Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Laxi

Stany lękowe Nerwiec Zespoły natręctw

Polecane posty

Gość Iza33
A ja chyba juz dziś z bezsilności tak w coś pier****...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwowa
czesc, moge przesłac meilem poradnik dla osób cierpacych na nerwice natręctw. Zainteresowanych prosze o kontakt. beata@videoclub.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Iza33, a pierdolnij sobie w coś/kogoś zdrowo! Przynajmniej agresję wyładujesz na czymś/kimś, a nie na sobie. A uwierz mi, autoagresja nie jest fajna... :-( Coś szczególnego się wydarzyło czy tak, po prostu, \"życie bez życia\" znowu boleśnie o sobie przypomniało?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Iza33
Wiesz nerwica ten cholerny niebyt! Już mam tak kurwa dosyć takiego zasranego życia i wmawiania sobie, że bedzie jepiej, że rzygać się chce! I dzis od rana siedzę, musze sie psia mać uśmiechać do ludzi, a najchetniej powiedziaółabym żeby sie ode mnie #$%%^%##! Próbuje się opanować, tłumaczyć sobie...pewnie jak zwykle w końcu sobie wytłumaczę i uszy po sobie...z bezsilności wyłącznie #$$#%%^^$#$%%$ !!!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Iza33, to smutne, jak doskonale Cię rozumiem... Jestem po kolejnej serii pytań od dawno nie widzianych znajomych w temacie \"i co tam u Ciebie nowego\" oraz udzielania odpowiedzi w stylu \"nic nowego, nic się nie dzieje, no może poza tym, że profesjonaliści zajmują się teraz moimi psycho-problemami\". A najbardziej wkurza mnie ta litość w oczach innych, że tak mi się nie układa w życiu. A w dupie z nimi!!!!! I też od godziny muszę się uśmiechać do innych i udawać, że wszystko jest jak najbardziej ok. A najśmieszniejsze jest to, że oni wszyscy w to wierzą, ha, ha, ha... Świat jest jednak pełen naiwnych ślepców. Ale może to i dobrze? Bo gdybym ciągle miała być pocieszana, to podcięłabym sobie żyły już dawno temu. Tzn nie, jakiś czas temu rozpatrywałam wszelkie warianty samozagłady i w zasadzie mam jedną wybraną, mniej krwawą...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Fakt czcianka im sie chyba zmieniła. Dziewczyny my sie musimy spotkać, albo założyć klub anonimowych \"tych co życie doprowadza do mdłości\"..........już widzę te spotkania - proponuje, żeby był na nich alkohol, bo ciężko będzie się tak dołować. Brrr sama nie wiem co pieprze #***#*#, bo jednak wziełam prochy i już efekt jest - śpiąca królewna cholera jasna, a łapy jak latały tak latają. Kur.....muszę pogadać z tym swoim lekarzem, żeby dał mi coś tak mocnego, co pozwoli mi przetrwać podróż do Wawy, to w końcu tylko 3\'15 h i znam trasę na pamięć, bo mam straszną ochotę się z Wami % i wyżyć, bo wariuje, no nornalnie wariuje. Częstochowa odezwij się, może jakieś przedbiegi bo ocipieje od tego domu brrrrrr

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiecie co mnie zadziwia we mnie samej, i pewnie Wy też to macie - nakładanie maski na zawołanie. To znaczy jest przejeb.....czuje się fatalnie, ale gdy wchodzę gdzieś coś załatwić, spotykam się ze znajomymi z grupy \"a co tam u Ciebie\" jakbym stawała się kimś innym zdając sobie z tego sprawę. Zaczynam na zawołanie grać. Uśmiech, dowcipy itd, jakby automatycznie włączał mi się program maskujący prawdę. Najdziwniejsze jest dla mnie jednak to, że tak jakbym sama obserwowała się z boku i nie mogę wyjść z podziwu dla tej gry. Oskar powinien mi tu stać. Czy to znaczy, że już do perfekcji opanowałam życie na pokaz? Zauważyłam też, że staje się to dla mnie męczące, ale włącza się automatycznie. A może to mechanizm samoobrony chroniący mnie przed współczuciem i eliminacją ze środowiska, do którego tak naprawdę już dawno nie należę. Sory, ale strasznie mi się rączki trzęsą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Iza33
