Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość bgirlaaa

List do Ciebie.

Polecane posty

Gość bgirlaaa

Grzesiu, Poznaliśmy się w nietypowy sposób, około 2 i pół roku temu. Początkowo dziwnie nam się rozmawiało, zachowywaliśmy duży dystans. Nie traktowałam naszej znajomości jako coś, co mogłoby się rozwinąć na powazniej. Nie podejrzewałam, że z czasem obudzą się moje uczucia do Ciebie. Pisaliśmy ze sobą o sprawach ważnych i mniej ważnych. Coś zaczęło się między nami rodzić. Baliśmy się tego oboje. Z czasem zaczęliśmy rozmawiać przez telefon, na początku raz na kilka dni, potem codziennie, codziennie po kilka razy. Byłeś facetem, którego zawsze chciałam mieć, o którym zawsze marzyłam, choć zdawałam sobie sprawę, że jesteś daleko ode mnie. Bałam się tej relacji. Kilka razy chciałam zrezygnować, aby uniknąć mojego cierpienia. Jestem osobą nadwrażliwą. Czasami jedno słowo potrafi mnie bardzo zaboleć. Często reaguję spontanicznie, poddaje się emocjom które siedzą we mnie. Wiele rzeczy i spraw wyolbrzymiam. Za dużo analizuję. Nie zapomnę, jak mówiłeś mi że to nabierze kolorów, że się zobaczymy. Nie zapomnę, gdy opowiadałeś mi o Rzymie, mówiłeś w które miejsca mnie zabierzesz. Wtedy w to nie wierzyłam, ale to było dla mnie miłe, bardzo wzruszające. Mówi się, że nie można kogoś pokochać przez telefon. Moje uczucia w wielkim strachu zaczęły się budzić. Powiedziałeś mi, że jesteś pewien, że kiedyś mi to powiesz. Potem, gdy zasypialiśmy z telefonem, mówiłeś: „Ty wiesz”. Wiedziałam. Kiedyś odebrałeś telefon powiedziałeś :”Kocham Cię” i rozłączyłeś się. Zanim się spotkaliśmy minęło pół roku. Gdy zobaczylam Cię pierwszy raz na lotnisku, wystraszyłam się. Ty też byłeś wystraszony. Baleś się mnie dotknąć. Nie chciałeś patrzeć mi w oczy. Powiedziałam Ci, że Cię kocham. Rozpłakałam się bo tak wiele mnie to kosztowało, potem zaczęłam się śmiać, potem znowu się rozpłakałam. Nigdy nie zapomne tego dnia, położyłeś się wtedy blisko, przytuliłeś twarz do mojej twarzy i powiedziałeś mi patrząc w oczy, że też mnie kochasz. Bylam szcześliwa. Tak naprawdę to Ty nauczyłeś mnie, co znaczy kochać, obudziłeś we mnie ciepło, pokazałeś że nie ma się czego bać. Zabrałes mnie do najpiękniejszych dla mnie miejsc na świecie, pokazałeś mi Watykan a ja klęknęłam na kolanach. Poraziło mnie piekno i atmosfera tego miejsca, chodzenie z Tobą za rękę po kretych uliczkach Rzymu. Spacerowaliśmy do rana. Szczęśliwi, zakochani, w euforii, tego co się wydarzyło. Przyjechałam wtedy na tydzień, wtedy jeszcze nie przeżywałam tak bardzo rozstania, powiedziałeś że za dwa miesiące się zobaczymy, że już mogę kupić bilet, mieliśmy lecieć do Barcelony. Gdy to piszę, ściska mnie w gardle. Moja miłosc do Ciebie była z każdym dniem wieksza. Każdego dnia inna. Wtedy zaczęlo nam się wszystko walić na głowę. Ty nie zdążyłeś na czas z pisaniem pracy licencjackiej, nie mogliśmy się zobaczyć. Płakałeś. Nie wstydziłeś się zapłakać. Nie widzieliśmy się bardzo długo, rozmawialiśmy codziennie, wspieraliśmy się, mówiliśmy że wsyztsko się ułoży, że nasza miłosć wszystko przetrzyma- odległość która nas dzieli, problemy zycia codziennego i nagle wynikające sytuacje. Dzisiaj traktuje to jako próbę. Przetrzymaliśmy burze, wiatry, sztormy. Nasz związek wytrzymał. Nasza miłość się wzmocniła. Urosła do niewyobrażalnych rozmiarów. Mówiłeś mi, że jestem kobieta Twojego zycia, że kochasz pierwszy