pozwolily na dobre wyrwac sie z wewnetrznego piekla pt jak sie pod lawa urodzisz to na lawe nie wyjdziesz. Do niedawna. Dopoki nie otworzylam oczu i nie zaczelam tego wszystkiego analizowac, przepracowywac, zadawac pytania i szukac odpowiedzi... Mysle ze do tego trzeba dorosnac, skoro przez tyle lat zylo sie w nieswiadomosci albo w bardzo malej swiadomosci emocjonalnej - to jednak wymaga wiele czasu i pracy. Ale sie oplaca. Niewazne wlasciwie kto, co zrobil i dlaczego - nie mam potrzeby szukac winnych, wskazywac ich palcem bo mi to nic nie pomoze - pomoze jedynie wlasna praca nad soba. Wlasny wysilek i trud. Co sie stalo to sie stalo i trzeba nauczyc sie zostawiac to za soba, zeby nie powracalo. Emocje typu zal, gniew, zlosc - zostawmy na sprawy biezace, nauczmy sie z nich korzystac. Nie ma sensu zloscic sie na cos co bylo bo i tak nic nie poradzimy a uczucie jest bezproduktywne i marnujemy tylko energie. Tez i to zrozumialam. Emocje mamy tu i teraz. I tu i teraz sobie z nimi radzimy. One nie dzialaja wstecz.
  7. yeez - przez lata szukalam potwierdzenia swej wartosci, kobiecosci itp w wygladzie i w tzw powodzeniu u plci przeciwnej. Wyglad byl dla mnie bardzo wazny choc nie bylam tak swiadoma jak teraz. Teraz wazniejsze od tego czy sie podobam innym jest to co ja sama czuje i mysle. Ubieralam sie kiedys bardzo seksownie itp ale to tez byla przykrywka dla leku pt: jak sie wam bede podobac to zostawicie mnie w spokoju, nie zaatakujecie - czy cos w ten desen. Teraz ubieram sie gustownie ale wygodnie, tak jak mnie to pasuje i w zaleznosci od okolicznosci. Uwazam ze w ktorkiej spodnicy wygladalabym groteskowo, mam prawie 50 lat; w miniowkach sie juz zreszta nachodzilam. Kiedys lubilam kokietowac i takie tak glupawe gadki, bawilo mnie to - teraz jakos nie. Byc moze wyroslam z tego. Ale wszystko co dotyczy seksu, zycia erotycznego - jest dla mnie jak za szyba, i zawsze bylo. Jakby byly jakies bariery, jakby cos mnie hamowalo. Ale nie przeszkadza mi to - szczegolnie teraz. Nigdy nie mialam jakichs wielkich potrzeb, nie czuje sie sfrustrowana seksualnie. Wogole nie czuje frustracji, czasami jak tylko cos pojdzie nie tak z przyczyn obiektywnych (czyli cos na co nie mam wplywu) to sie troche zzymam ale tez nie dlugo. Dzisiaj otrzymalam bardzo zla wiadomosc - corka poprosila zebym do niej zadzwonila, wlamali sie do naszego mieszkania w Krakowie. Zginela kolekcja jej chlopaka warta ok 5000 zl, komorki i aparat fotograficzny. Weszli przez balkon, musieli obserwowac mieszkanie, byli tylko w pokoju u corki, do naszych nie wchodzili (tzn przeszli przez moj ale wyraznie kierowali sie do pokoju mlodych), nigdzie nie bylo sladow tylko tam. Nie zabrali np laptopa ktory lezal na wierzchu... Policja oczywiscie przyjechala, z psami. Niemila wiesc ale jakos nie przezywam tego jak tragedie - kiedys pewnie tak by bylo. Jak mowia - wypadki chodza po ludziach. To nie sa straty nie do odrobienia.
  8. yeez - \"...nie wiedzą że ktoś ich krzywdzi, pytają czy one mają prawo - mają - MAJĄ PRAWO DO OBRONY SIEBIE. ZOSTAŁY TAK MOCNO SKRZYWDZONE ,ŻE NIE WIEDZA CO ICH A CO CUDZE. CO WOLNO A CZEGO NIE. \" Odnajduje tutaj siebie sprzed topiku, kiedy zaczely sie problemy w moim domu, awantury, krzyki, rozbijanie przedmiotow, straszenie, znecanie sie psychiczne. To ja sie zastanawialam, cierpialam, znosilam to wszystko cieszac sie chwilami spokoju - a zastanawialam sie nad tym czy przypadkiem nie jestem wspolwinna, czy jakos nie przywolalam tego na siebie... I tutaj bym napisala: nie wiedzialam czy mam prawo sie bronic. W pbcym miejscu, posrod obcych ludzi ktorzy - jak mi sie wtedy zdawalo - nie uwierza mi a chocby nawet to i tak wezma strone meza bo on ta mieszka od dziecka a ja przyjezdna, obca. Moze jeszcze oskarza o mataczenie, o jakas chec zysku czy jakies podle intencje? Tak mysla osoby o zaburzonym obrazie samego siebie w kontekscie reszty swiata. To sie bierze z dziecinstwa i ciagnie nieprzerobione za nami w zwiazki z ludzmi, z dziecmi... Wlasnie to bylo u mnie kluczowe - niemoznosc rozgraniczenia co moje a co cudze. Co mi sie nalezy jako \"wiano\" w zwiazku - a na co nie moge pozwolic, z czym musze walczyc. I mysle ze gdyby nie ten toksyczny zwiazek - nie zaczelabym sie zastanawiac nad soba i nad moimi zaburzonymi granicami. Nie zaczelabym pracowac nad przeszloscia, nad zaburzonymi relacjami - i nigdy bym ich nie zrozumiala. Nie wybaczyla. Bo nie wiedzialabym ze tak mozna, ze tak trzeba. Nadal uwazalabym ze malzenstwo moich rodzicow bylo dlugoletnie i dobre, ze to ja mialam problemy ze soba i przez to sprawialam je innym, a co do klopotow w szkole to coz - bylam z tych slabszych socjalnie, dzieci to wyczuly, nauczycielka niedouczona z komunistycznej lapanki wolala prezenty a ja z niezamoznej rodziny wiec nie dawalam, to bylam latwym celem. Tyle tylko ze jednoczesnie bylam jedna z lepszych uczennic (wiekszosc kolezanek z tamtych lat z ktorymi sie spotykam nie pamieta nagonek na mnie ale pamieta ze bylam... najlepsza i najpilniejsza uczennica!). Tak to wszystko tlumaczylam nie wglebiajac sie. Poza tym niektore zdarzenia z dziecinstwa wycofalam, te bardziej traumatyczne jak molestowanie. Musialam je dopiero odgrzebac, przecierpiec, przeplakac - i wybaczyc. I patrze teraz na tamten dawny obraz samej siebie ktory pozostal we mnie jak zdjecie, klisza - widze ten strach, obawe, brak wiary w siebie, zamrozony potencjal. Widze to rozpaczliwe wiazanie sie z ludzmi ktorzy posiadali wszelkie cechy na \"nie\" - a ja mimo wszystko, jakbym chciala cos udowodnic - sobie, swiatu? Nawet potem jak juz wiedzialam ze ta osoba bedzie dla mnie nieodpowiednia - to jakos na przekor... Yeez - wspomnialas o zaindukowanych emocjach, a takich we mnie bylo mnostwo. Emocje nie moje, emocje ktore wzielam na siebie juz jako dziecko. Nie wiem dlaczego - moze dla swietego spokoju a moze dla \"rownowagi\" - bo zauwazylam ze czesto tak sie robi aby utrzymac equilibrium w rodzinie/zwiazku. Przyjmuje czesc twoich emocji za swoje. Nie znam jeszcze wszystkich przyjetych z zewnatrz emocji - ale na pewno czesc z nich mam juz z glowy. U mnie kontrola nie polegala na sprawdzaniu itp - tylko na \"trzymaniu wszystkiego pod okiem\". Jak na przyklad - ja rzadze rachunkami, domowa ksiegowoscia (tu wychodzi lek przed niedostatkiem, zdaje sobie z niego sprawe, mimo iz wiem ze nigdy do takiej sytuacji jak przed laty nie dojdzie - jestem jak ten byly wiezien z kacetu ktory w kazdej kieszeni nosil suchy chleb, to jednak musiala byc straszna trauma i faktycznie bylam wtedy calkowicie pozostawiona samej sobie bez mozliwosci konkretnego dzialania - ale udalo mi sie wyjsc na prosta, mimo to uraz pozostal; nie jest to moja glowna bolaczka wiec nie ma priorytetu na rozprawienie sie z nim, musze najpierw uporac sie z tymi bardziej upierdliwymi, robiacymi dywersje w zyciu), zalatwianiem spraw, wydzwanianiem do urzedow. To jest wlasnie kontrola w moim wydaniu. Zeby miec wszystko na oku. Ale nie kontroluje \"fizycznie\". Nie patrze w komorki, w korespondencje itp. Z dziecmi mam tak samo - maja swoja przestrzen do ktorej im nie wchodze i nie ingeruje. Nigdy partnera nie sprawdzalam bo uwazam to za upokarzajace, jestesmy doroslymi ludzmi i jesli robimy cos nie fair to na wlasna odpowiedzialnosc. Moja interwencja nie pomoze i nie zmieni babiarza w domatora. Kontrola u mnie? To przewidywalnosc. Potrzeba planowania. Trzymanie sie planu jesli juz go mam.
  9. A z tym, co pisze autodetox - on gra, pije, szlaja sie - taki jest. To prawda. Zrozumialam to jeszcze bedac na forum BPD i rozkminiajac ten temat. Ktos tam rzucil wlasnie podobne haslo - on jest bpd i nic na to nie poradzi jesli nie zechce sam. I ty tego nie zmienisz. Mozesz co najwyzej to zaakceptowac lub nie... I odtad moje proby czy tez nadzieje na zmiane meza skonczyly sie bezbolesnie. Bo zrozumialam ze chce miec wplyw na cos na co tego wplywu nigdy miec nie bede - na drugiego czlowieka. I ze to tylko od niego zalezy czy cos z tym zrobi. A skoro jemu to nie przeszkadza (tzn mysle ze przeszkadza, skoro czuje sie nieszczesliwy, skoro ma w sobie ogromne poklady gniewu, zlosci, agresji) - to jego problem. Odkad sie odcielam jest mi latwiej ale w miare jedzenia apetyt rosnie i coraz mniej zaczelo mi odpowiadac takie zycie. Niby postepy sa bo jak sama sie zaczelam zmieniac to i nastawienie ludzi wokol mnie podobniez - ale pewne zachowania i zaszlosci, ow gniew i agresja, zostaja i maz to w sobie wciaz ma bo nic z tym nie robi. I pewnie tak umrze uwazajac ze nic nie mogl zrobic i ze to wina rodzicow, swiata, plam na sloncu i satelitow. Ale to NIE MOJ PROBLEM. Nikt mnie nie zmusza, nie mam obowiazku brac tego na siebie. Jesli to robie, jesli nadal tu jestem - to moja wlasna wola. Ciesze sie ze lece choc na ten tydzien w lutym. Potem tylko kilka tygodni do kwietnia i na ponad miesiac. Potem letnie wakacje na prawie 2 miesiace. Gdybym mieszkala sama to pewnie rzadziej bym do Polski jezdzila i nie na zasadzie odpoczynku, odskoczni - ze nie uzyje slowa "ucieczki" - ale w odwiedziny. I do tego dojdzie, tylko w swoim czasie - chyba ze sie nie da inaczej i trzeba bedzie wczesniej sie zbierac. Wlasciwie to jestem na to psychicznie przygotowana wiec bolu nie bedzie. U nas potwornie dzisiaj leje, tak zacina - co przy okazji wieje silny wiatr. Paskudna pogoda!
  10. "... to nie ktos nas straszy..." Ktos tylko mowi slowa ktore wywoluja w nas odpowiednia reakcje. Mowi: odbiore ci dzieci, zrujnuje, zabije. A my to bierzemy za prawde zamiast odpowiedziec: pierdulicie Hipolicie. Bo tak trzeba te strachy traktowac. Oni tak robia wiedzac ze na nas to dziala. I juz nie musza sie wysilac - wystarczy odpowiednie slowo i juz jestesmy cisi i pokornego serca. Juz nie fikamy. Bo jakbysmy zaczeli fikac to moze by sie okazalo ze to tylko maly piesek co glosno szczeka a jak zobaczy wiekszego to spiurdala piszczac i podkulajac ogon pod siebie.
  11. To prawda. Ale takie myslenie tez skads sie wzielo. Branie do siebie/na siebie strachu. To tez gdzies mialo poczatek. I trzeba do niego dotrzec. U mnie to akurat jedna z trudniejszych "akcji". Mimo iz z czescia dalam sobie juz rady - to jednak zostalo cos czego nie moge "rozgryzc". Co nadal we mnie siedzi i pobudza niezdrowo wyobraznie. Moze trzeba zmienic otoczenie, odciac sie, odpoczac, nacieszyc sie wlasnym towarzystwem bez wplywow czyichs lekow i zaburzen - pracowac nad wlasnymi. Najwazniejsze dla mnie jest ze juz nie boje sie byc sama, ze obalilam mit bycia z kims jako wyznacznika wartosci. To sa dwie rozne sprawy i nie mozna ich laczyc. Bowiem strach przed byciem samemu podpowiada nam najgorsze rozwiazania. I to nie tylko dlatego ze od tego moja wartosc zalezy ale tez z wygody (bo moge se w wielu sprawach wysluzyc partnerem, np on zalatwia rachunki, zarabia na dom, uzera sie z urzednikami, mozna sie nim zaslonic, wytlumaczyc w wielu przypadkach, zwalic wine czy tez odpowiedzialnosc i wreszcie odreagowac stres), z leku przed opinia publiczna (co ludzie powiedza, nie mam partnera, nie beda mnie traktowac powaznie, beda smiac sie ze mnie ze wybrakowany/a jestem) itp. A prawda jest taka jak tu autodetox pisal - w nas jest wszystko, a uzaleznianie sie od innych to wywazanie otwartych drzwi.
  12. autodetox - piszesz o kontroli - czyli czyms co stanowi problem wszystkich niemal DDD/DDA. Kazde dziecko zaburzonej rodziny chce podswiadomie nareszcie miec kontrole wierzac, ze to zapewni mu bezpieczenstwo i spokoj. Oczywiscie nie tedy droga ale jest to mechanizm nieuswiadomiony i obronny. Paradoksalnie - przynosi wiecej szkod niz pozytkow. Bo opiera sie na chorych zasadach - swiat jest nieprzewidywalny i nie da sie go w 100% kontrolowac, ludzi tez bo maja prawo do wolnosci i samostanowienia. Blad w zalozeniu. A kontrola wystepuje zamiast odnalezienia w sobie sily. Jesli masz te sile - nie musosz kontrolowac. Wiesz co od Ciebie zalezy a co nie. Kontrola zas (ta o ktorej piszemy, wynikajaca z dysfunkcji) ma rozkladac sie na wszyskie aspekty zycia. Ale - pytanie - czy ktos kto wychowal sie w chorych relacjach moze myslec zdrowo? Moze sie tego zdrowego myslenia nauczyc, wlasciwego postrzegania siebie i swiata - i relacji miedzy nimi. Kontrola to proba okielznania strachu nie od wewnatrz - ale od zewnatrz. Dlatego jest tak destruktywna dla wszystkich osob dramatu. Tez jestem jej ofiara - tez wydawalo mi sie ze wlasnie kontrola nad jak najwiekszym obszarem zycia pomoze mi poradzic sobie z lekami, z niewlasciwymi wyborami i ich implikacjami itp. Mysle ze wciaz jakies pozostalosci we mnie sa, ale przynajmniej juz wiem co jest grane. A znany wrog - to polowa sukcesu. Juz nie uderzasz w ciemno tylko wiesz z czym walczysz.
  13. Nie, napisalam tak ogolnie, do wszystkich - nie mialam na mysli nikogo konkretnie - wiec wypowiedz o leku to troche nadinterpretacja z ktorej reszta wypowiedzi wynika, a ja naprawde nie widze zwiazku z tym co mi chodzilo po glowie... Chcialam sie podzielic wlasnymi refleksjami na ten temat bo mi sie skojarzylo z poprzednich wypowiedzi. Dlatego uzylam uniwersalnego zwrotu babka/gosc bo tym toksycznym moze byc nie tylko mezczyzna, prawda? Sa tez panowie zapatrzeni we wredne babska jak w obraz swiety i slowa na nie powiedziec nie dadza. Co do owych zazdrosnikow - w chwili pisania tego zobaczylam swoja dawna sytuacje kiedy autentycznie zyczliwa osobe o to podejrzewalam. Wiele osob odradzalo mi moj zwiazek patrzac z boku, bez emocji - ale ja sie w nich dopatrywalam jakichs intencji - i o to mi chodzilo.
  14. No wlasnie - w tym obrazem idealnym, napisanym przez wyobraznie na uzytek marzen i pragnien. Klania sie ksiaze na bialym koniu w zestawie z innymi miejskimi legendami - taki emocjonalny megaburger full wypas. I dlatego wlasnie wszelkie \"wpadki\" i watpliwosci tlumaczone sa na korzysc choc wala po oczach jak reflektory. Choc kazdy z boku by stwierdzil ze cos nie tak z tym gosciem/babka. Nie, taki uzalezniony umysl zawsze znajdzie wytlumaczenie a jak ktos z zewnatrz bedzie probowal przemowic do rozsadku - moze sie narazic i zarobic status wroga, zawistnika, wredoty itp. Przerabialam ten temat dosc dokladnie. Teraz patrze na to z zupelnie innej perspektywy.
  15. Kazdy ma swoje tempo, swoj sposob dochodzenia do prawdy - a naklanianie do takiego czy innego postepowania moze byc niewlasciwie zrozumiane. Zreszta my to juz tutaj wiemy z wielu przykladow. Czesto jest to metoda prob i bledow. Znam to z doswiadczenia i z obserwacji. Nie napisze dzis nic konkretnego, moje szare komorki odpoczywaja :) Type tylko, ze wczoraj znalazlam tanie loty do Krakowa i lecimy w lutym na tydzien z chlopakami. To na razie i do uslyszenia :D Milego dnia
  16. Cztery umowy - czy nie masz mozliwosci zamienic tej kawalerki na wieksze ale np spoldzielcze czy kwaterunkowe? Ale piekne bajki ten Twoj opowiadal, ja pierdziele, wyboraznie to ma przednia - prawie jak Stephen King, szkoda ze zamiast pisac ksiazki i robic kase te zdolnosci poszly w panienki :)
  17. Jesli pytania zadane jest: jakbys postapila - odpowiadam. Nie mam zwyczaju grzebac w cudzych rzeczach. A wlasciwie to mam nawet do tego uraz wyniesiony z domu rodzinnego gdzie bylam kontrolowana przez rodzicow jak na gestapo, nawet listy mi otwierali. Dla mnie tak moje rzeczy osobiste jak i cudze to rzecz swieta. Nie interesuje mnie co i kogo ktos ma w komorce. Ma na wlasna odpowiedzialnosc jak robi cos za plecami, cos co mogloby zabolec druga osobe. Nie potepiam Twojego postepowania bo nie mam takiego prawa - ale jak juz dziewczyny napisaly - cos miedzy Wami nie tak z zaufaniem albo z zazdroscia. Moze przemysl dlaczego mu skontrolowalas komorke, co Cie do tego sklonilo?
  18. cztery umowy - a co ja moge, Ty sama mozesz :) Jestes w trakcie leczenia z uzaleznienia - a juz tu pisalysmy ze kazdy ma swoj czas, swoje tempo, po swojemu przezywa choc schemat zwykle jest podobny. Ty tez przezywasz to szczegolnie, po swojemu. Jestes zla? OK. Masz prawo. To tez emocja. Przezyj te zlosc, naucz sie jej o tego kiedy przychodzi, na co jest reakcja. Wykorzystaj to. Twoj maz zachowal sie tak... jak Twoj maz. Chyba zdziwilabys sie gdyby wydal pieniadze na dzieci, prawda? On taki jest. Woli schlebic kochance niz dac cos wlasnym dzieciom. To taki typ czlowieka. Dobrze zrobilas wystepujac o alimenty bo tak mozesz wyegzekwowac pieniadze na utrzymanie dzieci. A on niech sobie z kochankami baluje, Ty wez to co Wam sie nalezy i juz. Z Twoich opisow wynika ze to jakis casanova za piatke, babiarz zwykly. Taka jego natura, lubi zmieniac \"partnerki\". Ja bym go zostawila w pierony, niech sie buja. Ale to nie takie latwe. Trzymaj sie i dzialaj!
