Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Właśśnie odkryłam że

Kucie i ściąganie są jednak potrzebne ludziom

Polecane posty

Gość Właśśnie odkryłam że

Ja jeszcze jakies 8 lat temu tez psioczylam na nasz pamieciowy i odtworczy system edukacyjny. Dopoki nie zetknelam sie z (podziwiana uprzednio) edukacja za granica. W Niemczech moi znajomi dyskutowali na zajeciach ile sie da, nie sluchali tak biernie jak wiekszosc polskich studentow, widac bylo, ze sa odwazni i wyszczekania, niestety wiedzy wielkiej nie mieli-nawet profesor nie pamietał czy Hitler wkroczył do Rosji przed czy po Rewolucji Paźdzernikowej :P. Potem odkryłam jak wiele (w porownaniu z nimi) wiem. Mimo pamieciowki, mimo sciagania (a moze wlasnie dzieki nim :classic_cool:). Na Malcie system edukacyjny (wzorowany niezbyt udolnie na brytyjskim) jest jeszcze gorszy niż w UK czy w Rajchu - studenci i absolwenci zyja w przekonaniu, ze ciezko pracowali i ze wszystko wiedza - jest zupelnie odwrotnie. Ostatnio mialam rozmowe ze znajoma tutejsza maturzystka, ktora z niedowierzaniem i oburzeniem sluchala moich opowiesci o praktykach sciagania w polskich szkolach i o tym, ze nikt sie tego u nas nie wstydzi. Zapytalam ja wtedy, co obowiazywalo u nich na maturze/czego sie nauczyli do matury z poszczegolnych przedmiotow: 1. Jezyk angielski: jedna sztuka Szekspira, ze 3 ksiazki i 2 wiersze (przez cale liceum - gdy pytalam o literature starozytna, sredniowieczna, renesans, barok, o gramatyke itd - otwierala szeroko oczy) 2. Biologia - mieli ogolnie (!) o czlowieku. Zadnej budowy kwiata, budowy serca krokodyla, ukladu oddechowego ptakow, zadnych sporofitów i gametofitów, zadnej genetyki, zadnego ewolucjonizmu (nie wolno muslimów denerwować, bo sfajczyliby szkołe...) nic w tym stylu. 3. Geografia - jesli w ogole, to tylko geografia Malty a i o pobieżnie, o Polsce nikt tam nie słyszał, o istnieniu takiej Belgii czy Szwajcarii wiedzą tylko ci, co goscili u siebi turystów z tych krajów 4. Chemia - nie mieli i nie widzą co to za przedmiot 5. Fizyka - mieli "nauki scisle", cokolwiek to znaczy. 6. Historia - wybrane aspekty II wojny sw., rewolucja francuska (sic), wybrane aspekty historii Malty i Wielkiej Brytanii.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja juz dawno do tego doszłam
szczególnie w Holandii jest masa debili:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Popieram autorkę
Byłam w klasie matfiz, ale ze względu na pewne modyfikujące program zawirowania na początku lat 90 dostalismy chyba ze 4 historie w 4 klasie liceum i wiedziałam, że ta wiedza nie przyfda mi się bezpośrednio, a jednak się uczyłam. O dziwo, ta wiedza się przydaje. Mam teraz zajęcia z historii matematyki i z przerażaniem obserwuję, że poziom wiedzy ogólnej w grupie jest bardzo niski. Ludzie nie wiedzą nic o Starożytnym rzymie, nie wspominając o kulturze babilońskiej, egipskiej i greckiej, i boje sie, ze to oni będą uczyć moje dzieci, uważając, że Eukllides żył w XVII wieku, bo przecież historia do niczego nie jest potrzebna nauczycielowi matematyki. Możemy narzekać ile chcemy na nasz system edukcjai, ale polski absolwent (liceum) w porównaniu z absolwentem z każdego innego kraju, może poza Rosją, Ukrainą i Węgrami, wie bardzo dużo i jest wykształcony bardzo ogólnie. Szkoła zawsze wiązała się z wkuwaniem na pamięc, od Rzymu starożytnego. Żeby dyskutować na jakiś temat, trzeba mieć na ten temat wiedzę, trzeba mieć bazę do dyskusji. Nie zawsze wystarczą zdolności interpersonalne, i nie do wszystkiego wystarczą, i nie ma zmiłuj tutaj. Ściąganie jest oczywiście niemoralne. Ale zastanawia mnie zupełnie co innego: w mojej szkole, ale i na studiach kwitnie proceder kopiowania i rozpowszechniania sprawdziaów, kolokwiów i egzaminów. W dobie masowej edukacji nauczyciel jak ma 7 klas w roczniku przygotowuje 1 sprawdzian dla wszystkich i ocxzywiscie nie przeprowadza gfo jednoczesnie, wiec klasa, ktora ma sprawdzian pierwsza kopiuje go sobie i potem inne klasy pożyczaja. O ile w szkole sprawdziany rozpowszechniali wybrani dla wybranych, na studiaCH mamy po prostu forum z materialami na kazdy temat, Jestesmy informatykaMI, elerning jest popularny i zrobienie control a control c control v z wlasnie pisananego testu to raczej norma. Kolokwium mozna sfotografowac komorka. To wszystko jest doastepne powszechnie, starsze roczniki robia to dla mlodszych i na pohybel wykladowcom.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ale po co ci wiedza
