Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Sharamysha

nerwica... depresja... czy głupota?

Polecane posty

Wiesz musisz sobie wytłumaczyc to że nie możesz wiedziec wszystkiego bo to niemozliwe, gdybys wiedziała wszystko to byś oszalała po prostu. Staraj się być dobra w tym co lubisz, w tym co sprawia ci przyjemnośc. Ja kiedys tez miałam takie aspiracje że musze ciągle się uczyć, teraz zwolniłam, uczę się ale nie za wszelka cenę, uczę sie zycia, ucze się ludzi, i to jest chyba największa wiedza o życiu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość smutna86
och...ewinia nawet nie wiesz ile razy z nim na spokojnierozmawialam na temat wspolnej przyszlosci,o zareczynach,slubie itd.ale do niego mowic to tak jak grochem o sciane.w koncu przestalam z nim o tym rozmawiac,ale to we mnie narastalo i narastalo(w koncu ile mozna o tym samym).mielismy porozmawiac jak wroci z holandii ,mielismy wszystko razem ustalic, wrocil i juz rok od tego czasu minal.czasem mam taka ochote walnac go po tej jego pustej lepetynie,zeby mu klepki na miejsce wrocily. mala fiki miki-czemu mam takie ,,parcie" na slub?? mamy dzidziusia ma 2 latka,kiedy sie urodzil,bylo naprawde krucho z kasa i ustalilismy ze zarejestruje dziecko tylko na siebie,tak wiec w akcie jest ojciec nieznany.zawsze te pare groszy bylo wiecej.teraz nie chce by moje dziecko bylo tzw.,,bachorem".zreszta chcialbym jeszcze aby dziecko mialo siostrzyczke lub braciszka,ale nie chce by nastepne dziecko bylo na ,,kocia lape".nie chce sie znowu po urzedach tlumaczyc, dlaczego w akcie jest ojciec nieznany.chce pewnej stabilizacji w zwiazku. bananowy song-wiem ze zycie po slubie nie jest sielanka i ze wiele malzenst sie rozpada.ale zawsze w malzenstwie jak i w wolnych zwiazkach sa lepsze i gorsze dni.moze i moja sytuacja wydaje sie komfortowa-moge odejsc kiedy chce,ale co dalej? nie musialam wcale z nim byc.moglabym byc juz 3 lata po slubie z innym,no wlasnie moglam,ale niechcialam.to wszysko mnie tak przytlacza.te choroby , ten ZJD.chcialbym byc szczsliwa tak jak przed ZJD.moc robic wszystko,wyjsc gdzies ze swoim facetem-napewno wiele by sie wtedy zmienilo.a ta wstretne chorobska wykreslily moj swiat zewnetrzny i niszcza wewnetrzny...:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zwolnij może troche tempo, spróbuj się nad tym zastanowić wszystkim na spokojnie, znajdź drugą stronę medalu, każdy kij ma dwa końce, i co z tego że on jest od Ciebie lepszy? może byc od ciebie lepszy nawet żebrak wygrzebujący smieci bo będzie lepiej zbierał smieci od ciebie, a chciałabyś zbierac śmieci?, z pewnością nie, więc wyluzuj, nie przegonisz wszystkich, ale nie jesteś gorsza od nich, lepsza też nie, a wiesz dlaczego bo każdy z nas umrze tak samo i to jest największe kryterium, dlaczego? bo jest równe dla wszystkich. To takie moje dywagacje, ale suma sumarum trzeba znaleźć równowagę i tyle, znajdziesz ją napewno bo wiesz w czym jest Twój problem a to juz bardzo dużo!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
smutna 86 Brutalnie mówiąc, sama nawarzyłaś piwa , sama wypij. Nie nie powiem ci tak.Wiem jak się robi głupoty i nie mysli o konsekwencjach, wiem jak to boli i jak jest trudno.A życie toczy się dalej. Przytulam cię mocno i daję odrobinę swojej siły. Niech pomoze ci rozwiązywać swoje problemy abyś miała wreszcie poczucie bezpieczeństwa, tak bardzo potrzebne każdej kobiecie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sickdestroyed
wydaje mi sie, ze ja nie spelniam oczekiwan rodzicow wobec mnie, jego oczekiwac i swoich wlasnych oczekiwan wobec siebie. taka pogon za tym, czym powinno sie byc jest straszna. powinnam byc najlepsza, powinnam byc we wszystkim dobra, powinno mi sie wszystko udawac, powinnam odnosic same sukcesy. powinnam, ale tego nie robie. oni we mnie wierza, a ja w siebie nie. czuje sie nawet pod wlasna presja, nie tylko otoczenia. ja wcale nie wiem, co jest glowna przyczyna, co jest kluczowym problemem powodujacym te zaburzenia. tego wszstkiego jest tyle, ze pogubilam sie w tym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mam podobnie jak ty
Widzę, że też jesteś perfekcjonistką :-) Też tak mam. Rozmawiałem o tym z psychologiem i powiedział, że jestem perfekcjonistą, bo moja mama też nią jest, tylko że akurat moja mama i ja jesteśmy perfekcjonistami w innych dziedzinach. Jak to się mówi: "z jakim przystajesz, takim się stajesz" :-) Napisałaś, że "nie spelniasz oczekiwan rodzicow wobec sebie, jego oczekiwań i swoich wlasnych oczekiwan wobec siebie". Tylko czy aby na pewno to są TWOJE oczekiwania wobec siebie, czy może rodzice i twój facet tak długo gadali ci o ich oczekiwaniach, że przyjęłaś je jako swoje? Spróbuj się zastanowić czego TY SAMA oczekujesz i próbuj to realizować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sickdestroyed
oczekuje od siebie, ze skoncze te studia i znowu wszystko pojdzie mi jak po masle, ale jest wrecz odwrotnie. oczekuje od siebie braku problemow, ale one sa i nie umiem ch rozwiazac! to sa akurat moje oczekiwania. next problem: mam jakas grype, leze w lozku, jestem chora i czuje sie ciezarem dla swojego chlopaka, ktory z racji ze nim jest chodzi do apteki i do sklepu kupic mi leki i inne rzeczy, ktory stara sie zrobic jakies jedzenie, pocieszyc mnie. to mnie strasznie meczy. nie chce byc dla nikogo ciezarem, bo wiem, ze bylam ciezarem dla moich rodzicow, zbednym elementem, piatym kolem u wozu, a niedosc ze tak bylo, to jeszcze oczekiwali ode mnie cholera wie czego: samych piatek, wiecznie posprzatanego domu, nienagannego wygladu, inteligentnych odpowiedzi na wszystko, samej perfekcji. a im samych jest bardzo daleko do tej perfekcji. poza wymaganiami zostawiali mnie samej sobie. no ale czy to skutkuje tak wlasnie teraz?! bo ja tego nie rozumiem. to bylo dawno, juz jest inaczej, ja bylam inna, a teraz jestem chyba najgorsza wersja ze wszystkich ktorymi bylam kiedykolwiek... chce mi sie tylko plakac. w tej chwili moge powiedziec, ze ja tez przegralam zycie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sickdestroyed
juz wlasciwie nic nie ma sensu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mam podobnie jak ty
To, że chcesz skończyć studia - to dobrze, ale nie oczekuj, że wszystko pójdzie jak po maśle. Nie możesz także oczekiwać od siebie braku problemów. Możesz CHCIEĆ żeby nie było problemów (to całkiem normalne, bo każdy by tak chciał), ale nie możesz OCZEKIWAĆ OD SIEBIE braku problemów, bo na niektóre problemy nie mamy niestety wpływu. To, że jesteś chora, to nie twoja wina. Nie możesz robić sobie wyrzutów, że twój chłopak chodzi dla ciebie po leki. Gdyby on był chory ty z pewnością też byś chodziła po leki dla niego - więc w czym problem? Widać, że mu na tobie zależy skoro chodzi dla ciebie po te leki. Powinnaś się więc cieszyć, bo najwidoczniej ceni cię bardziej niż ty samą siebie. Z rodzicami to często niestety tak jest, że jak sami czegoś nie mieli w dzieciństwie (np. nie zrobili jakiejś kariery), to później "przelewają" swoje marzenia na dziecko i uważają, że jak dziecku się uda, to tak samo jakby się im udało. Często zapominają niestety przy tym, że dziecko to istota myśląca, ma swój rozum, swoje zainteresowania (które NIE MUSZĄ być zgodne z zainteresowaniami rodziców). Z własnego doświadczenia wiem, że ten perfekcjonizm może się odezwać po latach. W szkole podstawowej i w LO uczyłem się przeciętnie (zazwyczaj średnia 4,5 na koniec roku, w skali oczywiście 6-stopniowej). Perfekcjonizm dosięgnął mnie jednak na studiach i tam w każdym semestrze byłem najlepszy na roku, kilka razy nawet miałem średnią 5.0. Nikt mi nie kazał się uczyć. Uczyłem się dla siebie, bo studiowałem to, co lubiłem, ale chciałem wszystkim (i przede wszystkim chyba sobie) udowodnić, że faktycznie jestem najlepszy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sickdestroyed
