Padme Amidala 0 Napisano Wrzesień 17, 2008 Dzień dobry. Może się nie sprawdzi ten temat... Jestem cztery lata po rozwodzie i ciągle nie udaje mi się wyjść na prostą w sferze uczuć. Poza tym całe swoje życie, czyli to piekło z mieszkaniem i różnymi formalnościami, jakoś poskładałam. Dziecko też wydaje się psychicznie uspokojone. Ale ja, osobiście, wewnętrznie ciągle strasznie cierpię. Przeszłam i przechodzę przez wszystko o czym tu piszecie. Przez nienawiść, rozgoryczenie, wielkie poczucie skrzywdzenia, przez nawroty miłości i tęsknoty do męża, którego od dawna nie kocham, a przede wszystkim przez nowe fascynacje, które mną poniewierają. Jestem myślącą osobą i świetnie sobie radzę, gdyby spojrzeć z zewnątrz. Ale odnoszę wrażenie, że w środku jestem jak małe dziecko i już zawsze pozostanę w jakiejś rozpaczy. Odbieram rzeczywistość strasznie boleśnie, jestem jakaś chorobliwie wrażliwa i zaczynam poważnie myśleć o jakimś psychologu,na którego mnie nie stać, bo przecież nie można tak żyć. Oczywiście, jestem teraz w takim stanie, bo się zakochałam i cierpię. Często ktoś pisze: żyjesz dla siebie, nie daj się ranić itp. Tak, staram się robić to w czym widzę sens, ale to nie pomaga. Chciałabym nie kochać, cieszyć się codziennością, dzieckiem,życiem i potrafię to, ale przychodzi tęskonota i serce mi pęka. Czy można nauczyć się żyć samotnie z podniesioną głową? Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość a-aśka Napisano Wrzesień 17, 2008 Ja tak żyję. Wyrzuciłam facetów z mojego życia, nie szukam, nie testuję, dałam sobie spokój. Wiem, że wiele samotnych kobiet traktuje swój stan tymczasowo, starając się go przeczekać. Ale tak czekać można całe życie, które przeleci między palcami. Pewnie, że łatwiej jest we dwoje, więc nie zarzekam się, że jeżeli kogoś poznam, to na 100% powiem "nie". Szanse jednak na blizszy związek z kimkolwiek dążą do zera. Od kiedy to zrozumiałam i odpuściłam sobie, czuję sie wolna i szczęśliwa. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość Zunie Napisano Wrzesień 17, 2008 I ja tak żyje. Jestem 5 lat po rozwodzie. Bardzo tęsknię za moim byłym mężem. Nie ułożylismy sobie zycia tak naprawdę. Ani on, ani ja. Jesteśmy w kontakcie od niespełna 3 lat, ale w chwili obecnej on ma znowu fazę nieodzywania się..... To wszystko takie skomplikowane.A m oże mnie sie tylko tak wydaje??? Nie jestem gotowa na nowy związek, choć ponoć (w wieku 50 lat ) jestem atrakcyjną kobietą. Nie szukam wrażeń, ani nowych znajomości. Czasem tylko sobie gorzko popłaczę.Tęsknię za jego trudnym charakterem, jego obecnością, za jego milczeniem. Może to głupie, ale nie potrafie tego zmienić. Dzisiaj, jak sobie pomyślę, ze mogłabym komuś innemu prać, gotować, przytulać się i robić wszystko inne, tylko z kimś innym, to przyznam, że zbiera mi sie na wymioty. Więc puszczam przez palce moje życie i staram sie je zapełnić milionem różnych spraw. Praca, praca, a nawet nauka - i to daje mi odrobinkę wytchnienia w bólu jaki noszę dzięki własnym błędom. I co najgorsze, a może najlepsze - czekam podświadomie na cud powrotu. A może poprostu to właśnie jest moim przeznaczeniem? Nic nie dzieje się bez przyczyny. I nic nie dzieje się po nic. Może kiedyś? Może będziemy jeszcze razem? Modlę sie o to co dzień, co noc.... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Padme Amidala 0 Napisano Wrzesień 18, 2008 bardzo Wam dziękuję za odpowiedzi.. a-aśka---> tez bym tak chciała i wiem, że to możliwe, Zunie----> Twoja wypowiedź poruszyła mnie do głębi. Czytam tez wiele innych tematów i wiem, że można sie jakoś podnieść, znaleźć sobie zajęcie, ale czasem dopada. Dopadaja codzienne smutki, ale dopadaja też cięższe kryzysy. i ja mam teraz, taki poważniejszy od kilku tygodni. Synek mnie pyta czemu jestem smutna, a ja odwracam głowę i zaczynam płakać. Chciałabym sobie pomóc, wziąć się w garść, ale straciłam nadzieję, nie widzę sensu w życiu i nie mam siły na nic. Wiem, że to się musi troszkę odmienić znów za jakiś czas, bo już nie raz tak było. Ale jestem tak zupełnie sama,że teraz mogę tylko pozwolić by moje łzy kapały na klawiaturę. Myślę ciągle o ludziach, którzy cierpia dookoła, przejmuję się dziećmi, które czeka dopiero ten trudny świat, a już dziś maja swój ból i tęsknotę, nie umiem się pomodlić szczerze, bo w takich chwilach zupełnie tracę wiarę. nie rozumiem niczego... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
