Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zenek oportunista

duża częśc nauczycieli to totalne gamoki.....

Polecane posty

Gość Poniedziałek 2 sierpnia 2004r
Ewelina N., 24-letnia kurator z sądu w Dąbrowie Górniczej pijana włamała się do kiosku "Ruchu". Kobieta przebywała na urlopie u rodziny w Hrubieszowie na Lubelszczyźnie. Wraz z czterema nastolatkami Ewelina N. w sobotnią noc wybiła szybę do kiosku a następnie kradła wszystkie przedmioty znajdujące się w zasięgu jej ręki. Łupem kobiety, która w Dąbrowie Górniczej pracuje również jako wychowawczyni w jednej z placówek społeczno-wychowawczych padły głównie papierosy i kolorowe czasopisma. Włamywaczki na gorącym uczynku zatrzymała policja. Okazało się, że przed "włamem" na kiosk wspólnie spożywały alkohol. - Zatrzymane zostały cztery mieszkanki Hrubieszowa - 16-latka, dwie 17-letnie bliźniaczki i 18-latka - mówi Renata Laszczka-Rusek z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. - Najstarsza w tym gronie to właśnie 24-letnia mieszkanka Dąbrowy Górniczej. Tylko jedna z dziewcząt nie była pod wpływem alkoholu. Pozostałe miały od 0,14 do 1,09 promila. Wychowawczyni - kurator sądowy miała w wydychanym powietrzu 0,6 promila alkoholu. Kobieta, kiedy już wytrzeźwiała, została przesłuchana. Mimo, że policja zatrzymała ją w trakcie kradzieży, Ewelina N. nie przyznaje się do winy i nie chce wytłumaczyć dlaczego kradła czasopisma. Twierdzi, że próbowała powstrzymać podopieczne, a cały "szum" wokół sprawy to efekt spisku koleżanek z pracy, zazdrosnych o jej męża i osiągnięcia resocjalizacyjne. Wychowawczynię "pogrążają" natomiast zeznania pozostałych włamywaczek. Prawdopodobnie to właśnie Ewelina N była pomysłodawczynią napadu na kiosk jak równiez szeregu wcześniejszych włamów. Właściciel kiosku oszacował straty na 135 zł.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a jaki to ma związek z tematem
? Chyba raczej masz luźny kontakt z rzeczywistością

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Moja koleżanka zaliczyła
niezła wtopę pedagogiczno-osobistą (i to w wakacje!) w parę lat temu. Pani Ala, niespełna trzydziestoletnia nauczycielka z Nowego Sącza spędzała zasłużone wczasy w okolicach Jastarni. Przyjechała nie tylko z zamiarem wypoczynku, ale liczyła również na jakieś atrakcyjne znajomości. Niestety, przy obiadowym stoliku miała za towarzysza tylko pana znacznie powyżej sześćdziesiątki, a i wśród pozostałych wczasowiczów nie zauważyła nikogo wartego zainteresowania. Dlatego mile była zaskoczona, gdy po trzech dniach trwania turnusu do jej stolika posadzono przystojnego chłopaka, który towarzyszył na wczasach swojej osiemdziesięcioletniej babci. Jarek był studentem, właśnie skończył trzeci rok politologii, okazało się, że mieszkał w niewielkiej miejscowości kilkanaście kilometrów od Nowego Sącza. Choć początkowo miał inne plany, na niego padło, aby towarzyszył babci i opiekował się w trakcie wczasów. Choć, jak wyliczyła, dzieliła ich różnica ośmiu lat, Ala szybko zaprzyjaźniła się z chłopakiem. Babcia nie wymagała zbyt wielu starań, bo całe dnie spędzała na tarasie lub w ogrodzie domu wczasowego wygrzewając się w słońcu, więc Jarek miał czas na wspólne spacery, plażowanie, wycieczki statkiem, wypady do lokali… Chłopak był miły, sympatyczny, oczytany, dobrze się z nim rozmawiało…Gdy któregoś wieczoru Ala zaproponowała butelkę wina w swoim pokoju, Jarek nawet nie mrugnął okiem. Przyszedł z kwiatkiem, co bardzo ujęło Alę, wypili butelkę wina, potem drugą… Gdy wychodził rano od razu ustalili, że powtórzą ten wieczór co najmniej kilka razy i tak tez się stało. Gdy turnus się skończył i przyszła pora wyjazdu, wymienili adresy i telefony, ale do końca wakacji nie kontaktowali się ze sobą. Gdy w pierwszych dniach września Ala pojawiła się na swoich pierwszych zajęciach w szkole stanęła jak wryta: w jednej z ławek siedział … jej wakacyjny romans. Nie był studentem po trzecim roku, był po trzeciej klasie liceum i rodzice postanowili go do czwartej klasy przenieść do lepszego liceum w mieście.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jest źle a będzie gorzej
Jestem nauczycielką polskiego i cieszę się, że do końca mych dni w szkole zostało 5 lat.W polskim szkolnictwie głupota goni głupotę.Kiedy zaczynałam pracę w latach siedemdziesiątych słyszałam o reformie,potem władze się zmieniały i też zaczynały od reformowania szkolnictwa, pamiętając słowa Zamoyskiego, że takie będą Rzeczpospolite jakie ich młodzieży chowanie.Zatem młode pokolenie na miarę potrzeb aktualnych wodzów.Do liceów trafiają ludzie z wiedzą gorszą niż po 7 czy 8 latach nauki w szkole podstawowej.Czytanie jest już umiejętnością elitarną,co przewidywał na łamach ” Polityki ” znany pisarz.Nie wińcie wszystkich nauczycieli, bo ich rozlicza się ze statystyk a nie z rzetelnej wiedzy ich uczniów. Dlaczego mamy dawać maturę patentowanym leniom? Czy oni mają zapełnieć kabzę pseudouczelni?Poziom kształcenia w Polsce na wszystkich etapach spada i decyzje pana ministra G.są świadectwem jego niewiedzy.Nawet nie wie, że na maturze obowiązkowe są 3 przedmioty a nie 5 ,jak mówił na konferencji.Na pewno nie ma pojęcia,że na ustnej maturze z jęz. polskiego i obcego średnia ocen wahała się w granicach 70%. Nie jest więc sztuką uzyskać średnią 30%.Bzdurą jest twierdzenie,że nie zdawali tacy, którym zabrakło 1-2 punkty.Proponuje panu ministrowi porozmawiać z egzaminatorami.Człowiek ten zamiast dbać o polskie szkolnictwo do reszty je niszczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bartos_1976
