Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Barbis

Historia Niesamowitej Miłości

Polecane posty

Gość ...barbis...
pomyśl sobie ze śmierc to wcale nie jest rozwiązanie... moze tylko dla ciebie, ale czy myslisz o innych... wydaje mi sie ze jestes egoista... wydaje mi sie to złe okresle nie...napewno

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Własnie myśląć o innych, o NIEJ, zrezygnowałem z tego zamiaru. Teraz mi się chce znowu żyć, bo przedtem nie miałem dla kogo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To jeszcze nie wszystko, ale dzisiaj chyba nie będzie dalszego ciągu. Ona, ten DAR, ma swoje ciężkie dni, cały czas staram się być przy niej i wspomagać jak tylko mogę. Jestem tu tylko z doskoku, kiedy Ona ma przerwy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak jak obiecałem napiszę teraz trochę o nas. Nie jestem już taki młody. Przekroczona 50 – tka ponad 30 lat stażu małżeńskiego, dorosłe dzieci. Całe życie poświęciłem dla rodziny robiłem dla niej, co mogłem, Poświęcałem siebie swoje siły i czas. Co dostałem w efekcie? Dwie próby samobójcze. Załamania i depresje. Łącznie 9 miesięcy na oddziałach psychiatrycznych, bez żadnej poprawy. Opinia lekarzy – „my panu żony nie zmienimy”. Pod wpływem żony dzieci odizolowały się ode mnie. Nie piłem nałogowo, nie jestem alkoholikiem, chociaż oskarżenia sypią się, co dzień. Podczas pierwszej próby samobójczej połknąłem potężna dawkę barbituranów. 80 sztuk. Dla pewności zapiłem to wtedy ćwiartką alkoholu. Nie miałem żadnego prawa przeżyć. Lekarze określili to jako niemożliwe. Nie uwierzyli w tabletki, które się wchłonęły po kilku godzinach, ale alkohol we krwi został i ciężko uszkodzona wątroba po tabletkach. Moje dziwne zachowanie po tej truciźnie i poprzednie objawy zdiagnozowano jako „delirium tremenes”, no i tak zostałem urzędowym alkoholikiem ciężkiego kalibru. Po prawie trzech latach udało mi się swoją postawą i chyba z Bożą pomocą usunąć ten wpis z papierów. Jednak z umysłu żony i dzieci nie. Po dodatkowych ciężkich przejściach, trafiłem wreszcie na Ślimaczka. Ona jest młodsza ode mnie o 10 lat i w necie przebywała w czasie ciężkiego kryzysu małżeńskiego. Wierna i poświęcająca się aż do przesady dla rodziny. No o identycznie jak u mnie. Do załamania już, blisko, ale na szczęście jeszcze do ostatecznych prób pozbawienia życia nie doszło. Mąż, i dzieci, też podobnie jak u mnie. Może nie tak drastycznie, ale już się zaczęło. Mieszkamy w różnych podobnych do siebie wielkościowo miastach. No i teraz siedzimy razem w necie albo przy komórkach, pocieszamy się i czekamy Bóg wie, na co. Może na cud. Dzisiejszy dzień jest dla niej nie do zniesienia. Płacze i nerwy blisko załamania. Nie mówi, jaka jest główna przyczyna. Nie potrafi się otworzyć. Pomagam i pocieszam jak mogę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chciałem napisać trochę o przebiegu naszego kontaktu tak, jak to obiecałem. Trochę późno to zrobiłem, lecz sprawy samego kontaktu przeważyły. Nadrabiam jednak opóźnienie. Nie jestem rekinem Internetu. Ślimaczek to dopiero mój drugi dłuższy intensywny kontakt, ale kontakt, który odmienił moje całe życie. Jednak po kolei. Mój pierwszy w życiu kontakt miał w pseudonimie literkę P. Wybrałem ją na chybił trafił z aktywnych w sieci i okazało się z miejsca coś bardzo mało prawdopodobnego: Trafiłem na kobietę, którą jej mąż, aktualnie zdradzał z moją córką. Jak widać strzał niesamowity i nie każda z was może w to uwierzyć. Potem, kiedy już się znajomość rozsypała, dość szybko, po 2 miesiącach, szukałem kogoś innego. Nie na siłę i nie nachalnie. Nic mi nie pasowało, zresztą tych prób było zaledwie kilka. W końcu, kiedy już byłem ostatecznie załamany i zdecydowany ze sobą skończyć, wszedłem na czat, aby się wykrzyczeć zauważyłem osobę o pseudonimie z literką P. To zwróciło moja uwagę na jej wypowiedzi. Nie było ich dużo i to nie była ta poprzednia osoba. Jednak cos w tych wypowiedziach było takiego, że zaproponowałem jej rozmowę na prywatnym kanale, a potem już na normalnej komunikacji. Zgodziła się i tak to już trwa do dzisiaj - 6 i pół miesiąca, gorącego i szczerego kontaktu. Niesamowita ilość godzin w ciągu dnia. Od początku jednak widziałem w nim pewne elementy, niedające mi spokoju. Wszystko wyglądało trochę w jak we śnie., bo było i jest za dużo elementów mało prawdopodobnych. Owszem zawsze mogą się zdarzać przypadki, ale kiedy one zaczynają dominować, trzeba zacząć się zastanawiać. Ślimaczek ma dwoje dzieci, tamta tak samo, ich córki, maja takie same imiona, związane z ich pseudonimami. Ślimaczek boi się ujawniać, kryje się z kontaktem przed rodziną, co zrozumiałe, tamta tak samo. Jednak tamta kłamała, ślimaczek nie. Cała otoczka obu kontaktów jest z zewnątrz niemal identyczna: nagle, wylogowywania, ich powody były identyczne w obu wypadach identyczne, przerwy w kontaktach takiej samej maści, wszystko to zaczęło mi przerażeniem pokazywać i sugerować, że znowu mam pecha, że znowu wszystko się źle skończy, ale teraz już wiem: Ślimaczek nie kłamie i naprawdę ma takie trudności, natomiast wszystko poprzednie było sztucznym pożywieniem dla naiwnych. Nasze sytuacje rodzinne są niemal identyczne, ale jakby w zwierciadlanym odbiciu. Moje kłopoty są jej kłopotami, ten sam sposób zapoznania się życiowymi partnerami, identyczne gusta smakowe, ten sam styl pracy w kuchni, takie same oczekiwania od życia, stosunek do spraw religii, seksu, szczerość i prawdomówność. Takie same charaktery współmałżonków. Wszystko to spowodowało, że i ona i ja od samego początku mieliśmy wrażenie, że znamy się od bardzo, bardzo dawna. Czasami odnoszę wrażenie, że jesteśmy jedną i ta samą osobą w dwóch różnych ciałach. No i dziwne przypadki „awarii”. Awarii komputerów ich zwisek w najmniej odpowiednich momentach. Np, Kiedy czasem w jakiejś dyskusji, lub małych sporach, nawet w żartach, ja piszą stwierdzenie w taki sposób, który można by odebrać jako kategoryczny, zawsze na 100% powysyłaniu wiadomości, zawiesza mi się komputer. Ona ma prawo to odebrać jako moje złośliwe wyłączenie się z sieci. Na szczęście już wiemy o tym oboje, a ja staram się tak pisać, „aby komputer się nie zawieszał ”. Niedochodzące do nas nawzajem, ważne w kontekście wiadomości, burzące obraz rozmów i kierujące ją na niebezpieczne tory, dziwne awarie komputerów sugerujące jakąś złośliwość drugiej strony i prowadzące wprost do zerwania kontaktu, wszystko to sugeruje jakąś kontrolę losu nad naszymi poczynaniami, jakiś test, jak się zachowamy oboje w tej sytuacji. Awarie sieci komórkowej, co prawda rzadkie, ale wprost nieprawdopodobne – ostatnio wymieniałem SMS z kimś innym, mimo tego, iż numer, na który je wysyłałem był na pewno jej i niego przychodziły odpowiedzi. Dopiero po desperacki zadzwonieniu wprost, okazało się, że to był ktoś inny, jakiś pijany facet, a sieć robiła przekłamania. NIEMOŻLIWE, ale jednak prawdziwe. Sprawdzałem dokładnie u operatora. Jakoś szczęśliwe przebrnęliśmy przez wszystko, przez wszystkie trudności, mimo iż wyglądało niekiedy, że to koniec. No i teraz. Ostatnio dzieją się rzeczy niewytłumaczalne w żaden sposób. Nie umawiamy się dokładnie, co do wizyt w necie, bo główny ciężar kontaktów przejął telefon. Od jakiegoś miesiąca, ona się loguje do sieci. Mnie nie ma. Pisze do mnie wiadomości i potem wyłącza się. Ja jakimś cudem, cos musze czuć, bo też włączam komputer, ale zawsze w takim układzie, loguje się mniej więcej od 1 do 14 sekund potem, kiedy ona opuszcza sieć. Można powiedzieć – telepatia, ale mam spóźniony start. Coś w tym jest na pewno, więc już dla sprowadzenia, poprosiłem ją, aby poczekała około pół minuty po wysłaniu wiadomości. Efekt przeszedł moje oczekiwania. Czekała, nie pół, ale kilka minut, tylko mi, po uruchomieniu systemu nie odpalił internet. Musiałem od nowa uruchamiać kompa i kiedy już się zalogowałem, ona się wyłączyła. Spóźniłem się znowu kilkanaście sekund. Na drugi dzień, przewidywaliśmy oboje mnie więcej godzinę kontaktu. Zasygnalizowałem jej sms’em prawdopodobną godzinę. Załogowała się o czasie, jednak przy moim komputerze siedział syn. Wiedział, o której ma mi go przekazać i zawsze był punktualny, ale robił coś ważnego i spóźnił się kilka minut, akurat tyle żebym znowu zobaczył jej info, a moje opóźnienie wyniosło znowu kilka sekund. Można się wykończyć. Ktoś powie żeby czekała dłużej, ale nie zawsze jest to u niej możliwe. Ma też chętnych do korzystania z komputera. Kolejny dzień, dokładnie wczoraj położył nas na łopatki., a szczególnie mnie. Zakończyliśmy długą rozmowę telefoniczną (7 i pól godziny). Na kontakt internetowy nie było już raczej chęci, ale ja nie mając, co robić, włączyłem komputer około 40 minut po tej rozmowie. Od razu wskoczyła wiadomość od niej, ale jakaś dziwna, bez sensu. Nie w jej stylu - tylko jedna emotka z machająca rączką. Godzina nadania 18:01:06. Ja się zalogowałem o 18:01:15. Trochę zdziwiony wysłałem jej SMS’a, z informacją, że dalej mamy tego „pecha”. Ona się zaraz załogowała a „trybie awaryjnym” z informacją, że nie uruchamiała w ogóle komputera. Dosłownie przed chwilą była dzisiaj w sieci. Sprawdziła swoje archiwum. Nie ma żadnego wpisu z tej godziny, nie ma żadnego zapisu z popołudnia, bo rozmawialiśmy przecież prze telefon. Nie mogła nic przeoczyć. Ja zapisy mam. Zarchiwizowałem je na wszelki wypadek. Cały czas, calutki czas, czułem odium jakiejś wyższej siły kontrolującej nasz kontakt i nim sterującej. Mówiłem jej to wielokrotnie, ale Ślimaczek nie bardzo jest przekonany do tych spraw, może trochę, dopuszcza ich istnienie, jednak nie może uwierzyć, że to dotknęło nas. Wczoraj po pewnym zasadniczym, kolejnym pozytywnym, przełomie w naszej znajomości, przyszło jakby potwierdzenie, że mam dobre odczucia. Że ta siła jest i czuwa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ja mam to gdzies
to co opisujesz juz przerabialem, wtedy myslalem, ze to jest to a jednak okazalo sie to zludzeniem, tez bylem szczesliwy, dlugo czekalem a tu prosze pojawilo sie z nienacka szybko niestety tak jak szybko sie pojawilo tak samo szybko odplynelo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ja przeżyłam to samo
i nadal przeżywam.Historia mojego życia jest inna tak jak i mojego kochanego niz barbisa,ale to nie oto chodzi. Jestem żoną i to szczesliwa u boku męzczyzny który przewartosciował moje życie,nadał mu sens.I wszystko przez ten czat:-)i nick,który sobie nadałam!I wiem Barbis,ze takie niesamowite miłosci są na swiecie!!!:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sorry, ale nie cały tekst wszedł na forum więc go teraz uzupełniam: akurat tyle żebym znowu zobaczył jej info, a moje opóźnienie wyniosło znowu kilka sekund. Można się wykończyć. Ktoś powie żeby czekała dłużej, ale nie zawsze jest to u niej możliwe. Ma też chętnych do korzystania z komputera. Kolejny dzień, dokładnie wczoraj położył nas na łopatki., a szczególnie mnie. Zakończyliśmy długą rozmowę telefoniczną (7 i pól godziny). Na kontakt internetowy nie było już raczej chęci, ale ja nie mając, co robić, włączyłem komputer około 40 minut po tej rozmowie. Od razu wskoczyła wiadomość od niej, ale jakaś dziwna, bez sensu. Nie w jej stylu - tylko jedna emotka z machająca rączką. Godzina nadania 18:01:06. Ja się zalogowałem o 18:01:15. Trochę zdziwiony wysłałem jej SMS’a, z informacją, że dalej mamy tego „pecha”. Ona się zaraz załogowała a „trybie awaryjnym” z informacją, że nie uruchamiała w ogóle komputera. Dosłownie przed chwilą była dzisiaj w sieci. Sprawdziła swoje archiwum. Nie ma żadnego wpisu z tej godziny, nie ma żadnego zapisu z popołudnia, bo rozmawialiśmy przecież prze telefon. Nie mogła nic przeoczyć. Ja zapisy mam. Zarchiwizowałem je na wszelki wypadek. Cały czas, calutki czas, czułem odium jakiejś wyższej siły kontrolującej nasz kontakt i nim sterującej. Mówiłem jej to wielokrotnie, ale Ślimaczek nie bardzo jest przekonany do tych spraw, może trochę, dopuszcza ich istnienie, jednak nie może uwierzyć, że to dotknęło nas. Wczoraj po pewnym zasadniczym, kolejnym pozytywnym, przełomie w naszej znajomości, przyszło jakby potwierdzenie, że mam dobre odczucia. Że ta siła jest i czuwa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Od ostatniego wpisu wiele się zmieniło. Nie mieszkam juz w swoim domu, wyprowadziłem się do inego miasta. Bliżej Ślimaczka. Już się spotkaliśmy. Jestem tutaj już od trzech tygodni. Nie wiem jak będzie dalej, co się bedzie działo, ale jestem dobrej myśli. Real był dla mnie rzeczywiście zaskoczeniem, jednak bardzo pozytywnym. Były różne obawy, czy to będzie na plus, czy na minus, jednak plus był duży. Nie myliłem się w swoich ocenach, a przyznam się, że może nie doceniałem Ślimaczka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Życzę powodzenia . Przeczytałam początkek wypowiedzi z czerwca i zastanawia mnie fakt jak mozna żyć z własną kopią. Nie chcę nikogo urażać zwłaszcza,że każdy patrzy przez pryzmat własnych doświadczeń. Życie we dwoje polega na różnicach, na tym,że jesteśmy inni, mamy różne zainteresowania, ale patrzymy w tym samym kierunku. Mimo wszystko życzę pozytywnych emocji i takiego rozwiązania, aby przyniosło korzysci Wam obojgu. Juz to kiedys gdzies pisałam i potwierdza się : lepiej , aby dwoje ludzi było szczęśliwych niż czworo nieszczęśliwych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anonim....
ja przezylam podobna historie, z tym ze mniej kompikacji i zjawisk paranormalnych w niej bylo :D to trwa do dzis i mam nadzieje ze potrwa dlugo, bo chyba odnalezlismy sie..przez przypadek, ja nie szukalam, on nie szukal, ot rozmowa dla jaj, przerodzila sie w rozmowe 15 godzinna na gg..i tak dzien w dzien o ile mielismy czas :D spotkalismy sie po dwoch tygodniach i wiedzielismy, ze to nie byl blad...:) zycze happy endu, zarowno Tobie jak i sobie ;) pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×