phii 0 Napisano Wrzesień 18, 2008 Padme..., jeśli chcesz, możesz skorzystać z pomocy psychologa w przychodni. Potrzebne bedzie skierowanie od lekarza rodzinnego. Niestety sa kolejki ale warto zaczekać. Nie wiem jak jest u Ciebie, ale ja czekałam na pierwsza wizytę około 6 tygodni. Wiem, ze w niektórych miastach trwa to dłużej. Współczuję Ci, bo wiem jak ciężko jest żyć z takim nastawieniem. I trzeba koniecznie coś z tym zrobić. Dla siebie i dla dziecka. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość a-aśka Napisano Wrzesień 18, 2008 Padme, musisz walczyć i wygrać! W ciężkich chwilach zawsze przypominam sobie piosenkę "jedno życie masz i pomyśl, że na drugie nie masz szans". Żyjesz dla siebie i nie ma sensu spędzić połowy życia na płakaniu za czymś, co minęło i już nie powróci. Świat jest piękny, tylko trzeba umieć to dostrzec, a facet nie jest do tego potrzebny :) Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Padme Amidala 0 Napisano Wrzesień 18, 2008 a-aśka to takie trudne, już cztery lata się staram bezskutecznie. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość Zunie Napisano Wrzesień 18, 2008 Padme, idzie to pzeżyć. Cięzko jest, ale można. Też mam taką nadzieję.Mam 50 lat i wydaje mi się, ze już nic dobrego mnie nie spotka. Kocham swoją przeszłość i wszystko co z nia związane, ale może kocham tak naprawdę tylko wyobrażenie o niej? Nie chcę nikogo innego. Ale może dobrze mieć miłość w sobie???? Nawet tą niespełnioną.Człowiek bez miłości jest nikim. Zajmij się czymś, co zabierze Ci dużo czasu. Zobaczysz, będzie coraz mniej lez.... Przechodziłam rózne wariactwa. I przechodzę do dziś, ale są one tylko moje. Powolutku zapomnisz. Żle powiedziałam - ustosunkujesz sie do tego. Trzeba czasu. Mnie to zajmuje już 5 rok. Ale jest coraz lepiej. Wierz mi. Mam zdjęcia, modlę się co noc... I nic. Ale coraz mniej łez . Przyjdzie taki dzień kiedy obudziśz sie bez myśli o nim, a z usmiechem na twarzy.Wierzę w to, chyba, że cuda jeszcze istnieją. I cholera, najgorsza jest właśnie ta nadzieja..... Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość kapuścińska Napisano Wrzesień 18, 2008 Autorko Mnie takie jak Twoje problemy nie były mi obce, ale po roku stwierdziłam, że muszę sobie poszukać "nowych wrażeń", niekoniecznie męskich. rozejrzałam się spokojnie po swoim otoczeniu, znalazłam grupkę 3 osób w podobnej sytuacji i postanowiłam działać! Stworzyliśmy "przyjacielską drużynę rowerowo - browarkową. Może nazwa i nie była adekwatna do naszych poczynań, ale towarzystwo osób w podobnej sytuacji sprawdziło się, Minęło już 4 lata, wciąż jesteśmy zgraną paczkę, dobijają do nas dziewczyny w podobnej sytuacji, jesteśmy dla nich ostoją.... Łatwiej jest podzielić się bólem z innymi, niekonieczny tu psycholog... A tak na marginesie... mój psycholog [w okresie rozwodu]wyciągnął niezłą sumkę nie tylko nie pomógł, wręcz mi zaszkodził. Ale to już przeszłość...Po 4 latach jestem najszczęśliwszą istotą na świecie, nowego amanta nie mam ale i tak czuję się kobietą. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość takie tam duperele... Napisano Wrzesień 18, 2008 Czułam podobnie jak Wy wszystkie... Zastosowałam terapię "chirurgicznego cięcia": z domu wyleciało wszystko, czego dotknął mój były mąż, jego ciuchy leciały do śmietnika jako pierwsze, zmieniłam meble, spaliłam zdjęcia, zmieniłam numer telefonu, nie widuję go od roku, właśnie zmieniam mieszkanie.... Wiem, że niektóre działania z powyższych trudno przeprowadzic ale mnie się udało!!!!! Tak na dobrą sprawę nie pamiętam już jego twarzy, nie wspominam (bo niby co?), nie tęsknię (bo niby za kim?), czuję się szczęśliwą KOBIETĄ, pomimo tego, że omijam facetów szerokim łukiem. Wydaje mi się, że należy grubą krechą oddzielic przeszłośc od teraźniejszości, pożegnac tamten czas, i wtedy żyje się znacznie łatwiej. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość zunie Napisano Wrzesień 18, 2008 Kapuscińska, ale fajnie !!!!! Też bym tak chciała. Ale m oje towarzystwo zajete mężami. Ja natomiast poszukałam sobie drugiej pracy, poszłam (pomimo wieku ) do szkoły - i jest fajnie!!! Mam jedno popołudnie wolne w tygodniu no i oczywiście soboty i niedziele, których nienawidzę, ale w chwili obecnej może polubię, bo muszę sie uczyć.ale gdzieś pomiędzy tym wszystkim, przychodzą wspomnienia, łzy, nostalgia i tęsknota. Ale chociaż moja miłość jest ta jedyna,to- nie wiem...... może kiedyś i dla mnie zaświeci słoneczko????? I znowu łzy chlapią na klawiaturę mojego komputerta.Nie jest tak doskonale... może kiedyś. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość zunie Napisano Wrzesień 18, 2008 Padme, daj do iebie e-maila. Pogadamy sobie troszeczke. Mój adres logis@onet.eu Jeśli ktos ma ochote na prywatne pogaduchy zapraszam. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość kapuścińska Napisano Wrzesień 18, 2008 Zunie, trzymaj się.... a klawiatura? czasami i jej nalezy się 'makijaż na mokro":D pozdrawiam i trzymaj się! Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Padme Amidala 0 Napisano Wrzesień 19, 2008 Bardzo dziękuję wszystkim. Zunie--->odezwę się za jakis czas. wczoraj dotknęłam dna i byłam tak zdesperowana, że zadzwoniłam do kolezanki i bliskiej rodziny. od razu pomogło. jednak zupełna samotność to coś najpotworniejszego. dlatego ta kafeteria pomaga bardzo, jak nie ma obok zadnego zywego człowieka.oczywiście, dziś mam do siebie pretensje, że teraz ktoś się niepotrzebnie o mnie martwi i właśnie tu widzę, że mam ze sobą największy problem. po rozpadzie małżeństwa tak się zacięłam, że jestem sama i samodzielna do bólu, że nie umiem skorzystać z najdrobniejszej pomocy i to pomocy bliskich, którzy przeciez i tak się martwia, i chcieliby to wsparcie dać, na ile mogą.przerabiam wszystko sama, równiez o konkretna pomoc nie poproszę, niedawno mi prąd odcięli z powodu nieodpowiedzialności byłego(juz to załatwiłam) i też nikomu nic nie powiedziałam. i potem mi się tak zbiera, i potem jeszcze mam nawet jakieś nieuzasadnione pretensje, że cały świat sie odwraca ode mnie i tracę nadzieję na cokolwiek i po prostu naprawdę nie chce juz żyć. nic bym sobie nie zrobiła, jestem wszystkim dla syna, ale gdyby nie on, nie wiem co by było... wstyd mi, nie chcę być na dnie, uwazam,że rozpacz to grzech.ale po wczorajszym apogeum padłam nieprzytomn i troszkę zasnęłam. trzymajcie się dziś, dziewczyny. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach
Gość frajdoaława Napisano Wrzesień 19, 2008 cześć.Mój ojciec zawsze mówił,że właśnie 5 lat po stracie bliskiej osoby jest najgorsze,potem już coraz łatwiej.JA jestem w trakcie rozwodu ,mieszkam z mężem,bo nie mam gdzie iść.Mamy dziecko-10lat.Spotykam się z kimś już jakiś czas,ale on mieszka z rodziną,która jest strasznie upierdliwa(ojciec alkoholik,ciągle awantury,hałas).Mój rozwód trwa już prawie rok i jeszcze nic konkretnego nie wiadomo(mąż wziął adwokata,tym samym ja byłam zmuszona tez wziąć adwokata),mąż stwarza na każdym polu trudności.A wiesz,co jest najgorsze?JA nie mam w ogóle wsparcia ze strony rodziny,żadnego,bo mąż przekabacił wszystkich na swoją stronę,do tego stopnia,że oni nie wierzą nawet że mnie bił.Moja własna matka jest jego świadkiem w sądzie.Mam przechlapane,ponieważ nie mogę ruszyć się do żadnej pracy,gdyż mąż od razu wywozi dziecko do babci,a dopóki nie mam orzeczenia sądu,nawet policja nie może jej stamtąd zabrać. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach