Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Bo nie powiem o tym nikomu...

Jak to będzie już PO...??

Polecane posty

Gość Bo nie powiem tego nikomu
Po ostatnim wpisie poszłam na spacer, świat jest debilnie szary... Odpowiem na pytania, bo wciąga mnie dyskusja. Na zarzut, że nie ustosunkowałam się do sugestii o wizycie u psychologa - ustosunkowałam się, zaznaczyłam, że nie mam na to pieniędzy ani czasu. Tak, wiem, że można iść państwowo - w Krakowie czeka się pół roku, a lekarstw za darmo nie odstanę. Przy tym elkarz nie zmieni mi życia, wmówi mi tylko, że nie jest tak źle.. ile mam lat? W grudniu skończę 21. Możepoczekam do urodzin, będzie symbolicznie... Umalowanie się i wyjście do klubu niewiele zmieni. Maluję się przed każdym wyjściem z domu, uśmiecham non stop, alejestem tak brzydka, że i tak nikt się mną nie interesuje. Pomysł z dzieckiem nie jesttaki zły. Istota, która kocha bezwarunkowo i której na pewno byłabym potrzebna. Ostatnio moja koleżanka urodziła córeczkę - jest cudowna. Ale zonk - na razie nie mogę mieć dzieci, jestem chora, mam miesiączkę raz na rok, w sumie nie ma szczególnej nadziei, że w ogóle kiedyś będę mogła mieć dzieci. To też mi daje perspektywy na przyszłość, moi rodzice umrą za kilka lat, a ja zostanę sama do konca zycia, bo nawet adoptować dziecka nie będę mogła... Wykładowca, ja wiem, że nie myślę racjonalnie. Kiedyś uważałam, a właściwie cały czas uważam, że samobójstwa nie są racjonalne. Ale widzisz, na razie mam przynajmniej świadomość, że jeśli inni będą cierpieć, to ja też. Umierając i może potem też, wg teorii jednego z Was. Brail, myślę, że mam nerwicę, znalazłam u siebie sporo objawów, tych fizycznych też - mam problemy z oddychaniem, zwłaszcza w nocy. Potrafię tez przyznac, że jestem chora. Jestem do niczego pod każdym innym względem, więc chora psychicznie tez mogę być. Sissy ma rację.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Powiem jedno. W zyciu chyba najtrudniejsze dla mnie bylo to zeby zdac sobie sprawe ze kazdy dorosly jest odpowiedzialny za swoje zycie, ze ja nie jestem odpowiedzialny za jego zycie ani soba ani jakimkolwiek swoim postepowaniem. Przykladowo moj brat pod wplywem ojca poszedl na studia, ktore on mu wybral, nie zdal, w ukryciu poszedl gdzie indziej, wyjechal. Bal sie, robil to pokryjomu ale widac jakis rozum mial. Inaczej, na szali staje szacunek do siebie i swoje zycie. Jaki sens jest bycia niewolnikiem kogos. Jesli np. moi tesciowe mnie nie zakceptowali (bo tak wlasnie jest) to naturalna konsewkencja tego jest ich niewielki kontakt z moimi dziecmi (czasami zona jezdzi do nich na kilka dni ale nie jezdzimy razem na dluzej) i nic tego nie zmieni bo to jest konsekwencja tego ze my jestesmy swoja rodzina (ja, zona, dzieci) i razem spedzamy czas a nie oddzielnie (do tesciow zadnego zalu nie mam). Tak samo ja sie spelnia czyjes zyczenia, to mozna byc nieszczesliwym. Oczywiscie jesli sie zrobi cos samemu to sie spotka z krytyka otoczenia. Tak dokladnie bedzie bo nikt nie chce sie pozbywac osobu uleglej i podporzadkowanej. Tym bardziej rodzice ktorzy w zyciu kieruja sie interesem robia tak tutaj dalej w stosunku do wlasnego dziecka. Robiac wg. nich nieczego sie nie zmieni bo ich stosunku do siebie, ciebie i myslenia juz sie nie zmieni. Reszta to slowa ktore nie maja znaczenia, bo przeciez wiesz ze kazdy w tych czasam ma prawo do wlasnego wyksztalcenia, wyjazdu, zycia wg. siebie. Coz krytyka i to ostra a nawet wyklecie jest w to wpisane. Inny przyklad. Moja kolezanka ficzynie uciekla ze slubu. Tzn. dokladnie jakis niecaly miesiac przed, kiedy rodzina juz wszystko zaplanowala, zakupija, wyjechala. Chyba miala podobna sytuacje do autorki postu, gdzie rodzina nie sluchala jej zdania. Teraz ma poprawdne stosunki z rodzina, ale mieszka w innym miescie. Ale co sie wsyluchala zali to jej. Niby miala sie zenic dla rodziny. Ty autorko robisz to samo. Trzeba zmienic otoczenie zeby spojrzec z innej strony. Sa przeciez studia w roznych miastach. Mozna nawet znalezc prace. Mozna miejszac w akademiku. Rzadziej przyjezdzac do domu. Mozna nawet zmienic nr telefonu a wszystko po to zeby pobyc ze soba i sie uwolnic od swoistego niewolnictwa. Pomysl, rodzice kiedys umra a Ty bedziesz sama i z pretensjami do wszystkich i wszystkiego. Niestety rodzice biznesmeni egosici dasza Ci odczuc i beda Cie obarczac poczuciem winy. Ale dorosly czlowiek nie powinien miec poczucia winy z tego co robi i co chce osiagnac w zyciu. Zycie w domu konczy sie z wieku 20 lat a jak sobie rodzice swoje zycie ulozyli to juz jest tylko ich sprawa. Jesli jest inaczej, mowia inaczej, to Cie nawet nie kochaja, to poco sie nimi przejmowac? Oni sie przeciez nie zmienia a bedzie coraz gorzej. Szanuj ich sie od nich uwolnij. Polub siebie bo chyba jestes bardzo wrazliwa osoba a rodzice to wykorzystuja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no wlasnie negatywne
przeżycia potrafią złamać psychikę nawet najmocniejszego człowieka a co tu mówić o ludziach, którzy od dzieciństwa mają "przechlapane".:o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
bo najprosciej byc samolubem i sie zabic.....to jest chore bo co bo mialas ciezko w zyciu? bo nie takie dziecinstwo? bo przyajciele sie odwrocili(nie dziw sie sama tez byc uciakala od kontaktu z kims kto stle ma dola i smeci) wez zacznij w koncu zyc idz do psychologa zajmij sie tym i zobacz ze poddac sie to jest banalnie proste trzeba walczyc i dostrzegac to co w zyciu jest piekne!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no skoro twierdzisz
ze psycholog czy psychiatra ci nie pomoże i masz takie nastawienie to trudno.:o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Normalny człowiek ma instynkt samozachowawczy i zawsze próbuje ocalić swoje życie... Ja nie widzę tutaj tego, nie poszła do lekarza, nie próbowała wyjechać... poddała się już na samym początku Najgorsze jest to, że wciąga w to inne osoby, np tutaj. Wszędzie trąbią, aby nie lekceważyć takich syngałów, więc siedzimy tutaj w ileś osób, nie mając pojęcia co zrobić, bo nikt z nas nie ma takich myśli i gadamy "jak do ściany", bo na każdą normalną uwagę pt, idź do pieprzonego lekarza ona milczy albo udaje, że tego nie ma... Co jeszcze mamy napisać, zrobić??? Ile razy można wymyślać rozwiązania. Rozwiązanie jest jedno - potrzebuje pomocy specjalisty Nie lubię takich tematów, bo człowiek ma jakieś chore poczucie, że powinien coś zrobić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bo nie powiem tego nikomu
Trochę jest tak, że myślę o tym, "co ludzie powiedzą". Mieszkam na wsi, tutj naprawdę wszyscy oceniają. I widzą tylko efekty, to, co powierzchowne. Widzą, że jestem brzydka, nie mam chłopaka, mam słabą pracę, słabe studia, słabe perspektywy...Trochę się ze mnie śmieją, bo im się lepiej układa. Nie widzą w tym dramatu. I to mnie boli, bo chciałabym być inna. Chciałabym być szczęsliwa, mogłabym na to pracować, starać się, dawać dużo od siebie. Ale za mało dostałam na starcie i nie mam się od czego odbić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jej skoro nie chcesz iść
do specjalisty to moze na poczatek poszukaj w necie na ten temat. chyba są jakieś fora czy grupy wsparcia dla osób z podobnymi problemami jak twoje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ta mialem. Skutkiem bylo nieudane malzenstwo. Od traumy uwolnilem sie w wieku 26 -27 lat. A co miale sie uzalac nad soba cale zycie? Mialem o wiele gorsze przezycia ktore nie dawaly mi myslec. Ale widac kocham siebie na tyle ze w koncu tamto mialem gleboko gdzies. Ojcu ktory mnie katowal wybaczylem dobpiero 3 lata po jego smierci a umieral na moich rekach. Widzialem jak oddawal ostatni oddech. Wiem ze jak sie ma 21 lat to jest trudno oddzielic emocje od rzeczywistosci. Latwo w cos popasc. Ale jesli sie ma w perspektywnie 30-40 lat zycia, to nawet jesli wiele lat bedzie potrzebne do dojscia do siebie, nie mozna miec dzieci, to jest wiele rzeczy ktore mozna doznac, zobaczyc, zjesc. Ja tak pomyslalem i jaj juz nie mialem na kogo zwalac, przemyslalem, wybaczylem, odcialem sie i poczulem sie lepiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bo nie powiem tego nikomu
Cieszę się, że coś robicie, że to tu piszecie, doceniam to, poczujcie się lepiej... Ja też szukałam dla siebie rozwiązania, gdyby ktoś mnie zapytał, to sama powiedziałabym mu "Idź do lekarza". To bardzo proste powiedzieć komuś "lecz się, jesteś chory". A czy lekarze mają jakąs magię w rękach? Co on mi może powiedziec, czego nie powie mi koleżanka albo Wy tutaj? Da mi lekarstwa, które mnie ogłupią tak, że będę myślała, że świat jest różowiutki? Ja wiem, żeżycie ma sens, ale akurat to moje nie ma. Wiem, że warto żyć, choćby nieszczęśliwie, jeśli się coś po sobie zostawi. Dzieci, jakieś osiągnięcia... A ja dzieci mieć nie mogę i nie miałabym z kim, talentu nie mam żadnego, nic mi się nie udaje. Mam po prostu żyć? Ot, tak, bo to jest mój psi obowiązek, w tym tkwi piękno życia??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mniejsza o to czy jest to zaburzenie czy choroba ? Fakt iz trzeba uzyc lekow jest istotny, a jesli ktos sie bedzie lepiej czul mowiac sobie ze nie jest chory a ma zaburzenia ukladu odpornosciowego chorujac na grype to juz jego osobista sprawa. Dla mnie nie robi to roznicy bo to choroba jak kazda inna ktora da sie z powodzeniem leczyc. To spoleczenstwo jedynie krzywdzi takie osoby slyszac slowo choroba psychiczna i odsuwajac sie od takiej osoby kiedy to nie ma do tego najmniejszych podstaw. Tak wiec niech beda to zaburzenia w pracy mozgu. Autorko, w czasie depresji argumenty typu \"Na zarzut, że nie ustosunkowałam się do sugestii o wizycie u psychologa - ustosunkowałam się, zaznaczyłam, że nie mam na to pieniędzy ani czasu. Tak, wiem, że można iść państwowo - w Krakowie czeka się pół roku, a lekarstw za darmo nie odstanę. Przy tym elkarz nie zmieni mi życia, wmówi mi tylko, że nie jest tak źle..\" sa bardzo typowe i wiaza sie nierozlacznie z tym iz brakuje ci motywacji aby samej sobie pomoc, dlatego ze jestes pod wplywem depresji. Tak jak juz pisalem zmotywowac sie jest trudno ale jak juz pierwszy krok zrobisz w celu polepszenia sytuacji to dalej jest juz o wiele latwiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bo nie powiem tego nikomu
Czyli mam depresję, tak? I powinnam iśc do lekarza, tak? Czyli faktycznie mam cięzkie życie, ale sama jestem sobie winna, bo jestem egoistką i mięczakiem. Takie wyciągam wnioski z tej rozmowy. I jedynym dylematem jest, czy iśc od psychologa czy nie iść.Więc odpowiedzcie mi jeszcze na 2 pytania: Co się stanie, jeśli pójdę do lekarza? On ze mną porozmawia (jak wygląda taka rozmowa, ile trwa, ja nie iwem, czy dam radę w ten sposób rozmawiać z obcym człowiekiem, może wystarczy, że mnie zobaczy, wyglądam jak kłębek niesczęścia i nieudacznictwa), i zapisze mi leki, które mi pomoga, o ile będzie mnie na nie stać. Poczuję się po nich lepiej i co wtedy? Wszystko mi się zacznie udawać?? Co się stanie, jeśli do lekarza nie pójdę? Kilka osób uważ,a że skoro tu pisze, to się nie zabiję. Więc co zrobię?? Jak to widzicie??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maryneczkaaa
sama odkryj swoj sens zycia i sama poczuj sie lepiej :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Autorko mowisz Ja też szukałam dla siebie rozwiązania, gdyby ktoś mnie zapytał, to sama powiedziałabym mu "Idź do lekarza". To bardzo proste powiedzieć komuś "lecz się, jesteś chory". A czy lekarze mają jakąs magię w rękach? Co on mi może powiedziec, czego nie powie mi koleżanka albo Wy tutaj? Da mi lekarstwa, które mnie ogłupią tak, że będę myślała, że świat jest różowiutki? Owszem maja magie tyle ze nie w rekach a w slowach + lekarstwa ktore wbrew pozorom nie pokazuja rozowego swiata za to tak jak i inne lekarstwa naprawiaja uszkodzenia w twoim organizmie. Nie sa w zaden sposob otepiajace, dzialaja tak subtelnie iz cieko je wogole zauwazyc, dopiero po kilku tygodniach stwierdzasz ze potrafisz cieszyc sie zyciem, tak jak kazda inna osoba. Mowie to na podstawie osobistych doswiadczen i wlasnej autopsji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Autorko, to wyjedz, zmien srodowisko. Kilkadziesial lat temu dziewczyny ze wsi jechaly do ameryki. W tym srodowisku juz do nieczego nie dojdziesz. Mozesz zaczac od pracy sezonowej, mozesz robic cokolwiek. Dasz rade. Nie masz chyba innego wyjscia. Boisz sie ze bedą trudności? Ale tak to jest. Ja je ciagle mam i nie jest przyjemnie ale takie jest zycie. A bedac na swoim mozna o sobie decydowac. Dziwne te kryteria, sama, niezamezna, usmieszki. Ludzie w Twoim srodowisku sa naprawde glupi. To oni sa przecietni a nie Ty. Musisz byc wyjatkowa skoro tego nie akceptujesz. Moze musze to napisac ale, w sierpniu bylem na spotkaniu rodzinnym, wlasnie na wsi, rodzin wnukow mojego dziadka, okolo 40 osob z roznych miast i srodowisk, troche serdecznosci, troche sztucznosci ale brak prawdziwego oddania, ja sobie popilem, wkurzylem sie, bo mnie olali,i pojechalem w nocy na lokalny cmentarz wykrzyczec zale do swojej rodziny, to bylo 15.08, byl jakis odpust czy zabawa w okolicy, duzo ludzi w okolicy sie zjechalo i na cmentarzu palilo sie duzo swiatel, po mojej "akcji" nagle wszytkie swiatla zgasly, przynajmniej takie mialem wrazenie, wrocilem przestraszony i wiesz co Ci powiem, ja tam juz nie pojade, nie mam im nic do powiedzenia ani oni mnie, stalo sie to co sie mialo stac, zrozumialem ze nie moge od innych czegos oczekiwac, nawet od najblizszych, jesli cos daje to tylko odpowiednie osoby to docenia, a i one moga sie odwrocic pod wplywem otoczenia, a pod wplywem tego zdarzenia to ja bym sie nawet bal cos sobie zrobic bo wiem ze w momencie smierci oto czylo by mnie zlo, ktore za zabice siebie chcialo by mnie porwac, od tego wole spokojna smierc, w rodzinie ktora tworze, czy tez jak sie nie ma rodziny, wsrod przyjaciol, ktorych sobie sam wybiore, Ty majac 21 lat masz wybor, pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oj, Maleńka :) Lekarz Ci pomoże, po prostu powiedz mu to, co jest tutaj, albo wydrukuj to co napisałaś i mu pokaż, bo mówić nie zawsze jest łatwo...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Co się stanie, jeśli pójdę do lekarza? On ze mną porozmawia (jak wygląda taka rozmowa, ile trwa, ja nie iwem, czy dam radę w ten sposób rozmawiać z obcym człowiekiem, może wystarczy, że mnie zobaczy, wyglądam jak kłębek niesczęścia i nieudacznictwa), i zapisze mi leki, które mi pomoga, o ile będzie mnie na nie stać. Poczuję się po nich lepiej i co wtedy? Wszystko mi się zacznie udawać?? Lekaz moze ci zadawac pytania, nie musisz na nie odpowiadac jesli nie bedziesz chciala, mozesz mowic tez sama od siebie, czasem rzeby sie przelamac potrzeba wielu sesji.Najwazniejsze jest jednak to iz lekaz pomoze ci spojrzec obiektywnie na wiele spraw. Da ci mozliwosc spojrzenia na wiele rzeczy z innej strony. Moze rowniez zasugerowac pewne sciezki prowadzace do rozwiazania problemow. Tabletki natomiast nie rozwiaza twoich problemow ale dadza ci sile potrzeba do dzialania w kierunku ich rozwiazania. Lacznie te dwie rzeczy lekaz + tabletki potrafia zdzialac cuda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bo nie powiem tego nikomu
Wykładowca, dla Ciebie wszystko jest takie proste. Wyjedź i już, bo Ty wyjechałeś. Wyjechałes, bo mogłeś. Byłeś na spotkaniu rodzinnym, bo mogłeś, bo rodzina Cię nie wyklęła. Olałeś ich, bo mogłeś, bo miałeś inną rodzinę, miałeś do kogo wracać i nie musiałeś się nikim przejmować... A ja nie wyjadę, bo nie mam sumienia. Moi rodzice zrobili mu dużo złego, ale inaczej pewnie nie umieli, a teraz są bardzo nieszczęśliwi. Nie dołożę im tego. Jak się zabiję, to ktoś im powie, że córka była chora, że miała depresję, że pewnie chłopak ją rzucił, że to się zdarza w tym wieku, a ja zawsze byłam nerwowa. Mama zresztą obwini za to ojca, a ojciec matkę. A jak wyjadę, to będą mieli święte prawo do tego, żeby uznać swoją córkę za kurwę, zimną sukę, która ich zostawiła starych i schorowanych, a jak umrą to po spadek pewnie przyjedzie. I do tego ten wstyd, te szepty wszędzie wokół, to byłoby za dużo... Poza tym nie mam nikogo innego. Wyjadę i sobie tak po prostu zacznę od nowa? Nie mam żadnych oszczędności, powodzenia... Pewnie skończyłabym ze sobą szybciej niż siedząc w domu. brail, ja wiem, że mądrze piszesz, ale to ciągle do mnie nie trafia. Co ten lekarz sobie pomyśli, jak mnie zobaczy, taką brzydką i beznadziejną... Ludzie mnie nie szanują, ja siebie też nie szanuję. Nawet nie będę umiała mu powiedzieć, co tak naprawdę jest źle. Speszę się i będę gadała puste frazesy...CO do tych tabletek, są jakies bez recepty?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
brail, ja wiem, że mądrze piszesz, ale to ciągle do mnie nie trafia. Co ten lekarz sobie pomyśli, jak mnie zobaczy, taką brzydką i beznadziejną... Ludzie mnie nie szanują, ja siebie też nie szanuję. Nawet nie będę umiała mu powiedzieć, co tak naprawdę jest źle. Speszę się i będę gadała puste frazesy...CO do tych tabletek, są jakies bez recepty? Autorko - mowisz "Co ten lekarz sobie pomyśli, jak mnie zobaczy, taką brzydką i beznadziejną... Ludzie mnie nie szanują, ja siebie też nie szanuję." Wez jednak pod uwage iz sa to slowa praktycznie kazdej osby z objawami depresji u ktorych pozytywna samoocena nie istnieje. Lekaze o tym wiedza i beda wiedziec jak z toba rozmawiac. dalej mowisz "Nawet nie będę umiała mu powiedzieć, co tak naprawdę jest źle. Speszę się i będę gadała puste frazesy..." Doskonale sobie zdaje sprawe z tego ze ciezko sie otworzyc przed obca osoba. Sam na pierwszym moim spotkaniu nawet nie poruszylem mojego problemu tylko gadalem o glupotach starajac sie byc dowcipnym i udajac ze nie ma zadnego problemu. Natomiast lekaz zadajac odpowiednie pytania bedzie w stanie sie wiele dowiedziec o tobie. Najwazniejsze to byc poprostu szczerym. czy sa tabletki bez recepty to nie wiem niestety. Pozatym same tabletki jak juz powiedzialem bez lekaza nie rozwiaza twoich problemow. A z pomoca lekaza latwiej te problemy bedzi Ci rozwiazac. na koniec zostawilem poczatek twojej wypowiedzi. "ale to ciągle do mnie nie trafia." czasem trzeba na to czasu, to nie jest wyscig rzeby sie z tym gdziekolwiek spieszyc. Cieszy mnie ze dopuszczasz do siebie mysl ze byc moze masz problem, jak juz powiedzialem nie spiesz sie. Poprostu pomysl nad tym i daj sobie czas na przemyslenie sytuacji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Xyxunia
