pełna szklanka
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez pełna szklanka
-
Wiesz, ja jeszcze kiedyś pisałam , że ja tak robię. Sadzam sobie \"swoje dziecko\", w wyobraźni...sadzam sobie na kolanach, i razem oglądamy filmy. Wszystkie, jakie się nawiną. \"Ja\" jestem wtedy rodzicem, i tłumaczę dziecku, jak to na prawdę wygladało...A dziecko ma zaufanie, nie boi się, bo je trzymam mocno. Wtedy masz jakby odpowiedzialność dorosłego, oglądasz film, jakby był o kimś innym...widzisz, że to aktorzy grają. Wiesz, że każda scena się kiedyś skończy, i nadejdzie następna. Wiesz, że główny aktor przecież żyje...bo kto by zagrał kolejną scenę? :D:D:D
-
mróweczka :D a ja o takiej bardziej ludzkiej miłości pisałam...takiej, z której się pojawiają dzieci czasami :D:D:D Myślę, że Jezus był na innym poziomie rozumienia i mógł rozdawać swoją miłość, bez uszczerbku dla siebie. Czego my jednak chyba nie potrafimy. U nas jedna lub kilka osób, to już jest i tak sukces Present
-
Co śmieszniejsze...wszyscy się dajemy na te wielkie oczy nabierać. Typowym przykładem takiej osoby jest dla mnie Audrey Hapburn (o ile nie pomyliłam pisowni :)). Marylin Monroe miała i oczy i lekką nadwagę w porównaniu z Audrey. Albo taka Natalie Wood. Żadna z nich nie była szczęśliwą kobietą...a budziły uczucia w mężczyznach typu \"zaopiekuj się mną\"... Po prostu takich kobiet jest tysiące. Różne lolitowate modelki, itd. Mogę jednak powiedzieć, na własnym przykłdzie, że wyraz oczu kobiety szczęśliwej, jest inny, chociaż nie mniej interesujący :) Ale czytelny - dla innej grupy mężczyzn! I to jest to - związałaś się z kimś kiedyś, a teraz już go nie chcesz, bo jesteście na innych drogach. TY go nie chcesz, nie On Ciebie !!!
-
Halls...to ty już tak długo jesteś na forum? Kiedyś byłaś krótko na \"sposobach\" zdaje się? No, chyba, że to ktoś inny był, już tez mi się myli. A jakie książki czytałaś? W sprawie kochania siebie niezrównana jest Louise Hay, ja tak uważam. W dodatku ma też wydaną książeczkę z afirmacjami. Ale afirmacje możesz sobie obejrzeć w internecie, i napisać własne. Ale, przypomniałam sobie, wiesz, że otyłość, czy, po prostu nadwaga, to jest znak, że człowiek się boi otoczenia! Boi się zranienia, odgradza się. To znaczy jest to jeden ze sposobów, ale jakby czytelny przekaz ciała o stanie emocjonalnym człowieka. Niektórzy mądrzy psychoterapeuci dobrze umieją czytać ciało pacjenta. Wiedzą dużo o człowieku, zanim on jeszcze przemówi :) Są inne symptomy braku akceptacji siebie. Bardziej jakby zrozumiałe. Pochylenie do przodu, od patrzenia w ziemię, a nie przed siebie. Zgarbione plecy, skulona klatka piersiowa, bo oddech jest stale płytki, \"nerwowy\". Głód miłości u kobiet (taki od dzieciństwa) często przejawia się młodzieńczą lub chłopięcą sylwetką...i wielkimi oczami. Jest to też często brak akceptacji swojej kobiecości, kiedy nagle dorastająca dziewczynka odbiera nagle odsunięcie jej przez ojca, a nie wie, że ojciec boi się podtekstów erotycznych. W jej podświadmości jest hasło \"nie chcę być kobietą\"
-
Doszło :D Przepraszamy za zakłócenia w odbiorze :D:D:D
-
Cma - Rowu Mariańskiego, czy trochę skromniejsza jesteś? :)
-
WHIM ! :) Jestem pod wrażeniem! Na prawdę teraz już jesteś czołgiem! (I dobrym przykładem tutaj). W końcu naładowałaś paliwo, i ruszasz przed siebie! W wolnej chwili możesz pomyśleć, że robisz to nie tylko dla siebie i córki, ale też dla niego...może się też ocknie i przebudzi...może...zawsze to lepiej, żeby córka też go jeszcze poznała z lepszej strony. Na pewno ma jakąś lepszą stronę, tylko jeszcze o tym nie wie, albo zapomniał. Jasno wytyczone cele, coś pięknego, SUPER ! Ile u Ciebie trwało to dojrzewanie? Jakiś rok z okładem chyba?