A mnie akurat to wcale nie przeszkadza :) Po pierwsze, poziom wyksztalcenia od lat rowna w Polsce w dol, tak jesli idzie o przedmioty humanistyczne, jak i o techniczne. Posiadanie dyplomu magistra nie jest ZADNYM wyznacznikiem jakosci posiadanej wiedzy. Doktorat tez nie. Prosze mi wierzyc, skonczylem dwa rozne kierunki, znam ludzi z wielu uczelni, magistrow, doktorow, profesorow, licencjatow. Ci wsrd nich ktorzy cos potrafia nie zawdzieczaja tego naszemu systemowi edukacji, tylko swojej wlasnej pracy i pasji. Matura juz od dawna przestala byc tym, czym byla kiedys (vide ‘ja mam przedwojenna mature’). Innymi slowy, ta decyzja pana ministra Giertycha nic tu nie zmieni. Po drugie, w tym roku moj brat zdawal mature. Dostac 30% wymagane do zdania z poziomu podstawowego jest banalnie latwe z kazdego przedmiotu. Dostac dobry rezultat z czesci rozszerzonej - to juz rzecz nieproporcjonalnie trudniejsza, ale też wykonalna. Ale do rzeczy - w liceum mojego brata (slynnej lodzkiej jedynce) dwoch jego kolegow zostalo chamsko uwalonych (przykro mi, inne slowo tu nie pasuje) przez polonistke na maturze USTNEJ z polskiego. Dwoch znanych mi osobiscie normalnych mlodych ludzi, zadnych tam troglodytow porozumiewajacych sie przy pomocy 150 slow. I nie, nie sciagneli prrezentacji. Po prostu im przywalila. Mieli kapitalne wyniki z matematyki i fizyki, dobre rezultaty z pisemnego polskiego - i nie zdali tej matury przez zlosliwosc jednej baby. A skadinad wiem, ze w roznych malych liceach i technikach o niskim poziomie, nauczyciele wychodzili z siebie, zeby tylko kogo sie da przepchnac przez ten egzamin, roznymi srodkami. I dlatego wlasnie, widzac jak to teraz wyglada, jakim zalosnym, obrzydliwym i przerazajacym jednoczesnie spektaklem jest ta nowa matura, uwazam ze tym razem pan minister Giertych czystym przypadkiem i ze zlych intencji zrobil rzecz, ktora nikomu nie zaszkodzi, a paru osobom pomoze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość W Kanadzie jest jeszcze gorzej
Giertych to geniusz w porównaniu z debilami zajmującymi się szkolnictwem w USA i w Kanadzie! Słowo! W Quebecu radosna tworczosc reformatorow edukacji poszla w kierunku… zniesienia ocen jako takich. Uczen jest opisywany, ale nie oceniany. Problem w tym, ze wprowadzony jezyk, ktorym opisuje sie ucznia (no bo jak moze byc inaczej z reformami ? Musi byc nowy zargon), a wiec ten jezyk sklada sie z zestawu pojec, z ktorym nie moga poradzic sobie nauczyciele, a co dopiero rodzice. Dodatkowo, kazdy odpowiednik polskiego kuratorium ma prawo wprowadzac swoje kryteria opisowe, co jeszcze bardziej zaciemnia obraz. Ale to tylko jeden z aspektow technicznych zagadnienia, bo reforma zmienila rowniez cel edukacji jako takiej. Szkola przestala byc miejscem, gdzie uczen zdobywa wiedze. Ta zostala wyrzucona poza mury szkoly, w ktorej zawladna niepodzielnie konstruktywyzm. Obecnie uczen zdobywa w szkole tzw. kompetencje ogolne, zwane kompetencjami przekrojowymi. Tok nauczania polega na zadawaniu uczniom prac grupowych, w ktorych, na przykladzie wybranego zagadnienia, uczniowie beda mieli okazje zaznajomic sie z pewnymi aspektami matematyki, chemii, fizyki, itp. Oczywisce jest to wiedza bardzo wyrywkowa, bez posadowienia w kontekscie ogolnym, a wiec jakosc zdobytych kompetencji przekrojowych mozna przewidziec samemu. Fachowcy w dziedzinie edukacji bija na alram, nauczyciele buntuja sie, ale co zrobic: minster postanowil, urzednicy kolejna reforma dowiedli swej racji bytu, a wiec po co martwic sie poziomem edukacji jako takim ? Minister edukacji, ktory wprowadzil te reformy (z zawodu ochroniarz w supermarkecie, ale zarzazem zasluzony aktywista ruchy separatystycznego) stwierdzil, ze na szkole spoczywa obowiazek produkowania rezultatow, jakimi ma byc niemal bezproblemowe przepchniecie ucznia przez system szkolny, a wiec bez repet czy poprawek. I oczywiscie bez stresu dla ucznia. Pisze o tym folklorze lokalnym, zeby za pomoca przykladu z mojego podworka zilustrowac, jak niebezpiecznym narzedziem jest kontrola nad edukacja w rekach ludzi do tego niepowolanych. Pewnie, ze najprosciej jest powiedziec, ze ludzmi niewyksztalconymi rzadzi sie najlatwiej. Byc moze jednak cos w tym jest. Coraz wiecej dookola nas wyedukowanych kretynow, ktorzy maja paperek, ale nic nie wiedza. Po brawurowej akcji min. Giertycha papierkiem tym bedzie dodatkowe 20 tys matur w Polsce, a w Quebeku belkotliwe zaswiadczenie o kompetencjach przekrojowych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie rozumiem was ludzie
Ja sie nie dziwie, ze prawica domaga sie przestrzegania regul, tzn. krytykuje Wujka Romana za lagodnosc i podgrywanie pod publiczke. Ale ze robi to lewica, prof. Lagowski, i Gospodarz Blogu tego nie ukrywa - to mnie zadziwia i oburza. Wszak mlodzi ludzie borykaja sie z trudnosciami, pochodza z wielodzietnych rodzin, ojciec bywa ze pije, matka zamiast ksiazek kupuje sobie lakier do paznokci; przeciez w Polsce sa bariery spoleczne, sa trudnosci z dostepem do edukacji, z dojazdem do szkoly, dzieci i mlodziez siedzi glodna na lekcjach botaniki i zoologii! I za to mamy byc tacy bezduszni, i oblewac setki tysiecy mlodych maturzystow wlasnie na progu ich doroslego zycia? Mamy pozostawiac tych co oblali jeden egzamin bez matury, zamykac ich w gettach edukacyjnego wykluczenia, skazywac ich na niepewnosc wzmocniona jeszcze brakiem dyplomu sredniego wyksztalcenia, doprowadzac do dziedziczenia przynaleznosci do wyksztalceniowej podklasy. Mamy im zamykac droge, byc moze ruinowac cale zycie, bo nie przeczytali powiesci Stendahla, albo nie pojeli twierdzenia Talesa, albo nie zapamietali, o czym jest Lalka, czy Pan Cogito, i w ten sposob poglebiac nierownosci wyksztalcenia i jakosci zycia. To jest niesprawiedliwe, szkodliwe i niebezpieczne. Ja mysle, ze takie doktrynerstwo jest skrajne i rodem z dzikiego XIX wieku. To jest neopozytywizm w najczystszej postaci. Kto za mlodu nie byl rewolucjonista, nie buntowal sie, nie wagarowal, nie cisnal w kat wojny galijskie i trzydziestoletnia, nie popieral lagodnych ocen i amnestii maturalnej, ten do konca zycia draniem pozostanie. I to wlasnie Wujek Roman chcial nam wszystkim przypomniec.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Odpalantuj się od prywatnych - całkowicie sie z Tobą zgadzam, btw tez studiuje w WSB (Gdansk) tyle tylko ze podyplomowo. Asystent z PW prof z prywaty - broń mnie Panie Boże od takich profesorów...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rekawiczka
A ja mam tesciową - pedagoga, i co powiecie? NAJMADRZEJSZA!!!! Zygac sie chce jak jej slucham, zwlaszcza, jak strofuje swojego meza-przedobrego elektryka, tylko dlatego ze nie mgr my mamy jej dosyc, albo zglupiala po studiach albo marzy jej sie w domupan dyr, tylko nie zdaje sobie sprawy, ze taki gosc by ja szybko postawil do pionu, a elektyka to ona przestawia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozmowa rodzica z nauczycielem
Wkurwia mnie chemica MOJEGO SYNA!!!!!!!!! Osoba przede wszystkim nie kompetentna (nie potrafiła określić 30% materiału do zaliczenia), złośliwa (twierdziła, że syn nie przychodzi na jej lekcje po dokładnym przeliczeniu okazało się ogółem siedem nieobecności w tym część usprawiedliwione w całym roku szkolnym), nadwyraz nieprzyjemna w rozmowie. Zmusza mojego Olka do poprawek we wżeśniu jakby to komuś było potrzebne!!!!!!!!!!!!!!!! W najmniejszym stopniu nie dziwię się uczniom którzy nielubią tej osoby, a przez to i przedmiotu. Wiem, że takich pseudo nauczycieli jest w Polsce 70% niestety!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WawaPatrol
W szkolnictwie mamy selekcje negatywną. U mnie też tak było, sporo młodych nauczycielek. Dyrekcja że to młoda krew i wogóle miód. A oni 1-2 lata i chodu ze szkoły - tylko po to aby sobie doświadczenie wpisać w CV. Podejście do obowiązków jak większości ludzi ze szkolnictwa których spotkałem - byle po cihchu, byle do przodu. Jedna nauczycielka pobierała u mnie z funuszu szkolnego zapomge bo dochód na jednego członka rodziny był niższy niż 1tyś zł (za tyle to nierzadko cała rodzina musi wyżyć, a nie jeden cżłonek rodziny). Oczywiście we wniosku nie uwzględniono, że pracuje także na boku w szkole języków, udziela korpetycji z języka angielskiego itd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sami są sobie winni
nie zorganizowani, większości to się chyba wogóle nie chce uczyć, a jak już czegos uczą to jakiś encyklopedycznych formuek. Na przemoc to wogole nie wolą nie zwracać uwagi szczególnie psychiczną - wiem to z autopsji, a jeżeli nie da się ucniom do zrozumienia ze niemożna tak robić to będą robić tak dalej. Nauczyciele, a przeważnie nauczycielki w bardzo widoczny sposób faworyzują chłopców (często tych zupełnych "głąbów")(to by usprawiedliwiało wzrastającą agresje wśród dziewczyn), poprostu mają swoją grupe pupilków. nie sprawiedliwie oceniają np. w mojej klasie była taka osoba która miała średnią ponad 5.0, a nie wiedziała gdzie na mapie geograficznej Europy leży Europa!!! inna osoba która sie podobnie uczyla pod koniec 3 kl. gim. nie wiedziala jak brzmi twierdzenie Pitagorasa. Ściąganie (oszustwo!) pochwalają od najmłodszych lat, poprostu nie ma osoby która by nie ściągała. Zdaje mi się że oni w większości to też byli tymi "pupilkami-głąbami" i przez cały czas ściągali i tak sie dostali na studia, bo kiedyś jak ktoś szedł na studia to musiał być naprawde dobry. I czemu tu się dziwić, że tak sflustrowana młodzież jest agresywna? W krajach bardziej cywilizowanych takie sytuacje - nie do pomyślenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ex nauczycielka
Pracowałam rok w szkole jako polonistka (jestem po studiach dziennych na normalnej uczelni). To, co tam zobaczyłam, sprawilo, że raz na zawsze odechciało mi się byc nauczycielem! Towarzystwo w pokoju nauczycielskim poniżej krytyki, sama baby, plotki kwitły od rana do wieczora, jedna drugiej gardło by przegryzła, główne zajęcie - handlowanie kosmetykami Avon i żale na własnych małżonków, uczniowie (zwani bachorami) - "zło konieczne", a ich rodzice "ciagle sie czepiają", poziom intelektualny tych Pań wołał o pomstę do nieba. Wolałam spedzic przerwę w klasie z dziećmi niż w tym klanie zfrustrowanych nieudacznic spod znaku Grocholi. Dodam, ze była to szkoła społeczna, za nauke rodzice płacili i to niemałe sumy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Najgorzej jest na religii
Jest naprawdę niewielu katechetów, którzy potrafią wciągnąć młodzież do pracy. Nastała moda "anty". Młody chłopak czy dziewczyna chodzący do kościoła, jest pokazywany palcami przez rówieśników. Siedzący na lekcji nawet grzecznie nie jest w stanie oprzeć się terrorowi klasowemu i nie jest w stanie uczyć się czegokolwiek, bo pozostali tak skutecznie torpedują zajęcia, że katecheci nie są w stanie zapanować nad sytuacją. To, co się dzieje na lekcji religii u mojego syna w technikum, to jest jeden skandal i tragedia. Siostra w starszym wieku naprzeciw 30-osobowej grupy 17-18-letnich mołojców, którzy tak zakłócają lekcję (pija, pala, rżną w karty, słuchaja blackmetalu na cały regulator, czytaja pornusy itd.), że wychodzi biedna z płaczem. Już sami na wywiadówkach nie wiemy co z tym draństwem robić. Za duże, żeby wlać; za głupie, zeby wytłumaczyć. Jest to po prostu problem, który pojawił się wraz z obowiązkową katechezą w szkole po jej nieobecności przez 40 lat. Wyprowadzono religię ze szkół w sposób karygodny i wprowadzono ją w takich samych okolicznościach - na chama i głupio. Większość kościołów ma znakomite zaplecze do prowadzenia lekcji religii - stoją i świecą pustkami. W tej chwili nie ma to aż tak wielkiego znaczenia, bo do szkół wszedł niż demograficzny i szkoły nie są przeciążone uczniami, ale do niedawna było tragicznie. Szkoły pracowały na 3 zmiany i jeszcze musiały w każdej klasie dołożyć te 2 godziny zajęć. U nas w szkole było np. po 10 - 11 klas rówieśnych - czy wyobrażasz sobie w tych warunkach wydłużenie zajęć tylko o 1 godzinę? Tymczasem nasz ks. proboszcz apelował i prosił nas o pomysły na zagospodarowanie budynku katechetycznego prosto spod igły, który żeśmy do piero co postawili. Stał pusty. W końcu miesci się teraz tam szkoła do nauki j. obcych, odbywają się czasem jakieś spotkania parafialne. Czy przy kosciele powinno się nauczać angielskiego, zamiast religii? Gdyby delikwent nie musiał pozostawać w szkole w czasie lekcji religii, a chętny szedł do szkoły katechetycznej, to katecheta rozmawiałby tylko z młodzieżą, która chce się uczyć i chociaż parę osób miałoby jakieś mgliste pojęcie o swoim wyznaniu. Tymczasem produkujemy analfabetów religijnych bez względu na to czy oni chcą nimi być, czy nie. Rodzice praktycznie nie są w stanie tego opanować. Dopóki dziecko małe, to się mu czyta Biblię, tłumaczy, bierze za rękę i prowadzi do kościoła, ale jak wyjdzie z podstawówki, od razu dostaje małpiego rozumu - bo koledzy tak robią, bo klasa tak robi, ja nie mam na to wpływu - to stałe tłumaczenie mojego syna. Nigdy ze starszymi dziećmi nie miałam takich problemów. Czy podstawówka, czy technikum, czy studia, zawsze chodzili na religię do kościoła, katecheci organizowali spotkania z rodzicami i mówili o takich czy innych problemach, czasem przychodzili do szkoły w dniu zebrania rodziców i w części ogólnej wypowiadali swoje uwagi i nigdy nie słyszałam, że dzieci zachowują się tak, że nie mogą prowadzić lekcji. Teraz to jest po prostu jeden skandal. Na pocieszenie dodam, że słyszałam także pozytywne opinie o lekcjach religii, ale nie w swoim mieście. Zaprzyjaźniona gimnazjalistka napisała na swoim blogu, że mieli wspaniałą lekcję religii, gdyż ksiądz, który uczy wykorzystał na lekcji internet.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie mozna generalizować
Nie ma przedmiotów ważnych i nieważnych. Dla Ciebie, dla mnie jest ważna matematyka - bo to jest podstawa naszych zawodów. Dla Voski będzie to j. polski czy historia, bo chce być dziennikarką, dla kogoś będzie to plastyka, bo chce być rzeźbiarzem, dla jeszcze innego W-F, bo chce być sportowcem, a dla Krzysia z III "B" najwazniejsza jest religia, bo chce być księdzem czy zakonnikiem. Tak samo nie ma nauczycieli ważnych i nieważnych. Owszem obecne przepisy ministerialne są niezwykle restrykcyjne jeśli chodzi o kwalifikacje nauczycielskie - jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. MENiS nie jest w stanie utrzymać kadry nauczycielskiej na obecnym poziomie, gdyż zbliża się niż demograficzny, więc najprostszym sposobem jest zaostrzenie wymagań kwalifikacyjnych. Przypomnij sobie stare lata szkolne - kto uczył? Dziewczyny po SN-ach, które po zrobieniu matury w liceum szły na 2-letnie studia nauczycielskie, gdzie godzin z pedagogiki i psychologii było co kot napłakał i często były wspaniałymi nauczycielkami, z sercem do dzieci. Obecnie nauczycielka musi mieć studia magisterskie z wykazanymi 300 godzinami wykładów z pedagogiki i tak są układane programy studiów na kierunkach nauczycielskich: matematyka, fizyka, chemia, biologia, geografia z przyrodą, filologie, historia, aby te godziny były w programie. W przeciwnym wypadku kandydat na nauczyciela musi podjąć studia podyplomowe i uzupełnić braki z wiedzy pedagogicznej. To jest wymóg czysto formalny. Siostry zakonne bardzo często kończą studia pedagogiczne, psychologiczne i prowadzą przedszkola, domy opieki itp. A nawet są takie, które są regularnymi nauczycielkami matematyki i fizyki w liceach prywatnych - poznałam taką na pielgrzymce do Wilna - niesamowita kobieta!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jacek Zawadzki
Moją refleksję przedstawię na konkretnym przykładzie, który wydarzył się w pewnej szkole podstawowej w mieście X. Intencją moją nie jest skupienie się na sytuacji ale jej konsekwencjach, nie rozliczanie osób zaangażowanych, ale ukazanie tła sytuacji. Dlatego pozwolę sobie opowiedzieć sytuację, pomimo że osoby zainteresowany łatwą odnajdą siebie. Otóż w tejże klasie, szóstej, miało miejsce zdarzenie, które zapoczątkowało łańcuch wynikowy. W czasie lekcji historii, kiedy nauczycielka opuściła klasę doszło do sprzeczki między uczniami, co skończyło się wysypaniem zawartości kosza na śmiecie. Tak przedstawia się tło sytuacji. Właściwa historia zaczyna się od powrotu do klasy nauczycielki. Domyślam się, że nie jest rzeczą przyjemną zastać w klasie totalny chaos i śmieci na podłodze. Według mnie nie upoważnia to jednak do wyciągania pochopnych wniosków. Otóż pani nauczycielka natychmiast uznała, że jest to robota któregoś z chłopców. No cóż prosty mechanizm – heurystyka dostępności – i bardzo ciekawy schemat poznawczy: chłopiec = łobuz. Wydaje mi się to bardzo „pedagogicznym" działaniem. Nauczycielka była jednak bardziej konsekwentna w swoim dążeniu do wiedzy i ukarania winnych, że zażądała od klasy wskazania winowajcy. Klasa odmówiła. Tutaj musze wtrącić słowo podziwu dla jedności grupy. Muszę przyznać, że w mojej klasie w szkole podstawowej zanim nauczyciel powróciłby do klasy, już wiedziałby kto, co i dlaczego. No ale czasy były inne i system promował takie zachowania „pro społeczne". Nie będę wnikał dlaczego tak się stało, że klasa odmówiła wskazania winnych, jest to jednak oczywista porażka wychowawcza pedagoga. W tym momencie nauczycielka wpada na rewelacyjny pomysł, żywcem przeniesiony z lat '50 lub ze Związku Radzieckiego. Skoro nie ma winnej osoby, a ukarać kogoś koniecznie trzeba, bo inaczej mógłby ucierpieć jej autorytet, to należy ukarać wszystkich. Odpowiedzialność zbiorowa. Ja to jeszcze mógłbym zrozumieć, że Pani ma stalinowskie zapędy, ale w moim odczuciu odpowiedzialność zbiorowa polega na ukaraniu całej grupy. Widocznie źle to pojmuję, bo ukarani zostali tylko chłopcy. Nie należy do tej historii, ale warto napomknąć, o autorytecie młodych nauczycieli. Pamiętam jak w liceum miałem polonistkę, dziewczynę ledwo co po studiach, która była jednocześnie naszym wychowawcą. Na lekcji wychowawczej była z nami niemalże na Ty, identyfikowała się z nami a my z nią. Ale kiedy wchodziła na lekcję polskiego chciała być nagle Panią Profesor, o ogromnym autorytecie. Taka zmiana frontów nie była najlepszym pomysłem i szybko stało się to poważnym konfliktem. Jeśli więc takie jest podejście młodych pedagogów, to niech nie dziwią się, że nie potrafią zdyscyplinować klasy. Każdy chciałby być od razu Profesorem, ale najpierw trzeba być jednak magistrem. Wspomniałem o tym, ponieważ nauczycielka historii już wielokrotnie wcześniej skarżyła się na klasę i brak atmosfery do pracy na zajęciach. Ponieważ wszystkim chłopcom zostały wpisane jedynki ze sprawowania, zainterweniowali rodzice. Pojedyncze interwencje doprowadziły do zorganizowania zebrania klasowego celem rozwiązania problemu. Rodzice byli zbrojni w poważne argumenty, ponieważ wychowawczyni (młoda nauczycielka informatyki) od początku nie radzi sobie z klasą i nie prowadzi prawidłowo procesu wychowawczego. Ponieważ wychowawczyni i nauczycielka historii to przyjaciółki, postanowiły razem wystąpić w tej bitwie przeciwko rodzicom (użycie słów jak najbardziej celowe). Dzieci otrzymały, w ramach pracy domowej z historii, polecenie napisania wypracowania na temat zachowania się klasy w czasie zajęć historii. Może to deja vi, ale okres obywatelskich donosów chyba mamy już chyba za sobą. Brak anonimowego „donosu" był zagrożony oceną niedostateczną z przedmiotu. Gdyby nie to, że przerabiany jest temat pierwszych królów Polski, to pomyślałbym, że to praktyczne ćwiczenia z okresu 1950 – 1989. Pomimo wojowniczych nastrojów obu stron zebranie przebiegało w dość spokojnej atmosferze, przy udziale dzieci. Rodzice po raz kolejny udowodnili większe kompetencje w wychowywaniu dzieci i wpływie na nie niż szkoła. Donosy nie zostały wykorzystane, ponieważ winni przyznali się sami. I jakież było ogromne zdziwienie obu nauczycielek, gdy okazało się, że prowodyrem była dziewczynka. Pozostawię już bez komentarza jak w obliczu faktów wyglądało działanie nauczycielki historii, wnioski nasuwają się same. Problemem głównym jest zakończenie całej sprawy. Ponieważ wcześniej użyłem porównania do bitwy, więc trzeba wskazać wygranych i pokonanych. Otóż największe zwycięstwo odniosły obie nauczycielki. Nie dostrzeżono nieprawidłowości w ich działaniu i przekonane o słuszności swoich metod wychowawczych odeszły z podniesioną głową. Przegrały dzieci, i to na całej linii. Została złamana spójność grupy, donosicielstwo zostało nagradzaną wartością. Ale to może nie byłby największy problem. Otóż z mojej obserwacji wynika, że to właśnie dzieci w całym sporze wykazywały najwięcej rozsądku. Istotnie w klasie jest problem kilku osób, tzw. dzieci nadpobudliwych. Jak wiadomo nauczyciele nie potrafią sobie poradzić inaczej z takimi uczniami, jak tylko za pomocą represji co powoduje odwrotne, katastrofalne skutki. Tak było i w tym przypadku. Karanie całej klasy, w obliczu porażki pedagogicznej, to ewidentny objaw braku kompetencji pedagoga. Dlaczego to dzieci okazały się najrozsądniejsze? Ponieważ to one dostrzegły i właściwie zdiagnozowały problem. Ale w swojej dziecięcej ufności zwróciły się o pomoc w jego rozwiązaniu do rodziców i pedagogów (stad m.in. zebranie ogólnoklasowe z udziałem dzieci, na ich prośbę). Tymczasem problem nie został rozwiązany, pedagodzy umyli ręce, rodzice skarcili dzieci za całą sytuację. A dlaczego dzieci chciały zebrania? Ponieważ gdy problem wyniknął w czasie lekcji wychowawczej, to światły pedagog stwierdził, że to nie jest jego problem. Jeśli są dzieci nadpobudliwe w klasie, to klasa powinna sama je uspokoić. Genialne, no wujek dobra rada by na to nie wpadł. Kończąc tą historię chciałbym zadać pytanie. Czy dzieci z następnym problemem zwrócą się jeszcze po pomoc do pedagogów? Pozostawiam to pytanie otwartym. Warto jeszcze tylko nadmienić, że szkolny psycholog nie zajął się sprawą. To dziwne, bo takich „manewrach" wychowawczych należałoby zorganizować chociaż jedno spotkanie klasy z psychologiem, który na pewno bardziej fachowo rozpoznałby problem w grupie i wskazał możliwości do jego rozwiązania. Powinien, ale po co. Skoro w pracy szkolnego psychologa wystarczy się ograniczyć do zaświadczeń o dysleksji i dysgrafii. Bo czy warto w ogóle wspominać o przeszkoleniu psychologicznym pedagogów? Oświata ma jedną gotową odpowiedź na wszystko – brak pieniędzy. I ja to doskonale rozumiem. Bo czy młodej nauczycielce, zarabiającej grosze, chce się wnikać w problemy klasy? Nie, nie chce się. Tylko ja zadaje pytanie, to po co została nauczycielką. Chyba sytuacja oświaty jest powszechnie znana? Czy można więc decydując się na pracę pedagoga mieć w perspektywie karierę finansową? Wydaje mi się, że nie. Ale być może mylę się. Dla mnie ten zawód wciąż jednak wiąże się z pewną misją. Misją, o której tak pięknie pisała Orzeszkowa w „ABC...". Ja miałem szczęście być uczonym i przez starszą kadrę i przez młodych pedagogów. I mimo luźnej atmosfery i nowoczesnego podejścia u tych drugich, dużo lepiej wspominam surowych profesorów, którzy przychodzili do nas z misją, a tą misją była nasza edukacja. Widząc jakich nauczycieli ma mój młodszy brat mam podstawy do troski o edukację młodych Polaków. Czy o to chodzi naszym władzom. Czy Unia Europejska życzy sobie mieć kraj członkowski z tanią siłą roboczą, bo głupie jest tanie? Czy to może tylko chwilowe zaniedbanie na wirażu reformy oświaty? To pytania skłaniające do dyskusji i przemyślenia. I warto je zadawać ciągle dla dobra kraju.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Humor klasowy
Psorka do Moni: Jakie ty masz nazwisko? Monia: Ja mam siódmy numer. Psorka:Nie wiedziałam, że tu jeszcze Oświęcim funkcjonuje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Humor klasowy
Na polaku znowuż, ale generalnie, to ja polaka nie lubię, zwłaszcza psorki od niego... Omawialiśmy "Świętoszka" (tego od Moliera). Psorka: Proszę podać jakiś komizm słowny! Wilq: Takie tam różne powiedzonka, "mocium panie" na przykład. Sowa (konspiracyjnym szeptem): ALe to chyba nie ta książka... Wilq (takoż): No tak, to z "Krzyżaków"!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wszystko przez nauczycieli
