Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Zlota jesien

Magia czterech por roku dojrzalych kobiet

Polecane posty

Gość Samotny 60
Ja tez wychodzę do kumpla :) miłego wieczorku....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Starsza 65
[dzięki za serduszka na uszka:-D Iga Cembrzyńska - A ja mam swój mały, intymny świat Ludzie mają dziwne marzenia Dziwne troski, życzenia dziwne Ponoć mają serca z kamienia Zimne nosy i ręce zimne Bardzo często głowy nie mają W zamian długie i cięte języki Uszy w ścianach, w oczach ogniki Swoje nerwy na wodzy trzymają. A ja mam swój intymny mały świat Hen za morzem smutków, za górami marzeń tam. Wiedzie doń zagubionych ścieżek ślad Senne półksiężyce mogą wskazać drogę wam, Idę więc z mojego świata do was tu Niosę wam z mojego świata barwę kwiatów Bo ja mam swój intymny mały świat Senne półksiężyce mogą wskazać drogę wam. Dziwni ludzie mają wspomnienia Noszą płaszcze strachem podszyte Marne grosze gubią w kieszeniach Zakrywają karty odkryte. Lubią grywać w kości niezgody Palić mosty, stawać na głowie Winem wznosić toast na zdrowie Chwytać się brzytwy i mieć powody.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Starsza 65
A przypominacie sobie to:) - Cygańska ballada Czy słońce na niebie, czy wieczór zapada, Wędruje po świecie cygańska ballada. I śpiewa harcerzom w zielonych dąbrowach, Jak dobrzez balladą wędrować. Usiadzie ballada przy ogniu wędrowca I wrzuci do ognia gałązkę jałowca. Kto raz sie zachłysnał podobnym zapachem, Ten nigdy nie uśnie pod dachem. Wędruje ballada bez płaszcza i boso, Zasypia z księżycem, a budzi się z rosą. I doli cygańskiej na żadną nie zmieni Melodia szerokich przestrzeni. Sa inne piosenki, dzwięczące jak młoty, Wesołe melodie codziennej roboty, A ona jest ptakiem, a ona jest wiatrem, Cygańską tęsknotą za światem. Niejeden probował namówić balladę, By poszła do miasta i wzięła posadę, Że tam ją czekają przyjęcia i bale, A tutaj marnuje swój talent. Zaśmiała się lekko cygańska ballada, Nie dla niej kariera, nie dla niej estrada, Bo w mieście balladom jest duszno i obco, I któż by zaśpiewał wędrowcom? A kiedy harcerze do miasta odjadą, Zostawią cię w lesie, cygańska ballado. I może po roku pod starym namiotem Odnajdą balladę z powrotem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
http://republika.pl/blog_nk_746602/1563228/tr/noel024.gif :-D Bajecznie zimowa piosenka Całą noc padał śnieg Białym puchem obsypał dom Garścią srebrnych marzeń Zimne szyby zamienił w pejzaże Nagle zmienił się świat Szczyty drzew jak gwiazdki lśnią Każdą barwą tęczy Wśród srebrzystych iskierek tysięcy ref.: Zimowo, świątecznie Cudownie jak w śnieżnym gaju Tak cicho, bajecznie Dzwonki nam w sercach grają Całą noc padał śnieg Wielkie sanie zaprzągł wiatr Kusi nas jak dzieci Lekką mgiełką tańczącej zamieci ref.: Zimowo ... Zostańmy, zostańmy w tym śnie Powróćmy do starych marzeń Pozwólmy przenieść się gdzieś W dalekie kraje Zostańmy, zostańmy w tym śnie Niech gwiazdy spadają z nieba Uwierzmy, że biały jest świat Tego nam trzeba!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALlISS..
PIĘTNO Był wczesny wieczór grudniowy i jak zwykle w dużej izbie u Józka Biedronia było pełno ludzi. Siedzieli i umilali sobie czas opowiadaniem różnych historii. Tym razem gościem był Adam Krasowiecki, on to właśnie tubalnym głosem opowiadał zdarzenia ze swego bogatego życia. Sam Józek słuchał, niewiele się wtrącając, jego dwudziestoletni syn patrzył w inżyniera jak w obraz i słuchał pilnie. Żona Józka, gruba Kaśka siedziała naprzeciw pana Adama, z nogami grubymi i odkrytymi kolanami, patrząc na niego zalotnie. Od czasu do czasu o coś go spytała. Całkiem niezauważona, mała jedenastoletnia córka Zosia, siedziała przy stole i odrabiała zadania domowe. W żaden sposób nie mogła się skupić, gdyż pan inżynier opowiadał tak niezwykle ciekawie, że cała zamieniała się w słuch. A inżynier ciągnął swoje opowiadanie : - Wiecie, ja nie zawsze byłem takim wysiedlonym, żyjącym biednie człowiekiem, jakim teraz po tej wojnie jestem. Na wschodzie posiadaliśmy duży majątek ziemski, a ja w Niemczech kształciłem się na chemika. Moja rodzina była skoligacona z polską arystokracją. Ojciec mój był człowiekiem niezwykle pobożnym. Zanim się ożenił, był w klasztorze zakonnikiem. Miał jednego brata, który przeżył zawód miłosny i to tak boleśnie, że się zastrzelił. Rodzice nie mieli więcej dzieci, a majątek był bardzo duży. Błagali syna zakonnika, aby zrezygnował z klasztoru i założył rodzinę dla ratowania rodu. Uzyskali dla niego dyspensę i zwolnienie ze ślubów zakonnych. Były jednak trudności ze znalezieniem żony, gdyż panny z arystokracji nie chciały wychodzić za byłego zakonnika. Ojciec ożenił go ze zdrową wiejską dziewczyną. Tylko z poczucia obowiązku rodzinnego spłodził kilkoro dzieci. Zawsze jak tylko pamiętam – mówił inżynier - ojciec chodził w czymś w rodzaju habitu i z różańcem w ręku. W sąsiedztwie miałem kolegę Lucjana. Mieliśmy po dziesięć lat i często bawiliśmy się razem. Lucjan był jedynakiem, którego wszelkie zachcianki rodzice spełniali z radością. Ja miałem kucyka i on też miał kucyka. Jeździliśmy na tych kucykach po polach jak szaleni. Ja zawsze przewodziłem, a Lucjan mnie naśladował. Była późna jesień, pamiętam jak pędziliśmy przez pola wrzeszcząc jak szaleni z radości. Nagle przede mną wyrósł głęboki rów melioracyjny. Mój kucyk zdołał go przeskoczyć, a Lucjan widocznie w ostatniej chwili wstrzymał swojego i ten nie pokonał rowu. Lucjan upadł tak nieszczęśliwie, że skręcił kark. Nie mógł się ruszyć. Ja stałem przerażony nad nim i nie wiedziałem co robić. Jego ojciec podjechał na koniu i kiedy zobaczył co się stało, zaczął tak strasznie krzyczeć : - O mój syn jedyny, Lucuś, Lucuś, on nie żyje. To ty go zabiłeś, tyś go tu wyprowadził, Adam. A Lucuś otworzył oczy i powiedział : - Ja żyję tato, to nie on winien, to kucyk się przestraszył. - O, ty żyjesz, dzięki Ci Boże. Próbował go podnieść, ale Lucuś krzyczał z bólu, więc ojciec kazał mi pędzić po pomoc do dworu. Wiecie państwo, to wydarzenie wpłynęło na całe moje życie, wstrząsnęło mną ogromnie. Kiedykolwiek przyszedłem do Lucka odwiedzić go, bo już nigdy nie mógł chodzić, tylko siedział w wózku inwalidzkim, jego ojciec płacząc krzyczał, mierząc we mnie palcem: - Ty jesteś winien, ty mi syna zmarnowałeś. A Lucek coraz to bardziej tracił rozum, głowa mu rosła duża i ślinił się. Przestał rozpoznawać ludzi, tylko jak mnie zobaczył, to pamiętam ostatni raz przed śmiercią powiedział bełkotliwie: „- Adaamm.” Myśmy się tak bardzo lubili, ja do dziś czuję piętno na duszy z jego powodu. Tu wtrąciła się Kaśka: - A przecież pan tu nie winien, po co rodzice kupili mu tego kucyka. - Tak, proszę pani, ale to ja miałem pierwszy kucyka i on też chciał mieć. Rzeczywiście, trudno tu mówić o winie, ale dziecko łatwo uwierzy, że jest winne jak mu się to wykrzykuje przy każdej okazji. - No i widzi pan, panie inżynierze, że i dobrobyt nie zawsze wychodzi człowiekowi na dobre – zauważyła Kaśka. - To prawda, proszę pani. Ja byłem bardzo bogaty i kiedy studiowałem w Niemczech, w Dreźnie prowadziłem strasznie hulaszcze życie. Wszystkie najlepsze restauracje z kolegami okupowaliśmy nieraz do rana. Najlepsze wina i szampany lały się litrami. A jak się bawiliśmy, jak śpiewaliśmy i jakie kawały zabawne opowiadaliśmy, to trudno to sobie wyobrazić komuś, kto tego nie przeżył. A syn Józka, Kazek słuchał z otwartymi ustami i w żaden sposób nie umiał sobie tego wyobrazić. O, jak chciałby tam być, a nie tu na wsi w polu harować. - Proszę państwa, ja te studia skończyłem, ale ojciec dowiedział się, że tak żyję i nie dał mi już więcej ani grosza. Wtedy skończyła się zabawa, znikli koledzy, a ja zostałem sam w zupełnej nędzy. Nie miałem grosza na życie, ubranie się zniszczyło, a pracy nie mogłem znaleźć żadnej. To były lata kryzysu i może sami państwo je pamiętacie. Dziś jest rok 1949, to było ponad dwadzieścia lat temu. Wreszcie już na ostatnich nogach dostałem pracę w fabryce. To była bardzo głośna produkcja, a ja po jakimś czasie zostałem kierownikiem działu. Słyszycie państwo jaki mam głos. Nie umiem mówić cicho, tylko bardzo głośno. Tam właśnie nabrałem tego nawyku. Miałem taką tubę i przez nią krzyczałem. Wiecie państwo, co ja sobie kupiłem za pierwsze zarobione pieniądze? - Pewnie jakiego szampana – wykrzyknęła Kaśka. - A gdzie tam szampana, proszę panią. Kupiłem sobie dużą butelkę wody kolońskiej i tą wodą się cały umyłem. Bo ja przez ten czas żyłem jak nędzarz, nie kąpiąc się, nawet nie miałem spodniej bielizny. A przecież przez całe życie wychowany byłem w luksusie. Bo ja jestem z arystokratycznej rodziny, co prawda moje rysy są skażone pochodzeniem matki, ale mój ojciec to był prawdziwy, piękny arystokrata. Pan inżynier był faktycznie niezbyt urodziwy, chociaż wysoki i tęgi, na twarzy był czerwony i nie miał zbyt obfitych włosów. - Wiecie państwo, moje życie było tak ciekawe, że mógłbym napisać piękną książkę o nim. - To czemu pan nie napisze?