Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

asiorekkk

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez asiorekkk

  1. cześć kobietki ale popiszcie coś więcej co tam u Was:) u mnie śniegu nie ma, ale zimno strasznie, choć teraz pięknie świeci słońce i jakoś tak radośniej dzięki temu:) wczoraj poszłam do sklepu Inglota i kupiłam sobie nowe cienie i lakier do paznokci :) wszystko oczywiście mam już na sobie i buzia mi się cieszy jak typowej babie ;) haha, trzeba się umieć cieszyć małymi rzeczami, prawda? :)
  2. oki, uciekam za chwilkę, postanowiłam zrobić sobie jakąś przyjemnośc i kupić jakis kosmetyk - lakier do pazurków, albo cień do powiek :) a co sobie będę żałować ;) wieczorkiem spotykam się z dawnoniewidzianą koleżanką więc też powinno być miło:) maskopatol - ale on sam w ostatnim smsie napisał, że bardzo rzadko ostatnio jest na gg... a może jest ale się chowa, np.przede mną :O no ale jak tylko będę kiedyś wieczorkiem na gg to obiecuję - specjalnie dla Ciebie dam się za chmurkę :)
  3. kobitki - uff, ale mam dzisiaj dzień, jeszcze siedzę w pracy... jak tak dalej pójdzie to jeszcze mnie Kłapouch w biurze zastanie jak przyjdzie wieczorem ;) ale tak serio - wiem, ze nie ma co myśleć, zastanawiać sie itd (sama o tym wczoraj mówiłam) ale ciężko to tak zostawić... jeszcze mnie tam trzyma za serducho, zwłaszcza jak go zobaczę... to jest zawsze tak samo: mam bojowy nastrój, myślę sobie koniec z Kłapouchem\", jestem silna, pewna siebie i potem wchodzi on do biura tak znikąd, spoglada na mnie tym swoim kłapouszym spojrzeniem i ja się cała rozpływam... oczywiście w środku bo na zewnątrz jestem dalej niewzruszona... ale w takich momentach go normalnie niecierpię, własnie za to, ze ma nade mną taka przewagę (i pewnie nawet nie zdaje sobie z niej sprawy... ), że tak mnie do niego wciąż ciągnie, mimo że on wcale się o to nie stara... i własnie z tych powodów chciałabym z nim nie pracować... bo wiem, że wszystko by się miało szansę szybciej we mnie uspokoić gdybym nie byla narazona na ciągłe ogladanie go znienacka ;) no ale niestety, nie zawsze jest tak jak chcemy, a i tak lepsze to niż gdybym musiała np. siedzieć z nim w biurze całe 8 godzin... to by była masakra :O póki co pewnie zobaczymy się jutro, więc już to oswoiłam i teraz zostaje mi tylko wymyśleć w co się ubrać ;) R_C - no własnie to jest najgorsze, ze facetom tak łatwo przychodzi puszczenie w niepamięć pewnych (dla nas tak istotnych) rzeczy... :O babaruda - muchomory to moja druga ulubiona piosenka, i zawsze jak ją słysze to mam taki uśmiech na twarzy :D rany Ty naprawdę jesteś czarownicą!!! ale taką cudną :)
  4. a ja mam kobitki kosmos w pracy i ciągle coś mnie odciąga od tego, żeby Wam więcej popisać... co tam ciekawego w mojej głowie, jakie nowe przemyślenia itp. ;) ale przynajmniej nie mam też czasu, żeby myśleć o Kłapouchu... choć i tak myśle :D haha, jestem niereformowalna ;)
  5. kaczuszko - ja jestem:) zaraz popiszę tylko na razie się odgrzebuję z pracy.. uff ;)
  6. kaatioszka - to będziemy pisać :) nic się nie martw:) w środę mam zebranie to też się pewnie coś znajdzie do analizy ;)
  7. waniliowa - tez tak myśle (i zresztą to dziś napisałam), i nawet wolę tak myśleć, że i tak i tak by się zachował w ten sposób, bo tak mi jest ciut łatwiej... to pozwala mi łudzić się, że to nie ja zepsułam wszystko moim durnym zachowaniem :O z smsem tez się zgadzam, tzn. moze nie 2 minuty, ale na pewno nie 2 dni, no bez kitu... :P łotahel - oczywiście, że będę się odzywac, chciałabym Wam non stop tak naprawdę pisać co se dzieje w moim serduchu, ale nie chcę sie nakręcać a Was zanudzać, bo w końcu ilez mozna pisac o niespełnionym uczuciu do Kłapoucha? :D haha :) komentarzami "ad hoców" też już się staram nie przejmować, najgorzej jak ktoś tak poczyta topik pobieżnie a potem wyrokuje, albo wałkuje w kółko temat loda w toalecie podczas gdy topik juz dawno wszedł na inne tory, no i oczywiście - każda z tych osób od poczatku wiedziała, że to się tak skończy... :) nie znaczy to, że się teraz odcinam od tego co się stało... ale po prostu po miesiącu czas chyba przestać już się tym zadręczać... bo do nikąd to nie wiedzie... i zaczęło do mnie docierać że to moze wcale nie o to chodzić... że problem leży zupełnie gdzie indziej... i co najważniejsze - że może wcale nie we mnie!!! mam taką głupia tendencję do przypisywania sobie winy za wszystko co się dzieje, zwłaszcza w relacjach międzyludzkich, zamiast zaakceptować lub pogodzić się z tym, ze czasem coś dzieje się niezależnie od nas i choćbyśmy nie wiem jak się starali to i tak nie bedzie lepiej... bo do tego trzeba dwóch osób...
  8. kaatioszka - zgodnie z tym co napisał Cypek - kończę również z interpretacją czy też nadinterpretacją jego zachowań, spojrzeń, gestów i dlatego juz sie nie chciałam na ten temat rozwodzić, choc miałam przez moment taką pokusę, bo jak był w biurze to caly czas na mnie zagladał... zwłaszcza był moment kiedy stałam na chwilę tam u niego w pokoju i rozmawiałam i smiałam się z takim chłopakiem za którym wiem, ze nie przepada, to kukał na nas cały czas... no ale co z tego? skoro poza gapieniem się (i to tez niewiadomo co mającym oznaczać) nie robi nic... dlatego własnie uważam, że nie ma sensu się nad tym zastanawiać :( trzeba zapomnieć i traktować go jak kolegę ktorym był wczesniej, nawet jeśli serce chce inaczej... :O
  9. kochane moje - dzień dobry:) babaruda - podpisuję się pod każdym Twoiem słowem z wczoraj (wpis o 10:59), oczywiście, że nie ma uniwersalnych rad w takim przypadku i dlatego zawsze z uwagą czytałam wszystkie wpisy, zarówno te dające nadzieję, jak i te, które całkowice próbowały pozbawić mnie złudzeń... tak naprawdę w dalszym ciagu uważam, że nikt z nas nie wie co się dzieje w jego głowie i dlaczego teraz jest tak a nie inaczej... może tylko jedni z Was są trochę bliżej tej prawdy niż inni, ale 100 % wie tylko on i może kiedyś będzie mi dane się dowiedzieć... tak czy inaczej nie ma sensu sie teraz licytować czy racje mieli ci, którzy próbowali ściągnąć mnie na ziemię od początku czy ci, którzy widzieli światełko w tunelu i zarażali mnie optymistycznym myśleniem, osobiście dużo lepiej (z wiadomych przyczyn) czułam się po wpisach tych ostatnich osób i za to im niezmiernie dziekuję :) i nigdy nie uważałam, że to jest bezsensowne karmienie mnie nadzieją (jak teraz próbuja sugerować niektórzy, bo w końcu to ich scenariusz się sprawdził... ), nie żałuję niczego co zrobiłam (czyli \"wielkiej\" akcji z płytą, a potem tego smsa kiedy przypomniałam się z piwkiem), bo zrobiłam dokładnie tyle ile chciałam i ile potrzebowałam, aby zrozumieć, że póki co czas spasować... Miałam dużo czasu w weekend na przemyslenie sobie wszystkiego i stąd te wnioski wszystkie teraz:) Jeszcze w piątek miałam doła, myśląc o tym wszystkim i po raz kolejny bijąc się w piersi za to co zrobiłam (mówię o pierwszej akcji, od której zaczął się cały topik), ale w sobotę rano tak siadłam, zaczęłam mysleć (topik tez oczywiście poczytałam;) ) i oto jak generalnie przedstawia się moja, nieco uż na chłodno, ocena sytuacji po tym weekendzie:) : - stało się... nie powinno było sie stać ale się stało i się nie odstanie i mimo że na samo wspomnienie tego wciąż pieką mnie policzki ze wstydu to muszę przestać rozpamiętywać cale to wydarzenie, bo nie ma to najmniejszego sensu i nic mi nie da w tym momencie... zresztą on już pewnie i tak tego nie pamięta... :P - nie byłam tam sama, byliśmy razem i mimo że to ja byłam z początku bardziej aktywną stroną to jednak wszystko co się stało, stało się z udziałem obu osób a przypuszczam, że w piersi biję się teraz tylko ja, dlatego kończę z tym, bo zwariuję po prostu... ;) - długo tez zastanawiałam się czy to co się stało miało wpływ na jego zachowanie teraz, zresztą nie raz pytałam o to na tym topiku dając tym samym pole do zawziętych dyskusji :) ... i doszłam do wniosku, że jeśli tak, że jesli ocenił mnie właśnie na podstawie tego jednego (nawet tak niefortunnego zachowania) i to właśnie przez to nie che kontyuowac naszej znajomości, to trudno... nie zmuszę go do tego w żaden sposób i nie udowodnię mu na siłę, że jestem inna, bo jeśli ma oczy i uszy to powinien to dostrzec... w końcu spędziliśmy razem prawie 12 godzin tego wieczoru, a porażką była tylko końcówka... poza tym znaliśmy się wcześniej... - dlatego bardzo możliwe, że jest trochę tak jak napisał ostatnio Cypek - czyli, ze Kłapouch jest najnormalniej w świecie popaprany emocjonalnie - i sam nie wie czego chce... a może nie chce i od poczatku nie chciał niczego, chciał tylko miło spędzić wieczór a wyszło jak wyszło... no i teraz jest to całe moje zastanawianie się a dla niego nic się nie zmieniło - ot wyjście na piwo z koleżanką, bez zobowiązań a w efekcie z dodatkowymi atrakcjami... i tak teraz chce żeby zostało - układ koleżeński i to wszystko. niech nie zmyli kogoś ten chłodny ton, bo nadal sporo we mnie emocji, ale po prostu muszę je sobie zacząć ukladać i wyciszać, bo dzis mija równy miesiąc od naszego spotkania a ja wciąż to przeżywam i jeśli tak będzie dalej to oszaleję... pewnie jeszcze będę miała po wielokroć momenty małej załamki (dla osób które zarzucają mi niekonsekwencję przypominam, że jestem w tym facecie bardzo zadurzona a wtedy ciężko nie kierować się emocjami i myśleć trzeźwo... :( ), ale wiem, że to minie, bo przecież musi kiedys minąć:) i w tym celu musze przestać wspominać, myśleć, zastanawiać się i analizować wszystkie jego gesty czy ich brak, i po prostu pogodzić się z myślą, ze on mnie najnormalniej w świecie nie chce, nawet jeśli chcialabym by było inaczej... uff, to chyba tak mniej więcej pokrótce wyglądają moje przemyslenia w tej kwestii ;) przed chwilą wpadł na chwilę do biura... byłam dzielna choć w środku wszystko szaleje :) ale przecież się uspokoi... kiedyś... prawda? :)
  10. to odprawisz jakieś gusła w mojej intencji? :) a z tą marią awarią nie mogłaś lepiej trafić, naprawdę... :)
  11. babaruda - jesteś niemożliwa!!!!!!!!!!!!!!! cały czas słucham właśnie teraz marii awarii!!! skąd wiedziałaś??? czarownica!!! ;)
  12. zaglądam kochane, zaglądam... i czytam po kilka razy nowe wpisy :) tylko sama nie wie co napisać, mam w głowie setki myśli ale nie chcę już przynudzać i się powtarzać... siedze i zastanawiam sie co u niego. co porabia w sobotni wieczór.. bez sensu ale tak jest :( fajnie cypek napisał :) i zgadzam sie nim, zostawiam już sprawy jak są, niech się dzieje wola nieba ;)
  13. i co ze zrobiła - dzięki :( tylko, że pytania w głowie "czy olałby mnie tak samo gdybym TEGO nie zrobiła" nie daja mi żyć... tak naprawdę wciąż się własnie nad tym zastanawiam, czy to własnie to go ode mnie odrzuciło czy i tak by nic z tego nie było... no ale to niepotrzebne bicie piany, bo tego nie sprawdzę w żaden sposób :O
  14. niczego się nie spodziewałam zakładając topik, po prostu wyrzuciłam z siebie to co lezało na sercu zaraz po tym co się stało, nie miałam w tym żadnego konkretnego celu, ot chciałam się wyżalić - od tego jest przecież forum. nie musi mi nikt w tym momencie przypominać co zrobiłam bo jak juz wspomniałam amnezji nie mam i nie ma dnia żebym o tym nie myślała i nie czuła się podle z tego powodu :( To że już o tym nie piszę za każdym razem to nie znaczy, że nie przeżywam tego wciąż, bo przeżywam i to bardziej niż się każdemu wydaje :(
  15. a że topik żyje własnym życiem i nastraja do ogólnych dyskusji o życiu, uczuciach to chyba nic złego prawda???? jeśli Ci przeszkadza, że ewoluował w tym kierunku zamiast trąbić ciągle o zrobieniu loda w kiblu to przepraszam :P
  16. dziewczyno zluzuj - a jak ma topik nie odchodzić od sedna sprawy po 3.5 tygodnia istnienia??? mam dalej się biczować publicznie przy każdym wpisie jaka to ze mnie szmata??? wystarczy że sie tak czuję i myśle o tym każdego dnia... i nie twierdze i nie łudzę się, że nie stało się nic, bo się stało i to bardzo dużo i wiem o tym.
  17. tori - dobre :) no nie wiem czy go uszczęśliwiłam, może dlatego się nie odzywa, bo się nie spisałam? :P już nawet coś takiego ostatnio mi przyszło do głowy ;) ale ja durna jestem czasem ;)
  18. myszkowa - haha, ja też teraz sobie to wyobraziłam :) byłyby jaja, już widzę tą jego zagubioną buźkę,wytrzeszczone oczy i pytający wyraz twarzy i mnie taką w furii :D
  19. haha, ok kaczuszka, jeszcze trochę i chyba będę musiała Cię nasłać na niego ;) albo odprawimy jakieś zbiorowe gusła żeby się chłopu wreszcie w głowie bałagan poukładał :P
  20. no faktycznie myszkowa :) dzięki za kciuki, nie zaszkodzi ich jeszcze trochę potrzymać :) rany, jak sobie pomyślę, że my tu tak spekulujemy od 3.5 tygodnia aż huczy a niczego nieświadomy Kłapouch nawet się nie domyśli... to mam aż ochotę nim poszarpać :O
  21. haha, a to fajnie, u nas raczej tak nie będzie, no ale przynajmniej będę Wam miała (mam nadzieję) o czym napisać ;)
  22. właśnie się dowiedziałam, że chyba w przyszłym tygodniu będziemy mieć w pracy wieczorne zebranie, więc pewnie się spotkamy chcąc nie chcąc... normalnie bym się cieszyła, ale w obecnej sytuacji to tylko się stresuję... bo juz zaczęłam sobie wkręcać, że moja osoba wprowadza go tylko w zakłopotanie i najchętniej to uniknąłby spotkania mnie wtedy :O ale optymistycznie kończąc - jedno jest pewne: MUSZĘ WYGLADAĆ SZAŁOWO :D
  23. żartujesz??? rany, to naprawdę Cię wzięło!!! I ty mi kochana mówisz o obrzydzaniu sobie faceta? ;) sama widzisz że są takie ciężkie przypadki, że nie pomaga nic a nic... czy mój kłapouch do takich też należy??? :O
  24. ale historie tu się czają na tym topiku... kto by pomyślał :) no widzisz ciociu - kilka lat a dalej Cię jakoś tam trzyma, to pomyśl co by było gdybyś pozwoliła mu zbliżyć się do siebie tak jak ja, może to dla kogoś zabrzmi głupio i na siłę górnolotnie ale ja tam w tym cholernym knajpianym kiblu oddałam mu (mniej lub bardziej świadomie) jakąś część siebie.. i dlatego teraz to wszystko tak przeżywam. to nie było wyjście na piwo z kolegą po którym nic nie wyszło... dla mnie niestety to było coś duzo więcej i stąd ta cała teraźniejsza akcja :)
  25. ciocia - masz rację, wiem, że sobie coś wykreowałam, wyidealizowałam, a prawda jest taka, że ja tego człowieka tak naprawdę wcale nie znam... gdzieś intuicyjnie czułam, że jest dobry, wrażliwy, zabawny (bo mam tą niestety czy też stety tendencję do szukania w ludziach samych zalet zapominając o wadach... ) i takie wrażenie odniosłam również na tym spotkaniu. no ale życie jest inne, i nie każdy facet który nam wpadnie w oko to książe na bialym koniu, prawda? :P
×