Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

oneill

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez oneill

  1. Wiele zalezy od indywidualnych cech organizmu - dlatego jeden tyle od samego patrzenia na jedzenie a drugi je wszystko i o kazdej porze - i wciaz ma te sama wage lub zmiany sa malo znaczace. Mam kuzynke 1,5 roku starsza ode mnie i wlasnie ona jest tym ostatnim typem, jej matka byla taka sama - wysoka, szczupla choc lubila zjesc. Ja mam wrazenie, ze po 2003 roku pochrzanilo sie cos z moim metabolizmem, dlatego teraz taka orka na ugorze. Idzie to wszystko jak z kija, ale jesli spojrzec na to optymistycznie (szklanka do polowy pelna) to nie chudne ale i nie tyje :D Gdyby tak mozna bylo zrzucic do 60, juz o wiecej nie smiem marzyc ;) - i utrzymac przy minimum wysilku... I tak bym sobie dzisiaj wyszla chocby do parku to nie dam rady, a juz by byl fajny spacerek marszem... Zostaje mi stepper:D
  2. Dzieki wszystkim za serdeczne przyjecie, mnie wlasciwie nie trzeba az tak mobilizowac - ale lenia przydaloby sie przegonic ;) U mnie zas bylo to troche inaczej, patrzac na historie zycia - ww wczesnym dziecinstwie (do wieku przedszkolnego) bylam pulpet ale rodzice pakowali we mnie na sile zarcie (w naszym domu nie istnialo pojecie zostawiania resztek, trzeba byl wszystko zjesc), w pozniejszym, szkolnym dziecinstwie - sredniej budowy i podobnie jako nastolatka (tzn taka siebie pamietam ale to tez bardzo subiektywny obraz), w mlodosci (od dwudziestu paru lat do 44) szczupla (najwyzsza moja waga to w tamtym czasie 53 kg) - ale palilam przez 23 lata nalogowo; rzucilam z dnia na dzien (wkrotce bedzie 10 lat odkad jestem wolna od nalogu) i przez pierwsze 2-3 miesiace bylo OK, zas potem przyszly naprawde powazne stresy (mozna rzec ze zylam w ciaglym stresie 24/7 - jak teraz na to patrze z perspektywy czasu to sama sie sobie dziwie jak moglam to wytrzymac, ale nie widzialam innej, sensownej opcji; zmiany wtedy przynioslyby wiecej strat dla wielu bliskich mi osob czyli bylo to mniejsze zlo), zmiana trybu zycia, potem mialam wypadek i unieruchomiona 4 miesiace w gipsie - a to wszystko sie naklada... Nie zebym sie tlumaczyla bo biore pelna odpowiedzialnosc za zaniedbania. Juz stosowalam diety z ograniczeniem jedzenia (nic specjalnego, zadne systemy bo to nie dla mnie - po prostu niewielkie ilosci ale za to czesciej) i skutkowalo. Plus duzo ruchu. Teraz tylko z ruchem u mnie najgorzej, obok biurka stoi jak wol stepper i az sie prosi "uzyj mnie" ;) Dzis juz zaliczylam okolo poludnia 20 min, nasteopne wieczorkiem. Trzeba sie wziac w garsc i cos pospalac. Jadlam duzo grapefruitow ale trafilam na takie "drewniane", zlezale i paskudne to sie zrazilam i przerwalam na jakis czas.
  3. Ogrod to za duzo powiedziane - splachetek za domem a przed domem, przy podjezdzie maly klomb, juz czesciowo zagospodarowany przez poprzednikow. Gdyby nic tam nie bylo to chyba mialabym latwiejsze zadanie, ale i tak mam wrazenie, ze mi sie udalo. Na tylach przy murku jest taka, dosc spora, szczelina. Nasypalam tam ziemi do kwiatkow (pod spodem jest grunt, nie beton), jakies 25-30 cm w glab, posadzilam winobluszcz (pnacze, ktore jesienia zmienia kolor lisci na czerwony) ale mysle ze wlasnie tam byloby ciekawie powsadzac jeszcze inne pnacza i puscic je gora na mur. Fajnie by bylo miec duzy ogrod i mozliwosci sadzenia co dusza zapragnie, juz tak mialam w poprzednim domu. Ale eksio z kolei mial manie przesadzania roslinek bo akurat upatrzyl sobie inne miejsce - i niestety, wiekszosc z nich chorowala. Stracilam przez to kilka naprawde rzadkich okazow np dierame, gunnere i akaukarie (tzn ta ostatnia jeszcze jest ale choruje i nie rosnie prawie wcale, niedawno znow ja przesadzil i nawet sie zastanawialam czy jej nie wziac do siebie i nie posadzic w rogu, z tego wyrasta piekne drzewo. Z kolei poczytalam o piwonii drzewiastej i jak sie okazuje, one zyja kilkaset lat! Drzewko w wieku do 10 lat to sadzonka! Ha, ha, ha! Z pnaczy pieknie tez rosnie wiciokrzew i jest zielony caly rok, ale poczekam na zasadzenie nastepnego pnacza jak juz bede miala komorke bo chce z niej zrobic taki "punkt odniesienia" dla niektorych roslinek. Sprawdza sie powiedzenie, ze jak sie czlowiek za cos zabierze to pomysly same przychodza. Nie mialam zbyt optymistycznych wizji na poczatku i juz prawie pogodzilam sie ze status quo (tzn tym co juz poprzednicy zasadzili), ale powoli, metoda prob i bledow (zdechlych kilka roz, ale przynajmniej wiem ze tutaj nie ma co roz sadzic bo nie przezyja; tzn uchowaly sie cztery wiec i tak dobrze), jest za to cale mnostwo innych ladnych roslin ktore nie sa wymagajace. Gdyby ktos mi pomogl (bo sama tego nie zrobie) to bym zlikwidowala trawnik na dobre, zrobila male sciezki wysypane zwirem a miedzy nimi roslinki, pnacza na pergolach, krzewy ozdobne, maly stawek, rabaty na jednoroczne kwiaty i mialabym taka swoja mala enklawe natury. Pomarzyc dobra rzecz...
  4. @ja tak z doskoku - on jest wyrachowany na swoj psychiczny sposob, wyciaga z Ciebie jak najwiecej, zaskarbia sobie zaufanie zeby potem to wykorzystac. Kanalia. Przeciez osobiste listy, maile pisze sie sercem, emocjami, wprost - czasem nawet bez zwracania uwagi na skladnie. Zeby tylko jak najszybciej przelac na papier, podzielic sie tym, co w duszy, w glowie i w sercu... I wlasnie to jest w nich najwspanialsze - ze sa szczere. Ich spontanicznosc wzrusza. Moj eks nr 1 mial zwyczaj pisac bardzo bogate w slowa i ozdobniki literackie listy (wtedy nie bylo jeszcze internetu), bardzo przekonujace i trafiajace do serca ale, jak sie pozniej okazalo... najpierw pisal na brudno. To byla pierwsza czerwona lampka jaka sie zapalila ale oczywiscie zignorowalam twierdzac, ze to nie jest takie wazne czepiam sie szczegolow, jestem przewrazliwiona i szukam kwadratowych jaj. Potem znalazlam w jednej z jego ksiazek (przeprowadzal sie do mnie, slub mial byc na dniach i ukladalam przywiezione przez niego ksiazki na polkach) szkic listu olowkiem, wiedzac ze pisuje je najpierw na brudno usmiechnelam sie tylko ale szybko mi ten usmiech spelzl jak zobaczylam date... o kilka miesiecy wczesniejsza od naszego zapoznania sie. I tu byla juz kombinacja czerwonej lampki i syreny, ale ja, podobnie jak pooprzednio, zbesztalam siebie za czepianie sie szczegolow bo przeciez nie na listach polega zycie, a moze nie doczytalam dokladnie (wyrzucilam natychmiast w przyplywie zlosci) - niby mialam to wyjasnic ale tak sie zlozylo ze jak sie spotkalismy to jakis kolega go odwiedzil a potem emocje mi przeszly z powodu jak wyzej - mialam wrazenie, ze faktycznie sie czepiam i wpadam w paranoje z powodu byle glupstwa. Jak sie wkrotce potem (jakis rok po slubie) okazalo - moja intuicja dawala mi wyrazne znaki ale ja i tak ja mialam gdzies. Tak mi sie jakos skojarzylo po Twoich wypowiedziach. Pamietaj - niewazne co on mowi i mysli na Twoj temat - najwazniejsze jest co Ty sama o sobie myslisz. Wiesz ze jestes w porzadku, ze dobrze zajmujesz sie dzieckiem - tak dobrze, jak potrafisz. I to jest OK. Jesli rodzice daja Ci wsparcie, to je przyjmij. Kazda pomoc duchowa jest potrzebna i dodaje sil.
  5. Troche lepiej, niz pies z kulawa noga bo ja zagladam! :D Weekend nawet sie udal, troche sloneczka ale wciaz zimno, niestety... Plan ogrodniczy wykonany, nie obylo sie bez "orki na ugorze" bo na froncie wykopanie dolkow pod kilka roslinek (ozdobna trawa czarna, prusznik i trzmielina; ukradziony z lasu wrzos i kampanula-skalniak) zajelo mi ponad godzine, grunt tam bardzo ubity, kamienisty - ale udalo mi sie wykonac plan. To sa rosliny malo wymagajace wiec nie mam watpliwosci ze sie przyjma, a za kilka lat, jak sie rozrosna - bedzie o wiele ladniej. Jeszcze mam miejsce i plan na posadzenie pnacza (clematis) szybkorosnacego. Wystawilam tez doniczki i skrzynki, powiesilam kosze na froncie i w ogrodku na tylach. Sobota minela mi bardzo pracowicie a po skonczonej pracy odczulam ogromna satysfakcje. W dalszych planach sa jakies ciekawe rosliny ale jak na razie nie mam jeszcze koncepcji. W duzej donicy wsadzilam drzewko piwonii i zobaczymy co z niego wyrosnie, czy sie przyjmie - a potem mozna myslec o wsadzeniu do gruntu. Mam jeszcze jedno miejsce po zdechlej rozy ale czekam na fajny krzaczek w to miejsce, albo pnacze. Planuje tez zakup jakiegos niedrogiego zestawu stol + krzeselka do ogrodka. Przydalby sie tez grill, ten u eksia jest za duzy i przyrdzewialy. Tyle na dzisiej bo zaraz spadam...
  6. @takajaaaka - tez przychylam sie do stwierdzenia, ze trzeba sprobowac innego terapeuty, moze Twoj poprzedni nie nadawal na tych samych falach. To sie zdarza. Czasami trzeba czasu zeby dobrac odpowiednia osobe a co za tym idzie, uzyskac wlasciwa pomoc. Bo Ty potrzebujesz tej pomocy, skoro sama nie radzisz sobie z emocjami, zachowanie Twojego bylego niestety, jest ponizej krytyki bo wyglada na to, iz celowo Cie dreczy swoim "szczesciem" (zreszta kto wie jak tam naprawde jest miedzy nimi). Postepuje bardzo nie fair. Sprobuj jakos zrozumiec, ze jego celem jest dokuczyc Ci a mnie pokazac jak mu dobrze. Moze choc odrobinke sobie pomozesz w cierpieniu. Nie ma sytuacji beznadziejnych ani bez wyjscia. Zawsze jest jakies tylko my nie zawsze je widzimy bez pomocy. Trzymaj sie @ja tak z doskoku - to, co robi Twoj maz z Waszym zwiazkiem - nie mam slow! Jak mozna upubliczniac intymne sprawy? Czy w Waszym domu nie ma wogole prywatnosci, czy lata z kazda informacja do ojca? A ojciec taki sam jak i syn, gdyby byl czlowiekiem na poziomie i troskliwym rodzicem, to by powiedzial synowi, ze dorosly czlowiek zalatwia swoje malzenskie sprawy sam a nie szuka adwokatow. Stad wniosek, iz maz to bardzo slaby czlowiek ktory musi sie podpierac autorytetem innych (ksieza, ojciec, matka) - szkoda tylko, ze wystawia przy tym Wasze zycie malzenskie na widok publiczny. To obrzydliwe. Ojciec sensat taki sam jak i Twoj maz. Toksyczna rodzinka. Od takich jak najdalej. Bo nie rozumiem, jak mozna PRYWATNE, osobiste maile, rozmowy - pokazywac innej osobie i to w tak podlym celu, jak zdyskredytowanie jej. Przeciez to ponizej pasa! I to czyni chrzescijanin? W dobrej wierze? Mam tez wrazenie, mimo iz nie napisalas szczegolowo - ze o opinii ksiezy i innych osob, z ktorymi sie ponoc "konsultowal" w Twojej sprawie - wiesz wylacznie z jego relacji. Nie znasz ich bezposredniej reakcji na to co on im przedstawil - a on moze opowiadac basnie z mchu i paproci. A Ty wierzysz bo jestes omotana, zastraszona, zapedzona w kozi rog. Wierz tylko w to, co widzisz i czujesz - nie w to, co on Ci mowi. A nawet jesli ich zmanipulowal to przeciez nie jest w stanie zrobic to ze wszystkimi. W sadzie, w Niebieskiej Linii znaja takich osobnikow az za dobrze. Poza tym - jesli on twierdzi, ze pokaze w sadzie, psychologowi, ksiedzu - Twoje maile, zwierzenia - to niech to zrobi a ukreci bat na siebie samego bo to sa niedopuszczalne praktyki i ow specjalista bedzie wiedzial z kim ma do czynienia. Ze maz za wszelka cene chce Ciebie pograzyc i nie cofnie sie przed najpodlejszym dzialaniem.
  7. Jest taki etap na poczatku drogi odcinania sie od toksycznych wiezi, kiedy analizujemy co owa osoba powiedziala, zrobila, probujemy odgadywac zamiary toksyka itp. I prawie wszystko kreci sie wokol tego. Kazda z nas przez ow etap przechodzila. Musimy sie wygadac, wyrzucic z siebie to co nas dreczy - opisy jego zachowan, pytania, obawy, leki, przypuszczenia. Nawet jesli nie trzymaja sie kupy - a moze wlasnie dlatego. Wiem z doswiadczenia, ze jak juz sie wygadasz to tak jakbys oproznila pojemniki ze zbednym balastem, nadchodzi kolejny etap kiedy to co zrobi, powie, nastraszy, obieca toksyk - juz Cie az tak nie interesuje. Zaczynasz bowiem robic swoje, bez wzgledu na niego. Mija paniczny strach - jesli cos zostaje to lek ktory nie determinuje wszystkich naszych dzialan. Pozbywanie sie strachu, leku jaki rzadzi zyciem osob z dysfunkcyjnym dziecinstwem nie jest procesem szybkim ani prostym - dlatego kazdy sukces, kazda jego pomniejszenie to juz wiele. A jaka ulge sie odczuwa... @j tak z doskoku - wkrotce i Ty przestaniesz zyc tym co maz zrobil czy powiedzial, jaka mial mine i jaki byl jego ton glosu. Do dzisiaj byl to leitmotiv Twojego z nim zycia, ale to sie powoli zmienia. Ludzie tacy jak on zajmuja soba bardzo duzo miejsca w zyciu partnera. Zyjac z kims takim nie ma czasu na samego siebie - i nie wiem, czy toksykom podswiadomie wlasnie o to chodzi. Wkrotce zajmiesz sie soba, swoimi problemami i lekami bo musisz o siebie zadbac przede wszystkim. Jestes swoim najwiekszym dobrem ale zanim to zrozumiesz emocjonalnie, trzeba sporo nad soba popracowac. Juz sama widzisz swoje braki, podejdz do nich z troska i miloscia - zeby je uleczyc. Twoj toksyczny maz grzebal w Twoich niezaleczonych ranach brudnym paluchem, poglebial traume ktora i bez tego utrudnia zycie. Jest taka bardzo dobra ksiazka, ktora mnie osobiscie wiele dala i ktora polecam kazdemu, kto ma problem z dziecinstwem - John Bradshaw - Powrot do swego wewnetrznego domu (czy jakos tak po polsku, wersja oryginalna "Homecoming - reclaiming and championing your inner child")
  8. @ja tak z doskoku - on chce upubliczniac PRYWATNE, osobiste, intymne maile? No ja cierpie dole! Facet sobie wystawil u mnie wizytowke lepsza niz z Vistaprint ;) Z tego co piszesz to nie Ty masz hopla ale on - i to takiego wypasionego. Czyta ksiazki o dziecinstwie itp zeby Cie zdiagnozowac - a kto on jest? Specjalista psychiatra? Bo chyba tylko osoba kompetentna moze postawic diagnoze, a nie jakis samouk. Taki z niego psycholog jak prawnik z recydywisty. Poza tym on tak tylkko do Ciebie szumi - nie sadze by mial odwage postapic tak, jak mowi w sadzie czy u psychologa. Chyba, ze jest na tyle zaburzony iz swiecie wierzy w swoja wersje rzeczywistosci a jego gadanie nie jest wylacznie obliczone na ustawienie sobie Ciebie do pionu. Powtorze jeszcze raz - skoro dostrzegl u Ciebie jakas slabosc, problem to jako partner zyciory POWINIEN dac wsparcie, pomoc, wzmocnic - a nie robic dywersje i jeszcze wieksze szkody. Obsuwa kazdemu sie zdarza, nie wyrzucaj sobie tej chwili slabosci. Bylo, minelo. Wiesz sama, jak sie teraz czujesz i niech wlasnie to - Twoje mysli, odczucia, emocje, doznania - bedzie dla Ciebie najlepszym drogowskazem na przyszlosc. Jesli czujesz, ze maz Cie krzywdzi - to znaczy, ze tak jest.