- spytała Kaśka. - Bo, wie pani, ja mam ogromnie nieczytelny charakter pisma i kto by to potrafił odcyfrować, ale może ty- tu zwrócił się do Zosi – napisałabyś tę książkę o mnie, co? Zosia zaczerwieniła się ogromnie i nic nie powiedziała, bo była bardzo nieśmiała. - No, drodzy państwo, muszę już iść, bo kawał drogi do mojego skromnego mieszkania, a na polu ciemno. No i późno się zrobiło. - Proszę przyjść, panie inżynierze jutro- powiedział Józek – może nam pan znów co opowie. - Przyjdę, przyjdę, nudzę się strasznie i chętnie sobie powspominam moje młode lata. PIĘTNO Był wczesny wieczór grudniowy i jak zwykle w dużej izbie u Józka Biedronia było pełno ludzi. Siedzieli i umilali sobie czas opowiadaniem różnych historii. Tym razem gościem był Adam Krasowiecki, on to właśnie tubalnym głosem opowiadał zdarzenia ze swego bogatego życia. Sam Józek słuchał, niewiele się wtrącając, jego dwudziestoletni syn patrzył w inżyniera jak w obraz i słuchał pilnie. Żona Józka, gruba Kaśka siedziała naprzeciw pana Adama, z nogami grubymi i odkrytymi kolanami, patrząc na niego zalotnie. Od czasu do czasu o coś go spytała. Całkiem niezauważona, mała jedenastoletnia córka Zosia, siedziała przy stole i odrabiała zadania domowe. W żaden sposób nie mogła się skupić, gdyż pan inżynier opowiadał tak niezwykle ciekawie, że cała zamieniała się w słuch. A inżynier ciągnął swoje opowiadanie : - Wiecie, ja nie zawsze byłem takim wysiedlonym, żyjącym biednie człowiekiem, jakim teraz po tej wojnie jestem. Na wschodzie posiadaliśmy duży majątek ziemski, a ja w Niemczech kształciłem się na chemika. Moja rodzina była skoligacona z polską arystokracją. Ojciec mój był człowiekiem niezwykle pobożnym. Zanim się ożenił, był w klasztorze zakonnikiem. Miał jednego brata, który przeżył zawód miłosny i to tak boleśnie, że się zastrzelił. Rodzice nie mieli więcej dzieci, a majątek był bardzo duży. Błagali syna zakonnika, aby zrezygnował z klasztoru i założył rodzinę dla ratowania rodu. Uzyskali dla niego dyspensę i zwolnienie ze ślubów zakonnych. Były jednak trudności ze znalezieniem żony, gdyż panny z arystokracji nie chciały wychodzić za byłego zakonnika. Ojciec ożenił go ze zdrową wiejską dziewczyną. Tylko z poczucia obowiązku rodzinnego spłodził kilkoro dzieci. Zawsze jak tylko pamiętam – mówił inżynier - ojciec chodził w czymś w rodzaju habitu i z różańcem w ręku. W sąsiedztwie miałem kolegę Lucjana. Mieliśmy po dziesięć lat i często bawiliśmy się razem. Lucjan był jedynakiem, którego wszelkie zachcianki rodzice spełniali z radością. Ja miałem kucyka i on też miał kucyka. Jeździliśmy na tych kucykach po polach jak szaleni. Ja zawsze przewodziłem, a Lucjan mnie naśladował. Była późna jesień, pamiętam jak pędziliśmy przez pola wrzeszcząc jak szaleni z radości. Nagle przede mną wyrósł głęboki rów melioracyjny. Mój kucyk zdołał go przeskoczyć, a Lucjan widocznie w ostatniej chwili wstrzymał swojego i ten nie pokonał rowu. Lucjan upadł tak nieszczęśliwie, że skręcił kark. Nie mógł się ruszyć. Ja stałem przerażony nad nim i nie wiedziałem co robić. Jego ojciec podjechał na koniu i kiedy zobaczył co się stało, zaczął tak strasznie krzyczeć : - O mój syn jedyny, Lucuś, Lucuś, on nie żyje. To ty go zabiłeś, tyś go tu wyprowadził, Adam. A Lucuś otworzył oczy i powiedział : - Ja żyję tato, to nie on winien, to kucyk się przestraszył. - O, ty żyjesz, dzięki Ci Boże. Próbował go podnieść, ale Lucuś krzyczał z bólu, więc ojciec kazał mi pędzić po pomoc do dworu. Wiecie państwo, to wydarzenie wpłynęło na całe moje życie, wstrząsnęło mną ogromnie. Kiedykolwiek przyszedłem do Lucka odwiedzić go, bo już nigdy nie mógł chodzić, tylko siedział w wózku inwalidzkim, jego ojciec płacząc krzyczał, mierząc we mnie palcem: - Ty jesteś winien, ty mi syna zmarnowałeś. A Lucek coraz to bardziej tracił rozum, głowa mu rosła duża i ślinił się. Przestał rozpoznawać ludzi, tylko jak mnie zobaczył, to pamiętam ostatni raz przed śmiercią powiedział bełkotliwie: „- Adaamm.” Myśmy się tak bardzo lubili, ja do dziś czuję piętno na duszy z jego powodu. Tu wtrąciła się Kaśka: - A przecież pan tu nie winien, po co rodzice kupili mu tego kucyka. - Tak, proszę pani, ale to ja miałem pierwszy kucyka i on też chciał mieć. Rzeczywiście, trudno tu mówić o winie, ale dziecko łatwo uwierzy, że jest winne jak mu się to wykrzykuje przy każdej okazji. - No i widzi pan, panie inżynierze, że i dobrobyt nie zawsze wychodzi człowiekowi na dobre – zauważyła Kaśka. - To prawda, proszę pani. Ja byłem bardzo bogaty i kiedy studiowałem w Niemczech, w Dreźnie prowadziłem strasznie