Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Sangvilla

Zawsze coś musi być źle...

Polecane posty

Gość Sangvilla

Witajcie! Założyłam ten temat, bo czuję się jak kompletna idiotka i szukam gorączkowo kogoś, kto mnie jakoś podniesie na duchu, a nie chcę o tym mówić swoim znajomym. Poza tym oni nie potrafiliby być obiektywni. Sprawa wygląda tak, że od 1,5 roku jestem ze swoim chłopakiem (wcześniej przyjaźniliśmy się dość długo). Ostatnio zaczęło się psuć między nami. Non stop się kłócimy, wiecznie coś nie tak mimo, że nasze poglądy są zwykle bardzo podobne. Kłócimy się po prostu o bzdury. Wygląda na to, że nie możemy ze sobą wytrzymać zbyt długo (mieszkałam u niego przez miesiąc). Niedawno postanowiliśmy, że zerwiemy ze sobą, ale i tak nadal to się ciągnie... Z jednej strony mamy siebie dość, a z drugiej nie możemy żyć bez siebie. Być może jestem nieogarnięta, ale w takich chwilach zwykle szukam jakiejś bratniej duszy. Pół roku temu poznałam pewnego chłopaka (jesteśmy na jednej uczelni), który wydawał mi się interesującą osobą, ale nie patrzyłam na niego w TAKI sposób. Za to teraz po prostu mam ciarki na plechach na jego widok. Jak go widzę, motyle fruwają mi w brzuchu, odbiera mi mowę i po prostu nie wiem, jak się zachować (wcześniej go olewałam - jak do mnie pisał maila itd. to nawet nie odpisywałam). Problem polega na tym, że za każdym razem, gdy np. pójdziemy na colę czy coś w tym rodzaju, to musi wyjść jakiś przypał. Albo coś zgubię albo mam brudną twarz albo inne gorsze rzeczy, o których nawet nie będę pisać, bo boję się, że tu zajrzy a to są tak charakterystyczne rzeczy, że na pewno by się domyślił, kto to pisze. Dostałam już jakiejś paranoi na tym punkcie. Po prostu boję się, że znowu zrobię coś źle i wychodzi znowu tragedia. Mam wrażenie, że następnym razem, gdy się spotkamy, to spadnie na mnie fortepian albo wpadnę do studzienki kanalizacyjnej. :/ A co gorsza - paranoja sięga już do tego stopnia, że myślę, że to wszystko przez to, że mój chłopak nie wie, jak mi odbiło na punkcie tego kolesia. Tzn. mówię mu, że się spotykamy, ale że tylko na stopie przyjacielskiej, jako kumple ze studiów. Czuję się, jakby mnie los pokarał za to wszystko. Za to, że nie umiem się zdecydować. Może ja się po prostu boję, że zostanę w końcu sama, bo pewnie koleś za każdą taką krzywa opcją zniechęca się do mnie (wyobraźcie sobie, że wchodzicie z fajnym chłopakiem do kawiarni i pękają Wam spodnie na tyłku - to coś w tym rodzaju). Jest dla mnie miły, czasem zachowuje się w dwuznaczny sposób, a ja jestem wtedy spłoszona. A czasami jest taki zimny i obojętny. Non stop o nim myślę. Czuję się jak jakaś dziewczynka, która po raz pierwszy się zauroczyła. Najlepsze jest w ogóle to, że koleś jest ode mnie młodszy... Nie wiem, czy mam przestać się z nim spotykać/rozmawiać (choć tak naprawdę to jest to niemożliwe ze względu na studia). Z drugiej strony i tak podświadomie dążę do kontaktu z nim w jakiejkolwiek formie. Chciałabym to jakoś poukładać, ale już mam taki mętlik w głowie, że nie wiem od czego zacząć. Mam wrażenie, że czegokolwiek się nie dotknę to znów zrobię z siebie kretynkę... P.S. To nie jest mój prawdziwy mail, ale jakiś musaiłam wpisać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×