pełna szklanka
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez pełna szklanka
-
Widać, że mam wolne :) Marlena, tak pomyslałam o Twoim ojcu... Po pierwsze, nie miej mu za złe jego rad odnośnie otrząśnięcia się po śmierci męża. On powiedział Tobie to, co sam by próbował zrobić. To znaczy, że z troską o Ciebie. To znaczy, że współodczuwał z Tobą, na ile potrafił. To znaczy - \"powiedział, co wiedział\" - ale to nie znaczy wcale, że miał nieczyste intencje. Linia porozumienia kobiety i mężczyzny w takich kwestiach bywa bardzo zawiła...ktoś musi wykazać więcej elastyczności za jakimś razem, ale za innym może dostać też to samo. Trzeba wierzyć w dobre intencje tych, którzy nas kochają. Po drugie, zajrzyj koniecznie na ten topik o głodówkach. Pomyślałam sobie, że może Twojemu ojcu by pomogło? W zasadzie nie ma nic do stracenia, jeżeli choruje i tak na nieuleczalną chorobę. Oboje moglibyście sie tym zająć i być może z doskonałym skutkiem, co najmniej psychicznym, dla Was obojga. Sama zadecydujesz, jak trochę poczytasz, czy warto spróbować.
-
ŁAŁ zaczęłam 100 stronę !!!!!!!!!!!!
-
Ja uważam, że, żeby mieć wybór, trzeba wiedzieć, z czego wybierać. W \"Rozmowach z Bogiem\" jest wyraźnie napisane, że najważniejsze jest DOŚWIADCZENIE. Że dusza i tak wszystko wie. Ale wie niektóre rzeczy koncepcyjnie. I wciela się w nasze ciało, żeby poznać coś DOŚWIADCZALNIE. Że jej dążenie jest jasno określone. Ma, za pomocą kolejnego ciała, doświadczyć, Czym Jest W Istocie. Ma doświadczyć, za każdym wcieleniem bezwarunkowej miłości. Nie pozna tej miłości, jeżeli nie zna wcześniej, co to jest miłość warunkowa. (Która, nota bene, właściwie nie powinna się nazywać w ogóle miłością). Dlatego w nasze życie, od niemowlęctwa, jest włączony STRACH, jako drugi biegun bezwarunkowej miłości. Strach rodzi KONTROLĘ. Chęć kontrolowania. Wszystkiego. Czytałam o eksperymentach na niemowlętach, kiedy fajne obrazki na monitorze pokazywały się za pociągnięciem sznurka. Super było niemowlętom, kiedy za każdym razem pojawiał się fajny obrazek. Kiedy wprowadzono utrudnienie - i nie za każdym pociągnięciem sznurka ukazywał się fajny obrazek - niemowlęta płakały. To znaczy czuły bezradność. Czuły BRAK KONTOLI. To niesamowicie ważny eksperyment. Pokazuje, że szczęście jest tą rzeczą, którą się należy NAUCZYĆ ODCZUWAĆ . Że nie powinno byc zależne od tego, co nam ktoś daje. Jeżeli chcesz być szczęśliwy - to masz to wypracować w sobie. JEŻELI CHCESZ. Jeżeli chcesz się uzależnić od losowego pociagania za sznurek - to jest Twój wybór. Ale możesz się uniezależnić. I raz, za pociągnięciem sznurka, ukaże Ci się jakaś mroczna postać - mówisz sobie - ta postać też istnieje...skoro jest w moim monitorze. Obejrzę sobie jej paskudną gębę, jej szpony... w sumie...szkoda mi jej, ze jest taka brzydka, i pewnie nikt jej nie lubi...
-
O, i jeszcze coś dla Mrówki :) ************** Wyobraź sobie czterolatka, który o godzinie 18.30 nabiera ma wielkiej ochoty na lody. Idzie więc do swoich rodziców i prosi o nie. Lodów w lodówce nie ma, sklepy są już pozamykane. Rodzice mówią brzdącowi, że dostanie lody, ale jutro, a teraz czas na kolację. Dziecko zrozumiało, że lody dostanie, ale nie rozumie, dlaczego nie teraz, zaczyna wiec marudzić i wymyślać sposoby, jakie powinni według niego zastosować rodzice, żeby lody pojawiły NATYCHMIAST. Pamięta np. że ostatnio wujek Michał przyniósł lody, więc domaga się, żeby rodzice zadzwonili i ściągnęli wujka z łóżka, bo przecież razem z nim magicznie pojawią się lody. Wyobraźmy sobie dalej, ze marudzi tak przez następne 3 godziny, nie chcąc iść spać i zamęczając rodziców. Wymyśla przy tym coraz bardziej fantastyczne metody na uzyskanie lodów albo koniecznie upiera się przy nieszczęsnym wujku Michale. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że jeśli rodzice się zdenerwują, następnego dnia obiecanych lodów nie dostanie, tylko pojawią się one na deser dopiero w następnym tygodniu. Wyobraź sobie, że to ty jesteś tym dzieckiem, a rodzice symbolizują twoje Wyższe Ja. Pomyśl o tych wszystkich próbach wyafirmowania czy wymodlenia, które nic nie dały, albo nie dały tak szybko, jakbyś chciał. Jedna z rzeczy istotnych przy kontakcie z Wyższym Ja to szacunek – zarówno do siebie, jak i do tego, co jest w tobie boskie. Jeśli nie dostajesz od razu tego, o co prosisz, prawdopodobnie nie jest to dla ciebie na ten moment korzystne i właściwe. Kiedy przyjdzie właściwy czas, jeśli marzenie jest dla ciebie dobre i nadal tego chcesz, spełni się, choć niekoniecznie tą drogą, jaką sobie wyobrażasz. Dlatego tak ważne jest pozostawienie Wyższemu Ja otwartych drzwi, jeśli chodzi o drogę do spełnienia twoich potrzeb. Po pierwsze jest to przejaw szacunku, a po drugie przybliża spełnienie tego, czego chcesz. Jeśli zaufasz swojemu Wyższemu Ja, twoje wymarzone „lody” pojawią się następnego dnia po śniadaniu. Wyższe Ja działa w przemyślny sposób, wykorzystując okazje, których my na poziomie świadomym nie pojmujemy. Jeśli zaś będziesz marudzić, nie spać, wpadać w depresję, płakać, a może nawet rozchorujesz się z lęku, że lodów już nigdy nie będzie – twoje Wyższe Ja będzie miało masę dodatkowej roboty z tym, żeby wyprowadzić cię z histerii, a potem sprawić, byś usnął, odpoczął i był w wystarczająco dobrej formie, by przyjąć to, o czym marzysz. Jeśli w pierwszych latach życia miałeś trudne doświadczenia z rodzicami, prawdopodobnie masz także zaburzony obraz Boga. Wbrew pozorom osób, które nie czują się zbyt bezpiecznie w swoim życiu na skutek różnorakich rodzicielskich zaniedbań, zwłaszcza podczas pierwszych 4 lat życia, wcale nie jest tak mało. Powody są różne: różne ciężkie choroby rodziców, opuszczenie, rozwód, alkoholizm, kłopoty finansowe itd. Nasi rodzice są dla nas w pierwszej fazie życia, a często i długo potem, dosłownie jak bogowie. Jeśli zbyt często są zawodni, w dziecku rodzi się nieufność nie tylko wobec nich, ale i wobec świata, innych ludzi, bliskich związków, także boskiej opieki. Tak powstaje mit i wielka popularność Boga, o którym mówi się, że jest wielką miłością, a jednocześnie jest przecież wyraźnie okrutny. Jeśli miałeś trudne dzieciństwo, albo jeśli słowo „Bóg”, czy „boski” sprawia ci kłopot, albo jeśli czujesz, że zaczynasz się wewnętrznie spinać, przyjmij, że Wyższe Ja to ta część ciebie, która cię bezwarunkowo kocha i chce dla ciebie jak najlepiej, bez wyjątków. Uświadomienie sobie tej prostej rzeczy jest dla niektórych niełatwe, ale kluczowe, nie tylko ze względu na spełnianie marzeń, ale i sens i radość życia. Poczucie, że tak właśnie jest, sprawia, że możesz swobodnie, z ufnością i bez lęku poprosić o to, na czym ci zależy. Pozwala też zająć się innymi, pożytecznymi tu i teraz sprawami, zamiast wpadania w zaklęty krąg obsesyjnych myśli. Dlatego po tym, jak poprosisz Wyższe Ja o urzeczywistnienie tego, na czym ci zależy, warto wsłuchać się w siebie i zapytać, czym masz się zająć, gdzie skierować swoją uwagę w trakcie inkubacji marzenia i czy jest coś, co jest dla ciebie szczególnie ważne tu i teraz ********************
-
Witajcie! Znalazłam coś a propos ostatnich dyskusji. Wklejam: ********************* \"Ostatnio byłem bardzo zmartwiony ze względu na nieporozumienie z pewną osobą. Kiedy zmartwienie narastało, przypomniałem sobie, że przecież szczęście jest sprawą wyboru. Rozpocząłem więc stosowanie różnych technik, aby znów poczuć się szczęśliwym. Problem jednak był taki, że w tym przypadku nie działały zbyt dobrze. Cóż, uwolniły mnie od poważnego napięcia i usunęły gniew, ale wciąż czułem się nieszczęśliwy. A więc zacząłem się zastanawiać o samej istocie bycia nieszczęśliwym. Jest to oczywiście forma oporu, ale oporu przeciwko czemu? Początkowe zmartwienie miało związek z oporem wobec czegoś, co zrobił ktoś inny – i to powodowało gniew. Z kolei późniejsze zmartwienie było łagodną formą depresji. Wiem, że depresja jest związana z uczuciem braku kontroli, ale zaprzestałem prób sterowania osobą, z którą się pokłóciłem - czemu więc wciąż miałem z tym problem? W końcu doszedłem do wniosku, że miało to związek z wieloma rzeczami, które działy się na świecie i martwiły mnie. Nie podobało mi się wiele spraw i czułem, że nic nie mogę na nie poradzić. Zacząłem się zastanawiać czemu martwiły mnie sprawy, na które nie mam żadnego wpływu. Wtedy zrozumiałem, że wpadłem w jedną z najstarszych pułapek dotyczących zmartwienia na świecie. Uzależniłem swoje szczęście od zachowania innych ludzi. W efekcie sprawiłem, że stali się posiadaczami mojego szczęścia, mogącymi użyczać mi go wedle swojego wyboru, kaprysu lub bez żadnego szczególnego powodu. Moje szczęście nie zależało już dłużej ode mnie. Oczywiście, będąc tym kim jestem, nie mogłem pozwolić, aby ten stan rzeczy trwał dalej. Pomimo tego, odzyskanie władzy nad własnym szczęściem okazało się zaskakująco trudne. Świadomość tego, co zrobiłem dużo pomogła, ale najtrudniejszą sprawą było wytrenowanie samego siebie, aby czuć się szczęśliwym niezależnie od ludzi, miejsc, okoliczności i wydarzeń. Zaskoczyło mnie w jak dużym stopniu moje szczęście zależało od tak małych rzeczy jak temperatura, słońce, przygotowywanie jedzenia, wiadomości, ton czyjegoś głosu, prawidłowe działanie różnych urządzeń, rachunki, konta bankowe, dostępność różnych rzeczy, czy inni są szczęśliwi, i tak dalej, i tak dalej. Moje szczęście zależało nie tylko od tej jednej osoby, ale od wielu innych spraw. Posłużę się tu metaforą biznesową: prawo własności do mojego szczęścia zostało podzielone pomiędzy tysiące akcjonariuszy. Kontynuując metaforę, jestem w trakcie „wykupywania” tych akcji. Moim celem jest stworzenie korporacji duszy, w której będę posiadał wszystkie akcje mojego szczęścia i gdzie tylko ja będę decydował, czy jestem szczęśliwy, czy nie. Jest to proces, ponieważ każdego dnia odkrywam posiadaczy akcji, o których istnieniu nie miałem pojęcia (łatwo jest ich rozpoznać: sprawiają, że czuję się nieszczęśliwy). W każdym razie mam zamiar wykupić wszystkie możliwe akcje. Wtedy posiądę własne szczęście. A czy Tobie też się to uda? \" *********************** Prawda, że obazowe?
-
Gazelka, pisz, nie tylko czytaj :) Tam czasami tak trudno... Pamiętasz o lustrze? Nawet dzisiaj chciałam napisać Beffii. Kto za Ciebie ma przeżyć życie...
-
Niestety, tak było w jej przypadku. Za jakiś czas okazało się, że \"nie spodobała\" jej się podwładna, więc rozpętała burzę, nawet nagonkę prasową. Skończyło sie listem uwierzytelniającym tzw. szanowanych osób dla tej podwładnej. Makabra. Nie wiem, jaki demon w niej siedzi...musi się czuć okropnie samotna w swojej fortecy. Kiedy się obudzi? Nikt nie wie...
-
Jezu, przyczołgałam sie jeszcze, na ostatnich nogach...:D gówno, w ogóle nie wygląda na wysprzątane, mimo, że sie tyle napracowałyśmy :( No, ja jeszcze \"pracowałam\" na solarium :D ale tylko 10 minut Mamy umyte okna i wyprane firanki, umyte 1/2 podłóg... Ale, odebrałam telefon od byłego szefa. Zaprasza mnie, jako jedyną (zmienił pracę) na imprezę, którą organizuje. Jestem w szoku prawdę mówiąc...Powiedział, że jestem kobietą ...KOBIETĄ.... z rozumem....którą zapamiętał. Że ...krótko mówiąc, mam i ciało i duszę :D:D:D:D:D Że się przy mnie DOBRZE CZUJE !!!!!!!!!!!!!!!!! Bo może porozmawiać na różne tematy, a ja podejmę rozmowę !!!!!!! A na początku naszej współpracy chciał mnie zwolnić, pod wpływem mojej \"koleżanki\". \"Koleżanka\" mu nagadała niestworzone historie, a on nas nie znał i jej uwierzył. Matko Boska....taka była przekonująca...a ja ja uważałam za przyjaciółkę, bo własnie była taka przekonująca. Nie wiem, dlaczego kobiety potrafią się tak nienawidzieć...Niby czytałam kiedyś różne teorie...ale im ciągle nie dowierzam. Może Wy macie jakieś pozytywne doświadczenia z kobietami?
-
Dziewczyny, trzymajcie za nas kciuki! Wzięłyśmy sie z córką za generalne porządki :D:D:D Najważniejsza jest JEJ współpraca!!!!! Zobaczyła, że ja sama nie daję rady z utrzymaniem chaty 170 m2. WRESZCIE !!!!!! lecę dalej, bo odkurzacz zamilkł (odkurza swój pokój) ::D:D:D
-
:)
-
Wiesz, Quest, to ciekawe...ja w realu to chyba tylko z córką mogę pogadać na \"te\" tematy. Ona coś rozumie, chociaż nie tłumaczę jej dogłębnie wszystkiego, co sama wiem, ale \"łapie klimat\". Dobrze sobie radzi ze stresami szkolnymi, przynajmniej na razie, i dość dobrze rozumie mechanizmy manipulacyjne, jakie wystepują w szkole. I w sensie \"wyścigu szczurów\" i w sensie nerwowych nauczycieli. No i zazdrości, zawiści wśród uczniów. Widzi różnicę między tymi kolegami, czy koleżankami, którzy ciągle mają jakieś kary i \"szlabany\" w domu. Jak potem odreagowują na innych. Poza tym dla niej jest już całkiem zwyczajną myśl, że ma nieśmiertelną duszę i tymczasowe ciało. To chyba najważniejsze. Tyle tylko, że też raczej Ona z kolei nie ma o tym z kim pogadać...:)
-
Gratulacje, gratulacje...:( też bym tak chciała...ale żeby mi nagle smak na papierosy sam odszedł...i nie wrócił. Jak byłam w ciąży to właśnie tak się stało (tylko, że wrocił). Jako jeden z pierwszych objawów - wstręt do dymu papierosowego, o zapaleniu samej w ogóle nie było mowy. Czyli ciało jak chce - to potrafi...może się gdzieś doszukam jakichś afirmacji...:P
-
Mrówka widocznie nie było dla kogo rezygnować z tego ego. Albo za wcześnie dla Ciebie, może byś wyszła z tego poraniona, zamiast się rozwijać. Miłość rozwija, poszerza horyzonty, daje radość. Radość, nie zaspokojenie żądzy. Nie wiem, co z tego czułaś. Na pewno coś pozytywnego też. Ale może po prostu byłaś egowa, bo on też? Prawidłowo odczytałaś jego komunikaty o sobie, kim dla niego jesteś, kim on jest dla siebie, czy u niego dusza w ogóle ma coś do powiedzenia? Jeżeli on jest czysto egowy, to twoja duchowość dla niego nic nie znaczy, może tylko niezrozumiałą naiwność, którą można wykorzystać. Bez zakochania trudno rozwijać miłość, bo nie ma się na czym oprzeć - tak mi się wydaje. Jeżeli nigdy nie byliście dla siebie tym kimś wyjątkowym i jedynym na świecie, chociaż przez krotki czas, to wszystko pozostaje takie miałkie, nawet wspominać nie ma czego... A to, że coś tam chcialaś - nie rob sobie wyrzutow. Mnie sie zdaje, że za wszystkim kryje się lęk przed samotnością...wymyslałaś różne racjonalizacje, żeby usprawiedliwić to, że chcesz z nim utrzymać znajomość...a pod spodem pewnie był strach przed tym, że zostaniesz sama, i co wtedy? Mówisz, że lepiej się czujesz, kiedy zerwałaś - no to już coś wiesz. Ja jak zerwałam, to czułam się fatalnie. Zamiast ulgi, poczułam śmiertelne zmęczenie i ciężar przekraczający możliwości udźwignięcia, pisałam o tym...Może coś Ci to pomoże w zastanawianiu się nad tym wszystkim :)
-
kobietatrzydziestoletnia gracie role. Pomyśl nad tym, jakie.
-
Mrowka nie da się pokochać dowolnie wybranego obiektu...sama o tym pisałaś. Chyba za dużo wymagasz od siebie. Chcesz teorię sprawdzić w praktyce. A zazwyczaj bywa odwrotnie, masz praktykę i sprawdzasz teorię.
-
Mrowka, masz rację...pamiętam... Ale teraz nie walczę. Nie uważam w ogóle, że \"omamiłam\" i \"moje jest na wierzchu\"... Ja się teraz cieszę, że On kocha. Z zewnątrz może i wygląda tak samo, tylko wewnątrz jest różnica. Note bene, kiedyś spytałam \"a co będzie, jeżeli przytyję z powrotem te 5 kilogramów?\" - uslyszałam, odpowiedź, bez żadnego zastanowienia, że \"to nie ma żadnego znaczenia\". Nie znaczy to, że przestałam dbać o siebie, ale dbam zupelnie z innym nastawieniem, niż kiedyś.
-
Mrówka, ja nie bardzo widzę różnicę... Kochać siebie = akceptować ciało i duszę. Inaczej chyba się nie da? Czy Twoja dusza jest w stanie powiedzieć Ci, że nie zasługujesz na miłość? To z zalożenia jest niemożliwe, żeby Ci dusza tak mówiła :) A więc zostaje ciało z egiem na spółkę. A w zasadzie samo ego....:) ciało po prostu jest. Jest faktem \"przyrodniczym\" czy jak go tam nazwać. To ego wyprawia różne manipulacje i OCENIA. Ego mojego kota ocenia, że ja to ja. Jakkolwiek bym nie wyglądała, naga, czy ubrana, gruba, czy chuda, jemu jest wszystko jedno, zawsze mnie traktuje z taką samą miłością. Mój kot mnie nie kocha za moje ciało. Kocha mnie, bo tak, i już. Bo wzięłam go do swojego domu i razem mieszkamy. On ma swoje ciało, a ja swoje, ale to tylko jakaś umowa między nami, żebyśmy się mogli rozpoznać w materialnym świecie. Między ludźmi to jest bardzo trudne, bo atrakcyjność świadczy o różnych rzeczach, zakotwiczonych w podświadomości...i trzeba chyba wielkiej pracy, żeby się do tych rzeczy dokopać. I nie wiem nawet, czy jest to potrzebne..myślę nad tym :)
-
Witajcie! Idalia pisała o tej maści, że smaruje się i wchodzi do wanny, a po wyjściu to, co się nie wchłonęło, wyciera. Witamina A jest rozpuszczalna w tluszczach i w tym caly szkopuł, że inaczej jej się nie da dostarczyć do skóry. Więc wymyślają mikrogranulki, liposomy i jakies inne cuda w normalnych kremach, które stosuje się codziennie i nie zmywa. Natomiast Idalia pisała o stosowaniu tego od czasu do czasu, w wannie, kiedy skóra jest rozgrzana i nawilgocona i wtedy łatwiej witamina z tłuszczu w kremie przechodzi do skóry. Potem nośnik - lanolinę i wazelinę się zmywa. Chyba, że ktoś ma bardzo przesuszoną skórę, to może stosować np. na noc, ale też od czasu do czasu. Maść z witaminą A stosuje się też w leczeniu oparzeń i odmrożeń, wtedy, kiedy się chce przespieszyć usunięcie zrogowaciałego naskórka. Na twarzy używa się kilka razy dziennie, cienką warstwę, a na piętach i łokciach trzyma się tę maść dłużej, żeby najpierw doprowadzić do \"rozluźnienia\" zrogowacialego naskórka (maceracji), bo dopiero wtedy retinol może zacząć działać. Można też stosować częściej na szyję, bo tam nie ma tyle porów łojowych i potowych, co na twarzy, a skóra jest cienka i retinol jej się jak najbardziej przydaje (wspomaga syntezę kolagenu). Peeling z kawy raz na 2 dni, można zacząć od codziennego, jeżeli dawno się peelingu nie robiło. Bo za jednym razem się nie wszystkie martwe komórki naskórka usunie. Pobudza się krążenie podczas drapania, przesuwa limfę w kierunku serca (żeby łatwiej się usuwała, jeżeli jest w zastoju i tworzy grudki razem z tkanką tluszczową). Wykorzystuje sie ten stan również do lepszego wchłaniania zastosowanych potem balsamów i kremów po kąpieli. Potem można stosować co 2-gi dzień, potem w zależności od potrzeby. Ale regularnie. Co 2-dzień można się myć samymi rękawiczkami albo myjką. Jeżeli się zrobi za duże odstępy czasowe, to naskórek jeszcze gwałtowniej będzie odrastał, a zatem - rogowaciał, i trzeba będzie znowu zaczynać od nowa ścieranie. Balsamy używane na skórę niepeelingowaną są dużo mniej skuteczne. Każdy może sobie sam ocenić, jaki jest stan jego skóry i dostosować rożne środki. Nikomu się nic nie stanie, jeżeli zrobi o jeden peeling za dużo, i jego skóra zaprotestuje. Można też spróbować i z twarzą, delikatnie. Skóra na szczęście łatwo się regeneruje. A propos, widzialam ostatnio katalog Avonu...wielka nowość, krem z kofeiną do stóp...rewelacja....:D pobudź twoje stopy, czy jakoś tak :)
-
To pewnie przez tę gładką skórę :D Łatwiej mu się dobrać :D Dobranoc wszystkim.
-
Dobranoc. Uciekam stąd, jakiś komar się dobrał do moich nóg, ale piecze!
