Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość co mam myślec

a może zrezygnowac?!

Polecane posty

Gość co mam myślec

ślub coraz blizej a ja mam watpliwosci czy to własciwa osoba. Cały czas było cudnie tylko teraz jak juz sa papiery załatwione zaczęłam rozmyslac czy dobrze robie. To normalne? Moze to taki rodzaj stresu przedslubnego?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nu pagadi
Moim zdaniem za powaznie to bierzesz , przeciez zawsze mozna sie rozwiesc. To pewnie tylko taki stres - chyba ze watpliwosci masz jakies konkretne , umiesz powiedziec , czego sie boisz i o co ci chodzi - to wtedy sie zastanow , czy tego chcesz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nu pagadi
A co , nie mozna ? Chodzi mi o to , ze jak sie czlowiek nastawi , ze cos ma byc na cale zycie bez mozliwosci rozmyslenia sie , to sie nigdy na to nie zdecyduje. Niektorzy ludzie tak maja - sami sa perfekcjonistami i chca , zeby wszystko bylo doskonale. Nie ma ludzi bez wad , ten facet ma wady , inny tez by mial , pytanie tylko , czy potrafi akurat te wady , ktore on ma , stolerowac. Bo NIGDY nie znajdzie takiego , ktory jest doskonaly i nigdy zycie nie bedzie tylko rozowe. I takim przesadnie ostroznym ludziom trzeba uzmyslowic , ze zawsze mozna sie wycofac. Co nie znaczy , ze trzeba i ze to w ogle bedzie potrzebne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiesz, nie wiem, co Ci doradzić, bo ja nie miałam wątpliwości... Ale opowiem Ci historię rodziców mojej przyjaciółki. Otóż to jest jedyne tak zgodne i dobrane małżeństwo, jakie znam. A Pani Basia wyznała mi kiedyś, że wcale nie była pewna, ze to TEN. Ale gdy nadszedł dzień ślubu, wszystkie jej wątpliwości prysły. Do ołtarza szła już całkowicie pewna. To takie troche metafizyczne i nie wiem, czy dobre dla wszystkich. Ale tyle Ci doradzę - jeśli w dniu ślubu nie będziesz pewna - to nie bój się uciec sprzed ołtarza. Lepiej zrobić małą sensację niż męczyć się przez całe życie... do nu pagadi z tym rozwodem to nie jest takie proste. Jeśli jesteś wierząca, to ślub JEST NIEODWOŁALNIE NA CAŁE ŻYCIE. A rozwód to tylko oszustwo. Dlatego chrześcijanin ryzykuje więcej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale tak generalnie, fakt, że pytasz o to w takim miejscu, nie wydaje mi isę wróżyć dobrze... Jak długo jesteście razem? Czy \"musicie\" sie pobierać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nu pagadi
no moze i tak ale nie jest to sytuacja bez wyjscia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No ale generalnie jeżeli już na wstępie zastanawiać się nad wyjściem, to może lepiej nie wchodzić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nu pagadi
Jakby tak do tego podchodzic , to nic by czlowiek nie robil , bo by sie bal , ze nie wyjdzie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie chodziło mi o to, \"czy wyjdzie\", tylko o zastanawianie sie na wstępie nad \"wyjściem awaryjnym\":)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość co mam myślec
Ucieczka sprzed ołtarza nie jest w moim stylu. Znamy się dwa lata, kilka miesięcy mieszkalismy razem i było super. Teraz widzimy sie tylko w weekendy i tez wszystko było ok ale do momentu załatwienia formalności. Przeraziłam sie tym wszystkim chyba i zaczełam za dużo myśleć jak to będzie już po slubie. Chodzi o to czy On będzie umiał sie o nas zatroszczyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
musisz rozważyć co w nim cenisz i co Ci si podoba, jak silne jest wasze uczucie a z drugiej strony czego się obawiasz, co powoduje Twój lęk. Niestety ale to Ty bedziesz musiał podjąć decyzję i byc przekonana do słuszności.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do agnieczka : ja sie rozwodzilam juz dwa razy, teraz mam nadzieje, ze TEN jest juz wlasciwy,ale dziwi mnie co ty za glodne kawalki opowiadasz o tym ze rowod jest oszustwem? To, ze dzisiejszy kosciol katolicki nie uznaje rozwodu nie mam zamiaru cale zycie cierpiec z pijakiem, jak bylo za pierwszym razem, ktory mnie bil a potem przepraszal. ( w Biblii jest czesto mowa o listach rozwodowych, z powodow, ktore ja uznaje dzisiaj za niemoralne, np brak poczecia przez zone potomka ). Rozwod to jest jeden z najwazniejszych decyzji politycznych i religijnych, gdyz chroni kobiete, mozesz sobie poszukac informacji, ze to 90% kobiet zglasza pozew o rozwod, wiec mozliwosc rozwodu to pomoc kobiecie i normalne jest, ze mezczyzni sa przeciwko stracie darmowej sily roboczej w domu, ale zeby kobieta byla przeciwko rozwodom? dziwne...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie jestem przeciw rozwodom jako zwykła kobieta, tylko jako katoliczka. Widzisz, ja uważam, że jak coś sie na siebie bierze (np. jeżeli wyznanie jest Twoim świadomym wyborem, a nie wytresowaną własciwościa z dzieciństwa) to nie można wygrzebywać z tego rzeczy, które sie podobają, a zostawiać te, które sa niewygodne. Rozwód to fikcja w świtle mojej wiary, bo jeśli coś się przysięgało (i nie ma podstaw do unieważnienia przez Sąd Biskupi ślubu) przed Bogiem to Państwo nie ma mocy tego rozerwać. Uważam, że to dobrze, że Kościół bardziej zainteresował się losem krzywdzonych ludzi (głównie kobiet) i sprawy orzeczenia nieważności małżeństwa są coraz częstsze. W innym wypadku - pozostaje separacja. To nie są \"głodne kawałki\" tylko normalna konsekwencja tego, że postanowiłam zostać chrześcijanką :) To zresztą nie jedyne \"ograniczenie\" które przez to mnie dotyczy - nie mogę składać fałszywych zeznań podatkowych, kłamać, etc... Mało to wygodne, ale nie jestem siusiumajtką która nie potrafi ponieść konsekwencji swojej decyzji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja także miałem wątpliwości nigdy nczego człowiek nie może być pewien raz byłem czegoś pewien i życie mnie za to bardzo srogo skarciło zawiodłem się na mojej żonie na mojej ukochanej ale miłość jest taka że wszstko wybaczy gożej z zapominaniem ciągle chodzi mi po głowie to co sę stało ale cóż odbiegłem od tematu przed ślubem miałem bardzo dużo wątpliwości niewiarygodnie dużo tym bardziej że kilka razy kłóciliśm się z żona wtedy nażeczoną ale byliśmy na ślubie koleżanki (oboje jesteśmy wierząc i praktykujący katolicy )i tam ksiądz miał piękne kazanie gdzie przestrzegał młodych że jeżeli się nie kłócili przed ślbem to się już teraz bać bo najważniejsz żeby umieć się godzi i ustępować ukchanej osobie w dień ślubu rano myślałem że chyba umrę tyle myśli wąpliwości aż do momntu jak wsiadłem do samochodu wtedy emocje jakoś opadły i przyszedł spokój nawet po śubie patrząc na żonę i myśląc że będę z nią żył do końca swoich dni miałem wątpliwośi ale teraz już wiem że to jedna jedynaiami chyba nikt nigdy się z nikim nie ożenił a co do rozwodu tojuż prywatna sprawa każdego w moim przypadku nie wchodzi w rachubę nawet nie myślę o tym!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do agunieczka, ja tez jestem katoliczka i nie widze powodu, dlaczego mam sie tak nie nzaywac tylko dlatego, ze sie rozwiodlam, to nie jest tak, ze wzielam slub koscielny a panstwo dalo mi rozwod, wzielam slub cywilny a dopiero potem koscielny i w zwiazku z tym, ze kosciol nie jest przygotowany na przeprowadzenie rowodow, gdyz ksiadz jest od tego aby nam towarzyszyc w modlitwie a nie decydowac na jakich warunkach i dlaczego ludzie chca sie rozwiezc, wiec rozwiodlam sie ze slubu cywilnego. Przyklady jakie dajesz o falszerstwie i klamstwie sa smieszne... mowisz o moralnosci sredniowiecznej, kiedy powiedzenie prawdy zakrawalo na bohaterstwo. W dzisiejszych czasach, juz nikt nie zastanawia sie nad tym czy prawda ma sens i to nie dlatego, ze wierzy w Boga, ale dlatego, ze takie sa cywilizacyjne kanony wspolczesnego swiata. Nie rozumiem jak mozna mowic , ze sie jest przeciwko rozwodom jako katoliczka a nie jest sie przeciwko jako kobieta... chyba czegos nie zrozumialam... Moze dlatego, ze ja jestem jednoscia i nie mam klopotow ze swoim sumieniem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wiedziałam, że w średniowieczu ksładano zeznania podatkowe.. :D Byłoby świetnie, gdyby - jak mówisz - kanony dzisiejszego społeczeństwa wymagały mówienia prawdy i nie mataczenia, ale jest moim skromnym zdaniem zupełnie inaczej, czego przykładów jest tak wiele, że sama sobie możesz wybrać \"nie - śmieszne\". To wspaniałe, że \"jesteś jednością\" i nie masz kłopotów z sumieniem. Musisz być bardzo dobrą osobą, bo ja i wiekszość moich znajomych od czasu do czasu jednak sygnały od strony sumienia odbieramy, ale cóż - święci są wśród nas... Kto mówi, że nie możesz być katoliczką po rozwodzie?? Nie za bardzo rozumiem Twój wywód, że najpierw cywilny, potem kościelny, a potem rozwód tylko z cywilnego.. No chyba, że brałaś ślub cywilny i kościelny z dowma innymi facetami, inaczej naprawdę ten wywód nie ma sensu... Ale nawet, jeśli weźmiesz rozwód po ślubie kościelnym, to wcale nie jest grzech, dopóki nie zaczynasz współżycia z innym męższyzną. Jako katoliczka powinnaś o tym wiedzieć :) pozdraiwam i życzę naj (a tak wogóle - czy tylko same rozwódki mają dość silną motywacje wynikającą z niepokoju sumienia /zaryzykuje tą tezę/ żeby ustosunkować sie do tematu? bądźmy dorosłe - nie chodzi mi tu o zamianę nicka ;) )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aaaa, i kwestia kobieta/katoliczka. Trzeba czytać uważnie i nie wyłączać logicznego myślenia. Piszę, że nie jestem przeciw rozwodom jako ZWYKŁA KOBIETA tylko jako KATOLICZKA. Wyraz \"katoliczka\" w jęzu\\yku polskim oznacza KOBIETĘ, KTÓRA PRZYJĘŁA WIARĘ KATOLICKĄ. Jako ZWYKŁA KOBIETA nie podpisująca sie pod żadnym wyznaniem mogłabym mieć na ten temat inne zdanie, ale jako KOBIEa, KTÓRA PRZYJĘŁA WIARĘ KATOLICKĄ traktuję tą wiarę poważnie i nie wydłubuję sobie z niej rodzynków :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poprostu taka jedna
a ja miałam wątpliwości i właściwie nadal je mam a zaraz będzie rok mijał od ślubu, i już sama nie wiem co z tym wszystkim, z jednej strony staram się jak mogę sama i staram się o nasz związek z drugiej czasem kapituluję i mam chęć kopnąć to wszystko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Słuchaj, pierwsze dwa lata mąłżeństwa są najgorsze! Jeżeli to przetrzymasz, masz szansę na naprawdę świtny związek - poczytaj sobie topik niżej \"Boję się małżeństwa\", tam się bardzo fajnie wypowiada psycholożka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do po prostu takiej jednej, pierwsze lata malzenstwa sa zazwyczaj najpiekniejsze w mlazenstwie to potem czesto przychodzi rutyna i niczego sie nie chce... O uratowanie malzenstwa trzeba walczyc, ale malzenstwo tworza dwie osoby i dwie osoby je przezywaja, nie dziwi Cie , ze walczysz sama?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość - coral -
-> po prostu taka jedna Nie poddawaj się, każdy psycholog powie Ci, żena początku jest najlepiej tylko tym, co na różowo jeszcze wszystko widzą... Pierwsze lata są zawsze najgorsze i decydujące, jeżeli Wasz związek nie opiera sie tylko na sexie, w który prędzej czy później może wkraśc sie rutyna. Jeżeli natomiast jesteście "gadającym małżeństwem" i macie głębsze wymagania psychiczne, to pierwsze lata są okresem, kiedy oczywiście najbardziej się "docieracie". To jest bardzo potrzebne - jak wczoraj mówiła psycholog w "rozmowach w toku" - jżeli nie będzie tych pierwszych, mocnych tarć, to małżeństwo nie ma mocnych podstaw na przyszłość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do po prostu Słuchaj, nie daj się zdołować kwadratowej - pierwsze lata bezsprzecznie są najgorsze, to nie moje zdanie, tylko fakty - a, jak widać, jeżeli jest inaczej, to też mogłabyś skończyć jako rozwódka :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość poprostu taka jedna
dziękuję Wam za słowa pociechy :) wiecie jak to jest są dni lepsze i gorsze, nie poddaję się w nadzieji że wszystko będzie OK

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do po prostu Ja miałam tak, jak ta psycholog pisze - też bywały takie momenty, że najchętniej wyszłabym trzasnąwszy drzwiami. Ale wiesz, ukuliśmy sobie z mężem taką zasadę - nigdy nie dopuścić do tego, żeby pójść spać pokłóconym. I tego trzymaliśmy sie zawsze bezwzględnie - to naprawe działa w naszym przypadku! To dużo kosztuje - kiedy nie ma się ochoty przyznać do błędu albo jest się przekonanym, że to druga strona jest winna - trzeba przełknąć dumę i \"przegadać\" to wszystko. Dlatego też bywało, że szliśmy spać o godzini 4 w nocy, ale naprawdę warto. Ciche dni są najbardziej podstępnym zabójcą miłości...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×