Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

oneill

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez oneill

  1. @buszujaca - trolli ci u nas dostatek, czasami na nas trafia. Trzeba sie po prostu uodpornic i zrozumiec, ze takie indywiduum inaczej nie potrafi sie komunikowac w grupie. Z niecierpliwoscia czekam na Twoj post i relacje - bardzo jestem ciekawa jak sie Twoje losy potoczyly i jak uwolnilas sie z matni. Pozdrawiam
  2. ...a jeszcze a propos dyskusji, jaka sie wczoraj wywiazala... Moim bledem (niestety, nagminnie mi sie to zdarza) jest odbieganie od tematu na rzecz osobistych wycieczek. One tam byly niepotrzebne a - moim zdaniem (jak sie okazuje, pozornie) mialy w jakims stopniu pokazac ze sa rozne aspekty zycia i nie tylko te ciemne. Oczywiscie pisze to w wielkim skrocie myslowym. Ergo - moim zamiarem byla proba ukazania poruszanego problemu (zycie bez pary po nieudanym zwiazku) z roznych punktow widzenia, udowodnienie, ze uprzedzenia czy tez opieranie sie na doswiadczeniach z przeszlosci maja sie nijak do rzeczywistosci i moga negatywnie wplywac na przyszlosc. Czyli - mialo byc tak pieknie, a wyszlo jak zawsze ;) Choc pozytek tez jest - jakies wnioski i przemyslenia. Byc moze nie tylko dla mnie.
  3. @_pytajaca_ - jest to typowe czepianie sie ale problem lezy zupelnie gdzie indziej. Czepianie sie Ciebie o byle co to tylko skutek. Faktem jest, ze zachowuje sie jak sztubak i ta cala sytuacja (gdyby nie byla az tak meczaca, drenujaca psychike) przypomina przedszkole. Nie wiem, co Ci doradzic (choc mialam takiego samego frustrata w domu, rzecz w tym ze on na dodatek byl agresywny i awanturowal sie bez powodu), rozsadna rozmowa raczej nie wchodzi w gre. Choc mozna by sprobowac jak bedzie w humorze. Chocby po to, zeby moc sobie uczciwie powiedziec: zrobilam co moglam. Jakie wyjscie Ty widzisz? Myslalas o poradni malzenskiej, terapeucie? Moze cos by to dalo? Pozdrawiam.
  4. @z - o wine to tam nie szlo, moze bardziej o racje. ;) Ale co co by nie chodzilo - wazne, ze sa jakies istotne wnioski dla nas samych.
  5. Toksyczna na pewno w jakims stopniu (mniejszym lub wiekszym) bylam i pewnie nadal gdzies tam jestem. Tego nie neguje. Wlasnie powoli dochodze do zrodla/jadra swojego leku. I tak jak sie tego spodziewalam - to ten najbardziej pierwotny lek, zrodzony z instynktu samozachowawczego. Ale tez powoli zaczynam to rozumiec. Czasem potrzeba cos nazwac, wtedy staje sie mniej wrogie. Jednak zanim nazwiemy, trzeba to zlokalizowac. Mnie sie jeszcze w dziecinstwie popierd*lily rodzaje krytyk i w koncu nie odroznialam tej konstruktywnej od destruktywnej - i wsadzilam je wszystkie do jednego worka. Czy lek jest toksyczny? Na pewno - bo zatruwa nam zycie. Ogranicza. Nie pozwala na swobodne dzialanie. Kieruje naszymi decyzjami. A co do partnerow i oczekiwan wobec nich... Zadzialal mechanizm: na wszystko trzeba sobie zasluzyc. Na prawo do czegokolwiek trzeba zapracowac. Nie ma nic bezinteresownie. Widzialam ich toksycznosc i to, ze moga mnie zranic, ze czasami ciezko sie porozumiec - a mimo to mialam nadzieje. Byla to nadzieja "papierowa", oparta na moich wyobrazeniach - a nie na znajomosci rzeczywistosci. Szukalam w nich tego, czego mi brakowalo jednoczesnie nie wiedzac, jak to wyglada. Nie na zasadzie: mialam cos i stracilam, teraz tego szukam. Szukalam czegos, co sobie wyobrazilam - bo to, ze odczuwalam brak, niedosyt, niedostatek bylo oczywiste. Gdybym wtedy wiedziala to co teraz - ale nie wiedzialam. Bylam jak dziecko we mgle, dlatego tak podatna na zranienia bo nie znalam swiata. Mialam bardzo zafalszowany obraz. Siebie i otaczajacej rzeczywistosci. I wcale nie bylo mi latwo spojrzec prawdzie w oczy, gdy to odkrylam. "Work of pain" jak mowi Bradshaw.
  6. @gingerbread - ale mamy prawo oczekiwac, ze rozmowca odniesie sie do mnie z szacunkiem. Jesli tak nie jest, to w tym zwrot i w swoja strone. Zasluguje na szacunek i odchodze z miejsca, gdzie go nie ma - i nie analizuje dlaczego bo to nie moj problem. Nie wymagam przychylnosci, zgadzania sie ze mna, zrozumienia "co poeta chcial przez to powiedziec". Mozna sie nie zgadzac i polemizowac we wzajemnym poszanowaniu odrebnosci. Odmienne zdanie tego nie wyklucza.
  7. @gingerbread new - moim zdaniem niektore jego wypowiedzi pod moim adresem sa toksyczne. Przyklad? Opisujac swoja sytuacje jako "partii do zwiazku" nazwijmy to tak potocznie - uzylam okreslenia "rysa na szkle" (majac na mysli to, ze opiekuje sie dzieckiem inwalida), wylacznie w kontekscie wydolnosci partnerskiej. Ktos, kto bedzie rozwazal zycie z kims takim musi uwzglednic pomoc przy opiece nad chorym a chyba nie ma tlumow chetnych do dodatkowego obowiazku w wieku 50+. I dokladnie to mialam na mysli. Mozna przeczytac na topiku. Nie okreslilam tymi slowy literalnie mojego syna. A pan z topiku od razu uogolnil i gluchy na tlumaczenia potraktowal jak moje credo zyciowe. Po czym zapytal gdzie jest ojciec i (nie czekajac na wyjasnienia) wydedukowal, ze go zostawilam a nie podjelam wspolnego trudu, nie pracowalam nad zwiazkiem itp. Czyli w prostej linii dorabianie d*pie uszu a mnie etykietki "bo to zla kobieta byla". Mnie tam na cudzej opinii nie zalezy, przynajmniej nie tak bardzo jak kiedys, ale to nie do konca fair gdy ktos sekuluje na temat Twojego domniemanego zyciorysu i na tej podstawie wysnuwa oskarzenia? To jest toksyczne i nikt mnie nie przekona, ze jest inaczej. Moze niewlasciwie tez sie wyrazilam o panu z topiku, moze on nie jest toksyczny tylko jego zachowania. Ale nie baczy na to, ze moze komus zrobic krzywde takim osadem.
  8. @yezz - masz sporo racji, moim bledem bylo "dzialanie" (a moze raczej niechec do dzialania) z rozpedu. I wlasnie tego sie obawiam w przyszlej ocenie ludzi - ze z obawy przed kolejna toksyczna osoba (niekoniecznie plci odmiennej) bede sie bala otworzyc lodowke ;) Odebralam (JA odebralam) wpis "z" jako poniekad atakujacy choc wcale taki nie jest. Niestety, nie potrafie jeszcze reagowac "z buta", trzeba mi namyslu i dystansu, jaki zapewnia chocby chwilka czasu. A co do dyskusji z toksycznym gosciem - chcialam sie przekonac na ile to moje uprzedzenia (o ktorych teraz wiem, ze sa wiec trzeba miec sie zdziebko na bacznosci, opracowac jakas swoja technike do neutralizacji w/w) a na ile prawda. Poza tym, patrzac na to z boku teraz, w jakims sensie czulam sie sprowokowana (JA czulam, nikt mnie nie prowokowal). Wszystko jest kwestia interpretacji. Krytyki moze juz sie nie boje tak jak kiedys ale wciaz mam uraz do osadzania i wyszydzania. Krytyka moze byc krytykanctwem i zlosliwoscia - a nie wiem, czy potrafie to wlasciwie odroznic. Kazda sytuacja jest pozyteczna jesli niesie ze soba pretekst do zastanowienia sie - nad swoim postepowaniem, nad tym co czujemy i dlaczego, nad zmianami w sobie i wreszcie nad nasza reakcja na innych. Jeszcze jedno wyjasnienie - wczorajsza dyskucja zbiegla sie z pewnym odkryciem (moze to za wielkie slowo, ale chcialabym to adekwatnie wyjasnic) ktore spowodowalo, ze poczulam sie bardzo podatna na zranienia. Kiedys o tym napisze, na razie jestem w trakcie przerabiania tego tematu. To jak wyeksponowanie otwartej rany, ale jest potrzebne zeby te rane odkazic i zaleczyc. I wlasnie w takim procesie - no coz - wcale ze swoich reakcji nie jestem zadowolona ale postaram sie, aby to nie poszlo na marne. Moja reakcja nie byla toksyczna - byla lekowa. Czy mozna to utozsamic? Nie czuje sie super komfortowo gdy ktos mi czyni uwagi ale juz rozumiem, ze to czesc zycia, ze ten ktos nie chce mnie upokorzyc, pokazac gdzie moje miejsce czy wymadrzac - ale dostrzega to czego ja moge nie dostrzec i informuje mnie o tym. To tez wiele mi mowi. Nie jest to wiedza radosna ale trzeba zaakceptowac przeszlosc zeby sie z nia pogodzic i moc isc dalej bez balastu. Moze nie do konca fortunny przyklad - pies mojej kuzynki. Kiedy wzieli go ze schroniska jakies 3 czy 4 lata temu - to byl klebek nerwow i strachu. Chowala sie po katach i bala nieomal wszystkiego. Mloda, dwuletnia suczka. Zero agresji - czego mozna sie bylo spodziewac po psie - nawet nie szczekala tylko uciekala i sie chowala. Bardzo nieufna. Nowi opiekunowie mieli mnostwo watpliwosci bo ten stan trwal bardzo dlugo i bez zmian. Pies byl prawie na pewno ofiara znecania sie - do tego stopnia, iz zatracil instynkt samozachowawczy i pozostala jej tylko ucieczka i schronieniem. Dzis jest radosnym psem ale resztki owego leku pozostaly. Wiem ze kuzynostwo obchodza sie z nia bardzo dobrze i dzieki nim nabrala od nowa ufnosci. Ale zauwazylam ze boi sie np osob z kijkami spacerowymi, staje sie niespokojna, chce uciekac. Z ludzmi, jak mi sie wydaje, jest podobnie. Po czesci utozsamiam sie z reakcjami tego psa bo u mnie wygladalo to identycznie. Nie bylam zdolna do czynnej obrony - czulam sie jakby czesc mojej psychiki odpowiedzialna za bronienie sie zostala amputowana albo unieszkodliwiona w jakis sposob. Ucieczka tez nie wydawala mi sie dobrym sposobem bo dokad uciec... I teraz te wszystkie traumy, wyuczone zachowania itp trzeba zmianic tak, by lepiej, szczesliwiej, pelniej zyc. Pozbylam sie uczucia ze mam podciete skrzydla. Pozbylam sie rowniez odczucia przymusu, presji. Ale wciaz sporo zostalo do przepracowania. Pozdrawiam
  9. @Ama - i takie rozmyslania "co by bylo gdyby" tylko doluja. Kazdy z nas ma takie "gdybania" jakby glebiej poszukac. Kazdy chcialby zeby gdzies, kiedys, w przeszlosci podjal inna decyzje czy los inaczej pokierowal. Ale nie warto nad tym sie zbyt dlugo i mozolnie zastanawiac, bo jaka korzysc? Smutek na wlasne zyczenie? Zlosc? Jestesmy jacy jestesmy, tu i teraz. Jedyne, na co mamy wplyw to przyszlosc. I nasze nastawienie do zycia. A ja moze juz wkrotce bede miala bus szkolny dla syna, wczoraj dorwalam managera transportu z osrodka i przypomnialam mu sie. Bo najzwyczajniej mu umknelo (jak sie okazalo) podczas mojej nieobecnosci. Wszystkim trzeba przypominac i jak czlowiek bedzie taki "przepraszam ze zyje" to nic nie zalatwi. Dzisiaj zas po raz pierwszy starszego odbierze mlodszy syn, zabiera do szkoly samochod. Tak jest bardziej sensownie, mam dzis wizyte u lekarza o 13 i tylko bym sie spieszyla a nic nie zrobila w miedzyczasie bo taki rozwalony dzien. Ide wiec ze starszym na nogach do osrodka a mlodszy go przywiezie po poludniu.
  10. Hej! Artykul uwazam za tendencyjny :P Ale ciekawy do poczytania. Czy z wyboru, czy nie - czlowiek nieparzysty jest inaczej postrzegany przez spoleczenstwo (przynajmniej w Polsce). Stereotypy wiecznie zywe. Dam taki przyklad z mojego niedawnego pobytu. Rozmawiam sobie z obca osoba (kobieta) i w czasie rozmowy pada stwierdzenie o mezu, ja na to ze nie mam meza, ona pyta dlaczego, ja na to ze nie ukladalo nam sie i odeszlam, ona na to: a w tym wieku to pani bedzie trudno kogos znalezc... Ja na to: nikogo nie szukam. Ona spoglada z niedowierzaniem: tak sie mowi ale samemu ciezko. I taka oto przemila dyskusje prowadzilam. @Ama - lepiej byc samej niz z byle kim.
  11. @z - no wlasnie. Do d*py. Zakonczmy ja wiec za obopolna checia zakonczenia.
  12. @z - odpowiedzi na Twoje pytania/watpliwosci sa w poscie powyzej. Tym z linkiem. Kolejna nadinterpretacja tracaca osadem, ocena, krytyka - i wnioskowanie. A nie lepiej zapytac co autor mial na mysli zamiast spekulowac: a moze chcial sie wymadrzyc, a moze chcial dokopac, a moze oswiecic. Od ratowania jest pogotowie jak sama nazwa wskazuje ;)
  13. @trzydziestolatka - jestes bardzo swiadoma osoba i umiesz przyznac sie do bledow. To wcale nie jest tak czesto spotykana zaleta. Masz rodzicow ktorzy sa Ci zyczliwi - popros ich o pomoc. Opowiedz im wszystko (choc sadze, ze to po czesci zbedne, sama piszesz ze maz pokazal im sie z najgorszej strony wiec duzo wyjasniac nie musisz). Jego zachowanie jest typowe dla - jak sama zauwazylac - malutkiego czlowieczka leczacego kompleksy. Ale nie o nim tu mowimy, tylko o Tobie. Dlatego, ze Ty dla siebie jestes najwazniejsza i od dzis niech tak zostanie. Nadcisnienie, problemy ze snem to implikacja nadwagi, a najgorsze jest to szybkie przybieranie na wadze (znam to z doswiadczenia, mialam ten sam problem - zajadanie stresow a potem zonk i 25 kg na plusie). Ogranizm nie moze sobie poradzic z nadmiarem i dzieja sie niemile rzeczy, serce tez nie wydala. Mozesz miec nerwice ale ja tu nie jestem lekarzem, nie wydaje diagnozy tylko przypuszczenia. Konieczna wizyta u lekarza, u psychologa - i zabieramy sie za siebie, OK? Dasz rade. Nie jestes sama. I nie Ty jedna bo nas tutaj - kobiet o podobnych zyciorysach - jest mnostwo. Jedne z nas wyszly z toksycznego zwiazku, inne sa na dobrej drodze do uwolnienia sie. Jeszcze inne budza sie i odzyskuja wladze nad swoim zyciem krok po kroku. Same ksiazki wiele nie zdzialaja, one moga byc jedynie drogowskazem - ale droge wybierasz Ty sama. Powodzenia, i zostan z nami tutaj, na topiku. On juz wielu z nas pomogl (w tym nizej podpisanej) i pomoze tez Tobie.
  14. Witam juz z domu! Pobyt swiateczny zlecial jak z przyslowiowego bicza, ale zdazylam zrobic wszystko co zaplanowalam. Duzym plusem owego pobytu, pierwszego takiego dluzszego od czasu, kiedy zostalam "na swoim" - byly pewne sensowne przemyslenia i wnioski odnosnie osob, z ktorymi obcuje i ktore znam od lat. Sama wieloletnia znajomosc nie wystarcza, jak sie okazuje. Ale to calkiem odrebny temat i nie bede sie teraz rozpisywac. Nabylam co trzeba i teraz mam huk roboty - najpierw jednak trzeba to wszystko uporzadkowac zeby sie nie pogubic w trakcie pracy, chodzi mi glownie o materialy do dekoracji bo mam ich bardzo duzo. Wczoraj wieczorem juz sporo zrobilam, reszta zostawial na dzisiaj. Ten tydzien przeznaczam na sprawy organizacyjno-porzadkowe - chyba, ze zrobie wczesniej to zabiore sie juz za wlasciwa robote. Mialam przez weekend gosci - przyjaciol, ktorzy przywiezli mnie z lotniska, ustalilismy ze zostaja do niedzieli bo u nas jest pchli targ i nie byloby sensu zeby przyjezdzali ponownie az z Limerick. Spedzilismy fajnie czas, jak zreszta zawsze bo to sa bardzo sympatyczni ludzie i na poziomie, nie stanowia goscinnej kuli u nogi ale sa nawet ogromnie pomocni i ich wizyta to polaczenie przyjemnego z pozytecznym. Kazdemu zycze takich gosci. I na tym placu kupilam parawan do pracowni - niedrogo, recznie malowany z jednej strony, wyglada mi na lata 60-te. Tylna czesc trzeba jakos "podrasowac" zebym nie musiala patrzec na gole panele - jest pomalowana na kremowo, nie wiem czy jest sens malowac bo bedzie wtedy wygladac zbyt "nowo"; wyczyszcze tylko i cos na tym nakleje, jakos udekoruje... Na froncie sa malowane kalie, bardzo delikatnie stylizowane na secesje (to moje wrazenie), tak mi sie kojarzy. W domu zastalam porzadek, syn sie sprawil na medal bo wszystlko tak jak sie nalezy i nawet w samochodzie pol baku, kola dopompowane a samochod umyty. Czyli moge latem jechac na 3 tygodnie z czystym sumieniem ;) Przywiozlam przeziebienie, ktore zlapalam zaraz przed powrotem, nic powaznego ale lekko upierdliwe. Wrzuce Wam zdjecie tego parawanu jak wroce. Milego dnia!
  15. Wlasnie cos mi sie skojarzylo w trakcie pisania na sasiednim topiku (samotni po 50-ce). Otoz odkad jestem w atmosferze pozbawionej toksyn, mam okazje spojrzec inaczej, zaryzykuje stwierdzenie: wlasciwiej, zdrowiej - na siebie i otoczenie. Przedtem moje pobyty w Polsce byly niejako ucieczka, szukaniem spokoju - teraz przyjezdzam z wizyta, z przyjemnoscia. Odwiedzic stare katy, spotkac starych znajomych. Mam taka kolezanke, znamy sie od pol wieku. I oprocz tego dlugiego czasu nic innego nas nie laczy. Dopiero teraz sobie to uswiadomilam. Utrzymywalysmy kontakty tylko i wylacznie z tego wzgledu. I nie sadze, zeby ta nasza znajomosc wniosla cokolwiek nowego, pozytywnego, progresywnego do mojego zycia. Smutne ale prawdziwe... Mam blizsze mi kolezanki ktore znam kilka lat, lepiej sie rozumiemy, ciekawiej spedzamy czas i inna jest nasza plaszczyzna porozumienia. I ze tzw bliskosc tylko i wylacznie ze wzgledu na czas - nie wystarczy. Mam tez inna przyjaciolke, znamy sie od liceum - i tutaj jest wiez, jest porozumienie i zupelnie inaczej spedzamy czas. Wlasnie dzisiaj jade ja odwiedzic i bardzo sie ciesze, bo mamy wiele wspolnych tematow, pewnie pojdziemy na dlugi spacer i oczywiscie po raz kolejny zostanie nam tak wiele do powiedzenia na nastepne spotkanie. Jutro zas jade do kuzynki z ktora tez jestesmy sobie bliskie, pomimo odmiennych punktow widzenia, to kwestia tolerancji i wyrozumialosci oraz wzajemnego szacunku. Zawsze lubilam jej dom i atmosfere a teraz chyba jeszcze bardziej potrafie ja docenic sama majac w domu spokoj i bezpieczenstwo. To niesamowity komfort psychiczny - spokoj we wlasnym domu. U mnie jesli sa jakies problemy to wylacznie z powodu choroby syna ale to jest oczywiste - to raz, a dwa - sa lekarze i terapeuci do ktorych moge sie zwrocic i wiem, ze otrzymam pomoc. Inna sprawa, ze to jest niejako czesc mojego zycia ktora akceptuje. Co innego gdy ktos obcy nazywajacy sie partnerem stwarza atmosfere leku i niepokoju zamiast dac wsparcie w trudnej sytuacji.
  16. Masz racje, restless - natura nie zalezy od narodowosci. Dlatego nie lubie szufladkowania typu: Niemcy to tacy a Anglicy owacy. Uogolnianie. Ale jesli ktos ma despotyczna nature to taka osoba jak Ty (unikajaca konfliktu) bedzie dla niego woda na mlyn. Naprawde uwazam, ze powinniscie sie przeprowadzic "na swoje" a z rodzina partnera widywac jak najrzadziej. Mnie sie wydaje ze to wlasnie ich bliskosc psuje wasze stosunki. Partner jest zwiazany z rodzina jakims chorym, dysfunkcyjnym wezlem ktory dla jego wlasnego dobra nalezaloby przerwac. Nikt nie ma prawa wtracac sie w wychowywanie Twojego dziecka i jest to zwykly nietakt, jesli nie chamstwo. Pozdrawiam swiatecznie!
  17. Wszystkim Topikowiczkom i Topikowiczom - radosnej Wielkanocy, smacznego swiatecznego zarelka (ale z umiarem), duzo usmiechu, zyczliwosci oraz ciepla. @restless11 - sprobujcie rozwazyc (wraz z partnerem) odciecie sie od rodziny i przeprowadzenie gdzies dalej od nich. Przeciez stanowicie odrebna rodzine i chyba to naturalne by isc "na swoje" i zyc po swojemu. Pogadaj z nim i zaproponuj. Bo moze wlasnie bliskosc rodziny i ich wzajemne zaleznosci psuja Wasz zwiazek. Moze jest jeszcze dla Was szansa? Sprobujcie ja odnalezc. Rozstac sie zawsze mozna. Jesli mieszkasz w Irlandii to jako samotna matka masz wiele przywilejow i nie zginiesz z glodu gdy mimo wszystko zdecydujesz sie na rozstanie. Ale traktuj te opcje jako ostatecznosc, gdy wszystko inne zawiedzie.
  18. Witam wszystkich! U mnie troche ruchu bylo bo krotko jestem a sporo spraw trzeba zalatwic. Rece mnie okropnie swedza do roboty bo mam mnostwo materialow, udalo mi sie wymienic serwetki u plastyczek, mam bezposredni kontakt z polska producentka papieru do decoupage, szukam tylko jakiegos stolarza ktory robi drobna galanterie (szkatulki, pudelka, toaletki itp). Nie sadze aby mi sie tym razem udalo ale przyjaciolka bedzie miec mnie na uwadze szukajac kontaktow dla siebie. Naprawilam co przywiozlam do naprawy, niestety mialam dodatkowy wydatek w postaci nowych baterii akumulatorowych do starego aparatu; kupilam jakies 1,5 - 2 lata temu baterie Energizer, bylo OK a teraz po przyjezdzie okazuje sie, ze nie laduje. Dziwne... Telefon tez naprawilam. Teraz, jak pewnie kazda z Was, przygotowuje sie do Swiat. Nie bedziemy przesadzac, jakies dekoracje, z corka upieczemy sernik i makowiec, dokupie ze 2-3 inne ciasta. Od jutra po poludniu pieczemy i gotujemy, dzis jeszcze luz ;) Syn dzwoni sam z wlasnej inicjatywy codziennie. Zawiozl wczoraj eksia gdzies i dostal od niego pol stowki. Tyle nowosci na dzisiaj :D Milego dnia!
  19. chodzi o to, ze gostek jest nawalony jak dzialo ;) A jak sie jest na lufie to najmniejsza gorka jak Mount Everest ;) Ech, studenci! :D
  20. ale tego to na pewno nie bylo - tez sie usmialam ;) http://www.youtube.com/watch?v=ObZtjW5-R9A&feature=share
  21. @sladzik - nu, skleroza... Nie bylam pewna do konca czy juz podawalam, ale jak to mowi przyslowie:od przybytku glowa nie boli...
