Piegus 27 0 Napisano Październik 26, 2007 Witam, pisze bo musze sie wypisac chce usłyszec prawde nawet jakby miała bolec co inni sądza....... Przez 6 lat byłam w zawiązku,bylismy zareczeni, szykowalismy sie do slubu. 7 m-c przed slubem z przemeczenia wyladowałam w szpitalu. Wówczas okazało sie jakiego to ja mam kochającego narzeczonego. Mial do mnie pretensje ze gonie przeprosiłam ze z powdu mojegopobytu w szpitalu nie spedzilismy razem sylwestra, a ja mialam goraczkę prawie 40 stopni traciłąm przytomnośc nie wiedziałąm gdzie jestem i co sie ze mną dzieje. Dopiero po 4 dniach doszłam do siebie a mój kochany narzczony odwiedzał mnie i sie pytał co mi jest czy to zarazliwe i czy tez musi sie przebadac- a nie wiadomo było co mi jest. mineło od tamtego zdarzenia 19m-cy. rozstałam sie z nim skonczyłam studia na które nie chciał bym szła bo poco mi mgr jak on ma to na co babie. Zrobiałm prawko wg niego poco kobiecie prawko jak i tak jeżdzić nie umieją. Zaczełam robic to czegonie robiłam bo jemu sie nie podobało. Teraz to widziałam jak żyłam przez te 6 lat jak bardzo go kochałam. Naprawde go kochałam, ale czułam ze cos jest nie tak czegos mi brakuje...nie do konca przy nim czułam i byłam sobą.Teraz to wiem wazny był on jego osiagniecia nie ja.Jak mu powiedziałąm ze po mgr chce isc na jeszcze jednen kierunek cos zrobic to zrobił mi awanture zę on bedac moim mezem nie bedzie tyrac na moją szkołe iposzedł do moich rodziców i sie rozpłakał mówiąc ze ja sie nie che żenic chce sie dalej uczyc a taknie było. Zaczełam życ mam prawko, prace, znjomi ciagle mnieotaczają sa przy mnie Ci najblisi, koncze własnie drugi kierunek podyplomówkę. Żyje, ale przez cały czas mi brakowało kogos z kim mogłabym sie cieszyć tym co jest dzielic...tu sie realizowalam ale sama sie cieszyłam znajomi byli ale potem każdy wraca do siebie swojego zycia...a ja do pustych scian swego pokoju. Poznałam kiedys kogoś w dziwny sposób , ale orginalny.. :) poznalismy sie 13 a to moja cyfra. spotykamy sie juz 8m-cy. Przy nim odnalzłam sie i on mówi ze ze przy mnie na nowo nauczył sie wierzyć, ufac i ma ochote by życ walczyć....Moj mężczyzna jest w trakcie rozwodu. Jak go pznałam był juz po 2 rozprawach. Ma córkę. Teraz walczy o prawa nad nią. Jego była zona ma schiznofrenię - chorobę kóra w jej rodzinie jesty dzidziczna a zataili to przed slubem. nie chce sie leczyć. Zdradzała go z kobietami.od ponad 3 lat nie łaczy ich nic oprócz tej małej istotki. Fajną ma tą córkę poznałam ja. Jej sąsiedzi doniesli na policję ze ona sie zneca nad dzieckiem bije ją każe zamyka w domu i nie puszcza. Sprawa jest w sadzie o przynanie mu opieki pełnej nad dzieckiem a jej tylko do widywania sie z nią.sprawa sie toczy i toczy. Rozmawia z córka ma juz 7 lat i wie o co chodzi wie że mama jest chora wie ze sienei chce leczyć.Po kazdej sprwie pyta sie go pocichu czy zostaje z nim i go prosi by niemusiała tam wracac. JEgo była zona ma manie na pkt seksu ze wszyscą chca sie znia kochac i gwałca ją.Wogole sie dzieckiem nei intersuje chyba ze sie rozprwa zbliza to dzwoni wyciąga mala z lekcji . A ja ja przynim jestem szczeliwa zyje usmeicham sie ciesze sie życiem palnuje....ale sa momenty kiedy zdaje sobie sprawe z tego ze na 1 miejescu bedzi córka potem ja i ewntualnie nasze dzieci.Jstem wierzaca i wiem to grzech on juz składał przysiegę a ja nie...meczy mnie to czasem wiem ze nie moge o tym nie myslec bo to jest czesc mojego życia, jego element. Bojesie ze sobienie poradze nie dam rady. W domu tylko brat wie ze spotykam sie z rozwodnikiem,Moi rodzicejakby sie dowiedzieli to by mnie wyrzucli z domu-wiem co pisze...a ja z jednej strony nie wyobrazam sobie zycia bez niego czasem mi si echce płakac jak słysze jak woła go córka i ze mają swój świat w którym ja nie bede...chce mi sie czsem krzyczec, wyć z żalu z bólu czemu tak to jest czemu to jego nie poznałam wczesniej , jest o 5 lat starszy odemnie. Rozumiemy sie bez słow, wspiera mnie motywuje, jest przyjacielem i partnerem niebo a ziemia od poprzedniego zwiazku mam w nim wsparcie staram sie by i on przy mnie czuł to co japrzy nim daje z siebei wszytko i nie załuje wiem ze to jest to...ale czasme te moje napady o ktorych nie wie..wiem zeon tez je ma..dzownii mówi czemu sie wczsneij nie poznalismy czemu to z Tobą tej córki nie mam. On tez jest wierzacy boli go inne życie w kosciele...czasmi napada na mnie taki dół czemu tak jest 6 lat dałam komus kto umial tylko brac i wymagac wszyscy mi to mowili a ja nic trwałam przy nim i dostałam kopa...a teraz jestem szczesliwa i chce misie płakac boboje sie powiedziec prawde ze mnie nikt nie zrozumie odrzuci, przekresli...boje sie ze sobei nei poradze z tym i zrezygnuje podam sie bo ie bede umiala walczyć o szczescie....o nas...bo nie wytrzymam presji otoczenia.Mieszkam we wsi gdzie ludzie żyją obcym życiem a nie swym mała dziura...ze moi rodzice mnie odrzuca wiem o czym pisze nie raz mowili w żartach co bybyło jakby sie okazało ze...czemu tak jest ze jak czlowiek czuje sie komus potrzebny wazny bliski kochany i jestto odwzajemnione tozawsze jest cos nie tak czemu.... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach