Kiedyś
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Wszystko napisane przez Kiedyś
-
Witajcie:) Szkatułko, bardzo dobrze, że już jesteś w domu i że wszystko jest dobrze. My tu trzymałyśmy za Ciebie kciuki i nadal trzymamy, żebyś już takich \"przygód\" nie miała! Ja tak na sekundę, bo są u mnie goście:) Martoanno, nie znałam tej sałatki i chętnie wypróbuję Twój przepis, dzięki:) Życzę Wam kobietki miłego niedzielnego wieczoru i jutrzejszego dnia:) Ja też od jutra zabieram się ostro do pracy i Validos masz rację, trzeba coś ze sobą robic:) Buziaki:), pozdrawiam:)
-
Martoanno, pochwała nie jest na wyrost, skoro udaje Ci się utrzymać wszystko w harmonii. Wiem, że niezwykle trudno zachować autonomię bez pretensji ze strony mamy, lub zadowolić mamę bez zezwolenia na wkraczanie w sfery tylko nasze, prywatne. Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie, wiem, że jesteś kobietą inteligentną, miłą i samokrytyczną, to bardzo ciekawe połączenie i niewątpię, że potrafisz działać z dużą dozą dyplomacji:) Pozdrawiam:)
-
Martoanno:), absolutnie nie miałąm na myśli tego, że piszesz o konfliktach rodzinnych, poza tym konflikt niekoniecznie musi oznaczać kłotni, poprostu pewne niesnaski. Popieram Twoje zdrowe podejście i gratuluję umiejętności utrzymania wszystkiego we właściwym miejscu i proporcji... może mnie się też to uda??:) kto wie??:) Uciekam teraz, buziaki:)
-
Dzięki dziewczyny za Wasze wypowiedzi w temacie mam. Nie wiem, czy uda nam się znacząco wpłynąć na postawę naszych mam, ale staram się w to wierzyć. A_guuu, z moją mamą jest podobnie jak z Twoją. Martoanno, napisałaś o animozjach, o jakichś konfliktach i o utożsamianiu przez nasze mamy \"sprawcy zamieszania\" z naszymi współmałżonkami. U mnie jest inaczej. Moja mama zaprzyjaźniła się z moją teściową, z czego sie ohgromnie cieszę, gdyż cała masa problemów, zazdrości itp. odpada:), mam nadzieję, że tak pozostanie na dłużej. Jednak fakt tego, że teściowa mieszka daleko, a my mieszkamy z moją mamą sprawił, że moja mama zaczęła traktować mojego męża jak mnie. Brzmi to dziwnie i cieszę się, że nie narodziła się w mamie niechęć do mojego męża, jako do tego, który \"zabrał jej córeczkę\", ale poniekąd oboje mamy problem innego rodzaju. Moja mama uważa nas oboje za swoje dzieci praktycznie i wspaniale realizuje się w pomganiu nam obojgu i w ułatwianiu nam życia. Moja mama zaadoptowała się w nowej sytuacji na swój sposób, my chcemy jednak wpłynąć na te relacje, by stały się nieco inne, ale chyba tym ciężej jest, bo mama w ogromie swojej miłości nagle zachowuje się jakby traciła dwoje dzieci.... Pozdrawiam Was bardzo serdecznie:) i życzę miłego popoludnia i wieczorku:) My być może gdzieś wyskoczymy, bo móje kochanie już wróciła:):):):):) Pozdrawiam i przesyłam buziaki dla wszystkich:)
-
Miki, dzięki za wspaniały wpis. Bardzo chciałabym, aby Twoje słowa się spełniły. Bardzo dobrze, że Twój układ z mamą zawsze był zdrowy, jak widać to obecnie procentuje i później być może zaprocentuje jeszcze bardziej. Moja mama zawsze była nadopiekuncza i powiem Ci, że najlepiej jest wówczas, gdy wszystkiego jest w życiu z umiarem. Przykre jest to, kiedy troska i uczucie rodzi konflikty. Miki, bardzo chcielibyśmy być już osobno, we własnym mieszkaniu, ale na to jeszcze musimy trochę poczekać. Cieszę się tym, że chociaż z jedną z mam, mamy zdrowy układ. Pozdrawiam serdecznie:)))):):):) i życzę miłej podrózy:)
-
Martoanno kochana:) Dziękuję serdecznie za życzenia, naprawdę zrobiło mi się ogromnie miło, gdy zobaczyłam Twój wpis:) Podoba mi się to, że jesteś optymistką:), wiadomo, że różnie w życiu bywa, ale przyznam, że Twoja postawa pozytywnie niepokornej kobiety roztaczającej na około pogodę swojego ducha bardzo mi się podoba i przynajmniej na mnie bardzo dobrze wpływa:)Dzięki:) Martoanno, wiem, że nie jesteśmy w stanie tak naprawdę poczuć tego, co czują do nas mamy. Myślę nawet, że świeżo upieczone mamy, pomimo, że mają swoje małe szkrabiki, nie są w stanie wyobrazić sobie swojego życia, gdy dzieci dorosną. Trzeba chyba doczekać się dorosłości swoich dzieci, by być naprawdę doświadczoną mamą:), myślę, że największą trudność sprawia kobietom-mamom to, że w związku z okresem rozwijania się i dorastania swoich dzieci, muszą umieć ewoluować wraz z dziećmi, ponieważ rola mam zmienia się przez lata. Wiem, że napewno trudno przyjąć do wiadomości i uwierzyć w to, że ten kiedyś bezradny maluszek potrafi prowadzić normalne życie, nie można jednak akceptować faktu traktowania nas przez nasze mamy jak trzyletnich dziewczynek... Nie jest to wszystko łatwe. Validosku kochany, przykro mi, że jak do tej pory Twój dzień jest smutny i niemiły, to jednak nie ma żadnego związku z piątkiem i trzynastym, niestety zarówno fantastyczne rzeczy, jak i te przykre zdarzają się w róźne, nieprzewidywalne dni. Validosku, jesteśmy z Toba. A Tobie Karola życzę wszystkiego dobrego:):):), wiem, że jesteś z trzynastego i to dokładnie miałaś urodziny w dzień naszego ślubu:):):):) Dziewczynki, dla wszystkich Was wszystkiego co dobre w życiu prywatnym i zawodowym, no i wspaniałych relacji z mężami:)
-
Martoanno:) dla Ciebie:) Masz rację, jestem pozytywnie niepokorna i widzę dużo latającej głupoty, ale chyba jedyne wyjście, to znaleźć dla siebie jakąć drogę do realizacji i nie porzejmować się tym co się dzieje na około:) Fajnie, że miałaś miłe spotkanie:):):) A co do piątku, trzynastnego..... trzynasty dla mnie ma zdecydowanie pozytywny wydźwięk... od dwu miesięcy. Aż trudno uwierzyć, że jesteśmy po ślubie już dwa miesiące, ten czas nie biegnie, nie pędzi, lecz leci i to odrzutowcem. Tak w ogóle, to mam nowego kompa i wiecie co..., wcześniej pisałam na twardszej klawiaturze i pisałam szybko, a teraz mam wrażenie, że ta klawiatura sama pisze:):):):)heh Dziewczyny, ja znów z jakimś problemem, ale wiem, że na Was można liczyć... podpowiedzcie mi kochane jak dogadać się z własna mamą. Wiem, że pewno większość z Was po wyprowadzce z domu (lub wcześniej) nie miało z tym problemów, ja jednak mam:(. Staram się, ale chwilami nie mam już pomysłow, nie wiem, pewno moja mama myśli tak samo. Na wszelkie sposoby próbuję mamie dać do zrozumienia, powiedzieć, że jej rady są dla mnie ważne, tylko niech da mi szansę poprosić o nie...., ciężko jest korzystać z przyjemnością z czyichś rad, lub słuchać ich spokojnie, jeśli pojawiaja się one szybciej niż zdąży się coś wydarzyć. Kobietki, jesli macie podobne problemy, to zachęcam do wymiany myśli. Chwilami to mam wrażenie, że w życiu mam odwrotną sytuację niż w pracy (tam gdzie robię staż), tam muszę dobijać się o każdą informację, mam wrażenie, że nikt się mną nie interesuje, nikt mnie nie wizytuje, niczego nie sprawdza, nie pyta. Sama muszę się dopytywać o wiele spraw..., dziwne, myślałam, że \"podgląda\" się pracę nowych pracowników, aby sprawdzić, czy i jak sobie radzą i czy czego,s nie robią rażąco źle..., nie wiem, nie znam się może;) Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i życzę miłej nocy:)
-
Witajcie dziewczyny:) Martoanno, ja też zauważam ciągle system równający w dół. Nie ma miejsca na kreatywność, liczą się tylko papierki i dobre chodzenie w wyrobionych już dawno trybikach... Nie poddaję się jednak. Cieszę się, że mam pracę, a to co naprawdę mnie kręci będę realizować własnym sumptem... Validos, co do gniazdka, to powiem Ci, że chyba jesteśmy w jeszcze gorszej sytuacji niż Wy. Dobrze, że możemy liczyć na pomoc rodzicówm ponieważ kredyt moglibyśmy spłacać, ale niestety nie jesteśmy w stanie dostać żadnego sensownego kredytu, bo ja jak na razie jestem na umowie rocznej na stażu, poza tym są to niewielkie pieniądze, a firma, w której pracuje mój mąż to nie jest normalny uczciwy pracodawca. Można tam liczyć na całkiem niezłe zarobki, ale na to, żeby na umowie mieć tyle, ile sie faktyczne zarabia, to można zapomnieć. A. na umowie ma niepełny wymiar godzin za 600 zł brutto. Normalnie zarabia różnie, w zalezności od tego jak dobre zlecenia ma szef. Minimum dostaje1600 netto, maksimum 2200 - 2400 i co z tego?? Nie jesteśmy w stanie tego wykazać, więc musimy liczyć na zdolność kredytową kogoś innego. Dziewczyny, uszy do góry, każda z nas boryka się z jakimiś kłopotami, ale zobaczycie, będzie dobrze:) dla Szkatułki Pozdrawiam Was serdecznie
-
Dziwny i mało zachęcający, bo wydaje się bajką dla dzieci o robotach...., ale coż, dobrze, że nie było odwrotnie, tytuł wspaniałym a film tragiczny...;)
-
Martoanno, spójrz jak szybko realizuje się to, czrgo oczekujęsz:), w tej samej minucie piszesz o podaniu tytułu filmu i w tej samej minucie tytuł otrzymujesz.... fajnie byłoby gdyby tak było ze wszystkim....:):):):))
-
Też młoda mężatko, byliśmy na filmie o dość niezbyt zachęcającym tytule \"klik i robisz co chcesz\", film można dośc dobrze przełożyć na własne życie iiiii przystopować z narzekaniem, a po wyjsciu z kina cieszyć się młodością i tym, że wszystko pzred nami, że z jednej strony przed nami jest trudne zadanie podejmowania właściwych wyborów, ale jakże piekne jest to, że możemy jakieś decyzje podejmować w życiu i nic nie jest jeszcze pzresądzone, ani zaprzepaszczone...:) Validos, musimy się umówić wreszcie na kawę, lub herbatkę:), tylko musimy zdecydować kiedy:). Ja chetnie:), a może jeszcze jakaś świeżynka ma blisko do Krakową i ma ochotę się przyłączyć???:)
-
Pisałam, że bardzo Wam dziękuję za mądre rady, że chyba jak na razie postępuję dobrze, bo w nic nie ingeruję, poprostu słucham i rozmawiam z A. Oboje się martwią, no ale coż... dorosły facet powinien umieć widzieć i wyciągać wnioski. Jeśli sam czegoś nie widzi, to chyba miałby tylko pretensje do swojej matki, czy brata, gdyby jakoś próbowali mu coś wytłumaczyć. Poza tym, chyba sam powinien nauczyć się podejmować decyzję, bo przecież nie będzie całe życie prowadzony z rękę... Radziłam Was się odnośnie tego jak mam się zachowyać wobec dziewczyny szwagra, gdyz nie wiem jak interpretować sytuację, że my ich zapraszamy na weekend (często razem wyjeżdzają), brat męża chce, zaczynamy omawiać termin, a Jego dziewczyna patrzy na niego znacząco i mówi, nie przyjedziemy, nie mamy czasu i temat się kończy. Nie wiem, czy ma coś przeciwko nam, czy przeciwko mnie... ale nic to, najważniesze są relację nasze z mężem:) Polecam Wam dziewczynki wypad z mężem do kina:). My byliśmy wczoraj. W kinie pusto, 4 osoby tylko:), a film niby komedia, niby lekkie nieambitne kino amerykańskie, ale jednak z bardzo ciekawym morałem. Film energetyzujący, sprawia, że człowiek wychodzi z kina ciesząc się swoim życiem:) Validos, podziwiam Cię. Zdaję sobie sprawę z tego, jak trudno dotrzeć do nastolatki, sczzególnie nie będąc rodzicem, a chcąc uzyskać jakiś rezultat wychowawczy, sama jestem przecież tą młodszą siostrą:) Vlalidos, mój mąż też dziś pojechał, trzymaj się cieplutko . Kochane kobietki posyłam Wam nieco słoneczka, które zechciało zawitać do Krakowa i bardzo serdecznie Was pozdrawiam:)
-
Coś się stało z moją wiadomością, którą do Was wysyłałam, buuuuu
-
Witajcie dziewczynki:) Ja tylko na chwilkę, bo ciągle nie mogę znaleźć na nic czasu. Nie było mnie chwilkę i faktycznie zrobiło się pysznie;) Mogę podpisać się obiema rękoma pod upodobaniami kulinarnymi też młodej mężatki i częściowo Miki:) Uwielbiam sałatki, surówki i makarony z....:), ale nie lubimy oboje czosnku, więc tu nie ma zbieżności.:) Co do przypraw, to przyprawiam w ilościach śladowych, mój mąż potrzebuje więcej przypraw, więc generalnie przyprawia na talerzu. Osobiście polecam Tagliatelle z borowikami (rewelacyjnie smakuje z własnoręcznie zebranymi grzybkami:), w ogóle np. spaghetti z indykiem i sosem:), albo też pyszna potrawa placki ziemniaczane do nich indyk pokrojony w kostkę przygotowany w woku z grzybami i do tego świeży pomidor lub np. ogórek konserwowy:) A co do sałatek to: grecka, z porów, z selera i marchwi, z selera z orzechami na słodko, przeróżne:) A co do spędzania czasu i weekendu (o czym była tutaj mowa w piątek:), to byliśmy u teściowej, gdyż ostatnio nie udało się nam w poprzednim tygodniu. Było bardzo fajnie, tylko droga długa... Ostatnio też tylko świętujemy, bo mnóstwo świąt rodzinnych skupiło nam się w jesieni:) (m. in. imieniny teściowej, mam nadzieję, że prezent jej się naprawdę podobał):) Acha, dziewczynki chciałam Wam coś powiedzieć i zapytać jak to jest u Was, bo mama mojego męża to mnie roztkliwiła jedną rzeczą. Miała taką wstępną płytkę dvd z naszymi zdjęciami (teraz zawieźliśmy album ze zdjęciami dla niej) i mówi, że czasem jak wróci z pracy i siedzi sobie sama, to nawet codziennie te nasze zdjęcia oglądała...Strasznie ucieszyła się z albumu. Czy Wasi rodzice lub tesciowie (szczególnie Ci, którzy są daleko) czy też tak reagują na Wasze zdjęcia... Rozpisałam się straszie, pomimo, że teraz mam dość niewiele czasu (i mężuś jest nawet:), ale chciałam się z Wami podzielić pewnym problemem i zapytać co powinnam robić, co mi radzicie. Bardzo lubię moją teściową, to kobieta, do której mam dużo szacunku, bo wiem, że w życiu miewała bardzo ciężko i ze wszystkiego wyszła obronna ręką, nie poddawała się, dużo osiągnęła no i jest mądrą kobietą poprostu. Wiem, że Ona mnie również lubi i wydawałoby się, że sytuacja jest idealna, ale.... nie do końca. Mój mąż ma brata (mojego rówieśnika), który ma dziewczynę, z którą chodzi znacznie dłużej niż my się znamy z A. Mama mojego męża to typ osoby, która poznając kogoś odnosi się do tej osoby z ostrożną życzliwością, natomiast z biegiem jak poznale tą osobę, to albo stosunki cię ocieplają, albo przeciwnie. Wobec dziewczyny brata męża podobno na początku była miła i sympatyczna i poprostu oczekiwała tego samego. Chciała się z nią zaprzyjaźnić, o czym wiem od męża (np. zaprosiła ją na święta, składała życzenia imieninowe, dając drobne upominki, nie nachalnie, ale miło), ale to się skończyło. Dziewczyna mojego szwagra to osoba 22-letnia. Kiedy się poznali ze szwagrem kończyła zawodówkę, później rozpoczęła technikum, ale rzuciła je po 3 miesiącach, zrobiła później maturę zaocznie, miała pracę w sklepie, ale rzuciła ją, gdyż uznała, że to praca nie dla niej, żadnej innej podjąć nie chce. Została skierowana na kurs z Urzędu pracy, ale nie ukończyła go, nie uczy się, nie szuka pracy...Ta