o budowie kwiatu, poza możliwością popisywania się przed zagranicznymi znajomymi? w edukacji chodzi o nabrania PRAKTYCZNYCH umiejętności, po Polskich szkołach masz w głowie masę info z którą nie wiadomo co zrobić, w każdej pracy w Polsce pracodawca praktycznie jest zmuszony szkolić pracowników od podstaw! a absolwenci się dziwią, że im po studiach najniższą krajową proponują :P ja pytam, za co mają im płacić? skoro żadne korzyści z ich dyplomu dla firmy nie płyną?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Coś w tym jest niestety
Mam teraz zajęcia z historii matematyki i z przerażaniem obserwuję, że poziom wiedzy ogólnej w grupie jest bardzo niski. ============================== To jest powszechne u młodzierzy. Niedawno moja była pani wykładowczyni z uniwerku powiedziała mi "Z waszymi rocznikami to mogłam porozmawiac o wszystkim, z tymi młodymi - o niczym. Oni chyba juz wogóle nie czytają, tylko stale komp i dragi, dragi i komp". Chłopak który prowadzi zajęcia w jakims studium policealnym stwierdził że najgorszy leń i obibok ze starą maturą i tak wie o wiele więcej od prymusa z nową. Prymus z nową nigdy nie słyszał o Mieszku I, cieszy się jak dziecko, że umie dodawac ułamki (a o jakiś logarytmach czy całkach nigdy nie słyszał), nie odróżnia sosny od dębu ale z dumą paraduje w koszulce z napisem "Jestem wykształciuchem". oh yeah! ========================= Żeby dyskutować na jakiś temat, trzeba mieć na ten temat wiedzę, trzeba mieć bazę do dyskusji. ======================== Alez oczywiście, mi chodziło tylko o bezsens rypania na pamieć czegoś co nie poszerza wiedzy ogólnej i daje się łatwo sprawdzic w ksiązkach. Na przyklad zbyt wielkie przywiązanie do dat w historii kosztem zrozumienia zachodzących, związanych z nimi procesów historycznych. Moze ktoś się nie zgodzic ze mna - ale po co np. mam pamietac datę bitwy pod Białą Górą skoro nie potrafie powiedzieć nastepstwem jakiego ciągu zjawisk był wybuch Wojny Trzydziestoletniej, jakie były jej skutki dla historii i kultury europejskiej? To, ze było to pierwsza w historii kontynentu wojna totalna, jest rzecza pomijaną. A szkoda! Podobnież - po co mam pamiętać rozkład procentowy dla poszczególnych partiiw kolejnych wyborach do Sejmu i Senatu RP? Albo cos takiego - kolokwium na który miałam wykuć nazwy wszystkich części składających się na mechanizm zegarka, wraz z ich proweniencją historyczną - kto i kiedy wynalazł np. wychwyt. Słowo daję że sie uczyłam. Ale p 15 minutach wszystko zaczęło mi sie mylić. I oczywiście wszystko zerżnęłam, dostałam 3= i sie bardzo ucieszyłam , jak z żadnej trójki na studiach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ale po co ci wiedza
ps fajnie jest mieć szeroką wiedze o świecie, historii.... ale popatrzmy realnie, ilu ludziom, jest to później potrzebne w praktyce? ... i jakie są korzyści dla państwa no i tych ludzi z milionów władowanych w godziny poświęcone historii starożytnej czy matematyce wyższej? skoro większość z nich wyląduje na produkcji? może i super mieć stolarza z wiedzą o Sokratesie, ale czy nas jako państwo na to stać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czasem nie ma innej opcji
co do zasady zżynalam ile wlezie w gimnazjum i liceum gdy wynikało to z konieczności, sprawdzian był z jakiejś głupoty której nie warto się było uczyć, z jakiś powodów nie umiałam, no a w gimie i w lo to mialam wazniejsze sprawy na głowie niż rycie, wolałam iść z moim menem albo rozkminić jakiś browar na działkach, a żeby dostać tą 2 czy trójkę robiłam to bez wyrzutów sumienia - są takie kategorie czy wycinki "wiedzy" która jest poligonem walki między nauczycielem a uczniem - stanem wyzszej konieczności ;) natomiast ucząc się czegoś i umiejąc np. na 4 prawie nigdy nie ściągałam żeby dostać np. ocenę wyżej, tego bym się wstydziła. Po prostu tam gdzie gra jest warta świeczki (stypendium, dostanie się na studia) to przecież i tak była w upośledzonej sytuacji bo większośc miejsc się dostaje załapówe lub po znajomości i po koneksjach rodzinnych, wiec czemu miałabym byc uczciwsza od profesury???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gdyby ściaganie nie byyło