  9. No coz, mialam ogromne zapotrzebowanie na akceptacje, aprobate, troske i wyrozumialosc/zrozumienie ale nie za bardzo wiedzialam, jak to w rzeczywistosci wyglada. Robaczek swietojanski stawal sie latarnia w ciemnosci. Nie mialam takze pojecia, ze to, czego potrzebuje po prostu jest i bedzie, nie konczy sie dlatego ze ktos ma takie widzimisie (manipulacja - dam ci to czego potrzebujesz ale ty masz spelniac moje oczekiwania - wciaz ta sama pulapka). Moj eks nr 1 mial zwyczaj gasic moja swieczke zeby zapalic wlasna. Zaczelam traktowac kazdy, nawet najmniejszy, przejaw krytyki z zewnatrz jak podwazanie moich kompetencji jako... czlowieka. Sprytnie wykorzystal moje braki z dziecinstwa i zaufanuie, jakim go obdarzylam. Dla mnie najwiekszym sk**synstwem jest wlasnie takie wykorzystanie czyjegos zaufania - zeby potem trzymac go w szachu, wysmiewac, manipulowac na swoj sposob. To podle. Po prostu podle. Albo, jesli mowi sie cos o rodzinie w tajemnicy (jakas przykra sprawe itp), wywalic to publicznie: a wy to czy tamto kiedys zrobiliscie... Pewnych rzeczy po prostu sie NIE ROBI bo to nieetyczne. Owszem, zdarzylo mi sie raz doswiadczyc takiego prawdziwego, ludzkiego zrozumienia i troski - ze kogos szczerze obchodzi Twoj los, ze wspiera w klopotach, chce ulzyc w cierpieniu - ale los ma to do siebie ze czasami gra alternatywnego Robin Hooda - zabierze temu, kto i tak ma malo. Ostatnio uzylam tego stwierdzenia jakies dwa dni temu bo faktycznie, mialam od polowy kwietnia troche luzu z przywozeniem starszego syna ze szkoly bo robil to mlodszy (ja go zas zaprowadzalam na nogach rano) - to dawalo mi ok 1,5 godziny wiecej dziennie (gdy ich oboje wozilam to poswiecalam na to 2 godziny i 100 km szlo jak nic - wiec przy okazji koszty benzyny sie zredukowaly); od srody starszy nie chce chodzic, swiruje - wiec znow ku*wa wozenie, a tak mi juz dobrze bylo (chyba ku*wa za dobrze)... Chwala Bogu tylko ze 2 - 3 tygodnie jeszcze. Nadal czekam na przydzielenie szkolnego busa ale jak sie raz wyskoczy z planu to potem bardzo trudno go przywrocic. I mowie wiec - cieszylam sie z drobnego ulatwienia w zyciu to juz sie widocznie ku*wa nacieszylam. W moim przypadku kazdy ulatwiajacy zycie drobiazg ma znaczenie. Nie ma we mnie goryczy tylko moze troche zlosci i rozczarowania, radze sobie i tak dobrze jak na moje warunki. Ladna pogoda dzisiaj (i mam nadzieje ze wytrzyma) to pojade po ziemie, kilka kwiatkow do wiszacych koszy i je wreszcie zainstaluje...
  10. @gingerbread - podziwiam Twoja umiejetnosc wlasciwej artykulacji, piszesz bardzo trafnie i okreslasz rownie wazne sprawy tak, ze staja sie wyrazne i zrozumiale. Do mnie takze docieralo przez cale wieki niemalze to, ze niektorzy ludzie po prostu nie rozumieja co sie im przekazuje, nie sa nastawieni na odbior a jezeli to w bardzo ograniczonym zakresie ktory sa w stanie pojac. A obawiaja sie z jakichs powodow wyjsc ponad swoje ograniczenia i sprobowac jednak wyobrazic sobie co czuje ten drugi czlowiek. Moze on nie odczuwa tak, jak oni to widza (i czego sa pewni)... Niestety, ta potrzeba bliskosci, troski i czulosci wywiodla nie raz na manowce bo stala sie priorytetem; u mnie dzialalo to tak: wierzylam (bezpodstawnie) ze jesli ktos da mi te odrobine czulosci i ciepla to w krok za tym pojdzie zrozumienie, empatia, troska. Otrzymywalam wersje demo wierzac ze reszta jest taka sama. Teraz mam doswiadczenie i wiedze, zdobyta w praktyce, na wlasnej skorze i to chyba najlepsza edukacja. Choc najbardziej kosztowna, bo placi sie za nia wlasnym czasem i zyciem.
  11. @JA TAK Z doskoku zapytam - cytuje Twoje slowa: "To jest człowiek ,który jest rządny nieskalanej opinii... i taką nosi maskę,dopiero kiedy coś jest nie po Jego myśli zaczyna wychodzić z Niego prawdziwa mściwa natura,gotowa zniszczyć drugiego.Powiedziałam Mu,że doprowadził do tego,że czułam się nikim,a On z drwiną,że; ,, no widzisz,ale masz złego męża,, i dalej swoje wywody,że ja mam potrzebę poczucia krzywdy,i wyolbrzymiam..." Ha! Zupelnie jakbym slyszala mojego eks nr 1! Taki sam "modus operandi" ;) Mnie on kalafiorem od ponad 20 lat zwisa ale prawie taki sam jest dla naszej wspolnej, juz co parwda doroslej, corki. Dziewczyna ma bardzo duze i znaczace osiagniecia (nawet na polu miedzynarodowym) w swojej pracy naukowej, liczne nagrody i stypendia (sama na to zapracowala ciezko, nie probuje odcinac kuponow ale czuje sie dumna z niej) - a ojciec podchodzi do tego z taka jakas obojetnoscia, przy okazji wspominajac: a Z czy Y (synowie jego partnerki) to to czy tamto (sa jeszcze na studiach jak mi sie zdaje). Czyli stara spiewka - lepiej cudzego pochwalic niz swojego. Corka mowi ze smiechem: a, ojciec juz taki jest - ale ja czuje ze jest jej przykro, bo chyba kazdy z nas chcialby zeby rodzice cieszyli sie z naszych sukcesow. Nawet jak o tym pisze to mnie cos w dolku sciska... Co do odczuc wobec dziecka to masz wiele racji, dzieci sa w stanie wiele nas nauczyc emocjonalnie. Wiele z tych uczuc odkrylam jako matka ale tez i zrozumialam dlaczego jako dziecko bylam ich pozbawiona. Matka czuje naturalna empatie w stosunku do dziecka i jest to niejako czesc instynktu, ale ta bardziej rozwinieta duchowo. Jakby wypelniala w nas jakas pustke naturalnie. Dlatego kazda kanalia bedzie uderzac w owa szczegolna wiez miedzy matka a dzieckiem bo jej celem jest ZRANIC tak, zeby najmocniej zabolalo. A co najbardziej zaboli matke jak nie utrata dziecka? Twoj maz jest szczwany, jak wszyscy manipulanci. Zamiast pomagac Ci podzwignac sie ze slabosci - on je poglebia. Dlatego wlasnie wybral Ciebie na swoja partnerke - bo latwo mu bylo zrobic Ci wode z mozgu. Po tym co piszeszz, po Twoich wszystkich watpliwosciach - widze, jak powaznej odtrutki potrzebujesz. Zauwazam tez, ze masz potrzebe tlumaczenia sie. Jesli ktos ma zrozumiec - zrozumie za pierwszym, drugim razem - jesli nie to naprawde szkoda czasu. Mialam podobnie ale do prawdy doszlam po wielu, wielu latach. To sie bierze chyba z niewlasciwego zrozumienia nas i braku zainteresowania naszymi wlasciwymi potrzebami, traktowaniu powierzchownie od najwczesniejszych lat. Ty zas nadal czujesz sie bardzo niepewnie (nie dziwie Ci sie, w Twojej sytuacji to calkiem zrozumiale) - i najlepszym wyjsciem jest porozmawianie z kims z Niebieskiej Linii. Niech kompetentna osoba powie Ci ze nie masz sie czego bac. Najbardziej to Ty chyba potrzebujesz wlasnie tego upewnienia sie, zmniejszenia leku i spojrzenia na meza jak na zaburzonego psychicznie czlowieka, ktory tylko duzo i pusto gada.
  12. @ja tak z doskoku - najbardziej boimy sie nieznanego. Maz na tym wozku jedzie bo wtlacza Ci falszywa wiedze (celem manipulacji = osiagniecia wlasnych celow) np o psychologu. Nigdy nie bylas i nie wiesz jak to wyglada. Dziewczyny slusznie podpowiadaja - psychologowie w wiekszosci znaja sie na takich ancymonkach. A w Niebieskiej linii juz szczegolnie. Nie TY jedna masz takiego partnera co maci, podobnych przypadkow jest mnostwo i nie masz co sie z gory obawiac ze maz przekabaci psychologow, prawnikow itp na swoja strone. Gdy kobieta boi sie, ze maz jej odbierze dziecko (na podstawie jego pogrozek, ktore sa kolejnym dowodem na manipulacje zastraszeniem) to ja sie pytam: a co on by z tym dzieckiem robil? Przeciez toksycy w wiekszosci to lenie, unikajace odpowiedzialnosci a dziecko to przeciez odpowiedzialnosc. Dalby rodzicom na wychowanie? To wtedy sad by z kolei jemu to dziecko odebral bo co to za rtatus walczacy wielce po sadach o sprawiedliwosc i odebranie praw rodzicielskich matce a sam dzieckiem sie nie zajmuje. Teraz sama widzisz ze te jego strachy to kolos na glinianych nogach. Poza tym zeby odebrac dziecko sa potrzebne zelazne dowody przeciwko matce - ze sie ewidentnie nie nadaje do wychowania dziecka. A to juz nie jest takie proste jak gadanie i straszenie. Wlasnie - gadac jest najlatwiej. On widzi ze samym gadaniem juz ma zalatwionych u Ciebie wiele spraw wiec po co ma sie dalej wysilac? Ale mimo to ostroznosci (nie paranoi! nigdy nie za wiele. Tez mialam do czynienia z toksykiem o duzej gebie, tyle nastraszyl a goowno zrobil ale mimo wszystko obawy byly. U mnie tez padlo na podatny grunt bo mialam w sobie ogrom leku jeszcze z dziecinstwa. Toksyk to wyczuwa, zreszta my sie same podkladamy pokazujac mu w zaufaniu slabe punkty i nie uciakajac gdy to wykorzysta (a gdy mamy jeszcze szanse nie pakowac sie w taki zwiazek).
  13. http://www.youtube.com/watch?v=RS38_gJh3hE&feature=share piekna muzyka na ukojenie strapien
  14. @ja tak z doskoku - przytulam Cie wirtualnie i wysylam pozytywne wibracje. Dasz rade! Jeszcze sie boisz bo nadajesz mezowi nadludzka moc a on jest tylko slabym czlowieczkiem z ustami pelnymi frazesow, ktore maja sie nijak do dzialania i efektow. Moze oczy mydlic znajomym ale nie sadowi i psychologom. Oni juz znaja takie egzemplarze. Wiekszosc naszych toksykow wlasnie tak dziala i ktos obeznany z tematyka przemocy psychicznej bedzie wiedzial co jest grane bez wyjasnien i tlumaczen. Sama widzisz: on mowi ze masz silne poczucie krzywdy, zanizona samoocene - jakiz wiec z niego chrzescijanin skoro w takim przypadku nie da wsparcia, nie poda pomocnej dloni, nie podniesie samooceny swojej partnerki i nie zaleczy poczucia krzywdy? Dam sobie uciac rele ze psycholog go o to wlasnie zapyta jak zacznie napierniczac na Ciebie ze Ty taka i owaka: a co pan zrobil zeby zonie pomoc? Wiem, ze najtrudniej pozbyc sie owego strachu - ale jak raz czy drugi zobaczysz jego slabosc to strach powoli Cie opusci. Trzymaj sie!
  15. @ja tak z doskoku - moze pogadaj z kims z Niebieskiej Linii i opowiedz o swojej sytuacji. Kobiety w przemocowych zwiazkach bardzo sie boja, ze nikt im nie uwierzy i to jest czesto jedna z przyczyn, dlaczego nie ujawniaja swojej gehenny w czterech scianach domu. Nadaja tyranowi nadludzka moc a to tylko wielkie oczy strachu. A przemoc psychiczna budzi w ofierze najwiecej watpliwosci, bo przeciez nia ma widocznych sladow... Za to sa bardzo glebokie wewnatrz. Ja do dzis je lecze - nawet te sprzed bardzo wielu lat. A, jak Ewa radzi, nie zaszkodzi nagrywac, rejestrowac jego wypowiedzi i wyskoki. Chocby dla Twojej wlasnej pewnosci siebie. To pomaga. Mnie pomoglo jak zaczelam nagrywac awantury w domu. Poczulam sie pewniej, moglam na cala te sytuacje spojrzec bardziej "z boku" i nabrac pewnosci, ze nie jest normalna. Przez dlugi czas po rozstaniu nie moglam spokojnie przesluchiwac tych nagran bo mialam flashback'i. Trzymaj sie, dziewczyno i znajdz sobie jakiegos sprzymierzenca - chocby psychologa czy prawnika z Niebieskiej Linii, przyjaciolke, kogos z rodziny. Zebys nie czula sie bezradna, zaszczuta i przytloczona. Nie ma sytuacji bez wyjscia - poradzisz sobie. Bedzie dobrze.
  16. A to czystej wody skurw*synstwo wykorzystywac szczerosc i zaufanie bliskiej osoby przeciwko niej. Powiedzialas mu o swoich problemach w dziecinstwie bo mu zaufalas, bo pewnie wierzylas, ze Cie zrozumie, ze pomoze w dokonaniu walidacji tego, co wtedy czulas (i nadal czuje w Tobie wewnetrzne dziecko) - ze jako bliski czlowiek ukoi Twoj bol, zadoscuczyni cierpieniom. A tu zonk, i to jeszcze jaki.
  17. @ja tak z doskoku - masz duza samoswiadomosc, to pozwoli Ci w przyszlosci wyeliminowac problemy, z jakimi sie wewnetrznie borykasz. Niestety, to ciezka praca - ale warto. Dla meza bylas latwym lupem i jestes idealna ofiara (sorry za to okreslenie, ktorego nie lubie, ale tak mi spasowalo w kontekst, bez obrazy); tacy jak on "wypominacze" (male, zakompleksione lachudry) szukaja wlasnie zahukanych, zamknietych w sobie, nie skarzacych sie (bo co to da i czy to cokolwiek zmieni? trzeba przetrwac jakos, kiedys sie przeciez zle skonczy). I dawaj po bandzie! Slowa, ktore do Ciebie wypowiada maz ja tez slyszalam - moze nie takie same ale sens identyczny. Poczawszy od domu rodzinnego a skonczywszy na moim ostatnim eks-malzenstwie. Im mniejsze zero - tym wiecej ma do wyrzygania w domu, bo tutaj ma odwage. Do Ciebie, bo wie ze mu nie zagrozisz. Podejrzewam ze na zewnatrz to maly tchorz podlizujacy sie ludziom. Moge sie oczywiscie mylic. Moje dziecinstwo mijalo podobnie - krzywda za krzywda i nikogo kto stanalby w mojej obronie, nauczyl ze mozna walczyc o swoje prawa,. nie dac sie bezkarnie ranic. Wyrosl material na partnerke dla takich wlasnie toksykow. Na szczescie po wielu latach i zbieraniu doswiadczen metoda "prob i bledow" - wiem juz o wiele wiecej. Nadal sie ucze i nadal walcze z lekami - ale nabytej wiedzy juz na drobne nie rozmienie. Dzis ciezko mi zrozumiec jak moglam pozwolic na takie traktowanie przez te wszystkie lata, majac wreszcie spokoj we wlasnym domu. Chyba tak naprawde nie znalam wartosci owego spokoju. Zaslugujesz na to, by partner traktowal Cie z szacunkiem.
