Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Bresch

Czy Wegetarianie mają w tym kraju życie??

Polecane posty

Gość Bresch

Czy to nie oburzające, dopiero co 15 jogurt, jest dla Wegetarian?? Dziś byłem W sklepie i zwykle kupuje Tylko "Bakome" lub "Zott" (Są bez żelatyny), ale dzisiaj sprawdzałem wszystkie jogutry i serki jakie mi się nawinęły... Aż mnie zatkało, nic innego nie było by dla mnie do zjedzenia... Żelatyna; http://archiwum.wiz.pl/1998/98052400.asp Dofatkowo chaciał bym się dowiedzieć dlaczego nie wyprodukowano jeszcze galatetki, z pektyną? Kiedyś ktoś koniecznie chciał mi dać do zjedzenia Galaretkę, osoba ta kupiła Galaretkę na której Wielkim drukiem było napisane Bez składników Wieprzowych. Wziąłem opakowanie, i na odwrocie było napisane, " skład żelatyna wołowa " ;p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość upupupupupupupuup
no coz musisz sie pogodzic z tym ze polsak jeszcze nie przystosowala sie bardzo do wegetarian daltego musisz sie troche pomeczyc zanim znajdziesz odpowiednie dla siebie produkty;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bresch
Męcze się już od półtora roku... Takie trudne to to życie nie jest, raczej zabawne... Ludzie mnie odbierają za trochę nie tego... ; " Bo jak mozna tak żyć" Damy rade... Weganinem jeszcze się nie stałem, bo nie mam możliwości... Mam 15 lat...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
co ty mowisz nie wszytskie jhogurty sa dla meisozercow tez sprawdzam skladniki i nop taka jogobella z ziarenkami muesli hm ? nie jest zle, miesa nie jem rok prawie zwierzatek- bo ktos sie czepi ;p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bresch
No wiem Zott - Jogobella i Bakoma nie mają składników zwierzęcych... Ale reszta... Pomyślcie zawsze wszysty mówili ze jogurty to takie zdrowe, ale czy to nie obrzydliwe, że je się owoce w jogurcie, a w tym wszystkim chrząstki i kostki krów... Tak samo kiełbasa, przecież w tym są wszystkie resztki: żołądki, ogon, uszy i wszystko czego nikt normalny by nie tknął, a jednak to wszystko jest zmielone... w parówkach tego jest mniej, bo jest "napompowana" powietrzem i wodą, żeby dzieci o słabszych organizmach się nie pochorowały... Smacznego...:P:P:P:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bresch
Przecież placki z cukini smakują 100 razy lepiej niż ta zarżnięta krowa na zdjęciu wyżej ... Pomyślćie co by było gdyby w restauracjach podawali mięso na podkładkach z takimi zdjęciami... Zjedi byście taki obiad??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Z tym nabiałem to przesadzasz. Campina robi bez żelatyny, Piatnica, także serki Piatnicy są bez żelatyny. A tak w ogóle to właśnie z serkami jest większy problem. A i jeszcze Sokółka o ile pamietam robi bez zelatyny :) A tak w ogóle to uwielbiam świeżo upieczonych wege toczących wojne z całym światem :P, no inna sprawa że był kiedys człowiek młody, no był :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bresch mylisz się
żołądki odpowiednio przygotowane są bardzo pyszne, mówię tu o żołądkach drobiowych-pycha. Moja koleżanka jadła kiedys ucho wołowe w czekoladzie, podobno też dobre-choć ja bym nie tknęła, więc nie pisz,że nikt tego nawet nie tknie. A jedzą- w kiełbasach, i im smakuje. Co nie trujące jest jadalne. A co do twojego wegetarianizmu, oki bądź wegetarianką, to jest Twój wybór, tylko tak nie naskakuj na ludzi by się zmieniali. Po pierwsze trzeba ją bardzo dobrze znać i wiedzieć jak się żywi. Poza tym już ktoś napisał, ona nie jest dla każdego.Niekoniecznie nie dla robotnika. Ja studiuję, więc to nie jest praca fizyczna, bardzo wymagająca, ale u mnie wegtarianizm skończyłby się poważną anemią. Nie mogę zastosować rzadnych zamienników warzywnych, mogę nimi jedynie uzupełniać swoją dietę.Tak samo dieta ta nie powinna być stosowana przez dzieci. Nie mówię tu o twoim wieku, taki jest twoj wybór, dobrze się czujesz robisz to mądrze i stosuj dalej. Ale dziecko rośnie i właśnie potrzebuje białek zwierzęcych i nawet tych chrząstek aby jego chrząstki mogły się dobrze rozwijać. Nie wszystkie składniki roślinne zastąpią mu zwierzęca. Wiele ludzi , szczególnie wegetarian może się ze mną sprzeczać. Ale ja kończę jeden z kierunków medycznych i na pewno juz co nie co wiem. nie chwalę się swoją wiedza, bo jeszce wiele nie umiem, i to bardzo duzo, jednak na ten temat mam zdanie ukształtowane. Choć nie twierdze,że w 100% prawidłowe. Bo tylu ile jest lekarzy na tym świecie, tyle jest zdań na ten temat. Ale nie mam nic przeciwko jeśli ktoś stosuje tą dietę i się dobrze czuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bresch
Heh trochę mnie rozbawiłaś... Takie zarcie jest dla mnie obrzyudliwe... Niewiem gdzie się uczyłaś moralności, ale dla mnie to opuściłaś kilka najważnejszych lekcji... Do pracy fizycznej nie jest potrzebne mięso moji 2 wójkowie pracują na budowie i nie jedzą mięsa i żyją... i tak jak ja nie liczą sobie minerałów, Wystarczy jeść różnorodnie i aż sie naje... Ja trenuję dużo dosć wymagających sportów i daję sobię bez problemu radę... Dzięki za Obrazę... ludzie mogą pisać o tym co chcą a ja nie prawda?? Super............

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no ja żyję
od prawie 12 lat, więc chyba da się ale nie myślcie, że zbawicie świat, nie chcecie na pewno, żeby Wam ktoś zaglądał do talerza i komentował, więc nie róbcie tego komuś

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Krótko i na temat! ciężki mamy żywot, ale idzie powoli ku dobremu!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bresch
Wreście jedna osoba rozumiejąca mnie... Właśnie od Dziś przestawiam Się na Weganizm...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ze niby kto
cie rozumie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bresch
EKSPLOATACJA ZWIERZĄT Wiele ludzi jest przekonanych o niezbędności wykorzystywania natury, są przekonani o konieczności istnienia farm krowich i kurzych "produkujących" mleka i jaja. Przekonanie takie jest jednak oparte na niewiedzy i nieznajomości faktów, a często niestety na zwykłej głupocie i ignorancji. Kury hodowane dla jaj są chyba najgorzej traktowanymi zwierzętami na farmach. Całe swe życie spędzają w klatkach tak małych, że nie mogą nawet rozłozyć skrzydeł. Dna klatek, często pochyłe, są zrobione z drutu, który tnie im stopy. Wiele kur umiera tylko z powodu złych warunków. By zapobiec zmniejszeniu nośności, co jest efektem ciągłego stresu i przemocy (wyobraź sobie całe życie w windzie z piecioma osobami...), producenci przypalają gruczoły kur rozgrzanym metalem, kurom obcina się dzioby, aby nie dokonywały samookaleczeń i przez kraty nie walczyły z innymi. Same te praktyki zabijają tysiące zanim osiągną one dojrzałość. Pokarm dla kur jest ciągle uzupełniany lekami (około połowa wszystkich antybiotyków jest używana w tego typu celach) by zapobiegać szerzeniu się chorób z jednej strony i żeby zwiększyć nośność z drugiej. Żyjąca w warunkach naturalnych kura znosi 30-40 jaj rocznie, a na farmie do 250-300 na rok. Jednak leki nie utrzymują kur w zdrowiu. Około 80% farm kurzych jest zainfekowanych przez leukozje (rodzaj nowotworu) i salmonellę, o czym mówią rapoty rządowe w USA; w Polsce zapewne nie jest lepiej. Krowy mleczne są ofiarami zmniejszania kosztów produkcji za wszelką cenę. Większość tych krów jest żywiona minimalnymi ilościami karmy, za to z dodatkiem chemikalii pobudzających laktację. Szybko są one izolowane od młodych, które albo prawie natychmiast (w wieku 16 tygodni) idą do rzeźni, aby trafi na stoły jako cielęcina, albo do młodości są przygotowywane do produkcji mleka. Jednak po wyjątkowo aktywnej laktacji, która trwa około 5 lat, krowa jako już niewydajna trafia do rzeźni. W Polsce tak co roku ginie 1 mln. cieląt i 3 mln. dorosłych krów. Tekst ze strony http://www.republika.pl/weganizm/weganizm.htm

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bresch
Wejdzcie na tę strone i poczytajcie do tego fotki z " focusa" i się czepiajcie... Żygać mi się chcę jak widzę galaretkę....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość weganizm to juz calkowita
skrajność...... nie na nasze realia i chociazby klimat

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość SN
Sądzisz Bresch że wegetarianizm załatwi sprawę ? Że gdy ludzie przestaną jeść mięso, to zwierzęta nie będą zabijane? Chodowcy bydła, drobiu itd. mają przestawić się na uprawę kiełków? Zrujnowałbyś niemal cały sektor rolny mój drogi. Przy okazji. W jakich butach chodzisz? Drewniakach czy ze skaii? Twój pasek od spodni, od zegarka jest z tworzywa? A tornister, kurtka zimowa? Jeśli wolisz plastik, proszę bardzo. Ale pamiętaj, że rozkłada się on dłużej niż produkty organiczne, więc zalejesz świat górą plastikowych śmieci. A oto Ci chyba nie chodzi, prawda?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bresch mylisz się
SN dobry argument!! A Bresch ja ciebie nie obrażam, powiedziałam swoje zdanie tak samo jak i ty. I też mam do tego prawo. Umiesz czytać ze zrozumieniem? Napisałam wyraźnie że akceptuję TWOJ wybór, i nie chce na niego wpływać. Ale pozostawiaj ludziom wolną wolę i dawaj im wybierać. Nie krytykuj diety niewegańskiej , a wtedy nieweganie nie bedą krytykować ciebie. Jedz co ci się podoba. Nie jestem zwolenniczką ferm. A nawet przeciwniczka. Wychowałam się na wsi, gdzie hodowla zwierząt ograniczona była praktycznie do potrzeb własnych, a okresami zdarzało się że i na handel, ale były to warunki na prawde dobre, po prostu kilka zwierząt na dużej przestrzeni, miały czystość, odżywiane własną paszą bez jakich kolwiek dodatków. Co do moralności- nie brakuje mi jej. Zastanów się ile dzieci i ludzi dorosłych marzy aby zjeść cokolwiek, i nie wybrzydzać czy to mięso czy to nie, nie zastanowiłeś sie? A może tobie brak wrażliwości na ludzkie cierpienie bo wszystkie przelałeś na zwierzęta?? nie rusza Ciebie biedak który grzebie w śmietniku, w poszukiwaniu kawałka bułki, resztek jedzenia? ja mam taki widok piękny z okna na kontener, jak się obudzę i wyjże przez okno to widzę takiego pana co przeszukuje te śmieci aby cokolwiek zjeść. A ile ludzi jest biednych, za biednych żeby wybrzydzać co by tu zjeść. Dieta wegańska jest droga- trzeba skrzetnie wybierać co nie zawiera domieszki tłuszczy zwierzęcych, jak np.te twoje jogurty bez dodatku żelatyny. A ktoś kogo nie stać kupi najtańszą wędlinę, i jakoś zaspokoi swoj głód coś tam jednak z tych wartości ktorych praktycznie nie ma trafi do niego i jakoś przeżyje, A warzywa, głownie nie sezonowe są drogie. A zeby ditea wegańska była dobra musi być odpowiednio zbilansowana, musi dostarczać wszystkiego. Więc nie sądze by ktos mógł jeść same marchewki albo ziemniaki. Spójrz na te biedne dzieci z trzeciego świata jak wyglądają żywiąc się głównie ryżem. Zastanów się co znaczy tak na prawdę moralnośc. MOżna być nieweganem i być moralnym. Jest wiele argumentów za i przeciw. Więc jeżeli ci z tym dobrze to tak sobie żyj. Mam ciotkę wegetarianke od niedlugiego czasu. przeszla na tą dietę ze względu na zdrowie- RZS. Twierdzi że lepiej się po tym czuje, pomaga jej przetrwać i oki. jest dorosła, nawet nie przyszło mi do głowy by z nią polemizować. Ale ty nie zachowuj się jak świadek Jechowy nawiedzający domy innych i za wszelką cenę probujący zdobyć ludzi by przeszli na twoją stronę. Oni sami do Ciebie przyjdą jeżeli będą mieli taką potrzebę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bresch mylisz się
a co do bojkotu ferm różnego rodzaju- przyłączam się do Ciebie. Nie kupuję mięsa i wędlin w sklepie, wszystko jest to produkcja własna. Nie kupuje jajek, bo kilka kurek spacerujących po gospodarstwie moich rodziców znosi je dla mniei mojej rodziny, a jak akurat nie znoszą, to po prostu ich nie jem, potrafię bez nich wytrzymać. Ja raczej obrałam inny sposób na zdrowe odżywianie- tzw. dieta bez E. nie wykluczam mięsa, ale jem to co najmniej przetworzone. Ale całkowicie np.eliminuję margarynę, za którą pewnie ty się wstawiłbyś. Warzywa- te praktycznie nie pryskane( na co ty pewnie w sklepie nie zwracasz uwagi), tak samo owoce. Nie kupuje ich w sklepie i na straganie(chyba ze juz musze), Ale robię to, gdyż mam do tego dostęp, a większość ludzi takiej możliwości jak ja nie ma. I nie neguję ich za to.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bresch mylisz się
a jeszcze pozwolę sobie zadać jedno pytanie. Czy tak samo zacięcie walczysz o prawo do życia człowieka, jesteś przeciwko aborcji i eutanazji?? bo jeżeli nie, to chyba z Twoją moralnością jest coś nie tak.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bresch
Ja mam 15 lat i nie zajmuję sie tym co mnie nie obchodzi, ludzi szanuje... Ale wy wszysty uwarzacie, że ja jestem pojebany...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bresch mylisz się
nie uważam cię za pojebanego, napisałam ze szanuje twoje zdanie i twoją decyzje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chyba oczekujesz, ze ktos zacznie sie z Toba klocic :). Kazdy swoje zycie przezywa jak chce i to jest jego sprawa.... Nikt nie powiedzial ze jestes po...bany chyba, ze juz czytac nie umiem. Mialam kiedys taki etap, ze nie chcialam jesc miesa m.in. po przeczytaniu biografii Brigite Bardot w wieku nastu lat, ale szybko mi przeszlo bo po prostu moj organizm krzyczy o mieso, moge go na przyklad nie jesc 3 tygodnie, jem sobie jakies tam inne rzeczy i nie jem go nie dla tego, ze tak postanawiam, ja po prsotu nie mam potrzeby. Ale jak mnie przycisnie to zwariuje jak nie zjem kawalka miecha, tak samo mam z wszystkim innym - slucham swojego organizmu i daje mu to o co krzyczy - innymi slowy jesli mam \"smaka\" na cos to dopoki nie zjem tego czegos to bedzie mnie to meczyc :). To chyba troche jak kobieta w ciazy ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bresch
Tak będe się kłucił z tymi co uwarzają, że źle robię... Człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, jak pewne sytuacje, wydarzenia mogą wpłynąć na dalsze spojrzenie na świat. Dwa lata temu pracowałem w rzeźni. Był to duży zakład uboju zwierząt. Wiem dokładnie wszystko - jak cały proces uboju i przetwórstwa mięsa przebiega: od transportu do miejsca przeznaczenia. W telewizji pokazuje się zwierzęta z farm jako te, które są przeznaczone na ubój, a później przedstawia się gotowe wyroby. Nikt jednak nie mówi jak to wszystko przebiega krok po kroku. Jedynym programem jaki widziałem w telewizji był reportaż o koniach transportowanych na rzeź. To stanowczo za mało. Postaram się przedstawić te procesy w najmniejszych szczegółach, bo to doświadczenie było dla mnie naprawdę szokiem. Nigdy nie zapomnę tych widoków, a wszystko to, co tu opiszę, widziałem na własne oczy... Transport Duże samochody ciężarowe są podzielone na dwa piętra. Na każdym z nich można pomieścić ok. 30 świń. Przemierzają one kilkaset kilometrów bez jedzenia i picia. Można wyjść z założenia, że po co karmić skoro za kilka godzin i tak pójdą na mięso. Na taki samochód wkłada się ok. 100 świń, czyli prawie 2 razy więcej niż przewiduje norma. Zwierzęta chodzą po sobie raniąc się nawzajem. Z bydłem jest podobnie. Norma - 6 sztuk, a ładunek faktyczny - 8 (do 9). Podczas jazdy niejedno zwierzę złamie sobie nogę bądź się przewróci. W tym momencie nie ma możliwości wstać. Dopiero przy rozładunku, jeżeli w ogóle wstanie. No i jeszcze jedno. Z pobliskich wiosek przywóz wygląda następująco: np. krowy są przywiązywane do ciągnika i z dużą prędkością ciągnięte do "poczekalni". Proszę sobie wyobrazić zwierzę, które waży ok. 600 kg, biegnące za ciągnikiem. Może to się wydać śmieszne, jednak takowe nie jest. Jakiekolwiek zwolnienie powoduje zaciskanie się pętli wokół karku. Zwierzę z braku powietrza niejeden raz się przewróci. Wtedy jest zmuszane do wstania, czyli jest bite ciężkimi prętami stalowymi i kopane - nie oszczędzając głowy. Takie zwierzę jest w szoku. Nie ma możliwości się oswobodzić - zdane jest na "łaskę" człowieka. Z połamanymi kośćmi w końcu kończy morderczy bieg. Podobnie sprawa wygląda z rozładunkiem z samochodów. Nie ma żadnych podestów, po których zwierzęta mogłyby zejść - szkoda czasu. "Skok" z wysokości 1,5 metra często kończy się ciężkimi obrażeniami. Krowa - zmuszana prętami i liną - pierwszy ruch kopyta robi w powietrze. Później "nie ma problemu", bo zadziała siła grawitacji. Łamie się w połowie na burcie samochodu i z całym impetem uderza o betonowe podłoże. Chrzęst łamanej szczęki jest bardzo często słyszany. Następnie, gdy wstanie, linami zaciągane jest do budynku. "Czasami" jednak nie wstanie. Świnie zaś "fruwają", bo tak to się nazywa w żargonie oprawców, z wysokości ok. 3 do 3,5 metra. Jeżeli nie przeżyją tego upadku - może to i lepiej. Jeśli jednak "mają szczęście" - kwestia czasu... Przy tym zakładzie zaraz obok jest dom prywatny. Mieszka w nim właściciel ubojni. Ma żonę i małe dzieci. Pewnego pięknego, ciepłego dnia przyjechał TIR ze świniami. Budynek mieszkalny jest tak usytuowany, że z balkonu widać rozładunek. Stała tam matka ze swoją córeczką i mówiła: "widzisz to są świnki". A córeczka (podejrzewam, że chyba 5-6 lat) machała z radości rękami. Myślę, że to dziecko nigdy nie będzie kochało swojego zwierzaka. Pies czy kot będzie dla niego rzeczą, którą będzie można w każdej chwili uśmiercić. Plac zabaw. Mała piaskownica, foremki do piasku... i dwa metry dalej kopyta bydlęce wywleczone z rzeźni przez Bolka, bo tak miał na imię duży bernardyn, pies właściciela. On też się przydawał do pracy. Wiadomo, że krowy czy świnie śmiertelnie boją się psów. Podpuszczany przez rzeźników gryzł zwierzęta po kopytach, a one wyły z bólu, pracownicy zaś mieli dużo zabawy. Oczekiwanie na śmierć Zwierzęta w tzw. "poczekalni" stoją dobę po to, aby się wypróżniły. Często nie jedzą nawet kilka dni. "Ekonomiczna sprawa", bo wtedy jest mniej roboty. Nie trzeba będzie czyścić wnętrzności z resztek jedzenia. Całą noc słychać je, jak dopominają się o jedzenie. Niektóre z nich padają z wycieńczenia. Inne coś wtedy skonsumują, ogryzają ciało współtowarzysza raniąc je niemiłosiernie. Tu też miałem przykre doświadczenie. Przyjechał dobry znajomy właściciela z dwoma krowami na "żuku". Podstawił samochód pod drzwi. Gdy je otworzył, dwa byki, które już tam czekały całą noc, przedarły się obok samochodu i wybiegły na zewnątrz. Zaczął biec za nimi. Zawołał mnie żebym mu pomógł. Gdyby wybiegły na główną ulicę byłoby ryzyko, że mogą zostać potrącone przez samochód. Udało mu się jednak zablokować drogę. Krzyczał i wymachiwał powrozem. Jeden z byków zawrócił. Drugi jednak za wszelką cenę chciał się wydostać. Nadeszły posiłki. Jeden pracownik podbiegł i z całej siły uderzył byka prętem w zad. Ten zaryczał w niebogłosy. Już im było łatwiej. Mieli nad nim przewagę, jednak chodzili wokół niego ostrożnie. To był młody silny byczek. Jeden z pracowników krzyknął do mnie żebym otworzył boczne drzwi by zapobiec kolejnej "dezercji" innych zwierząt. Zrobiłem to, co mi powiedzieli abym zrobił. Byłem w szoku. Nie wiedziałem jak się obchodzić z tak dużymi zwierzakami. Stałem jak wryty. Widziałem w oczach tych zwierząt to, że chciały żebym im pomógł. Nic nie mogłem zrobić. Krzyknąłem i zacząłem wymachiwać kijem przed ich głowami. Bały się, że uderzę je w końcu. Tak strasznie mrugały oczami. Wtedy zobaczyłem, że jednemu z nich polały się łzy. Nie wiem do dziś, czy to naprawdę były łzy, ale tak to wyglądało. "To była nasza jedyna okazja żeby stąd uciec... Nie udało się. Może innym razem". Nie było już następnego podejścia. Poszły pod nóż. Kolejna zapamiętana scena to prowadzenie do uboju dwóch młodych cielaków. Dziwne, ale kompletnie nie stawiały oporu. Mało życia znały. "Tylko z opowieści". Dwóch rzeźników prowadziło je przywiązane powrozami. Wydawało się, że biegną jak na "palcach" - dumne, ufne tym, którzy je prowadzą. Jeszcze kilka kroków. Już są na miejscu. Kilka minut później głośny ryk i... cisza. Po wszystkim. Jeden z oprawców po wyjściu z budynku miał na sobie gumowy, żółty fartuch, cały zalany krwią. Wszystko było jasne. "Koniec" cierpienia Można to jednak nazwać początkiem męki tych bezbronnych zwierząt. Bydło jest wprowadzane między dwie stalowe barierki. W tym momencie nie ma już odwrotu. Niektóre z nich - świadome swego losu - nie chcą wejść do korytarza. Wtedy są "dopingowane" krzykiem, prętem i oczywiście prądem. Człowiek o dużej wrażliwości na pewno nie chciałby zobaczyć jak zwierzę reaguje na 220V. Wyje z bólu, rzuca się, ale nie ma mocnych - "trzeba iść dalej, może już przestaną mnie męczyć". Zapach krwi też daje swój niepowtarzalny efekt. I niech mi nikt nie mówi, że zwierzę nie jest świadome tego, co go czeka. Widok wiszących już na hakach współtowarzyszy "spokojnie" się wykrwawiających mówi sam za siebie. Zwierzę widzi to i pewnie myśli: "na pewno zrobią to samo i ze mną - tylko dlaczego"? Nie muszą dużo iść. Widzą, że korytarz się kończy. Co dalej? Poganiane i bite zwierzę trafia do "głównego stanowiska". Tam już czeka na nie jeden gość, który nie ma żadnych skrupułów (w tej pracy skrupuły??? - dobre pytanie). Przystawia do ciała tzw. nożyce i uruchamia agregat prądotwórczy za pomocą guzika umieszczonego w rączce. Zwierzę głową uderza w nie kilka razy odpychając je od siebie. Wie, czym to grozi. Ma przecież obok siebie już wiele ciał: "To pewnie z tego powodu". Niewiele trzeba - tylko dwa "strzały". Broni się jak może, ale ten ból jest za silny. Silniejsze sztuki mają większą "dawkę". Podczas porażania prądem wydają z siebie dziwne dźwięki. Nic więcej już nie "powie". Nie oznacza to, że to już jest koniec. Przy pierwszym pociągnięciu nożem wraca świadomość. Jednak ostrze noża trafia na główną aortę: tryska krew. Spływa ona do kanałów, gdzie są umieszczone zbiorniki na tę życiodajną ciecz. Bezgłowe zwierzę próbuje wstać - i nieraz się to mu udaje - jeszcze przez kilka minut. Kolejny pracownik podchodzi ostrożnie z długim toporem do szamoczącego się zwierzęcia i łamie mu kopyta - to już jest koniec. W tym momencie w ruch idzie suwnica, która wyciąga zwierzę za tylne kopyta - za pomocą łańcuchów - w górę. Reszty dokonuje specjalista od "patroszenia". Rozcina skórę. Leje się tłuszcz, woda i krew bardzo dobrze zaopatrzona w adrenalinę. W przypadku krów przecina wymiona i z nich wylewa się mleko. Kolejny etap to "czyszczenie". Wszystkie wnętrzności są segregowane w specjalnych pojemnikach. Każda