żyletka222555
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez żyletka222555
-
Witam Was Biorę Citabax (cital, oropram) od 8 miesięcy, na własną rękę próbowałam odstawiać ale to nie było dobre posunięcie, nawroty depresji były jakby mocniejsze... Ja na początku zareagowałam sennością, brakiem skupienia i osłabieniem , potem (po około miesiącu) już było lepiej Ostatnio właśnie próbowałam odstawić i dostałam potwornych zawrotów głowy, traciłam równowagę, trudno mi było prowadzić samochód i do tego miałam okropnego doła - nie polecam Moja lekarka twierdzi, że co najmniej rok (w moim przypadku) trzeba brać ten lek żeby móc myśleć o odstawieniu. Biorę 20 mg i mimo, że jest mi przykro, że w ogóle muszę się leczyć, cieszę się, że coś jest mi w stanie pomóc Pozdrawiam serdecznie
-
NAJWIĘKSZE WPADKI W POLSKICH SERIALACH-kontynuacja
żyletka222555 odpisał ib_k na temat w Seriale w TV
W Na Wspólnej dzisiaj Roman zwrócił się do Honoraty "Marylko" - zauważyliście? -
Przyklady najgorszego skąpstwa, śmieszne albo żenujące sytuacje ze sknerami.
żyletka222555 odpisał na temat w Życie uczuciowe
jeszcze co do mojej teściowej: ma kawalerkę w mieście i kiedy chciała ją wynajmować to dała ogłoszenie, że jest umeblowana częściowo itp, że nie ma teraz łóżka ale jak lokatorzy będą sobie życzyli to je wstawi. Życzyli sobie więc przywiozła im starą, podartą, brudną wersalkę ok. 30-letnią. Następnego dnia zadzwonili do niej, że jednak oni sobie kupią nowe łóżko a ona oburzona że musiała wydać na transport, że co to ma być, że powinni jej teraz kasę oddać :) z tym mieszkaniem tez było fajnie jak jej córka po ślubie chciała "na start" w nim zamieszkać, oczywiście płacąc matce za wynajem... zgodziła się na wynajem za stawkę "rynkową" ale zażądała od córki kaucji na wstępie a po jej wyniesieniu się jeszcze zapłaty za kolejny miesiąc bo przecież zanim znajdzie sobie nowych lokatorów to będzie stratna ;/ -
Przyklady najgorszego skąpstwa, śmieszne albo żenujące sytuacje ze sknerami.
żyletka222555 odpisał na temat w Życie uczuciowe
Znam kilka osób, które są sknerami 1. Moja teściowa - kupuje zawsze wszystko, co najtańsze i się tym szczyci, że taka gospodarna jest. Efektem tego są jej wieczne problemy żołądkowe (chociaż ja bym już się dawno przekręciła żyjąc jej trybem) - kiedyś nawet się mnie zapytała bez pardonu, czy wiem może, skąd u niej może być cyt.: "czarna kupa" bleeeeeeee Kilka miesięcy dzieliliśmy z teściami kuchnię i tak: zawsze kupowała najtańszy płyn do mycia naczyń (o ile nie "zapominała" kupić - a my zawsze taki dobrej jakości), zmywaków w ogóle nie kupowała tylko korzystała z 1 starej ściereczki. Mięso z przeceny, już takie na pierwszy rzut oka przeschnięte, zielonkawe i nieświeże po prostu, kupowała nałogowo żeby potem wrzucić to do lodówki, w woreczku, z którego często wyciekała krew itp. i zanim się zabrała za gotowanie to to już śmierdziało (czasem takie mięsko potrafiło tydzień przeleżeć w lodówce). Kupowała i gotowała ochłapy przecenione, aż w końcu zaczęliśmy gotować sobie osobno (wcześniej na zmianę). To ona zawsze wtedy nam podjadała. A jak było mało ugotowane to robiła obrażoną minę, że nie pomyśleliśmy o niej. Teściowi przecież gotowała co dzień "świeże" obiady więc miała co jeść, ale nasze było lepsze. Nadziała się kilka razy gdy jedliśmy np. pesto czy jakieś warzywne dania (ona straszliwie mięsożerna jest) i jej to nie smakowało, ale jadła bo nasze ;) Teraz prowadzimy osobne gospodarstwa mieszkając w jednym domu więc rachunki dzielimy na pół. Do tego umowa na internet stacjonarny, za który płacimy my - jest na nią bo ona ma w pakiecie telefon stacjonarny. Jak chcieliśmy przepisać faktury za internet na nas, żeby móc