Patrze tak na tych ludzi. Niektórzy się gdzieś spieszą, plotkują na korytarzach, autentycznie przejmują pracą, dają z siebie wszystko. A ja mam to wszystko w dupie, wydaje mi się to tak mało ważne, głupie, małostkowe... Te kobiety śwergoczace ciagle, buzie się im nie zamykają. Jak można tak ciągle klekotać. Boże, ja chyba nie jestem babą z krwi i kości, bo wszelkie gadki o ciuszkach, kosmetykach, pampersach przyprawiają mnie o mdłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Iza33, He, he, jesteś właśnie prawdziwą babą z krwi i kości, skoro takie pieprzenie o pierdołach masz w głębokim poważaniu. Też się wielokrotnie nad tym zastanawiałam, czy coś jest ze mną nie tak, skoro nie uprawiam babskich pogaduszek, nie ćwierkam, nie piszczę, nie przebieram nóżętami, nie wydaję nieartykułowanych dźwięków pseudo-zachwytów nad nową bluzeczką itp, itd. No i jak już mi przeszło pierwsze \"załamanie\", że może powinnam być facetem, to dotarło do mnie, że kurwa wszystko jest w porządku - tzn w temacie tematów do rozmów. Po prostu widzę trochę ponad ten idiotyczny blichtr. Ha, i tu zaczyna się dramat - bo nie zatrzymując się na powierzchni, dostrzegam głębię, a to, co tu widzę, niestety przyprawia o głęboki ból głowy... zwłaszcza ta czarna otchłań... I czasem sobie myślę, że chciałabym umieć unosić się beztrosko na powierzchni na jakimś różowym miateracyku sącząc drinka z parasolką i zastanawiając się tylko, czy wystarczy tego filtra w kremie rozsmarowanym na moim pięknym ciele. Ale niestety, mam świadomość tego, co jest pod powierzchnią wody... A to nie zawsze są tylko piękne koralowce. Poza tym, nawet piękne koralwoce bywają śmiertelnie zwodnicze... Nie wiem, czy ten powyższy bełkot jest zrozumiały dla kogokolwiek... :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gdy pracowałam miałam podobnie. Gdy człowiek zastanowi się nad sobą, wszystko wydaje się takie błache. Wyścig szczurów i po co. Może dlatego byłam takim dobrym kierownikiem, bo nigdy nie wpadałam w panikę, ze coś jest nie zrobione, że kontrola ma przyjechać itd. Wszystko kazałam robić bez paniki i w odpowiedniej kolejności, bo tak naprawdę nie było to takie ważne. Teraz brakuje mi trochę tej pracy, ale z drugiej strony wiem, że to ona doprowadziła do nawrotu, a właściwie Ci pieprznięci panikarze, którzy nawet w nocy wydzwaniali do mnie wydygani, że coś jest nie tak. A dzwonili do mnie nie do innych kierowników, bo wiedzieli, że ja nie zacznę się pienić i wrzeszczeć, tylko na spokojnie wszystko im wyjaśnie - a trzeba było kur..... się pienić I też tak obserwowałam ludzi.....wiem ,że też jestem człowiekiem, ale strasznie głupie z nas istoty. Czasami w pracy potrafiłam słowa nie zamienić z nikim (poza poleceniami) przez całe 12 h, bo po prostu nie chciało mi się z nimi gadać. I znowu się rozpisałam - sorki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nerwica - ja zajażyłam wszystko Fakt, czasami fajnie by było byc taka blondyneczką w różowym sweterku, i martwić się tylko czy szminka się nie