Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

kopytkowa

ZOSTAWIŁ MNIE DLA SWOJEJ BYŁEJ /

Polecane posty

tylko wiecie co mnie teraz najbardziej przeraza ?jak spotkam ich razem , szczesliwych usmiechnietych;/ i jej wzrok \"zwyciezczyni\" ktora bedzie patrzyla na mnie jak na laske \"odbijajaca facetow\" zaloze sie ze byla o mnie rozmowa, boli mnie jego zachowanie mija juz 4 miesiaac a On mi nawet zyczen na dzien kobiet nie wyslal , takiej błahostki , po tym wszystkim co nas laczylo, zajebiscie to boli :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no tak ale
kopytkowa szkoda Ciebie, ale czasem tak niestety jest... i dobrze Ktos pisał, ze moze dotarło do niego ze ją kocha.. niestety takie osoby są słabe po rozstaniu i szukają wsparcia.... nalezy byc ostroznym, nie poddawac sie tak łatwo uczuciu.... Nie pisał moze by Cie nie ranic dalej, nie dawac nadziei, moze ona nie chciala... Nie mozesz negatywnie tego rozpatrywac, pewnie ktos inny jest Ci pisany...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Widac gosc potrzebowal pocieszenia, a Ty bylas doskonalym \"srodkiem zastepczym\". Mysle, ze jest glupi jak but, zdradzila go raz, calkiem mozliwe, ze zrobi to po raz drugi! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 2007
kopytkowa faceci to swinie..,ja mialam podobnie.,tez go zdradzila,odeszla,a po 4miesiacach zadzwonila do niego,ze nie ma sie gdzie podziac z synem z pierwszego malzenstwa..,a on ich przyjal do siebie i mieszkali tak sobie,a on byl wtedy ze mna malo mnie szlag nie trafil..a mowi sie,ze to laski sa naiwne..pewnie tez bylby z nia,ale ona nie chce..co za zdzira,a on nigdy nawet zlego slowa na nia nie powie..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fajna_
no tak te byle ;>

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maaajaaa
jestem w takiej samej sytuacji, zaczelam spotykac sie z facetem ktorego zdradzila dziewczyna, zapewnial ze kocha, ze o tamtej nie chce slyszec, tez poznalam jego rodzicow, w dzien kobiet wrocil do niej i oswiadczyl mi ze zawsze z nia bedzie, nie ma nad czym sie rozczulac, faceci to pustaki, szukaja wygody i rownie pustych dziewczyn jak oni bo jest im tak latwiej, facet nie uszanuje madrej kobiety, nie zalamuj sie i pokaz kto jest gora!!!! a i jeszcze jedno, nawet jesli przemysli i bedzie chcial wrocic, uciekaj jak najdalej od niego, zostawil raz, zostawi drugi, trzeci ..... dziesiaty pozdrawiam cieplo i glowa do gory :)))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odrzutowiec
Witam Drogie Forumowiczki! Potrzebuję pomocy, rady dotyczącej postawy byłego partnera. Byliśmy z sobą 7 miesięcy (krótko), ale ten związek bardzo dobrze rokował. Szybko razem zamieszkaliśmy - on był po bolesnym przeżyciu zdrady (zapewne kilkukrotnej) swojej byłej (zdradziła go z dobrym znajomym, z którym mieszkał, pocieszała się kolegą, gdy mój ex był nieobecny, dodatkowo razem się z niego nabijali), a ja po porzuceniu przez dupka, z którym byłam niemal 4 lata. Uczucie, które nam się przytrafiło spadło na nas z nieba, opromieniło blaskiem uczucia, dało wiarę w lepsze jutro. Było szczere i rozwijało się szybko - ja i on mieliśmy pewność, że tego szukamy i chcieliśmy przewartościować swoje życie, stworzyć harmonijny związek. Udało się. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa, trafiłam na wspaniałego, dojrzałego człowieka, miałam zostać kiedyś jego żoną, chcieliśmy mieć dziecko (więc intymnie byliśmy blisko, jak nigdy jeszcze; niestety nie zdążyło się udać). Jakiś czas temu poczułam, jakby wyrwał mi serce, moja żałość jest nadal nieutulona. Oświadczył mi, że spotkał byłą, chwilę pomówili i poczuł, że nadal ją kocha...że to uczucie jest silniejsze od tego, które ma dla mnie, że nasz związek nie przetrwa. Poczułam się jak pocieszycielka, którą można było wykorzystać, a teraz odstawić. Podjął stanowczą decyzję. Będzie zabiegał o jej powrót (choć nie wie, czy nadal jest z tamtym, z którym zdradziła...), nie dopuszcza, że może go nie przyjąć, tak więc nie może mi obiecać, że wspomni nas i moje serdeczne uczucie, jeśli mu się nie uda. Przekreślił nasz harmonijny związek, krótki, ale zapewne bardziej wartościowy od 5 letniego zakończonego w perfidny sposób. Radził się przyjaciół - odradzali mu szarganie godności i powrót do zdradzającej, podkreślali zalety naszej relacji. To argumanty, które jednak do niego nie trafiają, zapowiedział, że idzie za głosem uczucia, będzie próbował do skutku. Zostałam zupełnie sama, moja rozpacz nie ma granic. Dlaczego zrezygnował z wierności, poczucia bezpieczeństwa, pewności, zaufania, stabilności - które jak sam przyznał miał w naszym związku? Dlaczego to zrobił skoro jeszcze czuje do mnie miłość, ale słabszą od tej, którą darzy ją? Jestem załamana. Poświęciłam mu wszystko, zamieszkaliśmy razem, mieliśmy plany, związek rozwijał się wzorcowo. Dwa dni przed oświadczeniem mi swojej decyzji wyznawał mi miłość i deklarował, że jestem najważniejsza... Tworzyliśmy bardzo udany związek - przyznali to wszyscy, którzy nas otaczali. Dzieliliśmy się wszyscy radością i mocą naszego uczucia. On porzucił ten szlachetny kamień, a wybrał grudkę błota - zdradę, która może się powtórzyć, upokorzenie, niepewność. Co gorsza, zapewnia, że jest w stasnie zmienić się dla tej, która go zdradziła. Będzie żebrał i zabiegał tak długo, aż zechce go przyjąć?Dla takiej osoby... Jak mógł? Nie wiem, jak sobie poradzić, moja samoocena spadła - to 2 związek, w którym jestem gorsza... Starałam się wprowadzić do jego życia sens, on to wiedział, czuł, ale nie chce docenić. Znam swoją wartość, ale tak bardzo boli to, że ktoś depcze wartościowe uczucie, bo nie wystarczy mu budowanie życia na wierności, odpowiedzialności, pewnym uczuciu i zaufaniu - musi je wznosić na zdradzie, ograniczonym zaufaniu, braku szacunku, czymś co trwało długo, ale było mniej warte od naszej relacji. Swoją decyzją zabił nasze uczucie, nie dał mu się do końca rozwinąć, zburzył namiastkę domu i rodziny, którą razem stworzyliśmy... Jestem jeszcze u niego, twierdzi, że mnie nie wygania...zaczynam szukać nowego lokum...cierpię ogromnie, jest obok mnie, a nie mogę go nawet przytulić. Żyję nadzieją na to, że doceni, ale wiem, że nie teraz. Bardzo go kocham i chciałabym, by zechciał zainwestować w nasze uczucie, w pewną osobę, którą jestem, w osobę, która nie jest mu obojętna, a do niedawna była dla niego wszystkim... Nie potrafię tego przyjąć, nie wierzę w tę decyzję...z minuty na minutę umieram z żalu Przepraszam za długość posta, ale liczę na to, że ktoś życzliwy go przeczyta i coś poradzi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odrzutowiec
Witam Drogie Forumowiczki! Potrzebuję pomocy, rady dotyczącej postawy byłego partnera. Byliśmy z sobą 7 miesięcy (krótko), ale ten związek bardzo dobrze rokował. Szybko razem zamieszkaliśmy - on był po bolesnym przeżyciu zdrady (zapewne kilkukrotnej) swojej byłej (zdradziła go z dobrym znajomym, z którym mieszkał, pocieszała się kolegą, gdy mój ex był nieobecny, dodatkowo razem się z niego nabijali), a ja po porzuceniu przez dupka, z którym byłam niemal 4 lata. Uczucie, które nam się przytrafiło spadło na nas z nieba, opromieniło blaskiem uczucia, dało wiarę w lepsze jutro. Było szczere i rozwijało się szybko - ja i on mieliśmy pewność, że tego szukamy i chcieliśmy przewartościować swoje życie, stworzyć harmonijny związek. Udało się. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa, trafiłam na wspaniałego, dojrzałego człowieka, miałam zostać kiedyś jego żoną, chcieliśmy mieć dziecko (więc intymnie byliśmy blisko, jak nigdy jeszcze; niestety nie zdążyło się udać). Jakiś czas temu poczułam, jakby wyrwał mi serce, moja żałość jest nadal nieutulona. Oświadczył mi, że spotkał byłą, chwilę pomówili i poczuł, że nadal ją kocha...że to uczucie jest silniejsze od tego, które ma dla mnie, że nasz związek nie przetrwa. Poczułam się jak pocieszycielka, którą można było wykorzystać, a teraz odstawić. Podjął stanowczą decyzję. Będzie zabiegał o jej powrót (choć nie wie, czy nadal jest z tamtym, z którym zdradziła...), nie dopuszcza, że może go nie przyjąć, tak więc nie może mi obiecać, że wspomni nas i moje serdeczne uczucie, jeśli mu się nie uda. Przekreślił nasz harmonijny związek, krótki, ale zapewne bardziej wartościowy od 5 letniego zakończonego w perfidny sposób. Radził się przyjaciół - odradzali mu szarganie godności i powrót do zdradzającej, podkreślali zalety naszej relacji. To argumanty, które jednak do niego nie trafiają, zapowiedział, że idzie za głosem uczucia, będzie próbował do skutku. Zostałam zupełnie sama, moja rozpacz nie ma granic. Dlaczego zrezygnował z wierności, poczucia bezpieczeństwa, pewności, zaufania, stabilności - które jak sam przyznał miał w naszym związku? Dlaczego to zrobił skoro jeszcze czuje do mnie miłość, ale słabszą od tej, którą darzy ją? Jestem załamana. Poświęciłam mu wszystko, zamieszkaliśmy razem, mieliśmy plany, związek rozwijał się wzorcowo. Dwa dni przed oświadczeniem mi swojej decyzji wyznawał mi miłość i deklarował, że jestem najważniejsza... Tworzyliśmy bardzo udany związek - przyznali to wszyscy, którzy nas otaczali. Dzieliliśmy się wszyscy radością i mocą naszego uczucia. On porzucił ten szlachetny kamień, a wybrał grudkę błota - zdradę, która może się powtórzyć, upokorzenie, niepewność. Co gorsza, zapewnia, że jest w stasnie zmienić się dla tej, która go zdradziła. Będzie żebrał i zabiegał tak długo, aż zechce go przyjąć?Dla takiej osoby... Jak mógł? Nie wiem, jak sobie poradzić, moja samoocena spadła - to 2 związek, w którym jestem gorsza... Starałam się wprowadzić do jego życia sens, on to wiedział, czuł, ale nie chce docenić. Znam swoją wartość, ale tak bardzo boli to, że ktoś depcze wartościowe uczucie, bo nie wystarczy mu budowanie życia na wierności, odpowiedzialności, pewnym uczuciu i zaufaniu - musi je wznosić na zdradzie, ograniczonym zaufaniu, braku szacunku, czymś co trwało długo, ale było mniej warte od naszej relacji. Swoją decyzją zabił nasze uczucie, nie dał mu się do końca rozwinąć, zburzył namiastkę domu i rodziny, którą razem stworzyliśmy... Jestem jeszcze u niego, twierdzi, że mnie nie wygania...zaczynam szukać nowego lokum...cierpię ogromnie, jest obok mnie, a nie mogę go nawet przytulić. Żyję nadzieją na to, że doceni, ale wiem, że nie teraz. Bardzo go kocham i chciałabym, by zechciał zainwestować w nasze uczucie, w pewną osobę, którą jestem, w osobę, która nie jest mu obojętna, a do niedawna była dla niego wszystkim... Nie potrafię tego przyjąć, nie wierzę w tę decyzję...z minuty na minutę umieram z żalu Przepraszam za długość posta, ale liczę na to, że ktoś życzliwy go przeczyta i coś poradzi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odrzutowiec
Witam Drogie Forumowiczki! Potrzebuję pomocy, rady dotyczącej postawy byłego partnera. Byliśmy z sobą 7 miesięcy (krótko), ale ten związek bardzo dobrze rokował. Szybko razem zamieszkaliśmy - on był po bolesnym przeżyciu zdrady (zapewne kilkukrotnej) swojej byłej (zdradziła go z dobrym znajomym, z którym mieszkał, pocieszała się kolegą, gdy mój ex był nieobecny, dodatkowo razem się z niego nabijali), a ja po porzuceniu przez dupka, z którym byłam niemal 4 lata. Uczucie, które nam się przytrafiło spadło na nas z nieba, opromieniło blaskiem uczucia, dało wiarę w lepsze jutro. Było szczere i rozwijało się szybko - ja i on mieliśmy pewność, że tego szukamy i chcieliśmy przewartościować swoje życie, stworzyć harmonijny związek. Udało się. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa, trafiłam na wspaniałego, dojrzałego człowieka, miałam zostać kiedyś jego żoną, chcieliśmy mieć dziecko (więc intymnie byliśmy blisko, jak nigdy jeszcze; niestety nie zdążyło się udać). Jakiś czas temu poczułam, jakby wyrwał mi serce, moja żałość jest nadal nieutulona. Oświadczył mi, że spotkał byłą, chwilę pomówili i poczuł, że nadal ją kocha...że to uczucie jest silniejsze od tego, które ma dla mnie, że nasz związek nie przetrwa. Poczułam się jak pocieszycielka, którą można było wykorzystać, a teraz odstawić. Podjął stanowczą decyzję. Będzie zabiegał o jej powrót (choć nie wie, czy nadal jest z tamtym, z którym zdradziła...), nie dopuszcza, że może go nie przyjąć, tak więc nie może mi obiecać, że wspomni nas i moje serdeczne uczucie, jeśli mu się nie uda. Przekreślił nasz harmonijny związek, krótki, ale zapewne bardziej wartościowy od 5 letniego zakończonego w perfidny sposób. Radził się przyjaciół - odradzali mu szarganie godności i powrót do zdradzającej, podkreślali zalety naszej relacji. To argumanty, które jednak do niego nie trafiają, zapowiedział, że idzie za głosem uczucia, będzie próbował do skutku. Zostałam zupełnie sama, moja rozpacz nie ma granic. Dlaczego zrezygnował z wierności, poczucia bezpieczeństwa, pewności, zaufania, stabilności - które jak sam przyznał miał w naszym związku? Dlaczego to zrobił skoro jeszcze czuje do mnie miłość, ale słabszą od tej, którą darzy ją? Jestem załamana. Poświęciłam