od podatku odliczyć to się obraziła twierdząc, że ona w takim razie zrezygnuje z umowy o telefon hahaha. Ogólnie mam ja gdzieś odkąd nie mamy wspólnej kuchni, jednak drażni mnie to, jak łazi po rodzinie i znajomych jęcząc, jak to nam nie pomaga/pomagała - a wiecznie na nas żerowała. Płacąc rachunki, jak prąd czy woda na pół - daje nam co do grosza odliczona kasę i my robimy przelewy przez internet. Raz się zdarzyło, że płaciła ona na poczcie to nam kazała zwrócić za opłaty za przelewy (opłata za dokonanie wpłaty - nie wiem, jak to się nazywa). Ale nasz czas i nasze opłaty ściągane z konta internetowego już jej nie interesują. Ogólnie kobieta ma kasę ale chodzi w starych, potarganych i wyblakłych ubraniach,w starych butach, opon w aucie nie wymieniła chyba jeszcze ani razu (od ładnych 6 lat jakoś) bo po co, jak można zimą na letnich jeździć ;/ i wiele takich przykładów jest ale nie chce mi się już o niej pisać ;) 2. Przyjaciel mojego męża też sknerzy ;) Potrafi nadal, po kilku latach (5-6) przypominać swoim kolegom, że kiedyś tam im postawił piwo za 2,50 zł. Ogólnie jak gdzieś się razem z nim jedzie (choć rzadko) to nawet 2 zł do paliwa dołożyć trzeba (jak np do miasta 10 km dalej) mimo, że i tak jedzie tam w swoich sprawach. Ok, no problem ale jak on z nami jeździ to nie ma nawet gadki o dokładaniu się, nawet jeśli chodzi o dalsze trasy. Ogólnie skąpstwem zraził do siebie kilku dobrych kumpli i w zasadzie teraz tylko z moim mężem utrzymuje kontakty bo reszta miała już dość jego wypominania nawet 50 groszy... Poza tym koleś wszystko przelicza, wie, za ile ugotuje obiad (typu ile gazu pójdzie i wody i takie tam), wie, ile na chemię czy mięso miesięcznie "powinni" z rodzina przeznaczyć i jak coś wyjdzie drożej to bardzo się dziwi i nie może przeżyć. Męczące jest właśnie to, że już nie ma z nim wspólnych tematów tylko wiecznie się słucha o jego zaradności, przeliczeniach i oszczędności i jakie to życie drogie (a zarabia 2 razy tyle co mój mąż i wraz ze swoją żoną i córeczką mieszka u swoich rodziców prowadząc wspólne gospodarstwo). 3. Moja BYŁA :) szefowa: stara panna (a właściwie rozwódka ale męża miała przez chyba 3 miesiące) - w pracy wspólne śniadania więc każdy woreczek po zakupach (woreczek foliowy taki jak na kanapki) czy jednorazówka musiały być RÓWNO poskładane i odłożone do specjalnego, większego woreczka. Po jakimś czasie te woreczki szarzały, kurzyły się mimo wszystko itp. ale wyrzucić nie można było. Śniadania były na koszt firmy z inicjatywy szefostwa (uwierzcie, nic przyjemnego!) więc ona kupowała najtańsze kiełbaski do podgrzania w mikrofalówce lub parówy obrzydliwe i tak nas tym raczyła. Jak już były stare bo nikt nie chciał tego jeść to kroiła na plasterki taka parówkę, podgrzewała i częstowała każdego z osobna (mało kiedy udawało się odmówić). Sama rzadko dojadała starocie. Kupowali tez z szefem np. anchois, które tez były zakazane i otwierane tylko po terminie ważności lub na dzień przed heh. Serki topione w plastrach jadał tylko szef ale też kupowali w zapasie i jak został np. 1 plasterek to potrafił tydzień być wykładany na talerz do śniadania aż w końcu szef go wziął, odpakował i zeżarł udając, że nie widzi centymetrowej średnicy zielonej kropy z pleśni ;/ Kupowali też słodycze do firmy, na przekąskę (to wszystko inicjatywa szefa bo z niego straszny łasuch) i tez raczej nie można było sobie wziąć dopóki się nie przeterminowały. Hitem były twarde jak skała pierniki kupione w przecenie na wagę w tesco, które przeleżały w szafce jakies 1,5 roku i od czasu do czasu kochana szefowa je wyciągała i częstowała każdego "po jednym" hehehe potem się to wywalało cichcem ale nie do kosza na śmieci w firmie bo kosze przetrzepywała zawsze w poszukiwaniu "zmarnowanych" rzeczy :D a potem wielkie awantury urządzała :D -