rozmazała, ale jak ktoś już tu powiedział, my jesteśmy bardziej wrażliwe i widzimy to czego inni nie widzą i pewnie zapatrzeni w siebie nigdy nie zobaczą. A czy Wy też tak macie z tymi \"maskami\"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nerwica - ja zajażyłam wszystko Fakt, czasami fajnie by było byc taka blondyneczką w różowym sweterku, i martwić się tylko czy szminka się nie rozmazała, ale jak ktoś już tu powiedział, my jesteśmy bardziej wrażliwe i widzimy to czego inni nie widzą i pewnie zapatrzeni w siebie nigdy nie zobaczą. A czy Wy też tak macie z tymi \"maskami\"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lax-i
Nerwica - ja zajażyłam wszystko Fakt, czasami fajnie by było byc taka blondyneczką w różowym sweterku, i martwić się tylko czy szminka się nie rozmazała, ale jak ktoś już tu powiedział, my jesteśmy bardziej wrażliwe i widzimy to czego inni nie widzą i pewnie zapatrzeni w siebie nigdy nie zobaczą. A czy Wy też tak macie z tymi "maskami"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lax-i
Nerwica - ja zajażyłam wszystko Fakt, czasami fajnie by było byc taka blondyneczką w różowym sweterku, i martwić się tylko czy szminka się nie rozmazała, ale jak ktoś już tu powiedział, my jesteśmy bardziej wrażliwe i widzimy to czego inni nie widzą i pewnie zapatrzeni w siebie nigdy nie zobaczą. A czy Wy też tak macie z tymi "maskami"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lax-i
Nerwica - ja zajażyłam wszystko Fakt, czasami fajnie by było byc taka blondyneczką w różowym sweterku, i martwić się tylko czy szminka się nie rozmazała, ale jak ktoś już tu powiedział, my jesteśmy bardziej wrażliwe i widzimy to czego inni nie widzą i pewnie zapatrzeni w siebie nigdy nie zobaczą. A czy Wy też tak macie z tymi "maskami"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Iza33
Z maskami. A kto tak nie ma? Chyba wszyscy. Mniej czy bardziej ale wszyscy. Ja od rana zmieniam maski, bo gdybym pokazała dziś prawdziwą twarz trup ścieliłby sie szeroko. Laxi to wszystko co wczesniej napisałaś to prawda. Rozumiem to. Najgorsze jest to, że ja czasem przez to wszystko nie lubię siebie. Zaczynam mieć do siebie pretensję, oceniać się coraz bardziej krytycznie, szukać wad, olewać zalety... Nie wiem ile jestem warta, jeszcze sobie tego nie udowodniłam, jeszcze nie wierzę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Maski to ogromny problem. Każdy je nosi. My też. Ja też. Tak długo, że już się zdążyłam z nimi zżyć. I coraz bardziej nie potrafię sie z nimi rozstać. Bo coraz mniej mogę siebie rozpoznać, jak już w końcu maskę ściągnę. Dlatego robię to tylko jak jestem sama (czyli całkiem często). Bo wiem już coraz mniej, jaka jestem naprawdę. Czego chcę, kim jestem, kim będę, do czego dążę. Coraz mniej rozpoznaję się i...boję się tego nieznanego... Ergo- boję się siebie... O, zaczynam się zapętlać... :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Iza33
Mam dosyć tego uporczywego myslenia o tym samym. Za dużo myslę, ale nie potrafię inaczej. MOgę godszinami siedzieć i mysleć, myśleć, myśleć... To wciąż te same obrazy, smutki, problemy. Od rana do wieczora. To męczy jak fizyczna praca, bo już łeb mi pęka. Wiecie co, my nie jesteśmy dziwne, to życie jest dziwne, a my to widzimy i dlatego nie możemy żyć normalnie. Ale mi jest dziś smutno, tak po ludzku zwyczajnie....smutno...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Izuś... dla Ciebie - 🌼 i 😘 \"Na brzegu błękitnej rzeczki mieszkają małe smuteczki: ten pierwszy jest z tego powodu, że nie wolno wchodzić do ogrodu, drugi - że woda nie chce być sucha, trzeci - że mucha wleciała do ucha... A jeszcze, że kot musi drapać! Że kura nie daje się złapać! Że nie można gryźć w nogę sąsiada i że z nieba kiełbasa nie spada!... A ostatni smuteczek jest o to, że człowiek jedzie, a pies musi biec piechotą... Lecz wystarczy pieskowi dać mleczko i już nie ma smuteczków nad rzeczką...\" Izka - cała bańka świeżego mleczka dla Ciebie!... 😘

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Iza33
Dzięki nerwica :-( Poryczałabym, ale...praca... Ktoś na górze mnie strasznie nie lubi chyba. To już trzeba nie mieć litości... Bóg to chłop, czego sie spodziewać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Iza33
Dzięki nerwica :-( Poryczałabym, ale...praca... Ktoś na górze mnie strasznie nie lubi chyba. To już trzeba nie mieć litości... Bóg to chłop, czego sie spodziewać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a_idiotka_tanczy
witam zaczęłam czytać wasze wypowiedzi wczoraj- właśnie skończyłam i myślę, że powinnam opisać również mój beznadziejny przypadek. Zaczęło się 8 lat temu- przyszło nagle.. lęk! tak ogromny, że w żaden spsób nie można zapanować. Mój lęk dotyczy śmierci i chorób. Jak nachodzi robię się sztywna, ręce są mokre, odejmuje mowę, cięzko oddychać, kręci się w głowie i właśnie myślę, że to już ten moment gdy umieram. Prochy biorę, trochę pomagają ale życie w takim stanie od tylu lat jest na prawdę nie do zniesienia. Jestem perfekcyjna w znajdowaniu sobie nowych chorób, w miesiącu jestem średnio u kilku lekarzy różnych specjalności- dodam również, że przebadałam się już na wszystko, wszyscy twierdzą że jestem zdrowa, tylko mój psychiatra chce mnie nadal leczyć:)- wiadomo o co chodzi. Gdy pracowałam również potrafiłam zakładać maskę, grać kogoś zupełnie innego i obserwowałam tą farse jakby z boku dziwiąc się i zarazem podziwiając, że tak to wytrenowałam. To dobrze, że potrafimy tak grać, mniej jest wówczas pytań i głupich rad typu "weż się w garść". Najgorsze w moim życiu jest to że ja żyję bez żadnego celu, nie mam żadnych planów - bo i po co? i tak niebawem wykryją tą straszną chorobę i umrę. Błagam was doprowadźmy do spotkania- będę mogła z kimś "normalnym- w moim mniemaniu" porozmawiać bo dodam, że przyjaciół też już nie mam bo na co komu znajoma, która nigdy się nie uśmiecha, nie chodzi na imprezy i czeka na kolejne objawy zbliżające śmierć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Iza33
a_idiotka_tańczy witamy w klubie :-) Spotkanie...nooo, jakby dziś to może mi się pomylić ze stypą. Moi znajomi nie maja pojęcia o moich problemach. Zreszta teraz oprócz jednej osoby nie mówię nikomu, że coś jest nie tak u mnie. Nawet na zwykłe tematy związane z moim życiem gadam bardzo asekuracyjnie. Unikam niektórych (tych, którym się udało) O ironio! To takie płykie, chciałabym być szlachtna i cieszyć sie ich szczęściem, ale gdy ich widzę przed oczami mam tylko swoją porażkę. Ludzie, z którymi kiedyś widziałam sie kilka razy w tygodniu w tej chwili wzbudzaja we mnie dreszcze. Boję się, że kiedyś zacznie mi ich brakować, a wtedy oni oleją mnie tak jak ja teraz ich. Tylko, że oni nie wiedza czym to jest spowodowane i nigdy sie nie dowiedzą. To zbyt poniżające.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tańcząca - no Witamy Iza, wiesz, ja też gdy już przestają udawać kogoś kim nie jestem (gdy jestem sama oczywiście) nie widzę nikogo. To takie cholernie przygnębiające, że nie nożna spojżeć w lustro i powiedzieć sobie to ja z uśmiechem. Bo gdy mówię to ja, co widzę? Nic, nikogo :((( Moi znajomi na początku wiedzieli wszyscy, byli nawet wyrozuniali, teraz wie tylko kilka osób, bo nawet Ci którzy myślałam, że zrozumieją, mówią \"wymyślasz dziewczyno\". Więc wie tylko mój facet i moja przyjaciółka. I mimo, że mam wielu przyjaciół - tych prawdziwych, nie mówię im o tym, bo po co i tak nie załapią a ja nie mogę tego wymagać. Mam też wrażenie, że coraz bardziej się oddalam, bo też unikam spotkań i wiem nawet, że poszła fama, że nie warto do mnie dzwonić, bo i tak nie przyjdę. To przykre, bo myślą, że ich olałam, a przecież tak nie jest. Po prostu już nie jestem taka jak kiedyś - i kurcze jak pomyśle, że były dni, że naprawdę się lubiłam i byłam z siebie dumna........a teraz :((( Mam 26 lat i nic, nikogo w tym lustrze nie widzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żyjecie czy już poszłyście skrócić sobie męki bytowania na tym świecie?... Tańcząca - dzień dobry, witaj! I czuj się tu swobodnie, bo po to właśnie jest ten topik. Żeby nie trzeba było zakładać maski. A ja sobie właśnie wyglądam przez okno i zastanawiam się, czy kiedyś będzie mnie jeszcze cieszył ładny dzień za oknem. Czy będzie taki dzień, w którym chociaż raz nie zadam sobie pytania \"po jaką cholerę ja jeszcze żyję?\", w którym chociaż raz nie zrobi mi się niedobrze na myśl o swojej teraźniejszości i, co gorsza przyszłości, w którym choć raz nie zaleje mnie potworna fala smutku, taka, której nie można opanować i która zalewa łzy oczami niezależnie, czy sie siedzi samotnie w kiblu, czy na sporym spotkaniu służbowym... Jak myślicie, nastąpi taki dzień? Nie mam już nawet siły mieć nadziei... A może - wierzmy to nawzajem w naszych intencjach? Bo przecież potrafimy sobie wyobrazić, że innym będzie dobrze, tylko nam nie - to może zróbmy tu sobie takie \"kółko pomocy gospodyń wiejskich\" na własny użytek specjalnej troski?... Nie umiem wymyśleć nic mądrzejszego... Laxi, nie wspominaj swojego wieku, bo ja mam więcej lat i nadal widzę, że nic się nie zmienia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Iza33
Dzis nie widze nic w jasnych barwach. Wyć się chce. Kurwa co mnie napadło! Tak walnęłam myszą, że mało w drobny mak nie poszła. Jestem aż naładowana złością. KURWA KURWA KURWA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Zalać się bez sensu. Nawet to mi nie poprawia humoru tylko przygnębia. Po cholere człowiek znalazł się na tym świecie? Pirdole to wszystko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to ja jeszcze dorzucę swoje: KURWAAAAAAAA!!!! ://////////

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziwadełko32
Cześć dziewczynki!Wiecie,że zgadzam się z Wami w każdym calu.Ile można chodzić z przyklejonym uśmiechem do twarzy,a w domu dawać upust złości i łzom,ile można mieć jeszcze w sobie nadziei,że następny dzień będzie lepszy,a może w ogóle normalny.Czakamy na cud, a tego cudu może nigdy nie być.Ile można poprawiać sobie nastrój prochami,a po odstawieniu jest to samo.Czuję się stara i przez tę chorobę jeszcze bardziej zmęczona.Jak nie biorę prochów to panikuję i świruję,a jak je biorę to się wkurwiam i najchętniej kogoś bym rozszarpała na strzępy.Wczoraj miałam po prochach totalnego doła i zastanawiałam się czy się jednak nie powiesić,byłby przynajmniej koniec męki i dla mnie i dla mojej najbliższej rodziny,która moich objawów choroby i narzekania ma już dosyć.Ja sama z resztą też.Jedynia Wasza wiara w to ,że będzie kiedyś lepiej trzyma mnie jeszcze z dala od tego desperackiego kroku.Bo wszystko jest faktycznie do dupy.Nie obrażając papieru toaletowego. Laxi! ten optymizm dotyczący 2 tyg. leczenia dotyczy mojej lekarki internistki,ja niestety go nie podzielam.Ale nich chociaż ona się łudzi.A jak bierzecie proch to pijecie,bo ja się jakoś przy Tranxenie cholernie boję wypić nawet piwa i życie staje się jeszcze koszmarniejsze.Pozdrowieńka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziwadełko32
Cześć dziewczynki!Wiecie,że zgadzam się z Wami w każdym calu.Ile można chodzić z przyklejonym uśmiechem do twarzy,a w domu dawać upust złości i łzom,ile można mieć jeszcze w sobie nadziei,że następny dzień będzie lepszy,a może w ogóle normalny.Czakamy na cud, a tego cudu może nigdy nie być.Ile można poprawiać sobie nastrój prochami,a po odstawieniu jest to samo.Czuję się stara i przez tę chorobę jeszcze bardziej zmęczona.Jak nie biorę prochów to panikuję i świruję,a jak je biorę to się wkurwiam i najchętniej kogoś bym rozszarpała na strzępy.Wczoraj miałam po prochach totalnego doła i zastanawiałam się czy się jednak nie powiesić,byłby przynajmniej koniec męki i dla mnie i dla mojej najbliższej rodziny,która moich objawów choroby i narzekania ma już dosyć.Ja sama z resztą też.Jedynia Wasza wiara w to ,że będzie kiedyś lepiej trzyma mnie jeszcze z dala od tego desperackiego kroku.Bo wszystko jest faktycznie do dupy.Nie obrażając papieru toaletowego. Laxi! ten optymizm dotyczący 2 tyg. leczenia dotyczy mojej lekarki internistki,ja niestety go nie podzielam.Ale nich chociaż ona się łudzi.A jak bierzecie proch to pijecie,bo ja się jakoś przy Tranxenie cholernie boję wypić nawet piwa i życie staje się jeszcze koszmarniejsze.Pozdrowieńka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziwadełko32
Cześć dziewczynki!Wiecie,że zgadzam się z Wami w każdym calu.Ile można chodzić z przyklejonym uśmiechem do twarzy,a w domu dawać upust złości i łzom,ile można mieć jeszcze w sobie nadziei,że następny dzień będzie lepszy,a może w ogóle normalny.Czakamy na cud, a tego cudu może nigdy nie być.Ile można poprawiać sobie nastrój prochami,a po odstawieniu jest to samo.Czuję się stara i przez tę chorobę jeszcze bardziej zmęczona.Jak nie biorę prochów to panikuję i świruję,a jak je biorę to się wkurwiam i najchętniej kogoś bym rozszarpała na strzępy.Wczoraj miałam po prochach totalnego doła i zastanawiałam się czy się jednak nie powiesić,byłby przynajmniej koniec męki i dla mnie i dla mojej najbliższej rodziny,która moich objawów choroby i narzekania ma już dosyć.Ja sama z resztą też.Jedynia Wasza wiara w to ,że będzie kiedyś lepiej trzyma mnie jeszcze z dala od tego desperackiego kroku.Bo wszystko jest faktycznie do dupy.Nie obrażając papieru toaletowego. Laxi! ten optymizm dotyczący 2 tyg. leczenia dotyczy mojej lekarki internistki,ja niestety go nie podzielam.Ale nich chociaż ona się łudzi.A jak bierzecie proch to pijecie,bo ja się jakoś przy Tranxenie cholernie boję wypić nawet piwa i życie staje się jeszcze koszmarniejsze.Pozdrowieńka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×