mu wszystko, zamieszkaliśmy razem, mieliśmy plany, związek rozwijał się wzorcowo. Dwa dni przed oświadczeniem mi swojej decyzji wyznawał mi miłość i deklarował, że jestem najważniejsza... Tworzyliśmy bardzo udany związek - przyznali to wszyscy, którzy nas otaczali. Dzieliliśmy się wszyscy radością i mocą naszego uczucia. On porzucił ten szlachetny kamień, a wybrał grudkę błota - zdradę, która może się powtórzyć, upokorzenie, niepewność. Co gorsza, zapewnia, że jest w stasnie zmienić się dla tej, która go zdradziła. Będzie żebrał i zabiegał tak długo, aż zechce go przyjąć?Dla takiej osoby... Jak mógł? Nie wiem, jak sobie poradzić, moja samoocena spadła - to 2 związek, w którym jestem gorsza... Starałam się wprowadzić do jego życia sens, on to wiedział, czuł, ale nie chce docenić. Znam swoją wartość, ale tak bardzo boli to, że ktoś depcze wartościowe uczucie, bo nie wystarczy mu budowanie życia na wierności, odpowiedzialności, pewnym uczuciu i zaufaniu - musi je wznosić na zdradzie, ograniczonym zaufaniu, braku szacunku, czymś co trwało długo, ale było mniej warte od naszej relacji. Swoją decyzją zabił nasze uczucie, nie dał mu się do końca rozwinąć, zburzył namiastkę domu i rodziny, którą razem stworzyliśmy... Jestem jeszcze u niego, twierdzi, że mnie nie wygania...zaczynam szukać nowego lokum...cierpię ogromnie, jest obok mnie, a nie mogę go nawet przytulić. Żyję nadzieją na to, że doceni, ale wiem, że nie teraz. Bardzo go kocham i chciałabym, by zechciał zainwestować w nasze uczucie, w pewną osobę, którą jestem, w osobę, która nie jest mu obojętna, a do niedawna była dla niego wszystkim... Nie potrafię tego przyjąć, nie wierzę w tę decyzję...z minuty na minutę umieram z żalu Przepraszam za długość posta, ale liczę na to, że ktoś życzliwy go przeczyta i coś poradzi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odrzutowiec
Witam Drogie Forumowiczki! Potrzebuję pomocy, rady dotyczącej postawy byłego partnera. Byliśmy z sobą 7 miesięcy (krótko), ale ten związek bardzo dobrze rokował. Szybko razem zamieszkaliśmy - on był po bolesnym przeżyciu zdrady (zapewne kilkukrotnej) swojej byłej (zdradziła go z dobrym znajomym, z którym mieszkał, pocieszała się kolegą, gdy mój ex był nieobecny, dodatkowo razem się z niego nabijali), a ja po porzuceniu przez dupka, z którym byłam niemal 4 lata. Uczucie, które nam się przytrafiło spadło na nas z nieba, opromieniło blaskiem uczucia, dało wiarę w lepsze jutro. Było szczere i rozwijało się szybko - ja i on mieliśmy pewność, że tego szukamy i chcieliśmy przewartościować swoje życie, stworzyć harmonijny związek. Udało się. Nigdy nie byłam tak szczęśliwa, trafiłam na wspaniałego, dojrzałego człowieka, miałam zostać kiedyś jego żoną, chcieliśmy mieć dziecko (więc intymnie byliśmy blisko, jak nigdy jeszcze; niestety nie zdążyło się udać). Jakiś czas temu poczułam, jakby wyrwał mi serce, moja żałość jest nadal nieutulona. Oświadczył mi, że spotkał byłą, chwilę pomówili i poczuł, że nadal ją kocha...że to uczucie jest silniejsze od tego, które ma dla mnie, że nasz związek nie przetrwa. Poczułam się jak pocieszycielka, którą można było wykorzystać, a teraz odstawić. Podjął stanowczą decyzję. Będzie zabiegał o jej powrót (choć nie wie, czy nadal jest z tamtym, z którym zdradziła...), nie dopuszcza, że może go nie przyjąć, tak więc nie może mi obiecać, że wspomni nas i moje serdeczne uczucie, jeśli mu się nie uda. Przekreślił nasz harmonijny związek, krótki, ale zapewne bardziej wartościowy od 5 letniego zakończonego w perfidny sposób. Radził się przyjaciół - odradzali mu szarganie godności i powrót do zdradzającej, podkreślali zalety naszej relacji. To argumanty, które jednak do niego nie trafiają, zapowiedział, że idzie za głosem uczucia, będzie próbował do skutku. Zostałam zupełnie sama, moja rozpacz nie ma granic. Dlaczego zrezygnował z wierności, poczucia bezpieczeństwa, pewności, zaufania, stabilności - które jak sam przyznał miał w naszym związku? Dlaczego to zrobił skoro jeszcze czuje do mnie miłość, ale słabszą od tej, którą darzy ją? Jestem załamana. Poświęciłam mu wszystko, zamieszkaliśmy razem, mieliśmy plany, związek rozwijał się wzorcowo. Dwa dni przed oświadczeniem mi swojej decyzji wyznawał mi miłość i deklarował, że jestem najważniejsza... Tworzyliśmy bardzo udany związek - przyznali to wszyscy, którzy nas otaczali. Dzieliliśmy się wszyscy radością i mocą naszego uczucia. On porzucił ten szlachetny kamień, a wybrał grudkę błota - zdradę, która może się powtórzyć, upokorzenie, niepewność. Co gorsza, zapewnia, że jest w stasnie zmienić się dla tej, która go zdradziła. Będzie żebrał i zabiegał tak długo, aż zechce go przyjąć?Dla takiej osoby... Jak mógł? Nie wiem, jak sobie poradzić, moja samoocena spadła - to 2 związek, w którym jestem gorsza... Starałam się wprowadzić do jego życia sens, on to wiedział, czuł, ale nie chce docenić. Znam swoją wartość, ale tak bardzo boli to, że ktoś depcze wartościowe uczucie, bo nie wystarczy mu budowanie życia na wierności, odpowiedzialności, pewnym uczuciu i zaufaniu - musi je wznosić na zdradzie, ograniczonym zaufaniu, braku szacunku, czymś co trwało długo, ale było mniej warte od naszej relacji. Swoją decyzją zabił nasze uczucie, nie dał mu się do końca rozwinąć, zburzył namiastkę domu i rodziny, którą razem stworzyliśmy... Jestem jeszcze u niego, twierdzi, że mnie nie wygania...zaczynam szukać nowego lokum...cierpię ogromnie, jest obok mnie, a nie mogę go nawet przytulić. Żyję nadzieją na to, że doceni, ale wiem, że nie teraz. Bardzo go kocham i chciałabym, by zechciał zainwestować w nasze uczucie, w pewną osobę, którą jestem, w osobę, która nie jest mu obojętna, a do niedawna była dla niego wszystkim... Nie potrafię tego przyjąć, nie wierzę w tę decyzję...z minuty na minutę umieram z żalu Przepraszam za długość posta, ale liczę na to, że ktoś życzliwy go przeczyta i coś poradzi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odrzutowiec
Zapomniałam dodać, że poprzedni jego związek zakończył się jakieś pół roku przed początkiem naszego. To on zerwał, dowiedziawszy się o zdradach przypadkowo, a teraz również on chce prosić o odbudowę tego związku, zmieniać siebie gdy zajdzie taka potrzeba...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czarna zla dziewczynka
tak to jest, jak sie pcha w zwiazek z osoba, ktora dopiero co sie z kims rozstala. logiczne, ze jest sie tylko plastrem na rane.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cóż radzić ...
Przykre. Wierzę, że czujesz się teraz najgorzej jak tylko morze poczuć się kobieta zdradzona, obdarta z uczuć, porzucona. Mieszanka żalu, pustki, nienawiści i ciągle żyjącego uczucia. Wiem, jak to jest. Co poradzę? Po pierwsze: nie żebraj o uczucia!!! kochać to nie wstyd, ale o uczucia żebrać to poniżenie. Po drugie: jak najszybciej znajdź coś dla siebie, choćby kątem u koleżanki na czas, aż znajdziesz odpowiadające ci lokum. Im szybciej od niego wyjdziesz, tym szybciej zacznie się proces odtruwania cię z tego uczucia (długi i bolesny, wielofazowy, podczas którego różne głupoty ci przyjdą do głowy, więc lepiej być od niego z dala) . Po trzecie: póki jeszcze tam jesteś, jak najmniej z nim rozmawiaj, unikaj, teraz nie sposób iść na spacer, ale gdy pogoda pozwala, wychodź. Niemniej - zacznij od tego, by spakować swoje rzeczy w torby itp. , żebyś była gotowa w każdej chwili wyjść i nie wracać. Aha - dobrze sprawdź , czy czegoś nie zapomniałaś, żeby już nigdy nie wracać. Myślę, że póki tam jesteś, to on nie wie, co sam na własne życzenie traci. Nie wiadomo, czy wyjdzie mu odzyskiwanie tamtej, wtedy poczuje się sam jak palec, a jak ma honor, to tobie gitary zawracał nie będzie, byłby ostatnim dnem. Zanim wyjdziesz, zostaw coś po sobie - nie rzecz, ale zapach. Jak masz perfumy, które lubił, popryskaj nimi jakieś miejsce, w którym on często siedzi, żeby czuł, czy to oparcie od krzesła przy biurku, zasłonkę, a nawet poduszkę, na której śpi, oczywiście tak, żeby nie widział. Ale zrób to , gdy już będziesz się wyprowadzać. Może nic mu z tamtą nie wyjdzie, nie bez powodu się rozpadło, a wtedy zatęskni, a czując twój zapach w domu, będzie musiał go pokojarzyć. Zemsta;) Ja tak zrobiłam kiedyś, co prawda nie mieszkałam z facetem, ale jak już też mnie zostawił, dla innej jak się okazało, to też po jakimś czasie czule na mnie patrzył, sentymencik. No i kiedyś umówiliśmy się, przyjechał samochodem, w chwili kiedy nie widział, bo poszedł zapłacić za paliwo na stacji, prysnęłam w aucie kilka razy na oparcie fotela swoimi perfumami. Chyba nie muszę mówić, że on z tamtą wtedy był, ona takich perfum nie miała, więc jak się spotkali ... afera była na 100 fajerek:p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o jaki ty honor pytasz
naiwna dziwczynko , facet potrzebował sobie poruchac i to zrobił z toba bo byłas chętna , o co ci chodzi z tym honorem , robisz z siebie posmiewisko do łóżka chętnie mu wskoczyłas a teraz wyjezdzasz z tekstami o honorze zycia nie znasz mówił tobie to co chciałas usłyszec , inteligentna kobieta odrózni prawde od takich słów

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o jaki ty honor pytasz
ten temat ma 5 lat , co za baran to odgrzebał?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość odrzutowiec
Dziś dowiedziałam się, że ona zgodziła się wrócić do niego - napisała wiadomość, którą rozpoczęła od wyznania miłości...zauważyłam to ukradkiem. Właśnie wróciłam z pracy, ze łzami w oczach i bólem w sercu, tak jak myślałam, nie zastałam go i zapewne zobaczę dopiero po pracy. Jestem pewna, że pojechał do niej..., więc raczej się nie ocknie i nie zatęskni za mną. Jeżeli idzie o mnie...mam honor, a związek nie zaczął się od łóżka i wspaniale rozwijał. Nie mogę uwierzyć, że wszystko to mogło być nieszczere...choć podjęcie decyzji o zostawieniu mnie w dwa dni jest bardzo dziwne...Co do niego...nie sądzę, żeby miał honor, skoro do takiej osoby wraca, choć dane mu było spotkać kogoś wartościowszego. Kieruje się uczuciem...które jest może przejściowym impulsem, wspomnieniem, ale nie chce słuchać, że w tworzeniu stabilnej relacji na życie liczy się nie tylko uczucie, ale też wartości, argumenty rozsądku - poczucie bezpieczeństwa, wierność, zrozumienie i odpowiedzialność...tego zaś raczej w wielu momentach poprzedniej relacji mu zabrakło. Miał to przy mnie, sam przyznał, ale dodatkowo miał też szczerą miłość, którą - wydaje mi się - zawsze odwzajemniał, nawet w większym stopniu. Jest tylko jedna różnica - gdy byliśmy razem, nikt nie szargał jego godności zdradą, nie oszukiwał, nie był perfidny... Nie rozumiem tego postępowania, a żałość jest we mnie równie wielka jak uczucie do niego, niestety czułam od samego początku, że jest tą osobą i zawsze - choć niedługo - patrzyliśmy w tym samym życiowym kierunku...nie pozwolił dalej rozwijać się uczuciu :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×