-
List do koryntian to jest sama prawda, oddana pięknymi słowami. Trzeba mieć talent, żeby tak trafnie i krótko opisać istotę miłości. Tak ja uważam. Wielu ludzi nie wierzy, że może tak miłość czuć, myśli, że to nie dla nich, i że życie jest inne. Że w życiu nie ma miejsca na taką miłość. Dlatego traktują ten list jako bajdurzenie świętego. Przecież oni nigdy świętymi nie będą! Ten sam ksiądz, który 5 minut temu mówił o grzechu i odkupieniu win, za 5 minut czyta ten list. Dlatego nikt w niego nie wierzy, ale za to wierzy w to, że jest grzesznikiem. I że on takiej miłości nigdy nie doświadczy, bo to przywilej dla świętych, którzy musieli długo cierpieć, żeby doświadczyć nagrody. Nikomu nie chce się tyle cierpieć, żeby stwierdzić, że \"miłość nie zna zazdrości\". Przecież to oczywista bzdura, prawda? Jak to nie zna zazdrości? A Kowalski sobie kupił nowy samochód...niech go szlag...
-
Już jestem, zaraz smarowanie :) Odkryłam cos bardzo skutecznego dla mnie. Ciągle mam kłopoty, żeby się pozbyć napływających myśli, kiedy próbuję się wyciszyć. Często proponują, żeby skupic się na oddechu, i liczyc oddechy. A ja teraz, leżąc w wannie, postanowiłam się skupić na płomieniu świecy, i liczyć, jak dlugo mogę się w niego wpatrywać bez uciekania wzrokiem. Najpierw doliczyłam do 60, potem dugi raz gdzieś do 80, a trzeci raz - do 250, zanim się jakieś inne myśli, oprócz liczenia pojawiły. Wtedy stwierdziłam, że oddycham baaaaardzo wolno i jestem spokojna. Pojawiły się też przyjemne myśli. Czułam się bezpiecznie i czułam miłość :) Dzięki jeszcze raz, Idalka, że napisałaś o tych fusach z kawy. Teraz mycie rękawiczkami bez ziarenek, to normalne głaskanie, a nie drapanie! A zapamiętałam sobie, jak kiedyś koleżanka mi opowiadała, że spotkała pewną starszą panią w sanatorium, i ta pani miała niesamowicie gładką skórę. Wszyscy się pytali - jak to robi? A ona powiedziała - kochane, szczotka codziennie. Od wojny codziennie myję się szczotką! Spróbujcie z tą kawą. Ale myślę, że najlepsze fusy są z porządnego ekspresu, można pójść gdzieś do knajpy ze słoiczkiem i poprosić, żeby zamiast do kosza, wrzucili Ci do słoiczka :D I powyciągajcie wszystkie mazidła, które macie pochowane gdzieś po kątach i zacznijcie używać w końcu! :) Ja mam gładką skórę już po kilku dniach REGULARNYCH zabiegów. Aż przyjemnie dotknąć :) (wlaśnie się pogłaskałam :)). I znalazłam w necie adres do takiego sklepu: http://mazidla.com/index.php?option=com_frontpage&Itemid=1 Myślę, że można coś znaleźć ciekawego, jak ktoś narzeka na brak funduszy. Ja się szykuję, żeby coś stamtąd kupić, ale na razie zużywam to, co mam.
-
Ja strasznie dużo śpię, ale w dzień. Mam wrażenie, że umysł, zmuszony do pracy pozazawodowej, musi więcej odpoczywać. Wyspałam się, na szczęście jutro mam na popołudnie. I jestem niespokojna...nawet nie myślałam...bo On leci właśnie samolotem, bardzo daleko. Trafiła mu się podróż - marzenie, slużbowa, normalnie nie byłoby go stać. Rozmawialiśmy dzisiaj, przed odlotem. Powiedział, że jasne, wszystko bedzie oglądał, żeby mi opowiedzieć. Życzyłam, żeby sie dobrze bawił (dobrze się bedę bawił po powrocie {jesteśmy umówieni po powrocie} ), żeby korzystał z wszystkiego, żeby wreszcie odpoczął (nie miał urlopu od kiedy się znamy, a może i wcześniej). Powiedział, że będzie grzeczny! :D I żebym wysłała mu smsem adres mailowy, to napisze z hotelu, bo tam komórki słabo dzialają podobno (tutaj nie pisze, bo nie ma kiedy i nie pamięta mojego adresu). I zadzwoni z budki, podobno jest całkiem tanio. I nagle - inny człowiek! Oderwany od kieratu codziennego, zauważył, że tęskni. Żyje cały czas w przytłumieniu swoich potrzeb, wszystko ciągle dla innych, dla obowiązków...smutno mi, jak o tym myślę. I kocham bardzo. No tak sobie popisałam, trochę mi lepiej. Idę się kąpać z tymi bajerami wszystkimi :) Dzisiaj zakładam jakąś maseczkę z oliwek na wlosy, na wszelki wypadek przeciw-chlorowo. Mam nawet czepek foliowy, wzięlam z hotelu jakiegoś :) bo nie bardzo wiem, jak to się robi, ale chyba tak będzie dobrze. Pozdrawiam wszystkich Mrówka - to Ty w końcu chcesz go rzucić, czy nie? bo już nie wiem? :)
-
Quest - to dobre porównanie. Wątpliwości, rozterki i smutki są po to, żeby odsiać nie tylko ziarna od plew...ale wybrać te najcenniejsze i dopiero ich pielęgnacją się zająć troskliwie, a nie wszystkim, jak leci. Jakość, jakość, nie ilość!
-
Nie, Mrówcia, nieważne :) Ja miałam dzisiaj piękny sen. Najpierw nie mogłam zrozumieć treści. Ale już nie pierwszy raz śniło mi się, że jadę wyciagiem narciarskim (krzesełkami) w górę, i trzymam się tej rurki. Jakoś już kiedyś odebrałam to symbolicznie, jako \"tylko w górę\" ! :D, i że trzymam się - nie jestem bezwładna w tym. A wczoraj/dzisiaj śniło mi się, że jadę, potem przesiadam się na jescze jedną kolejkę (z grupą jakichś ludzi, dość \"ważnych\" - w sensie autorytetów chyba). I już chcę ubierać narty, żeby zjechać, jak oni mówią, że nie, bo teraz jedziemy jakimiś pojazdami, jeszcze w górę, i tam, na szczycie (na polance pod szczytem) będą dopiero atrakcje, impreza na całą noc! (nie wiem jakie, nie chcieli powiedzieć). Ale ja byłam zła, bo tak bardzo chcialam już zjechać w dół (narobiłam sobie apetytu, oglądając potencjalny zjazd z krzesełka). Ale zrobiło się ciemno, wiedziałam, że samotny zjazd nie ma sensu, bo juz nie wrocę, a oni bedą mieć te jakieś niewiadome atrakcje. Oni jakby dobrze wiedzieli i znali te atrakcje, ale i tak się na nie cieszyli. Tak jak ja, na zjazd w dół. W końcu z nimi zdecydowalam sie pojechać, ale cały czas żałując tego nieodbytego zjazdu. I mając żal, że mi się przyjemność odwleka. I sen się skończył. Dopiero po kilku godzinach oświecilo mnie, że ten sen oznaczał : \"nie przywiązuj się do znanych przyjemności, bo mogą Cię ominąć o wiele większe, tylko dlatego, że boisz się nieznanego. Wyżej nie może znajdować się coś gorszego od tego, co jest niżej\" . Jakoś tak...:) I to się łączy z jednym z cytatów Deepaka, o nieprzywiązywaniu się. Pragniesz czegoś, zgłaszasz to (w \"podaniu do miłości\" :))...ale nie spodziewaj się ZNANYCH CI rezultatów. Po prostu odpuść oczekiwanie. Nie wykopuj codziennie posianych nasion, żeby sprawdzić, czy kiełkują. Bądź gotowy na nieznane, ale ufny, że to będzie tylko lepsze od tego, co już znasz. dla wszystkich :):):):):)