Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Lipenka

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Lipenka

  1. Witam serdecznie dziewczyny :)))) Wlazłam w wolnej chwili, żeby serdecznie pozdrowić Was i Wasze dzieciaczki. Widzę, że dzieci juz więcej :). Kalinka, mimo ciężkiego startu jest dość żywiołowym dzieciaczkiem. Wszędzie jej pełno (za pełno). Szatanica i tyle. W każdym razie dzieciak nam się "starzeje" hahaaa... Mąż chciałby kolejne, ale wiecie, po ostatnim porodzie i krwotoku, który mnie prawie pozbawił życia, mam poważne obawy. Mam zamiar podwiązać jajniki, bo mąż za bardzo chce. Wprawdzie szansa na prawidłowy poród itd. jest, ale pod warunkiem, że dziecko będzie miało krew grupy "0" a nie "A". Na to nie ma żadnych gwarancji a planowanie a potem jakieś usuwanie nie wchodzą w grę. Ok. To juz nie przeszkadzam. Mam nadzieję, że w ogóle wiecie kto, co i skąd się wzięłam :))).
  2. Są tu spełnionen babki. Też rocznik 75 :). Jak widać jestem mamą 4 cór, aktywna zawodowo (biuro w domu, bo wygodniej), hobby i pasja to muzyka, jestem basistką i warrgitarzystką (touche guitar style). Mam świetnie życie :). Wiadomo, czasem dół, bo niemoc twórcza, bo dzieci dają w kość, albo mąż sprawdza ile mam cierpliwości. Jednak ogólnie nie mam na co narzekać. :) Pozdrawiam spełnione babki.
  3. hej mamuśki, długo nie pisałam, ale nie starcza mi doby. Dla siebie to mam czas, jak muszę iść ze sobą do lekarza. Myślałam ostatnio, że to mój dar organizacyjny gdzieś przepadł, ale niestety... Za dużo na głowie. Jestem 24 godziny na dobę w domu a nie mam czasu. Od pół roku walczę z architektem o każdą duperelę w moim przyszłym domu, żeby nie było, że gdzieś jest za mało miejsca a gdzieś jest niefajnie doświetlone poddasze itd. Kur.. normalnie jasny gwint mnie bierze i siwizna zalewa. Mówiłam mężowi, że nie ma brać architekta, bo oni chcą bardzo być artystami i przelewać swoje pomysły na papier i je narzucać klientom, a ja mam swoją wizję i nie ma zmiłuj. Przecież to ja wiem, ile mi potrzeba miejsca w kuchni, jadalni czy gdzie tam jeszcze. Ech, nie będę marudzić. Najwyżej zwolnię faceta. Nie ma kumpli w tych kwestiach i już. Poza tym mam już prawie 4ha ziem w Dolinie Wisły. Dokupiliśmy jedną skarpę z lasem. Teraz to na pewno nikt nam do okien zaglądać nie będzie. Ambitny plan to moja czterdziestka w mojej rezydencji. Jak będzie naprawdę, to się okaże. Jeżeli praca nad projektem potrwa kolejne pół roku to chyba oleję to wszystko i zostanę w obecnym domu. Szkoda czasu i nerwów. Życie jest tylko jedno i nie muszę marnować czasu na użeranie się z kimkolwiek. Co do dzieci to najstarsza ma prawdziwego chłopaka :). Fajny osiemnastolatek (prawie). Przeszedł testy muzyczne, więc może być. Poza tym mam poważny problem z dzieciakami, bo nie chcą mi się uczyć. Mimo, że są pilnowane, żeby zawsze poodrabiały co mają i nauczyły się z ostatnich lekcji, to wyniki w nauce im siadły o ocenę w dół. Nie wiem z czego to wynika, ale będą miały bardzo nimiłe wakacje, jeżeli to się nie zmieni. Zatrudnię nauczycieli i przerobią zaległości latem zamiast się bawić. Wiele dzieci nie ma takich warunków do nauki a wyniki mają bardzo dobre i mają ambicje. Moje córy po prostu siadły. Moi rodzice pomagają mi w uczeniu ich (dyktanda, liczenie, starsza szkolona jest z chemii, matmy, fizyki...). Czy to jakiś zastój umysłowy czy co? Za to Kalina pędzi z rozwojem do przodu. Gada, śpiewa jak najęta, gra na instrumentach perkusyjnych i to całkiem nieźle. Taki mały szatan. Pozdrawiam i znikam na czas jakiś...