Kicia, na prochach ani lekarzach się nie znam. Przeczytałam to, co naskrobałaś i muszę przyznać, że masz chujowe życie. Ale mogłoby być gorzej, mimo wszystko. Mogłabyś być w takiej samej sytuacji w wieku 35 lat, 40... To by był dół dopiero... A tak, jesteś młoda, świeża, wiem, że to takie hasełko, ale naprawdę całe życie przed Tobą, jeszcze wiele może być. Fakt, że wielu ludzi dostaje swoje szczęście za darmo. Ale Ci, którzy wcześniej się w życiu nacierpią, odczuwają potem swoje szczęście o wiele intensywniej, cierpienie uszlachetnia... Piszesz, że ludzie się z Ciebie śmieją, pewnie Ci się wydaje, a nawet jeśli niektórzy na tej Twojej zaściankowej (sorry ;))) wsi tak, to są też na pewno ludzie, którzy Cię lubią, wydajesz mi się całkiem ciekawą, fajną i mądrą dziewczyną. I dlatego możesz osiągnąc dużo więcej niż to, o czym teraz marzysz. Wiem, że to nie jest na razie wiele, chciałabyś mieć spokojny, ciepły dom, chłopaka, paczkę znajomych, zdrowie... I powolutku wszystko przyjdzie. Tylko wyluzuj, żyj sobie spokojnie, z usmiechem, pomyśl sobie, ile masz jeszcze czasu na faceta choćby. Masz 21 lat, pytania o staropanieństwo zaczynają się tak od 25 roku życia, więc czasu starczy Ci jeszcze na dwa porządne związki i kilka przelotnych, tak dla rozrywki :). Żartuję, tak naprawde pewnie poznasz wkróce kogoś na całe życie. Na to warto czekać. Ludzie, którzy się dużo w życiu "nakochali" traktują miłośc powierzchownie. A Ty, jak myślę, potrafiłabyś pokochać na zabój, do końca, a że chodzące nieszczęscia się przyciągają, to pewnie niedługo poznasz podobnego do Ciebie problemowca i nawzajem uratujecie sobie życie. Co do przyjaciół, zadzwoń czasem do nich, pożartuj, może są płytcy, więc traktuj tę znajomość płytko. Bawiłaś się z nimi kiedyś dobrze? To zabaw sie od czasu do czasu, przy okazji moze poznasz innych ludzi, materiał na prawdziwą przyjaźń. Chodź na koncerty, na spacery, z uśmiechem... Zobaczysz, ilu ludzi poznasz... A co do domu, to fakt, kicha, ale pomyśl sobie, jaka jesteś dzielna. Studia, praca, a potem jeszcze harówa w domu. Nabierasz wprawy, kiedyś będziesz cudowną żoną i matką (bo że żoną będziesz,w to nie wątpię, a więc i matką, dadzą Wam adoptować dzieci, nie ma strachu :)))), spróbuj się tym cieszyć. I w ogóle ciesz się drobiazgami... To pomaga, z czasem drobiazgi staja się większe i wieksze... Kurde, ale się rozzpisałam. Ale to z serca, pozdrawiam i trzymam kciuki!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kurcze! Ale Ty trzezwo myslisz! :) Prawda, teraz mam alternatywe ale kiedys jej nie mialem, przynajmniej tak myslalem czego skutkiem byl nieudany zwiazek zakonczony rozwodem. Ozenilem sie bo tak chcieli moi rodzice, bo mieszkalem rok z dziewczyna. Wtedy tez mi sie wydawalo ze musze. Mialem dokladnie 22 lata. Twoi rodzice juz sie nie zmienia. Nie ma znaczenie co zrobisz, pomyslisz, Oni zawsze juz beda tak samo reagowac. Jedynie co mozesz im udowodnic ze sie myla, to cos sama bez nich osiagnac i im to pokazac. Tam, na miejscu nie ma na to nawet szans. Po drugie cale zycie chcesz polegac na tym co inni powiedza, tak jak pies ktory sie cieszy kiedy go Pan poklepie i pochwali. Mieszkasz na wsi to wiesz ze psy przewaznie sa na lancuchach w gospodarstwie. Czym Twoj los sie rozni od nich? Tym ze Ty masz swoj rozum. Widzisz to wszystko trzezwo. Problemem jest wpojone w Ciebie poczucie obowiazku bycia i opieki nad rodzicami. Ale jest brat, jego zona. Spadku zawsze mozesz sie wyrzec a Ci co beda go chcieli tak to powiedza. Rodzicie chyba nie umieraja. Mozesz cos sama osiagnac jesli chcesz a chcesz i bedzie Cie to meczyc coraz bardziej. Z rodzicami mozesz miec kontakt caly czas i ich odwiedzac. To ich wybor jak i gdzie mieszkaja i zyja. Opowiem Ci jeszcze jedna sytuacje z tamtej rodziny a jest ich wiele. Moj kuzyn ma corke w wieku 20-24 lat (tak znam te rodzine dobrze ze tak wiek potrafie okreslic). Ona zwiazala sie z facetem ponad 40 lat na wsi, po rozwodzie, z