\"KOBIETY, KTÓRE KOCHAJĄ ZA BARDZO\" Norwood Robin
-
witam kochane, nie mialam czasu zagladac a tu przybylo nam forumowiczek... :) dziewczyny, nie uwazam sie za jakis super przyklad ale - poradzilam sobie z kryzysem BARDZO szybko, biorac pod uwgae, ze myslalam na wet o samobojstwie po tym wielkim zawodzie, ktory prezylam i powiem wam, ze warto jest CHCIEC odzyskac poczucie wlasnej wartosci. Popatrzcie - kiedy tylko przestalao mi na nim zalezec, on sam wrocil... i teraz slysze od przyjaciol, ze zbyt pochopnie postapilam dajac mu szanse (zwlaszcza, ze mi nie zalezy juz tak jak kiedys, wiec uwazaja, ze po co mam sie znow wplatywac) ale ja postanowilam sobie, ze nie chce zalowac, ze czegos nie zrobilam... dalam nam szanse, ale jestem an dystans. Jak mam watpliwosci lub zbyt mocno sie angazuje powielajac moje zachowanie przed rozstaniem, wracam do wspomnienej wczesniej lektury i od razu mam lepszy humor i wiem, czego chce - czego chce JA dla SIEBIE - a nie jest to bynajmniej placz i rozpacz ze ktos mnie odrzuca kiedy ja daje z siebie wszystko. Uszy do gory i powrotu poczucia wlasnej wartosci :) Sciskam Was wszystkie bardzo :*
-
uwazam, ze jesli masz juz na tyle sil, zeby nie odpisywac na smsy i nie odpuszczac sygnalow, powinnas sie tego trzymac... ile razy sie na nim zawiodlas, tyle razy dawalas mu szanse a on jej nie wykorzystywal. Ta sytuacja bardziej meczy Ciebie niz jego, on ma ta druga i jak jest mu zle pojdzie, przytuli sie, popiesci (przepraszam, wiem jak boli mysl o tym)... a ty - ty gryziesz sie z tym sama i jeszcze masz wyrzuty sumienia ze moze jestes zbyt ostra... zycze duzo sily i samych dobrych decyzji :*
-
z drugiej strony - co to za zwiazek bez zaufania... ech zycie nas nie rozpieszcza czasami
-
przybywa nas... ciekawe, czy oni tez potrafia tak cierpiec jak my...
-
ja uwazam (terz juz z doswiadczenia), ze warto po prostu sie odsunac... jesli mu na tobie zalezy to zawalczy a jesli nie - widocznie to nie TEN... czas dziala na nasza korzysc :) trzymam kciuki :)
-
heheh no wlasnie - okazalo sie, ze dziewczyna, ktora mu sie podoba jest dla niego zbyt stara (7 lat starsza) no i dal sobie spokoj... a czy dlatego wrocil? nie wiem, jest mi to obojetne... teraz pozwole soie byc rozpieszczana i niech lata wkolo mnie heh ;)
-
... i wiecie co? on teraz chce do mnie wrocic... wysyla setki smsow, przytula, planuje jakies wspolne wycieczki... moze jest zazdrosny ze zaczelam duzo czasu spedzac z pewnym jego kolega... moze faktycznie pewne sprawy przemyslal na spokojnie... nie wiem, wiem tylko, ze ja nie czuje juz tego samego co kiedys... i moze sprobuje sie do niego przekonac ale bez zbytniego zaangazowania - tego jestem pewna :)
-
ciesze sie, ze siegasz do ksiazek... o ile mozemy sie nawzajem wspierac, o tyle nie jestesmy psychologami a ksiazki sa napisane przez odpowiedzialne, znajace sie na rzeczy osoby... jak juz zaczniesz czytac, daj znac, jak ci idzie pracowanie nad soba :) pozdrawiam serdecznie :)
-
w zwiazku nie chodzi o to, zeby kontrolowac co sie mowi czy robi zeby koos przy sobie zatrzymac (czesto dzieje sie tak, ze po prostu na sile probujemy przypodobac sie innym), chodzi o to, zeby robic to, z czym my same czujemy sie naprawde dobrze, trzeba sobie umiec zadawac pytanie, co ta druga osoba moze nam dac czy tez, na czym mi zalezy w tym zwiazku... nie nalezy bynajmniej zadawac sobie pytania, co moge zrobic, zeby go przy sobie zatrzymac... naprawde polecam ksiazke, o ktorej pisalam wyzej, daje sporo do myslenia. Nie zapomne miny mojego bylego, kiedy mu powiedzialam, ze juz sie z niego wyleczylam... on sie dpodziewal, ze bede sie prosic o jego uczucia, ze bede go blagac o przytulenie (bo wlasnie tak to przedtem wygladalo) i tak sie nastawil chyba przed naszym ostatnim spotkaniem. Zamiast tego dowiedzial sie, ze zrozumialam, ze nie zalezy mi na milosci toksycznej, ze nie zlezy mi na zadreczaniu sie dla niego, ze zalezy mi na tym, zeby miec satysfakcje ze zwiazku a nie tylko dawac i czekac na reakcje... byl naprawde zdziwiony... a ja chyba pierwszy raz od rozstania zasnelam spokojnie z usmiechem na twarzy. Powodzenia w pracowaniu nad soba :)
-
dziewczyny, kupilam ksiazke - jestem na 4 rozdziale i zapowiada sie ciekawie... trzeba tylko chciec sie do niej przekonac - \"kobiety, które kochają za bardzo\" - czyli toksycznym związkom mówimy nie Postanowilam zaczac terapie i mam nadzieje, ze nie okaze sie to slomianym zapalem... pozdrawiam
-
wczoraj smsowalismy, zaczelo sie od tego ze byl w pracy do pozna i wyslal mi smsa z pytaniem, czy duzo jeszcze jego rzeczy zostalo u mnie... w sumie tak od slowa do slowa... napisalam mu w koncu ze swoim zachowaniem otworzyl mi oczy i teraz jestem pewna, ze nie warto ratowac czegokolwiek... napisalam mu, ze jest rozpiszczonym dzieciakiem, malym wrednym gnojiem i chamem... ulzylo mi, on nawet sie nie obrazil - naisal, ze widocznie dla mnie taki wlasnie jest... czulam sie niezle... az do wieczora, gdy znowu zalapalam megadola, dzisiaj w pracy tez nie moge wyrobic juz, tak bardzo potrzebuje czulosci, tak bardzo brakuje mi tego, zeby byc komus potrzebna, zeby komus na mnie zalezalo, zeby przy kims sie obudzic.... ;(
-
no i prosze - czy ja jestem az tak tepa ze nie widzialam, jaki z niego cham? wczoraj wrocilam poznij, on juz lezal wlaczylam tv i dojadalam kawalek zimnej pizzy... z nerwami powiedzial, zebym wylaczyla tv bo chce spac, ale powiedzialam, ze na razie nie... wiec dowiedzialam sie, ze jestem szmata i suka heh bosko prawda? i dla kogo byly te wszystkie lzy? wczoraj gdy weszlam do naszego pokoju, zrobilo mi sie slabo i zalalam sie lzami na mysl o tym, ze juz jutro nie bedzie tu jego rzeczy...i jego samego... a teraz? czuje sie jak ostatnia kretynka ;/
-
a ja nie potrafie sobie wyobrazic, ze przytulam sie do kogos innego... boje sie, ze tak juz zostanie, ze jak dotad bede miala kolegow, ale nic poza tym. On zreszta zarzucil mi, ze przeciez spotykalam sie ze swoimi kolegami wiec nie powinnam miec problemu ze znalezieniem kogos... ale to sa KOLEDZY - widocznie nie rozumie, ze to jest WIELKA roznica, moze gdyby kochal, zrozumialby... ;(
-
Chcialam napisac, ze trzeba rozroznic porzucenie w fazie zakochania od tego w fazie „dojrzalego” wydawaloby się zwiazku… my byliśmy ze soba 2 lata i 3 miesiace, były wspolne wyjazdy, wspolne plany, wspolne marzenia, odwiedzanie rodzin i chyba wszystko, co pozwala nazwac związek udanym… kocham go cholernie, nie potrafie zrozumiec, jak można tak stanowczo, w ciagu zaledwie dnia czy dwóch, odwrocic się od osoby, która była przy tobie w każdej sytuacji, która stawala za toba zawsze murem, która zasypiala ze zmeczenia przy twoim szpitalnym lozku, która jest w stanie zrobic dla ciebie wszystko… nie zrozumiem nigdy… niedobrze mi ;( ale jak sobie tak pomysle, to przeciez ja nie wiem jak to jest byc odrzucona w fazie zakochania... wiem jedno - kazde odrzucenie boli...
-
a teraz, po rozmowie z nim jestem juz pewna, ze jestem dla niego smieciem... czas wiec posprzatac kochane forumowiczki, mam nadzieje, ze wam sie uda...
-
chyba jednak mu nie zalezy... rani mnie na kazdym kroku mowiac mi, ze podoba mu sie pewna kolezanka z pracy, dajac sobie chamskie opisy na gg... dzisiaj od rana znow jestem zmiazdzona przez jego opis... a skonczyly sie tabletki na uspokojenie ;(