Gość Akkacja Napisano Marzec 4, 2009 Karaluchy... Przz pierwszy rok nie miałam w mieszkaniu problemów, potem zaczęło się... wpadłam w taka paranoję, że chciałam się rzucić pod pociag dosłownie. Mam do tego owadofobię, więc sam ich widok wprowadzał mnie w stan przedzawałowy. W tym pierwszym mieszkaniu miałam je z przerwami przez rok, mialam świetny preparat, który wybijal je na 3 miesiące. Po 3 trzeba bylo znowu aplikować, ale było ich coraz mniej, trafiały sie już pojedyncze okazy. Niestety to byla malutka kawalerka z kacikiem kuchennym, więc nie było gdzie sie schować, łaziły po ścianach, szeleściły w nocy, tragedia. Nie mogłam spac po nocach, zaczynałam wpadać w depresję, ciągle byłam zmęczona. Reklamówka zaszeleściła, a mnie sie wydawało, że to karaluchy... Przeprowadziłam się, pierwsze co zobaczyłam w 1 dniu po podpisaniu umowy to dwa ogromniaste karaluchy spacerujące po ścianie w biały dzień. Wyłaziły spos sufitu, z rur, jednego znalazłam nawet w LODÓWCE! Wykładalam płytki, lepy (każdy po nocy był pełen ok 50 karaluchów róznej maści i wielkości), przez miesiąc do dezynsekcji mieszkalam i znajomych, a rzeczy miałam popakowane w workach. Po miesiacu jednak postanowiłam dac sobie spokój z tym na dobre, wrócilam do kraju i mam spokój, już żaden Arab przynszący meble ze śmetnika nie bedzie mi sprowadzal takich "sublokatorów". Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach