Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość DDŁG8683

TOKSYCZNY ZWIĄZEK

Polecane posty

Gość DDŁG8683

Witam!!! Mam ogromny problem,otóż zastanawiam się,czy tkwię w toksycznym związku tzn. czy jestem uzależniona od swojego chłopaka.Jesteśmy ze sobą ponad cztery lata.On jest ode mnie starszy o 3 lata,ja mam teraz 21, on -24. Na początku znajomości-wiadomo-było wspaniale, mimo,ze dzieliło nas 100km spotykaliśmy,kiedy tylko mogliśmy.Nierzadko spędzałam 3, 4 godziny w autobusie żeby móc go zobaczyć tylko 2.Tak było też z jego strony.Po pół roku postanowił przeprowadzić się do K,gdzie mieszkałam(w internacie) i uczyłam się.On był po szkole zawodowej,więc wynajął pokoj i pracował.A właściwie przez cały rok tej pracy szukał.Oczywiście zdarzały się jakieś przelotne, trwające nie więcej niż 3 m-ce przygody z pracą.Ale to co zarabiał(na pomoc swojej rodziny mógł liczyć przez piewsze 2m-ce), nie starczało mu w zupełność na podstawowe utrzymanie,nie mówiąc już o jakiś"atrakcjach" typu:kino,kosmetyki..Bardzo go kochałam i czuałm się za wszystko współodpowiedzialna,w końcu przeprowadził się dla nas,żebyśy mogli jak najwięcej ze sobą przebywać,dlatego przez ten cały czas jak tylko mogłam pomagałam mu.Dawałam pieniądze, kupowałąm jedzenie, a nawet rzeczy.Na początku było mu wsytd,że nie może sobie sam poradzić,że muszę mu pomagać.Wsytdliwie i niechętnie przyjmował tę pomoc,obiecywał że się odwdzięczy itd.Po pół roku po jego przeprowadzce,zadecydowaliśy,że zamieszkamy razem. Wspólnie z naszym znajomym wynajęliśmy 2-pokojowe mieszkanie, z pracą wcale nie wiodło mu się lepiej.Była zima,stagnacja na rynku pracy,więc praktycznie nie miał żadnych dochodów.U mnie sytuacja finansowa też nie była najlepsza,utrzymywali mnie rodzice,płacili za mieszkanie, dawali pieniądze.Rodzice prowadzą mały sklep spożywczy, więc dzięki temu,co weekend przywoziłam jedzenie dla nas obojga.Jakoś to było, jak myślę o tym teraz to wiem,że było byle jakoś.Zapomniałam dodać,co jest bardzo istotne,że rodzice nic nie wiedzieli, o tym,że mieszkam ze swoim chłopakiem.Zwyczajnie ich okłamywałam,ze mieszkam z kolegą i koleżanką z internatu.Oczywiście znali Łukasza(prawie każdy weekend spędzał u mnie w domu-nie chciałam,żeby sam siedział w mieszkaniu, w końcu rraczej nie pracował ),wiedzieli że mieszka, "pracuje" w K,ale na tym ich wiedza się ograniczała. Nie odwiedzali mnie zbyt czesto,oboje pracują poza tym K jest oddalony od mojej miejscowości 40km, więc niespecjalnie mieli możliwośc i okazję,by mnie odwiedzać. Co jakiś czas przyjeżdżały moje młodsze siostry,ale zaledwie na kilka godzin,wiec wszytsko potrafiłam tak zręcznie upozorować że nie miały o tym pojęcia i nie mogły niczego podejrzewać. I tak sobie było,ja się uczyłam w 2 klasie liceum,na początku dobrze,ale odkąd się przeprowadził,a właściwie odkąd zamieszkaliśmy razem wszystko się zaczęło w moim zyciu psuć.Wcześniej tzn. w 1 klasie LO,kiedy to już się znaliśmy(poznaliśmy się właśnie w tymże internacie),ale ta miłość dopiero się zaczynała, miałam ogromne pokłady energii,uczyłam się w miarę dobrze, chodziłam na mnóstwo zajęć dodatkowych,na kursy,korepetycje,spotkania teatralne itd.w porównaniu do 1, ta 2 klasa była straszna pod