Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

przeniesienie

czy ja zrobilam mu krzywde?

Polecane posty

08.10] 16:33 okrutna Wyszlam za maz za czlowieka ktorego nie kochalam. Nie podobal mi sie za bardzo sposob wjaki sie zachowywal ani sposob w jaki mnie \"zdobywal\". Byl dla mnie jak ktos troche \"niedorobiony\" i malo obeznany w swiecie. Nie mniej to co sam wymyslal by sie do mnie zblizyc bylo takie dziecinnie slodkie ale smieszne. Nie zrazalo go to, ze dawalam mu do zrozumienia, ze nie chce z nim byc. Nawet jak powiedzialam mu wprost, ze mam innego to on przeczekal to i znow chcial byc ze mna. Wyprowadzilam sie z miasta nie dajac mu adresu - odnalazl mnie. Poznal moja rodzine - wszystkim sie spodobal ale mi nadal sie nie podobal. Nie czulam do niego zadnego pociagu. Wrecz czulam niechec i zlosc jak z nim przebywalam. Nie byl z wygladu brzydki ani nie byl idiota. Na moj gust byl troche malo inteligentny i zupelnie nie umial radzic sobie w sprawach damsko - meskich. Nasze kontakty byly sporadyczne. Docenialam w nim jego upor zeby mnie zdobyc. Przez 4 lata nie bylo nawet pocalunku bo po pierwsze on nie umial sie chyba do tego zabrac a po drugie ja go wcale nie zachecalam, zeby to zrobil. Chcialam nawet zeswatac go z moja przyjaciolka, ale on jej nie chcial i nadal staral sie zdobyc mnie. Jak mu mowilam, ze z nas pary nie bedzie to nie zrazal sie tym tylko twierdzil, ze przeciez mozemy czasami pogadac i spotkac sie jak kolezanka i kolega. Na mysl, ze mialabym z nim calowac sie albo spac to mnie ogarnialo zniechecenie i az sie wzdrygalam. Byl poprostu tylko dobrym czlowieczkiem, ktory sie uparl i chcial zebym go odwiedzila w jego domu za granica. Poniewaz znalazlam sie w sytuacji bez pracy i to zdecydowalam sie odwiedzc go. Odwiedziny trwaly dwa tygodnie w jego mieszkaniu. Robil wszystko co mogl i umial, zeby mi umilic pobyt. Oswiadczyl mi sie, nie byl natarczywy w lozku, nie nalegal na nic. Bardzo niesmialo i ostroznie \"dobieral\" sie do mnie. Az mnie to denerwowalo i smieszylo. Nie umialam sie przemoc, zeby sie trzymac za rece na spacerze... Nie wiem czemu, ale mialam odczucia takie, ze on czesto zachowywal sie tak jak chlopcy w okresie kiedy nie wiedzac jak powiedziec dziewczynie, ze sie mu podoba to ciagna ja za warkocz. To mnie u niego draznilo. Draznilo mnie tez to, ze ciezko mi sie z nim rozmawialo - jakos tak nie umielismy sie do konca zrozumiec o co nam chodzi. Nie wiedzialam co mam robic. Zal mi go bylo, ze sie tak stara i zaczelam sie troche do niego przekonywac. Wmawialam sobie, ze przeciez zycie nie polega na tym aby wzdychac do siebie cale zycie, ze milosc i tak po jakim czasie znika i przychodzi szara codziennosc, ze kochanie kogos nie jest gwarancja udanego zycia. Zaczelam na niego patrzec pod katem przyszlego