oneill
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez oneill
-
Szkielko - ciesze sie ze wszystko sie dobrze skonczylo i ze poradzilas sobie z emocjami; czasem tak bywa ze to one nami rzadza, biora gore - i tego w niektorych wypadkach nalezy sie wystrzegac jak diabel swieconej wody. Przede wszystkim nie podejmowac waznych decyzji pod ich wplywem - bo emocje opadna a konsekwencje zostana i beda nas "dusic po nocach". Zycze Ci spokoju i duzo milosci, duzo pewnosci siebie i wiary.
-
Szkiełko - córka to co innego a jej matka co innego! One nie są jednym! O nastawianiu juz mówiłam, to się mści. Napiszę na maila bo tutaj niezręcznie mi. Trzymaj się
-
I jeszcze jedno Szkiełko. Ratuj swoje małżeństwo, swoją rodzinę! Niech to będzie dla Ciebie motywacją i priorytetem. Ratuj przed własnymi uprzedzeniami i lękami. Jesteście razem i nikt nie może Wam zaszkodzić, nikt z zewnątrz. Wróg Waszego związku to Twoje trudności w pogodzeniu się z przeszłością męża. To jak wąż który zjada własny ogon. Nie daj się, walcz. To tylko słabość, zwykła ludzka słabośc z która przy odrobinie dobrej woli i pracy dasz sobie radę. Przecież chcesz być szczęśliwa - a to szczęście zalezy od Ciebie samej. {kwiatek]
-
Szkiełko - niestety nie ma Twojego maila w profilu bo miałam ochote napisac na priv, nie lubie wywlekania flaków publicznie ale muszę. Na początek zakonotuj sobie ze moje uwagi są podyktowane troską. Jestem trochę od Ciebie starsza i niejedno w zyciu widziałam jak i przezyłam. Ty masz problem ze sobą. Z niechęcią do przeszłości męża. To nie jest nic złego. Wiele osób tak ma. Nie każdy umie tak po prostu pogodzic się z przeszłością kochanego człowieka. To chyba wynika z jakichś urazów, może nawet z dzieciństwa? To może w człowieku bardzo głeboko siedzieć a nienawiść do przeszłości jest jedynie SKUTKIEM a nie przyczyną! Gadanie typu widziały gały co brały można potłuc o dupę - dlatego że wtedy człowiek jest pełen optymizmu, zakochany, wierzy w przyszłość i siłe miłości - a rzeczywistośc pokazuje coś innego, wywleka na światło dzienne nasze lęki. I tu nie ma co się wyzłośliwiać bo dziewczyna zniszczy sobie zycie przez coś o czym prawdopodobnie nie wie i nigdy się nie dowie - a jak się rozwiedzie z mężem na ten przykład, znajdzie kogos innego i historia może się powtórzyć. Bo to, Kochane Szkiełko - jest w Tobie! To nie Twoja wina, to nie jest niczyja wina - ale możesz się uwolnić jeśli tylko zechcesz. Po to żebyś na przyszłośc była szczęśliwsza. Myślę że powinnaś porozmawiać z psychologiem. Zamiast tutaj - gdzie jak sama widzisz pełno złośliwych głosów które wcale Ci nie pomagają (też zdarzyło mi sie o swoim problemie opowiadac na forum i wiem jak tyo jest, ludzie chcą się dowartościować a i nas same ponosi) a mogą nawet dokładać. Pomyśl co zyskasz rozwodem. Spokój? Wątpię. Będziesz sama i Twoje dziecko będzie miało ojca na dochodzące. Może kogoś poznasz - i wtedy to Ty będziesz miała \"przeszłość\" której on może nienawidzieć. To są jedynie spekulacje myślowe - ale pomyśl czy nie lepiej żeby zostało tak jak jest teraz - z niewielkimi poprawkami? Skoro kochasz męża... Co do jego eks to powinno poskutkować konkretne postawienie sprawy. Córka jest jego dzieckiem i ma swój rozum - nie teraz to przyjdzie pora że zrozumie bo buntowanie i nastawianie dzieci zawsze odnosiło odwrotny skutek - to potwierdza życie, dziecko jest bardzo dobrym obserwatorem i jeżeli teraz wygląda na to że jest podatne na zdanie matki - to wkrótce samo zrozumie, zobaczy co się faktycznie dzieje - i jeśli matka buntowała będzie mieć do niej żal. Bo na pewno