kazdym względem.Zaczełam opuszczać lekcje, nie uczyąłm się,żyłam w ciągłym stresie bo musiałam myśleć o tym jak zapłacić mieszkanie za nas dwóch,żeby zawsze było coś w lodówce. Doszło do tego,że potajemnie brałam pieniądze z kasy, dosłownie ze sklepu, ponieważ w weekendy pomagałam w tym sklepie rodzicom.Były to różne kwoty, czasami dochodziły do kilkuset złotych,brałam tak,żeby nikt nie mogł się niczego domyślić,czyli na raty.On-sama nie wiem,jak teraz o tym myśleć, -niby się przejmował tą MOJĄ ciężką sytuacją, obiecywał,że bedzie lepiej,że wszytsko mi odda, jak tylko bedzie mógł. Oczywiście we wszytko bezgranicznie wierzyłam, ufałam mu,kochałam nad życie. Poza tym był dla mnie dobry, tak naturalnie,o nie było"podziękowanie"za pomoc.Wiedziałam,że mnie kocha,okazywał mi uczucia itd.Ale ja popadałam w końcu w depresje,nerwice-sama nie wiem jak to nazwać,bałam się wychodzić z domu,bałam się każdego dzwonka do drzwi, dżwięku dzwoniącego tel.Nie chodziłam do szkoły,miałam straszne zaległości(wcześniej uczyłam się b.dobrze,do Lo miałam same świadectwa z paskiem)jednocześnie wyrzucałam sobie że opuszczam lekcje,że tak to zostawiam.Moi rodzice kładą ogromny nacisk na naukę(swoją drogą,mamie przeszkadzał brak wykształcenia mojego chłopaka)więc jak tylko wychowawca zauważył,co się dzieje i chciał ich o tym powiadomić, przkonywałam go,ze wszytsko się zmieni, że to rozwiążę.Udało się,choć czesciej chodziłam do szkoły to i tak nie było tygodnia zebym nie opuściła chć jednej godziny. To było jak nałóg.Było mi strasznie wstyd przed klasą i przed wychowcą, zresztą nadal mi wstyd.Miałam ogromne problemy i nie potrafiłam sobie z nimi poradzić.Zbliżał się koniec roku szkolnego sytuacja była tak męcząca,że zaczęłam naciskkać,zeby moj chłopak znalazł jakąs praćę, bo ja naprawdę nie dawałam sobie z tym wszystkim rady.Byłam wrakiem człowieka,kłębkiem nerwów.Ucieszyłam się kiedy znalazł coś n weekendy i starsznie przeżyłam jak rzucił to po miesiącu bo szef wypłacił mniej niż obiecał, poza tym było mu tam ciężko itd.Odszedł z tej pracy, a właściwie uciekł bo po prostu już więcej tam nie wrócił mimo że tel. dzwonił jak oszalały(na szczęscie nie był zarejestrowany) Następną pracę rozpoczął już we wakacje(ja byłam wtedy w domu,ale starałąm się jak najczęściej jeżdzić do K, poza tym cały czas mu pomagałam,choć już w mniejszym stopniu), praca ta też nie potrwała zbyt długo,aż 3 m-ce, bo szef go wykorzystywał, pracował za długo-faktycznie zdarzało się,ze pracował bardzo długo,ale nie miał nic poza tym,żadnych większych zobowiązań,wracał do mieszkania i nie słyszał płaczu dzieci,był sam więc mógł wypoczywać.Rzucił tą pracę w sierpniu, dogadał się z szefem, że rozwiązują umowę za porozumieniem stron.Do tego wszytskiego dochodziły przygody z WKU, ponieważ się nie uczył,miał więc status poborowego,na szczęście udało nam się załatwić jakąś zaoczną szkołę od października, szkoła rzecz jasna kosztowała,ale wydała ten wspaniały papierek, dzięki któremu mógł przez najbliższe pół roku być spokojny. Ja byłam już zdruzgotana, bo wiedziałam,że czeka mnie znowu obciążenie podwójnymi kosztami i jeszcze ta szkoła dodatkowe 150zł co miesiąć ,ale z drugiej strony zacząłam się buntować.Często się kłóciliśmy, poza tym był o mnie chorobliwie zazdrosny, robił mi niepotrzebne sceny,a ja nie umiałam się przeciwstawić,płakałam, przezywałam,ale wierzyłam,ze bedzie dobrze,w końcu się kochaliśmy.I tak w kółko.Do października nie pracował.W końcu dostał dobrze płatną pracę, początkowo na weekendy,ale już po miesiącu pracował na cały etat.Wreszcie zaczęło się układć,miał pieniądze,niejednokrotnie to mnie teraz brakowało na mieszkanie,na rachunki, nie wspomne o ciuchach,których niestety nie miałam( był to już 3 klasa LO więc,nadal utrzymywali mnie rodzice).On-wręcz przeciwnie, zarabiał wyłacznie na siebie,za mieszkanie koszta dzieliliśmy na 4 osoby więc dla niego były to teraz grosze.Zaczął się dobrze ubierać,używać dobrych kosmetyków,był w stanie odkładać pieniadze,całkiem jak dla nas wtedy-niamałe.Niestety wraz z pieniędzmi przyszło też moje rozczarowanie.Zupełnie się zmienił,przebywał teraz w innym, bogatszym towarzystwie,przede wszystkim w towarzystwie wielu koleżanek, spotykał się z nimi przed i po pracy.Przecież się tylko przyjaźnili,nic poza tym, co ja widziałam strasznego w tym,że wyszedł z nimi na piwo!!!!To były jego opinie.Teraz ja była brzydka,zaniedbana,bez pieniędzy i przed maturą.Jego koleżanki,zaczeły go buntować przeciwko mnie wg. nich: byłam gruba,nieładna,zaniedbana,nie miła,jednym słowem wmawiały mu ze do siebie nie pasujemy.A on mi to w kłótniach wszystko mówił,nie przebierał w słowach.Jak ja to znosiłam.....medal,albo za cierpliwość i pokorę, albo za głupotę..........Dochodziło do tego,że jak już zdrzyło mi się prosić go o pożyczkę np. na czynsz, to wykręcał się,że jak mogłam nie wziąc od rodziców pieniędzy,ze on teraz nie ma,albo na coś porzebuje.Dodam,że przez ten cały czas ja przywoziłam jedzenie,więc on wydawał tylko na fast foody w pracy.Od stycznia jedna z kolezanek,zupełnie zawróciła mu w głowie,choć on twierdził,ze niezupełnie,ze to tylko głupie zauroczenie,nic poważnego.Niestety godziłam się na to,a ich znajomośc się rozwijała i tak do maja, do mojej matury.tak bardzo nie chciałm go stracić,że groziłam że się zabiję jak mnie zostwi,że go potrzebuję, tym bardziej teraz przed maturą.On ostentacynje smsował z nią, przy mnie,dzwonili do siebie,a jak się czepiałam zablokował przede mną tel.Nadal to znosiłam grzecznie i potulnie.Przed samą maturą wychamował,myślałam,że się układa.zaczęliśy się wreszcie dogadywać, dużo rozmawialiśmy,dużo czasu spędzaliśmy ze sobą.Po maturze wyprowadziłam się do domu,ale często do niego przyjeżdżałm,czasami on do mnie,nie było już tak źle.W czewrcu miałam rozmowę rekrutacyjną na studia, więc ciągle się uczyłam,wyjechałam na tydzień do Poznania.Co podczas tych wakacji działo się w mieszkaniu(a mieszkał już tam sam)dowiedziałam się od niego,dopiero tydzień temu.Jego oblubienica bywała tam stosunkowo często,ponieważ robił imprezy dla towarzystwa z pracy.Przyznał się też niedawno,ze raz się pocałowali, byli oboje pijani,on nie wiedział co robi, to ona go zmusiła,w końcu,że myślał,że to byłam JA!!!Wybaczyłm, bo było to dawno,chociaż ja też miałam mały, w podobnym stylu skok w bok,to było to na początku naszego związku,byłam pod wpływem alkoholu i od razy do wszystkiego mu się przyznałam-wypomina mi to