pełna szklanka
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez pełna szklanka
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 8
-
Ama_leta :) Jeżeli oboje wiecie, czego chcecie, to czemu ma się nie udać?
-
Mrówka, a powiedz, kiedy mała ma wakacje i czy coś planujecie wspólnego? Czy ona ma jakies pojęcie o tym, co Ty czytasz obecnie, rozmawiałyście kiedyś o tym? Myślę, że ona bardzo rozsądnie podchodzi do swojej przyszłości, ma plany skończyc szkołę, studiować w Polsce. Ty ją znasz lepiej - czy to jest takie gadanie, czy nosi znamiona rzeczywistego planowania? Moja jest 2 lata młodsza, ale tak konkretnych planów, to nie ma. Ciągle nie wie, co by chciała studiować. Ostatnio wychowawca na obozie (psycholog) zachęcał ją do psychologii, nawet się zainteresowała tym :) Ale wiesz, podczas wakacji mogłybyście coś razem wymyślić, jak najlepiej spędzić najbliższe lata. To jest teraz Twoja najbliższa rodzina - Mrówcia - masz rodzinę! Nie kłopot - tylko szczęście. I masz TYLKO trzydziestkę na karku, więc przestań gadać o jakichś zmarnowanych latach.
-
Halls, znajdzie się ten ktoś, kiedy i Ty będziesz miała coś do zaoferowania bez wydarcia połowy (albo całej) siebie. Tylko spokojnie do tego podejdź. Jestem tym, kim myślisz, że jesteś. Jeżeli ciągle jesteś niewarta miłości, to.....nie jesteś warta miłości. A jeżeli ciągle tak myślisz o sobie, to ten, co się nagle zjawi, jako darczyńca, kiedyś Cię opuści.....z wydartą Twoją częścią. Spokojnie. Też teraz przeczytałam, że często Ci, którzy wchodzą na tzw. drogę samorozwoju, zamiast budować miłość do siebie, nadmuchują swoje ego...Najpierw trzeba zaznać pokory. Pierwszym stopniem pokory jest uznanie, że nie kocham siebie, bo........I przyjąć to za stan normalny. Potem dopiero UZNAĆ, że chcę to zmienić. Potem, obserwować siebie, swoje emocje, które pojawiają się na czyjąś dezaprobatę (być może ktoś powiedział coś, w jego myśleniu, neutralnego, a ja to odebrałam, jako krytkę). Uznać, że JA i tylko JA kształtuję swoje emocje, w oparciu o przeszłe doświadczenia i emocje. Ktoś może mieć zupełnie inny wzorzec. A teraz idę spać, bo jutro wcześnie wstaję :) Dobranoc
-
Ponieważ każda z Was wyczytała z tekstów Ewy dokładnie to, co sama chciała wyczytać - wyszły zupełne sprzeczności... Ja wyczytałam u Ewy ogromny strach i ból przed przyszłą sytuacją, kiedy zrozpaczona synowa wykrzyczy jej, że wychowała toksyka, który zniszczył jej (tej synowej) życie... Czy takie zarzuty nie pojawiają się czasami w Waszych ustach na topiku o molestowaniu?