W szkole mojego dziecka nauczyciele sa strasznie wygodniccy, nic dziwnego, że szkoła zmienia się w falownię :( Mój Marcin chodzi do jednej z mieleckich szkół średnich. W szkole gimnazjalnej był bardzo zdolnym uczniem. Od września nie może się odnaleźć w nowych realiach szkolnych. A wszystko za sprawą fali... - Jest popychany, bity w ubikacji, zamykany w kabinie, której zamek “się zacina”, obrabowywany, czy jak to się dzisiaj mówi, “krojony” z drobnych. Zresztą często sam oddaje pieniądze w zamian za spokój. Dręczyciele to uczniowie z drugich i trzecich klas. Widziałam ich pod szkołą. To napakowane 15-16-latki. Nie każdy dorosły by sobie z nimi poradził. Nie wiem, jak mój syn poradzić sobie z tymi przejawami agresji. Historia “kocenia”, czyli niszczenia pierwszoklasistów przez starszych uczniów, to tylko hasło, za którym stoją: czyszczenie ubikacji szczoteczką do zębów, bicie, zmuszanie do zjadania odchodów i picia moczu, więzienny słownik, według którego słaby to “funfel” - osobnik nic niewarty w stadzie, podległy najsilniejszym jego członkom. Marcin podkreśla, że nie tylko jego dręczono - kotem był każdy pierwszak. Nawet dziewczyny były poniewierane przez starsze koleżanki: przypalano im włosy zapałkami, wpychano kij od szczotki w pochwę, smarowano je psimi kupkami i pasta do butów... - Kiedy jesteś kotem, jesteś nikim. Silni sobie radzą. Ale tacy jak ja... - Marcin milknie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość GiGiLaTrottola
Wprowadzenie: moj kolega z klasy czesto zapomina przed lekcja wyciszyc albo wylaczyc telefon, zawsze ma bardzo głośny dzwonek. Sytuacja: lekcja biologii, psorka przylapala ze chlopaki nie nauczyli sie tematu, zaczyna ich pytac z tego co juz powinni umiec do matury (takie podstawy) a oni nic... babka sie wnerwiła: Psorka: Wy nic nie umiecie!!! wy nie zdacie matury!!! JA WAS POWIADAMIAM!!! JA WAS OSTRZEGAM!!! JA WAM MOWIE... (nie dokonczyla... bo...odzywa sie tel kumpla...) tel: ZAPRAWDE POWIADAM WAM... P: Shocked Klasa: jak zwykle w takich sytuacjach skonczyla ze smiechu pod stołami Mr. Green

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość GiGiLaTrottola
No,a moja Qmpela mi opowiadała,że u nich na AGH profesor zapomniał wzór na pole trójkąta równobocznego I fucktycznie szybciej by było,gdyby wyliczył go sobie z całek

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mam debilną nauczycielkę
Kiedyś bylismy z klasą na 3 dniowej wycieczce (sobota, niedziela,poniedziałek) ,gdy bylismy w kościele nagle naszej nauczycielce zaczął dzwonić telefon, bo przyszedl sms i dzwonek brzmiał tak " Odbierz tego smsa kurwa no huj pierdole ,ale odbierz tego smsa no do jasnej cholery odbierz" i to jeszcze na maxa był głośnik nastawiony. Wszyscy nawet inni nauczyciele podsmiewywali sie pod nosem ,bo w kościele. Gafa na maxa!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość A moja miała freudowskie
przejęzyczenia: "Lech, Czech i Ruch" x]x] Pamiętam to do dzisiaj;] (jakbym nie pamietala to bym nie opisalaxP)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość właśnie o tym dziś myślałam
mam 6 letnie dziecko... więc nie długo czeka mnie wybór szkoły dla niego.... co mnie przeraża.... myślałam o własnych nauczycielach...... do tak niewielu mam szacunek..... większość uważam za słabych psychicznie trafiających do szkół, nie z pasji, tylko z konieczności.... bo gdzie indziej sobie nie poradzili, lub bali się wogóle próbować..... w dodatku łasi na tzw "lizidupstwo" i uważający się za nie wiadomo co, mimo, że ich wiedza nie wykracza poza podręcznikowe regułki.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Idealna nauczycielka powinna
mieć nie tylko stosowne wykształcenie i przygotowanie zawodowe, lecz również winna być przede wszystkim osobą ze wszech miar przyzwoita: nie - osoba znana z prowadzenia bujnego życia erotycznego (ja już z trudem toleruję rozwodników, choć to zależy od okoliczności) nie - bohater skandali, zwłaszcza skandali obyczajowych nie - wyznawca relatywizmu moralnego - pożądana interesująca osobowość, żeby dzieci miały co wspominać! Podobno przed wojną nauczyciele bardzo się pilnowali, by nie dostrzeżono w ich życiu żadnej skazy. A ja wiem o szkole, gdzie wszystkie uczennice sekundowały pani profesor w rozwijającej się internetowej znajomości; potem obserwowały jak oszukuje męża, a potem był głośny rozwód i częste wizyty kochanka w szkole. I co? I nic. Ktoś ośmielił się zwrócić uwagę, żeby przynajmniej, jako wychowawca młodzieży, starała się zachować dyskrecję. Skończyło się to źle dla tej gorliwej napominającej! Przed kilku laty głośno było o nauczycielce, która zamordowała ucznia - syna kochanka, który ją odrzucił. Była to kobieta po studiach pedagogicznych, z dziesiątkiem różnych kursów. I to był ewidentny dowód na konieczność nieskazitelności moralnej nauczycieli i kandydatów do tego zawodu. Takich wniosków jednak media wtedy nie wysnuły.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przede wszystkim na nogi
