Dzieki dziewczyny za slowa skierowane do mnie.Jak zwykle jestescie niezawodne :-)
Ja moze zle napisalam o tej swojej rezygnacji - bo to po prostu swiadomosc, ze dobrze z nim juz nie bedzie. Bo nie oszukujmy sie - do pewnego momentu wierzylam, mialam nadzieje, ze moze sie uda. Nie uda sie! A spokoj, cisza, brak wyzwisk, podniesionej lapy nad glowa - bezcenne :-)
Ja dopiero teraz rozumiem jak mocno bylam zaburzona, jak gleboko tkwilam w nienormalnym, chorym ukladzie.
Pierwszy krok jaki uczynilam - wtedy gdy wezwalam policje to nawet nie bylo swiadome dzialanie, to byl instynkt. Nie myslalam, nie analizowalam - szukalam pomocy. I ta pomoc mnie przerosla, przestraszylam sie wrecz (moje rozpaczliwe telefony gdy siedzial w areszcie to strach przed nieznanym) Nie wiem na co ja liczylam - ze policja przyjedzie, pogrozi mu palcem i bedzie spokoj? A okazalo sie, ze dzialania byly duzo szersze - jego natychmiastowe odizolowanie ode mnie, pomoc spoleczna, psycholog.
Teraz daje sobie rade - i finansowo i psychicznie.
Ale czytac Was bede nadal bo wciaz ucze sie czegos nowego, ten topik nadal pomaga mi mierzyc sie z moimi koszmarami, z myslami.
Teraz ide juz do przodu, juz nie cofam sie.