do dziasiaj,choć wybaczał mi prawie z miesiąc, tak rozpaczał moją niweierność,mimo ze rehabilitowałam się jak tylko mogłąm. Po wakacjach(dla niego bardzo ciekawych)poszłam na studia zaoczne, troche bywałam u niego w mieszkaniu,trochę u rodziców,weekendy na studiach.On nadal pracował z tą przeklętą koleżanką,ale udało mi się tą ich znajomośc popsuć, w końcu ona odeszła z pracy.Jakoś nam minął ten rok,rzecz jasna ciągłe kłótnie, rozstania i powroty,wyrzuty.Ale kiedy zaplanował kupno samochody, od razu zapytał czy moja mama mogłaby wziąć na siebie kredyt bo on ma umowe na czas określony i nie ma zdolności kredytowej.Moja mam się zgodziła(byłam z Łukaszem już 3 lata, często u nas bywał,mama bardzo go lubiła i ufała).Tak więc od stycznia Łukasz jeździł już swoim autem,gorzej było ze spłatą kredytu,opłatami za auto,pieniędzmi na paliwo.I znowu mu pomagałam.prawie tak jak wczesniej,dał się namówić na przeprowadzkę do kawalerki, po co mu było 2-pokjowe mieszkanie.Duzo u niego przebywałam,z K miałam bezposrednie połączenia na do Poznania na studia, poza tym tam mogłam się uczyć,kiedy on odsypiał nocki. No i był moim ukochanym chłopakiem.Tak minęlo nam do wakacji, po wakacjach ja wyjechałam na 4 miesiące do pracy za granicę.Z tego był u mnie miesiąc(wczesniej tzn.zwolnił się z tej pracy bo pokłocił się z kolezanką, poza tym po 2 latach już taki charakter pracy mu nie odpowiadał,był zmęczony,byłam zła,ale go rozumiałam),przez te 3 pozostałałe,dosłownie tułał się między moim, a swoim, rodzinnym domem,bo zaraz przed moim wyjazdem wyprowadził się z mieszkania. W listopadzie postanowiliśmy wynając nowe mieszkanie, w którym mieliśmy razem mieszkać, jak tylko wróce-wróciłam 8 stycznia. Przez ten okres ja płacilłam za wszystko, jego rachunki za samochód, pokrywałam całość mieszkania-on nie pracował,mimo tego,ze dostawał już propozycje pracy.Tak przywiozłam 3,5 tysiąca mniej.Kiedy wróciłam wprowadziliśmy się do mnie, przestaliśmy wynajmować mieszkanie ze względu na moją mamę. prosiła żebym jej pomogła prowadzić sklep bo ojciec wyjechał do pracy za granićę.została sama,więc pomagałam razem z moim chlopakiem.W styczniu dowiedzieliśmy się,że dostał się do Policji(rekrutował się przez prawie rok,a od września,tym rowniez usprawiedliwiał bark chęci do szukania nowej pracy-mogą zadzwonić w każdej chwili.)Poszedł w kwietniu.Teraz widzimy się kilka godzin w tygodniu,jest skoszarowany, praca wreszczie mu odpowiada,skoszarowanie nie. Wyjdzie dopiero za rok.Niby jest mi cięzko,ale praca za granicą bardzo mi pomogła, teraz to nie ja jestem od niego uzależniona,już mną nie manipuluje,wiem ze dałąbym bez niego radę.Na początku jakoś mi go brakowało,ale teraz.....Duzo dzwonimy, piszemy, raz w miesiącu ma 3-dniową przepustkę, no i odwiedziny co niedzielę.Ale od kilku tygodni przestaje mi na nim zalezec.Nie mamy już o czym rozmawiać,owszem wyznajemy sobie miłość,ale ja chyba nie jestem szczera wobec niego.Wreszczie zaczynam myslec,ze mogę to skonczyć,nie wysuwam argumentów :jak on sobie poradzi beze mnie, jak to będzie,jestemy już tyle ze sobą, tyle przeszliśmy-jak wczesniej.Wiem,że mogę życ bez niego.Dodam,ze zostało jeszcze troche jego kredytu,który ja spłacam bo stwierdził ze mam