Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

stokrotka80

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez stokrotka80

  1. Cześć dziewczyny, widzę wielkie zmiany:) Będę kibicowała gorąco Wam wszystkim, żeby powiodło Wam się jak najszybciej. Misia, a czy to nie Ty przypadkiem pisałaś jakiś czas temu, że boisz sie zastrzyków i sobie nie zrobisz sama:)? Super, że się przełamałaś. Mnie zastrzyki z Decapeptylu też bolały. Tzn. nie wszystkie. To zależy w co się trafi igłą. Po jakimś czasie zobaczysz, że sa miejsca na brzuchu, w których mniej boli. Chyba najlepszym sposobem jest takie bardzo szybkie wkłucie igły. Pielęgniarki z mojej kliniki też mi doradziły, żeby przykładać lód przed zrobieniem zastrzyku. No, ale brzuchy mają różną wrażliwość i nie wszystkich zastrzyki bolą. Kasiada, cieszę się że wyniki nie są złe. Czyli teraz wizyta i ustalenie co dalej? Wiosno, dzisiaj robicie test z tego co pamietam... Wiesz, że to była moja pierwsza myśl dzisiaj po przebudzeniu? Trzymam kciuki. Dobra, kończę bo moje dzieciaczki mnie tak kopią, że aż mi niedobrze. Chyba chcą iśc na spacer;)
  2. Wiosno, wysłałam Ci maila. Kasiada, nie załamuj się. Może właśnie teraz trafiliście na dobrego specjalistę i jesteście bliżej celu? Mój mąż miał takie badanie. Właściwie to miał kilka różnych genetycznych. Jedne są po to, żeby ocenić plemniki i ich zdolność do zapłodnienia (chodzi o fragmentację DNA plemników) - potencjał, a drugie po to, żeby stwierdzić czy mężczyzna nie przekaże dziecku choroby genetycznej. Brzmi to strasznie i ja przed wynikami umierałam ze strachu, ale do momentu kiedy dowiedziałam się, że to nie jest tak, że da się określić ze 100% pewnością, że przekaże się dziecku chorobę. Nawet nie mozna stwierdzić jaki jest % szans na przekazanie. A wogóle to maleńki % mężczyzn ma złe wyniki tych badań. Nie potrafię Ci więcej wytłumaczyć odnośnie tych badań bo ta genetyka taka zawiła:( Mój mąż mimo, że ma wyniki badania nasienia poniżej normy to te badania genetyczne wyszły mu bardzo dobre. A wogóle to nawet jak by wyszły złe to i tak decyzja należała do nas czy mimo tego chcemy przystąpić do in vitro. Odnośnie torbieli to często robią się jak pęcherzyk nie pęknie albo czasem nawet jak pęknie to okazuje się, że gdzieś tam był jeszcze jeden malutki pęcherzyk, który przestał rosnąć i stał sie torbielką. Większość torbieli sama się wchłania, więc się nie przejmuj. Tylko trzeba ją obserwować. Tak jak Wiosnę zastanowiło mnie po co masz robić drożność. Drozność powinno zrobić się przed inseminacją a do in vitro to wogóle nie jest potrzebna. Może dr brał pod uwagę też inseminację? I wogóle dlaczego piszesz o braku szansy na in vitro??? Żeby nie było szans na in vitro to juz musiałoby być naprawdę źle. A tak napewno nie jest. Mówię Ci, głowa do góry i pomyśl sobie, że może w końcu z pomocą nowego dr Wasze działanie przyniosą \"efekt\" albo nawet 2:) Nadwiślanko, cieszę się, że w końcu usłyszysz tupot małych nóżek w swoim domu:) Z niecierpliwością czekam na wieści od Ciebie odnośnie tego kiedy powiększy Wam sie rodzinka. Chociaż wtedy jak juz będziesz wiedziala pewnie nie w głowie będzie Ci wchodzenie na forum:)
  3. Wiosno, to był 5 transfer. Z pierwszego protokołu mialam 3 transfery, z drugiego jeden nieudany a drugi udany. Zostały mi jeszcze 4 mrozaczki. Chyba takie jak my inaczej myślą o bliźniakach niż inni:) Dla mnie to podwójne szczęście. Zawsze chcieliśmy mieć troje dzieci a w czasie tych wszystkich niepowodzeń uświadomiliśmy sobie, że będziemy szczęśliwi jak uda nam się mieć chociaz jedno. A tu taka niespodzianka:) Podaj mi Wiosno swojego maila to do Ciebie napiszę. A wogóle to jak się czujesz?
  4. Wiosno, prawie rok temu, po kolejnej nieudane próbie byliśmy u dr (zrozpaczeni oczywiście) i zapytaliśmy ją dlaczego nam nie wyszło skoro nasze zarodki były takie piękne, w normie i wzorcowe. A dr zamiast odpowiadać wyjęła plik zdjęc zarodków innych par i powiedziała: a dlaczego te zarodki, mniej podzielone niż wasze, o bardziej nieregularnych ksztaltach są teraz dziećmi? Te moje szcześcia, które mam w brzuchu wcale nie byly takimi pięknymi zarodkami jak te, które przy wcześniejszych próbach obumarły. A teraz mają 22 tygodnie i rozwijają się bardzo dobrze. Trzymam mocno kciuki za to, żeby tym razem Ci sie udało. Twoja determinacja jest naprawdę ogromna. Mam nadzieję że los w końcu zrekompensuje Wam te wszystkie trudne chwile... Pytałaś co u mnie słychać, ale ja chyba boję się pisać tu na forum o tym co u mnie bo wiem, że możecie źle się czuć czytając o szczęściu jakiejś ciężarnej...
  5. Kasiapiat, ten biskup (Pieronek) używa tego ochydnego określenia przy każdej nadarzającej się okazji. Jak pierwszy raz przeczytałam to stwierdzenie w wywiadzie z nim to popłakałam się. Jak jakiś wstrętny człowiek może mówić tak o moich skarbach kochanych, które noszę pod sercem? Takich wyczekanych, wymodlonych, zadbanych jak niewiele dzieci. Tak sobie myślę, że nie powinien wypowiadać się o sprawach medycznych czlowiek, który nie zna się na tym a w sprawie macierzyństwa człowiek, który świadomie z niego zrezygnował... Twój apel jest bardzo szlachetny, ale jednocześnie przygnębiający:( Bo to takie smutne, że trzeba ludziom uświadamiać, że in vitro to coś normalnego...
  6. Madziara, u mnie długi protokół trwał 6 tygodni. Naprawde nie można dokładnie określić ile będzie trwał. I wcale nie jest lepszy długi protokół. Tzn dla jednych lepszy dla innych gorszy.
  7. Nicola, to nie jest tak, że zaczyna się protokół od pierwszego dnia cyklu. Z tego co pamiętam to są dwie opcje albo pod koniec cyklu albo kilka dni po rozpoczęciu cyklu. Jeżeli chodzi o wybór protokołu to na podstawie poziomów hormonów, wieku, pewnie też przyczyny niepłodności. Ja najpierw miałam długi protokół i z niego nie za dużo zarodków - 6. A potem krótki i lepiej na niego zareagowałam - 8 zarodków. Nie wiem jak mam Ci wytłumaczyć różnicę między nimi bo z mojego punktu widzenia to różnią się długością brania poszczególnych leków i dawkami. Jeżeli chodzi o punkcję i dochodzenie do siebie to w mojej klinice zaleca się zwolnienie od dnia punkcji do transferu conajmniej. Wiesz, po punkcji może boleć brzuch przez dzień, dwa. Ja po obydwóch punkcjach byłam słaba i skołowana i nie było mowy, żebym tego dnia zrobiła coś innego oprócz leżenia. Potem jeden dzień czekania i transfer. W dniu transferu też dobrze jest się zrelaksować i raczej leżeć i oszczędzać się. Wtedy już nic nie boli ale tak radzą lekarze, żeby tego dnia być wyjątkowo ostrożnym. Zazwyczaj nie ma problemu, żeby dostać zwolnienie do dnia testu i szczerze powiem, że korzystałam z tego za każdym razem. Wychodziłam z założenia, że to wszystko jest dla mnie tak istotne, że wolę przez ten pierwszy czas żyć sobie spokojnie i się wysypiać niż denerwować się w pracy. Co do jechania zaraz po transferze w dłuższą drogę to lepiej poradź się lekarza. Ja chyba bym chociaż jeden dzień odczekała. No, ale w tym wszystkim tak trudno znaleść jakiekolwiek reguły i nigdy nie wiadomo co dla kogo jest lepsze i co przyniesie efekt...