  19. autodetox - od pewnego czasu powtarzam: polowki to ja mam w barku. Wierze w zdrowy zwiazek dwoch CALOSCI - jak napisalam w poprzednim poscie. Juz nie zyje mitami jak kiedys. Bardzo bolesny jest proces uzdrawiania sie, uwalniania z mitow, bo jestesmy tak do nich przywiazani (w cos trzeba wierzyc a legenda o polowkach jablka i krolewiczu na bialym koniu brzmi zachecajaco, nieprawdaz?) - ale jak juz sie uwolnimy, zburzymy ta fasade - zobaczymy prawdziwe szczescie. Szczescie w prawdzie. Tu nic nie jest z masy papierowej ale prawdziwe. Moze nie tak piekne, inkrustowane, ozdobne - na pierwszy rzut oka - ale prawdziwe, autentyczne. Juz nie trzeba niczego przed soba udawac. Ludzi mozna oszukac - siebie nigdy. Od ludzi mozna uciec - od siebie nie. Moj gg 2790491 jak jestes na necie to mialabym pare pytan do Ciebie
  20. Autodetox - to poszukiwanie jest jak najbardziej naturalne - ale przesuniete w czasie o cale lata. Bo te akceptacje, milosc, aprobate winnismy otrzymac juz na poczatku, winnismy sie wlasciwie z nia urodzic. I gdyby nasze zycie przebiegalo normalnie, gdybysmy sie urodzili w rodzinie bez dysfunkcji - to DOSTALIBYSMY to co nam sie nalezy Z ZEWNATRZ. Jednak, jak zauwazyles - nasi rodzice sami tego nie posiadajac nie mogli nam ofiarowac, prawda? A my - nadal czekajac, nadal szukajac, proszac o te aprobate... Dopoki nie zrozumiemy. Ze te narzedzia mamy w sobie, tylko nikt nas nie nauczyl ich uzywac, nikt ich nie \"odblokowal\" by byly zdatne do uzytku. Nie wiedzac jak bogaci jestesmy, nie znajac swojego potencjalu - wszystkiego szukamy na zewnatrz sadzac ze to wlasnie tam tkwi zrodlo naszego szczescia, aprobaty, akceptacji. Bo TAM TKWILO gdy sie narodzilismy. Przez wiele, bardzo wiele lat dobijalam sie o te akceptacje i milosc do zewnatrz. I wiem az za dobrze o czym piszesz. Ale jest jeszcze jedna, ta jasniejsza strona - z tego mozna sie wyleczyc. Nie bez bolu, nie bez trudu - ale mozna. Mozna pokochac i zaakceptowac siebie takimi jakimi jestesmy. A jesli cos sie nam w sibie nie podoba - mozemy to zmienic. I byc takimi jakimi zawsze byc chcielismy. Mamy do tego wystarczajacy zestaw narzedzi i srodkow, nie trzeba nam drugiego czlowieka - ani jako dopelniacza, ani jako lustra. I dopiero wtedy gdy jestesmy sami z siebie usatysfakcjonowani, gdy nie chcemy byc \"ani wiecej, ani mniej\" - dopiero wtedy jestesmy zdolni do stworzenia zdrowej wiezi z drugim, dojrzalym czlowiekiem. Nie na zasadzie \"dopelniania sie, polowek jablka itp\" bo to wierutna bzdura - ale na zasadzie partnerstwa. Idziemy krok w krok, nikt nikogo za soba nie ciagnie, nie popycha, nie wspiera, nie wysluguje sie nikim.
  21. " 01:57 dziewczyny drogie a czy nie chciałybyście miec po prostu męża, faceta ktory powie wam: "Kochanie jak wróce z pracy to wstawie pralke ze swoimi ciuchami. a na to żona odpowie :"a dlaczego mnie nie poprosisz o to? przecież ja nie pracuję?" On:"Nie chce cię obciążać za bardzo. Masz wystarczająco swoich spraw kochanie" Co to - science fiction czy harlequin ;) :P Nie, nie wolalabym - na razie to chcialabym byc sama. Poza tym nawet ci toksyczni moga w ten tekst - moj maz czasami tak sie zachowuje ale to jest tylko "w slowach" - owszem, pierze swoje robocze ubranie, tez czasami rzuci wstawka ze "mam i tak duzo zajec itp" ale u niego to sa tylko slowa. On moze mowic co innego a zachowywac sie zupelnie przeciwnie. I niw widzi w tym nic niezwyklego. Dzisiaj bedzie wychwalal cos/kogos pod niebiosy - jutro tego czegos/kogos nie chce znac - bez wyraznego powodu. Dzisiaj pochwali za cos - jutro za to samo zgani. On sam nie wie co jest grane w nim samym. Wiec kiedy takie teksty jak powyzej rzuca - to dla mnie sa TYLKO TEKSTY. Jak gadki gosci w telewizji. Juz niejedno slyszalam z tej harlequinowej polki. takie teksty ze powalilyby na ziemie twardziela, wycisnelyby lzy z kamienia. A ja jestem wrecz cyniczna. Bo ponad kwiatki, ptaszki, motylki i inne pierdooleczki wole czyny, konkrety. Nie slodko-pierdzaco ale zrob to, daj dowod, nie pluj slina po proznicy - zrob. Czyn a nie slowa. Zreszta u niego slowa sie strasznie zdewaluowaly. To nie znaczy ze inni ludzie sa tacy sami.
  22. Niebo - wlasnie mialam do Ciebie napisac ze ta choroba ma na pewno zwiazek z tym co przezywasz wobec partnera. Popatrz, ile my poswiecamy, ze nawet nasze organizmy sie buntuja. I w imie czego? Zeby sie dostosowac do takiego jednego z drugim, do jego zyczen - bo inaczej to nam zrobi awanture, zerwie, focha strzeli, nie podniesie sluchawki przez tydzien (ukarze za niesubordynacje) - a my sie bedziemy szarpac. A potem zdrowie siada. Czy warto? Dla kogo? Czy taki jeden z drugim zdaje sobie sprawe, czy go to obchodzi - nasze zdrowie, i to ze jego postepowanie jest szkodliwe dla nas? Gdyby kochal to by o nas dbal, szanowal nasze zdrowie, czas, nerwy. Ktos kto kocha - szanuje i troszczy sie. Widzisz tu troske? Bo ja ni chu chu. Widze troske ale o wlasna doope. Wlasna wygode. Wlasne potrzeby. Jak jestes "kompatybilna" to potrafi byc cudowny, jedyny, kochajacy - ale jak probujesz byc soba - kara. K*rwa pany bogi wszechmogace wersja 1.1 free edition dla ubogich.
  23. nemezis - zrob cos! Idz na policje, do prokuratora. To co on robi jest karalne, scigane z urzedu! Nie pozwol strachowi sparalizowac Cie bo on Ci zrobi krzywde i bedzie za pozno! Dziewczyno, na litosc boska, ratuj sie! Czy rozmawialas z kims z niebieskiej linii (jesli mieszkasz w Polsce) - moze ktos by tutaj podal jakies linki? Podawajmy je zreszta co kilka stron, zeby dziewczyny nie musialy szukac. Nemezis - najlepszym wyjsciem dla Ciebie byloby sie natychmiast wyprowadzic. Czy masz bliska rodzine? Kogokolwiek kto by Ci mogl pomoc? Przemysl tez opcje schroniska bo lepiej katem gdziekolwiek niz pod strachem z bandyta, innych slow nie mam na kogos kto straszy nozem! Zrob cos i nie daj soba poniewierac! Sciskam Cie bardzo mocno, nie boj sie, przelam strach, jest wyjscie z Twojej sytuacji tylko Ty go jeszcze nie widzisz bo strach Ci je przyslania!
