Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

isabelle30

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Reputacja

0 Neutral
  1. Słuchajcie Anouk - mówię Wam, to mądra kobietka. Ja tak zrobiłam i jak na razie trzymam się z daleka od problemów...
  2. Cześć kobietki! Jak widzę i czytam te ostatnie historie, to myślę sobie, że ja jednak jestem w najlepszej sytuacji i nie powinnam mieć powodu do narzekania na szczęście. Podjęłam mocne postanowienie, że zaczynam pozytywny tok rozumowania, bo nie można żyć przeszłością, liczy się tylko to, co będzie dalej. Jednym słowem zakładam różowe okulary i nie zamierzam ich zdejmować. Nie wiem, czy mi się to uda, ale mam taką nadzieję.
  3. Młodość to skarb raz zmarnowana już nie wraca nie depczcie własnego szczęścia bo potem przez całe życie trzeba się rwać ku niemu daremnie...
  4. do kobiet, które są kochankami... Postanowiłam odłożyć swoje sprawy na bok i spojrzeć na Waszą sytuację chłodnym okiem, z pozycji kogoś, kto stoi obok. Pewnie, że sytuacja kochanki nie jest najlepsza. Ale odpowiedzcie sobie na pytanie, kto z Was w Waszych związkach jest uczciwy przynajmniej wobec siebie? Wy na pewno nie, bo narazie żyjecie złudzeniami, Wasi faceci też nie - ani wobec siebie, Was i swoich żon. Kobietki - myślcie przede wszystkim o sobie, by Wasze plany życiowe były bardziej realne. Na dłuższą metę nie da się żyć iluzją. Spróbujcie sobie odpowiedzieć na pytanie, kiedy w końcu będziecie WY, kiedy nadejdzie WASZ CZAS? Życzę Wam tego, byście jak najszybciej zaczęły żyć własnym życiem, zgodnie z własnymi marzeniami. Bo życie niestety ucieka.... To tyle, ale się napociłam - prawda? A teraz wracam do własnych problemów, bo one nadal istnieją...
  5. do Anouk Dzięki Kochanie za dobre rady. Bardzo tego potrzebuję. Mam masę rozterek i wątpliwości, ale też wiem, że bardzo kocham tego faceta i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Wreszcie doszłam do wniosku, że po prostu muszę tę całą sytuację zaakceptować bo nie mam innego wyjścia, jeżeli chcę być z nim. Wiem, że będzie to trudny proces, ale muszę to zrobić - dla siebie, dla niego, dla nas. Potrzebowałam tylko silnego bodźca do zmiany nastawienia. W życiu czasem tak jest, że samemu trudno jest się do czegoś przekonać. I od Ciebie właśnie ten bodziec dostałam - bardzo Ci za to dziękuję.
  6. Nie mówię, że druga żona jest gorsza od pierwszej, jest po prostu inna. Mamy inne doświadczenia życiowe. Ja uważam, że ślub kościelny jest dopełnieniem miłości i zapewniam Cię, że nie jestem praktykującą katoliczką. Tak mnie wychowano i teraz trudno jest mi się przestawić na inny tok myślenia. Mam nadzieję, że mnie choć troszeńkę zrozumiesz.
  7. Do Ktoś kto czuje to samo Cieszę się, że nie jestem odosobniona w tych sprawach. Jak widzę, Twoja sprawa jest jeszcze trudniejsza od mojej. Podziwiam Cię za determinację w czekaniu, ale pytanie - ile można czekać i czy warto, bo przecież czas ucieka, życie wraz z nim... Możemy się opamiętać dopiero wtedy, gdy będzie za późno. To nasze życie i musimy z niego brać jak najwięcej ale dla siebie. Ja już pół roku usiłuję sobie poukładać w głowie myśli i jeszcze mi się nie udało. Nie jestem przekonana do tego, czy wytrzymam psychicznie te wszystkie wyrzeczenia i pogodzenie się na bycie tą drugą żoną (tylko cywilną) i to że on już ma dziecko ale niestety nie jest ono moje. Poznaliśmy się niecały miesiąc po jego rozwodzie - tym bardziej podziwiam Ciebie, że godzisz się na to wszystko. TAK NAPRAWDĘ POZOSTAJE TYLKO JEDNO PYTANIE - CZY WARTO CZEKAĆ I AKCEPTOWAĆ TAKI STAN RZECZY? Gdy odpowiedź będzie negatywna - to bardzo trudno potem żyć ze świadomością, że tyle czasu się czekało i to wszystko na nic. Pozdrawiam miło!!!!
  8. Do Anouk. Masz rację Kochanie. Chcę i jednocześnie nie chcę. Chciałam zrobić taki bilans, po jednej stronie kartki napisać jego imię, a po drugiej wszystko to, co mi nie odpowiada - jego rozwód, byłą, dziecko, niemożność zawarcia ślubu kościelnego, brania komunii, bycia chrzestną itp. Ale się boję, jakie będzie saldo? Czy moje uczucie jest na tyle silne, by te wszystkie niedoskonałości przeważyć? Chodzi mi o to, z ilu rzeczy trzeba zrezygnować i się wyrzec, by kochać. To przecież nie tak powinno być. W związku powinno się zyskiwać, mieć coś na plus, a ja na razie to tylko rezygnuję ze swoich przekonań i marzeń - oczywiście w imię miłości. Ale czy ktoś jest mi w stanie odpowiedzieć, czy było warto rezygnować?
×