Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Buggie

rodzina przeciw.... co i jak robić....

Polecane posty

czy ktoś znalazł się w podobnej sytuacji albo potrafi doradzić czy coś... Sytuacja: zerwał ze mną chłopak jakiś czas temu ( po ponad 3latach związku).. pominę fakt ze w bardzo nie przyjemnym i ciężkim momencie mojego życia. już mniejsza też o to co było przyczyną albo co potem wyszło na jaw.... dwa miesiące później postanowiliśmy spróbować znowu jako ze czuliśmy ze jednak miłość odżywa.... podchodzę do tego związku już inaczej przez pryzmat przeszłości... istnieje jednak problem.... rodzice po tym jak zerwał i w jaki sposób nie znoszą go ani nie toleruja... uważają za głupotę to ze jesteśmy razem... itp itd.. jeśli zrobię według nich czyli zerwę zrobię przeciw sobie... jeśli zostane z nim a nie bede miałą chociaż minimalnej aprobaty z ich strony też zrobię przeciw sobie... czuję się przez to rozbita... między młotem a kowadłem....robię niektóre rzeczy jak nie prawdziwa ja... niby nic ale wpływa to na mój ogólny stan psychiczno fizyczny.... nastrój wygląd... - wiadomo nie ma spokoju wewnątrz widać to na zewnątrz... oni myślą ze to jak wyglądam itp to wpływ tego chłopaka.... jednak nie.. ja czuję ze byłabym w stanie się \"odbić\" czuć lepiej i być zupełnie sobą ale przez to nie potrafię... nawet brat się dołączył ze powinnam to zakończyć najlepiej teraz po przyjacielsku, a skoro go tak lubię to się przyjaźnić itd brat nic generalnie za dużo do niego nie ma ale zeby nie był jego szwagrem ani chłopakiem jego siostry...ze nie bedzie nigdy członkiem rodziny choć ja narazie aż tak w przyszłość nie wybiegam.... żebym nie rozciągała tego w czasie itd itp etc... a jak nie, to on załątwi to w paskudny sposób ze wtedy to się poleją łzy... czuje się przez to tragicznie... gubię się jeszcze bardziej... bycie z nim mi odpowiada i chce tego ale nie chce takich waśni z rodziną... wiem ze się o mnie martwią itd ze chca dla mnie jak najlepiej... ale ja tez chce sama podemować decyzje... przemyśleć ich słowa i sama wysnuć wnioski.. może i takie ze na pierwszy rzut oka dobre dla mnie apotem wyjdzie ze jednak złę ale chce sama do tego dojść... sama się ocknąć... nie wiem czy jestem naiwna i ze teraz bedzie z tym chłopakiem wszystko jak najlepiej... i faktycznie zaślepiona a oni mają rację... ale jak mówiłam tez na poczatku, za bardzo jednąalboi w drugą stronę powoduję ze i tak sama bede czuć się źle... jestem gotowa podjąć się bardziej swego zdania a najwyżej potem sama walnąć tyłkiem o glebę, przyjść do rodziców i powiedzieć - mieliście rację faktycznie wysoko i bolało jak chciałam zejść... mam nawet odczucie ze jak by to było bardziej po mojej myśli i uspokoiłabym się wewnętrznie poukładałą w glowie to z pewnością będąc tą \"sobą\" to łatwiej sama do czegoś dojdę uświadomie sobie... a tak to nie wiem czy nawet nie mam wrażenia ze chce zrobić to nie tylko dlatego ze chce ale dodatkowo zeby zrobić na złość, udowodnić ze się mylą... do tego dochodzi takim mały fakt ze w sześć osób chcemy wynająć mieszkanie (praktycznie już wynajęliśmy w tym ja i ten chłopak) rodzice są negatywnie do tego nastawieni.. ale chyba dlatego ze oni myślą ze chce wynajmować ze względu na tego chłopaka... ze bede z nim mieszkać i pakować się w niewiadomo jakie związki...a mi chodzi po prostu o spróbowanie mieszkania poza swoim domem.. na własna rękę.... ech....... wiem co prawda ze ten człowiek zrobił mi krzywdę (nie przedstawiam okoliczności rozstania) i rodziców to najbardziej boli... ale skoro to się tyczy mnie i nie wypominam tego chłopakowi i potrafię z nim być...wiem ze może jestem ślepa i oni z boku widzą lepiej... choć zastanawiam się czy niektóre rzeczy tylko wyglądają z boku na takie a w rzeczywistości jest inaczej. Ale nie wiem jak im przemówić ze rozumiem sie troszczą ale i tak zrobię jak bede chciala. Pewnie się powtarzam ale to ich podejście \"burzy moją psychikę\" przez co prędzej zacznę robić im na złość niż sama racjonalnie myśleć... Po \"rozmowie\" z nimi jestem nie w sosie, przez co czasem pogarszam stosunki ze znajomymi apotem to odreagowywuje w domu i takie błędne koło. Jak wróci moja równowaga to równie dobrze za jakiś czas sama dam kopa temu chłopakowi ale chce sama do tego dojść. Przepraszam już plącze w koło macieju... Wiem ze to moje życie ale jednak rodzice są jego częścią i nie chce psuć na lata kontakty ze nie bedziemy się widzieć albo tylko wtedy gdy przyjde sama... Najbardziej \"boję się\" brata. Jeśli powiedział ze jak nie ja to on to załatwi. (coś tam typu będzie połamany chodził, inaczej mu się wytłumaczy itp). Obawiam się ze nie jest to gadanie, mające na celu sprowokowanie zebym sama to zrobiła i jak najszybciej... Mamy z bratem działkę na spółkę i on też na ten temat ze nie wyobraża sobie ze ja gdzieś zwieję a Jego na podwórku też nie chce widzieć (albo widywać w przyszłości jak uda nam się wreszcie wybudować..) nie mówiąc już o wspólnej wigilii, ze robię im przykrość - ludziom którzy mnie kochają. ze powinnam się zastanowić na kim mi bardziej zależy na kochającej rodzinie czy na tym \"&%($&#\". Zeby skończyć to jak najszybciej (związek nie znajomość) bo nie daj Boże jeszcze z czasem trafi się bachor to wtedy już nic nie da się zrobić itp itd etc......:( Rozkładam ręce... Czuję się jak w podrzędnej telenoweli tylko ze scenarzysta nie wie co pisać... A no i nie użyłabym słowa wyprowadzam tylko chce pomieszkać gdzie indziej (pomijając fakt ze to jest maks 20minut na piechotę od miejsca gdzie teraz mieszkam...:/) jeszcze przyczepiają się ze jestem w koncu inteligentą osobą itp a przy nim staję się zamulasta gorzej wyglądam itp ze mogę mieć naprawdę wartościowego chlopaka... lepszą robotę ... a może jednak za nisko się cenię? po prostu nie masz tego co lubisz lubisz to co masz...? no i już no comment bo mi siły to wszystko odbierać...(no i właśnie czuję się coraz gorzej przez tą całą sytuację która coraz bardziej rośnie a oni myślą ze mój stan to Jego wina....); ( [psychologa.....] no i w ogóle już nawet nie wiem jak opisać co czuję jak to widzę... już zabrakło mi słów....porażka...; <

