Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Amiel

Pogubiłam się w życiu

Polecane posty

Gość Amiel
Dzisiaj mam wyjątkowo paskudny nastrój... Wszystkie wcześniejsze postanowienia odfrunęły w niebyt. Jedyne o czym myślę to odezwać się do niego, nawiązać znowu kontakt, napisać cokolwiek...Ta tęsknota mnie już rozsadza od środka. Niech ktoś mi zwiąże ręcę :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie rób tego. To bez sensu, pogubisz się jeszcze bardziej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubionaW zyciu
Tęsknota jest straszna....Wiem, że wtedy ciężko wytrzymać. Albo to przeczekasz albo odezwij się do niego, jeżeli nie wytzrymujesz..Może warto porozmawiać... I daj sobie trochę czasu, wyciszenia na przemyślenie tego wszystkiego na spokojnie.. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Amiel
zagubionaW zyciu - no jeszcze nie jest chyba aż tak źle, ale nie dopuść żeby z Twoim życiem stało się to, co z moim. Może na jakiś czas zajmij sie tylko sobą, spotykaj ze znajomymi i wtedy zobacz jaka będzie reakcja? Skoro się kochacie i jesteś pewna swoich uczuć to wciąż macie duże szanse :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubionaW zyciu
Tak, wiem...czasem jak się człowiek za bardzo stara, to jego wysiłki nie zostają docenione..prawda? Ale ciężko jest, bo tak jak Ty tęsknię i przeżywam samotność. Są chwile, kiedy mam ochotę ryczeć, załamuję się, nie śpię....a czasem są chwile nadziei i ocknięcia, kiedy myślę - "jestem ok, starałam się.. Mam też swoje życie i nie mogę uzależniać wszystkiego od jednej osoby". szkoda, ze przeważnie dominuje smutek i dół. Jakoś damy radę...U Ciebie też jest nadzieja :) Ułoży się i będzie dobrze..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Amiel
zagubionaW zyciu - może zacznij więcej przebywać poza domem, zrób coś tylko dla siebie, to co lubisz, co sprawia Ci frajdę. Niech on zobaczy, że bez niego też jest Ci dobrze i zobaczysz jak zareaguje... pikok - nie wytrzymałam, wybrałam połowiczne rozwiązanie napisałam mu, że tęsknie i żeby nie odpisywał bo wcale tego nie chce, ale chciałam żeby wiedział, że to nie jest tak że ta sytuacja na mnie nie wpływa, że ktoś kto w jakiś tam sposób stał mi się tak bardzo bliski, nawet jako przyjaciel może sobie o tak po prostu stwierdzić że zrywa kontakt bo nie mogę mu dać tego czego chce, bo ja też mam uczucia, które znowu ktoś zranił :( Musiałam mu to jedno słowo napisać :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
\"Życzę Ci abyś mógł przeżyć w pełni swój smutek. I nie powinieneś starać się go ukryć. Cierpienia nie da się pogrzebać - z nim musimy sie uporać. Tak jak z pnia drzewa, cios za ciosem, rzeźbi się ławę, tak i my musimy każdą stratę mozolnie \"przepracować\". Dzięki temu uzyskamy \"strukturę\", która będzie mogła stać się w przyszłości fundamentem naszego poczucia bezpieczeństwa, podstawą naszej miłości. \"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Kobietki! Przeczytalam cala Wasza rozmowe, staralam sie mozliwie szczegolowo, ale troche tego juz popilsalyscie :) Amiel - poczatkowo odnioslam wrazenie, ze straszliwie sie pogubilas w zyciu juz dawno temu, nie umiesz i chyba nie chcesz tez odnalezc drogi powrotnej. Czytalam dalej Twoje posty i zaczelam podejrzewac ze nie tyle co sie pogubilas a raczej nie jestes szczera sama ze soba. Bo szczerosc wymaga odwagi i determinacji, a Ty jeszcze nie jestes chyba gotowa. Znalazlas na forum wsparcie i bardzo dobrze, bo na takich zakretach zyciowych na jakich sie znalazlas, madre slowa i troche ciepla wiele daje. Ja natomiast dodam od siebie troche mniej milych opinii - jednak zaznaczam od razu: nie jest moim celem zlosliwosc czy tez upokorzenie Ciebie, a jedynie sprowokowanie do postawienia sobie pytan i udzielenia na nie