  4. hej, witam po dłuższym czasie. Ciągle pędzę. Tylko cholera po co... Za "chwilę" święta a ja nie mam czasu na nic. Wszyscy popędzają. Na dodatek muszę kur.. walczyć z zatrudnionym architektem o każdy MÓJ kąt w moim przyszłym domu. I jeszcze za to płacę! Przecież to chore. To ja wiem, co chcę mieć, ile pomieszczeń, jakich i dla kogo, więc o co chodzi z tymi przepychankami. Ostatnio powiedziałam wprost, że nie podejmę się budowy domu, w którym nie będę chciała mieszkać. Przecież nie muszę. Mam dom. Owszem, za mało jest pokojów, bo brakuje dwóch, żeby każda z dziewczyn miała swój. No, ale ja musiałam mieszkać w bloku i jakoś żyję, więc po co ja mam się denerwować? Ogólnie to jestem zmęczona. Odbija się to na rodzince, bo jak ja jestem w złym humorze to cały dom siada. Nawet nie chce mi się wybyć, żeby odpocząć. Nie mam po prostu ochoty na nic. Próbuję się podnieść kombinując sobie różne pyszności w kuchni, ale to pomaga na chwilę. Zrobiłam ponad 20 słoiczków orzechów w miodzie. Część już rozdałam a przy okazji świąt porozdaję resztę. Zdrowa przekąska. Jutro muszę upiec sporo ciasteczek maślanych, bo przecież dzieci obiecały, że na szkolną Wigilię mama upiecze. Przecież nie odmówię dzieciakom. Co roku czekają albo na ciasteczka albo na moją czekoladę. Także robota mnie czeka. A Kalina jest coraz większym łobuzem. Jak każda z moich cór w tym wieku. Zakochana w tacie nadal. Jak słyszy, że podjeżdża pod dom swoim samochodem to szaleje i krzyczy "tata, tata, tata", podbiega do drzwi i wali w nie pięściami, żeby ją wypuścić. Niezły ubaw mam z tego. Ostatnio byłam na szczepieniu (chyba ostatnie z tych płatnych), tylko pisnęła i był spokój. Teraz czekamy na bilans dwulatka. Czy Wasze pociechy też organizują sobie wspinaczki po krzesłach, szafkach i czym popadnie? Muszę iść spać, chociaż tak mi szkoda tych moich samotnych chwil. Tylko w nocy mam spokój, ciszę i nie widzę nikogo. Może poza królikiem, którego kupiłam córce, a którym całkowicie ja się opiekuję. Kica sobie po pokoju i przychodzi do mnie po pieszczoty.
  5. hej, Tatonka ja robię najczęściej nasz ulubiony węgierski. Na rozgrzany olej wrzucam pokrojoną w półkrążki cebulę, pokrojony w dużą kostkę boczek wędzony i zasmażam, aż boczek puści trochę tłuszczu. Potem wrzucam wołowinę pokrojoną w kostkę i dobrze przesmażam. Potem zalewam ją butlą wina czerwonego wytrawnego i jakiś czas duszę. Wszystko tak na wyczucie. Kolejny etap to wrzucenie papryki, pomidorów a potem pieczarek i na koniec pokrojonych w kostkę ziemniaków, żeby nie trzeba było osobno ich gotować. W trakcie dolewam jeszcze butlę wina i doprawiam razem z mężem i ewentualnie goście mogą też doradzić co jeszcze. U nas kociołkowanie to spora impreza przy wielkim ognichu :). Samej wołowiny idzie ze 3 kg :P. Na koniec, jeżeli coś zostaje to rozdaję po słoiku swoim gościom. Chętnie zresztą wracają :). Mamy zamiar zrobić wkrótce ponownie taką imprezę. Przydałby się śnieg. Wtedy takie ognicho i kociołek gulaszu to niesamowity klimat. Do tego grzaniec robiony z dodatkiem korzenia drzewa cynamonowego (o wiele lepszy aromat niż mielony cynamon), goździkami, cytryną i pomarańczą w plastrach... Normalnie miodzio. Wczoraj zrobiłam 10 słoiczków orzechów w miodzie. Dziś podrukuję etykiety i rozdam kilka sztuk. Doskonała przekąska i wspomagająca układ odpornościowy. Dziś mam kolejne spotkanie z architektem w sprawie mojego drugiego domu. W przyszłym roku chcemy mieć fundamenty a ja ciągle mam jakieś "ale" do projektu. No musi być tak jak JA chcę, bo trzeciego budować nie chcę. W obecnym poszłam na masę ustępstw i teraz muszę się budować, bo mi brakuje kilku pomieszczeń. Trudno. Nie mogę iść na żaden kompromis. Tymbardziej, że to ja płacę. Przeraża mnie to, co mnie czeka. Pamiętam jaki to stres takie przepychanki z tymi co niby wiedzą lepiej co ja chcę. Tylko, że teraz jestem już bezlitosna i obrosłam skorupą.
  6. hej, dawno mnie nie było. Nie mam czasu na nic. Na dodatek dziś się okazało, że czas świąteczny będzie w moim przedsiębiorstwie bardzo pracowity i nie mam szans na "wybycie" w świat. Kalina rozwija się za szybko (to oczywiście moje narzekanie). Wszędzie jej pełno. Jest silnie uzależniona od taty co mnie szczególnie nie martwi. Nawet nie wiem co tu Wam pisać. Moja rodzinka żyje sobie jak zawsze. Ostatnio miałam przelot grypy, ale w miarę łagodnie poszło. Tylko Michasia trochę się pomęczyła. Nie mam pojęcia która z gryp to była. Nie wiem czy nadrobię zaległości w czytaniu. Pozdrówka dla wszystkich :)
  7. Ach i Sylvianko, absolutnie nie martw się o blizny. Moja Alina, jak miała tyle co teraz nasze młode, pociągnęła w kuchni ceratę leżącą na stole. Na środku stała gorąca kawa, która się przewróciła i trochę jej poleciało na czoło i prawą skroń i policzek. Natychmiast zrobiłam okład z lodu, żeby nie poszło za bardzo wgłąb to poparzenie. Też się zamartwiałam, ale pediatra powiedziała, że będzie dobrze. Nie ma żadnego śladu. U Ciebie będzie tak samo. No i dołączam do opinii, że nie jest to Twoja wina, bo dzieci w tym wieku są szybsze od nas a szczególnie w kwestii brojenia i wymyślania sportów ekstremalnych.
  8. hej, Shamanko, do tej średniej wlicza się też zarobki tych wszystkich prezesów banków i innych "na górze", którzy zarabiają setki tysięcy. Ta średnia to jedna, wielka ściema. Ja zawsze patrzę na najniższą krajową, bo takie są realia. Byłam na USG piersi, żeby skontrolować to, co tam się dzieje po czterech ciążach. Wszystki w jak najlepszym porządku. Natomiast lekarz podjechał na tarczycę i mam lekko powiększoną. Powiedział, że mam sobie badania hormonalne zrobić, bo mam zapewne niedoczynność. Nawet zgadza się z pewnymi objawami (stany depresyjne, brak chęci do życia, ciągłe zmęczenie). Także muszę sobie porobić te badania. Poza tym to morfologię mam całkiem niezłą, jonogram też... i parę innych też ok. Raz w roku będę się gruntownie badać. Za dużo moich kumpli choruje na różne g.... Co do niespokojnych nocy to Kalina też chyba zaczyna intensywnie śnić, bo budzi się czasem z płaczem. Co do robaków to warto się od czasu do czasu odrobaczać, szczególnie po lecie. Każda piaskownica to kuweta i tego nikt nie zmieni. Cholera go wie co w jelicie nosimy. Wstyd się przyznać, ale jedyne co robię w kierunku pozbywania się ewentualnych robali to podawanie czosnku. Wiadomo, że czasem to może być za mało. Muszę się spiąć i porobić również te badania sobie i dzieciom.
  9. ainom, każdy kawaler będzie przesłuchany przeze mnie, także już im współczuję :P
  10. Znalazłam zdjęcie z najstarszą. To z babskiego wypadu nad morze. Tatko został w domu z Kaliną a ja ze starszymi wypoczywałam :P. http://img360.imageshack.us/img360/3695/lato2009.jpg
  11. hej, dzięki wielkie za komplementy. Ach ile może zdziałać dobrze dobrana sukienka i wysooookie buty. Ja mam grube uda i w ogóle krótkie nogi i to mnie boli najbardziej :P. Co do fotek to mam ich bardzo mało i takie raczej przypadkowe lub robione przez dzieci. Ja sama nie miewałam nigdy parcia na fotografowanie. http://img106.imageshack.us/img106/3892/27wrzesien2009.jpg Na tej fotce jest mąż z trzema młodszymi. Może gdzieś znajdę najstarszą córę, ale nie wiem czy na moim laptopie jakieś jej zdjęcia mam. Ona ma pewnie w swoim komputerze jakieś, ale ja jej po kompie nie szperam. Poza tym widzę, że tu się ciąże sypią :D. GRATULACJE! Ja już niestety mam szlaban od lekarza na kolejną ciążę a szkoda...
  12. hej, zaznaczam obecność. Sorry, że tak marnie się tu udzielam. Trochę Was zdradzam z Vitalią. Jestem na diecie, bo chcę odciążyć maksymalnie mój kręgosłup i dojść do wymarzonej wagi sprzed ....nastu lat. Mam świadomość, że to dość wygórowane marzenie, ale co tam. Ostatnie dwa miesiące to u mnie ciężka praca. Inwestycje w ziemie, inwestycje w mojej firmie. Notariusze, papiery. Nie lubię tego wszystkiego, ale przy okazji załatwiania papierów sporządziłam testament. Mąż zresztą też. Od dawna chciałam to zrobić, bo wiem, jakie są problemy w przypadku, gdy takiego jasnego przekazu nie ma. A tak mamy to poukładane i w razie czegoś niefajnego mamy jeden problem mniej. Wczoraj zaliczyłam wesele znajomych. Mimo, że jestem absolutnie na NIE dla takich imprez to mile się rozczarowałam. Impreza na poziomie, nie było ochlaństwa i tego weselnego "brudu" (nie znoszę nachlanych ludzi). Nasza ekipa (grono długoletnich znajomych) była prawie w komplecie (poza naszym zmarłym w lipcu kumplem). Powspominaliśmy, popłakaliśmy, pobawiliśmy się i jakoś tak zjednoczyliśmy. Oto jak wyglądałam: http://img43.imageshack.us/img43/6434/101009.jpg Za ewentualne straty w sferze psychicznej spowodowane oglądaniem mojej osoby lub brudu w tle nie odpowiadam. Przy czwórce dzieci i braku gosposi nie czuję się absolutnie winna :P.
  13. hej, zaznaczam obecność. Sorry, że tak marnie się tu udzielam. Trochę Was zdradzam z Vitalią. Jestem na diecie, bo chcę odciążyć maksymalnie mój kręgosłup i dojść do wymarzonej wagi sprzed ....nastu lat. Mam świadomość, że to dość wygórowane marzenie, ale co tam. Ostatnie dwa miesiące to u mnie ciężka praca. Inwestycje w ziemie, inwestycje w mojej firmie. Notariusze, papiery. Nie lubię tego wszystkiego, ale przy okazji załatwiania papierów sporządziłam testament. Mąż zresztą też. Od dawna chciałam to zrobić, bo wiem, jakie są problemy w przypadku, gdy takiego jasnego przekazu nie ma. A tak mamy to poukładane i w razie czegoś niefajnego mamy jeden problem mniej. Wczoraj zaliczyłam wesele znajomych. Mimo, że jestem absolutnie na NIE dla takich imprez to mile się rozczarowałam. Impreza na poziomie, nie było ochlaństwa i tego weselnego "brudu" (nie znoszę nachlanych ludzi). Nasza ekipa (grono długoletnich znajomych) była prawie w komplecie (poza naszym zmarłym w lipcu kumplem). Powspominaliśmy, popłakaliśmy, pobawiliśmy się i jakoś tak zjednoczyliśmy. Oto jak wyglądałam: http://img43.imageshack.us/img43/6434/101009.jpg Za ewentualne straty w sferze psychicznej spowodowane oglądaniem mojej osoby lub brudu w tle nie odpowiadam. Przy czwórce dzieci i braku gosposi nie czuję się absolutnie winna :P.
  14. Zgadzam się. Dziecko nie może mieć antybiotyku raz czy dwa razy w roku tylko raz czy dwa razy na 10 lat. Przecież to niebezpieczne.
  15. karenina, absolutnie NIE DAJ SIĘ ! Nikt nie ma prawa traktować Twojego dziecka gorzej z powodu choroby. Co za zje...ana baba cholerna. No nie mogę normalnie przeżyć, jak ktoś cholera jest takim imbecylem. Za Twoją uczciwość karać dziecko? Już bym zbluzgała babę. Normalnie szok. Oby krowa kiedyś nie żałowała tego... Nie daj się i już. Zapytaj wprost czy przeszkadza jej to, że dziecko jest leczone i zaproponuj, że przyniesiesz jej jakieś ulotki, jeżeli boi się padaczki. Powiedz też, że to nie jest zakaźna choroba. Ten kraj jest pełen nietolerancyjnych tępaków. Nie mogę pojąć tego, że w dobie tak dostępnej wiedzy, ludzie zachowują się jak średniowieczne pustaki. Sorki za wybuch, ale nie mam serca dla ludzi, którzy są po prostu okrutni. Ech... Ja dzisiaj zaczęłam czyścić basen. Masakra, ale trzeba to zrobić i złożyć to ustrojstwo. Ostatecznie chyba zrezygnuję ze skoków ze spadochronem. Boję się, że kręgosłup nie wytrzyma. To przecież prawie zeskok z pierwszego piętra. Jestem niepocieszona, ale muszę jednak opanować ten zapęd. Natomiast z motolotni nie zrezygnuję. Latać będę i już. Pozdrawiam :)
  16. hej, zaznaczam obecność. U nas tak sobie. Dzieciaki chodzą do szkoły, ale Michasia już pokaszluje, czyli za chwilę pewnie będzie jakaś akcja chorobowa. Kalina chodzi z katarem już tydzień. Leci jej z tego nosa i leci. Odsysać sobie nie daje, więc tyko wycieram jej nos, usta, podbródek... Ja już zaszczepiłam Kalinę i nie było żadnych skutków ubocznych. Nawet nie odchorowała tego sczepienia. Mąż z Łotwy wrócił zadowolony i niezadowolony. Zadowolony z tego, co zobaczył, ale dwóch motocyklistów wkurzało go niemiłosiernie swoim zachowaniem na drodze. On jest dość doświadczonym kierowcą i formując grupę ludzi na wyjazd, ustala pewne zasady i wymaga trzymania się ich. Zawsze jest tym, który prowadzi trasę, czyli jedzie pierwszy. Każdy z grupy ma ustalone miejsce i nie ma zabaw typu wyprzedzanie się na wzajem i inne tego typu wygłupy. To zbyt niebezpieczne. Niestety nie każdy jest na tyle rozsądny i poważny... Poza tym przed wyjazdem jest kilka spotkań organizacyjnych, na których zawsze ustala się postoje. Każdy musi znać swój motocykl i wiedzieć ile może jechać bez tankowania itd. Według tych informacji ustalane są punkty postoju "na siku" czy posiłek. Każde odstępstwo z byle głupiego powodu powoduje zamieszanie. Każdy się zgadza na pewien regulamin wyprawy i jedzie, albo po prostu nie jedzie i koniec. No i zabrali jakiegoś tłuka, który nie potrafił się dostosować i na dodatek swoją głupotą zaimponował innemu. Kolejna wyprawa stoi pod znakiem zapytania. Mąż powiedział chłopakom, że w tym składzie więcej nie jedzie, bo nie ma ochoty spędzać czasu z ludźmi, którzy nie pojmują celu takiej wyprawy. Oczywiście jestem pewna, że następny raz się odbędzie :). Shamanka, jeżeli oboje chcecie być razem i chcecie nad tym pracować wspólnie i bez pretensji to może dacie radę bez terapeuty. Wydać 2000zł na terapię to rzeczywiście bardzo dużo jak się ma dom w budowie. a poniżej coś na poprawienie samopoczucia, w końcu śmiech to zdrowie :) http://www.youtube.com/watch?v=2z4bBWRny8A
  17. hej, zaznaczam obecność. Mam zapieprz, że hej. Szkolniaki dają mi w kość. Michalina przyniosła ze szkoły katar i Kalina znowu zasmarkana. Na szczęście Alina i Martyna się trzymają. Mąż siedzi w Rydze. Wkurzył mnie wczoraj rano nie na żarty, ale w niedzielę wraca i chyba najpierw w pysk będzie a potem relacja z wyjazdu :O. Tak to jest z samcami. Jak jest już za dobrze, to muszą podpaść. Jestem już jakoś tak zahartowana i nie przejmuję się tymi jego wyskokami tak jak kiedyś. Co do spadochroniarstwa to Hanio masz rację. Coś mi ta dyskopatia nie pasuje do tego. Jednak pogadam z instruktorem i zobaczymy. W razie czego pozostaje mi tylko motolotnia. Muszę w końcu ruszyć tyłek i zrobić licencję. Tylko cholera czas. Skąd brać czas. Chyba weekendy będę poświęcać sobie, bo powoli zaczynam się czuć nadto wykorzystywana a tego nie znoszę. Shamanka nie martw się. Będzie lepiej. U mnie bywało naprawdę źle. Nie wiem czy kiedyś pisałam, ale dwa razy byłam w sądzie i papiery rozwodowe pisałam. Przetrwaliśmy. Teraz to jak mnie ten cyc wkurzy to jeden dzień mam z głowy (jestem chodzącym zakończeniem nerwowym i nie wolno mnie dotykać, mówić do mnie, bo grozi atakiem szału), ale następnego dnia schodzi ze mnie i jest ok. Wczoraj mnie wkurzył mimo, że jest daleeeeko. Dziś już jest lepiej, ale i tak kilka słów trzeba powiedzieć, żeby skumał, że nie warto truć atmosfery rodzinnej. Powiem Ci, że kiedyś będziesz miała wielkie wsparcie w córce. Ja mam ogromne wsparcie w mojej 15-latce. Zawsze mi mówi, żebym się tak nie przejmowała, bo nie warto skracać sobie życia. Co do decyzji o kolejnym dziecku to dobrze robisz. Nie ma co. Jak zdecydujecie, że chcecie się razem zestarzeć to wtedy wszystko będzie łatwiejsze. Podczytywałam trochę niektóre wpisy i zauważyłam, że dzieci różnie ważą. Ja się zaczynam martwić, że Kalina waży za dużo. Ubranka ma na 92cm a waży już pewnie ponad 13kg. Buciki nr 21-22. Jest z niej kawał baby. Nie tyle jakaś gruba co taka jakaś duża. Lekarce się to podoba. Lubi takie konkretne i żywe dzieci, jak to określiła, ale mój kręgosłup mówi co innego. Kalina jest takim małym szatanem. Rządzi w ogrodzie. Bez trudu włazi do domku na naszym placu zabaw, skacze na trampolinie, bawi się z psami (uwielbia naszego olbrzymiego owczarka niemieckiego, który jest tak samo skory do zabawy jak ona). W ogóle mi zwiewa z domu. Jak tylko zajmę się swoimi sprawami to znika i znajduję ją brojącą.
  18. hej, zaznaczam obecność. I co tu się znowu dzieje. Wiecie co? Ja tam myślę, że każda para przechodzi trudne okresy w życiu. Nie jest łatwo utrzymywać związek na idealnym poziomie. Przecież ludzie mają swoje humory, nastroje, czasem przemawia przez nich słabość, czasem zmęczenie. Ostatnio też miałam ostre jazdy z moim mężem, ale my już wiemy, że nie warto. Za dużo straciliśmy czasu na to kilka lat temu. Teraz powkurzamy się na siebie, powyzywamy i za góra dwa dni człowiek się po prostu z siebie śmieje. Czasem jest gorzej, bo okazuje się, że zamiast śmiania się ze swojego głupiego wybuchu, pozostaje wstyd przed samym sobą i pytanie : i po co to było? Mam nadzieję, że i Shamanka i jej mąż Wojtek wkrótce będą się uśmiechać na wspomnienie tego trudniejszego czasu. A u mnie choróbsko. Kalina przeziębiona i to dość mocno. Miała stan podgorączkowy wczoraj i niestety wydzielina z nosa robi się żółta. Mam nadzieję, że nie rzuci się to na gardełko. Starsze się trzymają bezchorobowo. Ciekawe jak długo. Sezon katarowy otwarty i trochę się boję. Mój mężulo z kolei, jutro wyjeżdża na kolejną wyprawę motocyklową. Tym razem Łotwa - Ryga (co go kur... tak na ten Wschód ciągnie). Zawsze jestem poddenerwowana tymi wyprawami, bo nie chcę, żeby mi go w worku odesłali. A ja? Chyba zdecyduję się na spełnienie kolejnego marzenia z mojej "listy do zrobienia przed zejściem". Ostatnio znowu latałam motolotnią. Chyba zrobię licencję pilota. Latanie jest czymś tak pięknym, że nie mogę się temu oprzeć. Za dwa tygodnie mam też zaproszenie na kurs spadochroniarski. Też o tym marzyłam. Jeszcze się zastanawiam, bo nie wiem jak sam "zeskok" ma się do mojego rozwalonego kręgosłupa. Podobno nie ma problemu, ale jakoś nie chce mi się wierzyć. Muszę poznać prędkość uderzenia o ziemię i jakoś obliczyć siłę nacisku na kręgi w tym momencie. Chciałabym po tym wstać na nogi :P. Taki wyskok z samolotu i swobodny lot z samym sobą... marzenie. Zobaczymy. Udało mi się zgubić nadbagaż, który mi narósł przez moje podjadanie słodkości. Waga wróciła do tej sprzed trzech lat. Jednak nie poprzestanę na tym, bo do idealnej wagi mam jakieś 4 kg. Już mój kręgosłup czuje różnicę. Rzadziej dokucza. Idę spać, bo od rana kolejny dzień pracy i ten wyjazd mojego... Wróci pewnie w niedzielę.
  19. hej, nie przejmuj się Shamanko i nie mów, że lejesz na to wszystko. Miałam bardzo podobne przejścia z moim mężem. Jakoś to przetrwaliśmy i jesteśmy w miarę poukładani. Mam nadzieję, że Twój się opamięta zanim do końca zobojętniejesz. Wiedząc jak się w tym wszystkim czujesz, powinien zachować się jak mężczyzna i dać Ci jakieś wsparcie. Co do płaczu, piszesz, że mu to nie pasuje, ale co z tego? Płacz kiedy chcesz. Jeżeli ktoś gani, obraża się czy nawet śmieje się z kogoś, kto płacze to znaczy, że czuje się bardzo winny. Szkoda, że nie masz z kim pogadać... Tu, na kafeterii dobrze jest się wyżalić, ale jednak obecność drugiej osoby, która wysłucha, wypije z Tobą kawę czy herbatę, przytuli, pocieszy to jednak lepsze. Najgorzej jak się jest pozostawioną samej sobie. Obojgu Wam potrzebny jest odpoczynek od codziennych problemów. Budujecie dom a to właśnie masa niespodziewanych problemów. Setki telefonów, latanie i załatwianie... jak sobie przypomnę to wraca ból głowy. Do tego ciągły brak pieniędzy, bo budowa to studnia bez dna. Cały ten bałagan to najczęstsza przyczyna nieporozumień. A jak do tego dochodzi brak dialogu to koło się zamyka. U mnie tak było. Mój mąż nie potrafi rozmawiać, mówić co go boli i dlaczego. Poza tym jak to facet, jest ambitny i bierze "na klatę" więcej niż może unieść, żeby tylko zapewnić rodzinie to, co według niego trzeba. Ja z kolei nie jestem jasnowidzem i nie wiedziałam czy akurat ma jakiś problem czy nie, więc tak się to powoli waliło. Na dodatek jestem choleryczką i czasem zanim się ugryzę w język to wydrę pyska a to jakoś nigdy nie pomaga. Cudem chyba się to nie rozpadło :P. Czasem warto odpuścić, zwolnić.