kocha ojca - to przeciez jej tato. A to co napisała na gg? Nastolatki takie są - dzisiaj mówia nie jutro tak. Poza tym weź pod uwagę że ona może chciała tym zaszpanować? Że taka twardzielka jest, że ojca i jego zonę ma gdzieś - a tymczasem w głebi duszy kto wie? Może wstydzi się okazuwac uczucie po tym jak rodzice się rozstali? Może jest zagubiona w tym wszystkim? Szkiełko - powinniście z mężem pójśc do terapeuty małżeńskiego skoro tak trudno Wam się w tej kwestii porozumieć. To jest osoba która potrafi spojrzeć obiektywnie i zarazem życzliwie. Twoje uprzedzenia są na najlepszej drodze do zniszczenia Waszej rodziny. Ratuj ją. Nie uciekaj przed problemem bo w taki sposób go nie rozwiążesz - a widzę że chcesz salwować się ucieczką. Walcz. Z własnymi lękami. To nie jest łatwe ale możliwe. I ta cięzka praca zaowocuje, da Ci wielką satysfakcję, uwolnisz sie od nienawiści, od żalu za jego przeszłość. To tkwi w Tobie i może jeszcze dać znac w innej formie. Jeśli chcesz do mnie napisać maila masz w profilu. Pozdrawiam i życzę spokoju wewnętrznego. L
-
Jednak się wtrącę. Panuje tu bowiem zasada: \"Towarzystwo beze mnie to klika a ze mna to kolektyw\". Wtrącam się wyłacznie w celach, nazwijmy to, socjologicznych bo merytorycznie niewiele mam do powiedzenia. Dziwi mnie jakaś permanentnie trwała niezdolność do UWZGLĘDNIENIA innego punktu widzenia. Utylitarianizm znalazłby tutaj wiele wiernych wyznawczyń.
-
Nie obstaję za nikim, nie trzymam niczyjej strony tylko własną - a do dyskusji się włączyłam bo uważałam za stosowne dorzucić swoje trzy grosze wysupłane z własnego doświadczenia. Ono mówi że nie warto tak się przejmować bo jest wiele innych aspektów życia; trzeba bardziej żyć dla siebie a nie zawiścią (bo to jest zawiść mówienie że była czy druga czy trzecia ma na manicure - a co to nas powinno obchodzić na co ma jakaś OBCA kobieta???? OBCA! Przecież obcych traktujemy obojętnie...) jakby to nam coś odebrano. Strasznie tu dużo żalów - i niepotrzebnych zupełnie. Szarpiecie sobie nerwy czymś co nie powinno być dla Was ważne. Wiele w zyciu straciłam, naprawdę, ale dlatego że nie biadoliłam nad stratą tylko szłam w swoją stronę nadrobiłam te straty z nawiązką. Miałam też takie momenty ale zatrzymałam się z zapytaniem do samej siebie: na co mi to? Przecież bez tych negatywnych emocji żyje mi sie lepiej.
-
Kwiatku - troszeczke na wyrost. Cytuje: ...\"borykają się z problemami o których Wam się nie śniło\"... Rozumiem i sama nieraz tak odczuwam ze moje problemy nie maja sobie rownych (bo dotycza mnie i ja sama musze je rozwiazac ale to nie znaczy ze mam od razu isc na jakis konkurs i oczywiscie go wygrac - czyli: ja mam najpowazniejsze problemy wiec zamknijcie twarz! Troche toto zalatuje protekcjonalizmem) w porownaniu do innych ale zastanowilabym sie przynajmniej raz zanim uzyje jakiegokolwiek porownania. Nie chcialabym zranic osoby ktorej nie widzialm na oczy, nie znam i nie wiem kim jest (pomijajac fakt iz nie chcialabym tym bardziej zranic kogos kogo znam), moze bierze sie to stad ze mam juz +40 i troche doswiadczen za soba - ba, lapie sie nawet na tym ze patrze na takie szarpanie sie z poblazliwym usmiechem. Nie, zycie mnie nie glaskalo po glowce: cacy, cacy - ale staralam sie zawsze jakos wybrnac z trudnych sytuacji. Teraz na ich wspomnienie tylko sie usmiecham i jestem dumna z siebie, ze udalo mi sie wyjsc z twarza, ze umiem spojrzec sobie w oczy, ze mimo wszystko, mimo niepowodzen - usmiecham sie, ide do przodu, ewoluuje. Niewazne co bylo - wazne co bedzie, wazne co zrobie bo moja przyszlosc zalezy ode mnie.
