Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość nosferato

Nie ciesza mnie sukcesy, nie widze sensu w zyciu.

Polecane posty

Gość nosferato

Moje zycie bylo pelne niepowodzen. Ciezkie dziecinstwo. Surowe zycie. Nigdy nic mi z nieba nie spadlo. Zawsze wokol mnie ktos swietowal sukcesy. Byl na topie. Mnie zawsze to obchodzilo dookola. Pech chcial, ze sie do takich sytuacji przyzwyczailem. Do takiego powolnego ciaglego rozkladu. Stracilem nadzieje na normalnosc. Na zwyczajna codziennosc. Uodpornilem sie na ciagle porazki i niepowodzenia. Dzialam destrukcyjnie na siebie pomagajac i wspierajac innych dookola. Dzieki mnie czesc ludzi cos osiagnela. Moje poswiecenie pozwolilo im wspiac sie na szczyty kariery. A mnie to osobiscie zwisa. Nie zalezy mi na kasie, rodzinie, dzieciach, zwiazku itp. Najchetniej bym sie zgodzil na eutanazje gdyby takowa byla. Gdybym nie mial cienia watpliwosci, ze istnieje zycie po smierci popelnil bym samobojstwo. To zycie mnie meczy. I teraz nagle zaczalem doswiadczac sukcesow. Sa mi tak nie na reke ze po prostu jest mi niedobrze. Nie cieszy mnie nic. Zycie mnie rabalo zawsze po rogach i tutaj nagle po 30 stce zmiany. Nagle mam kase, zwiazek i perspektywe ciekawej i dobrzeplatnej pracy. To tak jakbym cale zycie lizal kwasna cytryne a teraz dostal wagon ptasiego mleczka. Debilne jest to zycie dla niektorych. Moje sie na mnie msci sukcesami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mam podobnie....
Z tą różnicą, że jam mam swoje marzenia, ale nie potrafie się cieszc z ich realizacji. Ktoś mądry powiedział kiedyś "Szczescie to nie jest osiągni9ęcie celu, ale dążenie do niego".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jest mi źle-ale walcze
no ja jestem na etapie....dostaje w dupe i to równo dzisiaj miałam koszmarny poranek..naprawde jestem realistką- ide do przodu kazdego wspieram-pomagam-prawie samarytanka-dobry lojalny-dyskretny przyjaciel-zawsze mozna an mnie liczyc ale sama nie umiem swoich bliskich prosić o pomoc..jak jest źle to sie zamykam i udaje ze wszystko gra...i wyje w poduszke miałam juz raz depresje trwało to dwa tygodnie ale ostro kompletnie zero ze tak powiem "kumacji" nie bede operowac słownictwem specjalistycznym bo nie ma i potrzeby-ale generalnie roslinka w łóżku oddaje stan i teraz boje sie ze moze sie to zdarzyc drugi raz-znowu mi sie nasila- naprawde koszmarny poranek....chciała bym miec juz za soba to wszystko....ale niepredko to nastąpi widzicie dązyłąm do celu...i dąze-ale brak mi juz sił wolałabym juz osiągnąc jakis pewien etap-zamknąc rozdział niezaknięty..bo naprawde oszaleje więc cieszcie sie tym co macie a jesli was nie cieszy to co macie-tzn ze nadal jest cos bardzo nie tak-i wcale nie ejst tak ślicznie -pięknie bo ja wiem kiedy mi jest dobrze....a kiedy jest fatalnie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×