wez nie pierdol:O nauczyciel tez czlowiek :O a porzadne zachowanie jest mile widziane u przedstawicieli wszystkich zawodow !!! niech rodzicie sie lepiej zajma moralnym obliczem swoich pociech a nie zagladaja do lozna nauczycielom:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja powiem tyle, że na POLIOBUDZIE to nie ma takich problemów, że pozim jest wysoki czy niski, bo jest za**ebiście wysoki!!! U mnie na studiach inzynierskich, które trwają 4,5roku połowa osób studiuje po 8-10 lat. To norma. Tyle razy powtarza się przedmiot, aż się go nauczy. Rekord trwania studiów to 15 lat! Rzadko komu udaje sie skończyć studia w terminie.I po polibudzie, nie można wyjść niedouczonym!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o czasy o obyczaje
Jestem pokoleniem rock and rolla.Skończylam chemię na UW, z bardzo dobrą lokatą,Dlaczego poszłam na chemię? Uciekałam z lekcji chemii na wagary i jako trzecia wychodziłam przez okno, no i "chemica" mnie zauważyła. Zaczęła mnie pytać, jedna,druga dwója. W końcu poszłam na korepetycje do studentki chemii, która mi wytłumaczyla po co jest tablica Mendelejewa, jak ją odczytać i dlaczego przed okresloną reakcja stawiamy 2 a nie 15.Przedmiot mnie zainteresował, zdałam bez wysilku na studia, chemię,matematykę i fizykę. Skończyłam w terminie, tańczyłam,jeźdźilam na spływy,rajdy,., ale wszystkie egzaminy zdawałam w terminie ,po prostu dwa tygodnie przed sesją nie było mnie dla nikogo. Musialam zdawać, bo musialam sie sama utrzymać. Po skończeniu studiów poszłam pracować do zakładu z którego otrzymywałam "stypendium fundowane". Trzeba było to odpracować. Dodatkowo pracowałam w szkole - technikum chemicznym. Takich matołów w pokoju nauczycielskim nie spodziewłam się. Naprawdę lepsze są rozmowy w maglu. Wynikało to z tego, że odpady z różnych uczelni trafiały na studia nauczycielskie, gdzie poziom nauczania był zdecydowanie niższy, a poza tym kontaktowania się z drugim człowiekiem - w tym przypadku z uczniem nie nauczy żadna uczelnia. Albo się ten dar ma, albo nie. Czasami wpadał do mojej klasy podczas lekcji dyrektor i pytał zdziwiony "to Pani jest?", a o co chodzi? Bo jest tak cicho. Bo było cicho. Przy moich 156 cm wzrostu nie mogłam sobie pozwolić na lekceważenie moich poleceń, ale byłam lojalna wobec uczniów, a oni tak jak i ja w swojej szkole to wyczuwają. Cieszę sie z tego, że kilkanaście osób- naprawdę majacych małe szanse wyprowadziłam "na ludzi". W dalszym ciągu dziwię się jękom nauczycieli że mają tyle pracy. Ja pracowałam w zakładzie ,uczyłam, poprawiałam klasówki/pracowalam na 1/2 etatu/ i świat sie nie zawalił. A po mnie przyszło pokolenie ludzi wygodnych, dla których etet 18 godz.tygodniowo to baaaardzo dużo, a zarobki wg nich - małe. Im się o prostu nie chce, nie lubią ludzi i własnych uczniów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Uważajcie Na tą szkołę
Szóstoklasiści, uważajcie na Gimnazjum nr 1. Właśnie je kończę. Mamy tyły ze wszystkich przedmiotów. Nauczycielki są często nieobecne ale nawet jak są to na lekcjach niewiele się uczy. Do egzaminów trzeba przygotowywać się na korepetycjach. Przez zmarnowane godziny w szkole muszę uczyć się popołudniami na korkach. Moja szkoła ma jednak pewne zalety - zajmuje na przykład pierwsze miejsce w praktycznej edukacji seksualnej uczniów. Ten priorytet realizuje psorka M. Na zdjęciu zamieszczonym na www.gimnazjum-nr1.za.pl ma ona na sobie bluzkę z kilkunastoma pozycjami kopulacyjnymi, żeby nasi uczniowie w przyszłości nie nudzili się w łóżkach. Jest też u nas tak, że jak się komuś coś nie podoba, to może dostać w mordę od naszej niezrównanej psorki T.. Mimo trzęsących się rąk wciąż ma celne uderzenie i zajmuje pierwsze miejsce w biciu uczniów i ubliżaniu nauczycielom.Jestem ciągle zmęczona bo wybrałam naukę w toksycznej szkole. Nasi nauczyciele to bezmyślni pijacy, którzy psują uczniom opinię i wątroby. Będzie mi wstyd powiedzieć w liceum, że skończyłam gimnazjum - głąbonazjum. :(((( Zresztą zobaczcie sami stronę mojej szkoły: www.gimnazjum- nr1.za.pl

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Znam ten ból niestety bo moja
córka tez trafiła do "renomowanego gimnazjum, najlepszego w województwie", które okazało się wylęgarnią debili :( Przykład pierwszy z brzegu - pani "deryktór" (jak sama się tytułuje) naprawdę bredzi na lekcjach! Niby to uczy polskiego, a sama nie umie zdania zbudować prawidłowo ani jednego zdania: "siadajta" "co to wyglonda", "ktoź z ulicy, wujek, ciotka", "ja tu wielki deryktór", "zalecenie pierd***ne z kuratorium jest", "prosta sprawa i koniec","ciemno tu jak w d**pie u czarnucha", "nikt nie slyszol ale ja to slyszolom" :) czego może nauczyć taki nauczyciel?! Może ta pani jest chora i powinna zbadać sie u psychiatry bo to co wyprawia w szkole to znacznie więcej niż nieuctwo + chora "oksobowoźdź" :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×