-
Smierc bliskiej osoby...jak sobie z tym poradzic...
oneill odpisał famfaramfa na temat w Życie uczuciowe
Najwspanialesz jest to że my zyjemy i możemy o nich pamiętać - najbliżsi żyją w nas. -
Smierc bliskiej osoby...jak sobie z tym poradzic...
oneill odpisał famfaramfa na temat w Życie uczuciowe
Mnie samej przykro kiedy te chwile nadchodzą. Serce mi pęka. Jakby tych lat nie było i tego co się w tym czasie zdarzyło. Wszystko staje sie nieważne, nieistotne - jest tylko ta jedna, bolesna nieobecność. Wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Na codzień mam przecież dom, rodzinę, problemy, radości, obowiązki, pracę - jak każdy z nas. Bywa lepiej, gorzej... Ale jego obecnośc jest w moje życie wpisana na zawsze. Z tęsknotą jest tak samo. Mówię czasem że przeklął mnie swoja miłością. -
Smierc bliskiej osoby...jak sobie z tym poradzic...
oneill odpisał famfaramfa na temat w Życie uczuciowe
a ja mam znów fazę - i tak od 15 lat. Odkąd straciłam najbliższego mi człowieka, nigdy potem nie byłam z nikim tak blisko, z nikim nie umiałam odczuć takiej bezwarunkowej, bezinteresownej miłości, zaufania, wiary, akceptować takim jakim jest z wzajemnością... Prawdziwe partnerstwo. Ale losowi widać nie spodobało się i zabrał go tam gdzie nie jeżdżą pociągi - i dlatego już nigdy potem do mnie nie przyjechał. Żyłam potem bardzo intensywnie, w przeciągu tych 15 lat zdarzyło się o wiele więcej niż przedtem. Tylko ciągle wracałam do tej tęsknoty. Nie, nie odczuwam tego na codzień ale przychodzą takie chwile, to może być kilka dni, tydzień, dwa... Cierpię tak jakby to było wczoraj Ja sie chyba nigdy z ta strata nie pogodzilam, nie rozliczyłam z przeszłością. Za dużo straciłam. Ja mam wciąż tamte listy sprzed wielu lat. Tamte słowa nadal aktualne. Nikt później nie znaczył dla mnie tak wiele, nikt nie ofiarował mi tak wiele i w taki sposób. Kiedy dowiedziałam się że odszedł nagle, przedwcześnie (ci których kochamy zawsze odchodzą przedwcześnie) - przez krótką chwilę nienawidziłam go za to że tak wiele mi dał i z tym wszystkim zostawił. Kopałam w grób i syczałam z zaciśniętymi zębami: dlaczego to zrobiłeś, dlaczego mnie zostawiłeś z tym wszystkim nie umiem żyć za nas dwoje, wiedziałeś ile dla mnie znaczysz że jesteś wszystkim... To był wypadek. Teraz w takich chwilach wspomnień płaczę i czuję ulgę. Wypłakuję tamte łzy które nie chciały lecieć. I wiecie co - to jest chyba jakas schiza ale jadę tam i szukam go. Jakbym wierzyła że tam jest bo tam był zawsze. Mineło 15 lat. Nie dajmy za wiele siebie, nie żądajmy tego od innych bo później zostaje tylko pustka nie do wypełnienia.