formą wyłudzania stypendiów to może to nie byłoby przekrętem. A tak - ściągasz ze ściągi i odbierasz szansę komuś uczciwemu. Ale nie dramatyzowałabym tez, przeciez ściaganie uczy w prewnym wieku sprytu społecznego, radzenia sobie z problemami, a przeładowane (bezsensami w stylu przedsiębiorczości, wfu, muzyki, plastyki, wychowania technicznego i PO) programy i siedem sprawdzianów w tygodniu nie sprzyja uczciwośći. Nawet w podstawówce nie raz leciała nam krew z nosa albo płakałyśmy z niewyspania i przemęczenia. Jest moralnie złe - ale może trzeba przez to przejść?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zapytajcie tych co wygrali w milionerach czy edukacja polska byla im niepotrzebna :)? ale zawsze tez mozna sie nie uczyc, a wygrac w totka :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja juz dawno do tego doszłam
szczególnie w Holandii jest masa debili:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Eksportowa studentka
Jako eksportowa studentka, której oceny przeważnie są powyżej uczelnianej średniej, spędzam całe dnie w zachodnich bibliotekach. Nawet w najgorętszym okresie na bibliotekę poświęcam w tygodniu około 20 godzin. Zajęć jest najwyżej 20-25 godzin pogrupowanych w 4-5 przedmiotów wykładanych. Resztę czasu spędzam w pracy, na pisaniu prac zaliczeniowych i przygotowywaniu się do zajęć. A na zajęciach udzielam się w dyskusji, zadaję od groma pytań, mam bowiem naprawdę dużą wiedzę ogólną wyniesioną chociażby z liceum, której brak przeciętnemu Anglikowi. Jedna koleżanka wypytywała mnie o okropności zimnej wojny i ilu zginęło w niej ludzi. Z kolei na zajęciach z literatury profesor powiedział mi i Kasi, żebyśmy przestały przychodzić, bo my to już wszystko wiemy, więc po co mamy tracić czas. A na wprowadzeniu do modernizmu na historii sztuki jedna Angielka wyznała ostatnio bez żenady, że nie ma pojęcia, co to są te wszystkie ,izmy": jakiś ekspresjonizm, dadaizm - co to w ogóle ma być?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sami jesteśmy sobie winni
Czy ktoś słyszał w Polsce głosy niezadowolenia ze strony uczniów, odnoszące się treści nauczania i poziomu szkoły, jak to bywa we Francji czy w Anglii? Czy uczniom szkół średnich i ich rodzicom zależy na tzw. poziomie “A”? Identyczne miary skandalu powinno się przypisać zarówno zjawisku korepetycji, jak i procesowi reformy szkolnictwa prowadzonej przez ministerstwo w ostatnich 30 latach. Paranoją było i jest, że mundurkami szkolnymi zajmuje się minister, a nie szkoła i jej uczniowie, którzy w ramach dbałości o własną tożsamość, specyfikę lub oryginalność wybierają taki, czy innych emblemat, ubiór galowy i sportowy, a swoim logo próbują odznaczyć się w mieście. W tym wypadku, polski i europejski sposób myślenia dzieli przepaść.Pozycja społeczna nauczyciela (a w konsekwencji polskiej szkoły), została wyznaczona ostatnio poprzez próby likwidacji tzw. przywilejów zawodowych oraz konieczność protestu w sprawie wynagrodzenia. Aż trudno uwierzyć, iż rząd nie widzi całego cynizmu sytuacji oraz nie kojarzy pozycji społeczno-zawodowej z poziomem wynagrodzenia. Wystawiania nauczycieli na śmieszność nie wzmacnia polskiej szkoły, bo czymże jest ogłaszanie, że nauczyciele powinni pracować do 60 i 65 roku życia, z jednoczesnym odsuwaniem od katedry osób po sześćdziesiątce i dyskryminowaniem nauczycielek po 50 roku życia. Komuś wyraźnie mylą się skutki z przyczynami i podmiotowość z przedmiotowością.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość My som najlepsze
Mo jsyn za granica nauczylsie jezyka bardzo szybko bo jak my pszyjechai to nic nie umioł a a pod koniec rokuszkolnego mial najlepsze oceny w klasie i z jenzyka tesh był najlepszy. Ogladal telewizje, rozmawial z kolegami na podworku i udalo sie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Polska belferka w USiech
Przecież oni tu nic nie robią, ciągle jakieś projekty, doświadczenia. Kompletny brak dyscypliny i poszanowania nauczyciela. W Polsce nauczyciel miał zapewniony respekt. Jak jakiś drech wsadził mu kosz od śmieci na łeb to była sensacja na cały kraj! A tu niby taka kultura, niby dobrobyt a gówniarzeria lata z bezjzbolami i z nożami po klasie :( Książka, praca domowa - mnie tak uczono i ja też tak uczyłam jak pracowałam w Polsce. Tu nawet nauczyciele ledwo składają literki :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mnie tam cieszy hojność
zachodniaków, bo im szkoła zapewnia wszystkie potrzebne pomoce naukowe, takie jak książki, zeszyty, długopisy, ołówki itd. I nie trzeba ich targac ze sobą, bo się je w szafkach zamyka :P Owszem zdarza się, że maluchy przynoszą swoje własne przybory, ale raczej chowają je w plecakach i pokazują sobie ukradkiem na przerwie. Jeśli próbują wyciągnąć je w klasie, są natychmiast upominane przez nauczycielkę. Szkoła nie stresuje ani dzieci, ani rodziców. Wywiadówki, a właściwie spotkania z nauczycielem, odbywają się w cztery oczy. Nie ma publicznych opowieści o złym zachowaniu itp. - Zostaje wyznaczona godzina, na którą trzeba przyjść. Takie spotkania polegają raczej na chwaleniu osiągnięć dziecka. Belfrowie z takich Niemiec czy Francji to starsznie potępiają agresję. Byliśmy z żoną świadkami, jak chłopiec wybiegł z klasy płacząc, że uderzył go kolega. Na co jego ojciec powiedział: "To mu oddaj". Usłyszała to nauczycielka i zakapowała go na policję, że demoralizuje dzieciaka i na bandytę go wychowuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość To prawda iż
w brytyjskiej szkole cała uwaga skupia się na uczniu. Jednak często sprowadza się to do tego, że uczeń zawsze ma rację. Uczeń po prostu jest królem. Jest całkowicie bezkarny, robi co mu się żywnie podoba, zachowuje się tak, jak ma ochotę, a to sprawia, że nie czuje się zobowiązany do nauki ani do dopilnowywania swoich szkolnych obowiązków.Tu niewiele się wymaga od uczniów. Prace domowe są dla mojego Łukasza na tyle łatwe, że odrabia je bez większego wysiłku jeszcze w trakcie lekcji. Za rok idzie na studia, a przerabia to co ja miałam w podstawówce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Angielskie dżentelmeństwo
Brytyjskie media były zszokowane doniesieniami o tym, że polski nastolatek opuścił szkołę na wyspach i pojechał uczyć się do kraju nad Wisłą, bo tam jest wyższy poziom. Gazeta "Daily Mail" wysłała nawet reporterów, by sprawdzili naocznie, jak jest naprawdę z tą polską szkołą.Aleksander nie mógł wytrzymać w angielskiej szkole, o czym doniosły wszystkie media w Polsce, ponieważ to, czego go tam uczono, wywołałoby śmiech w każdym średnio rozgarniętym polskim gimnazjaliście. Lekcje polegały między innymi na kolorowaniu przygotowanych przez nauczyciela zestawów definicji i pojęć. Tak to opisywał Aleksander. Szczerze mówiąc nie bardzo potrafię wyobrazić sobie taką lekcję. Wierzymy jednak wszyscy na słowo, że tak było. Mieszkańcom Wielkiej Brytanii przekonanym o tym, że ich system edukacyjny jest jednym z najlepszych na świecie, taka krytyka nie mogła pomieścić się w głowach. Niektórzy z nich zareagowali na ocenę brytyjskiego szkolnictwa przez chłopca w sposób bardzo specyficzny - obrzucili jajkami dom jego rodziców.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Angielskie dżentelmeństwo2
Reporterzy "Daily Mail", którzy przybyli do Łodzi, gdzie uczy się Aleksander stwierdzili, ze zgrozą, że mimo doskonałej znajomości angielskiego nie jest on najlepszym uczniem z tego przedmiotu. Są lepsi od niego i w dodatku tacy, którzy nigdy nie byli w Wielkiej Brytanii. Okazało się również, że nowa szkoła Aleksandra to nie żadne czołowe liceum, tylko zwykły polski ogólniak, który plasuje się w rankingach gdzieś około 50 miejsca. Jakby tego było mało, na jaw wyszła także niezrozumiała dla rodowitych Brytyjczyków znajomość twórczości Szekspira, którą polscy uczniowie zaprezentowali przed gośćmi. Młodzi Polacy czytali Romea i Julię i, o zgrozo, także Makbeta, o którym wiele brytyjskich nastolatków nie wie nic. Konkluzja wizyty brytyjskich reporterów w Polsce zawarta może być w stwierdzeniu: polski system edukacji przypomina ten, który był w Wielkiej Brytanii przed pół wiekiem, kiedy wszyscy zazdrościli Brytyjczykom szkół. Dziś na skutek wielu reform "ulepszających" szkołę przeciętny nastolatek nie potrafi pokazać na mapie miejsca, gdzie mieszka, a błędy ortograficzne sadzi we własnym nazwisku. O tym, żeby wskazał jakiś kraj poza jego własnym, nie może być nawet mowy. W opinii wyrażonej przez Aleksandra słabo wypada także pozaszkolne życie brytyjskiej młodzieży: "Chłopcy chcieli mnie tylko zabierać na plażę, jarać blanty, gadać o dziewczynach i o tym, jak je poderwać. Non stop błagali o nie o polski bimber. Nie czytali gazet, z trudem się podpisywali, nie interesowali się niczym oprócz futbolu i tego, kto kogo ostatnio oradł na ich osiedlu".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Angielskie dżentelmeństwo3
Na liście zdziwień (pozytywnych) brytyjskich reporterów zapisać należy także ocenę rekrutacji i promocji w polskich szkołach. Otóż okazuje się, że w Polsce by dostać się do szkoły średniej trzeba zdać egzamin, prócz tego wiedza uczniów kontrolowana jest za pomocą sprawdzianów. A najlepsze jest to, że można zostać na drugi rok w tej samej klasie albo nawet wyrzuconym ze szkoły. I pomyśleć, że oni piszą w ten sposób o naszej szkole z roku 2007, popsutej upiorną reformą edukacji, z okrojonym programem, z rozluźnioną dyscypliną i coraz gorzej opłacanymi kadrami pedagogów. To się nie mieści w głowie :P. Okazuje się jednak, że mamy w rękach prawdziwy skarb, nie popsuty do końca system edukacji, który może wykształcić młodzież chętną do dalszych studiów i pogłębiania wiedzy. Oczywiście - powie ktoś - to tylko wyjątki, tak naprawdę młodzież w Polsce nie różni się tak bardzo od tej w Wielkiej Brytanii - też pije piwo, a nawet wódkę, przeklina, ćpa i uprawia seks bez zabezpieczeń :(. No tak, ale niebagatelny odsetek tej młodzieży interesuje się także czymś poza wyżej wymienionymi atrakcjami. Niektórzy odróżniają nawet Piłsudskiego od Platona, a całę od różniczki! Nawet jeśli upiją się w sobotę i zasną na ławce, to nawet obudzeni w takim stanie pokazaliby na mapie Polskę i Wielką Brytanię, a może nawet nazwaliby poprawnie stolice obydwu tych krajów. Po Brytyjczykach raczej się tego spodziewać nie należy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pitolicie Hipolicie
Zacznijmy od pytania, jaki jest cel edukacji? Czy ma dać wiedzę ogólną, która przyda się w teleturniejach i krzyżówkach, a może raczej nastawić się na przekazanie umiejętności praktycznych, które lepiej przygotują do późniejszego życia i pracy. Nie ma idealnego systemu, jednak w tutejszych szkołach podoba mi się, że moje dzieci uczone są od początku podstawowych technik prezentacji, robienia projektów, dyskutowania, obrony swoich racji, generalnie poznawania samego siebie. Szkoła brytyjska pozwala na rozpoznanie, jakie możliwości mają dzieci i na rozwój ich talentów. Porównując programy nauczania można stwierdzić, że rzeczywiście w angielskim jest mniej tematów, ale przerabia się je dokładniej. Widziałem, jak dzieci analizują Szekspira. Mają fragment sztuki, który czytają dokładnie. Są do tego specjalne podręczniki, pokazujące co z czego wynika, dlaczego tak jest. Dzieci uczą się czytać ze zrozumieniem oraz jak przemyśleć, powiązać fakty. Inny zakres tematyczny w programie szkolnym wynika także z przesłanek kulturowych i zaszłości historycznych. Wielka Brytania jest krajem wyspiarskim, izolowanie się i brak zainteresowania Europą, to nie jest kwestia systemu nauki, to jest kwestia kulturowa.Nie uczą tego, bo tego nikt nie potrzebuje. System brytyjski jest natomiast skierowany na to, by dzieci nie bały się być innym, indywidualnym. Daje narzędzia, uczy rozumienia, wskazuje drogę na tyle, że dziecko może samo dany przedmiot pogłębiać. Jeśli tego nie dostrzeże, nie wykaże własnej inicjatywy, zacznie się na lekcjach nudzić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Angielska buda uwstecznia
i tyle! Nie podoba mi się, że moje dziecko zostaje ocenianie za "effort" a nie za wiedzę!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość BVądźmy brutalnie szczerzy
Takie szkoly jak Oxford, Cambridge nie sa szkolami dla idiotow ktorzy po skonczeniu "normalnej" angielskiej "szkoly" maja "doswiadczenie" i staraja sie. Anglia jak wszystkie kraje anglosaskie ma dwa systemy nauczania, ten dla plebsu i ten dla elit. Anngielski plebs nie dociera do Oxfordu albo do Cambridge, za to polski plebejusz może przy odrobinie wysiłku wkręcić się na te mocno przereklamowane uczelnie. Jedynym sposobem przeskoczenia bariery mamony jest odpowiednia inteligencja i pracowitosc (naturalnie wiedza). Ci mlodzi ludzie dostaja odpowiednie stapendia. A reszta niech sie cieszy ze ma osiagniecia w staraniu sie, czy w doswiadczeniu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Dokładnie tak jest
Angielskie szkoły wypuszczają rzesze zadowolonych z siebie absolwentów - kretynów, świetnych w sztuce autoprezentacji, ale pozbawionych elemantarnych umiejętności rzemieślniczych, handlowych, matematycznych, przyrodniczych, filozoficznych, językowych (tak! większość angielskiego społeczeństwa ma wielkie trudności z czytaniem ze zrozumieniem we własnym języku i sadzi byki we własnym nazwisku) i zdolności logicznego myślenia, nie mówiąc już o wiedzy encyklopedycznej. Pewnie że można całkiem sprawnie żyć i funkcjonować nie wiedząc np., kim był Szekspir - chociaż w przypadku pani doktor anglistyki i rodowitej Brytyjki może to cokolwiek razić. Porażająca nieznajomość geografii również nie zaburza w znaczącym stopniu codziennego zycia. Zgodzę się również, że przeciętny Anglik nie musi znać jakiekolwiek języka obcego, więc nie zna. Jednak nieumiejętność liczenia w zakresie tabliczki mnożenia i pozostałych prostych działań matematycznych, niezdolność do sklecenia na piśmie paru poprawnych zdań w ojczystym języku i niezrozumienie artykułu prasowego z gazety innej niż posługujący się slangiem brukowiec jest, powiedzmy sobie szczerze bez politpoprawnej hipokryzji, upośledzeniem. Proszę się zastanowić, dlaczego w UK tak dramatycznie brakuje jakichkolwiek fachowców posiadających "twardą" wiedzę i umiejętności, od hydraulików po lekarzy? Zjednoczone Królestwo jest, wciąż jeszcze, bardzo bogatym krajem. Albion stać na sprowadzanie potrzebnych specjalistów wszelkiej maści z zagranicy i organizowani, kosztem wielkich pieniędzy i z bardzo słabym efektem, kursów "Skills for Life" ("Życiowe umiejętności") dla własnych dorosłych rodaków, które mają ich nauczyć tego, czego nie potrafiła ich nauczyć szkoła. Nie wydaje mi się jednak, żeby nas było stać na te rozwiązania, które byłyby nienuknionymi konsekwencjami obniżenia poziomu polskiego systemu edukacji, celem dostosowania jej do jedynie obecnie słusznego wzorca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Edukacja w Uk sucks
To absolutna prawda ze szkołami w Wielkiej Brytanii. Mój syn studiuje na trzecim roku na Uniwersytecie Walijskim w Aberytswyth. Na kierunku "Politycs and Intelligence Study". Ma bardzo dobre wyniki w nauce. Spędza wiele czasu w uniwersyteckiej bibliotece i ma wielu kolegów nie-Brytyjczyków. Generalnie wystrzega się pracy podczas zajęć seminaryjnych z młodymi Brytyjczykami bo: niewiele umieją, nie lubia Słowian, nie chce im się chcieć, ich poziom edukacyjny odbiega od ogólnie przyjętego poziomu polskiego, ale nie tylko polskiego, nie studiują po to, aby czegoś się nauczyć i rozwinąć, ale po to aby opóźnić wejście w dorosłość i wybawić się na całego. Zapominamy, że polskie licea, szczególnie te profilowane, mają świetne programy i wymagają od ucznia dużego wkładu pracy, co nie zdarza się w kraju brytyjskim. Młodzi Polacy widzą zalety polskiego systemu edukacyjnego w zderzeniu z systemem panującym w Wielkiej Brytanii i USA bardzo wyraźnie. Ciągle jeszcze mamy świetnie szkoły i świetną kadrę nauczycielską, o czym nasi panowie "decydenci" zapominają.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Trzeba robić nie narzekać
Jestem mgr inż. z 33 letnim stażem w przemyśle, a jednocześnie nauczycielem mianowanym. Prowadzę ( społecznie o 13 lat) dodatkowe zajęcia w liceum ogólnokształcacym ( w małym prowincjonalnym mieście powiatowym na kresach)z automatyki. Zajecia są nieobowiązkowe prowadze je w systemie akademickim, tj: bez odpytywania i klasówek (na koniec kto chce może sprawdzić swoje wiadomości pisząc test -50 pytań). Ocenę to właściwie mnie uczniowie wystawiają nogami każdego tygodnia. Program zajęć obejmuje teoretyczne podstawy tej obecnie najważniejszej dziedziny techniki, pchającej postęp cywilizacyjny na świecie do przodu. Mam na co dzień dowody na wspaniałe możliwości naszych uczniów. Bez problemów przechodzą przez takie tematy, jak na przykład: "Transmitancja operatorowa obiektu", "Charakterystyki częstotliwościowe i czasowe", "Właściwości dynamiczne regulatorów PID", "Ograniczenia regulacji analogowej"i tak dalej i tak dalej... Największą satysfakcją jest dla mnie, gdy dzwoną ze studiów politechnicznych, mówiąc jak na luzie siedzą na wykładach, a ich koledzy z Rejtana i Batorego w Warszawie słuchają wykładu z obłędem w oczach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jestem gość i rządzę
Poziom w polskiej szkole konsekwentnie się obniża. Świadczy o tym wprowadzenie zajęć wyrównawczych z matematyki dla studentów I roku PG. Jeszcze kilka lat temu studenci jakoś sobie radzili bez tego, a teraz jak widać już nie. Nie wiem jak wygląda edukacja w Wielkiej Brytanii, ale z powyższych wypowiedzi wynika, że tam poziom jest dużo niższy. Z drugiej strony, program w szkole jest przeciążony, a ludzie uczą się wielu niepotrzebnych rzeczy. W związku z tym dobrym pomysłem byłoby wprowadzenie brytyjskiego rozwiązania - każdy uczeń wybiera sobie przedmioty, które go interesują. Lecz w przeciwieństwie do tego co jest w Anglii powinny być one prowadzone na możliwie jak najwyższym poziomie. Do matury z fizyki przygotowywałem się ze starego podręcznika (rok wydania 1981), okazuje się wtedy na porządku dziennym było obliczanie drogi czy pracy za pomocą całki. Również na lekcjach matematyki w mojej szkole również liczyliśmy całki i rozwiązywaliśmy równania różniczkowe (wtedy był to już ewenement). Na dzień dzisiejszy jest to nie do pomyślenia aby robić takie rzeczy w szkole. Wniosek z tego jest taki, że utrzymanie wysokiego poziomu jest możliwe przy chęci uczniów i nauczycieli. Lecz czy jest prawdopodobne aby (powiedzmy) przyszli historycy mieli chęć uczyć się rachunku różniczkowego w szkole? Raczej nie! Dlatego odpowiednie "profilowanie" zdaje się być bardzo dobrym rozwiązaniem - każdy uczy się tego czego chce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Brytyjczycy nie chcą
pracować jako nauczyciele nie z powodu niskich zarobków, lecz z wrodzonego lenistwa i z braku odpowiedniego wykształcenia. Aby być belfrem podobnie jak u nas należy skończyć studia i później jest oczywiście cała ścieżka kariery zawodowej i związane z tym profity. Jeśli chodzi o zarobki są dobre. Ja jako nauczyciel z 16 letnim stażem (uznano mi lata pracy w Polsce) zarabiam ok Ł44000 rocznie. Zapewniam, to nie jest mało jak na tutejsze warunki. Komfort pracy też jest dużo lepszy, nie muszę sama zabiegać o pomoce naukowe, czy choćby prozaiczny papier do ksero. Zgodzę się na natomiast z autorem artukułu co do poziomu nauczania. To czego się uczy tutaj na A - level nasze dzieciaki mają częst gęsto w gimnazjum. No i angielski młodych ludzi - zgroza. Pomijam ubożuchne słownictwo, ale oni mówią niegramatycznie, mają problemy z czytaniem. Mój syn chodzi tu do collegu i to on ze swojej grupy najlepiej czyta i pisze , chociaż angielskiego uczył się w Polsce. Początkowo miał oczywiście problemy z mówieniem i rozumieniem Anglików, ale to normalne. Mam porównanie szkoły polskiej i angielskiej. Mogę tylko powiedzieć, że gdyby dało się połączyć polską szkołę z angielskimi nakładami finansowymi na oświatę i pensjami pedagogów, nikt nie chciałby się uczyć na wyspach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Brytyjczycy jadą na opinii
z XIX wieku. Kiedyś wymiatali, a teraz są kretami :P Każda najlepsza uczelnia Brytyjska i inna z zachodniej Europy jest na poziomie kiepskiego gimnazjum i/lub szkoły średniej w Polsce czy Japonii. Kiedyś Brytyjczycy miel świetne szkoły takie jak Oxford (mój kumpel tam studiuje 3 rok) ale wpadli na pomysł stawiania na rozwijanie inteligencji wśród uczniów i studentów, a nie zmuszanie ludzi do kucia na pamięć. Na pierwszy rzut oka wydaje się to świetnym pomysłem... przez takie reklamowanie zmiany szkolnictwa w UK mój znajomy zakuwał do matury międzynarodowej przez 2 lata żeby tam studiować. Jak się przekonał coś im nie wyszło. Oczywiście nie zrezygnował. Oxford do którego się dostał (znakował do matury 24 h/dobę) skończył nie otwierając książki ponieważ większość czego go uczą w Oxfordzie miał w GIMNAZJUM i trochę w liceum ogólnokształcącym... nie chciał wtedy studiować w Polsce... mógł się zacząć uczyć japońskiego....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Australijczycy to samo
1. Jestem nauczycielem - wychowanym od dziecka (10-go roku zycia) i wyksztalconym w Australii (ukonczylem studia podyplomowe naukowe i pedagogiczne na Uniwersytecie Adelaidzkim w Poludniowej Australii). W Polsce spedzilem pierwsze dwa lata mojej edukacji, a kolejne dwa "leniuchowalem" w obozie dla uciekinierow we Wloszech (1979/80). Matka mnie nie uczyla w domu (telefonistka z zawodu), ojciec zostal w Polsce. 2. Pracowalem jako nauczyciel w Anglii (2004) i oczywiscie Australii (w prwywatnych i rzadowych szkolach). 3. W kwietniu b.r. odwiedzilem Polska "WIEJSKA" szkole w Lukcie (warminsko-mazurskie). Moja kwalifikowana opinia o zachodnim systemie edukacyjnym: Absolwenci Angielkich szkol nie potrafiliby sie splukac toaleta, gdyby nie byly zainstalowane automatyczne kible, a nasi Australijscy bardziej do przodu nie sa. (Matematyka 2-giej klasy podstawowej w Polsce wystarczyla dla mnie do 10-tej klasy w Australii!!!). Inne przedmioty praktycznie uczylem sie sam (dzieki Polskich poczatkow). Duzo bym mogl powiedziec na ten temat, ale tylko podam kilka przykladow: A. Na pytanie: "Jak dluga jest metrowa linijka?", nie mialem odpowiedzi. Trzymalem drewniana metrowa linijke w rece. Klasa 9-ta, wiek uczni 14-to latki. (Australia 2005) B. W piatkowej, ostatniej dnia, lekcji: "Co ty robisz?"; "Przebieram sie."; "Dlaczego tu na lekcji?"; "Bo ide na randke"; "Ale to nie przyzwoite"; "Ja majtek nie zdejmuje! Tylko zmieniam spodniczke i bluzke." Klasa 10-ta, 15-letnia uczennica. (Anglia 2004) C. "Po to aby ten eksperyment (badanie energii kinetycznej spadajacej kuli) wykonac poprawnie nalezy upewnic sie, aby przyciag ziemii sie nie zmienil". 18-latka w klasie, ktora prowadzilem, na pierwszym roku fizyki (Uniwersytecik!!! Australia, 1998). D. "W tym roku sa obowiazkowe klasy poprawnego pisania, dla wszystkich studentow na drugim (!!!) roku Architektury". (Uniwersytet. Australia 2007) E. "Absolwent szkoly sredniej nie umie pisac!!!" (The Advertiser, Poludniowa Australia, 2006) F. Uczen co "odpadl" ze szkoly sredniej w Hong Kongu w mojej klasie matematyki (klasa przed-maturalna!) usypial z nudow. Piecdziesiecio minutowa klasowke zrobil w piec minut, a jedyne bledy mial z pospiechu!!! Poziom coraz bardziej sie obniza - napisalby ksiazke (i niektorzy wlasnie to robia!) My, jako nauczyciele szkol srednich - zalamujemy rece. Musimy wciaz obnizac poziom, aby dopasowac uczni ktorych nam dostarczaja szkoly podstawowe, "... bo to jest zle psychicznie dla dziecka stresowac je egzaminami.". Oczywiscie, egzaminy sa, ale - zdal czy niezdal - przechodzi sie do nastepnej klasy, do stopnia ze od kilku lat jestesmy zmuszeni obnizac poziom maturalny! Chlopak z artykulu wypowiedzial sie ze "czyta gazety". Domyslam sie ze Polskie, bo ja dla swoich maturzystow (fizyka, informatyka i matematyka) odradzam czytac nasze Australijskie, aby sie nie uczyli blednej ortografii (i gramatyki!). Pisownia typu "... oskarzony pobil swoja zone z ktora mial szesc dzieci za pomoca sznurka...", jest w nadmiar typowa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×