  20. hej, tatonka dziękuję za miłe słowa. Na szczęście tutaj wszystkie kobiety są otwarte na wiedzę i każda z nas ma sporo do zaoferowania. Ja już nie raz podglądałam i papugowałam Wasze pomysły :). Shamanko! Absolutnie nie masz sobie NIC do zarzucenia, bo zawsze wydawałaś obiektywne opinie na temat swojego męża. Jak było ok to zawsze ciepło pisałaś a jak nie to krytykowałaś, ale często pisałaś o swoich błędach. A Twój mąż po prostu się boi. Wiesz czego najbardziej boją się faceci? Tego, że ktoś dowie się, że nie są takimi ideałami, na jakich się kreują wśród znajomych. Jeżeli Twój mąż ma pretensje o to, że wyżaliłaś się raz czy drugi, że żyjesz SAMA to... cóż, chyba komentarz zbędny. Powinien się zastanowić, czy dojrzał do roli ojca, męża, partnera. Awantura o to, że piszesz o tym, jak się czujesz w związku? Bez komentarza. Nikt nie jest bez winy i tyle. Trzymaj się dzielnie i nie daj się zgnębić, bo jesteś troskliwą matką i kobietą. A do Twojego męża pozwolę sobie tylko powtórzyć słowa pewnego faceta z Anglii, którego słowa utkwiły mi w pamięci: "Szczęśliwa żona to szczęśliwy dom i szczęśliwa rodzina". Czasem wystarczy jeden ciepły gest, wyciągnięta dłoń czy kilka miłych słów do żony, żeby uszczęśliwić całą rodzinę. Masz człowieku rodzinę i się nią zajmij jak mężczyzna a nie jak zazdrosny dzieciak.
  21. Ustronianka nie musisz zgadzać się na szpital. Niech sobie nabijają kabzę innymi sposobami a nie zamykająć te biedne dzieciaki w szpitalach. Dasz sobie radę sama z antybiotykami, szpital nie jest do tego potrzebny. U nas za łatwo im przychodzi to kierowanie do szpitala. Niedługo to z katarem będą kłaść do łóżka, żeby tylko dostać kasę z NFZ. Olewaj to straszenie i rób to, co TY uważasz za słuszne. Nie dziwię się, że masz teraz takie stany, bo czytam, że teraz na Ciebie padło z problemami zdrowotnymi w rodzinie. Przykre, że przechodzisz trudny czas, ale wkrótce pozostanie to tylko złym wspomnieniem. Tymczasem wypłacz się raz, drugi, trzeci a nawet dziesiąty. Zrób coś dla siebie. Nawet w tak trudnych chwilach nie należy zapominać o sobie i swoich potrzebach. Będzie dobrze kobiety
  22. hej, Peg jeżeli dziecko ładnie je, bawi się, nie ma żadnych innych problemów poza wodnistą (ostatnią) kupką to kieruj się zasadą zdrowego rozsądku: IGNORUJ taką biegunkę, bo albo układ pokarmowy jeszcze przystosowuje się do "normalnego" jedzenia, albo gdzieś tam chcą się przebić trzonowce (u mnie tak było). Ja w pewnym momencie straciłam zimną krew i dawałam małej enterol (bez skutku), potem smectę (bez skutku) a na końcu dicoflor (skutek dobry, bo chociaż te bakterie, które wodnista kupka wypłukała, zostały uzupełnione). Kieruję się prostą zasadą: jeżeli dziecko zachowuje się normalnie, je normalnie, pije normalnie to jest zdrowe. Wyszukiwanie chorób zawsze szkodzi i niestety wywołuje choroby. Nadiya nie przejmuj się jakąś niezrównoważoną ciotką. Może i dobrze, że tak wyszło, bo człowiek poczuł, że istnieje ktoś, kto nie udaje, nie kłamie i mówi jak jest. Żaden chory człowiek nie chce być odsuwany od własnej choroby i wiedzy na jej temat. Dodatkowe KARANIE chorego jakimiś kłamstwami albo zachowywaniem się wobec niego nieuczciwie (traktowanie jak jajka) jest ... dodatkowym ciosem. 12 lipca zmarł mój kumpel, gitarzysta, walczył z rakiem ponad 3 lata. Niestety nie udało mu się, ale nie pozwalał się traktować jak gówniarz. Miał raptem 36 lat. Ze 2 miesiące temu koleżanka - instruktorka fitness, bardzo zdrowo żyjąca dziewczyna, dowiedziała się, że ma raka. Ma dwójkę dzieci i wie, że jej rokowania nie są zbyt ciekawe, ale żyje normalnie i już. Rak to teraz tak częsta choroba, że powoli można to nazwać jakąś plagą wśród młodych ludzi. Pewnie, że olewać raka nie można, ale uśmiercać ludzi chorych za życia to skur...syństwo. A traktowanie takiego kogoś jak infantylnego dzieciaka to właśnie odbieranie mu życia za życia. Gdzieś słyszałam, że ta jesień nie będzie łaskawa. Chodzi o świńską grypę. Oto jak ja przygotowuję dzieci do jej nasilenia. Codziennie dostają Iskial, który ma wspomagać układ odpornościowy, dostają też rutinaceę, kidabion i czosnek. Dwa razy w roku mają taką kurację właśnie w okresie jesiennym i wiosennym. Owszem czasem się jakieś przeziębienie pojawia, nawet grypa złapie, ale odpukać, przechodzą ją łagodniej. Mam nadzieję, że nie będzie źle. Pojutrze szkoła. Współczuję dzieciakom.