więcej pieniędzy,ze mogę mu pomoc, tez jezdziłam przeciez tym samochodem, to był nasz kredyt itd(już go sprzedał-swojemu bratu i spłacił tym znaczną czesc kredytu).Nie wiem, ale teraz mysle że byłam jestem głupia.Tkwie w toksycznym związku,on mnie ciagle wykorzystuje,manipuluje uczuciami,ale ja już inaczej do tego podchodze.Duzo rzeczy zrozumiałam,żle że dałam się tak ubezwłasnowolnić,ale ciągle kierowałam się żalem, ltoscią i strachem,ze mnie zostawi.teraz jest inaczej,już nie chce mi się ciagle nmamawiac go na skonczenie studiów bo pomoze mu to w zawodzie,nie chce mi się go pocieszczac,ani juz nawet z nim rozmawiac. w poprzednim tyg.dalam mu do zrozumienie,ze chyba czas to skonczyc,ale on nie potafi, bo ciagle pisze,ja z zalu,czystego zalu bo chyba nic juz nie czuje odopwiadam na to smsy.litosc mnie ogarnia,jak slysze ze mnie kocha ze nie ma do kogo dzwonic, pisac itd.jest mi przykro,bo to zawsze bedzie moj kochny Ł,ale już nie jest tak jak było na samym pocztku.sama już nie wiem co jest.napiszczie co o tym sadzicie, czy faktycznie tyle toksyn w tym zwiazku???czy tak to ma wygladac ?ciesze sie ze to wszystko napisałam pierwszy raz!!!.bede wdzieczna jezeli ktos poswieci temu czas i uwage!przepraszam za błędy,zjadanie liter. itd.Pewnie wiele szczegółow pominełam ale i tak w maire dokłądnie przedstwaiłam tą historie. swoja droga jest mi troche lepiej,jakos tak klarowniej i czysciej. Jutro wychodzi na 3-dniowa przepustke nie wiem jak to bedzie moze to rozwiaze moze nie nie mam pojecia pozdrawiam i z gory dziekuje za odzew.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość asjanka
i rzuc go w diabły!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mała123
ja uważam, że jeżeli człowiek chce znaleźć prace i jeśli potrzebuje piniędzy bo przecież za cos trzeba żyć to ja znajdzie. Jeśli człowiek jest zdrowy i naprawde ma chęci do pracy to będzie pracował, na początek nigdy się nie zarabia kokosów, a jezeli jest trudna sytuacja finansowa tak jak u was to jest jego obowiązkiem pracować.Żadna praca nie chańbi,za kazda ma się jakies grosza.Uwazam że Twój chłopak jest poprostu leniem,przyzwyczail sie że to ty kombinujesz kase i jest mu z tym dobrze niestety:/Jak by chciał pracowac to by pracował

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DDŁG
Już mi się nie chce niczego dokańczać, wczesniej najwyrazniej ucieło mi tekst. W ogóle żałuje że to napisałam, to było bez sensu. Doadm tylko,że mój chłopak jest teraz policjantem.spełnia się w swojej pracy,bardzo lubi to co robi,dlatego między nami jest wszystko w porządku.Trochę gorzej ze mną,studiuje ciężki kierunek,mam mnóstwo egzaminów,dużo stresu i niestety trochę tą złość na nim odreagowuje.Jest mi czasem przykro,że bez powodu go wyzwę,póżniej bez powodu się kłócimy.JAk zakończe sesję to wszystko się unormuję.Kochamy się bardzo bardzo mocno,no ale cóż można czasem trochę ponarzekać,najlepiej wyżalić się na takim forum,gdzie nikt mnie nie zna:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość musztarda po
eee no to moze napisz jak wam sie dalej ukladalo, jak to sie stalo ze w koncu znalazl pracę? I skoro wszytsko ok, to dlaczego sie zalisz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×