dziewczyna wykorzystuje mojego szwagra, on studiuje i pracuje, ale jest tak posłuszny swojej dziewczynie, że tuż po przeleniu wypłaty, wybiera pięniądze z konta i zanosi swojej dziewczynie (to wiem od niego). Próbowałam poznać polubić tą dziewczynę, ale odkąd jesteśmy małżeństwem to jak się pojawimy, to oni zaraz wychodzą z domu, nie mają czasu itd., więc praktycznie nie mam z nią kontaktu. Moja teściowa zmieniła stosunek do tej dziewczyny na negatywny. Wiem, że martwi się o syna, głupio mi trochę, że z tych problemów zwierza się nam obojgu. Brat męża bardzo odsunął się od rodziny, spędzając cały wolny czas z rodziną swojej dziewczyny, niekiedy z matką w ogóle nie widuje się przez tydzień (mieszkając pod jednym dachem). Zastanawiam się, czy sympatia teściowej do mnie nie pogarsza stosunków pomiędzy braćmi. Zawsze uważałam, że rodzeństwo powinno trzymać się razem. Teraz zastanawiam się, czy czasem antypatia teściowej do dziewczyny szwagra nie jest wprost proporcjonalna do sympatii do mnie i czy to jeszcze nie pogłębia problemów rodzinnych. Nie jestem typem lizusa, to za co lubi mnie teściowa jest poprostu normalne. Chcę czegoś, skończyłam studia, pracuję i nie staram się męża odciągnąć siłą od rodziny. Nie są to żadne zasługi, poprostu wg mnie zwyczajna normalna postawa. Dziewczyny nie wiem jak zachowywać się w tej sytuacji, co mówić i jaki stosunek próbować nawiązać z dziewczyną szwagra. Doradźcie mi coś, czy powinnam zabiegać o znajomość z nią, czy nie, czy ja w ogóle mogę zrobić coś, żeby było lepiej, czy w ogóle nie mam na to wpływu, powiedzcie co myślicie, będę wdzięczna. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie Wasza Kiedyś
-
Witajcie ponownie;) Nie zawstydzajcie mnie dziewczyny:), ja poprostu lubię przelewać na \"papier\" swoje myśli. A inna sprawa, że ja również bardzo lubię czytać Wasze przemyślenia. Każda z nas jest inna przecież. Miki, ja również zazdroszczę Validos jej siły, ale wiem też, że nawet jeśli nie posiadamy takiej siły, to wbrew pozorom, te \"dziwne\" sposoby zalecane przez psychologów odrobinkę skutkują. Wiara w swoją siłę i ciągłe powtarzanie pozytywów o sobie czasem zdają egzamin i zaczyna się w to wierzyć. Działa to na zasadzie przeboju ciągle puszczanego w radio. Początkowo jest obojętny, coraz ładniejszy, aż człowiek łapie się, że zna słowa i nuci piosenkę idąc ulicą. Przyznam, że zawsze ten sposób jest dla mnie trochę obcy, ale może jednak warto próbować??:) kto wie:) Szkatułko, ja również życzę Tobie i Twojemu dziecku zdrówka. Dowiedz się jedynie jakie zasady absencji obowiązują u Ciebie na studiach. Wiem, że na podyplomowych studiach na UJ, kierunek zarządzanie w kulturze, obowiązują takie zasady, że na 12 zjazdów w roku (to są studia roczne), trzeba być na conajmniej 11, a w razie większej liczby nieobecności studia są przedłużane i trzeba \"odrobić\" te zjazdy w następnym roku akademickim. Przyznam, że troszkę zdziwił mnie ten system i nie piszę tego, by Cię wystraszyć, ale dlatego, byś dowiedziała się jaki system jest u Ciebie i czy nie ma czasem tego rodzaju pułapek, a jeśli są to może np. mogłabyś pzredstawić zaświadczenie o ciąży i być nieco inaczej traktowaną. Pozdrawiam serdecznie
-
Witajcie dziewczynki:) Ja dziś tonę w papierach, biurokracji i płodnym pisaniu jednego i tego samego na dziesięciu stronach:), ale mniejsza z tym:) NIe o tym chciałam napisać.:) Validos, nie znałam Twojej historii (to znaczy znałam fragmenty) i przyznam, że obecnie wybór Waszej pierwszej piosenki na przyjęciu weselnym wydaje mi się niezwykle przemyślany. Jestem pod wrażeniem i tak naprawdę, to gratuluję, że daliście sobie radę W ogóle pozdrawiam Was wszystkie bardzo serdecznie:) Martoanno, napisałaś o przebaczaniu. Często ludzie oszukują sami siebie, niby wybaczają, ale tak naprawdę \"siedzi\" to w nich tak \"tuż pod skórą\"... Istnieją pojęcia wybaczyć i zapomnieć, albo wybaczyć, ale nie zapominać. Przyznam, że wytężając swój umysł ze wszystkich sił nie potrafię przełożyć tego drugiego stwierdzenia na mój grunt prywatny z zachowaniem szczerych kontaktów. Wydaje mi się, że jeśli nie są to sprawy narodowe, a prywatne, rodzinne, poprostu ludzkie, to wybaczanie bez zapomnienia nie istnieje. Sama się łapię na tym, że jeśli coś już mnie faktycznie nie rusza, to ktoś mi musi przypomnieć całą sytuację, po której coś się tam wydarzyło. Niestety nie jest tak łatwo wybaczyć i zapomnieć, nawet drobnostki. Pracuję nad sobą i staram się kontrolować, jednak zdarza mi się czasem w gniewie coś wypomnieć, coś o co niby się nie gniewam. Całe szczęście, że z mężem zdarza mi się to bardzo rzadko (raczej nie kłocimy się tak, żebym straciła kontrolę nad sobą), ale w życiu w różnych sytuacjach zdarzało mi się.... cóż... każdy ma wady, choć przyznam, że chciałabym ją zwalczyć. Przypomniało mi się jeszcze coś. Do całego tego pojęcia należy jeszcze dorzucić słowo WYNAGRODZIĆ. Wielu rzeczy wynagrodzić się da, ale są też takie, które z pozoru nie do wynagrodzenia, wynagrodzone mogę być, o ile damy szanse drugiej osobie;) Pozdrawiam
-
Aaaaaaa własnie, Martoanno:), pluszaki przecież żyją, czują i myślą, dlaczego z nimi nie rozmawiać:) A tak serio, to wspaniałe, co napisałaś, nie tak łatwo znaleźć wrażliwego mężczyznę, dla którego miś nie jest jedynie kawałkiem materiału:) Pozdrawiam:)
-
Witajcie dziewczyny:) Widzę, że dziś panuje tutaj spore ożywienie:). Czytam Was z ogromnym zainteresowaniem i może i ja podzielę się jakimś doświadczeniem. Mieszkamy z moim mężem pod jednym dachem już od ponad roku. Jako, że pochodzimy z odległych miast, a mieliśmy już dość odległości, mój wówczas chłopak podjął decyzję o zmianie miasta. Z resztą dobrze się stało, bo dzięki temu nie znaleźliśmy się w sytuacji, że nagle w okolicach ślubu bylibyśmy na etapie szukania pracy dla nas obojga. Ale do rzeczy. Chciałam się podzielić pewnym doświadczeniem z mężatkami \"zazdrośnicami\" o czas męża. W tym roku kończyłam studia dość specyficzne. Koniec na nich podzielony jest na kilka etapów, z czego do dwu trzeba się przygotowywać miesiącami, ćwicząc po kilka godzin dziennie. Dziedzina ta jest bardzo zaborcza, więc w weekendy również nie ma możliwości niećwiczenia. Wiadomo, że weekendy, które mój mąż miał wolne, a ja zajęte na ćwiczenia z nich około 4-5 godzin z przerwami, nie są łatwe dla obu stron, ale szczególnie dla tej nieco mniej zajętej. Patrzyłam na Niego jaki potrafił być cudowny. Przychodził do pokoju, w którym ćwiczyłam i np. robił coś przy komputerze, czasami siedział i słuchał, a niejednokrotnie poprostu spał przy mnie w pokoju. Pomagał mi, kiedy potrzebowałam \"publiczności\", pocieszyciela, odstresowywacza:). Podziwiam Go za to. Nauka jaką uprawiałam jest szczególnie dokuczliwa, bo na dodatek głośna.... Wiem, że czasem jest ciężko jak chce się do kogoś poprzytulać, a on jest zajęty czymś innym. Zdarza się, że mój mąż robi coś, a ja chodzę ciągle, uśmiecham się, głaszczę:), a On w końcu mówi, no chodź, chodź mój słodki kleju:) Mam jednak taką propozycję:), jeśli panowie się dokształcają i pracują, to może też warto rozwijać swoją pasję, albo wziąć się za pogłebianie wiedzy z jakiegoś języka obcego?? Najlepiej chyba jest wówczas, gdy oboje partnerów jest w miarę możliwości \"podobnie\" zajętych różnymi sprawami, wówczas jedno nie musi się starać zrobić czegoś za wszelką cenę jak najszybciej, a drugie nie jest w sytuacji, że nieustannie czeka...:) Buziaki dziewczynki:)
-
Jak widać mamy tutaj koktail różnych znaków, tych poukładanych -panny, kosiorożce, spokojnych-raki, walczenych-byki i lwy i nieco dziwnych-wagi;) i jest tu u nas bardzo wesoło:) i jak zdążyłam zauważyć rozpoczęłyśmy bardzo ciekawy temat, lub wręcz dział tematyczny dotyczący naszych relacji z partnerem i jakości komunikowania się:) Przyznam, że zrobiło się bardzo interesująco (nie mówię, ze wcześniej tak nie było) i bardzo się z tego cieszę, może wzajemnie nauczymy się czegoś od siebie?? Mam świadomość tego, że człowiek to niezwykła konstelacja, jego wnętrza, wiedzy, doświadczeń...., ale czy jest coś w Waszych mężach i w Waszych związkach, z czego szczególnie się cieszycie i upatrujecie w tym szczęścia?? Ja mam taką jedną małą refleksję w tym względzie co do nas i najbardziej cieszę się chyba z tego, że oprócz tego, że się kochamy, my poprostu lubimy siebie wzajemnie. Mój mąż jest dla mnie wspaniałym kompanem do rozmowy, do zabawy, do wygłupów:), nie nudzimy się ze sobą i jesteśmy ciekawi siebie. Zabrzmi to jak cytat pewnej piosenki (Hungry eyes), ale jesteśmy głodni siebie:) To jest tym czymś, o co będę zawsze dbać, by nie uleciało:)
-
Validos, być może dlatego tak dobrze się rozumiemy, ponieważ nie tylko męża mam byczka, najbliższą przyjaciółkę również, notabene jest Twoją imienniczką :) Mikimaus, lwie despoto:) Może warto troszkę wyluzować, zarówno w wymaganiach od siebie, jak i w stosunku do męża?? Niestety, nie pocieszę Cię, wydaje mi się, że praca w domu nie jest doceniana i nie warto się łudzić, że jest, może część ludzi ją ceni, ale chyba nie większość.. Miki, może zatem nie warto mieć złego humorku i dołka, nie zamęczaj się i nie pucuj całego domu codziennie, a poprostu zrób sobie jakąś przyjemność. Odkurzaj dwa razy rzadziej, a np. pozostały czas poświęć sobie, jakimś miłym zabiegom pielęgnacyjnym?? Jeśli mąż nie docenia lśniącyh podłog i ścian, to napewno doceni to, jaka dla niego starasz się być piękna:) Uszka do góry:)
-
Paaryska, witamy serdecznie;), napisz parę zdań o sobie:)
-
Martoanna, ja nie narzekam na swój znak, choć... niejednokrotnie wolałabym być człowiekiem mniej odczuwającym świat:), być może mniej wrażliwym, ale wtedy nie byłabym sobą, z wielu rzeczy nie zdawałabym sobie sprawy... Niemniej jednak, jak już jesteśmy przy znakach... mój mąż jest zodiakalnym bykiem. Byki to życiowi smakosze, począwszy od rozsmakowywania się w dobrym jedzonku, na smakowaniu chwil, wrażeń, odczuć skończywszy:) Wagi to ludzie o bardzo rozbudowanym życiu wewnętrznym, przyznam, że refleksje i smakowanie życia przez byki bardzo mi odpowiada, jest to jedna z tych dróg, gdzie odnajdujemy się w każdej chwili. A tak na codzień to staramy się czerpać wzajemnie od siebie siłę w tych sprawach, gdzie, naszej siły wypływającej z charakteru jest może zbyt mało, lub jest mniej rozbudzona... Ach... wszystko przez Validos:), wpadłam w natrój nieco... pozaziemski;)
-
Martoanno:) Widzę, że jesteśmy spod tego samego znaku zodiaku:). Ja bywam wagą rozchwianą, ale również nie potrafię tkwić w stanie kłotni, czy obrażania się na dłużej:). Przyznaję, ze prace domowe same się nie robią, ale faktycznie staramy się, aby nie obciążać tym specjalnie jednej osoby. Opisałam fakt terroru porządkami, gdyż wygląda to mniej więcej tak: Ależ tu strasznie brudno w domu (przy gruntownym sprzątaniu minimum 2 razy w tygodniu).... NIe wiem, jak ja z tym wszystkim dam sobie radę...., to cytaty, ale jak ktoś jest chętny do pomocy, ale w danym momencie zajęty i chce to zrobić np. 2 godziny później, to nie ma co liczyć na to, że będzie to docenione. Ma być zrobione teraz, bo poczekać nie może, a jeśli nie, to robi to \"nakazodawca\", narzekając, że wszystko jest na jej głowie... Wiem, że wiele kobiet tak robi, nie tylko u mnie w domu tak było, dlatego należy się tego wystrzegać, bo żadna strona nie jest zadowolona. Kobietki, wszystko da się zrobić i do wszystkiego dojść, najważniejsze przecież jest to, z kim to robimy:) Buziaki:)
-
Martoanno kochana;), dzięki, że mnie motywujesz. Zdaję sobie sprawę z tego, że w związek trzeba inwestować i że inwestować powinny obie strony. Wiem, ze porządek w domu jest bardzo istotny, niemniej... hmmm, nie wiem jak to ująć. Zarówno moja mama, jak i moja teściowa sprzątanie uważają niemal za credo dnia codziennego i wiesz.... osiągnęły taki efekt, że oboje lubimy porządek i czystość, ale mamy świadomość, że porządkami również można domowników terroryzować. Chcemy uniknąć sytuacji, że okaże się, że żyjemy po to, by sprzątać, zmywać itp. Nie terroryzujemy się równiez wzajemnie obowiązkami domowymi, poprostu, jak nie chce się nam czegoś zrobić, to to coś może poczekać do dnia następnego (nie mówię tutaj o patologicznej górze naczyń z dwu tygodni w zlewie:)), wolimy w tym czasie pójść na spacer, porozmawiać, pośmiać się chwilę, tym bardziej, że jeszcze nie mamy siebie na codzień, to poprostu szkoda nam czasu na kłotnie i na codzienne odkurzanie:) Myślę, że ważne jest to, by dogadać się w sprawie prac domowych, ciągłe popędzanie, namawianie kogoś do czegoś, czy przymuszanie, nawet jeśli przynosi efekty, to tylko doraźne i wcale nie jest to dobre. Myślę, że należy zacząć od rozmowy, w której obie strony wyjaśnią, na jakim miejscu stawiają prace domowe, to chyba klucz do próby dogadania się:) Pozdrawiam:)
-
Witajcie:) Validos, gratuluję:), my również powoli zbliżamy się do dwu miesięcznicy:), w październiku jest u nas troszkę różnych okazji, w ogóle jesień i zima w mojej rodzinie to urodzaj imienin i urodzin:), stąd nie wiem, czy będziemy obdarowywać się 13-tego innymi podarunkami niż MIŁOŚĆ:), ale ten jest zdecydowanie najpiękniejszy:). Chociaż przyznam, że pod względem prezentów jestem trochę jak dziecko, uwielbiam je dawać, ale również bardzo lubię dostawać, jako, że niedługo wkroczę w grono 24-latek:), mój mąż ma już dla mnie jakiś prezent i codziennie podsyca moją ciekawość podając jakąś cechę tego prezentu, ale... opisuje to tak, że im więcej informacji podaje, tym bardziej nie wiem co to jest:) Miki dla Ciebie i milej pozostałej części dnia:) Co do docierania się... nie wiem jak to do końca będzie wtedy, gdy zamieszkamy wreszcie w swoim mieszkanku. Jak na razie mieszkamy z moją mamą i co za tym idzie, pewne reguły domu juz są, nie ustalamy wszystkiego od podstaw. Podziwiam Was kobietki za to, że macie niejako instynkt dbania o dom. Przyznam, że mój mąż dużo robi w domu, a ja mu nie odbieram żadnych prac. Nie jestem zosią samosią pod tym względem i nie myślę, że zrobię wiele rzeczy od niego lepiej, może nawet odwrotnie, to On wiele rzeczy w domu robi lepiej niż ja. Jak na razie u nas jest wszystko OK:) Pomieszały nam się sprawy weekedowe, ale jest nienajgorzej. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie, miłego dnia