  24. Maxunia - w swoich postach sama sugerujesz co powinnas zrobic, tylko ze Ty tego nie widzisz... Wybacz, ale co Ty chcialabys - dostosowac sie tak aby JEMU bylo wygodnie, aby ON sie nie czepial? A gdzie TY jestes? Wiesz co oznacza slowo: kompromis? To zupelnie co innego niz ustepstwo do ktorego jestes gotowa w imie... no w imie czego, bo slowo milosc jakos mi tu nie pasuje. I skoro teraz juz potrafisz przewidziec jego reakcje w przyszlosci - i nie sa to prognozy optymistyczne - co Ty jeszcze w tym zwiazku robisz, dziewczyno? A, rozumiem - boisz sie zostac sama. Z takim partnerem to Ty bedziesz sama jeszcze bardziej. Sama, zgorzkniala, zaniedbana, w depresji a moze nawet naduzywajaca uzywek. Zeby zabic bol. Bo nie chcesz byc sama. Wiesz co - Ty sie nad nim nie zastanawiaj ani nad tym czym mu sie znow nie narazic - ale nad soba sie zastanow. DLACZEGO nie chcesz byc sama, dlaczego sie tego boisz? Czy przypadkiem gdzies po drodze nie wbilas sobie do glowy ze sama nic nie znaczysz i ze nie dasz sobie rady? I TYM sie zajmij, nie jakimis fochami niezrownowazonego czlowieka. Balam sie zostac sama przez wiecej lat niz Ty na tym swiecie zyjesz, bo od dziecinstwa wmawiano mi werbalnie i niewerbalnie ze sama zgine, nie dam sobie rady, ze sama jestem nikim. Mniejsza o przyczyny. Ale to ze ja uwierzylam i przez lata wierzylam. Mimo iz na dobra sprawe sama sobie radzilam. TYlko ze nie chcialam tego widziec - wolalam wierzyc w stara \"prawde\" wyniesiona z domu rodzinnego. Wyobraz sobie ze teraz CHCE byc sama. I jakie to przykre ze w imie nie bycia samej - pakujemy sie w zwiazki ktore nas krzywdza. I blagam Was dziewczyny - nie pieprzcie glodnych kawalkow ze \"on przeciez dobry jest i jestesmy szczesliwi tylko czasami traci panowanie nad soba\" - jak to dobry skoro zadrecza psychicznie, popycha, szarpie - aby wymusic takie zachowanie jakie mu pasuje, wtedy jest \"dobry i jest nam dobrze\". Jak sie dostosujesz, w nagrode. Przeciez to k*rwa nie ma najmniejszego sensu! autodetox - wlasnie to o czym piszesz pomoglo mi najbardziej. Bo przeanalizowalam wszystkie moje znaczace zwiazki i dostrzeglam w kazdym z nich toksycznosc. Ergo - to ja wybieralam takich a nie innych partnerow. Ale to nie jest tak ze od razu masz te swiadomosc - najpierw trzeba metoda prob bledow wyeliminowac starania o polepszenie zwiazku poprzez dostosowanie, zrozumienie co dolega partnerowi i proby zmian w nim, naklonienie partnera do zrozumienia ze jego postepowanie nas rani liczac ze to obudzi w nim czlowieka bo przeciez nie jest taki zly do konca - i pewnie jeszcze inne metody ktorych nie pomne. I kiedy uswiadomimy sobie ze wszystko powyzsze psu na buty - bo wplyw to my mamy wylacznie na siebie - to wtedy zaczyna sie praca nad soba. Oczywiscie na partnera mozna wplynac jesli jest agresywny i zagraza rodzinie - poprzez policje, sad, sluzby socjalne. Tylko co to za zwiazek kiedy trzeba podeprzec sie prawem dla uzyskania spokoju? Ja jednak caly czas o tym co w nas jest nie tak. To do tych dziewczyn ktore boja sie zostac same i dlatego trzymaja sie przemocowcow - zrobcie wszystko zeby zrozumiec mechanizm leku przed byciem sama. Bo tutaj lezy Wasz problem. Autodetox pisze prawde - my mamy wszystko w sobie. Szczescie jest w nas - a nie na zewnatrz...
  25. sa pewne granice intymnosci i na przyklad mozna zamknac ubikacje jak sie zalatwia wspolmalzonek, to nie jest jakies hiper estetyczne przezycie zeby sie z tym obnosic, nie zod razu wstyd ale szacunek dla siebie i tej drugiej, ponoc kochanej, osoby. Kazdy wie ze wszyscy sie zalatwiamy itp ale nie trzeba tego publicznie pokazywac. Obcinanie paznokci u stop przy jednoczesnym strzelaniu \"obierkami\" na wszystkie strony - niech sie to odbywa w zaciszu lazienki po czym posprzatac po sobie, jak obcina w wannie niech splucze woda. Takie souveniry to zadna przyjemnosc. Dlubac w nosie czy drapac sie po jajach tez nie musi ostentacyjnie. Kazdy z nas dlubie i wszyscy wiedza - ale widziec nie musza.
×