  8. Viki27, trochę wprowadzasz w błąd dziewczyny. Napisałaś o tym ile trwały poszczególne etapy Twojego protokołu - wnioskuję, że długiego + tabletki antykoncepcyjne. W rzeczywistości wygląda to tak, że lekarz na podstawie wyników badań ocenia czy krótki czy długi protokół. Tylko czasami dostaje się tabletki antykoncepcyjne a poszczególne etapy trwają bardzo różnie. W między czasie chodzi sie na USG i badania krwi i na tej podstawie lekarz stwierdza kiedy rozpocząć kolejny etap protokołu a na końcu kiedy zrobić punkcję. Ogólnie rzecz biorąc nawet jak lekarz ustali, że robicie np. krótki protokół to nie powie Wam, że potrwa to tyle i tyle dni bo to zależy od reakcji organizmu na stymulację hormonalną. Dlatego lepiej się nastawić na to, żeby nie robić dokładnych planów. Niestety jest to trudne, szczególnie jak się pracuje bo trudno tak wziąć urlop na czas protokołu a potem jeszcze zwolnienie po transferze (a chociaż kilka dni zwolnienia po punkcji trzeba wziąć). Ja brałam za każdym razem zwolnienie po transferze a urlopu przed nie, ale miałam klinikę na tyle blisko, że mogłam sobie wyskakiwac z pracy na badania i zajmowało mi to 40 min.
  9. Słuchaj Beti-75, a może Pregnyl dał Ci po to, żeby na 100% pękły pęcherzyki i nie zrobiły się z nich torbiele skoro masz tendencję do nich? No, ale to i tak dziwne. A dr nie wytłumaczył Ci po co Ci go daje?
  10. Dziewczyny, jak czytam to co piszecie to serce mi się ściska i tak strasznie chciałabym Was natchnąć chociaż odrobiną nadziei. Tylko jak??? Przecież sama przeszłam te wszystkie etapy i wylałam morze łez. Do tej pory jak przypominam sobie poszczególne sytuacje to łzy same płyną. Te wszystkie złe wyniki, kolejne niepowodzenia i przeżywanie żałoby po nich, wpływ leków na moją psychikę... I to, że tak bardzo chciałam, żeby mój dziadek miał prawnuka, ale nie zdążyłam. Zabrakło 1,5 miesiąca. I to, że moje koleżanki co chwila zachodziły w ciążę a mi mówiły: nie leń się, albo że dla mnie to pewnie kariera jest najważniejsza. No i to niezrozumienie i głupie komentarze osób z bliskiego otoczenia, czego do tej pory nie potrafię im zapomnieć... Ale uwierzcie mi, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, że znalazłam plusy tego wszystkiego. Te 2 lata spowodowały, że zrozumiałam co tak naprawdę w życiu jest ważne, przekonałam się o własnej sile, dojrzałam i dojrzał mój związek. Wydaje mi się, że i mi i mojemu mężowi to wszystko co sie wydarzyło dało mądrość jakiej nie mają Ci, co o nic nigdy nie musieli walczyć. Teraz potrafimy docenić każdą sekundę naszego szczęścia. Musze przyznać, że w połowie zeszłego roku uświadomiłam sobie, że jak nie znajdę profesjonalnego wsparcia to nie dam rady dalej walczyć. Byłam na kilku wizytach u psychologa i u masażysty, rehabilitanta, który potrafi tez rehabilitować duszę:) I to dało mi niezły zastrzyk energii. Wiem też, że dziewczyny równolegle z leczeniem chodzą na akupunkturę, zamawiają pasek św. Dominika, jeżdżą do sanatorium na specjalne turnusy dla mających problemy z płodnością. Chociaż wiele osób śmieje się z takich pomocy to ja uważam, że wszystko co pomaga nam nie tracić nadziei jest potrzebne. Może i Wy zastanówcie sie nad własnym sposobem na odbudowanie sił? Mam nadzieję, że niedługo wszystkie będziecie mogły pisać o swoich przeżyciach w czasie przeszłym i będziecie najszczęśliwsze na świecie. Naprawdę mocno trzymam za to kciuki.
  11. Kasiada, to jak chodziło Ci o protokół to nie bój sie długiego bo on z tego co wiem jest właśnie tym bezpieczniejszym a przestymulowanie niestety czasem się zdarza:( Ale bardzo, bardzo rzadko. Protokołu nie można sobie wybrać bo o tym który zastosować decyduje lekarz na podstawie wyników badań. Jeżeli dobrze rozumiem to A=0 oznacza szybką linearną że jest równa 0, tak? Jeżeli tak to w/g tego co my usłyszeliśmy to jedynym wyjściem jest tu ICSI. Takie było u nas wskazanie po pierwszym badaniu nasienia. W drugim badaniu wynik z 0 zmienił się na 20. Najlepiej będzie jak porozmawiasz o tym dokładnie z nowym lekarzem bo ja nie chcę wprowadzić Cię w błąd i nic sugerować.
  12. Nicola, ja nie znam leku, o którym piszesz. Moj mąż brał Androwit i witaminę A+E 200 mg. Nie wiemy czy to pomogło czy nie. Przygotowania do in vitro trwają różnie - między 2 miesiące a 2 tygodnie. Chcę Wam napisać, że często czytam, że obawiacie się in vitro i decyzji o nim i trochę mnie to zasmuca. Z jednej strony rozumiem to bo sama taką decyzję musiałam podjąć. Teraz wiem, że in vitro to nie jest nic złego ani strasznego i ani chwili nie żałowałam, że zdecydowaliśmy sie na tą metodę. No właśnie bo ja bym Wam poradziła, żebyście myślały o in vitro jako o jednej z metod i nie zastanawiały się nad jakimiś ideologiami. Moim zdaniem koszt psychiczny i fizyczny jest bardzo podobny przy obu metodach - in vitro i inseminacji. Z jedną tylko różnicą - większym odsetkiem powodzeń w przyp. in vitro. A jeżeli jest większa szansa i szybciej zajdzie się ciążę to tylko plus dla związku, psychiki i co za tym idzie zdrowia. Jeżeli chodzi o finanse to czasem kilka inseminacji daje podobny koszt do jednego in vitro... Pisze to nie po to żeby skrytykować to, że podchodzicie do inseminacji, ale po to żebyście bez obawy myślały o in vitro. Naprawdę to tylko \"metoda\" wspierająca nasze dążenia do realizacji marzenia o dziecku.
  13. Moluś, rozumiem, że pytasz czy transfer zarodków boli? Nic nie boli. To trwa chwilę i polega na wprowadzeniu cieniutkiego cewnika do macicy i włozeniu tam zarodka lub zarodków. Dla mnie ten element całej procedury był najwspanialszy. Za każdym razem dr pokazywała mi na monitorze co pokolei robi i było to takie magiczne. Za wszystkimi 5 podejściami łzy płynęły mi ze wzruszenia prosto do uszu (bo na leżąco tak mi płyną):) A za ostatnim razem razem dr zażartowała że dzieciaczki do mnie machają łapkami i żebym tez pomachała. A teraz mnie boksują tymi łapkami bo nie lubią jak siedzę przy komputerze bo je gniotę;) Kasiada, słabe nasienie jest wskazaniem do in vitro i przeciwwskazaniem do inseminacji (tylko że zależy co dokładnie z nim nie tak). Trochę nie rozumiem o co pytasz. Co masz na myśli pisząc \"1 protokół\"? Czy chodzi Ci o to czy w pierwszym podejściu do in vitro jest szansa na powodzenie? Jeżeli o to chodzi to oczywiście że masz dużą szansę jeśli problemem jest tylko kwestia nasienia. Co do wyników hormonów, morfologii itp to napewno będą potrzebne nowsze i to Twoje i męża. Jak masz jeszcze chwilę do wizyty to mozesz zrobić sobie badania żeby mieć je już gotowe na wizytę. Ja przed pierwsza wizytą zapytałam w recepcji czy będą potrzebne jakieś badania i powiedzieli mi co i jak. Nie martw się Kasiada, może uda Ci sie teraz trafić na dobrego specjalistę i skończą się wasze zmagania. W jakiej klinice teraz będziesz miała wizytę?
  14. Witaj Wiosno, zabraniam Ci wogóle myśleć w taki zły sposób o tym jak odbierają Cię osoby, które czytają to co piszesz bo powiem Ci szczerze, że ja podziwiam Twoją determinację. Jakiś czas temu Twoje wypowiedzi dodały mi siły w niepoddawaniu się. Naprawdę! A poza tym wydaje mi się że podchodzisz bardzo rozsądnie do swojej sytuacji i strasznie mocno kibicuję Ci, żeby wreszcie Ci się udało:) Misia11, może to głupie co napiszę, ale my poprostu wzięliśmy lekarza z przychodni na litość i wypisał mi i mojemu mężowi skierowania na wszystkie badania jakich potrzebowaliśmy do in vitro. To był internista i prosiłam go o skierowania na cała masę badań krwi i moczu. Wydaje mi się że jak popatrzył na nas takich smutnych i zmaltretowanych to zrobiło mu sie nas żal. Nie bój się tych zastrzyków, one dają (i to nie zawsze) objawy tylko podobne do menopauzy. Przecież to tylko kilka dni. Ja w zasadzie prawie nie miałam takich objawów. Przy długim protokole trochę bolał mnie brzuch i oczywiście powiększył się. Przy krótkim protokole prawie nie bolał. Za każdym razem jak mnie trochę bolało to sobie myślałam, że jestem krok bliżej celu i od razu poprawiał mi się humor. I jeszcze dla pocieszenia Ci powiem, że jak miałam pierwszą punkcję to oprócz mnie 4 dziewczyny też miały punkcję i tak się złożyło że każda z nas po przebudzeniu mówiła, że miala wyjątkowo relaksujący sen i jest taka wyspana i zadowolona:) Pielęgniarki mówiły nam, że to się czesto zdarza, że taka krótka narkoza powoduje relaksujący sen. W czasie drugiej punkcji śniło mi się, że jestem na plaży, jest ciepło i słońce świeci mi w oczy. Może postaraj się mało myśleć o narkozie, a jeżeli już to pomyśl sobie, że wyśpisz się porządnie;) Zobaczysz, że ten czas oczekiwań na punkcję szybko minie. Mimo, że w zasadzie nie mam już powodu, żeby wchodzic na to forum to jakoś nie mogę się powstrzymać i regularnie je odwiedzam. Pewnie dlatego to robię, że ten temat zawsze będzie mi bliski i zawsze będę się modliła i trzymała kciuki za wszystkie dziewczyny mające to najszlachetniejsze z możliwych pragnień i problem w jego realizacji... A za Was wszystkie szczególnie:)
  15. Pysza, to zależy od szpitala. Ja musialam mieć wyniki cytologii, grupę krwi i EKG z opisem. Najpierw myślałam o zrobieniu histeroskopii w prywatnej klinice i tam nie było potrzebne EKG. Na szczęście udało mi się dostać do szpitala. Dowiedz się lepiej w szpitalu czego będą wymagali, żebyś potem nie miała problemu. Trzymam kciuki, żeby wszystko było ok.
  16. To już pisze w jakim celu zastrzyki: Jak pewnie wiedzą te z Was co są w trakcie procedury in vitro lub po, wszystko polega na tym, żeby wytworzyło się kilka lub kilkanaście komórek jajowych poprzez stymulację hormonalną (w formie zastrzyków). Są 3 rodzaje procedur in vitro; długi protokół, krótki protokół i z użyciem antagonisty (ale rzadko go się stosuje i ja się na nim nie znam). Wybór rodzaju protokołu zależy od wielu czynników i dokonuje go lekarz na podst wyników badań. W czasie dł i kr protokołu bierze się zastrzyki (hormony). Z tego co pamętam najpierw jeden dziennie a potem włącza się drugi lek też w formie zastrzyku. Na koniec 35 godzin przed punkcją bierze się jeszcze inny zastrzyk. Ja dodatkowo brałam po transferach jeszcze jeden rodzaj zastrzyków ale to związane z endometriozą. Wolałabym tego wszystkiego nie pisać bo naprawdę podłożem decyzji o in vitro nie powinna byc myśl o jakichś tam głupich zastrzykach. One nie bolą i czym jest ten miesiąc kłócia się w stosunku do możliwości urodzenia dziecka? Słuchajcie, ja uważam, ze pod względem psychicznym, emocjonalnym to co za rożnica czy stosuje się inseminację czy in vitro.
  17. Eee, ten link do artykułu chyba nie zadziała:( W każdym razie artkuł nazywa się "In vitro krok po kroku" i może po tytule go znajdziecie.
  18. Beti-75, mad74 - strasznie smutne są Wasze maile:( Moja babcia zawsze mi powtarza, że po pochmurnych dniach zawsze musi wyjrzeć słoneczko:) I zobaczycie że Wasze słońce jeszcze wyjdzie i to szybciej niz myślicie. A jeszcze dodam, że niewątpliwym plusem takich sytuacji, które wydają nam się nie do przeskoczenia jest to, że dają nam niesłychaną mądrość i w rezultacie siłę... Tylko, że to się stwierdza dopiero po czasie niestety;) Misia 11, zamieszczam jeszcze raz ten link co zamieściła Moluś bo tamten nie chce sie otworzyć: http://www.edziecko.pl/przed_ciaza/1,87842,4829773.html Zobaczymy czy ten się otworzy... Ten artykuł jest naprawdę dobry. Jeżeli będziesz chciała o coś konkretnego zapytać odnośnie in vitro to chętnie odpowiem. Ja miałam taki sposób, że bardzo dużo czytaliśmy z mężem o in vitro, a potem jak szliśmy do lekarza to dopytywaliśmy tylko o to co było dla nas niejasne. Nasza lekarka wyjmowała wtedy taka planszę z rysunkami i nam tłumaczyła. Nie wypuszczała nas z gabinetu zanim nie upewniła się czy napewno wszystko wiemy. Moluś, moja rodzina i mojego męża wiedziały o naszej sytuacji. Moi rodzice spotkali się już z in vitro wśród znajomych, więc tylko zrobiło im się przykro, że problem ten dotknął ich dziecka. Dużo wiedzieli o całej procedurze, dopytywali, wspierali nas. Rodzice męża przeżyli szok i nie dziwię im się. Musieli długo oswajać się z naszym problemem a my cierpliwie tlumaczyliśmy na czym to wszystko polega, co nas czeka itd. Mieli takie stany od wyparcia myśli, że jest problem po kompletne załamanie. Czasem bylo nam przykro bo wolelibyśmy my być wspierani niż wspierać innych w tej sytuacji. Ale cały czas modlili się za nas i wiem że cierpieli razem z nami. A teraz jak czekają na nasze bliźniaki to sa najszcześliwsi na świecie i każdego co ma coś przeciwko in vitro bardzo krytykują. Poprostu potrzebowali czasu. A co chcesz wiedzieć odnośnie zastrzyków?
  19. Lattina, do in vitro wogole nie jest potrzebna drożność a laparoskopia diagnostyczna tylko jeżeli u kobiety jest coś niepokojącego. Jeżeli wyniki mężczyzny są jednoznacznie kiepskie a u kobiety nic nie wskazuje na jakieś zaburzenie to nie trzeba robić laparoskopii i wtedy jest wskazanie do in vitro. Drożność dlatego nie jest potrzebna, że in vitro omija tą część zapłodnienia, w której potrzebne są jajowody. Czyli wszystko jedno czy są drożne czy nie. Misia11, piszesz, że najbardziej boisz się zastrzyków w procedurze in vitro. Rzeczywiście dużo ich trzeba zrobić, ale można się przyzwyczaić. To sa takie łatwe do robienia zastrzyki z malutkimi igłami. Nie musisz ich robić sama - możesz poprosić męża albo robić w klinice lub w zwykłej przychodni. Mi najpierw robił mąż a potem jak już udało się zajść w ciążę to robiłam sobie sama bo brałam Clexane do 12tc. Obliczyłam że od początku starań wzięłam ponad 200 różnych zastrzyków w brzuch. I naprawdę nie to wspominam z całego tego czasu najgorzej. Najgorszy jest ten czas kiedy się wciąż nie jest w ciąży i to bolało mnie najbardziej. Ja nie żałuję decyzji o in vitro:) No, ale jeżeli jest szansa na powodzenie inseminacji to trzeba z niej skorzystać. Limako, gratuluję! Jak ten czas szybko leci. Dopiero co pisałaś, że udało Ci się zajść w ciążę:)
  20. Asiulka29, wiem że to jest trudna decyzja i też przed taka staliśmy jakiś czas temu. To co Ci powiem jest teorią mojej lekarki a ile lekarzy tyle opinii. Ona twierdzi, że błędem w sztuce jest podchodzenie do inseminacji bez zrobienia drożności. Co więcej, mówi że przy braku ruchliwości inseminacja nie ma sensu. Może spróbujcie skonsultowac się jeszcze z innym specjalistą. Jeszcze raz przepraszam, ze tak bezpośrednio pisze, ale my własnie ze względu na słabe wyniki męża zdecydowaliśmy się na IV. I choć to tez niełatwa droga to jest efekt...
  21. Mad 74, może rzeczywiście Twój mąż potrzebuje chwili czasu na przemyslenie tego wszystkiego co wokół Was się dzieje... To my kobiety umiemy wylewać swoje emocje, płakać i wyżalać się a mężczyźni często na trudne sytuacje reagują zupełnie inaczej. Albo działają bardzo rzeczowo, albo wycofują się wgląb siebie. Czasem też potrzebują mieć poczucie że w tym wszystkim są tak samo ważni i mają taki sam wpływ na decyzje i działania jak ich żony. Są też tacy co muszą poprostu powolutku oswoić się z sytuacją. Bo przecież to jest trudna sytuacja wywracająca całe życie do gory nogami. Mad 74, ta walka o dziecko to niestety taka wyboista droga z wieloma zakrętami. U nas opór materii wystąpił po mojej stronie w pewnym momencie. To ja miałam już dosyć, chciałam się poddać i uciec gdzieś daleko a mój mąż chciał działać dalej. I powoli zaczęliśmy dalej działać i opłacało się:) Zobaczysz, że i na Waszej drodze pojawi się ogromniaste słońce:) Przesyłam Wam wszystkim link do artykułu z Charakterów dotyczącego właśnie tego tematu: http://www.charaktery.eu/charaktery/2008/12/2761/Niemeski-wstyd/1/ Autorka jest psychologiem i moim guru od psychologicznej strony niepłodności:) Szkoda tylko, że jest z Krakowa bo był czas kiedy bym się do niej wybrała gdyby była bliżej. Znam też super psychologa od niepłodności z Warszawy jakby któraś z Was kiedyś miała potrzebę spotkania z taką osobą.
  22. Worek, gratuluję!!! Beti-75, domyślam się co czujesz bo ja też wiele razy płakałam zamiast ze szczęścia to z zazdrości jak moim bliskim rodziły się dzieci. Dopiero teraz mogę się prawdziwie cieszyć czyimś szczęściem jak mam 2 swoje pod sercem... Wiecie co, czasem tak sobie myślę patrząc na mój powiększający sie brzuch i na USG, że przez ten cały okres walki dopadały mnie ciągle smutki, wątpliwości czy naprawdę się uda i narzekałam na ból, a teraz zapomnialam już o tych wszystkich złych chwilach. Powiem Wam, że każdemu kto zastanawia się czy warto jeszcze walczyć powiem jedno: warto!!! Rok, dwa, trzy czy więcej ale warto. Warto brac te tony zastrzyków, żeby zobaczyć na USG jak dzidziuś łapie się za nos (u mnie dwa dzidziusie za dwa nosy). I myślę, że w Was wszystkich pewnie drzemie taka siła, która pomoże Wam walczyć o swoje szczęście...
  23. Dziewczyny, dzisiaj bylismy na pierwszym USG i zobaczyliśmy piękne 2 pęcherzyki ciążowe!!! Czyli podwójne szczęście:) Trzymam za Was wszystkie kciuki i mam nadzieję, że i na Waszych twarzach niedługo pojawią się uśmiechy i łzy radości...
  24. Dziewczyny, dziękuję Wam za gratulacje:) Chociaż przez te wszystkie lata obiecywałam sobie, że jak sie uda to nie przyjmę od nikogo gratulacji bo czego tu gratulować - lepiej podziękować losowi, Bogu czy jak kto woli;) To chyba taka moja reakcja na wysłuchiwanie jak ludzie gratulują parom, które oznajmiają, że są w ciąży. Tak jak by był to jakiś wielki wyczyn. A w mojej glowie kołatała się taka mysl że pogratulować to trzeba takim jak my, że nauczyły się cierpieć w milczeniu, przełykać łzy co chwilę i w zaciszu swojego domu robić sobie co wieczór zastrzyk:( I tu chyba dotykam tematu reakcji otoczenia na nasz \"problem\"... Moje doświadczenia są takie, że cała ta sytuacja spowodowała, że z grona naszych znajomych wyodrębnili się ci co są prawdziwymi przyjaciółmi, a pozostali jakoś się wycofali. Są z nami przez caly czas i dają nam ogromne wsparcie. I wyobraźcie sobie, że w piątek płakli razem z nami... ze szczęścia:) Pewnie gdyby się nie udało to przybiegliby wieczorem z butelka wina i komedią. Oczywiście spotkałam całą masę ludzi patrzących na mnie jak na trędowatą. Np. panie z kadr, które zobaczyły nazwę kliniki, w której się leczę na zwolnieniu i teraz cała firma wie o moim problemie:( Albo tacy co się mądrzą co powinniśmy zrobić. A chyba najgorsza kategoria to kobiety w ciąży, które opowiadają ciągle o tym jak cierpią bo muszą siedzieć na zwolnieniu i że tylko mi się wydaje, że bycie w ciąży jest takie fajne. Pasiflorko, niesamowite to co piszesz bo wydawało by się że w takiej klinice jak Novum sa sami najwyższej klasy specjaliści... Misia11, zrobiło mi się Ciebie bardzo żal bo wydaje mi się, że jesteś bardzo samotna ze swoim problemem... Może łatwiej by Ci było to wszystko przetrwać jak Twoje myśli zaprzątałoby nie tylko dziecko? Pamiętam wypowiedź jednej z dziewczyn na tym forum (ponad rok temu), która zmieniła pracę i przestała sie starać i przypadkiem sie udało:) Trzymam za Was wszystkie kciuki i życzę Wam z całego serca tego wszystkiego co ja teraz przeżywam. Jestem narazie jeszcze w szoku, ale bez wątpienia przeżywam najwspanialsze chwile w życiu:)
  25. Dziewczyny, nawet nie wiem jak to napisać... Dzisiaj miałam test po transferze i... wynik jest bardzo wysoki!!!! Jestem w ciąży!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Mam nadzieję, że dalej będzie ok... Tak jak pisałam wcześniej to był mój 5 transfer, 2,5 roku starań. Czyli cuda się zdarzają:)
×