zielony_groszek
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez zielony_groszek
-
Ninke, la luna i reszta dziewczyn - mam pytanie: czy wasi mężczyźni trzymają zdjęcia byłych żon? Czy wszystkie pochowali? Pytam, bo zobaczyłam wczoraj ramkę odwróconą zdjęciem do półki. Pech chciał, a może i moja durna ciekawość, że półka była szklana i zobaczyłam... to było zdjęcie z ich ślubu. Nawet nie majcie pojęcia jak bardzo mi dziś smutno... :( Co ja mam o tym myśleć? Czasem brakuje mi sił... a czasem tak bardzo chciałabym zniknąć.
-
Trzeba umieć się cieszyć, tym czym życie nas obdarowuwuje. Ludźmi, którzy są z nami tu i teraz. Gdybym nie podjęła tej próby, którą podejmuję każdego dnia ominęłoby mnie szczęście. Nie chcę go stracić, tylko po to by zrozumieć jak ważne było. Niestey ludzie często doceniają takie chwile i takich ludzi, gdy już ich nie ma. A ja chcę cieszyć się tym, że są... nie że byli :) \\\"Miłość nie jest całkowicie gotowa. Ona się staje. Nie jest solidnym zakotwiczeniem w porcie szczęścia, ale podniesieniem kotwicy i kursem na pełne morze w czasie łagodnej bryzy czy burzy. Nie jest triumfalnym TAK, wielkim punktem finalnym w muzyce pośród śmiechów i braw, ale jest mnóstwem TAK, które wypełniają życie, pośród mnóstwa NIE, które się skreśla po drodze.\\\"Michel Quoist Miłego weekendu :)
-
No to wypada tylko cieszyć się wraz z Tobą, że udało się wam :) Czego i sobie i pozostałej reszcie forumowych koleżanek, z całego serca życzę :D
-
Ach jo :) Ale i tak będę stała na straży zdania, że nie chciałabym żeby podejmując decyzję o rozwodzie, robił to ze względu na mnie. I aby udowodnić, że chce. Większość z nas na tym forum, pojawiła się w życiu naszych nie naszych mężczyzn, kiedy ich sprawy rozwodowe trwały, a zatem nie byłyśmy ani ich przyczyną ani motywem. Pzdr
-
Echh... chyba nie wiesz o czym piszesz! To, że facet już jest w trakcie rozwodu, to jeszcze nie powód do radości. W takich związkach trzeba dużo więcej pracy, walki z kompleksami, szczerości, cierpliwości, determinacji, zrozumienia i miłości. To codzienne zmagania ze strachem i wątpliwościami. Ostrożność... taka, która czasami schładza marzenia i zabrania szaleństw (takich jakie zwykle towarzyszą w tym pierwszym etapie zakochiwania się). Jeśli więc wydaje Ci się, że rozwód w trakcie to sukces, to jesteś w błędzie. Pozdrawienia dla la luny, ninke, ktosia i celineczki :) Gdzieśta są robaczki? ;)
-
Do tomascook i reszty, która nie wie - małe sprostowanie. On nie ukrywał, że jest w trakcie rozwodu. Był ze mną szczery i uczciwy. Od momentu, a myślę że od naszego 3 spotkania, kiedy zaczęło robić się magicznie - chemicznie powiedział mi o tym. Pozwolił mi samej zdecydować czy chcę. Więc odcinam się od Twojej wypowiedzi, że facet powinien rzucać wszystko i wybrać mnie, bo na zawróciłam mu w głowie. Powtarzam raz jeszcze - on się już rozwodził gdy poznaliśmy się. I tyle :)
-
Witaj Ktosiu... :) Mam chyba masę szczęścia, że u mnie nikt nie miesza, nikt nie próbuje na siłę naprawiać jego małżeństwa. My mamy o tyle łatwiejszą sytuację, że jego (w sumie już zaraz była) żona mieszka w innym mieście. A on wrócił tu, do swojego. Jesteśmy tu wśród swoich rodzin, przyjaciół, znajomych... i jakoś nie mają żadnych objekcji, nie widzą w tym ani nic złego ani niestosownego. A jak jest u Ciebie?
-
Mam nadzieję, że miałyście udany weekend :) Pozdrawiam - do spisania się groszek
-
Witajcie kochane :) Widzę, że znów ominęła mnie spora część waszej wczorajszej rozmowy. Faktycznie dziewuszki, nie ma sensu wkręcać sobie smutków. Cieszę się, że wasi meżczyźni są dojrzałymi i kochającymi ojcami, to dobrze rokuje... dla was również :D Całuski
-
Pewnie masz rację... też uważam, że to szczyt miłości. I dlatego tak bardzo mi ciężko, gdy słyszę jak bardzo on chciał mieć z nią dzieci...
-
Heh... rozumiem Cię doskonale. U mnie tak się akurat złożyło, że oni mieszkali w innym mieście (stamtąd ona pochodzi), on wrócił tu, już 1,5 roku temu. Ale dopiero w kwietniu br. zapadła decyzja o rozwodzie. My poznaliśmy się jakiś miesiąc póżniej. Jak widzisz, u mnie to wszystko jest bardzo świeże. Może stąd ten strach? Że przez ponad rok, on czekał i wierzył że wrócą do siebie, że się im uda... I nie chcę pogrążać sama siebie, nie chcę oglądac ich wspólnych zdjęć, porównywać się do niej. Czasem nawet proszę, by niektóre wspomnienia zachował tylko dla siebie... nie wywołują mojej zazdrości ale żal, że to nie ja w nich jestem. A z drugiej strony... przecież teraz to mnie przytuli i powie, że tęsknił - nie jej. Bo tu i teraz jestem ja.
-
Nie dopuszczaj do siebie smuteczków. Nie dziś :) Lato, słońce i weekend nadchodzi. Ja nie jestem zazdrosna o jego przeszłość ale tak jak i Ty (zresztą wspomniałam kiedyś już o tym) boli mnie - czasem nawet bardzo, że on mnie nigdy tak nie bedzie kochał. Z jego opowieści choć nie mówi o tym wprost, wiem że kochał ją do szaleństwa. Staram się nie dokładać sobie \"do pieca\" i kiedy zdarzyło się, że oglądaliśmy jakieś zdjęcia i on spytał czy chcę ją zobaczyć - powiedziałam - nie. Nie chcę mieć jeszcze większych kompleksów. Wystarczy, że kiedyś siedzieliśmy na plaży z jego siostrą i znajomymi i zaczęły się tematy wesel (jako że jego siostra wychodzi za mąż), o tym kto to nie chciał by rzucać ryżem (okazało się że on i jego żona) ile butelek wina poszło itp.itd. A ja zastanawiałam się czy przyłączyć się do rozmowy, udać że nie słyszę i uśmiechać się czy może pójść i utopić się w morzu. Wystarczy, że słucham o tym jak byli tu czy tam. Wystarczy...
-
Ktosiu... bije od Ciebie tyle radości, optymizmu i pozytywnej energii :) No żesz kurka - aż zazdrostkam czasami :) Ale ta zazdrość to taka pozytywna. I jak czytam to, co piszesz i jak piszesz to od razu udziela mi się i... jest mi spokojniej i weselej. Pozdrawiam serdecznie
-
A co Was tak wywiało? Pozdrawiam wciąż zielono :)
-
A wiecie co dziewczyny? Najsmutniejsze dla mnie jest to, że staram się podchodzić do wszystkiego \"na chłodno\", bez emocji, bez większych planów i marzeń i tak bardzo racjonalnie... wiem, ja wiem, że zależy mi na nim i tęsknię gdy go nie ma - ale brakuje tego szalonego porywu serca, tego gorącego płomienia takiej wielkiej magii... hmm, sama nie wiem jak to ująć to wszystko jest tak \"wyważone\" jakby \"wyjałowione\", może nawet za bardzo... Pewnie wiecie o co mi mniej więcej chodzi, to tak jakby nie było tego pierwszego wielkiego, namiętnego uczucia. Jest mi z nim rewelacyjnie - uwielbiam go ale... nie jestem pewna czy go kocham. Do tej pory kochałam inaczej... a może to moje serduszko się wyjałowiło zanim nastał On...?
-
Oj... to niefajnie. Chwalić się nie będę ale akurat na to nie mogę narzekać :) Nie przejmuj się - jestem pewna, że już niedługo nadrobicie z nawiązką. Trzymajcie się :)
-
Różnie to trwa. Od 1 do 3 lat. Można wnieść o procedury uproszczone i wtedy jest znacznie szybciej. Na początku i tak zawsze jest rozprawa pojednawcza i jeśli nie dojdziecie do porozumienia, na następnej może być już nawet orzeczenie o rozwodzie. Zależy to jednak od wielu czynników np. czy macie dzieci, jak długo jesteście małżeństwem, czy ma być orzeczenie o winie którejś ze stron czy bez takiego orzeczenia, czy dogadany jest podział majątku, czy wnosi się o alimenty dla dzieci albo dla powoda/powódki, no i przede wszystkim czy nie utrudniacie sobie wzajemnie ;) Z tego co wiem są trzy czynniki, które muszą byc spełnione: rozkład pożycia uczuciowego, gospodarczego, a trzeciego nie pamiętam :) Generalnie, sąd nie musi przychylić się do pozwu rozwodowego i może orzec separację (zadaniem sądów nie jest rozwodzenie a doprowadzanie do pojednania) jeśli widzi szansę na odbudowanie małżeństwa. Często orzeka separację, jeśli rozkład małżeństwa trwa krócej nić od roku. Dlatego jeśli zależy Ci na rozwodzie a nie na separacji warto tak skonstruować pozew by pokazać, że rozkład pożycia jest trwały czyli trwa więcej niż rok i wszelkie uczucia wygasły.
-
---> Witam niespodziankę :) Słuchaj, skoro jego żona nie wie o Tobie, nie ma dowodów, Twoich danych, innych świadków którzy wiedzą o Tobie to jak może wezwać Cię na świadka? Swoją drogą dobrze, że żadna z nas nie trafiła na taką, która \"sama już nie chce, ale nie odda\" wiecie - śledzenie, dziwne zbiegi okoliczności, groźby itp. Tak czy inaczej szczęściary z nas :) Miłego dnia
-
no ja chwilkę poczekałam, ale tylko chwilkę i powiedziałam swojej mamie (myślę zresztą, że sama się domyślała) i pewnego dnia, gdy spytała jak to możliwe żeby uchował się taki fajny 29-letni facet, odpowiedziałam jej, że nie uchował się :) Zresztą, tak jest chyba lepiej - jest jasna sytuacja i w razie \"W\" zawsze mogę pogadać z mamą. Mam to szczęście, że moi rodzice są wyrozumiali, wiedzą że w życiu bywa różnie i nie przekreślają nikogo, choćby z powodu rozwodu. Choć pewnie wymarzyli sobie dla mnie kogoś bez bagażu takich doświadczeń, to myślę że cieszą się przede wszystkim moim szczęściem - czego i Wam moje miłe życzę :)
-
ninke, ale ubaw :D u nas ten pomysł z zamieszkaniem wyszedł z jego strony dość niedawno i też zależy od paru czynników (niezależnych od nas). A dokładnie dziś zaproponawał to ponownie :) Powiedziałam, że owszem ale najpierw poczekam jak się już formalnie zakończy sprawa. Zobaczymy... :) Pozdrawiam i zmykam pod kołdrę
-
Ktosiu... mam nadzieję, że dzis już troszkę Ci weselej :) Też miewam chwile zwątpienia. Szczególnie dlatego, że zbliża się rozprawa. Jest to już drugi wyznaczony termin. Na pierwszą nie pojechał, twierdząc że chce się z żoną dogadać jak dorosły z dorosłym (generalnie chodzi o podział majątku).Kiedyś w trakcie rozmowy (zawsze słucham go bardzo uważnie i obserwuję bo nie czuję się jeszcze bezpieczna) usłyszałam, że on nie chciał tego rozwodu... Czasem sobie myślę, że on nigdy nie będzie mnie kochał tak mocno jak ją kochał... Termin rozprawy nadchodzi wielkimi krokami, przed nami jeszcze weekend nad morzem i zastanawiam się czy nie uciec, zrezygnować. Boję się, ba... mało jestem przerażona - pewnie złość, rozczarowanie już trochę mu minęły - żal pewnie pozostał. I tego obawiam się najbardziej, że kiedy emocje opadły on może zechcieć dać IM kolejną szansę, spróbowac raz jeszcze - przecież kochał ją tak bardzo, że wracali do siebie z 10 razy (jeszcze zanim się pobrali)... A ja... kim jestem? Cholercia, nie wiem jak mam walczyć z tym strachem :(
-
Oo, no to widzę że nie mam sie czym martwić :) Kurczę, uderzające są te nasze podobieństwa - też poznałam jego siostrę i myślę, że rodzicom coś popowiadała. A z tym, że rodzice zauważyli w nim \"szczęśliwostki\" sam mi powiedział :) Miłej nocy (tym razem całkiem serio) :D
-
a tak na marginesie - ninke i la luna, czy wasi mężczyźni przedstawili was już swoim rodzicom? Rodzice mojego nie mojego wiedzą o mnie ale nie zostaliśmy sobie jeszcze przedstawieni. On mówi \"pamału\", \"po kolei\"... hmm, co o tym myślicie?
-
cześć dziewczyny :) Ciekawe, co by nasi nie nasi powiedzieli gdyby poczytali ten nasz topic :) Pozdrawiam i uciekam w objęcia - dziś tylko Morfeusza ;)
-
Potroiła zyski - świetnie ujęte :D Tym bardziej gratuluję! I szczerze podziwiam - za cierpliwość a przede wszystkim za odwagę by walczyć o swoje własne szczęście. Bo nie ukrywam, nie wiem czy umiałabym.