doroslym dzieckim i sama ma z nim dziecko. Moj kuzyn wyklal ja z domu i ona odwiedza matke jak jego nie ma w domu. I jak iz tego moral. Corka zrobia i tak co chciala, kuzyn i ona nie maja ze soba kontatu, nikt nic niczego nie zmieni a rodzina sie nie rozumie, ale gdyby corka nie zrezygnowala z tego zwiazku, nie miala by kochanego dziecka i meza, moza starego dla niej ale moze dla niej odpowiedniego? To jej zycie i jej wybor. Kuzy oczywiscie psioczy ale co z tego? Czy ta dziewczyna byla by szczesliwsza spelniajac oczekiwania rodzicow. Inna sprawa, w wieku 15 lat mialem okazje wyjechac do Stanow. Nie zrobilem tego bo podstawiadomie czulem ze nie wroce a nie chcialem zostawiac rodzicow (mam dwoch starszych braci ale przyrodnich, dla mamy jestem jedynakiem). Moze mialby szczesliwsze, bezstresowe zycie. A na mnie spadlo wszystko, spadek, stare sprawy sadowe. Z ojcem nie moglem sie porozumiec to mieszkalem w pokoju z oddzielnym wejsciem do domu. Ale kiedy ojciec mnie muszal do pracy w swojej dzialalnosci, jak bylem starszy zbuntowalem sie. I co? Z domu mnie nie wyrzucil, zaakceptowal bo nie mial innego wyjscia. A teraz? Moglem miekszac z tesciami, ktorzy budowali z moja przyszla zona nowy dom ale bylem po rozwodzie i onie mnie nie zaakcpetowali. Mieszkam wiec u siebie z mama. Ale gdybym mieszkal u tesciow mame bym tylko odwiedzal. Moja kolezanka o ktorej pisalem wyjechala na studia, sama sie utrzymala. Nie miala na poczatku swoich znajomych. Teraz ich wielu ma. Takze nic sie nie dzieje od razu. Swoje zycie nie oznacza zerwania kontaktu z rodzicami a brak dzieci i rodziny, kontaktu z normalnymi ludzmi i spoleczenstwem. Aha, mam tez kuzynke, ktora nadal mieszka z mama i co? Przynajmniej miala w miare spokojnych rodzicow ale rodzina ja wytyka ze jest sama. Tak naprawde uwazaja ja za frajerke ze zostala jak inni sie urzadzili. I dokladnie to ludzie o Tobie mysla. Ze jestes frajerka ktora nie umie pomyslec o wlasnym zyciu. To jak chcesz zeby ludzie , ktorzy sie posluguja takimi kategoriami Ciebie szanowali? Czego sie od nich spodziewasz? Ja bym sie nie spodziewal niczego dobrego. Wiesz, nie mozna do konca zycia byc psem, ktorego kazdy kopie bo to jest zaprzeczeniem czlowieczenstwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bo nie powiem tego nikomu
Wiesz, brail, przemyślę to... Na razie te myśli o samobójstwie się pojawiają. Fakt, że codziennie i fakt, że nie obraziłabym się, gdyby Bóg mi pomógł i gdybym po prostu umarła (tylu szczęśliwych ludzi ginie codziennie...). Ale mam jeszcze przebłyski nadziei. Teraz sie naczytałam i czuję się lepiej. Wieczorem pewnie znowu poryczę w poduszkę, znowu sobie wyobrażę, jak to robię, jak sobie podcinam żyły albo skaczę... Ale jeszcze się zastanowię, zanim to zrobię. I w sumie temu facetowi i znajomym mogę "pokazać" w inny sposób, nie?? I życie ma parę dobrych stron. Kilka, ale jeszcze przez jakiś czas mogę poszukać. Choćby do urodzin. Ale jeśli moje urodziny będa tak fatalne jak te rok temu, to nie wiem... Mama na mnie nawrzeszczała wtedy, bo nie wróciłam na noc do domu (tak jak się wcześniej umawiałyśmy, nocowałam u koleżanki), ani ona ani ojciec ani brat mi nie złożyli życzeń, to była niedziela, więc przesiedziałam cały dzień przed komputerem i ryczałam. Dostałam parę standardowych esemesów z życzeniami, nikt się nawet nie wysilił, żeby zadzwonić. Jak w tym roku to będzie tk wyglądało, to dziękuję do widzenia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Autorko "Wiesz, brail, przemyślę to... Na razie te myśli o samobójstwie się pojawiają. Fakt, że codziennie i fakt, że nie obraziłabym się, gdyby Bóg mi pomógł i gdybym po prostu umarła" Wlasnie dla mnie to bylo bardzo jasnym sygnalem ze cos jest nie tak, troszke mi czasu zajelo dojscie do wniosku iz przesladujace mysli samobojcze nie sa czyms normalnym i ze za duzo czasu spedzam na tego typu rozmyslaniach. Tak wiec doszedlem do wniosku ze skoro natarczywe mysli tego typu nie sa normalne to trzeba cos z tym zrobic, a osoba ktora bedzie w stanie mi pomoc w najwiekszym stopniu bedzie specjalista. Podzialalo w 100 procentach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bo nie powiem tego nikomu
Xyxunia, Twoje słowa muszę przemyśleć, ale dzięki... Wykładowca, ja ciągle trochę nie dostrzegam analogii w Twoich przykladach. Gdybym miała na przykład rodziców, którzy zmuszaliby mnie do czegoś, do pracy w swojej firmie, do wyjścia za mąz, to potrafiłabym się postawić. Już raz to w życiu zrobiłam, bo rodzice chcieli, żebym poszła do technikum albo lepiej i zawodówki, a ja się uparłam na ogólniak i studia. Wypominali mi to długo, ciągle to robią i mają trochę racji, bo ze swoją śliczną, nieźle zdaną maturą zasuwam w sklepie, studiując niejako przy okazji swój nieprzyszłościowy, choć niezwykle rozwijający wrażliwośc humanistyczny kierunek (tak, ironia). To jest inna sytuacja. Bo gdybym wyjechała, to nie mogłabym odwiedzac rodziców. To nie jest tak, że po prostu chcę się usamodzielnić. Nie zrozumieliby, ani oni ani nikt inny z mojego otoczenia, że wyjeżdżam "Bo tu się duszę, bo jestem nieszczęśliwa, bo nie mogę być sobą". Nie, pomyśleliby po rpsotu, że mi się nie chce z nimi męczyć, że jestem wyrodną córką i że żmiję na swojej piersi wychowali, bo mi jeśc dawali 20 lat, a ja im się tak odpłacam... I ja nie mogłabym z tym żyć. Nawet nie z tym, że oni tak myślą, ale z tym, że tak zrobiłam! Jedyne, co mam, to świadomośc, że jestem dobrym człowiekiem... To zabrzmi makabrycznie, ale jedyną możliwością uwolnienia się i wyjazdu czy w ogóle zmiany życia byłaby śmierć moich rodziców. Ale tego im, Boże broń nie życzę. Gdybym miała trochę szczęscia, była lepsza, gdyby okoliczności sprzyjały, to mogłoby być dobrze także z nimi, tu gdzie jestem. Tylko ja sobie jakoś nie radzę... Sissy, urodziny mam 8 grudnia. Do tego czasu zapomnicie o mnie ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Bo nie powiem tego nikomu
A co, zapiszesz sobie w telefonie?? ;> Kurde, łamiecie mnie, zaczynam żartować. W dodatku złapałam się na tym, że w poście wyżej napisałam, że tu i teraz dałabym sobie radę, gdybym była silniejsza. Czyli chyba sama przyznaję, że to ze mną jest problem. Kurde, ale te okoliczności to też, o kant dupy rozbić...Nie dam rady na razie iśc do lekarza, nie mam siły, odwagi, ale znalazłam sobie w sieci takie tabletki - DEPRIM. Myślicie, że moga trochę podziałać, ktoś brał?? Kosztują 15 złotych, na razie tyle nie mam, ale 20 mama odbiera emeryturę, to jej podbiorę... Może warto spróbować?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zapiszę w telefonie :) Trochę wiary w ludzi :) Tylko musisz mi podać albo maila albo nr tel, wyślij na maila :) Tylko masz dożyc do tego grudnia, ok? :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mozesz sprobowac bo jak widze sa ziolowe, wez jednak pod uwage iz nawet tabletki na recepte zaczynaja pokazywac skutki swojego dzialania dopiero po kilku tygodniach. Depresje mysle ze mozna porownac do choroby przewleklej ktora sie leczy tygodniami jesli nie miesiacami. Tak wiec nie poddawaj sie jesli po jednym dniu nie zauwazysz efektu (doczytalem iz pierwsze efekty moga sie zaczac pojawiac po 3 tygodniach) Pozatym jako iz tabletki sa naturalnie to mozna rowniez zalozyc ze beda slabsze w dzialaniu. Nadal jednak twierdze ze warto sie zastanowic nad lekazem. W kazdym badz razie odezwij sie np. jutro i podziel sie swoimi przemysleniami na ten temat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×