  18. @ja tak z doskoku - nie jestes sama. A jesli masz jeszcze jakiekolwiek watpliwosci odnosnie kwestii, czy Twoj maz zneca sie czy nie - to powinny juz zostac rozwiane. Mam wrazenie, po Twoim opisie, ze gosc ma nierowno pod deklem i kwalifikuje sie do psychiatry. Byla tutaj wsrod nas dziewczyna, ktorej maz tez podobne jazdy robil "w strone wiary" (tez za jakiegos kaplana, proroka czy cos w tym rodzaju sie uwazal). Odciela sie, wyprowadzila, wiele ja to kosztowalo ale udalo sie jej uwolnic od toksyka. Tobie tez sie uda bo to nie jest zycie. Poa - jesli czytasz, odezwij sie
  19. Pierwszy maja i leje, sloneczko sie na Irlandie obrazilo :( Pogoda pod psem od tygodni zreszta, wiosny jakos nie widac... A jak nie pada to zimno i p.i.z.d.z.iwiatry wieja :O Zazdraszczam tedy :D
  20. Zas ja odnosze wrazenie, ze proponowane przez Ewe (i calkiem sensownie zreszta) wyjscie w postaci kupna kawalerki czy innego wlasnego kata przez rodzicow - zaowocuje dalsza kontrola na zasadzie: kupilem ci, dalem ci itp wiec mam prawo do dalszej kontroli. Nadkontrolujacy jesli cos daja to wlasnie po to, moga byc skrajnie hojni ale zawsze traktuja to jak sluszna przepustke do cudzego zycia (i dziwia sie ze ktos nie chce tego tak samo pojmowac, sa wrecz oburzeni - jak to, przeciez ja tyle zrobilem, podarowalem, pomoglem...). Potrafia nawet z utrzymania i wychowania wlasnego dziecka zrobic karte przetargowa (my cie wychowalismy, dalismy wyksztalcenie, dach nad glowa itp to ty teraz masz sie zachowywac tak jak my tego chcemy). Been there - got T-shirt. Ktos, kto takowej kontroli rodzicielskiej (i zaburzen psychicznych) nie przezyl, nie wie ze tutaj rozumne argumenty nie trafiaja ani tez nie mozna owej sytuacji rozsadkiem okreslac i szukac takich wlasniw wyjsc - zdroworozsadkowych. Tutaj sie trzeba ODCIAC. I dopiero WTEDY mozna (lub nie) podejmowac dialog. Jestes (@masakraa) w bardzo trudnej sytuacji - ale nie bez wyjscia, pozwole sobie za Ewa powtorzyc. A moze gdzies znajdzie sie jakies inne wyjscie, ktorego my nie dostrzegamy? Pozdrawiam, zycze wytrwalosci w dazeniu do niezaleznosci
  21. Jaka cisza na topiku... chyba wiosenna :D Do nas ta prawdziwa wiosna troche sie spoznia bo wciaz zimno, ale licze na to, ze juz w maju dotrze i zadomowi sie na dobre. Slonecznego dnia!
  22. czyzby martwa natura na kanapie miala od dzis zastapic moj slad na ziemi? Skadinad ciekawe zestawienie - nie smiem twierdzic, czy celowe ;) Milego dnia wszystkim!
  23. Rzuccie okiem i doradzcie dziewczynie, chyba ze sama do nas dolaczy bo podalam jej link do naszego topiku: http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=5195696&start=0 na poczatku wlasciwie niewiele wiemy ale z czasem sytuacja sie wyjasnia.
  24. @pytajaca - a gdzie tu partnerstwo, troska, wzajemne poleganie na sobie? Przeciez po to wiazemy sie z druga osoba, nieprawdaz? Czujesz sie jak singielka bo Wy zyjecie jak dwa single. Bedzie z tego jakas wspolnota? Pozdrawiam.
  25. @Buszujaca - przytulam. Jesli to za trudne dla Ciebie, to nie pisz na forum, napisz tylko dla siebie, na kartce obok - i zachowaj. Dla siebie. Na przyszlosc. To bardzo pomaga. Po kilku miesiacach przeczytasz i spojrzysz z innej perspektywy. Potraktuj te kartke jak przyjaciela i zwierz sie jej ze wszystkiego. Badz szczera, nie oszukuj i nie wybielaj. Nikogo ani niczego. Trzymaj sie
×