część ciała ma swoje miejsce. Drugi sposób bestialskiego traktowania. Z chwilą, gdy zwierzę porażone prądem leży na ziemi, zaciąga się je za pomocą łańcuchów i unosi pod sufit. Przy tym ryczy i niemiłosiernie się szamocze. Nikt tu nie ma litości. Wyciągarka bez problemu radzi sobie z półtonowym cielskiem. Gdy wisi już pół metra nad skrwawioną posadzką, rzeźnik podrzyna umiejętnie gardło, robiąc to w ten sposób, aby przeciąć główną żyłę doprowadzającą krew do całego ciała. Zwierzę jest świadome tego, iż czeka go śmierć. Kilka minut, sącząca się krew i... po wszystkim. Czasami jednak szkoda prądu. Kilkanaście uderzeń toporem w głowę i daje to podobny efekt. Miażdży czaszkę. Przy "rozbieraniu" daje się zauważyć to, że serce jeszcze się porusza próbując pompować resztki krwi. Bezskutecznie. Nóż wbity w dolną część serca opróżnia je całkowicie. Płuca jeszcze chwilę będą próbowały oddychać. Ale po co... Przecież to już koniec. "Next please!!!" - krzyczy jeden człowiek. Do akcji wkraczają "rozbieracze". To oni są odpowiedzialni za to, żeby żaden kawałek mięsa nie zmarnował się. Wykrawają mięso między żebrami, usuwają je z kości. Do tego są im potrzebne dwa narzędzia pracy. Stalowa rękawica, która chroni przed nożem, a w drugiej ręce super ostry nóż. Po kilku chwilach wyjeżdżają same szkielety. Temu wszystkiemu towarzyszy smród nie do wytrzymania. Rzeźnicy piją piwo z byczą krwią. Podobno nie czuć wtedy zapachów, jakie się unoszą w zakładzie. Kiedyś zakład zatrudnił praktykantów ze szkół zawodowych. Mieli oni sprzątać po ubojach i przygotowywać pomieszczenia do samego uboju. W takich zakładach wiecznie są szczury, które wchodzą do przewodów, maszyn do obróbki mięsa. Jest tak przyjęte, że zanim uruchomi się maszyny, trzeba najpierw narobić dużo hałasu, żeby gryzonie uciekły. Raz było inaczej. Praktykanci nie zrobili tego i z chwilą, gdy maszyny poszły w ruch, dało się usłyszeć niejeden kwik zgniatanych szczurów. NO PROBLEM - to też jest w końcu mięso - skomentował jeden z rzeźników. Pewnego popołudnia przyjechał facet z krową na żuku. Zwierzęciu wyraźnie coś dolegało, ponieważ nie stało lecz leżało na samochodzie. Do rogów miała przywiązany gruby łańcuch. Kierowca zaczął próbować krowę ściągnąć z żuka. Jednak wyjątkowo nie chciała z niego zejść. Wziął ją na inny sposób. Zaczął bić zwierzaka tym stalowym łańcuchem po głowie. Porykiwała i w końcu - zmuszana ciągłymi, bolesnymi ciosami - wstała: skoczyła z wysokości 1 metra i już była na ziemi. To była bardzo duża sztuka. Nie weszła o własnych siłach do rzeźni. Jeden z pracowników uruchomił suwnicę po to, żeby wydłużyć łańcuch. Jedna chwila i już kopyta skrępowane. Byłem pewny, że krowa nie przeżyła tego upadku. Leżała na betonowych płytach bez ruchu. Suwnica ruszyła. Duże cielsko miało do "przebycia" ok. 6-8 metrów, wleczone najpierw po betonie a później po tłustej, skrwawionej posadzce. Białe łaty na tej krowie zabarwiły się na czerwono. Pas podłogi wyczyszczony skórą zwierzęcia błyszczał w świetle reflektorów. Nie na długo, bo za chwilę zalał się krwią. "No i w górę" - krzyknął rzeźnik. Łańcuch nawijany na bęben suwnicy był coraz krótszy. Zwierzę już wisi. W pewnej chwili kopyta wyswobodziły się z niego i krowa uderzyła o ziemię. Myliłem się. Nadal żyła. Po tym upadku głośno zaryczała. Chyba coś sobie złamała. Zgadza się. To był kręgosłup. Widziałem część wystających kości. Podejście drugie. Tym razem już nie będzie "niespodzianek". Stałem obok tego wszystkiego 10, może 12 metrów. Gdy patrzyłem na nią, a ona na mnie myślałem, że stracę przytomność. Coś mi nie pasowało. Gabaryty tej krowy były nadzwyczaj pokaźne. Znowu wisi pod sufitem. Oprawca stanął na specjalnym podeście i zaczął przecinać skórę. Nie mogłem w to uwierzyć. Ta krowa była cielna. Można powiedzieć, że to było "cesarskie cięcie". Cielak wyłonił się z brzucha i z całą siłą uderzył o ziemię. Jeszcze się ruszał. Cały mokry od wód płodowych próbował wstać. Rzeźnik kopnął go i ten się przewrócił. Wzięli go, jeden za kopytka drugi za głowę i wrzucili do metalowego pojemnika. Jeszcze chwilę słyszałem stuk kopyt o jego ściany. Chciał się wydostać stamtąd lecz nie miał żadnych szans. Po kilkunastu minutach cielę zdechło zbryzgane krwią własnej matki. Takie młode mięso też się przyda. "Mamo gdzie jesteś? co się dzieje? co ja im zrobiłem, że mnie tak traktują?" - może cielak zadawał sobie takie pytania. Nigdy już nie zasmakuje matczynego mleka i słodkiej soczystej trawy. Bardzo starannym ruchem noża wymię zostało podzielone, żeby całe mleko się wylało. Jeszcze tydzień i młody byczek jadłby z nich - jak każde inne dziecko. Później dowiedziałem się, że ta krowa miała poważną infekcję i nie mogła się ocielić. Więc została przeznaczona na ubój. Po wszystkim Ludzie pracujący w takich zakładach często nie mają wykształcenia. Zaledwie kilka klas podstawówki. Znieczulica na cierpienie - to u nich normalne. Kiedyś nawet udało mi się jeść z nimi obiad. Ciekawa sytuacja. Kiedyś był program w telewizji pt. "Kawaleria powietrzna". No i w pewnym momencie jeden z nich powiedział tak:, "ale oni tam przeklinają!!!!". Stwierdziłem, że nie jest on do końca świadomy tego, co robi. Ponad 100 świń dziennie nie ucieka spod jego noża, kilkanaście sztuk bydła bestialsko mordowane. A on mówi, że w "Kawalerii" przeklinają. Następny dzień rano. Przyjeżdżają prywatni właściciele po swoje poćwiartowane zwierzaki. Jedna kobieta przyjechała z dziećmi. Chciała kupić półtuszę wieprzową. Mirek (tak miał brat właściciela na imię) przyniósł jej połówkę świni przeciętą symetrycznie wzdłuż kręgosłupa. Nie słyszałem rozmowy, ale w pewnym momencie Mirek oddalił się. Po kilku chwilach wrócił. Trzymał w ręce litrowy słoik wypełniony krwią. Trzeba będzie zrobić pyszną kiszkę. Brało mnie na wymioty. Od momentu, kiedy tam zacząłem pracę, nie mogłem wytrzymać odoru. Czasami to nawet modliłem się, żeby wiatr zawiał świeżym powietrzem. Cały czas mam przed oczami te widoki. Zrezygnowałem z jedzenia mięsa. Wiem, z czego jest mięso mielone, z czego bardzo smaczne parówki. Nie życzę nikomu takich doświadczeń, jakich ja tam doznałem. Nie opisałem wszystkiego dokładnie. Starałem się jednak przedstawić rzeczywisty obraz tego procederu. W każdej z tych scen uczestniczyłem jako obserwator. Długo nie mogłem dojść do siebie, ale jakoś się oswoiłem z tą rzeczywistością. Podczas miesięcznej pracy nie dotknąłem jednego kawałka mięsa. Nie byłem tam jako ten, który ma kontakt ze zwierzętami. Skończyłem Technikum Budowlane i budowaliśmy tam nową chłodnię. Teraz żałuję, że nic nie zrobiłem dla tych zwierząt. Podobno taki ich los, ale ja w to nie mogę do końca uwierzyć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bresch
To jest opowiadanie, człowieka który kiedyś pracował w rzeżni...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość SN
Bzdury !!! Widać wyraźnie,że ten kto to pisał nigdy nie pracował w rzeźni. Dlaczego? Wyjaśniam. W miejscu uderzenia, po zbiciu np. świni jej mięso jest przekrwione. Żaden weterynarz (a każda masarnia ma obowiązek takiego zatrudniać) nie dopuści takiego mięsa do dalszego przerobu. Oznacza to więc straty dla rzeźni, dlatego do poganiania bydła stosuje się pałki elektryczne. To samo jest z ubojem. Użycie siekiery (w zasadzie obucha) do zabijania bydła w profesjonalnej rzeźni należy włożyć między bajki. Stosuje się inne, profesjonalne i niezawodne metody.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×