partnera - zauwazalam duzo dobrych cech u niego, ktore w zwiazku sa wzkazane - jednym slowem wszystko zaczelo byc ok oprocz seksu. Pod tym wzgledem poprostu mnie od niego odrzucalo. Oczywiscie staralam sie byc delikatna w odmowie aby go nie urazic. Jego podejscie do seksu tez bylo troche dziwne. Mal w domu filmy pornograficzne i opowiadal mi o \"swoich zdobychach\". Bylo to takie niedojrzale, ze az brakuje mi slow, zeby to opisac. Doszlam do wniosku, ze trzeba go poprostu wychowywac bo jest zwyczajnie smieszny w tym co robi i nie imponowal mi w niczym co robi. Taki biedny, glupi ale dobry czlowiek. Zaczelam myslec, ze przeciez slub z nim nie musi oznaczac konca swiata, ze istnieje cos takiego jak rozwod jesli nam sie nie powiedzie. Praktycznie mowilam mu o wszystkich swoich rozterkach z nim zwiazanych oprocz tego, ze czuje do niego fizyczna niechec. Mowilam mu, ze go nie kocham. On sam mowil, ze jak nam nie wyjdzie to wezniemy rozwod. Strasznie dlugo to wszystko przemysliwalam..... Ktoregos dnia po paru moich drinkach doszlo do zblizenia. Bylo beznadziejnie. W ogole nie umial wziasc sie za kobiete. Strasznie niezgrabnie mu to wyszlo. Ja mialam kilka zwiazkow przed nim wiec mialam punk odniesienia. W duchu pomyslalam, ze to jeszcze nie tragedia bo przeciez mozna sie w tym podszkolic i bedzie dobrze. Dodam wazna rzecz, ktora tez byla moja rozterka. On byl trzezwym alkoholikiem. W modosci bardzo duzo pil i stad moje wnioski, ze trzeba mu czasu aby ten okres picia przerobil po trzezwemu i wszystkiego sie nauczyl jakby od nowa. To bylo dla mnie wyzwanie.Widzialam, ze on bardzo chce ze mna byc. Twierdzil, ze mnie kocha . Zanim przyjelam jego oswiadczyny uczciwie powiedzialam mu, ze lekarze twierdza, ze nie moge miec dzieci. To mu tez nie przeszkadzalo bo twiedzil, ze on dzieci nie musi miec.Tyle dobrego z siebie dawal, ze przyjelam jego oswiadczyny. Postanowilam, ze zrobie z nas udane malzenstwo. Przemoglam niechec fizyczna do niego. Juz swobodnie moglam miec z nim seks chociaz zawsze trzebabylo dopracowac \"cos\" Pozbylam sie przy min wlasnej niesmialosci w seksie. Eksperymentowalisy w lozku i cieszylam sie z tego, ze mi to odpowiada. On tez byl tym zachwycony. Wzielismy slub za granica - na slubie niebylo nikogo z mojej rodziny. Ja nie chcialam nikogo narazac na koszty a on nie zaproponowall zebym jednak kogos zaprosila. Ani on ani ja nie dysponowalismy wieksza gotowka. Zylismy skromnie z dnia na dzien. Niestety nadal draznily mnie jego niektore zachowania. Duzo rozmawialismy o tym. On zaczal sie obrazac i twierdzic, ze mi sie nic nie podoba. Zaczely sie klotnie i trwaly przez caly 5-letni okre malzenstwa. Nie wyszlo mam. Czulam sie samatnie, nie umielismy dojsc do porozumienia. Bywaly chwile bardzo dobre, ale to tylko chwile. To ja mialam go