  23. hej, nie pamiętam kiedy tu byłam :P. Czasu nie mam. Byłam z dzieciakami nad morzem, poza tym zajmuję się ogrodem, latam za Kaliną, bo to dziecko nie usiedzi na tyłku minuty, zajmuję się rzeszą dzieci z naszego osiedla (zaleta posiadania basenu i placu zabaw)... No i cała reszta czyli praca, inwestycje muzyczne, imprezy, przygotowania do szkoły. Ciągle mam masę pracy. Teraz przygotowuję się do urodzin ojca i moich dwóch średnich cór. Na szczęście prezent "zbiorczy" - tydzień we Wiedniu już rodzice dostali (urodziny mamy, taty i ich 35 rocznica). Także to odchodzi. Dostanie tylko kosz z 60 róż i będzie ok. A Michasia i Martyna dostały po króliczku miniaturce a na imprezie urodzinowej będą miały pokaz sztucznych ogni. Tak mi się zachciało i zamówiłam. Lubię to. Poza tym dzieciaki z osiedla będą miały fajne zakończenie wakacji. A Kalina? Hmmm... w ciągłym ruchu. Lata po schodach w górę i w dół, biega wokół oczka wodnego a raczej stawu, bo dość duże to jest, wchodzi na zjeżdżalnię a mała ona nie jest i dosłownie rzuca się w dół na brzuchu, włazi na trampolinę i lata dookoła aż ją zwali z nóg (zresztą niezłego guza sobie nabiła zatrzymując się na jednym ze stelaży od siatki zabezpieczającej, ale to jej nie zatrzyma), próbuje też wejść do basenu, więc spuścić jej z oczu nie można. Dobrze, że basen jest naziemny i drabinkę można zabrać. Obecnie jest podziębiona i ma chrypkę, ale to nas nie rusza. Miała ostatnio szczepienie i mąż z nią pojechał. Dostał kartkę A4 z opisem diety Kaliny, wszelkich nieprawidłowości (miewa biegunki), leczenia tych biegunek i moją diagnozą skąd te biegunki mogą się brać (kolejne trzonowe). Na koniec napisałam, że ma brać szczepionkę płatną, jeżeli taka na to jest. Zamiast się tego wszystkiego ładnie nauczyć i lekarce powiedzieć to po prostu dał jej kartkę. A cholera mój styl pisania może być "urażający". Na szczęście lekarka też z tych lekko sarkastycznych i uśmiała się szczerze. Kalinę pochwaliła za żywotność, ciekawość świata (już sobie wyobrażam ten biedny gabinet), ząbki i ogólny rozwój. Także Kalina prze do przodu a ja przy niej odzyskuję kondycję. Bardzo mnie też cieszy zamiłowanie Kaliny do instrumentów. Kocha perkusję! Wszelkiego rodzaju instrumenty perkusyjne może codziennie ogrywać. Tabla, perkusja, grzechotki... uwielbia. Dzisiaj pozwoliłam jej pograć na pianinie i też zachwycona, ale najbardziej mnie cieszy fakt, że za każdym razem przechodząc obok stojaka z gitarami, uderza swoimi paluszkami w struny warr gitary. Podoba się jej to brzmienie i o to chodzi. Może mały Trey Gunn rośnie. Co do kręgosłupa to odwlekam operację jak tylko się da. Oszczędzam się, tzn. staram się nie dźwigać. Od kilku dni od 19-stej staram się wyjechać z domu na rowerze i zrobić kilkanaście kilometrów. Kondycja się poprawia i figura też. Mąż i jego motocyklowa ekipa zrezygnowali z wyjazdu na Białoruś. Jednak uderzają na Łotwę. Uf... nic do Białorusi nie mam, ale z własnej woli bym tam nie pojechała. Przeleciałam kilka ostatnich stron i jakieś religie tu czy bóstwa. Po co? Zresztą nie wypowiadam się, bo temat mnie w ogóle nie dotyczy. Pozdrawiam i wracam do pracy.
  24. hej, a ja zaznaczę obecność. Wypada choć raz na rok :). Moja Kalinka, choć miała trudny start, to przegoniła rówieśników w rozwoju. A miało być tak niefajnie :P. Nie z taką matką he he. Czasem myślę o piatym dziecku, ale wiem, że mi nie wolno. Mam zakaz od lekarza ginekologa i od... pediatry. Jeszcze rok temu miałyśmy z Kaliną ciężką niedokrwistość a teraz? Ten mały szatan biega po schodach, kąpie się w basenie, siłuje się z psami (dużymi), gania za kotami, wspina się na wieżę na przydomowym placu zabaw... i gra na perkusji :). Żywioł! Dzieciaki są świetne.
×