Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

tom1410

Zakochałem się w swojej studentce

Polecane posty

Trafiłam w cudowny temat, który idealnie wpasowuję się w pomieszanie mojej obecnej sytuacji. Tym gorzej dla mnie, bo pół biedy, gdyby to tyczyło się tylko mnie i mojego wykładowcy, ale wchodzi w to jeszcze mój obecny. Ale mniejsza, zacznijmy od początku. Z obecnym jestem już trochę i ho ho. Wszystko zaczęło się walić na łeb, kiedy włączyła się w nim maniakalna wręcz zazdrość i zaczął mnie szpiegować, gdzie tylko się dało, przeglądać moje prywatne wiadomości (oczywiście jak nie widzę) i ogółem robić wiele nieprzyjemnych rzeczy. Nie będę wnikać w szczegóły, ale z biegiem czasu, jego zachowanie stawało się wręcz nie do wytrzymania (potrafił mieć focha tydzień, bo mu sie przyśniło, że go zdradzam). Właściwie do dziś dzień on MUSI się ze mną pokłócić o bzdurę, bo sobie wymyślił, że go nie chce, że nie kocham, że zaraz polecę do innego, że on jest głupi, brzydki bla bla bla. Niestety prośby, awantury, krzyki, płacze nie przynosiły skutku, tak samo jak próby poważnej rozmowy (ostatnio nawet sie dowiedziałam, że to wszystko mu wmawiam, szczególnie to jego przeglądanie mi fejsa za plecami - srsly, nie mam nic do ukrycia, może czytać jak chce i kiedy chce, tylko nie kurna po kryjomu!!). W pewnym momencie zaczęłam wątpić czy to ma sens jak i w swoje uczucia. Zresztą mniejsza. jestem w związku, który gnije i umiera od wewnątrz, a nie umiem z niego tak po prostu zrezygnować po tym ho ho ho czasie, w którym go tak starannie budowałam. Nie chcę popełnić błędu, chociaż im dłużej to trwa, tym większy szlag mnie trafia. Wracając do wykładowcy - urodą mnie jakoś nie powalił na początku semestru (a magisterka za pasem), raczej traktowałam jego i ten przedmiot "zaliczyć i dalej do przodu". Facetowi odbijać zaczęło w między czasie, a ja po którejś kłótni z rzędu zauważyłam na przedostatnich zajęciach, że wykładowca namiętnie się we mnie wpatruje i uśmiecha. Okej, fajnie. Pomyślałam, że moze dlatego, że jakiś czas wcześniej wpadłam do niego na dyżur bo nie ogarniałam jednej kwestii z ćwiczeń. Wykładowca swoją drogą jest bardzo młody, bo w moim wieku, zaraz po obronie dostał posade, blablabla, los mnie pokarał 4letnim liceum. Nie ważne. No i tak się patrzył, a że ja jestem przekora, to również się wgapiałam i nagle mnie dziwacznie olśniło, jakby zaklęcie rzucone i bach! 3 noce nieprzespane. Przeszło, ufff, lepiej mi. Później wyniknęła jakaś niesympatyczna plotka, że niby go obrażam czy coś (zrobiłam zabawny komiks z jego udziałem), wiec napisałam maila, żeby się wspaniały ćwiczeniowiec nie denerwował. No i się zaczęło. Rozmowy na fejsie do 2 w nocy, w których podkreślał na swój pokrętny sposób jak bardzo mnie lubi, że fajnie by było jakbym go odwiedziła na dyżurze, że on mi opowie, powie, zrobi jak sie spotkamy. Ok, coś iskrzyło. W pewnym momencie przeszliśmy na "ty", a ja będąc dość ambitną osóbką, odwiedziłam go w sesji na dyżurze dopytać o szczegóły doktoratu (który teraz on pisze). Było miło, patrzenie w oczka i w ogóle. Wcześniej jak pojawiłam się na wpisie ciągle się do mnie uśmiechał. Na dyżurze pt pytam o doktorat, wpadła znajoma, pisać kolokwium zaległe, a gdy nas wygonił, "bo zaraz musi jechać coś załatwić" podleciała do mnie i mi zaczęła gadać "co jest między wami? przecież on wpatrzony w ciebie jak w obrazek!". No skoro trzecie osoby coś zaczynają zauważać (a jest ich coraz więcej) to chyba musi być na rzeczy. W końcu się zdecydowałam zaproponować mu wyjscie gdzieś poza uczelnie, jednak odmówił, "bo mam faceta". Oczywiście powiedziałam, że to koleżeńskie a nie randka, no ale cóż. Od tamtej pory na fejsie go nie widziałam. Po kilku dniach ciszy napisałam parę maili, sympatycznych, ale po kilku dniach namiętnego wymieniania wiadomości znowu cisza. Szczerze mówiąc ciężko jest mi cokolwiek powiedzieć. Tkwię w związku, który przechodzi kryzys, nie mam siły już niczego naprawiać, a boje się zerwać znajomość, żeby nie popełnić błędu. Momentami, kiedy nie ma fochów, nerwów, kłótni zaczynam odzyskiwać wiarę w nasz związek, jednak on musi to zawalić jednym problemem, za przeproszeniem z dupy, żebym nie miała ochoty go oglądać. Z drugiej strony mamy młodziutkiego wykładowce, w którym przyznam szczerze - jestem do bólu zauroczona. Kiedy nie mam z nim kontaktu, czuję, że nic nie ma sensu, a jak napisze to jestem w siódmym niebie, a potem spadam na dno czeluści zwanej "wyrzuty sumienia". Nie rozumiem jego nagłego milczenia. Niby nic się nie zadziałało, dawał mi do zrozumienia, że nie chce rezygnować ze znajomości, a teraz nic. Zero. Nie wiem czy powinnam iść do niego na dyżur, zagadać coś, bo nie chce mu się narzucać ani samemu rozdrapywać przysłowiowych ran. Z drugiej strony cholernie za nim tęsknie. Powiedzcie mi, co mam zrobić? Czekam, czekam, czekam, koniec semestru za niecały tydzień. Gdybym miała czystą sytuację ze strony wykładowcy, mogłabym zdecydować za jednym "ryzykiem" a w tym wypadku sama miotam się ze swoimi uczuciami i moim chorym pociągiem do nienormalnych sytuacji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wykładowca30
Nie zazdroszczę sytuacji, miałem podobnie, tylko jako wykładowca w rozpadającym się związku. Może Twój wykładowca jest podobnie jak Ty uwiązany i przez to, że Ty jesteś z kimś, on również boi się zaryzykować. A może doświadczył już trochę i nauczył się, że jeśli facet za bardzo ugania się za kobietą, to może się jej szybko znudzić (ciekawa jest kobieca psychika, często biegacie i wzdychacie do facetów, którzy przestali się odzywać, albo nie okazują Wam dość zainteresowania, a ci dostępni na co dzień i oddani okazują się bezwartościowi - ale nie chcę nikogo obrażać czy coś podobnego, rozpędziłem się z prostym, potocznym analizowaniem sprawy). Aha - jeśli chodzi o moją sytuację, jestem na etapie sms ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zdruzgotana.0
"...Nie obwiniaj siebie elizo, Ty jako kobieta mogłaś tylko i wyłącznie dawać delikatne sygnały chociażby uśmiechem." Jak dla mnie to nie jest uwzględnienie sytuacji wykładowca/student ale zwykła dyskryminacja i śmierdzi seksizmem .. :| Lena jesteś rozczarowanym życiem mężczyzną?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość and the story goes...
"Zakochałam się w dużo starszym od siebie mężczyźnie, starym kawalerze, starszym ode mnie o 13 lub 14 lat, czy coś takiego. On prowadził zajęcia a ja byłam jedną z wielu studentek (wielu to trzeba podkreślić). Zbałamucił mnie skutecznie, niestety dla mnie. On flirtował ze mną dla zabawy (i nie tylko ze mną) a ja zaczęłam sobie wyobrażać Bóg wie co. Tyle go znam co z bloga, który prowadził. Tak naprawdę to go nie znam. Musiałam go zatem zaszufladkować jako: kobieciarza lubiącego młode dziewczyny, manipulatora, plotkarza, zniewieściałego starego kawalera, "Piotrusia Pana", który nigdy nie dorośnie i który nie lubi zobowiązań i obowiązków. Oczywiście jak się w nim zakochałam to tak źle o nim nie myślałam, wręcz przeciwnie. I pomimo tego wszystkiego co o nim sądzę, nadal o nim ciągle myślę. To jest chore, wiem. Gdyby mnie kochał to starałby się mnie odnaleźć, porozmawiać ze mną, wręczyć kwiaty a on jest tylko mocny w gębie i w pisaniu tych swoich bzdur na blogu czy raczej blogach już, bo pewnie otworzył nowego już. Teraz pewnie nadal flirtuje z dziewczynami na swoim nowym blogu i wolę nie wiedzieć na jakim. Zakochałam się w kimś kto pewnie już mnie nie pamięta albo nawet jeśli pamięta to jestem dla niego jedną z wielu młodych dziewczyn, które mu się podobają. Być może jestem dla niego już za stara i ogląda się za młodszymi ode mnie. Żal mi tych młodych dziewczyn, jeśli je zbałamuci i będą to przeżywały tak jak ja. Mam nadzieję, że nie będą tak głupie i naiwne jak ja. Bawi się uczuciami innych i flirtuje z wieloma młodymi dziewczynami na zajęciach nie ukrywając tego. Ile nocy przez niego przepłakałam i ile łez wylałam nie zliczę i chyba mam już tego serdecznie dość. Jestem już zmęczona tą całą sytuacją. Raz wściekam się w duszy na niego i mam ochotę go udusić albo kopnąć tak żeby poleciał na księżyc a później mam ochotę się wtulić w niego. Chciałabym już zejść z tej huśtawki. Zacząć od nowa i znów się zakochać. Problem w tym, że nie potrafię o nim zapomnieć mimo, że studia skończyłam kilka lat temu, ciągle o nim myślę i nie potrafię przestać. Ciągle go widzę w obcych mężczyznach spotykanych przypadkowo na ulicy i wydaje mi się że to on. Nawet gdy kiedyś umówiłam się na randkę przez internet to miałam cichą nadzieję, że przyjdzie on a nie ten z którym się faktycznie umówiłam. Miałam nadzieję, ze się podszyje pod kogoś innego. Takie myślenie to droga donikąd. Żyję jakimiś marzeniami, urojeniami, fantazjami. Żałuję, ze kiedykolwiek go spotkałam bo gdybym nie miała z nim zajęć pewnie już od dawna miałabym jakiegoś chłopaka i tylko o nim bym myślała i o nikim innym. Straciłam tyle lat na myślenie o kimś kto może nawet mnie nie pamięta. To już za długo trwa, tracę tylko czas a czas leci a ja nie młodnieję Chciałabym wreszcie zakochać się z wzajemnością w kimś na kogo mogłabym polegać, do kogo mogłabym się przytulić i porozmawiać twarzą w twarz a nie tkwić w tym czymś (nawet nie umiem tego nazwać). Chcę się wreszcie spotkać z kimś fajnym i jednocześnie nie myśleć cały czas o tym pieprzonym doktorku, który ma mnie gdzieś i który traktuje mnie jak zabawkę. Chcę spotkać kogoś z kim spędzę resztę życia a nie spędzić resztę życia na czytaniu notek na blogu jakiegoś pajaca, który próbuje flirtować ze mną i większością swoich studentek, w sumie nie wiadomo w jakim celu. A ja będę czytała te bzdury z nadzieją, że może kiedyś się odważy powiedzieć mi że mnie kocha. Teraz widzę jaka śmieszna jestem. Mam wrażenie, że drepczę w miejscu, a jak robię krok do przodu to jednocześnie patrzę w tył. Chciałabym zapomnieć o nim, zakochać się i zrobić krok do przodu bez żalu lub patrzenia w tył. Tylko nie wiem jak to zrobić. Na to pytanie pewnie będę musiała sama sobie odpowiedzieć. Pieprzony doktorek. Od samego początku kiedy go poznałam flirtował z wieloma młodymi dziewczętami i to już powinno było dać mi wiele do myślenia ale zbagatelizowałam to i teraz mam za swoje. Jeszcze jak zacznie pieprzyć coś typu że: "przecież to tylko niewinny flirt i nikomu nie robię krzywdy" to chyba wyjdę z siebie. Może dla niego to tylko niewinny flirt ale nie dla mnie. On chyba nie zdaje sobie sprawy jak bardzo może skrzywdzić takie naiwne dziewczyny jak ja a jeśli zdaje sobie sprawę i nadal flirtuje, to jest dla mnie zwykłym draniem. Dla osób nieśmiałych takich jak ja, FLIRT NIGDY NIE JEST TYLKO FLIRTEM ale zaczątkiem czegoś poważniejszego. Ma tytuł doktora ale dla mnie jest zwykłym draniem i lowelasem. Kiedyś kiedy myślałam, że Pan Sławek mnie kocha byłam przez chwilę szczęśliwa ale tylko przez chwilę bo zrozumiałam, że on nic do mnie nie czuje. Flirtuje ze mną dla zabawy lub to jest jego dziwaczy sposób na umilenie sobie czasu wśród dziewczyn, które patrzą na niego jak na 1mln dolarów, a on z tego się cieszy".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wEltshMerZ 1
Pozwólcie, że i ja wtrącę swoje 3 grosze - może moja historia uchroni przed cierpieniem jakąś nieświadomą duszyczkę ;) Skłania mnie do tego powyższa wypowiedź koleżanki, co lepsze (szok!) moja jest baaardzo podobna! Jaki ten świat mały, a zarazem przewidywalny (szkoda, że dopiero teraz sobie zdałam z tego sprawę). Na potrzebę tego wątku określmy umownie mój obiekt westchnień jako Mr. Big ;) Mr. Big jest zadbanym i starszym o 10 lat mężczyzną, więc nie jest to znowu jakaś straszna różnica wieku, powiedzmy że jak dla mnie to dopuszczalne max., tym bardziej że nigdy nie fascynowali mnie dużo starsi faceci, acz niestety z ich strony było odwrotnie. Ale do rzeczy. Mr. Big jest bardzo pracowitym człowiekiem i bardzo Go za to podziwiam. Któryż z wykładowców znalazłby w sobie tyle siły i energii by pomiędzy rozwijaniem swych wszechstronnych zainteresowań, aktywnym uczestnictwie w życiu naukowym i mozolnym poszerzaniem swego dorobku publikacyjnego, mieć czas na udzielanie się na wielu forach int., a nawet tworzenie wielotematycznych blogów? Ano, prawdziwy człowiek renesansu i wyjątkowo płodny umysł! Już samo to, nie wspominając o dość przyjemnej aparycji oraz wysublimowaniu w sztuce uwodzenia sprawiają, że większość studentek wpatruje się w Niego oczkami kotka ze Shreka ;) Nie myślą wtedy siksy o Jego niektórych wadach: kąśliwość, wybuchowość, pewne zamknięcie w sobie. No cóż, z Mr. Bigiem jest tak, że w jednej chwili potrafi Ci słodzić, po czym po 5 min. gdy mu się coś nie spodoba potrafi Cię zjechać jak Kacper burą sukę. Ale to jest cena przebywania w Jego wspaniałym towarzystwie - trzeba być przygotowanym na huśtawkę nastrojów. Poza tym jest całkiem sympatycznym facetem, więc myślę że dla kochającej go kobiety, potrafi nieco utemperować swój charakterek :) Całkiem przyjemnie posłuchać sobie jak coraz młodsze dziewczyny "jarają" się Jego zacną osobą:) Nie zapomnę nigdy tych cieplejszych miesięcy, kiedy to studentki imały się różnych "modowych" sposobów by zawrócić Mr. Bigowi w głowie ;) Te krótkie jeansowe spodenki, bluzki z dekoltami, koturny, kokardki - żyć nie umierać ;) Może i lepiej - przy braku klimatyzacji w uczelnianym budynku szkoda by było by młode studentki przyprawione o szybsze bicie serca na widok boskiego Mr. Biga, mdlały na Jego wykładach. No bo jak rzutowałoby to potem na osiągnięcia tychże nieszczęsnych niewiast na egzaminie. Największy ubaw miałam jak kiedyś po zajęciach, jedna ze studentek podbiegła do Niego w celach konsultacyjnych. Przedni widok - Mr. Big siedzi przy stoliku, a ta mimoza w zwiewnej bluzeczce, pochyliwszy się nad biurkiem, przekłada pół swego ciała w Jego kierunku. Zapach kobiecego ciała i widok skrawka jędrnego biustu byłby dla każdego mężczyzny niezwykle kuszący. Czasem mi szkoda Mr. Biga, bo wydaje się być osaczony przez żądne przygody, co tu dużo mówić - sexowne studentki. I weź tu chłopie zachowaj zimną krew... Niektóre studentki próbowały bardziej "naukowego" podrywu, biegając do Mr. Biga z przeróżnymi wątpliwościami, konsultacjami, coby oczarować go swoją elokwencją i zaangażowaniem w życie studenckie :) W takich przypadkach nie ma się co śmiać - widać, że te dziewczyny miały do zaoferowania (oprócz dup w opiętych jeansach) możliwość jakiejś żywej rozmowy, porozumienia emocjonalnego, no bo przecież pod względem inteligencji żadna studentka nie dorówna naszemu Mr. Bigowi. Nie ma się co czarować w tej kwestii. Jak się ma moja osoba do tej historii? Ano, głupio się przyznać, ale i ja wpadłam po uszy... :( Na początku tego zauroczenia pozwoliłam mu kiełkować we mnie, nawet nie wiem czemu...Może to przez tę chemię, którą niestety czułam do Niego... Gdyby jej nie było, to nawet bym się nie rzucała na "głęboką wodę". Tym bardziej, że przez pół roku nie zwracałam na Niego większej uwagi, choć nieraz się mijaliśmy na uczelni. Jakoś nie czułam do Niego większej sympatii, tym bardziej po tym jak odezwałam się na jakiś zajęciach, a On do mnie wyjechał z dość chamskim tonem...Wówczas nawet nie zwracałam uwagi czy kręcą się wokół Jego osoby jakieś siksy - a może szkoda.. Na pewno dziewczynom hormony buzowały wraz z nadejściem wiosny, a i Mr. Big jakąś wtedy metamorfozę przeszedł i nasze uczelniane ciasteczko wyglądało jeszcze lepiej ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wEltshMerZ 2
Wracając do wątku, pech chciał, że i mnie coś wzięło. Na początku byłam "trochę aktywna" w tym kierunku - coś mówiłam, działałam drobnymi kroczkami w celu nawiązania sympatii. Zaczęłam patrzeć na Mr. Biga trochę bardziej pod kątem faceta, a nie wykładowcy. O dziwo, moje nastawienie do Niego diametralnie się zmieniło. Zaczęła mi się podobać ta Jego kąśliwość i "ciekawe" poczucie humoru, bo co do inteligencji, to nigdy nie negowałam :) Dorzućmy jeszcze nieziemską chemię jaką czułam, a wtedy zrozumiecie, że wpadałam beznadziejnie jak śliwka w kompot. Moją ostrożność wzbudziły pewne nieprzyjemne plotki jakie o Mr. Bigu krążyły...Ponoć swego czasu mówili o Nim "Mr. Big - Skandalista".. niczym L. Flynt (hehe, ale to nie ta branża:) Byłam w szoku, bo wydawał się takim spokojnym i sympatycznym facetem. Postanowiłyśmy z koleżankami dokonać pewnego eksperymentu, czy faktycznie ciągnie Go do młodych dupeczek (choć w sumie, to każdego faceta ciągnie). Koleżanka jest niczego sobie, wszystko ma na miejscu, a i powodzenie zawsze miała, więc poprosiłam ją żeby przyszła razu pewnego na zajęcia w krótkiej spódniczce, dekolciku, szpileczkach - żeby wszystko było na najwyższy połysk. No i przyszła - eh..jak ona wtedy wyglądała...młodzież rzeknie "słodziaszczo". Faceci nie mogli od niej oderwać wzroku, Mr. Big na zajęciach też wodził okiem.. Po zajęciach poszłam do innej sali i czekałam na nią. Szła w moim kierunku, a kto szedł za nią przez cały korytarz..? Mr Big z rozmarzonymi oczkami...i tak szedł za nią, potem chyba czekał aż pójdzie przed Nim schodami do góry, coby mógł sobie popatrzeć, no ale koleżanka raczej z tych nieśmiałych, więc przeczekałyśmy i zniknęłyśmy w innej sali. Uff...musiałam jej wtedy 2 piwa postawić, bo koleżanka nie czuła się z racji swej nieśmiałości komfortowo w tej sytuacji..nie dziwie się jej, bo faceci nie mogli oderwać od niej oczu, a ona raczej nie przyzwyczajona do takiego zainteresowania. No, ale kochana dziewczyna jest i dzięki jej pomocy, przekonałam się że Mr. Big jednak podąża za śladem spódniczki...to jeszcze bardziej dało mi do myślenia...Potem zaczęłam podejrzewać, że pewnie ma jakąś kobietę (bo nie możliwe żeby taki facet się sam marnował). Trochę się wycofałam. Trochę się podziało. Nie miałam z Nim kontaktu kilka miesięcy. Liczyłam, że mi przejdzie - gówno...nie przeszło. Jeszcze silniejsze były moje uczucia do Niego, na dodatek zmieszane z tęsknotą za Nim..eh..Wydało mi się, że i On mnie pamiętał po tych kilku miesiącach..Cóż z tego jak nasze drogi się znów rozeszły. Od tej pory widywałam Mr. Biga raz na jakiś czas, jako że zajęć już z Nim nie mam. No i cholera, dalej mnie trzymało...I tak przez rok. Próbowałam załapać jakiś kontakt, coś zadziałać, ale w ostateczności nic z tego nie wynikło, bo ponoć jakaś życzliwa koleżanka zasugerowała mu, że mam faceta. On od tamtego czasu stał się obojętny na mnie, wręcz przestał mi odpowiadać na dzień dobry, a i wzrok miał taki jakby chciał mnie dosłownie "zabić". Ta koleżanka miała z nim styczność potem i z tego co mówiła, gdy wspomniała moje imię, On wyjeżdżał z jakimiś docinkami...Pomimo tego, że nie mam jakoś drastycznie zaniżonej samooceny - może staram się patrzeć na siebie obiektywnie..., to przez dłuższy okres czasu i mimo pewnych sygnałów z Jego strony, nie wierzyłam za mocno i chyba do końca tak było, że On może coś do mnie czuć więcej, aniżeli pociąg fizyczny. Przecież taki facet szuka sobie kobiety "na swym poziomie", a z młodszą może co najwyżej przeżyć łóżkową przygodę. W związku z tym powróciłam do swego byłego i stwierdziłam, że nie ma sensu czekać i liczyć na coś więcej z Jego strony, bo życie to nie bajka czy romansidło. Niestety, pomimo tego że widywałam go coraz rzadziej i próbowałam na nowo o NIm zapomnieć (już rok bezskutecznie) i ułożyć sobie życie, to uczucie do Niego jest zawsze silniejsze ode mnie i wraca jak bumerang...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wEltshMerZ 3
Postanowiłam jakiś czas temu, że nie będę nic robić w tym kierunku i poczekam pół roku - albo mi się wyklaruje, albo nie. Wiem, że można mnie potępić za to, że przez ten cały czas naszej znajomości, pojawiałam się i podsycałam w Nim uczucie do mnie (jeśli czuł coś więcej niż chęć sexu), a potem znikałam gdy rozsądek dochodził do głosu...Dopiero 2 miesiące temu dotarło do mnie, że może On jednak czuję naprawdę coś więcej do mnie. Dawał mi coraz śmielsze znaki, na tyle oczywiście ile mógł sobie pozwolić. Ja ze strachu się trochę wycofałam, ale moje uczucie coraz bardziej do NIego rosło. Zaczęłam na nowo rozpatrywać opcję, by rzucić to w czym do tej pory tkwiłam, a nie czułam się od dłuższego czasu szczęśliwa i zaryzykować - poddać się temu uczuciu. Jednak nie było to proste - raz, że ciągle miałam obawy, że Mr. Big chce tylko sexu ode mnie, dwa - że rodzina by zrobiła wszystko bym nie zrywała z chłopakiem (wiem co się działo w tamtym roku - istny horror w domu : płacz matki połączony z jej szantażem emocjonalnym i delikatnie mówiąc - z finansowym też. A i ojciec nie patrzył na to później przychylnym wzrokiem), który niestety stał się ich ulubieńcem i wzorcem "wymarzonego dziecka", ale by się nie dobijać, przemilczę to. Co miałam robić, jaką decyzję podjąć by życia nie spieprzyć, nie tylko sobie, ale i innym?? Przyjaciółki mówiły bym to skończyła, bo zaczął Cię olewać, a i Ty sama cierpisz i nie możesz funkcjonować normalnie przez tę miłość. Inna mówiła napisz do Niego i spróbuj zainicjować kontakt - tak też zrobiłam, ale On z jakiś względów uciął ze mną kontakt. Zaczęłam wtedy przeglądać różne fora internetowe i tam szukać wśród podobnych historii jakichś zbieżności - wskazówek. No i Dziewczyny - odkrycie roku - mam prawo sądzić, po porównaniu wielu stron i charakteru treści przeróżnych postów - że duża części z nich jest pisana przez pracowitego Mr. Biga. Podziwiam, iż potrafił on wczuć się w rolę studentek i opisywać różne historie tego typu. Ma niezwykły zmysł obserwacyjny i wyjątkowo płomienną wyobraźnię. Co wydedukowałam................................................................ Otóż Mr Big. ma ŻONĘ (a ponoć był w związku nieformalnym). Mało tego ma DZIECKO - czy jedno, czy więcej - to nie ma znaczenia. Jak sobie to uzmysłowiłam...powiem Wam, że uczucie niepowtarzalne...w jednym momencie chciało mi się zwymiotować, a zarazem ryczeć. Ja "pierdolę" za przeproszeniem! Całą noc siedziałam na łóżku i ryczałam przed laptopem...potem przyszło jeszcze wiele takich nocy i dni. Po miesiącu jest mi troszkę lżej, więc mogę się z Wami podzielić mymi przeżyciami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wEltshMerZ 4
Ja durna baba (to muszę przyznać) uwierzyłam, że skoro Mr. Big nie ma obrączki na palcu, to jest kawalerem (ha, na dodatek nikt o Nim nic nie wie). Największy mój błąd w życiu. Karmiłam swoją chorą wyobraźnie i spragnione serce każdym Jego słowem, gestem i sama się nakręcałam na coś więcej. Pokochałam nieświadomie faceta, który ma już swoje życie ułożone. I tak jak chciałam działać i walczyć, tak odkąd dotarło do mnie, że On ma rodzinę, odechciało mi się wszystkiego...Nie jestem podła pizdą, żeby rozbijać Jego rodzinę...Najbardziej żal mi Jego żony, że żyje z takim flirciarzem i graczem...Co ta kobieta musi czuć, gdy robi mu obiadki, a On opisuje swoje fascynacje na blogach i podrywa nowe "obiekty". O dziecku nie wspomnę. Nie podawał na takiego...Mi pozostał żal do Niego (mógł mi dać wyraźny znak, że jest żonaty -- oszczędziłby mi wtedy dużo cierpienia, tym bardziej że widział iż należę do tych wrażliwych osób, którym nie tylko o sex chodzi), żal do samej siebie - za to, że dałam się zmanipulować i po części przyczyniłam się do osłabienia więzów z Jego żoną (choć nie powinnam go mieć, bo do lutego przez myśl by mi nie przeszło, że On może być żonaty i nie miałam dowodów na to..), mam nadzieję, że dziecko nie ucierpiało w żaden sposób przez to. Z drugiej strony dobrze, że to w końcu do mnie dotarło, póki nie zabrnęło to za daleko...Zastanawiam się kim byłam dla Niego? Odskocznią od małżeńskich problemów, małym zauroczeniem, jakąś wyidealizowaną obsesją, czy bratnią duszą z perspektywą łóżkowego romansu...Po tym co wiem, odp. nasuwa mi się sama..Przykre...Wiem, że jeśli będzie chciał zdradzić żonę, to znajdzie sobie i tak inną, tacy faceci się raczej nie zmieniają. A ja bym mogła Go prosić jedynie by starał się odbudować swą relację z żoną, bo widać mu czegoś w małżeństwie brakuje...A jeśli już musi robić skok w bok, to lepiej nie bałamucić naiwne i wrażliwe studentki, a znaleźć sobie wyrafinowaną kobietę w swoim wieku (ponoć kobiety są wtedy najlepsze w łóżku). Drogie forumowiczki, na dzisiejszy dzień jestem w totalnej rozsypce, a czas póki co nie leczy moich ran. Uczę się żyć od nowa i układać mój świat bez myśli, że może kiedyś Kochać kogoś, a nie móc z Nim być boli jak cholera. Kochać kogoś, a być przez Niego oszukanym w tak ważnej kwestii jak posiadanie rodziny tego się nie da opisać. Owszem i On mnie znienawidził, gdy się dowiedział o chłopaku, tylko że według mnie to jest inny „kaliber. Ja chciałam pomimo tego, że wiem ile by mnie to kosztowało, zacząć dla Niego nowe życie, bo uświadamiałam sobie z każdym dniem, że to Jego potrzebuję. Teraz, gdy wiem, to co wiem, nie pozostaje mi nic innego jak zniknąć z Jego życia. Nie jest to proste, kiedy codziennie mi go brak On doskonale sobie zdaje sprawę, że uzależnił mnie jak narkotyk.. Ale dla dobra Jego rodziny tak będzie najlepiej. Owszem, gdy chciałam się na Nim zemścić, powiedziałam mu, że możemy być przyjaciółmi (chyba nie ma większej obelgi dla osoby, której zależy na czymś więcej..), ale po miesiącu już wiem, że dla mnie to nigdy nie będzie możliwe nie z tymi uczuciami, które żywię do Niego i z tą chemią, którą chyba oboje czujemySkończyłoby się na tym, że ja dalej karmiłabym się okruchami nadziei, kiedy tu już wszystko jest pozamiatane Mam nadzieję, że kiedyś (bo nie wierzę by mój aktualny związek jeszcze długo pociągnął ile będę zagryzać zęby jeszcze?) spotkam mężczyznę (stanu wolnego) podobnego do Niego, którego pokocham ze wzajemnością - choć w połowie tak jak Mr. Biga - wtedy nie zawaham się by podjąć ryzykoMr. Big pamiętaj, że nigdy nie zapomnę o Tobie i zawsze będziesz na podium w mym sercu i myślach - gdziekolwiek by mnie życie rzuciło i cokolwiek się będzie ze mną dziaćŻal mi zawsze w duszy pozostanie, że los Nas na siebie skierował, ale nie wziął pod uwagę, że czas już nie ten mysza:*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość destylatorium
wEltshMerZ - dżizas, kobieto! Tobie się chciało tyle pisać? Z Tobą jest juz niedobrze:) Ledwie i z bólem dobrnęłam do końca twojego harlequina. Jedno pytanie mi się nasuwa - skąd możesz mieć pewność, że to on udziela się na forach i blogach? Przecież naukowiec nie ma czasu na takie pierdoły dla dzieciaków - tym bardziej (tak jak sugerujesz) facet z rodziną na głowie? Więc może to nie jest on! Albo to on i nudzi mu się po nocach, hehe..mały kryzys małżeński ? :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wEltshMerZ
destylatroium - dzięki za zainteresowanie :) cóż, pewności nie mam i nigdy mieć nie będę - czy to On pisał? Dlatego też 3-krotnie się Go o to spytałam i za każdym razem albo mnie zbywał, albo milczenie...milczenie jest dla mnie jednoznaczne. Więc nie zamierzam dla swojej/Jego chwili słabości rozpieprzać Jego rodziny. NIgdy nie chciałabym by i mi przypadła rola tej zdradzanej żony. Gdyby był wolny i naprawdę by mu zależało - tak jak się kiedyś deklarował, to inaczej by się zachowywał. Wiem, że moje zachowanie i to co mu zrobiłam przyczyniło się do tego, że mnie olewa -- ale jednak ma coś do ukrycia...skoro nie może mi dać prostej odpowiedzi odnośnie swego stanu cywilnego. Ma moje dane kontaktowe, więc jakbym była bliska jego sercu, to może zaproponowałby choć jedną rozmowę w celu wyjasnienia sobie ostatecznie paru kwestii, tak by nie było między nami niedomówień. Tak się nie dzieję, więc domyślam się, że już kogoś w sercu ma. A ja? Może to ta nasza chemia pchała Go tylko ku mnie? Zrzućmy to na chemię, bo nie chcę żywić do niego negatywnych emocji. Choć paradoksalnie, w paru momentach - i to w takich gdzie okazywał w moim kierunku wiele nienawiści - czułam, że może to jest coś więcej z jego strony niż tylko pociąg fizyczny. Ponoć od miłości do nienawiści...smutne, że dopiero wtedy mi się wydawało, że może z jego strony jest jednak jakieś prawdziwe uczucie. NIby jestem łatwowierna, ale jednak nieufna ;) Wiem, że na pogorszenie się tej relacji miała wpływ odległość nas dzieląca i brak możliwości częstego się spotykania. Ne chcę już rozmyślać, bo to mnie powoli "zabija". Muszę starać się ogarnąć, przyjąć prawdę/rzeczywistość na klatę jak dorosła kobieta i wziąć się wreszcie za studiowanie, bo niestety, ale nawał pracy mnie czeka. Jeszcze tli się gdzieś nadzieja, że rozumiejąc to że teraz nie chce ze mną rozmawiać, może będzie chciał pogadać za kilka miesiecy, kiedy nasze drogi się ostatecznie rozejdą. NIe wiem, może wtedy byłoby troszkę lżej sercu odchodząc w siną dal... takie właśnie jest życie..rzadko kiedy ma się to, czego się pragnie - raczej ma się to, na co się zasługuję i na co się zapracuję...teraz o tym doskonale wiem. pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ona2000000
wEltshMerZ świetny tekst. Mr Big pracuś z wielotematycznych blogów :) Ile ma w sobie empatii. Okazało się, że ten łobuz ma nie tylko zacięcie psychologiczne ale i satyryczne!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wEltshMerZ Wiem co czujesz. To silniejsze od Ciebie. Moja bezradność nie zna granic. Czy w ogóle bezradność ma granice? Mówią zaryzykuj, życie masz jedno. Będziesz wiedzieć na czym stoisz. Odważ się. To nie tak jak mówią. Nie wyobrażam sobie dojrzałej kobiety, która podchodzi do mężczyzny mówi "Porozmawiamy? Muszę panu coś powiedzieć itd." Po prostu nie ta ścieżka życiowa. Nie ta na której można podjąć tak duże ryzyko. Jeśli kocha się prawdziwie, to uczucie to szybko nie wygaśnie. Wręcz to niemożliwe. Musiałby pojawić się nowy mężczyzna, który wzbudzi większe uczucia niż ten obecny, a to mało prawdopodobne, by nie napisać niemożliwe. Zauroczenie trwa miesiąc, dwa, trzy, ale na pewno nie dłużej niż rok. wEltshMerZ Opisałaś sytuację w pewnym sensie bliską mym sercu. Podejmowanie decyzji. Kocha się kogoś, a masz świadomość, że nigdy (chyba nigdy) z nim nie będziesz. Piszę nigdy, bo jeśli on nic nie zrobi, to ja tym bardziej. Pojawia się inny mężczyzna. Zaczyna się o Ciebie starać, walczy. Widać, że pociągasz go, że jesteś dla niego jedyna. Tobie też odpowiada. Chemia jest, charakter odpowiada, ale to nie tak silne uczucie jak to, które dusisz w sobie do innego mężczyzny. Co wtedy? Może właśnie miłość to coś, co nie istnieje tak, jak my to sobie wyobrażamy. Może właśnie nie doceniamy tego co daje nam los? Może miłość to przede wszystkim wyraz szacunku, uznania i kropla chemii. Nie wiem. Jedna wielka pustka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ona2000000
Lena00000 a dlaczego zaraz rozpoczynać rozmowę od słów: "Porozmawiamy? Muszę panu coś powiedzieć" ??? Jest wiele innych możliwości zagajenia rozmowy. Na marginesie, mam znajomą zauroczoną w ćwiczeniowcu, mało tego, wydaje mi się, że on także nie jest obojętny na jej osobę. Kibicuję im i za ciebie też trzymam kciuki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ghjh
Lena00000, a czy uwazasz, ze szczera rozmowa nie bylaby wyjsciem, moze pozwolilaby zamknac jedne drzwi zeby moc otworzyc inne? Moze bylby to krok do przodu?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lady_from_paris
Byłam w podobnej sytuacji - zakochałam się w ćwiczeniowcu. Po pewnym czasie zorientował się, że coś jest na rzeczy (tak mi się wydaje), ale nie wykazał żadnej inicjatywy. Ja też postanowiłam, że lepiej nic w tej sprawie nie robić. Ale nie pozwala mi o sobie zapomnieć. Szuka mnie wzrokiem po korytarzu, a jak już "namierzy" to goni żeby się przywitać i tak specyficznie się wpatruje... Stwierdziłam, że sobie odpuszczę... miłość jest przereklamowana.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jjjjhyiuio
to powierzchownośc bo inaczej ..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zauroczona W...
dlaczego faceci tak sie zachowuja? tzn. gapia sie na ciebie, szukaja twojego wzroku, usmiechaja sie, ale czy to dla nich cos znaczy? mowa oczywiscie o moim cwiczeniowcu, z ktorym mialam cwiczenia w zeszlym semestrze. juz sama nie wiem, czy te jego spojrzenia, to zachowanie swiadczyly o tym, ze jest mna zainteresowany, czy... no wlasnie, co? ja nie moge pozbyc sie go z moich mysli, a on moze znalazl sobie juz inna "ofiare". Dodam, ze jest to moj drugi kierunek, podejrzewam, ze nie ma miedzy nami duzej roznicy wieku, max. z 5 lat. No wlasnie, prawie nic o nim nie wiem, zonaty chyba nie jest, a przynajmniej nie nosi obraczki, chociaz to wlasciwie o niczym nie swiadczy. najbardziej jestem wkurzona, ze to On rozpoczal dawac mi te znaki, z ktorych wywnioskowalam, ze moge mu sie podobac, szkoda tylko, ze na tym sie skonczylo :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zajączek Wielki i Nocny
"najbardziej jestem wkurzona, ze to On rozpoczal dawac mi te znaki, z ktorych wywnioskowalam, ze moge mu sie podobac, szkoda tylko, ze na tym sie skonczylo" Nawet nie wiesz, jak dobrze Cię rozumiem. Tyle, że w moim przypadku, to ja jestem studentem i od około roku nie mam już z Nią zajęć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zauroczona W...
Zajaczku, a widujesz Ja jeszcze na uczelni?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ghjh Niestety nie. Rozmowa odpada. Nie potrafilibyśmy sobie spojrzeć w oczy już nigdy. Jedno jest pewne. To prawdziwa, czysta miłość. W przeciwnym razie nie trwałoby to tak długo. Powinnam dopisać, że jednostronna, bo nie sądzę, że on coś czuje. Gdyby coś czuł, to wykonałby jakiś krok do przodu. Trzeba się z tym pogodzić i żyć tak wiecznie, aż do śmierci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ghjh
Lena00000-a nie chcialabys sie dowiedziec jak bylo naprawde z jego strony? nie pomogloby Ci to, jakaby ta prawda nie byla? Podobno prawda boli tylko raz-wtedy kiedy sie ja uslyszy, a tat to bedzie Cie bolec za kazdym razem, gdy bedziesz o tym myslec.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eliza2999999999999
Dawno mnie tu nie było... Lena dzięki za miłe słowa. Studia skończyłam bez problemu. Jesteśmy znajomymi, jest w miarę dobrze. On niby z kimś się spotyka czasem, a mówi, że będzie sam. Wie co czuje, pewnego dnia po prostu powiedziałam. Od tamtej pory podchodzę do tego spokojniej, kontakt mamy, rozmawiamy, czasem mi w czymś pomaga. A priorytetem jest dla mnie dziecko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zajączek Wielki i Nocny
Zauroczona W..., widuję Ją w tym roku raczej sporadycznie. Powinienem częściej (nie mogę napisać tu na forum "gdzie częściej" ;] ), jednak częstotliwość naszych spotkań w większości nie zależy ode mnie, od Niej też nie... tylko od innych osób organizujących te spotkania. Poza tym, to nie jestem na dziennych, a na tygodniu właściwie nie mam czasu jeździć na uczelnię (chyba, że podczas sesji), więc obecnie nie mam jakiegokolwiek pretekstu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ghjh Chciałabym, ale jak potem spojrzeć w oczy? Czuję, że w pewnym momencie czuł, to co ja. Na pewno zauroczył się. Czas pomógł zapomnieć. Na pewno już nie patrzy przez różowe okulary. Czuję to, gdy się widzimy. Bez względu na jego odpowiedź, szybko nie zapomnę. W ogóle nie zapomnę. To nie tak, że widzę tylko jego zalety i go idealizuję. Widzę także jego wady. Pragnę jego szczęścia bardziej niż swojego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zauroczona W...