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
sorry doczytalam tylko do momentu jak okazalo sie, ze nie mialas pracy... jak sięnie ma pracy to się jej szuka a nie wychodzi za kogoś, do kogo w dodatku nic nei czujesz - dwoje glupich sie dobralo :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość łączenie tematów
Bywaly chwile bardzo dobre, ale to tylko chwile. To ja mialam go uczyc zycia a w jego pojeciu to mnie trzeba bylo wychowac. Katastrofa. Nie wytrzymalam tego. Odeszlam. Mieszkam teraz sama. On chce zebym wrocila a ja wariuje od myslenia co robic? Czy ja go skrzywdzilam? Tym, ze wyszlam za niego nie kochajac go? Czy on teraz cierpi przeze mnie? Ja raczej nie chce juz z nim zyc pod jednym dachem, bo zycie takie jest dla mnie uciazliwe. Z drugiej strony mysle o tym, ze ja tez swieta nie bylam i moze to moja wina, ze nam nie wyszlo. Dalej twierdze, ze ma duzo cech, ktore nie jedna kobieta chcialaby by jej maz takie mial ale ma duzo wad, z ktorymi ja nie umie sie pogodzic. Co o tym sadzicie? Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ile ty masz lat

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o tak tak
sadzilam, ze ja jestem dziwna ale ty mnie przeroslas:o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fsfs
jak dla mnie to skrzywdziłaś przede wszystkim siebie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ile ty masz lat
a znalazłas przynajmniej tę pracę? wg mnie to to bylo obustronne współuzaleznienie - a facet jest ciota i zapewnima Cię, ze on się nie martwi czy Ciebie skrzywdzil nie badz glupiutka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jaktotak*
Ty skrzywdziłaś i jego i siebie. Związek bez miłości nie ma szans na przetrwanie. Na co Ty liczyłaś, że uczucie samo przyjdzie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a gdzie tammm
kurcze, jakbym o sobie czytala, z tym, ze do pewnego momentu --- ja powiedzialam otwarcie ze nie kocham i nie bede z nim ..... 2 razy dalam nadzieje myslam, ze sie przemoge, ale jednak nie. pewnie skonczyloby sie jak z toba ... wole jednak zyc,pracowac, zarabiac na wlasny rachunek ... podejmij swoje zycie to nei twoja wina, zrobilas to po trochu dla niego po trochu ze strachu on cie w pewnien sposob przymusil, wykorzystal brak zdecydowania niepewnosc co do przyszlosci jestes wartosciowa OSOBA masz prawo do SIEBIE i do zycia takeigo jakie ty chcesz zacznij zyc dla SIEBIE a nie dla neigo nei skrzywdzilas go- raczej on ciebie- zabral ci 5 lat zycie (nie bez twojego udzialu rzecz jasna) odizoluj sie od niego, rob milion innych rzeczy zyj dla siebie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość co Ty pitolisz
panna wyszła za niego z wyrachowania i wszystko na ten temat. "Czy go skrzywdziłam" - no pewnie. Jeszcze z niej ofiarę robisz? Chyba, że ofiarę swojego debilizmu :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a gdzie tammm
to tez ....... ale dziewczyna sie bala, ze zostanie sama albo nikogo nie znajdzie ja jej nie osadzam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość okrutna
Dlaczego niby jestem debilka? Ze chcialam szczerze pokochac meza ale on mial taki charakter, ze kazda zbudowana przeze mnie cegielke zburzyl. Przed Bogiem czuje sie niewinna bo tylko Bog wie jak bardzo staralam sie ratowac nasz zwiazek. To prawda, ze wyglada na to, ze bylam wyrachowana. Mozliwe, ze takie byly poczatki ale z czasem z calego serca chcialam abysmy byli para, malzenstwem zgodnym. Pomimo, ze klocilismy sie to te klotnie byly tylko moim krzykiem aby on wreszcie dojrzal do tego malzenstwa. Czasami mowil i robil takie rzeczy, ze podejrzewalam go o chorobe psychiczna. Nie mial tak naprawde przyjaciol - nikt oprocz rodziny nie zapraszal go nigdzie, ani on nie zapraszal znajomych. To ja tchnelam zycie w nasz dom - to ja poznalam ludzi, z ktorymi zaprzyjaznilismy sie, to ja nauczylam go "normalnosci" seksualnej bo mial ja zwichrowana. To ja ozywilam jego stosunki z rodzina bo dla niego to bylo niewazne. Byl okres, ze przez 6 lat nie odwiedzil matki i brata. To ja otwieralam mu oczy na zycie w innych malzenstwach by mogl porownac do naszej sytuacji. To ja organizowalam wyjscia na sylwestra i inne imprezy bo dla niego bylo zawsze " a po co". Ubieral sie sztrasznie niemodnie - to ja dbalam o to, zeby to zobaczyl i zmienil styl. W brzydkim stylu jadal posilki - na moje prosby troche zaczal sie kontrolowac ale zostalo mu to do dzis. Kazda moja uwage traktowal jak atak i nie sluchajac o czym chce powiedziec atakowal mnie. Czesto bylam optymistycznie nastawiona do naszego malzenstwa. Nie chcialam zeby byl pantoflarzem. Zachecalam go by sam czesto podjal decyzje, to on zajmowal sie sprawami finansowymi. Zakup do domu czegokolwiek uzgadnialismy razem.... Nie, nie zgodze sie z tym, ze jestem debilka. Chcialam go pokochac - nie dalo sie. Przegralam. To, ze na poczatku kalkulowalam i przemysliwalam - nie znaczy, ze jestem wyrachowana. Z czasem widzialam dobre strony naszego zwiazku i wrecz bylam mu wdzieczna, ze jestesmy razem. W wielu sprawach pod moim wplywem zmienil sie na lepsze. Zrobil sie dojrzalszy, spokojniejszy bardziej krytyczny wobec siebie, dziekowal mi za te zmiany i wciaz twierdzil, ze mnie kocha a bezemnie to on nie ma po co zyc. Ale ja poprostu psychicznie padlam. Nie nadaje sie na psychoterapetke - nie znam sie na tym. Wiem tylko, ze w nim sa poklady dobroci, szlachetnosci i on moglby byc tym jedynym dla mnie ale ja wysiadlam. Nie daje rady dluzej.... Smutno mi, bardzo mi smutno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a gdzie tammm
a czemu nie dajesz rady???????? mialas niedorobionego meza, zerwalas i dobrze -- przejdz z tym do porzadku dziennego mnie nerw bierze jak czytam o tym niedojdzie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×