hulaszcze życie. Wszystkie najlepsze restauracje z kolegami okupowaliśmy nieraz do rana. Najlepsze wina i szampany lały się litrami. A jak się bawiliśmy, jak śpiewaliśmy i jakie kawały zabawne opowiadaliśmy, to trudno to sobie wyobrazić komuś, kto tego nie przeżył. A syn Józka, Kazek słuchał z otwartymi ustami i w żaden sposób nie umiał sobie tego wyobrazić. O, jak chciałby tam być, a nie tu na wsi w polu harować. - Proszę państwa, ja te studia skończyłem, ale ojciec dowiedział się, że tak żyję i nie dał mi już więcej ani grosza. Wtedy skończyła się zabawa, znikli koledzy, a ja zostałem sam w zupełnej nędzy. Nie miałem grosza na życie, ubranie się zniszczyło, a pracy nie mogłem znaleźć żadnej. To były lata kryzysu i może sami państwo je pamiętacie. Dziś jest rok 1949, to było ponad dwadzieścia lat temu. Wreszcie już na ostatnich nogach dostałem pracę w fabryce. To była bardzo głośna produkcja, a ja po jakimś czasie zostałem kierownikiem działu. Słyszycie państwo jaki mam głos. Nie umiem mówić cicho, tylko bardzo głośno. Tam właśnie nabrałem tego nawyku. Miałem taką tubę i przez nią krzyczałem. Wiecie państwo, co ja sobie kupiłem za pierwsze zarobione pieniądze? - Pewnie jakiego szampana – wykrzyknęła Kaśka. - A gdzie tam szampana, proszę panią. Kupiłem sobie dużą butelkę wody kolońskiej i tą wodą się cały umyłem. Bo ja przez ten czas żyłem jak nędzarz, nie kąpiąc się, nawet nie miałem spodniej bielizny. A przecież przez całe życie wychowany byłem w luksusie. Bo ja jestem z arystokratycznej rodziny, co prawda moje rysy są skażone pochodzeniem matki, ale mój ojciec to był prawdziwy, piękny arystokrata. Pan inżynier był faktycznie niezbyt urodziwy, chociaż wysoki i tęgi, na twarzy był czerwony i nie miał zbyt obfitych włosów. - Wiecie państwo, moje życie było tak ciekawe, że mógłbym napisać piękną książkę o nim. - To czemu pan nie napisze?- spytała Kaśka. - Bo, wie pani, ja mam ogromnie nieczytelny charakter pisma i kto by to potrafił odcyfrować, ale może ty- tu zwrócił się do Zosi – napisałabyś tę książkę o mnie, co? Zosia zaczerwieniła się ogromnie i nic nie powiedziała, bo była bardzo nieśmiała. - No, drodzy państwo, muszę już iść, bo kawał drogi do mojego skromnego mieszkania, a na polu ciemno. No i późno się zrobiło. - Proszę przyjść, panie inżynierze jutro- powiedział Józek – może nam pan znów co opowie. - Przyjdę, przyjdę, nudzę się strasznie i chętnie sobie powspominam moje młode lata. Podpis: adora

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALLIISS..
PIĘTNO Był wczesny wieczór grudniowy i jak zwykle w dużej izbie u Józka Biedronia było pełno ludzi. Siedzieli i umilali sobie czas opowiadaniem różnych historii. Tym razem gościem był Adam Krasowiecki, on to właśnie tubalnym głosem opowiadał zdarzenia ze swego bogatego życia. Sam Józek słuchał, niewiele się wtrącając, jego dwudziestoletni syn patrzył w inżyniera jak w obraz i słuchał pilnie. Żona Józka, gruba Kaśka siedziała naprzeciw pana Adama, z nogami grubymi i odkrytymi kolanami, patrząc na niego zalotnie. Od czasu do czasu o coś go spytała. Całkiem niezauważona, mała jedenastoletnia córka Zosia, siedziała przy stole i odrabiała zadania domowe. W żaden sposób nie mogła się skupić, gdyż pan inżynier opowiadał tak niezwykle ciekawie, że cała zamieniała się w słuch. A inżynier ciągnął swoje opowiadanie : - Wiecie, ja nie zawsze byłem takim wysiedlonym, żyjącym biednie człowiekiem, jakim teraz po tej wojnie jestem. Na wschodzie posiadaliśmy duży majątek ziemski, a ja w Niemczech kształciłem się na chemika. Moja rodzina była skoligacona z polską arystokracją. Ojciec mój był człowiekiem niezwykle pobożnym. Zanim się ożenił, był w klasztorze zakonnikiem. Miał jednego brata, który przeżył zawód miłosny i to tak boleśnie, że się zastrzelił. Rodzice nie mieli więcej dzieci, a majątek był bardzo duży. Błagali syna zakonnika, aby zrezygnował z klasztoru i założył rodzinę dla ratowania rodu. Uzyskali dla niego dyspensę i zwolnienie ze ślubów zakonnych. Były jednak trudności ze znalezieniem żony, gdyż panny z arystokracji nie chciały wychodzić za byłego zakonnika. Ojciec ożenił go ze zdrową wiejską dziewczyną. Tylko z poczucia obowiązku rodzinnego spłodził kilkoro dzieci. Zawsze jak tylko pamiętam – mówił inżynier - ojciec chodził w czymś w rodzaju habitu i z różańcem w ręku. W sąsiedztwie miałem kolegę Lucjana. Mieliśmy po dziesięć lat i często bawiliśmy się razem. Lucjan był jedynakiem, którego wszelkie zachcianki rodzice spełniali z radością. Ja miałem kucyka i on też miał kucyka. Jeździliśmy na tych kucykach po polach jak szaleni. Ja zawsze przewodziłem, a Lucjan mnie naśladował. Była późna jesień, pamiętam jak pędziliśmy przez pola wrzeszcząc jak szaleni z radości. Nagle przede mną wyrósł głęboki rów melioracyjny. Mój kucyk zdołał go przeskoczyć, a Lucjan widocznie w ostatniej chwili wstrzymał swojego i ten nie pokonał rowu. Lucjan upadł tak nieszczęśliwie, że skręcił kark. Nie mógł się ruszyć. Ja stałem przerażony nad nim i nie wiedziałem co robić. Jego ojciec podjechał na koniu i kiedy zobaczył co się stało, zaczął tak strasznie krzyczeć : - O mój syn jedyny, Lucuś, Lucuś, on nie żyje. To ty go zabiłeś, tyś go tu wyprowadził, Adam. A Lucuś otworzył oczy i powiedział : - Ja żyję tato, to nie on winien, to kucyk się przestraszył. - O, ty żyjesz, dzięki Ci Boże. Próbował go podnieść, ale Lucuś krzyczał z bólu, więc ojciec kazał mi pędzić po pomoc do dworu. Wiecie państwo, to wydarzenie wpłynęło na całe moje życie, wstrząsnęło mną ogromnie. Kiedykolwiek przyszedłem do Lucka odwiedzić go, bo już nigdy nie mógł chodzić, tylko siedział w wózku inwalidzkim, jego ojciec płacząc krzyczał, mierząc we mnie palcem: - Ty jesteś winien, ty mi syna zmarnowałeś. A Lucek coraz to bardziej tracił rozum, głowa mu rosła duża i ślinił się. Przestał rozpoznawać ludzi, tylko jak mnie zobaczył, to pamiętam ostatni raz przed śmiercią powiedział bełkotliwie: „- Adaamm.” Myśmy się tak bardzo lubili, ja do dziś czuję piętno na duszy z jego powodu. Tu wtrąciła się Kaśka: - A przecież pan tu nie winien, po co rodzice kupili mu tego kucyka. - Tak, proszę pani, ale to ja miałem pierwszy kucyka i on też chciał mieć. Rzeczywiście, trudno tu mówić o winie, ale dziecko łatwo uwierzy, że jest winne jak mu się to wykrzykuje przy każdej okazji. - No i widzi pan, panie inżynierze, że i dobrobyt nie zawsze wychodzi człowiekowi na dobre – zauważyła Kaśka. - To prawda, proszę pani. Ja byłem bardzo bogaty i kiedy studiowałem w Niemczech, w Dreźnie prowadziłem strasznie hulaszcze życie. Wszystkie najlepsze restauracje z kolegami okupowaliśmy nieraz do rana. Najlepsze wina i szampany lały się litrami. A jak się bawiliśmy, jak śpiewaliśmy i jakie kawały zabawne opowiadaliśmy, to trudno to sobie wyobrazić komuś, kto tego nie przeżył. A syn Józka, Kazek słuchał z otwartymi ustami i w żaden sposób nie umiał sobie tego wyobrazić. O, jak chciałby tam być, a nie tu na wsi w polu harować. - Proszę państwa, ja te studia skończyłem, ale ojciec dowiedział się, że tak żyję i nie dał mi już więcej ani grosza. Wtedy skończyła się zabawa, znikli koledzy, a ja zostałem sam w zupełnej nędzy. Nie miałem grosza na życie, ubranie się zniszczyło, a pracy nie mogłem znaleźć żadnej. To były lata kryzysu i może sami państwo je pamiętacie. Dziś jest rok 1949, to było ponad dwadzieścia lat temu. Wreszcie już na ostatnich nogach dostałem pracę w fabryce. To była bardzo głośna produkcja, a ja po jakimś czasie zostałem kierownikiem działu. Słyszycie państwo jaki mam głos. Nie umiem mówić cicho, tylko bardzo głośno. Tam właśnie nabrałem tego nawyku. Miałem taką tubę i przez nią krzyczałem. Wiecie państwo, co ja sobie kupiłem za pierwsze zarobione pieniądze? - Pewnie jakiego szampana – wykrzyknęła Kaśka. - A gdzie tam szampana, proszę panią. Kupiłem sobie dużą butelkę wody kolońskiej i tą wodą się cały umyłem. Bo ja przez ten czas żyłem jak nędzarz, nie kąpiąc się, nawet nie miałem spodniej bielizny. A przecież przez całe życie wychowany byłem w luksusie. Bo ja jestem z arystokratycznej rodziny, co prawda moje rysy są skażone pochodzeniem matki, ale mój ojciec to był prawdziwy, piękny arystokrata. Pan inżynier był faktycznie niezbyt urodziwy, chociaż wysoki i tęgi, na twarzy był czerwony i nie miał zbyt obfitych włosów. - Wiecie państwo, moje życie było tak ciekawe, że mógłbym napisać piękną książkę o nim. - To czemu pan nie napisze?- spytała Kaśka. - Bo, wie pani, ja mam ogromnie nieczytelny charakter pisma i kto by to potrafił odcyfrować, ale może ty- tu zwrócił się do Zosi – napisałabyś tę książkę o mnie, co? Zosia zaczerwieniła się ogromnie i nic nie powiedziała, bo była bardzo nieśmiała. - No, drodzy państwo, muszę już iść, bo kawał drogi do mojego skromnego mieszkania, a na polu ciemno. No i późno się zrobiło. - Proszę przyjść, panie inżynierze jutro- powiedział Józek – może nam pan znów co opowie. - Przyjdę, przyjdę, nudzę się strasznie i chętnie sobie powspominam moje młode lata. Podpis: adora

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALIISS..
PIĘTNO Był wczesny wieczór grudniowy i jak zwykle w dużej izbie u Józka Biedronia było pełno ludzi. Siedzieli i umilali sobie czas opowiadaniem różnych historii. Tym razem gościem był Adam Krasowiecki, on to właśnie tubalnym głosem opowiadał zdarzenia ze swego bogatego życia. Sam Józek słuchał, niewiele się wtrącając, jego dwudziestoletni syn patrzył w inżyniera jak w obraz i słuchał pilnie. Żona Józka, gruba Kaśka siedziała naprzeciw pana Adama, z nogami grubymi i odkrytymi kolanami, patrząc na niego zalotnie. Od czasu do czasu o coś go spytała. Całkiem niezauważona, mała jedenastoletnia córka Zosia, siedziała przy stole i odrabiała zadania domowe. W żaden sposób nie mogła się skupić, gdyż pan inżynier opowiadał tak niezwykle ciekawie, że cała zamieniała się w słuch. A inżynier ciągnął swoje opowiadanie : - Wiecie, ja nie zawsze byłem takim wysiedlonym, żyjącym biednie człowiekiem, jakim teraz po tej wojnie jestem. Na wschodzie posiadaliśmy duży majątek ziemski, a ja w Niemczech kształciłem się na chemika. Moja rodzina była skoligacona z polską arystokracją. Ojciec mój był człowiekiem niezwykle pobożnym. Zanim się ożenił, był w klasztorze zakonnikiem. Miał jednego brata, który przeżył zawód miłosny i to tak boleśnie, że się zastrzelił. Rodzice nie mieli więcej dzieci, a majątek był bardzo duży. Błagali syna zakonnika, aby zrezygnował z klasztoru i założył rodzinę dla ratowania rodu. Uzyskali dla niego dyspensę i zwolnienie ze ślubów zakonnych. Były jednak trudności ze znalezieniem żony, gdyż panny z arystokracji nie chciały wychodzić za byłego zakonnika. Ojciec ożenił go ze zdrową wiejską dziewczyną. Tylko z poczucia obowiązku rodzinnego spłodził kilkoro dzieci. Zawsze jak tylko pamiętam – mówił inżynier - ojciec chodził w czymś w rodzaju habitu i z różańcem w ręku. W sąsiedztwie miałem kolegę Lucjana. Mieliśmy po dziesięć lat i często bawiliśmy się razem. Lucjan był jedynakiem, którego wszelkie zachcianki rodzice spełniali z radością. Ja miałem kucyka i on też miał kucyka. Jeździliśmy na tych kucykach po polach jak szaleni. Ja zawsze przewodziłem, a Lucjan mnie naśladował. Była późna jesień, pamiętam jak pędziliśmy przez pola wrzeszcząc jak szaleni z radości. Nagle przede mną wyrósł głęboki rów melioracyjny. Mój kucyk zdołał go przeskoczyć, a Lucjan widocznie w ostatniej chwili wstrzymał swojego i ten nie pokonał rowu. Lucjan upadł tak nieszczęśliwie, że skręcił kark. Nie mógł się ruszyć. Ja stałem przerażony nad nim i nie wiedziałem co robić. Jego ojciec podjechał na koniu i kiedy zobaczył co się stało, zaczął tak strasznie krzyczeć : - O mój syn jedyny, Lucuś, Lucuś, on nie żyje. To ty go zabiłeś, tyś go tu wyprowadził, Adam. A Lucuś otworzył oczy i powiedział : - Ja żyję tato, to nie on winien, to kucyk się przestraszył. - O, ty żyjesz, dzięki Ci Boże. Próbował go podnieść, ale Lucuś krzyczał z bólu, więc ojciec kazał mi pędzić po pomoc do dworu. Wiecie państwo, to wydarzenie wpłynęło na całe moje życie, wstrząsnęło mną ogromnie. Kiedykolwiek przyszedłem do Lucka odwiedzić go, bo już nigdy nie mógł chodzić, tylko siedział w wózku inwalidzkim, jego ojciec płacząc krzyczał, mierząc we mnie palcem: - Ty jesteś winien, ty mi syna zmarnowałeś. A Lucek coraz to bardziej tracił rozum, głowa mu rosła duża i ślinił się. Przestał rozpoznawać ludzi, tylko jak mnie zobaczył, to pamiętam ostatni raz przed śmiercią powiedział bełkotliwie: „- Adaamm.” Myśmy się tak bardzo lubili, ja do dziś czuję piętno na duszy z jego powodu. Tu wtrąciła się Kaśka: - A przecież pan tu nie winien, po co rodzice kupili mu tego kucyka. - Tak, proszę pani, ale to ja miałem pierwszy kucyka i on też chciał mieć. Rzeczywiście, trudno tu mówić o winie, ale dziecko łatwo uwierzy, że jest winne jak mu się to wykrzykuje przy każdej okazji. - No i widzi pan, panie inżynierze, że i dobrobyt nie zawsze wychodzi człowiekowi na dobre – zauważyła Kaśka. - To prawda, proszę pani. Ja byłem bardzo bogaty i kiedy studiowałem w Niemczech, w Dreźnie prowadziłem strasznie hulaszcze życie. Wszystkie najlepsze restauracje z kolegami okupowaliśmy nieraz do rana. Najlepsze wina i szampany lały się litrami. A jak się bawiliśmy, jak śpiewaliśmy i jakie kawały zabawne opowiadaliśmy, to trudno to sobie wyobrazić komuś, kto tego nie przeżył. A syn Józka, Kazek słuchał z otwartymi ustami i w żaden sposób nie umiał sobie tego wyobrazić. O, jak chciałby tam być, a nie tu na wsi w polu harować. - Proszę państwa, ja te studia skończyłem, ale ojciec dowiedział się, że tak żyję i nie dał mi już więcej ani grosza. Wtedy skończyła się zabawa, znikli koledzy, a ja zostałem sam w zupełnej nędzy. Nie miałem grosza na życie, ubranie się zniszczyło, a pracy nie mogłem znaleźć żadnej. To były lata kryzysu i może sami państwo je pamiętacie. Dziś jest rok 1949, to było ponad dwadzieścia lat temu. Wreszcie już na ostatnich nogach dostałem pracę w fabryce. To była bardzo głośna produkcja, a ja po jakimś czasie zostałem kierownikiem działu. Słyszycie państwo jaki mam głos. Nie umiem mówić cicho, tylko bardzo głośno. Tam właśnie nabrałem tego nawyku. Miałem taką tubę i przez nią krzyczałem. Wiecie państwo, co ja sobie kupiłem za pierwsze zarobione pieniądze? - Pewnie jakiego szampana – wykrzyknęła Kaśka. - A gdzie tam szampana, proszę panią. Kupiłem sobie dużą butelkę wody kolońskiej i tą wodą się cały umyłem. Bo ja przez ten czas żyłem jak nędzarz, nie kąpiąc się, nawet nie miałem spodniej bielizny. A przecież przez całe życie wychowany byłem w luksusie. Bo ja jestem z arystokratycznej rodziny, co prawda moje rysy są skażone pochodzeniem matki, ale mój ojciec to był prawdziwy, piękny arystokrata. Pan inżynier był faktycznie niezbyt urodziwy, chociaż wysoki i tęgi, na twarzy był czerwony i nie miał zbyt obfitych włosów. - Wiecie państwo, moje życie było tak ciekawe, że mógłbym napisać piękną książkę o nim. - To czemu pan nie napisze?- spytała Kaśka. - Bo, wie pani, ja mam ogromnie nieczytelny charakter pisma i kto by to potrafił odcyfrować, ale może ty- tu zwrócił się do Zosi – napisałabyś tę książkę o mnie, co? Zosia zaczerwieniła się ogromnie i nic nie powiedziała, bo była bardzo nieśmiała. - No, drodzy państwo, muszę już iść, bo kawał drogi do mojego skromnego mieszkania, a na polu ciemno. No i późno się zrobiło. - Proszę przyjść, panie inżynierze jutro- powiedział Józek – może nam pan znów co opowie. - Przyjdę, przyjdę, nudzę się strasznie i chętnie sobie powspominam moje młode lata. Podpis: adora

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ALlISS..
Przepraszam , ale sie narobiło.... To przez to , ze nie mogłam się dostać do oazy:-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja nie wiem dlaczego i nie rozumiem dlaczego? Ale to już teraz jest co dziennie, ze wieczorami na topik wejść nie można... Wieczory długie i pewnie masy narodów przesiadują w necie:-D Szkoda bo potem nie mam czasu... Pozdrawiam i ślę buziaczki dla WBW👄 👄👄👄👄👄👄👄👄👄 👄👄👄👄👄👄👄👄👄 👄👄👄👄👄👄👄👄👄 👄👄👄👄👄👄👄👄👄 👄👄👄👄👄👄👄👄👄 👄👄👄👄👄👄👄👄👄 Dobranoc , dobranoc bo już księżyc świeci...... la la l a la l a la .........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Stare Dobre Małżeństwo Kołysanka z Ogrodowej Śpisz tak cicho moja mała jakbyś tylko w sen wmyślać się chciała Dlatego przy tobie nawet księżycowi chodzi po głowie że zbyt głośno wędruje po Ogrodowej Śpisz tak spokojnie moja miła że wiatr za szybą gwiżdże z podziwu On jest dzisiaj przybyszem któremu serce nie mieści się w rynnie ale i tak w twój sen nie wpłynie Śpisz tak mocno moja droga że stary niedźwiedź przy tobie zaledwie drzemie w swej gawrze Śpisz tak pięknie moja zmęczona jakbyś pierwszy raz w życiu spała :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeszcze jedna wam na dobranoc zostawie pioseneczkę i ogrodowej:-D Anioł zimowy - Stare Dobre Małżeństwo Anioł zimowy Na aniele czapka z ciepłej wełny gore anioł z gór się urwał jeszcze przed wieczorem Niosło go Beskidem nosiło po lesie lecz wrócił w Bieszczady teraz ogrzać chce się Aniele grudniowy zimny do połowy zostań trochę z nami zagrzej sobie nogi Aniele styczniowy zmiłuj się nad nami jeszcze zdążysz poznać niebieskie polany Na aniele czapka z anielskim pomponem anioł chce odlecieć jeszcze przed wieczorem Dalej jednak siedzi trochę zagadkowy czapki z miękkiej wełny nie zdejmuje z głowy Aniele lutowy zimny do połowy zostań jeszcze z nami już puszczają lody Aniele marcowy zmiłuj się nad nami zdążysz jeszcze odwiedzić niebieskie polany Anioł się zasiedział do następnej zimy jest taki niebieski a my się cieszymy Zawsze to z aniołem raźniej chyba bywa nawet gdy za oknem trzyma tęga zima Aniele grudniowy zimny do połowy zostań trochę z nami zagrzej sobie nogi Aniele styczniowy zmiłuj się nad nami jeszcze zdążysz poznać niebieskie polany Aniele lutowy zimny do połowy zostań jeszcze z nami już puszczają lody Aniele marcowy zmiłuj się nad nami zdążysz jeszcze odwiedzić niebieskie polany Wszystkie autor słów utworu: Adam Ziemianin

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
śliczne te kolczyki Wanilio:-D I czapeczki tez:-D Wiosenko piosenki super:) Dowcipy :-D :-D :-D Opowiadanie teraz przeczytam... Zycze wam kolorowych snów... Jesteście:classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam ! Nareszcie weszłam :) Witam i pozdrawiam Was wszystkich serdecznie ... Ciekawe to opowiadanie Aliiss... Wiersze, wspaniale , piosenki tez, fotki super i wszyscy bywalcy i bywalczynie oazy na medal....:classic_cool: miłych zimowych snów 👄 Kolorowych snów, uśmiechu od ucha do ucha, pięknych bajek na dobranoc, własnego psa i kota, co dzień nowych przygód, butów siedmiomilowych, gwiazdki z nieba, i wspaniałych przyjaciół...DOBRANOC

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
Mam chusteczkę Mam chusteczkę haftowaną, Wszystkie cztery rogi, Kogo kocham, kogo lubię, Rzucę mu pod nogi. Ja cię kocham, ja cię lubię, Ja cię pocałuję, I chusteczkę haftowaną tobie podaruję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
:-D Mam sąsiadkę tuż za ścianą, Piękną wdowę ukochaną, Która mówi wciąż: "Przydałby się -mąż". Choć u wdowy chleb gotowy, O żeniaczce nie ma mowy! Ale pal ją sześć, byle dala zjeść! Jestem młoda wdowa Za mąż wyjść gotowa, Za młodego męża, Który się napręża. Bo serduszko moje Nie da mi spokoju, Jeśli chcesz to już, Dzisiaj zaręczyny, jutro ślub. Wciąż na mężczyzn miała chrapę, Ale nie na kocią łapę. Kto coś od niej chciał - Do ołtarza gnał. Potem tak mocno kochała, Że go z łóżka nie puszczała, Za wyjątkiem tym, Gdy już zimny był. Ośmiu mężów miałam, Bardzo ich kochałam. Oni, chociaż mili, Krótkowieczni byli. A serduszko moje W wiecznym niepokoju, Błagam, ty coś zrób! Żebym mogła mieć kolejny ślub. Daj mężowi swemu spokój, Dorób sobie gdzieś na boku. Niech pożyje chwat Jeszcze parę lat. Zaoszczędzisz na pogrzebie Poratuję cię w potrzebie Zrób to ze mną, zrób! Tylko po co ślub?. Robię to, co lubię, Lecz tylko po ślubie. Ze mną, silny smoku, Przeżyjesz pół roku, Bo serduszko moje Nie da ci spokoju. Potem wpadniesz w grób, Ja następny za to wezmę ślub.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 60 siatka
Dobranoc Zapomniana melodia Nocą puka do drzwi Romantyczna niemodna Księżycowa pogodna Czy to skrzypce Cygana Czy to pieśń dawnych dni Że tak rzewnie słuchana- I znów w oczach mam łzy Któż mnie do snu kołysze Któż mnie bierze za rękę Któż mi nuci przez ciszę Zapomnianą piosenkę Już nie zasnę do ranka Tyle wspomnień na dziś Z dawnych lat kołysanka Nocą puka do drzwi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jarzebina jesienna
halo! Co nowego dziewuszki? Ja jestem dziś zmęczona, po pracy lodówkę myłam , prałam , poprasowałam na jutro do obiadu wszystko przygotowałam, ile to czlowiek zanim uda się na spoczynek narobić się musi ... W domu czlowiek nie ma nigdy odpoczynku zawsze jest coś do zrobienia... MM mi i tak zawsze tłumaczy jakie to teraz wspaniale warunki maja kobiety...:-D Pralka sama pierze, zmywaka za mnie zmywa,nie muszę cerować , szyć , czy robić na drutach tak jak jego kiedyś mamusia mamusia:-D Zaraz jeszcze wpadnę:-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zgoda to jest faktem , ze lżejsze mamy z tymi maszynami warunki !ale tez nic się bez naszych rak nie obejdzie nawet to automatu potrzebne są ręce:-D Ot cały chłop:-D jak kupi automat czy zmywarkę to myśli , ze to robot czy co?:-D Zawsze mu to kieruje z Polskiego na nasze...Hi hihi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wanilko, dziękuję za śliczne czerwone kolczyki❤️ Ja na dobranoc opowiem Wam króciutka bajkę... Tylko się nie przestraszcie:-D Bajeczka o alchemiku Chcesz czegoś posłuchać? Może na przykład bajki na dobranoc, takiej opowiadanej szeptem? O smokach pilnujących chińskich księżniczek, o weneckich medykach mieszających martwą i żywą wodę... Albo bajek o alchemikach, poświęcających życie, by odnaleźć kamień filozoficzny czy eliksir wiecznej młodości. Jeden dokonał tego. Wypił, wyszedł na ulicę... Akurat trwał karnawał. Alchemik ujrzał piękną damę w białej, przejrzystej sukni i białej maseczce. Pobiegł za nią, cudnie się czuł - młody, gibki i rześki! Umykała wąskimi uliczkami. Dogonił ją przy dźwiękach skocznej muzyki, dotknął ramienia. Odchyliła maseczkę - ujrzał jej twarz lub raczej to, co miała zamiast niej: czaszkę. Spotkał Śmierć... Podpis: Koticzka a.k.a. Catherina Elliott

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pora dobrej nocy Przyszła pora kołysanek Przyszła pora utulanek Przyszła pora namawiania do spania, do spania... To jest pora dobrej nocy To jest pora ciepłych kocy To jest pora zasypiania, zasypiania... Kiedy kleją ci się oczy To już mówić nie ma o czym To już trzeba tylko spać Płynąć w kolorowym niebie I odpocząć ciut od siebie Żeby rano znowu chętnie wstać We śnie wszystko jest ciekawsze We śnie wierzysz, że na zawsze Tak szczęśliwie i tak dobrze może być, może być We śnie mogą wszyscy wrócić We śnie możesz się nie smucić We śnie możesz jeszcze piękniej żyć Kiedy kleją ci się oczy To już mówić nie ma o czym To już trzeba tylko spać Płynąc w kolorowym niebie I odpocząć ciut od siebie Żeby rano znowu chętnie wstać Przyszła pora kołysanek Przyszła pora utulanek Przyszła pora namawiania do spania, do spania... To jest pora dobrej nocy To jest pora ciepłych kocy To jest pora zasypiania, zasypiania...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Wszystkich milutko i pozdrawiam WBW👄 Kolczyki już Wanilio założyłam tylko dziś do nich założę czerwone korale:-D Wiec sobie razem zaśpiewajmy:-D Czerwone korale, czerwone niczym wino Korale z polnej jarzębiny I łzy dziewczyny i wielkie łzy Z miasta płaszcz i korale me On pochwalił i rzekł Że zemną zatańczyć chce Jego dzins i mej bluzki biel Zwarły się w tangu wnet We włosy miał wtarty żel Czerwone korale, czerwone niczym wino Korale z polnej jarzębiny I łzy dziewczyny i wielkie łzy Potem mnie na wycieczkę wziął I na wycieczce tej Mą bieluźką bluzkę zmiął Wszyscy mi zazdrościli tam Gdy wróciłam i gdy W pomiętej bluzeczce szłam Czerwone korale, czerwone niczym wino Korale z polnej jarzębiny I łzy dziewczyny i wielkie łzy Wczoraj też na tych tańcach był A we włosach mu żel Jak srebrzysty księżyc ślnił Tyle że z Kryśką cały czas Tańczył a w stronę mą Nie spojrzał ni jeden raz Z innym zatańczę gdy Z tą Kryśką będziesz ty A potem czemu nie Niech innym bluzki mie La la

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×