-
Fajnie się pisze z tą Kanadą :D tylko 12 godzin, i jest odzew :D Ja w nocy z 24 na 25, o godz. 2.50 zakończyłam magiczne 42 i zaczęłam równie magiczne 43 :D A mam w tym roku numerologicznie zacząć nowy cykl 9-letni. To co teraz pozaczynam, będzie się ciągnęło za mną przez 9 następnych lat. No więc robię, co mogę, żeby z sensem pozaczynać :D Pół roku na forum, a ile wiadomości zdobyłam, cieszę się z tego. Pozdrowienia optymistyczne dla ex-toxiców Życzenia przyjmuję, jako promyczki w moją stronę, dziękuję. (8 miesięcy na forum, po korekcie :))
-
Do Ćma przede wszystkim, ale może i innych :) Odwiozłam właśnie dziecko na zbiórkę na zawody narciarskie, to sobie teraz siadłam, zanim pójdę odespać poranne wstawanie :) Ja na przykład to nieakceptowalne widzę tak: Wyobraź sobie, że wchodzisz do pokoju, i widzisz w kącie siedzące Twoje dziecko, albo Twoją siostrę, jak okłada się pięściami i mówi na przykład : \"znowu spadł śnieg, to moja wina, moja wina...\", albo \"znowu był tajfun nad Filipinami...to moja wina...\". Pojawia się w Tobie fala zdumienia, potem ciepła i mówisz: \"dziecko, no co Ty pleciesz, przecież To nie zależy od Ciebie, że spadł śnieg...chodź, przytulę Cię, jesteś bezpieczna..., śnieg to normalna rzecz w zimie, tajfun ...bo taki tam jest klimat\". A teraz wyobraź sobie drugą sytuację. Wchodzisz do pokoju i widzisz tam siędzącą SIEBIE w kącie, okładającą się pięściami, \"śnieg spadł, to moja wina, moja wina...\" i ... czujesz się bezradna...czyż nie? Nie czujesz zdumienia, bo przyzwyczaiłaś się do tego, że to, co nienormalne u innych, u Ciebie jest normalne. W sytuacji, jakiej byłaś kiedyś, po prostu odchodziłaś, i udawałaś, że tego nie widzisz. Nie wiedziałaś, jak zareagować. Teraz doszłaś do etapu, że ogarnia Cię jakaś mała fala ciepła, ale....nic nie mówisz...czujesz, że nie wiesz, co powiedzieć... A to nie jest takie trudne...pomyśl ciepło o SOBIE, tak samo, jak o swojej bliskiej osobie, i pomóż sobie w taki sam sposób. Pomyśl, że owszem śnieg spadł i nie masz na to wpływu, ale możesz wstać, pójść do szafy i wyjąć zimowe buty, kurtkę i czapkę - to przecież możesz zrobić? Też możesz się poczuć bezpieczniejsza? Masz pokłady uczuć dla innych, możesz też mieć dla siebie. Jesteś dokładnie tyle samo warta, co inni ludzie. Nie ma ludzi lepszych i gorszych. Tylko niektórych nie rozumiesz I WCALE NIE MUSISZ! Po prostu, ubierasz kurtkę, skoro Ci zimno, nie pytając się nikogo o pozwolenie i nie oczekując akceptacji. Według mnie nieakceptowalne rzeczy wiążą się jakimś węzłem z poczuciem winy. To jest to, co powstrzymuje przed akceptacją - że koniecznie ktoś musi być ukarany, takie mamy odczucie, a z drugiej strony, nie chcemy, żeby ktoś cierpiał, więc zgadzamy się na to, żebyśmy to my cierpieli. A to jest niepotrzebne...my też wcale nie musimy...cierpieć za to, że spadł śnieg, tak jak nie musimy cierpieć za to, że ktoś jat taki, a nie inny, że daliśmy się wciągnąć w toksyczne uzależnienie...to było, to już przeszłość. Już nie będziemy więcej wychodzić w szpilkach na śnieg i deszcz, umiemy zadbać o siebie. Jak ktoś sobie chce, to niech chodzi, jak chce, MY mamy ciepłe buty, super czapkę, mięciutką, puchową kurtkę...:D Umiemy poczuć ZDUMIENIE, patrząc na swoje wcześniejsze zachowanie i powiedzieć - PRZECIEŻ NIE MIAłAM NA TO WPłYWU, NIE MAM ŻADNYCH POWODÓW DO KARANIA SIEBIE !!! (siedzenia w kącie o okładania się pięściami za wszystkie grzechy świata). To jest zrozumienie tego, że nie mamy obowiązku rozumienia wszystkiego, akceptacja tego, że się z czymś nie zgadzamy...i nie wynika z tego to, że ktoś za to musi być ukarany. Tak samo jak MY nie musimy być ukarani za to, że ktoś nas nie rozumie lub nie akceptuje... Tak to napisałam w ramach tego, że może jakieś jedno zdanie wyrwane nawet z całości, może pomóc :) Chociaż pewnie już tysiące podobnych zdań słyszałyście...jeżeli tak, to wybaczcie No i nie dziwcie się, bo ja zawsze się zjawiam za Ewą :D a za nami często pomarańczowe ogony...więc proszę o wyrozumiałość w razie czego. Miłego dnia wszystkim! Niech ten topik będzie coraz pogodniejszy, czego wszystkim życzę
-
No tak, mój ostatni szef (lew) spytał się kiedyś \"kiedy pani mnie zacznie słuchać\", na co mu warknęłam bez zastanowienia \"nigdy\". Chodziło o jakieś polecenia, które uważałam za bezsensowne. Ale byl widać dość inteligentny bo \"tylko\" rok mu zajęło danie mi spokoju. Jak się żegnał, to już byliśmy po imieniu, i spontanicznie mnie przytulił! A wcześniej, mniej więcej po pól roku, to już mówił, że się cieszy, że tam pracuję...
-
Do stokrotki Ja się stopniowo rozijałam i zwijałam, tak mozna powiedziec. W szkole mnie lubili, ale też uważali za odludka, kota, ktory chodzi wlasnymi drogami. Ale szanowali za to, że byłam uczciwa i zawsze musiałam powiedzieć swoje zdanie, ale też je poprzeć argumentacją. Rzadko się zdarzało, że ktoś nie uległ argumentacji (logicznej przede wszystkim). Wiesz, to połączenie wyczucia fałszu i umiejętność wykrycia krętactwa za pomocą serii logicznych pytań, niestety, zmuszała ludzi do szacunku. Ale zawsze jednocześnie myślałam, że ktoś robi coś takiego z głupoty lub niedoświadczenia, a nie, żeby świadomie kręcić. Dobrze wspominam szkolę i studia. Ale w życiu uczuciowym miałam zakręty, raz kochalam za bardzo, raz za mało. To za bardzo, bardzo mnie bolało, dlatego za mąż wyszłam częściowo z rozsądku, bo już nie wierzyłam, że mi się uda tak z uczuciem stuprocentowym. Dopiero teraz uczę się siebie od nowa, i nie boję się już swojej natury, trochę ją tylko temperuję czasami. Na to wszystko nakładają się przecież i inne rzeczy, dotychczasowe doświadczenia. Trzeba znaleźć swój złoty środek - coś pomiędzy skorupą, a całkowitą otwartością. Ale myslę, że to można pogodzić. Powodzenia!