no wlasnie mi na to dowodow brakowalo, dlatego kiedys staralam sie byc perfekcjonistka i calkiem i to wychodzilo, ale po pierwszym roku studiow to sie skonczylo. nie wiem dlaczego, wtedy zaczal sie zwiazek, w ktorym caly czas jestem, moze poczulam sie w koncu kochana, potrzebna, doceniona i przestalam sie starac, a teraz nagl sie obudzilam, ze stracilam poczucie wlasnej wartosci, bo przestalam chciec sie rozwijac, przestalam odczuwac motywacje, przestalam odczuwac potrzebe udowadniania sobie, ze jestem dobra. tylko co ja mam z tym teraz zrobic? nie umiem pstryknac palcami i nagle zaczac sie starac, odczuwam totalne zniechecenie do zycia, rezygnacje, przeswiadczenie o niepowodzeniu... najlepiej jakby ktos mi polozyl przed nosem w 100% funkcjonalna 'instrukcje naprawy swojego zycia', takie Do It Yourself, ktore kazdy moze zrobic szybko i bez komplikacji... ale to chyba niemozliwe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mam podobnie jak ty
Chyba sama sobie odpowiedziałaś na pytanie "dlaczego to się skończyło?" Najprawdopodobniej dlatego, że "zaczął się związek". Pamiętam, że na moich studiach było parę osób, które na początku przez kilka semestrów zaliczały wszystkie przedmioty bez problemów miały stypendium naukowe, a potem tylko patrzyły, żeby jakoś zdobyć tą "tróję". Powód: początkowo te osoby nie były w żadnych związkach, a później jak sobie kogoś znalazły to już nie miały tak dużo czasu na naukę. Ja wytrwałem z tym swoim perfekcjonizmem przez całe studia, ale to dlatego, że nie miałem dziewczyny. W innym przypadku pewnie byłoby ze mną tak samo jak z nimi. Pewnie już od długiego czasu wmawiasz sobie, że jesteś nic nie warta i dlatego nie chcesz się rozwijać i nie odczuwasz motywacji. Jestem pewien, że to nieprawda. Może po części wpływ na to ma to, że ciągle starasz się dorównać swojemu facetowi. Wiem, że to może się tak łatwo mówi, ale spróbuj przestać się do niego porównywać. Masz jakieś zainteresowania, których on nie podziela? Spróbuj może rozwijać się w tym kierunku. Może wtedy odzyskasz wiarę we własne możliwości, bo będziesz wiedziała coś, czego on nie wie. A co do tej "instrukcji" to myślę, że gdyby nawet ktoś ci takową dał to i tak pewnie byś z niej nie skorzystała, bo stwierdziłabyś, że to zbyt trudne. Wiem po sobie :-) Mój psycholog wiele razy proponował mi różne sposoby rozwiązania moich problemów, ale jakoś żaden nie przypadł mi do gustu :-) Myślę, że póki co to najlepsze dla ciebie będzie znalezienie jakiegoś zainteresowania, którego twój facet nie podziela (ale oczywiście nic na siłę) i powolne rozwijanie się w tym kierunku. Może dzięki temu uwierzysz w siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sickdestroyed
troche zatracilam moje dawne zainteresowania przez te studia. rysowalam calkiem niezle, pisalam opowiadania, kiedys zamiarzalam nawet wydac jakas ksiazke, bardzo lubilam uczyc sie angielskiego, ale jak poszlam na te studia inzynierskie, wszystkie artystyczne zainteresowania szlak trafil na rzecz dziedziny, w ktorej chyba nigdy nie poczuje sie spelniona... juz teraz wiem, ze moje studia sa nietrafione, ale oczekiwalam czego innego. pownnam byla isc na jakies wzornictwo, na anglistyke, na cos humanistyczego, moze na grafike, a wybralam (oczywiscie wskutek pewnych komplikacji) profil mechaniczny z domieszka infomatyki... informatyka - tak, mechanika - nie. teraz smialo moge powiedziec, ze jestem w dupie. za pozno zeby sie przeniesc, za duzo kasy wlozone, zeby rezygnowac. co do pasji, to pewnie mam slomiany zapal, czego sie nie tkne i nie wychodzi mi od razu, rzucam to. jak np fotografia, jak rysowanie, jak robienie stron internetowych, jak wiele innych rzeczy. interesuje mnie to, ale boje sie, ze wysilek, jaki w to wloze nie zaowocuje. ale bede probowac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Anulka33 Jeśli któregoś dnia poczujesz, że chce Ci się płakać. Zadzwoń do mnie... Nie obiecuję, że Cię rozbawię, ale mogę płakać razem z Tobą... Jeśli któregoś dnia zapragniesz uciec, nie bój się do mnie zadzwonić... Nie obiecuję, że Cię zatrzymam, ale mogę pobiec z Tobą... Jeśli któregoś dnia nie będziesz chciał nikogo słuchać. Zadzwoń do mnie. Obiecuję być wtedy z Tobą i obiecuję być cicho... Ale jeśli któregoś dnia zadzwonisz i nikt nie odbierze... Przybiegnij do mnie bardzo szybko. Mogę Cię wtedy potrzebować... Twój przyjaciel I nie pytaj mnie dlaczego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czesc dziewczyny mam taki ruch ostatnio u siebie że nie mam czasu napisac, dziś dowiedziałam się że rozwodzi się moja koleżanka ze szkolnej ławki, zszokowałam się bo byli cudownym małżeństwem U mnie tak srednio, mój Pan jutro już będzie w Mosznej, nie wiem co mu jest ale nawet nie chciał dziś ze mną spotkac się na kawę żeby się pożegnać, próbuję sobie to wytłumaczyć że jest zestresowany tym wyjazdem i coś go przerasta, ale i tak jest mi przykro, ech bycie ze sobą wymaga wielu kompromisów i zrozumienia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sickdestroyed
ja nie moge tak dluzej, ja nie daje juz rady... dzisiaj znowu powiedzialam sobie, ze zrobie zadanie z programowania sama i gdy stanelam w martwym punkcie, to zmiast szukac, spytalam sie go o mala podpowiedz, o cokolwiek, a on mi dal gotowe rozwiazanie... zalamalam sie... chce mi sie caly czas plakac. ja juz nic nie umiem zrobic sama, juz nic nie potrafie... o on zamiast dac mi wskazowke, tak zebym sama doszla do rozwiazania, wyklada mi cala swoja madrosc jak kawe na lawe i juz nie mam nad czym myslec, bo przeciez to bylo takie proste... kolejny raz udowodnil mi ze przy nim jestem gownem, chociaz nie mial wcale takich zamiarow... jestem calkowiecie uzalezniona od niego. jestem przeswiadczona o tym, ze on wszystko wie lepiej. jestem calkowicie pod jgo kontrola, stracilam cala swoja dawna samodzielnoc, juz nawet nie wiem, co to znaczy... kieruje sie tylko nim. o kazdy problem pytalam sie jego, obojetnie z jakiej dziedziny i tak pytalam sie jego, a teraz juz nawet sie nie musze pytac, chyba nieswiadomie przekonalam go ze wszystko wie ode mnie lepiej i to co on powie bedzie lepsze, bardziej wartosciowe. japierdole, nienawidze sie za to... najgorsze jest to, ze on tego nie widzi. ten zwiazek przerodzil sie w chora relacje i zauwazam to dopiero teraz. w wakacje bylo wszystko w porzadku, bo nie bylo studiow, nie bylo rzeczy w ktorych moglibysmy rywalizowac, a teraz znowu kazda jedna 'konkurencja' to dla mnie gorycz porazki i utwierdzanie w sobie, ze on jest lepszy, a ja gorsza. on ciagle i we wszystkim lepszy, lepszy, lepszy, a ja gorsza, jeszcze gorsza i coraz gorsza, bo juz nawet nie mam sily sie starac, wiedzac, ze z nim i tak przegram. od poczatku traktowalam szkole/studia jako pole do rywalizacji. ale rywalizowanie ze swoim facetem skonczylo sie dla mnie zle. nigdy nie moglam zniesc tego, ze on jest duzo lepszy. akurat on, facet, w ktorym sie zakochalam i z ktorym musialam jednoczesnie mierzyc sie na polu nauki. stopniowo, powoli zaczelam tracic wiare w siebie, coraz bardziej watpic w to czy kiedys bede od niego w czyms waznym lepsza... az calkowicie zatracilam wiare w siebie. ostatecznie. czuje sie, jak zero...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sickdestroyed
i oczywiscie nie potrafie tego zakonczyc, a czuje sie z dnia na dzien coaz gorzej... a z kazdym kolejnym factem pewnie bedzie tak samo, bo moj ojciec prze caly okres dojrzewania traktowal mnie jak gowno, jak szmate, jak totalne zero i z pewnoscia utkwilo mi to mozgu i nieswiadomie szukam facetow przekonanych o swojej wartosci z narzucajaca sie osobowoscia, dominujacymi cechami charakteru, takich, ktorymi nigdy nie bedzie rzadzic kobieta, takich, ktorzy beda wzbudzac we mnie kompleksy, kompleksy i tylko kompleksy!!! :[[[

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sickdestroyed
w skrocie: 1. rodzice zawsze chcieli zebym byla najllepsza, wiec stalam sie perekcjoistka o wygorowanych ambicjach. 2. ojciec zawsze byl ze mnie niezadowolony, dla niego zawsze bylam malym glupim czyms, wpedzal mnie w kompleksy. 3. gdy sie od nich uwolnilam (studia), uwolnilam sie od kompleksow i ciaglego dazenia do perfekcji. 4. nastepie poznalam faceta, ktory mi imponowal wiedza i inteligencja (jak ojciec). 5. przez tego faceta ponownie wpadlam w ogromne kompleksy, chociaz on sie nawet o to nie staral. 6. co ja mam teraz zrobic?! ;[[[

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sickdestroyed
*perfekcjonistka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj Wydaje mi się że powinnaś iść na terapię, sama sobie z tym nie poradzisz, tkwiąc cały czas w tej swojej beznadziejności. Zapedzisz się w kozi róg, bo skończycie studia a on ciągle będzie decydował za ciebie. A życie razem to długa droga, o wiele dłuższa niż ta któą masz za sobą. Skoro już wiesz w czym tkwi Twój problem, pora wziąć \"go za rogi\". Odwagi, walcz w imię własnego zagubionego ja. Masz do tego prawo i masz prawo być szczęśliwą w takim pojmowaniu szczęcia jak je ty pojmujesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sickdestroyed
tylko co ja mam z nim zrobic? boje sie, ze jak zostane, to bedzie jeszcze gorzej. jednoczesnie nie chce odchodzic... jak ja mam sie teraz zachowywac? co ja mam mu powiedziec? bo nie moze byc dluzej tak samo! :[

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeżeli go kochasz i dobrze ci z nim narazie nic nie mów, wymyśl coś , jakieś zajęcia , i idz na spotkanie z psychologiem. Jeżeli uda ci się zmienić swoje podejście to bedziesz szczęśliwa nawet z nim. Przecież Ty nie negujesz jego jako człowieka, potrzebujesz pomocy aby nauczyć się jak jak żyć i odnaleźć siebie. Jeżeli nie kochasz to najlepiej odejść.Ala sama też nie dasz rady bo wtedy będziesz pod presją rodziców.A dobrze wiesz jaki to ma na ciebie wpływ.Nie umiesz jeszcze sama przeciwstawić się, tego musisz się nauczyć a do tego potrzebne ci dowartościowanie. Ale wymadrzaniem się tutaj Ci nie pomogę, bo jutro przyjdzie następny dzień z którym znowu będziesz musiała się zmierzyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Z twoich wypowiedzi wynika, że on jest dobrym człowiekiem, może być dobrym odpowiedzialnym ojcem i może dać ci poczucie bezpieczeństwa o jakim wiele dziewczyn czy mężatek marzy.Problem jest w Tobie. I to musisz uleczyć. Uwierz, pomagając sobie możesz to wszystko uratować i być bardzo szczęśliwą u boku kogoś kogo kochasz. Najprościej jest uciec. Ale od problemów nie da się uciec.Ciągną się jak guma do żucia. Zmaina faceta też nic nie da, bo ty będziesz nadal taka sama i wszystko wcześniej czy póżniej wróci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sickdestroyed
wcale sie nie wymadrzasz, kazda nowa wypowiedz rzuca inne swiatlo na moja sytuacje, zaczynam dostrzegac siebie z boku, zauwazac inne wyjscia, a to jest przeciez dobre... niestety mozna jednoczesnie kochac kogos i cierpiec przez niego. no i juz mu powiedzialam, ze mam przez niego straszne kompleksy, zreszta on zauwaza ze coraz czesciej placze, jestem apatyczna, nieszczesliwa, nic mnie nie interesuje. moze dzieki temu bedzie bardziej uwazac na sytuacje, ktore sie miedzy nami tworza. dowartosciowac sie... tylko jak to zrobic?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sickdestroyed
tylko jak ja mam to uleczyc? az sie boje myslec, ze jedynym wyjsciem jest psycholog... nie mam pieniedzy na niego, studiuje dziennie i mam za malo czasu na prace, zreszta w moim aktualnym stanie i tak bym nie byl zdolna pracowac. gdyby byly jakies darmowe przychodnie, gdyby moznabylo dostac od lekarza rodzinnego skierowanie na wizyte u psychologa, za ktora nie trzeba placic...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wiem w jak dużym mieście mieszkasz. Ale są poradnie psychologiczne , rodzinne, tam nie trzeba płacić. Możesz poszukać sama albo zapytać lekarza rodzinnego i wcale nie musisz mu mówić w jakim celu ci psycholog. Mówisz że Twój chłopak już coś zauważa. A próbowałaś mu powiedzieć to cię trapi w taki sam sposób jak mam to opisałaś? Powiedzieć skąd to się wzięło, powiedzieć jak stresujące jest dla ciebie dążenie do perfekcji. Jak myślisz jakby zareagował?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sickdestroyed
powiedzialam mu tylko o tym, co on we mnie wywoluje nieswiadomie, ze proby doronania mu tylko mnie oslabialy psychicznie i teraz czuje sie bezwartosciowa osoba. nie wiem czy mowic o rodzicach, o ojcu, moze to za duzo, ale moze tez to by mu wiele wyjasnilo, moz nie czulby sie winny, bo pewnie sie troche czuje. na to, co dotychczas mu powiedzialam reaguje dosc skromnie, przytula mnie, pociesza, usmiecha sie, ale robi to niepewnie i bez przekonania, bo tak naprawde nie wie, jak ma na to reagowac. chce mojego dobra, ale nie wie juz sam jak ma do tego dazyc, skoro pomaganie mi w nauce i wyreczanie mnie w mysleniu tego nie dokonalo. moze wlasnie zrozumial, ze to bylo zle, ze to mnie uzaleznilo od niego, zwolnilo z samodzielnosci a jednoczesnie utwierdzalo w przekonaniu o wlasnej niemocy i beznadziejnosci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Facet jest tylko facetem i nie oczekuj od niego,że się omyśli. Skoro zareagowł tak jak mówisz to jest duża szansa, że cię zrozumie.Ale musi znać przyczynę. Myślę że mozesz mu powiedzieć, skąd to się u Ciebie wzięło. A moze właśnie od niego otrzymasz tą największą pomoc. Spróbuj, bo może się okazać że to właśnie on będzie najlepszym psychoterapeutą dla Ciebie. Miłość czasem czyni cuda. A Ciebie utwierdzi w tym czy dobrego dokonalaś wyboru.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sickdestroyed
ale ja juz nie chce od niego wiecej pomocy, dusze sie od tej pomocy, dusze sie ze zwiazanymi rekoma, nie chce zeby on mi wiecej pomagal, on nie moze mi juz w niczym pomagac, o wiele lepiej czulabym sie, gdyby przestal mi pomagac, nawet jak bede o to prosic (juz mu to powiedzialam, trzymam go za slowo, ze tak bedzie). jego pomoc to jest miedzy innymi to, co mnie prawie doprowadzilo do grobu! ;[ wiem, ze glowna przyczyna problem lezy we mnie a nie w nim, wiec musze sie na nowo nauczyc samodzielnosci, musze znowu zaczac wierzyc w siebie, musze przestac polegac na nim, musze zaczac polegac tylko na sobie i choc wiem, ze na pewno nie bedzie to na poczatku latwe, tylko to jest w stanie mnie oswobodzic. maksimum autonomizmu, zero sugestii z jego strony, skupienie sie na swoich pragnieniach, swojej niezaleznosci, postrzeganie siebie jako jednostki, odnalezienie wlasnej drogi, dowiedzenie sie czego JA chce, a nie kto inny, nie on, nie rodzice, tylko JA! tylko najpierw musze przekonac sie o swojej wartosci, a z tym juz bedzie problem. latwo sie pisze, a ciekawe jak to wyjdzie w praktyce...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No cóż w końcu ty go znasz najlepiej. Ważne ze wiesz czego chcesz dla siebie. Powinnaś ten powyższy tekst powtarzać sobie codziennie i to najlepiej na głos i przed lustrem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×