  22. @Eutenia - mysle podobnie. I nie wierze, ze mezczyzne (doroslego) mozna "wychowac". Wychowac to moze matka dziecko a dorosly czlowiek musi sam dorosnac do pewnych spraw. Gdzies czytalam takie zdanie: jesli czegos nie umiesz uszanowac to znaczy, ze na to nie zaslugujesz, ze nie dorosles do tego. I tutaj mamy odpowiedz. Wierze zas w zasade akceptacji danej sytuacji czy osoby takiej jaka jest - i dopiero po owej akceptacji podejmowaniu dzialan. Ergo - akceptuje ze partner jest wybuchowy, nieprzewidywalny (to chroni mnie przed zludna nadzieja ze go zmienie, ze stanie sie cud itp) i dopiero jak to do mnie dotrze w pelni - zastanawiam sie czy jestem w stanie byc z kims takim czy nie. I tez wspomne owo dobro dziecka, na ktore tak wiele kobiet w toksycznych zwiazkach sie powoluje - ze tkwia w nich wlasnie dla dziecka. Nie ma wiekszego bledu... Ja zas ze swej strony wiele zrozumialam bedac sama i mogac sie wreszcie zajac soba a nie jakimis toksykami (oni sa naprawde bardzo absorbujacy, ma sie wrazenie ze wysysaja powietrze ktorym oddychamy) - zrozumialam dla siebie. Nie sa to prawdy ktore raduja ale przynosza ogromna ulge. To cos jak pozbywanie sie zludzen do konca i spojrzenie nagiej prawdzie w oczy. Czuje sie teraz o wiele lepiej i nie mam zalu, ze owa prawda znacznie odbiega od moich wyobrazen. Bo wyobrazenia to nie rzeczywistosc i to one moga kiedys bolec gdy sie nagle okaze, ze sa nie do spelnienia. Marzenia, oczywiscie, mam. Ale takie, ktore jestem w stanie sama spelnic. Chcialabym kiedys znow pojezdzic Impreza na przyklad. Co do stanu zdrowia syna tez juz nie mam zludzen, tutaj lepiej nie bedzie. Przez cale lata wydawalo mi sie, ze moze to sytuacja w domu, moze jakies inne czynniki zewnetrzne powoduja jego zachowanie a tu sie okazuje ze on po prostu taki jest, ze to choroba na ktora cierpi i tylko dobor lekow, czasem cierpliwosc w znoszeniu trudniejszych dni - i tyle. Mowiac: chcialabym by byl zdrowy to tak jakby slepy mowil: chcialbym widziec. Nie znam innej rzeczywistosci, nie wiem jak naprawde wyglada wiec daruje sobie, szkoda energii, lepiej spozytkowac ja na zycie biezace. Milego, snieznego dnia
  23. Dziewczyny - cud! Przespalam cala noc i nawet sie na siku nie obudzilam! A wstalam dokladnie na dwie minuty przed "dzwonkiem"! Babka chce kupic lampe ktora wystawilam pol roku temu na sprzedaz w ogloszeniach lokalnych i odnawialam co miesiac. Zawsze to pare groszy na paliwo bedzie :P A lampa lezy i zajmuje miejsce od miesiecy. Mialam wczoraj taka troszke niemila sytuacje ale wszystko sie ulozylo - dostalam z ebaya nieodpowiedni towar (obiektyw ktory nie pasowal do mojego aparatu), zwrocilam sie do sprzedajacego o zwrot i przyjal. Odesle mu to dzisiaj a on mi zwroci kase na paypala. Szybko i bez problemow. Niewalsciwy towar zdarzyl mi sie po raz drugi i nigdy nie bylo zgrzytow, poprzednio babka machnela reka na paczke serwetek i wyslala mi inne z przeprosinami (bylo inne zdjecie na anonsie). Dzisiaj mam spotkanie, nie chce mi sie isc ale opuscilam poprzednie to sie zbiore i pojde. Zwolnie sie wczesniej, pojade do Tipperary. I tyle wiesci na dzisiaj. Milego dnia!
  24. poplakalam sie ze smiechu... http://www.youtube.com/watch?v=1qf7JKM8Kjk
×