raz w życiu. Że nie wyobrażasz sobie życia z inną kobietą. Chwaliłeś się mną dookoła. Pokazywałes wszystkim nasze zdjęcia. Byłeś dumny. W tym czasie i moje życie zmieniło się diametralnie- wyjechałam na studia zagranicę. Wspierałes mnie w tej decyzji, mówiłeś że będziemy się widywać, będziesz pomagać mi w studiach. Miałeś mieć obronę pracy w październiku, okazało się że to niemożliwe, że musisz zaliczyć do tego jeszcze jeden egzamin. Nie odzywaleś się wtedy przez trzy dni. Płakałam bardzo. Nie wiedziałam co się dzieje. Byłam tu sama, w obcym kraju, całkowicie sama. Przywieźli mnie rodzice, moja współlokatorka wyjechała. Zostalam w czterech ścianach sama. Z pustą szafą, szufladami, gołymi podłogami i żarówką na suficie. Nie miałam nawet zasłon w oknie. Usiadłam w tym wszystkim i potwornie się rozpłakałam. Tak bardzo potrzebowałam, aby ktoś przy mnie był. To był dla mnie szok. Nagle zostałam całkowicie sama. Wiedziałam, że muszę być silna. Potem wszystko wróciło do normy. Planowaliśmy spotkac się we październiku. Nie wyszlo nam. Planowaliśmy w grudniu, miałeś wtedy zdawac ten nieszczęsny egzamin z ekonomii, mówileś że jeśli Ci się uda, na pewno się spotkamy, odliczaliśmy dni, tęsknilismy nieprawdopodobnie. Nie zdaleś egzaminu. Byłeś załamany. Wspierałam Cię, mówiłam, ze następnym razem na pewno się uda. Wtedy Dino i mama zaproponowali Ci wyjazd do mnie, powiedzieli że to miała być niespodzianka, ale w takiej sytuacji, gdy niezdany egzamin nie był ewidentnie Twoją winą, kupili Ci bilet. Cieszyłam się jak dziecko, a ty jak jeszcze większe dziecko. Liczylismy godziny. Przyleciałeś. Gdy zobaczyłam Cię na lotnisku, zaczęliśmy biec w swoim kierunku, rozpłakałam się, a Ty mnie mocno przytuliłeś. Przyleciałeś na 10 dni. Piliśmy wino,bawiliśmy się do rana.Zasypiałam przy Tobie. Mowiłeś mi na dobranoc do ucha, że mnie kochasz. Ten czas był wspanialy. Gdy za dwa dni miałeś wyjechać, zauważyłam, że zaczynam Cię odsuwać od siebie, stopniowo. Może podświadomość mówiła mi już, jak bardzo będę cierpieć. Mówileś”Martus nie płacz, przecież ja tu jeszcze jestem”. Gdy zasypialiśmy odwróciłam się do ściany, nie chciałam żebyś mnie przytulał, cicho płakałam. W końcu odwróciłam się zapłakana, i przytuliłam się. Lubię gdy mnie przytulasz, bo Twoje ramiona są duże i silne, tak naprawdę tylko wtedy czuje się bezpieczna.Nie spaliśmy tej nocy, chcieliśmy się sobą nacieszyć na zapas. O 5 rano wyjechaliśmy na lotnisko, obiecałam sobie ze nie będę płakać. Nie mogłam znieść tego że jesteś za szybą i ruch Twoich ust mówił do mnie „Kocham Cię”. Odwróciłam się i wyszłam, a Ty tam stałeś. Nienawidzę tego. Rozdzierało mnie wewnętrznie. Odwróciłam się jeszcze raz, a Ty malowałeś palcem na szybie serce. Chodziłam po lotnisku jak w amoku o 6 rano. Nie wiedziałam gdzie się schować. Chcialabym przez chwilę nie istnieć. Nie czuć tego bólu. Wsiadłam do taksówki, na tylne siedzenie, rozpłakałam się. Wiedeń budził się do zycia, świtało. Patrzylam na samochody, na drogę, i wtedy dotarło do mnie że jestem sama, zdana tylko na siebie. Weszłam do pustego domu, porozwalanej pościeli, kieliszków po winie. Znalazłam Twoją bluzę w moim worku do prania, spałam z ta bluzą. Tak strasznie mi ciebie brakowało.Mówiłeś że już niedługo, że w lutym nasze urodziny, walentynki, zobaczymy się. Tak naprawdę najgorsza jest świadomość, że nie wiedziałam na jak długo Cię żegnam. Zawsze bałam się, żeby coś Ci się nie stało. Nie przeżyłabym tego. Nie potrafiłam sobie znaleźć miejsca. Nie chciałam wychodzić z domu, żeby iść tą samą drogą którą szliśmy jeszcze tak niedawno za rękę. Pojechalam do Polski. Pytałam Cię na początku lutego, czy mogę kupic bilet, ponieważ potem nie będzie to możliwe. Powiedziałeś że teraz nie możesz mi powiedzieć na sto procent. Matka miala mieć operację, miałeś kończyć pracę. Zaczęłam płakać, krzyczałeś na mnie że zawsze to samo. Że przed sylwestrem też płakałam i się zobaczyliśmy. Wyjechalam do babci. Zadzowniles i zapytales, kiedy wyjeżdżam do Wiednia i na ile moglibyśmy się zobaczyć. Byłam zdziwiona, mimo wszystko to miały być moje 20 urodziny i chciałam je spędzić z Tobą. Kupiłam bilet, wyleciałam z Wiednia, nie mogłam się już doczekać, wysłałeś smsa żebym Cie obudziła o 6 rano, byłeś zaspany, tak slodko i jeszcze we snie mówiłeś mi ze mnie kochasz, że za dwie godziny mnie zobaczysz, że Ty chcesz już, natychmiast, że nie możesz się doczekać. Lądowałam nad morzem, słońce wstawalo.Rzym jest piękny. Wziąłeś mnie na ręce, zabrałeś mnie na lotnisku na kawę. Widziałam, że trzęsą Ci się ręce. Zupelnie jak za pierwszym razem, kiedy mnie zobaczyłeś. Jechaliśmy pociagiem do domu, jechaliśmy w takiej dolnie, a na zboczach rosły drzewa oliwkowe, było bardzo słonecznie. Całowałes mnie, tuliłeś się. Byliśmy tacy szczęśliwi. Weszliśmy do domu i położyliśmy się do łóżka. Usnęliśmy. Wieczorem wypiliśmy butelke szampana, upiłam się. Zaczęły się moje urodziny. 2 minuty po dwunastej wyściskałeś mnie, wziąłes na ręce tak niefortunnie że moje nogi zahaczyly o kieliszki, które się stłukły. Śmialiśmy się i zbieraliśmy szkło. Powtarzałeś:”moja dwudziestka”. Od Twojej mamy i brata dostałam śliczny płaszczyk. W środku był list, w którym jest napisane:”Roma 19.02.09: Wszystkiego czego pragniesz, czego szukasz oraz o czym marzysz. Wielu pięknych chwil, dni, miesięcy i lat. Bukietu kwiatów co dzień, miłego słowa co chwilę oraz szczęścia przez cały czas. Życzę Ci w życiu pomyślnego toku zdarzeń, w realizacji celów wytrwałości i satysfakcji z codzienności. Ps. Martuś życie zaczyna się po dwudziestce. Grażyna. Zabrales mnie niby do sklepu po marchewki. Weszliśmy do sklepu z ubraniami, tam mnie zaprowadziłeś, żebym wybrała sobie prezent od Ciebie. Stałam w przymierzalni 2 godziny, a Ty mi podawałeś sukienki. Wybrałam jedną.Grzesiu urodziłam się 19 lutego, Ty urodziłeś się dzień po mnie- 20 lutego. Tego dnia zabrałeś mnie do parku- Villa borghese. To było około godziny 17, zachodziło słońce, było tak ciepło ze siedziałam w samej bluzce. Siedzieliśmy na naszej laweczce, tej samej, na której siedzieliśmy w czerwcu, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Stamtąd było widać cały Rzym, ludzi tłoczących się jak mrówki, kopułe bazyliki św. Piotra, i na to wszystko to zalewające wszystko słońce. To był najpiękniejszy widok w moim zyciu. Mialam łzy w oczach. Pytales czy mi się podoba. Powiedziałes mi, ze chciałbyś bardzo, żebym mieszkała tu już z Tobą. Pokazałeś mi swoja uczelnię.Powiedziałes, ze denerwuję Cię to ze wszyscy faceci się za mna oglądają. Odpowiedziałam, że powinieneś być dumny. Powiedziałeś, że Ty chcesz żeby ja była już Twoja. Wróciliśmy do domu, na kolację, Twoja mama otworzyła nam w garniturze zrobiła nam kolacje urodzinową, i wniosła tort na którym pisało:”tanti auguri”. Były dwie swieczki: 20 i 23. Dmuchaliśmy razem. Grazyna znalazła gdzieś stara kasetę magnetofonową i puścila. Nagrała cię gdy miałeś 9 miesięcy i kwiliłeś. Mówileś:”daa da” i śmiałeś się. To było cudowne. Często mi opowiadasz o tym, jakie będziemy mieć dzieci, jak będą wyglądały, jak je nazwiemy, czy po włosku, czy po polsku, jak będziemy mówić w domu, jak pomalujemy ściany, i na co będzie widok z okna. Jaką będę miala fryzure na slubie i gdzie się pobierzemy. To wzruszające dla mnie. W ostatni dzień- w sobotę, poszliśmy na most ponte milvio, to taka tradycja od 2002 roku, kiedy Ricardo Scamarcio wyreżyserował film „Io e te tre metri sopra il cielo” (Ja i Ty trzy metry nad niebem). W tym filmie glowni, zakochani w sobie bohaterowie, idą zawiesić kłodkę na moście i wyrzucają kluczyk do Tybru, jako symbol, że zawsze już będą razem. Zawiesiliśmy naszą kłódkę, na której wyskrobałeś nożem” M+G per sempre”. Ja zapięłam kłodke, ty wyrzuciłeś kluczyk i pocałowales mnie. Powiedziałes” to znaczy, ze zawsze już będziemy razem. Kocham cie.”Wrociliśmy do domu, zaczęłam pakowac swoje rzeczy. Daleś mi swoje zabawki z dzieciństwa, dwa pieski, jeden ma na imię Kot, a drugi Rex. Rano już płakałam. Nie chciałam wyjeżdżać. Chcę być z Tobą, tylko z Tobą jestem naprawde szczęśliwa, tylko z Tobą czuje się naprawdę bezpieczna. Nie chciałam myśleć o tym, ze za dwie godziny będę musiala puścić Twoją rękę. Siedzieliśmy n a ławce, smutni. Jak puszczałam Twoją rekę, strałeś się mnie jeszcze złapać za palce. Nie chciałeś mnie puścić. Miałeś łzy w oczach. Lot trwal godzinę 40 minut. Jestem w Wiedniu. Znowu jestem sama. Od trzech dni prawie nic nie jem. Miałam dwa egzaminy, nie zapytałes jak mi poszło. Dopiero gdy zadzwoniłam. Teraz siedzę w swoich czterech ścianach, już nie białych, szafa już nie jest pusta i szuflady też nie. W oknach wiszą zasłony, ale ja i tak odczuwam samotność. Nie zrobisz mi rano kawy, i nie włożysz czapki na głowę, kiedy jest zimno. Telefon jest zimny, nie mam do kogo się przytulić. Może Ty też cierpisz, tylko nie mówisz o tym. Nie wiem. Być może, są sprawy o których nie wiem. Być może, nie rozumiesz tego że jestem tu sama i jak ja się czuję. Może nie zdajesz sobie sprawy, jak mi czasami ciężko. Twoja matka twierdzi, że jesteś inny na co dzień. A ja się zastanawiam, czy to przypadkiem oni się nie mylą. I to oni Ciebie nie znają. Być może tylko przy mnie jesteś sobą. Otwierasz się, ufasz mi, że Cię nie skrzywdzę tak jak Twoja matka. Być może spotykasz się tam z kimś. Być może nie chcesz rozmawiać ze mną bo wtedy bardziej cierpisz. Być może… Być może nie jestem dla ciebie tak ważna. Twoja matka mówi, że nie wie dlaczego ja Ciebie kocham. Ktoś kiedys powiedział, że kocha się drugą osobę naprawdę wtedy, gdy nie wie się dlaczego. Kocham Cię za Twoje wnętrze. Chociaż je ukrywasz przed światem. Kocham Cię za Twoje dobre serce. Za to, że potrafisz dojrzeć ptaka, który śpiewa, a ja tego nie potrafię. Za to, że jak mnie boli brzuch panikujesz, caly się trzęsiesz bo nie wiesz co mi jest. Dlaczego nie potrafisz być taki dla mnie, gdy jestem tutaj.Wolisz nie mysleć o tym ze cierpie, nie słuchać? Co znaczy dla Ciebie słowo:kocham? Jeśli dasz mi siłę na odległość, pokażesz mi że jesteś silny, że się trzymasz, ja zrobie się silna. Pójde przez te studia jak burza, nauczę się wloskiego i będziemy razem. Ale czy Ty tego chcesz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×