wlasciwych=szczerych odpowiedzi. Amiel - czy nie jest tak, ze wolisz zeby to inni ludzie lub splot okolicznosci rozwiazal Twoje problemy? Czy nie jest tak, ze wolalabys zeby sytuacja \"sama\" sie rozwiazala i w sumie nie ma to wiekszego znaczenia, w ktora strone? Bo ja odnosze wrazenie ze tak wlasnie jest. Ze nie podejmujesz decyzji, bo wygodniej jest postrzegac sama siebie jako ta zagubiona, mala dziewczynke, ktora do szczescia potrzebuje milosci tak bardzo jak powietrza ... Ja zgadzam sie z wiekszoscia wypowiedzi wyzej - musisz zaczac zyc i dzialac, musisz nauczyc sie podejmowac swiadome, przemyslane i trudne decyzje, nie tylko plynac z pradem. Na razie tkwisz w przedziwnym zawieszeniu, miedzy jakims wymyslonym, odrealnionym swiatem gdzie wszytko idzie po Twojej mysli, a okrutna rzeczywistoscia w ktorej sie znajdujesz. Przyzwyczailas sie ze w zyciu decyzje podejmuje za Ciebie ktos inny, a Ty pozwalasz sobie na \"flow\". Taki model fajnie sie sprawdza, ale gdy wszystko idzie zgodnie z planem. Maz nie jest idealny ... nigdy nie bedzie, nikt nie bedzie. Przyjaciel o ktorym piszesz rowniez. Jego traktowalas jako odskocznie od malzenstwa i zycia, on dla wlasnego zdrowia psychicznego wycofal sie (bardzo madrze zreszta). Obecnie wyplakujesz po katach rzekome niespelnione uczucie do przyjaciela ktory odszedl i nie wroci. A moim zdaniem: nie kochasz go, nie kochalas, nie bylas zakochana i nie jestes teraz. Potrzebowalas go i nadal potrzebujesz, ale nie myl \"gwiazd na niebie z ich odbiciem w jeziorze\" (czy jak to tam bylo):) A co do meza i utrzymania zwiazku: co powinnas zrobic, nie powiem bo nie wiem. Piszesz, ze nie mozesz znalezc powodu dla ktorego odejsc. ehhh ... a czy to samo w sobie nie jest juz powodem? ze szukasz, ze chcesz sie do czegos koniecznie przyczepic zeby nie wyjsc na \"ta zla, ta gorsza\"? moim zdaniem wystarczajacym powodem do rozstania jest juz to ze juz nie kochasz meza. Kobietko, masz do tego prawo, nie zmuszaj sie wiec do niczego. Bo jeszcze bardziej unieszczesliwisz i siebie (zyjac w coraz wiekszym poczuciu winy) i jego (wierz mi kazdy wyczuje predzej czy pozniej brak milosci). moze wiec lepiej bedzie jak odejdziesz. A moze faktycznie warto przeczekac, moze to chwilowe slaboscie i watpliwosci - przeciez one zdarzaja sie kazdemu. Ale na te pytania sama musisz odnalezc odpowiedzi. I nie boj sie ich, jakie by nie byly, beda tylko i wylacznie Twoje, a nie ludzi z Toba zwiazanych. Wiecej wiary w siebie i w to, ze sama potrafisz decydowac i to dobrze decydowac! Ja w to wierze, uwierz wiec i Ty! powodzenia Amiel !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zagubionaW zyciu - malo na razie napisalas o Was i sobie samej, ale chcialam zapytac: czy Ty o tym wszystkim co napisalas na forum rozmawialas juz ze swoim partnerem? Czy powiedzialas mu co Cie boli, uwiera, o swoich marzeniach i oczekiwaniach? Jezeli nie, moim zdaniem po pierwsze wiec powinnas z nim porozmawiac. A jezeli tak, to co on na to powiedzial, czy zbagatelizowal, czy przemyslal, czy moze sie wycofal? jest mi przykro gdy czytam Twoja wypowiedz, a to dlatego ze mniej wiecej wiem co czujesz. moj zwiazek wygladal kiedys dosc podobnie (a przynajmniej tak mi wydaje czytajac Twoj post). nie ukrywam ze wiele nas kosztowalo wyjscie na prosta, ale wierz mi, ze warto bylo :) i Ciebie pozdrawiam serdecznie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubionaW zyciu
Lucy :) Wiesz...rozmawiałam..tak w ogóle to najpierw on bagatelizował te moje smutki i dołki...zwlekał ze spotkaniami, znajdował preteksty, aby się nie spotkać..czemu? bo czuł, że coś nie tak, że mi bywa źle..że płaczę (płakałam czasem, rzadko..bywały chwile, gdy czułam, że on odejdzie, że nie jest mnie pewny i stąd te łzy). Uznał, że mnie nie uszczęśliwia, że nie chce mnie krzywdzić. Wyjaśniliśmy sobie dużo niejasności. Powiedziałam, ze kocham i że jestem gotowa do czekania, do starań... Tylko, że dowiedziałam się, że on nie wie, czy jest sens w to brnąć. Kocha mnie, twierdzi, że jestem cudowną osobą, wyjątkową.. A jednak..poprzednie nieudane związki dały mu do myślenia. Ponadto żył długo sam i ma świadomość tego, iż ma swoje wady, przyzwyczajenia...I niby nie do końca chce wybrać samotne życie, ale takie myśli bardzo często go nachodzą, z tego co słyszę. W zasadzie mam świadomość, że niebawem to wszystko może się rozpaść. A ja się angażuję, nie umiem inaczej. Zresztą jest dla mnie czuły, kochany, miły..Twierdzi, że to nie kwestia mnie i on nie chce innej kobiety...Ale są jakieś tam ALE które nie pozwalają mi mieć pewności, że to się uda. On każe mi mieć nadzieję, myśleć pozytywnie ( a ze mnie wielka pesymistka), ale za chwilę leje mi na głowę wiadro zimnej wody stwierdzając, że możemy nie dac rady,a on nie chce mi marnować kolejnych lat. To boli najbardziej - gdy ktoś Cię tuli, całuje, wyznaje miłość, a zarazem tłumaczy, że to nie ma sensu i że nie pasujecie do Ciebie. W ogóle to skomplikowane, powoli gubię się w tym coraz bardziej. Ale brnę w to, nie chcę mieć wyrzutów sumienia, że nie próbowałam do końca :(.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubionaW zyciu
On wie jakie miałabym marzenia, oczekiwania...nawet wywnioskował to między wierszami..Sęk w tym, że wg niego nie może mi tego dać..Może chciałby ale nie może.. Takie tłumaczenie. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zagubionaW zyciu: przykro mi, wiem jak moze byc Ci ciezko, bo takie zawieszenie i ciagla niepewnosc kazdego moga wykonczyc, nawet te bardziej odporne emocjonalnie osoby. nie chce oceniac Twojego partnera, ale czy aby nie jest tak ze jemu jest zwyczajnie wygodnie, nie dajac Tobie zadnych deklaracji? A strach i zle doswiadczenia sa tylko wymowka? jezeli tak jest to ja taki typ nazywam \"Dyzio Marzyciel\" = \"tak bym chcial ale nie moge\" ... . Najczesciej taki typ i owszem wiaze sie na powaznie i nie ma wcale oporow, a zle doswiadczenia zapomina szybciutko, ale jak tylko trafi na odpowiednia kobiete. do tego czasu tkwi w innych zwiazkach stanowiacych \"poczekalnie dla tej wlasciwej\". odpowiednia w takim przypadku to taka ktora zamiast podawac mu sie na tacy, woli zabawe w kotka i myszke, muszajac go do staran. raz go wynagrodzi, raz ukarze, raz prawie ulegnie, ale potem zmieni zdanie. Wtedy Dyzio Marzyciel oszaleje na punkcie takiej kobiety. Oczywiscie kwestia wielce dyskusyjna jest trwalosc takiego uczucia ... Jezeli wiec twoj partner prezentuje w przyblizeniu typ wyzej: coz ... albo zaczniesz grac w jego gre i znow on zacznie gonic kroliczka, albo pobedziecie jeszcze razem ale on wreszcie odejdzie :(. no i jest jeszcze jedna mozliwosc :) ty odejdziesz, bo nie bedziesz chciala cale zycie w gierki sie bawic. Wiele zalezy od tego jak i Ty postrzegasz zwiazek, i co Ciebie satysfakcjonuje. O jezeli jestes gotowa na tego typu zmiany, to ok, ale jezeli nie lubisz gry zwiazkowej, jezeli chcesz zwiazku dajacego stabilizacje i poczucie bezpieczenstwa - to chyba nie tym razem przynajmniej moim skromnym zdaniem. to jest jedna mozliwosc. druga jest taka ze Twoj partner faktycznie mocno boi sie zaangazowac, poniewaz boi sie otworzyc na Ciebie, boi sie zranienia, no ... jak wyzej: tak mu wygodniej, jezeli nie zobowiaze sie \"do konca\". U mnie bylo nieco podobnie ... Pierwszy raz w zyciu (a tego zycia juz mialam troche za soba) postanowilam dac zwiazkowi szanse, nie wycofywac sie od razu jak tylko zaczna sie problemy. Na prawde mocno to postanowilam. Wczesniej bylam dosc beztroska i egoistyczna w zwiazkach, jak cos sie psulo, to sie pakowalam i mowilam \"pa\". Ale powiedzialam, \"nie tym razem\", chce zeby sie udalo. I podobnie jak Ty chcialam zeby on czul we mnie wsparcie, dalam sie na tacy. I co, jakos nie podzialalo, bo on choc caly czas twierdzil ze z zadna kobieta wczesniej nie laczylo go to co ze mna, ze to cos wyjatkowego, to nic nie robil wiecej. Zadnych planow, decyzji, slow. Ja zaczalm sie dusic, zwiazek stal w miejscu, ja bylam zdecydowana, kochalam go, a on .. no coz .. byl dobry, najlepszy, ale nie deklarowal sie w zadna strone (czy to rozstanie czy np. wspolne mieszkanie) bo nie mial pewnosci, bo nie chcial mnie jak cos zranic, i tego typu farmazony. Wiesz co u mnie/nas poskutkowalo? Mocny kop w tylek. Dowiedzialam sie o czyms co mialo zostac zapomniane, trudno takie zycie. Powiedzialam, koniec tego dobrego. Odeszlam. Trwalo to kilka trudnych miesiecy, on krok po kroku zaczal odzyskiwac moje zaufanie, ale to on musial mi udowodnic ze kocha, i to szczerze i prawdziwie. Udalo nam sie ... jestesmy juz jakis czas malzenstwem, sa gorsze i lepsze dni, ale jedno czego jestem pewna to jego uczucia :) i widze jego zaangazowanie. nauczlo mnie to rowniez, tego co dziewczyny powtarzaja na forum jak mantre, ale kazda z nas najlepiej uczy sie na swoim bledzie ... ze nie mozna zatracac sie w mezczyznie. milosc miloscia, poswiecenie, oddanie rowniez. Nalezy zostawic troche siebie dla siebie :) nie wszystko tylko dla Niego :) Mam nadzieje, ze jezeli uznasz ze warto, to i Wam sie uda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zagubionaW zyciu
dziękuję za rady, Lucy.. Na pewno masz dużo racji. Zauważyłam, że kiedy miał być prawie koniec, kiedy oboje mieliśmy dość i kiedy każde poszło w swoją stronę - on zaczął przepraszać i wyznawać na nowo uczucie.. Tzn. co mnie trochę zaskoczyło, oczywiście pozytywnie, to "pa" nie było takie kategoryczne i za chwilę on żałował swoich słów. Wierzę, że jednak mnie kocha i chciałby aby się udało..Tylko, że jego obawy i nawyki samotnego życia dają się we znaki.... tego nie przeskoczę chyba (chociaż uważam, że mógłby się choć trochę zmienić w imię miłości_. I ja rzeczywiście skaczę przy nim, całuję, staram się, zapewniam o uczuciu..Niedawno usłyszałam w kłótni, ze jestem za dobra i za bardzo się staram. Może faktycznie, warto odpuścić, ochłodzić znajomość..albo odejść :( i czekać, czy ta zmiana nadejdzie. Ja właśnie jestem w takim zawieszeniu..na razie nie oczekuję deklaracji, nie oczekuję ślubu..chcę mu dać czas na zastanowienie, ale oczekuję przynajmniej częstszych kontaktów i starań z jego strony. Przecież nie zmuszę go do bycia ze mną i do starań na siłę. To głupie, że mimo tej całej miłości, nie mogę mieć komfortu psychicznego i pewności, że mamy szansę. Przecież wiadomo, że różnie bywa w związkach..czasem problemy są od razu, czasem pojawiają się po latach. Bywa, że ludzie się rozstają. Ale jeśli nie spróbujemy, nic nie będziemy mieć w życiu. Chciałabym bardzo, by to wszystko się udało i bym mogła na koniec powiedzieć sobie "warto było tyle czekać.." :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zagunionaW zyciu - widac ze rozsadna i zrownowazona z Ciebie kobietka. Z tego co piszesz, to wyglada mi, ze decyzje jak na razie podjelas, tyle ze najwyrazniej jednak troche Cie ona uwiera. Nie dziwi mnie to, bo nie jestes szczesliwa. Jezeli nie chcesz odchodzic od niego, to postaraj sie zmienic troche swoje podejscie, w sensie: wycofaj sie troche, jak napisalam wczesniej \"nie podawaj mu sie cala na tacy\". Widac on albo tego nie lubi, albo nie umie (jeszcze) docenic. Ja nigdy nie wiedzialam jak zareagowac na slowa \"jestes za dobra/dobry\". Serio. Czy to znaczy: \"przestan mnie uszczesliwiac na sile\"? Czy tez \"wystaw choc troche pazurki/w wersji do faceta - miej jaja\" ? Mnie sie wydaje (pewnie naiwnie, ale co tam) ze jak sie kogos kocha, to sie chce dla tego kogos jak najlepiej, chce sie by ta osoba miala choc przez chwile lepszy nastroj, zeby byla szczesliwa. Wiec co do cholery maja znaczyc takie slowa jezeli wypowiada je ktos przez nas kochany? no co? bo ja nie wiem... jezeli czujesz ze powinnas dac szanse, poczekac/przeczekac to tak zrob. tylko nie badz w tym czekaniu bierna ... trzymam kciuki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Amiel
Lucy... Hmm... rzeczywiście mogłaś to tak odebrać, wiesz piszę tu na bieżąco swoje odczucia, zdarzenia z danej chwili... Z drugiej strony podkład całej sytuacji był nieco inny. Nie chciałabym żeby to wyglądało w ten sposób, że poznałam innego który na tle męża wydawał się odrealnioną bajką, księciem na białym koniu itd. To nie tak. Znamy się dawno, zawsze się lubiliśmy i nadal chyba lubimy. To ja od tego zawsze nie pozwalałam na nic więcej niż czysto koleżeńskie kontakty, widywaliśmy się rzadko, ale podczas tych spotkań raz na pół roku dużo rozmawialiśmy. Ot zwykła znajomość. Nie jest to dla mnie nowość. Od dawna wolę przyjaźnie z facetami, mało jest kobiet z którymi się dobrze dogaduje i nie mam żadnej przyjaciółki. Za to mam jeszcze dwóch przyjaciół z którymi kontakt dość się rozluźnił ponieważ przeprowadzili się do innych miast. Ale są. Raz na rok, dwa ale mogę zawsze liczyć, że porozmawiają ze mną tak jakbyśmy się widzieli codziennie. Ten był ostatnią bliską mi osobą z kręgu znajomych, która mieszka blisko mnie. To nie miało pójść w tą stronę. To miała być przyjaźń, taka jak poprzednie.Ale tym razem zaczęło to iść w drugą stronę :( Nigdy go nie wtajemniczałam w moje relacje z mężem i nawet nie wiedział, że w momencie kiedy zaczął okazywać mi uczucie, miałam naprawdę poważne problemy w związku przy których pewnie duża część kobiet by odeszła. Ja nie odeszłam, chciałam próbować. Między czasie odszedł przyjaciel wyznając mi miłość. Straciłam coś co dawało mi odrobinę radości. I zostałam z niczym.A może raczej z mężem którego nie jestem pewna, który zranił mnie tak mocno, że póki co nie potrafię go na nowo pokochać, nie mam już więcej przyjaciół/znajomych, nie mam rodziny (oprócz ojca alkoholika i mamy, która tkwi ciągle przy nim) i nie mam nawet z kim spędzać czasu/rozmawiać. Potraciłam wszystko :( Wiem - nie jest dobrze opierać wszystkiego na jednym filarze, chciałam stworzyć więcej ale nie zdążyłam :( - to wszystko zwaliło się na raz - w bardzo złym dla mnie życiowo momencie :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Amiel
Jeszcze jedna myśl mi przyszła do głowy Lucy - wiesz gdyby było tak jak mogłaś to odebrać to przecież mogłam spróbować byś z tym przyjacielem - on otworzył szeroko przede mną drzwi, okazał zainteresowanie, wyznał, że mnie kocha - nic tylko paść mu w ramiona prawda? Podejrzewam że wiele osób nie miałoby skrupułów, po prostu by zaryzykowało. Może romans, może najpierw seprację związku a potem nawiązanie nowego,ale nie odrzuciło by tego. Ja nie potrafię, nie chcę w taki sposób zaczynać czegoś nowego, chcę mieć pewność że z mężem na pewno nam się nie ułoży zanim odejdę (uzyskanie takiej pewności jest bardzo trudne). Podjęłam przecież decyzję że pozwolę temu przyjacielowi odejść, że nie będę go na siłę zatrzymywać. A to jak się czuję, jak bardzo odbiera mi to chęć do życia, jak zaczynam coraz częściej wpadać w depresyjne nastroje - to wiem tylko ja. On o tym nie ma pojęcia. Czasem myślę, że może to jednak on jest mi przeznaczony, że byłoby nam razem dobrze przy odrobinie wysiłku. Nie rozmyślam o nim w kategoriach uczuć, staram się od tego odciąć póki mam męża.Ale to on swoim zachowaniem przyciskał mnie do muru - ja chciałam po prostu dobrej relacji, koleżeńskiego układu (póki nie ogarnę swojego życia) - on stawiając sprawę na ostrzu noża powodował, że to co tłumiłam zaczęło ze mnie wychodzić - różne emocje i te dobre i te złe. I strach przed tym co będzie jak go zupełnie zabraknie. Aż w końcu powiedział "Kocham Cię" - robiąc mi tym niezły mętlik w głowie - także nie wiem czy zachował się aż tak dojrzale bo odszedł owszem niby w zdroworozsądkowy sposób, ale jednocześnie pokazał mi że zależy mu na mnie tak bardzo jak mi na nim a może nawet bardziej. Nie powiem że się w nim zakochałam, nie powiem że kocham, nie wiem czy moglibyśmy być razem bo nie mogę tego wiedzieć będąc z kimś innym. Myślałam że będę twarda, że zapomnę, że ułożę sobie życie z mężem - z dnia na dzień jest niestety coraz gorzej. Każdy dzień jest jeszcze gorszy od poprzedniego. Chciałabym zamieszkać sama na jakiś czas ale naprawdę nie mam gdzie i jak. To lekko żenujące ale powody są naprawdę przyziemne - wiesz małżeństwa mają zobowiazania finansowe itp. nie dam rady się z nich wywiązywać i jeszcze opłacać z mojej niekoniecznie wysokiej pensji kolejnego mieszkania. Musielibyśmy sprzedać to w którym mieszkamy a na tak radykalną decyzję jest zdecydowanie za wcześnie. Także póki co muszę mieszkać z mężem - jednocześnie on cały czas prosi o szanse. A ja naprawdę chce dobrze i chce mu ją dać. Jednak moje emocje, uczucia to zupełnie inna sprawa - myślałam że nad nimi zapanuję, ale póki co kiepsko mi to idzie... To nie jest tak że liczę na flow - po prostu chciałabym żeby każdy z nas i ja i mąż i przyjaciel uporządkował swoje myśli, uczucia, emocje. Żeby zachowywał się naturalnie a nie powodowany obawami, strachem przed rozstaniem, chęcią bycia z kimś, zerwaniem z samotnością. Chciałabym aby każdy z nas na zimno mógł określić czego chce - na razie widze że każdym targają jedynie własne pragnienia i obawy - mężem obawa przed rozstaniem choć widzi że do siebie nie pasujemy,mną strach przed samotnością, a przyjacielem - cóż po prostu chęć ułożenia sobie życia i założenia rodziny - to nie są dobre okoliczności do podejmowania decyzji. Bo ja chcę, bo ja się boję... Gdyby ktoś zapytał jakbym chciała żeby to się ułożyło to odpowiedziałabym: żeby każdy z nas nie biorąc pod uwagę emocji i strachu, egoistycznych pragnień i nie robiąc niczego na siłę odpowiedział na pytanie czego chce, czy jest w stanie być z tą drugą osobą szczęśliwy - czy mąż kocha mnie czy boi się rozstania (bo głównie to przez niego przemawia na teraz) czy ten przyjaciel oby na pewno darzy mnie tak dużym uczuciem czy po prostu ma dość samotności... Po prostu chciałabym aby każdy był szczery sam ze sobą i ze mną. Na to na razie czekam. Może doczekam się aż wreszcie emocje trochę opadną. Aczkolwiek najbardziej boli mnie ta samotność - to że nawet teraz nie mam z kim pogadać. Dlatego między innymi się tu rozpisuję ;) Miłego dnia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wyobraz sobie jak twoj maz bedzie cie ponizal lub bil przy dziecku- bo jesli nie mozesz odejsc i bedziesz zwlekac w nieskonczonosc to w koncu zechcesz miec dzieci albo wpadniesz.. to ze ma on pare pozytywow nic nie znaczy- minusy zatruwaja zycie znacznie skuteczniej ODWAGI!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Amiel
Próbowałam rozmawiać szczerze i otwarcie z mężem... Powiedział, że on może trochę się starać zmienić, ale docelowo raczej mi szczęścia nie da bo taki po prostu jest i nasze oczekiwania się rozmijają :( Mamy dużo zobowiązań, niezbyt wysokie pensje, więc nie proponuje mi mieszkania osobno ale mam sobie próbować układać życie po swojemu, spróbować być z kimś innym i jak nam się uda to wtedy się w zgodzie rozstaniemy, a jak nie to mogę sobie do niego wrócić i może zaakceptuję go takim jakim jest - a pozwala mi na takie coś bo niby chce mojego szczęścia i nie chce mnie ograniczać bo wie że takiego szczęścia nie jest mi w stanie dać. Dla mnie to wszystko jest chore :( Teraz to już w ogóle mam ogromny mętlik w głowie. I czuję się jakbym kręciła się w kółko - ja już tak nie mogę :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiesz co? bo to jest chore. Albo Cię kocha albo nie. Ale pozwalać ,żebyś żyła swoim życiem, mieszkając z nim pod jednym dachem, będąc Twoim mężem.... To chore. Nie widzę dla Was przyszłości, ty się wypalasz i nie dasz sobie rady z takim układem. Chyba lepiej odejść.Wcześniej czy później to chyba nastąpi. Szkoda tylko Twoich lat. Wydaje mi się, że oboje siebie krzywdzicie, tkwiąc w tym związku.Nie dajecie sobie szansy. Trzymaj się dzielnie i pomyśl o tym co tracisz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Amiel
No i stało się, ustaliliśmy między sobą nieformalną separację.Mąż jeszcze twierdzi że będzie się niezobowiązująco starać ale wbrew pozorom zależy mu na moim szczęściu, wie co zrobił i dlatego daje mi wolną rękę. Bezstronni przyjaciele mówią - skorzystaj, spróbuj być szczęśliwa jeśli masz z kim, bo potem może cię to już nie spotkać. Zatem spotykam się, zupełnie niezobowiązująco i platonicznie, a co z tego wyjdzie i czy dobrze z mężem dobrze postępujemy - nie wiem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Droga Amiel. Nikt nie wie, jak będzie. To czas pokaże, ja jestem całym sercem za tym , żeby się udało. Tz. żeby Tobie się udało, żebyś nie marnowała swoich młodzieńczych lat. Bo potem....potem tak bardzo ich brakuje. I człowiek mówi sobie : gdybym wcześniej wzięła rozwód, ...gdybym wcześniej się uwolniła....bo......Rozumiesz? Ale tego nikt nie wie. Działsz spokojnie, rozważnie, nie chcesz nikogo skrzywdzić, ale czy żyjesz pełnią życia? Czy wiesz jakie ono jest krótkie? Powinnaś być teraz właśnie radosną młodą dziewczyną spełniającą swoje marzenia. Kiedy chcesz je spełnić? Ciągle starasz się nikogo nie skrzywdzić, ciągle myślisz o tym żeby ktośnie pomyslał że czegoś nie zrobiłaś. Rozumiem. Ale pamiętaj , że SWOJE ŻYCIE MASZ TYLKO JEDNO. Nie bardzo umiem Ci przekazać to co ja sama zrozumiałam za późno, a i tak nadal popełniam błędy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Amiel
Dzisiaj mąż wspaniałomyślnie oświadczył żebym dała mu jeszcze chociaż parę miesięcy bo jednak mu zależy i będzie się starał - pięknie - znowu zmiana nastawienia. A ja się boje że wynika ona tylko i wyłącznie z tego, że zobaczył, że wychodzę, że naprawdę mam dokąd i poczuł jak to jest być samotnym. Że dopiero teraz do niego dotarła powaga sytuacji. Czuję się jak świnia nie chcąc dać mu tej szansy, ale tak szczerze z serca to nie chcę jej dać. Najgorsze jest to że w moim życiu coraz ważniejszy staje się ten drugi. Nie chciałam żeby tak wyszło - ale stało się, pojawił się zanim zdążyłam zrobić porządek w moim życiu i teraz nic nie jest już proste. Chętnie bym się wyprowadziła, ale nie mam gdzie. Nie stać nas na opłacanie mieszkania, kredytu i jeszcze wynajmowanie drugiego, gdzie koszt to połowa mojej pensji :( Jestem teraz w takim potrzasku że w koncu chyba zrobię coś głupiego i wtedy dopiero będzie to moja wina. A tak naprawdę to chcę kochać, mieć normalną rodzinę, partnera z którym się rozumiem i który jest stabilny emocjonalnie i nie chcę już czekać bo czuję jak mój czas ucieka :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Amiel. Dlaczego Ty dziewczyno oskarżasz się o wszystko???? Przcież to , że ci się z mężem nie układa to nie tylko Twoja wina. Przestań wreszcie czuć sie za wszystko odpowiedzialna. Che się starać? ok niech się stara, ale to nie jest łatwe pokochać jeszcze raz tą samą osobę. Dla mnie osobiscie to jest sztuczne.Wiec żyj jak ty chcesz i nie oglądaj się za siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Amiel ! Jak najszybciej zakończ ten związek.Błagam Cię, jeżeli nie chcesz przegrać swojego życia. W wielu sytuacjach Twoje życie nakłada się z moim i dzisiaj już wiem, że należy kończyć toksyczne związki póki czas.Ja mam obecnie 40 lat, troje dzieci i uczucie przegranego życia.I co mam zrobić? Nie mam mieszkania, moi rodzice już nie żyją a ja zarabiam grosze. Mogłam odejść dopóki nie miałam z nim dzieci, ale głupia nie zrobiłam tego. A teraz - życie przegrane, mąż na którego się patrzeć nie chce i dzieci, które wcale nie doceniły wysiłku moich poświęconych lat. Uciekaj póki czas.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość reda
Witam panie. Jestem facet,żonaty, dzieciaty, kochany przez żone i córkę. Czemu tak smutno tutaj, co?Czy Wasi faceci to takie dupki? Potrzebuję mądrej i miłej dyskusji, a z facetami nie można.Przyjmiecie mnie do swego grona? Pomogę Wam zrozumiec to ustrojstwo facet.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Amiel
Cześć dziewczyny, Pikok jesteś tu jeszcze? Trochę się zmieniło. Mąż dostał pewnego dnia jednego z tych swoich ataków agresji i chyba czara się przelała. Gdy zobaczył, że z mojej strony to nie żarty i że naprawdę chcę rozstania poinformował moją mamę, znajomych no i tego drugiego(o którym notabene wiedział od dawna i często chyba podpuszczał mnie mówiąc, że najlepiej by było jakbym do niego odeszła), że mu zniszczyłam życie. Niby wygląda to na jego złość że pojawił się ktoś inny i ja to nawet rozumiem. Ale problem jest też taki, że czasami byłam chyba zbyt uczciwa (niczego przed nim nie ukrywałam, wiedział praktycznie wszystko) i dałam mu się nabrać na to, że już nic do mnie nie czuje, że też chce rozstania i mówiłam prawdę. Głupia byłam, trzeba było kłamać. Teraz głupio mi przed tym drugim bo wyszło na to jakbym miała skryty romans, a tak nie było. Trudno, najwyżej stracę tę znajomość - zresztą o to chyba mężowi w tych działaniach chodziło. Ok, w pewnym stopniu nawet to rozumiem. W każdym bądź razie podjęłam decyzję o wyprowadzce. Wynajęłam mieszkanie i sama je opłaciłam. Gdy mąż to zobaczył stwierdził, że on się przeniesie do nowego mieszkania. Z różnych względów się zgodziłam i wnieśliśmy też wniosek o separację. Także zaczynam nowe życie. Trochę się cieszę, trochę boję jak to będzie. Szkoda mi tylko, że w porę tego nie załatwiłam bo chyba przez to wszystko jednak stracę szansę na to żeby spróbować coś zbudować z kimś kto był dla mnie ważny. No ale mówi się trudno. Nie wiem co będzie. Mam nadzieję że będzie dobrze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jak to teraz wygląda??
Amiel ciekawi mnie jak układa się teraz Twoje życie...? jak wejdziesz kiedyś tu, opisz sytuację, bedę odwiedzała tą strone często....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
przeczytałam tylko pierwszy Twój post autorko i mam wrazenie, że najlepsze co w tej sytuacji możesz zrobić to udać się do psychologa. Najpierw popracować nad własną stabilnością oraz zdrową autonomią, której nie masz. Już ta zmiana może poprawić stosunki z mężem, bo możliwe jest, że agresja w stosunku do Ciebie jest wyrażeniem jego frustracji. W końcu ile lat można spełniać Twoje oczekiwania. Zrzuciłaś na niego całą odpowiedzialność za swoje życie. Warto byłoby też udać się na terapię par, ale moim zdaniem powinnaś zacząć od siebie. Uciekanie i próby tworzenia związków z innymi osobami mogą się okazać nietrafione, ponieważ bez pracy nad sobą będziesz przenosić na nie te same oczekiwania jakie masz teraz wobec męża i one albo to przyjmą i w końcu się nimi zmęczą (schemat taki jak z mężem prawdopodobnie się powtórzy) albo odrzucą, a taki scenariusz byłby zabójczy dla Ciebie, prawda?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tez jestem ciekawa co z autorka ale chyba juz za duzo czasu uplynelo i tu nie zaglada.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×