najsmutniejsze jest to, ze chyba za wiele osob poddaje sie, nie probuje nawet sie przekonac, czy cos by z tego wyszlo, czy to tylko zaurocznie a moze cos powazniejszego, bo co ludzie powiedza, bo konwenanse, bo co bedzie, jesli to jednak nie to, a szkoda, bo w ten sposob nie dajemy sobie nawet szansy na przezycie czegos fajnego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość studentka ze wsząd
Eloszka, Kawał czasu mnie nie było. Już opisywała swoją historię, także drugi raz tego czynić nie będę. Generalnie sprawa wygląda tak: W moim przypadku to chyba bardzo silne uczucie do mojego wykładowcy, albowiem przez cały rok nie zapomniałam o nim. Rozmyślam o moim ukochanym cały czas i odnoszę wrażenie, że z dnia na dzień coraz częściej. Jestem na 3 roku, na którym to zresztą nie miałam zajęć z moim obiektem westchnień a przecież mi nie przeszło, także to jest chyba miłość. Spotykam go czasami na korytarzu, mówię "dzień dobry" uśmiecham się a on to odwzajemnia i tyle (albo ja sobie wyobrażam, że on to odwzajemnia), no i ciągle się we mnie wpatruje jak mnie widzi, przez co zaczęłam się zastanawiać, czy ze mną wszystko ok. :D No ale mam do Was pytanie, jak już wspomniałam wyżej jestem na 3 roku, kończę pisać licencjat, sesja i obrona za pasem i free na 3 miesiące. Problem polega na tym, iż zastanawiam się, czy nie iść do niego na magisterkę, dodam, że jego zainteresowania badawcze, którymi on się zajmuje pokrywają się bardzo z moimi, tylko boję się, że będę cierpieć przez to. A ambicje naukowe są. Ludki moje kochane co czynić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Skoro to już trwa aż rok, to już nie zauroczenie, a poważna sprawa. Musisz być świadoma tego, że w ciągu Twoich studiów magisterskich nic z tego nie będzie. Jeśli wytrzymasz taką sytuacje, że będziesz go prawie codziennie widywała przez dwa lata, rozmawiała itd. to tak zrób jak napisałaś. Natomiast jeśli jest Ci z tym ciężko, to tego nie rób, bo będziesz cierpieć. Ciężko Ci będzie z nim rozmawiać, patrzeć w oczy wiedząc, że teraz nic z tego nie będzie. Zresztą stanie się dla Ciebie i tak w pewnym sensie obcy. Nie będzie się do Ciebie zbliżał, bo nie może. Niektórzy mówią jak kocha to np. rzuci pracę. Ja się z tym nie zgadzam. Czasami jest tak, że się kogoś bardzo kocha, ale nie można zrezygnować ze wszystkiego, by rzucić się w ramiona. Za dużo byłoby konsekwencji. Czasem warto odczekać, ale co dalej? co dalej? Przecież i tak jak skończysz studia magisterskie, to nie podejdziesz do niego i nie powiesz, kocham Cię, chcę z Tobą dzielić swoje życie. To byłoby na pewno szalone, ale uważam, że nie warto ryzykować. Zresztą po co w ogóle się łudzić? Z tego i tak nic nie będzie. Takich sytuacji jest tysiące. Najczęściej spisane są na porażkę, ponieważ ludzie nie potrafią się odważyć, zaryzykować, a przecież żyje się tylko raz. Nie warto ułożyć sobie życia z osobą, którą się naprawdę kocha? Czy czasem nie lepiej podjąć to ryzyko?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eliza2999999999999
Ja nie rozumiem tylko jednego dlaczego gdy już pogodziłam się, że nic więcej nas nie będzie łączyło On daje jakieś sygnały. Jakiś czas temu opierdzieliłam go równo. Powiedziałam, by dał mi spokój. Odzywa się pierwszy po kilku dniach milczenia. On taki honorowy - gdzie jego duma? Kilka dni temu miałam trudne dni, osłabienie, mdłości... obudziłam się o 3.00 w nocy, nie spałam... tak sobie leżę a nagle dostaje sms od niego.Nie wierzyłam. W dzień tak, wieczorem, ale w środku nocy nigdy nie pisał. Albo te jego propozycje pomocy... czemu kurde inni koledzy tak się o mnie nie troszczą? Czasami mam wrażenie, że spotkaliśmy się w nieodpowiednim miejscu i czasie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość studentka ze wsząd
Właśnie tak jak ktoś wyżej napisał! On wpatruję się tak specyficznie jakby chciał coś ode mnie, no i w sumie to on pierwszy zagadał i zaczął rozmowę, czy to coś znaczy? Czy chciał być tylko miły? Ehhh...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lady_from_paris
studentka ze wsząd -- mam podobnie. Ciągle się gapi, co się obrócę na korytarzu to spotykam ten wzrok... I to nie, że patrzy się przez ułamek sekundy, ale normalnie stoi i się z daleka przypatruje. W kontaktach z innymi jest swobodny, a jeśli chodzi o mnie jak rozmawiamy to jest aż przesadnie formalny (to widać) i się bardzo stresuje(?). Nie rozumiem człowieka...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×