-
Ewcia Pięknie napisane. Quest jestem już po tych ustawieniach. Mówią tam, żeby nie rozdrabniać energii, jak została stworzona na tej terapii, np. poprzed opowiadanie szczegółowo o tym lub nawet zbyt intensywne rozmyślanie, analizowanie tego, co się wydarzyło. Bo swoimi myślami można zakłócić jakby ustalony tam porządek. Teraz ma się \"dziać samo\". Dlatego powiem tylko ogólnie, że w moim przypadku, niewiele się myliłam...a właściwie wcale. Nie wiedziałam tylko, że to \"coś\" ma tak duży ciężar gatunkowy. To znaczy, hmmm...., powinnam być w dużo gorszej kondycji, niż jestem. Mogę szczerze polecić tę metodę (ustawienia systemowe Hellingera), jak ktoś jest niezdecydowany, to chociaż, jako uczestnik. Wrażenia są niesamowite, dogłębne i mogą całkowicie zmienić postrzeganie siebie i swojej rodziny. Właściwie tak się najczęściej dzieje. Nagle niezrozumiałe znajduje wytłumaczenie zupelnie inne, niż się do tej pory człowiek sam doszukał. Żeby mieć tę wiedzę, trzebaby mieć doskonały kontakt z duszą, ale pod warunkiem, że dusza chciałaby zdradzić swoje tajemnice. Być może czasem próbuje coś nam przekazać, tylko my nie umiemy odbierać. W metodzie ustawień mamy wszystko czytelne, po prostu bardziej dostosowane do naszego odbioru. To jest oczywiście moje zdanie, zresztą zupełnie nieważne, dla samej istoty sprawy. Jedno - co powtórzę - warto przejść takie ustawienie chociaż raz. Bardzo dużą uwagę zwraca się tam na włączenie w system rodzinny osób tzw \"wykluczonych\" (zmarłych, a zwłaszcza nienarodzonych lub wykluczonych z powodu konfliktu). Wykluczenie strasznie obciąża system. Inny członek rodziny może jakby chcieć przeżyć los tego wykluczonego, w \"zastępstwie\". Często, chce po prostu umrzeć i pójść za nienarodzonym bratem, czy siostrą. W dodatku, okazuje się, że nienarodzonych dzieci jest mnóstwo. Dlatego o tym piszę, żebyście sobie może przypomniały jakieś takie fakty w rodzinie. Jeżeli takie fakty były, to uważam, że koniecznie trzeba pójść na ustwienia, bo tylko tam można tego członka rodziny wprowadzić z powrotem w system, i zdjąć ciężar z osoby \"zastępującej\".
-
Myślę sobie, że.... To jesteś w końcu matką, ojcem, czy dzieckiem? Co to znaczy \"pryzmat dziecka\"? Masz w sobie miarki na wszelkie możliwe osobowości i sytuacje? Nie zazdroszczę ufności w miarki. Zanim zdążysz je poprzykładać wszystkim Twoim bliskim, staną się nieaktualne. Życie płynie. Uczucia płyną. Świat się dzieje. Codziennie.
-
Idalka Życie nie kończy się na jednym szefie.......
-
Bliskoznaczna, ja też chcę !!!!!!! :D:D:D:D:D
-
Present na to mam drugi przykład. Drugi kolega (fakt, że miałam szczęście współpracować z mądrymi ludźmi :) ), w tamtym roku bardzo awansował. Przed odejściem od nas, uległ panice tego mojego kolegi, o którym pisałam wcześniej, a którego charakter trochę jest mi znajomy, ze względu na znak zodiaku (taki, jak mojego męża :) )......i \"zrównał mnie z ziemią\"....tuż przed samym swoim odejściem. Mój ukochany ocenił to jednoznacznie. Mój kolega, dotychczas równorzędny....bał się moich kompetencji zawodowych w momencie, kiedy zostawał szefem. I robił wszystko, żeby mnie umniejszyć. Wciągnął w to tego drugiego, rzeczywiście, niekwestionowanego autoryteta. I ten drugi (mój równieśnik), dał się wciągnąć w to \"równanie mnie z ziemią\". Chyba myślał, że spalił wszystkie mosty między nami. I co? Wrócił do nas, ze względu na pogorszenie się zdrowia. Ma teraz jakieś tam godziny. Jest zależny od tego, między innymi, co ja uznam (że mi pomagał). Od stycznia. Ja, wtedy, kiedy On miał tę przemowę do mnie, uznałam, że chłopak ma straszny problem z poczuciem własnej wartości. Ale ponieważ właśnie zarzucał mi, że widzę problemy w innych, a nie w sobie......to odpuściłam sobie jakiekolwiek tłumaczenie....... Bo przez poprzedni rok walczyłam z tym, że uważam się za niedorajdę życiową i właśnie widzę siebie, jako ofiarę losu....a na pewno nie innych.......Byłam tak zdumiona jego interpretacją mojej osoby, że zamilkłam i natychmiast zaczęłam następne szukanie wytłumaczenia takiej reakcji na moją osobę. Znalazłam się, jako \"lustro\" dla obu moich kolegów, i postanowiłam olać ich walki z ego :) Wracam do głównego wątku. Przełamałam lody z moim kolegą na 2 kolejnych imprezach...przekonałam go, że nie żywię urazy (bez wdawania się w szczegóły).Powiem Ci, że przyjął to z ulgą. Ostatnio spytałam, czego On oczekuje, tzn, jak ma wyglądać mój udział w jego pracy, bo nie wiem, co mam robić, żeby było dla niego dobrze, ale, żeby nie kłamać? Tzn, spytałam się wprost, czy oczekuje ode mnie oszustwa i naginania sytuacji, czy czego? On odpowiedział, że bardzo sobie ceni to, że o to pytam....i mam nie oszukiwać. Quest. Faktem jest, że nikt sie o to do tej pory tego mojego kolegi nie spytał. Co wcale nie znaczy, że służalczość sobie ceni. Kiedyś czytałam też jakis topik tu, na kafeterii. Pisał młody chłopak, który już był szefem. Pisał to samo - nienawidzi donosicieli. Może i są usłużni w jakims okresie życia firmy, ale potem ich się właśnie wyrzuca, jako pierwszych. EEEEEEEEEEEEEEEE, w sumie nie wiem, po co to piszę? To już niekoniecznie dla Quest którą pozdrawiam serdecznie zresztą
-
Quest można tak ustawić rzeczywistość. Ty wiesz, czego ktoś oczekuje, ale wcale nie musisz tych oczekiwań spełniać. Rozumiesz?????? Co Cię obchodzi? Podam Ci przykład. Mój kolega widział się ostatnio z moją byłą koleżanką. Tę, która, udawając przyjaciółkę, usiłowała mnie pozbawić pracy i zająć moje miejsce w tej pracy. Pytała się, co u mnie słychać. Kolega (który jest teraz moim szefem :).....śmieję się, bo ja go osobiście namawiałam do tego, żeby pracował ze mną), powiedział, że u mnie dobrze, czasami go nienawidzę. I wyobraź sobie, że to były tylko i wyłącznie jego wyobrażenia. On po prostu uważa, że ja reaguję stereotypowo. Że on, jak mnie \"opierdziela\"...to ja się tym przejmuję....i obrażam. Nic bardziej błędnego. On wykrzykuje coś tam, ja się zastanawiam, czy ma rację (najczęściej wiem, że poddaje sie panice), po czym dalej robię swoje. I mam w dupie. Zapominam po 0,5 godzinie. On nie. Po tej pół godzinie, jest zdumiony, kiedy ja, z entuzjazmem mówię mu jakiś nowy pomysł, albo pytam o zdanie, albo....po prostu normalnie rozmawiam. Kolega jest bezradny, bo wie, że nie ma na mnie wpływu. Na wszystkich innych ma, a na mnie nie. :) Czy to się jakoś odbija na mojej pracy? NIE. Czy się odbija w sensie narażania się na mobbing? NIE! Jestem spokojna i wszyscy ten spokój lubią! :) Polecam :)
-
Dlaczego pytasz Present o mnie, zamiast się spytać mnie?
-
Moja h. ........ ja się tylko domyślam, dlaczego On pojechał do Polski. I wiem, dlaczego musiał...... Jeżeli Ciebie to może w jakikolwiek sposób pocieszyć, to tutaj nic mu się nie stanie, pod tym względem. Jeżeli się stanie, to wiesz, dlaczego...Tylko wtedy, kiedy wybór jednoznaczny został już dokonany, kiedyś tam.. Jeżeli była zostawiona możliwość innego wyboru, to On z niej właśnie korzysta. A Ty ufaj, że jesteś na jego ścieżce życia.....
-
Jestem już w domu, a Wy nic nie napisałyście....:) Nie chciałabym jednego, żebyśmy teraz zaczęły pisać \"listę win\" naszych mężów... To nie o to chodzi...Ja dla mojego męża byłam bardziej toksyczna, niż on dla mnie, tak myślę. Ale On, z kolei, był tym, który pozwalał po sobie jeżdzić...Był zły na mnie i na siebie, że ja go tak popycham, bo On sam nie umie...Ale trzeba było podejmować decyzje, ktoś to MUSIAŁ robić. Decyzja o małżeństwie była moja. Decyzja o jego przeprowadzce z jego miasta do mojego, była moja. Decyzja o pracy (jego), była moja. Decyzja o miejscu zamieszkania (hotel pracowniczy) - była mojej mamy...Data ślubu była wybrana przeze mnie.......tzn, poszliśmy do urzędu, pani spytała, czy pierwsza wolna data nam się podoba....i spojrzała na mnie.......i tak już do końca, wybór mebli i najmniejszej pierdoły do łazienki. Kolor ścian, kafelki, w końcu cały dom. Działkę pod dom wyznaczyłam ja, palcem na mapie (nota bene mamy nr domu...11 [czyli mój], wyszło \"przypadkiem\"). Po 13 latach małżeństwa, okazało się u psychologów, że oboje czujemy się nie doceniani. Ale, tak, jak pisałam kiedyś, ja myślę, że psychologowie są przyzwyczajeni do pracy z \"normalnymi egami\" swoich pacjentów. Co oznacza, że \"ktoś Ciebie nie docenia\" i że możesz robić komuś z tego zarzuty? - według mnie, tylko to, ze Ty sama nie doceniasz siebie. Że jesteś uzależniona od czyjegoś uznania, bo inaczej czujesz się \"nie-dowartościowana\" - czy tak? A więc \"niewiele warta\". Teraz odpowiedz sobie - w czyich oczach? Do czego potrzebne są Tobie czyjeś oczy, żeby uznać swoją wartość? ........ Jednocześnie, jak prosto i łatwo, czuć się dobrze wtedy, kiedy kochasz...że tak powiem, prawdziwie....... Nie rozumiałam tej różnicy, dopóki tego nie doświadczyłam na sobie. Najpierw mój mąż znalazl taka osobę. Opowiadał mi, jak się z nią czuje. Że to jest coś, czego do tej pory nie doświadczył, i nie rozumie. Ale z tą osobą wszystko wydaje się być takie łatwe. Mąż wie, że ta dziewczyna ma różne wady (poza tym ma dużo cech wspólnych ze mną :) ) I ja starałam się zrozumieć, ale to było jak gadanie ze ślepym o kolorach. Aż i ja poznałam mojego. Nagle wszystko zrozumiałam :). I też nie potrafię wytłumaczyć :D Wszystkie \"dowartościowania\" mogą zawisnąć na kołku. Wszystkie \"starania się\", postępowania według przewodników, można sobie o kant dupy rozbić. To się dzieje samo. Mój mąż jest szczęśliwy. Ma mnóstwo pomysłów, jest kreatywny, pełen wigoru, jest wymarzonym partnerem dla tej dziewczyny. Oni się po prostu kochają. Wtedy wszystko wychodzi :). A ja się z tego cieszę, bo ciągle miałam wyrzuty sumienia, że go jakoś tłamszę. Niczego nie żałuję, mamy superowe dziecko :D Ja sobie mieszkam w wymarzonym domu, który de fakto sama zaplanowałam i urządziłam. I jest ok. Wykazałam swoją kreatywność wtedy, mam też o czym porozmawiać z kochankiem :D. Nie tylko to. Wiem, że potrafię...to jest ważniejsze. I w sumie.........nie mam na co narzekać :D Wiem już, że potrafię kochać w różnych wariantach...a więc jestem człowiekiem, który ciągle czegoś doświadcza. Teraz staram się doświadczyć bardziej świadomej kreacji własnego życia. Właśnie dowiedziałam się, że na te ustawienia Hellingera, przeszłam z numero uno na liście rezerwowej, do listy \"pewniaków\". Czyli ktoś zrezygnował. A ja i tak nie miałam wątpliwości, że mi sie uda to zrobić za pierwszym podejściem :) I od razu wpłaciłam całą sumę :)
-
Bliskoznaczna bardzo dobrze, bardzo dobrze sama widzisz, że nie mozna wszystkiego nazwać jednym zdaniem. Ja też nie wiedziałam, czego ja w końcu od tego męża chciałam? Nie chciałam przytulania od kogoś, za kogo (w moim mniemaniu) musiałam podejmować decyzje. Miałam wrażenie, że jakbym go nie popchnęła w jakimś kierunku, toby stał w miejscu...z domu też musiałam ja go wyrzucić, bo On się bał podjąć tę decyzję... Ale to jest ciągle inna warstwa związku i miłości...najpierw jest brak miłości własnej, potem wymagania od patnera, potem niechęć. To, co my piszemy to tylko efekty końcowe, tak ja myślę. A teraz na razie zmykam do miasta i do domu :) W domu powita mnie święty spokój ! I z córką mamy pogadać, bo rano dzwoniła z pewnym problemem...gadałyśmy pół godziny! Czułam się, jak w telefonie zaufania (ja jechałam samochodem). Narka :)
-
Mrówka List do Koryntian i \"Dezyderata\" powinna być wklejana co drugą stronę :), to znaczy nie zaszkodziłoby czytanie tego tak często. Renta, ja też jechałam przez pół roku na wspomaganej syntezie serotoniny, bo miałam za duże jazdy emocjonalne (huśtawki nastrojów, nad którymi nie panowałam). Odstawiłam sama, poszło gładko. Zapisałam się na te ustawienia! Od razu na osobiste, a co się będę certolić :)
-
Takie ładne rzeczy wczoraj pisałyście, że tylko czytałam od czasu do czasu i nie miałam już nic do dodania :) Bardzo się cieszę, że bliskoznaczna sobie tak fajnie się z sobą układa. Dużo w Tobie spokoju jest teraz. A spokój oznacza brak strachu, albo oswojenie się ze strachem - że on też istnieje. Jest noc i dzień. Są chmury jasne i ciemne. To prawda, że bardziej lubimy światło słoneczne od szarości i mgły. Ale one są, i mają gdzieś to, czy je lubimy, czy nie. Wszystko się zmienia, i głupotą byłoby zamartwiać się z tego powodu, że, jeżeli dzisiaj jest mgła, to pewnie już nigdy więcej nie ujrzę slońca. Prawda? Takie doświadczenie mamy. Wiadomo, że coś tam, coś tam, woda, parowanie, ciśnienie, front atmosferyczny i tak dalej, że co jakiś czas mamy deszcze i burze, a potem słońce świeci. I to jest normalne. Tylko w naszych umysłach czujęmy lęk przed czymś jako koniec świata :) i mamy tendencję do myślenia w kategoriach \"zawsze\" i \"nigdy\". To nie wynika bezpośrednio z naszego doświadczenia. To wynika wręcz z zafałszowania doświadczenia. Trzymania sie uparcie czegoś tam, żeby czuć się bezpiecznie. Rozpaczy, kiedy to \"coś\" możemy utracić. To tak, jakbyśmy starali się utrzymać chmurę, żeby nie odleciała, albo różę, żeby nie przekwitła. A jeżeli się nam nie udaje (bo przecież nie może się udać), czujemy gniew na chmurę, albo różę, zamiast zmienić swoje myślenie. To jest to, co renta napisała - mam prawo popełniać błędy - cieszę się z kreowania siebie. Kreowanie siebie, to jest moja odpowiedzialność za to, że coś uznałam za błąd i naprawiam go sobie, bo tak chcę :)
-
Miłość jest, albo jej nie ma....... To nie to,że ja kocham. On kocha też. Inaczej bym tego nie czuła. Nie jestem głupia. Nie jestem opętana żądzą posiadania za wszelką cenę. Nie są mi potrzebne namiastki. Ja namiastek w ogóle nie czuję, ignoruję je, bo tak mi samo wychodzi. Nie daję się łapać na atrapy......I nikt nawet ze mną nie próbuje udawać...... To staram się przekazać dziewczynom na tym topiku i na molestowaniu....... Mówisz....ciężko......... Ostatnio nagle zaczął mi się przypominać mój najważniejszy mężczyzna, taki \"węzłowy\", jak go opisuję. On jest \"węzłem\", a do niego i od niego idą nici do innych mężczyzn... Był toksyczny, okropnie, jak dla mnie. Było toksyczne jego ego. Miałam zawsze wrażenie, że jesteśmy jednością, tylko nasze powłoki sie kłócą. Raz odczułam do fizycznie, kiedy patrzyłam na jego usta, które mówiły o mnie brzydkie rzeczy, a zaraz potem na oczy, które mówiły \"Kocham Cię\". Nasz toksyczność polegała na tym, że ja płakałam i mówiłam, że nie wiem, o co mu chodzi, że ja nie potrafię wyczuć jego intencji, na czym mu zależy? Chociaż nikt nigdy nie narzekał..... To teraz nieważne. Nagle, jak sobie przedstawiłam moich 3 mężczyzn, najważniejszych, to wyszło mi, że mąż był najsłabiej ze mną związany(75%), ten \"numero uno\", bardziej (98*%), a mój obecny ukochany m 100% dopasowania... Halls, ja mogę być z każdym.......tylko nikt mnie nie będzie znał, ani ja nikogo nie obdaruję 100% miłością. Bo to mam tylko dla tego jednego. Probówałam oszukiwać siebie i innych - jedno powiem - nie warto. Chyba, że wiesz z góry, że wchodzisz w związek przyjacielski, partnerski, itd....ale bez miłości, jaką potrafisz rozwinąć. Zgadzasz się na kompromisy, bo wiesz, ze w tym życiu masz się nauczyć...budowania związków, zgodnie z obecnymi teoriami psychologicznymi. A serce odstawiasz do spiżarni........
-
Bliskoznaczna To właśnie usłyszałam, jako pierwsze z jego ust: \"dlaczego to życie jest takie pokopane\" Jeszcze nic o mnie wiedział, oprócz tego, że doznał zawrotu głowy,a ja mu powiedziałam, że mąż własnie ode mnie odszedł (2 tygodnie wcześniej). Halls, przysięgam, że sprawdziłam wszystko, co możliwe. Przeczytałam książki o toksycznej miłości, \"Kochanka, motywy i konsekwencje\", o psychologii związków, o miłości do siebie, o uzdrowieniu całe tomy...... Przeanalizowałam wszystkie swoje związki, rodzinę. Przeszłam zaprzeczanie, depresję....i kurwa.........ciągle jedno mi wychodzi.........
-
Bliskoznaczna Cieszę się na każdą duszę, która otwiera się. Która otwiera się na swoje możliwości. Pragnienia stają się czymś innym, niż potrzebami. Tak bardzo chciałabym, żeby.....mój ukochany, zamiast znajdować kolejną chorobę, znalazł spokój duszy... Niech znajdzie ukojenie w swojej rodzinie...nie będę miała mu za złe...niech on będzie szczęśliwy, cokolwiek to dla niego znaczy... Wieje wiatr koszmarny za oknem...rozmawialiśmy dzisiaj...ech....
-
Idalia Ja też kupuję dla siebie! Tym bardziej, pamiętam kiedyś, jak ten mój mówił mi kiedyś, że nie lubi falbanek w kobiecych ciuchach, raczej prosty krój i gładki. Akurat na następne spotkanie pojechałam w falbaniastym komplecie letnim :) Był taki upal, że to było najlepsze. Mówię mu - wiem, że nie lubisz falbanek...na co usłyszałam - no tak...ale Tobie pasuje! :D Mam ubrania i takie i takie, różne i w ogóle się nie przejmuję już, kupuję to, co mi się podoba i tyle.
-
Ja tę sukienkę mam do dzisiaj w szufladzie. Taka gufrowana, ale obcisła, jak strój kąpielowy, dlugość do pół uda. Czerwone szpilki do połowy złote. Miałam problem, bo ja noszę tylko srebro, więc musiałam kupić jakies perły z dodatkiem złota na tę okazję. O FERRARI dowiedziałam się 3 lata później, przypadkowo, od przypadkowych znajomych, Okazało się, że byliśmy na tym samym weselu...i mnie zapamiętali, przez tę sukienkę :D Nie wiedzieli, jak mnie oznaczyć, więc wymyślili to ferrari. Ale się uśmiałam. Bo normalnie, to jestem poważną kobietą na stanowisku :) Tylko trochę niekonwencjonalną :) Jeszcze kiedyś byłam w tej sukience na imprezie karnawałowej.I usłyszałam, od tzw. \"gwiazdy wieczoru\", że chciałaby wyglądać tak, ja ja......Okazuje się, że wszystko zależy od psychiki. Po prostu, standardowa \"gwiazda wieczoru\" miała gorszy dzień, natomiast ja czułam się świetnie....bo zawsze czuję się świetnie, kiedy mam możliwość tańczenia...i zostało to zwalone na moją czerwoną sukienkę...hihihihi :)
-
Ewcia :D Mój....uwielbia się ośmieszać, ale robi to z miłością do siebie. Chyba o tym nie wie. Za to mnie rozśmiesza do łez, i uwielbia słuchać, jak się śmieję z tego ośmieszania :)
-
Bliskoznaczna Zaznałaś ulgę prawdy.... Pamiętam, jak przyjechali do mojego domu rodzice męża, żeby dowiedzieć się \"co jest grane\"?. Była to końcówka naszego małżeństwa, jakieś 5 miesięcy po tym, jak mąż mi oświadczył, że kocha inną kobietę, od 1,5 roku, i chce się z nią związać. Jakieś 2 tygodnie wcześniej był u swoich rodziców, i im o tym powiedział. Więc jego rodzice przyjechali do naszego domu, żeby się zorientować w sytuacji. Powiem szczerze, że zdurnieli, kiedy zobaczyli nas razem przy kuchni, smażących \"super- rybę- maślaną\" dla wszystkich. Jak to...my się rozwodzimy, ale razem gotujemy? Przywitaliśmy się normalnie, zjedlśmy, córka zachowywała się normalnie...Teściowie całkiem zgłupieli...potem, od słowa do słowa.Pamiętam, że ja jednak skorzystałam z okazji.Wywaliłam publicznie swoje żale do męża,.że jest tchórzem, i mnie nie szanuje, że czego szuka w tym domu, skoro kocha inną...żeby teściowie nastawili się, że w ciągu roku będą mieli nowego wnuka, bo mąż wyraził wielką chęć posiadania dziecka ze swoją damą.......Błeeeeeeeeeeeeeeee Skończyło się \"po mojej myśli\", chociaż nie zaplanowanej. Teść wychodził z naszego domu ze słowami, że nie chce znać syna, dopóki się syn nie opamięta. Był to ciężki wiezczór. Córka uciekła do swojego pokoju, mąż się zamknął w sypialni...ja zasnęłam na kanapie przed telewizorem....... Na drugi dzień zadzwoniłam do teściów, rozmawiałam z teściową. Powiedziałam jej, że nie mogą odrzucać syna, to jest ich dziecko, i zawsze będzie. Żona jest nabyta...ale syn jest dzieckiem, i to jest bez sensu, żeby to dziecko odrzucali w momencie, kiedy ma kłopoty. Ja nie mam pretensji... może nam sie coś nie ułożyło, ale to są nasze sprawy. Wy się nie wtrącajcie. Tylko kochajcie swoje dziecko....... Bliskoznaczna...to była prawda. Ja nie wiedziałam, co więcej, nie interesowało mnie to, co z tą prawdą zrobią inni... Moim rodzicom zapowiedziałam z góry \"gębę na kłodkę\". Jeżeli będzie coś ciekawego, to Was zawiadomię. Na razie nie potrzebuję żadnej pomocy\".
-
Renta :D Ja uciekłam od psychologa, bo był dla mnie za słaby :) Mój facet (aktualny) powiedział - \"to Ty mogłabyś go leczyć, a nie on ciebie\" :D hihihihi Faktem było, że odczuwałam groteskowość sytuacji. Ja byłam wyluzowana, a psycholog spięty, posługując się metodą (jakąś tam), że psycholog jest jak głaz, a pacjent ma się wywnętrzać. Miałam w dupie takie wywnętrzanie. Powiedziałam mu raz, że nie będę mu gadać rzeczy, które ja wiem, jak on nie będzie reagował. Bo ja swoje myśli znam. Profesjonalna koleżanka netowa powiedziała mi, że takie postępowanie tego psychologa, było bez sensu. Że, jak najbardziej, wskazana jest współpraca...ale ona pewnie była z innej szkoły. Potem doczytałam, że, właściwie, psychologia, liczy się od Freuda, i ma trochę ponad 100 lat. I że zależy, jaką szkołę się kończy! To takie metody się stosuje! W Toruniu moga być inne, niż w Rzeszowie! A potem, ta sama koleżanka, psycholog, na parę moich uwag, odpowiedziala, że nią wstrząsnęły...i, ze stawiam do pionu lepiej niż (...) jej kolega, znany psycholog krajowy. Próbowałam oddechów wielokrotnie....ale się męczyłam (ciągle palę). Myślę, że oddechy są ponad szkołami psychologicznymi, bo potrafią ukazać duszy poprzednie wcielenia, lub okres okołonarodzeniowy. Ja byłam oczekiwanym dzieckiem na 100%. Na szczęście, moja córka też, od poczęcia, do narodzin, nie miała możliwości poznania mojego niepokoju. Byłam przeciw wszystkim. Zawsze mówiłam, jak byłam w ciąży, że czuję się świetnie, i moje dziecko też. Poród trwał 4 godziny, wygoniłam wszystkich, byłam sama z córką :) Skupiałam się na sobie, na oddychaniu, urodziłam przy 2 skurczu :) Dziecko jest superowe :)
-
O rany. Renta, już 1000 razy chciałam Cie zapytać, czy te Twoje sesje oddechowe, to był rebrtithing, czy regressing, i jak to znalazłaś?
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 8