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cokolwiek.... niby wiem co robić ale czuję sie jak w jakiejs panice... czy coś... a mam chyba za mało "podpowiedzi" czy coś zeby obmyśleć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
powiem Ci tyle. miałam dokładnie tak samo. też pozwoliłam tamtemu wrócic. i wiesz co? rodzina - i wszyscy inni - mieli rację. z boku czasem lepiej widac. sprobuj sama sie przyjrzec z boku tej sytuacji. wyobraz sobie ze to spotkało Twoja przyjaciółkę czy siostrę. jakie dajesz temu szanse?...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolejna ktora błędnie
interpretuje "dwa razy do tej samej rzeki sie nie wchodzi...".😴

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
kolejna która błędnie interpretuje \"dwa razy...\" chodzi o mnie? a jeśli czuj e ze chce? ponad to nie wchodzę do tej SAMEJ rzeki bo inaczej to wszystko wygląda... jestesmy dwiema osobami po przejściach i inaczej patrzymy na ten związek. nie jest tak jakbyśmy wrócili i kontynuowali to co było....poza tym jak pisalam... nawet jeśli to skończyć to chce z własnej inicjatywy a nie czyjejś... a przez tę sytuację nie jestem w stanie racjonalnie mysleć póki nie bede spokojna wewnętrznie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
.w.w.w.w. - przyjaciółce powiedziałabym zeby zrobić to co sama myśli biorąc też pod uwagę opinie innych a nie dawała się sterować ... jeśli nie spróbuje nie bedzie wiedziała...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość diidii6
oj kurde tyle napisalas ze az sie czytac nie chce

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ty wiesz najlepiej
to w koncu twoje życie. napisza ci, zebys dala sobie spokoj to tak zrobisz? to w koncu ty bylas z tym facetem, ty go najlepiej znasz a nie my.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myślę, że nie piszesz o okolicznościach rozstania, bo sama wiesz, jakbyśmy to ocenili. Rodzice i brat musieli mieć jakiś poważny powód, żeby tak znienawidzić przyszłego zięcia. I myślę, że Twój chłopak to kawał chuja, a Ty jesteś głupia i chcesz oberwać jeszcze raz. No cóż, jak się ma miękkie serce, to jaką trzeba mieć dupę?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
he he he ekhm... a jakbym wcale nie powiedziała ze żeśmy się rozstali i napisała tylko o tym ze rodzce nie znoszą mojego chłopaka? też miękka d**a?....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koooolll
wiesz najlepiej... spróbuj... z pewnościa oboje trochę zmądrzeliście i wiele rzeczy możęcie zmienic, naprawić ,....jesli bedzie ci z nim dobrze a moze nawet lepiej niż przez zerwaniem to to chyba najważniejsze... rodzina poiwnna podpowiadać, wspierać kiedy potrzebujesz, radzić kiedy prosisz a nie rządzić i ustawiać twoje życie... będzie gorzej? zerwiesz i spokój... a nie bedziesz gdybąc - kocham go nadal pomimo 50ciu innych facetów, co by było jakbym spróbowała.. a tak albo sie uda albo nara i nie bedzie gdybania i wzdychania...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dzięki ze ktoś wreszcie odpowiedział... narazie próbuje, jest dobrze, jestem z nim a kontaktów rodziną nie psuje... przecież on nie musi siedzieć im na głowie ani ja nie musze go na siłę sprowadzać do domu i kazać rodzinie z nim mieszkać... jesli ja bede szcześliwa muszą to uszanować..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość adgfha
rób co chcesz. nie byłam w takiej sytuacji to ci nie powiem i nie chce dokładnie doradzić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×