Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

*W kropce*

!!!! POMOCY!!!! Kryzys z partnerem, który jest po rozwodzie i problemy ze sobą

Polecane posty

no dziecko sie przede wszystkim wychowuje i choc nieraz jest cieżko to właśnie ono daje kobiecie podporę! Dając mu miłość i ciepło - otrzymujesz jeszcze więcej, zreszta matki Polki Ci to potwierdzą :) Ja sie podpisuje pod tym rekami i nogami, wiem to z autopsji, a byłam mniej więcej w takim stanie co nasza kropeczka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
amnezja6 Ale jak miałabym się starać o dziecko, kiedy nawet nie wiem czy jeszcze posiadam partnera? :|

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
amnezja6 - a jaki był twój rodzinny dom? bo tak sobie myślę, że kropeczka nie ma niestety dobrych wzorców rodzica do przekazywania dalej Albo będzie wspaniałą matką na przekór wszystkiemu albo będzie miała duże problemy i w takiej sytuacji lepiej byłoby żeby troszkę życie poukładała zanim się zdecyduje na potomka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mnie dziwi ze mowisz o związku, uczuciu, namiętności, miłości uzywając zwrotów: „Potem niestety zaczęła mi przeszkadzać jego aktywność” „definitywnie zrezygnować z aktywności w tym obszarze” Boże... definitynie zrezygnowac z aktywości to można zawodowej, sportowej... a przeszadzac może aktywność jelit :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja przeczytalam
canberra "a o dziecko się nie oprzesz niestety, to ty musisz być dla niego podporą" dokladnie tak!!! Zgadzam sie z Toba. w kropce dziecko nie jest wyjsciem, dopoki nie poradzisz sobie ze soba.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Najpierw musiałabym mieć partnera, z którym to dziecko miałabym posiadać... W domu bywało różnie-jak już pisałam-ale na podstawie własnych odczuć myślę, że wiem, czego mi brakowało i gdybym to dziecko miała, to myślę, że starałabym się nie popełniać błędów moich rodziców. Aczkolwiek co innego wiedzieć to, a co innego wprowadzić to w życie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
asda Może po prostu nie wiedziałam, jak to ująć... Nie pisałam nigdy o swoich uczuciach, więc pewnie przeniosłam tu żargon służbowy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wydaje mi sie ze te slowa swiadcza dobitnie ze probujesz sprawy sercowe "badać rozumiem". myslisz, głowkujesz i analizujesz jak ... jakąś inwestycję długofalową która ma dać ci "zysk" czyt. spokojne i szczesliwe zycie. a w uczuciach tak sie nie da... czasami- w wiekszosci przypadków - serce na to nie pozwala...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
canberra moze w sumie masz tez troche racji, moj dom rodzinny był prawie ok, mam raczej dobry wzorzec do naśladowania - choc nigdy nie chciałam byc taka jak moi rodzice i w moim domu wiele rzeczy mi przeszkadzało to wiem, że relacje miedzy nimi były ok, przekazali mi te wartosci ktore teraz ja moge przekazac swojemu dziecku. Ale pewien psycholog który pomagał mojej kolezance (była w duzej depresji z powodu pozaru i poparzen na ciele), zamykała sie w sobie, depresja totalna - psychlog powiedzial jej ze jak urodzi dziecko to jej sie odmieni, i rzeczywiscie córka przewrócila jej zycie do góry nogami. Dziewczyna wyszła do ludzi, wyszła z depresji, wychowuje ją sama i ma dla kogo życ. Jej dziecko ma juz 7 lat i zawsze twierdzi, ze byla to sluszna decyzja w jej zyciu. Hm wiem, ze nie wszystkie przypadki sa takie same. Kropka nie moze uzależniac swojego szczescia od innej osoby, w zuyciu nawet gdy sie kogos kocha trzeba dac mu iść własną drogą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
asda, myślę, że możesz mieć rację, choć wcześniej sobie tego nie uświadomiłam. Cały czas wszystko analizuję - może to wynikać z tego, że dany problem męczy mnie, gdy go nie zrozumiem. Z drugiej strony... Gdybym dała ponieść się sercu, to nie wiem, co by się mogło dziać. Myślę, że strach się bać. Boję się okazywać uczucia i muszę najpierw upewnić się co do kogoś, zanim je okażę. Gdybym dała się wtedy ponieść sercu, być może teraz znajdowalibyśmy się w innym miejscu, może lepszym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie wiem, nie mozna popadac od skrajnosci w skrajność. nie mowie zwiaz sie z pierwszym lepszym, nie patrz na nic, capre diem czy chulaj dusza piekla nie ma :D ale jak spotkasz na swej drodze normalnego faceta-najzwyklejszego bo tacy są najlepsi - to daj mu szanse. wyjdz na spacer, pojdz z nim do kina i przestan analizowac zwiazke tak wnikliwie. jak przeszkadza coi jego "aktywnosc" to zarezerwuj sobie troche czasu tylko dla siebie. to normalne-ja tak mam. czasami nawet odmawiam spotkania z moim facetem bo chche pobyc sama. nie oznacza to ze mam jakis problem - ot wodniki tak maja:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
amnezja6 - ano bywa różnie :) *W kropce* - w życiu nie można kierować się wyłącznie rozumem, ważna jest też intuicja, serce i czasami spontaniczność reakcji (nawet niewielka) życie ma to do siebie, że często jest nielogiczne i samym umysłem go nie rozgryziesz :) Dla mnie niewyobrażalne było kiedyś dać się pocałować na pierwszej randce :D Po czym całowałam się z nowo poznanym facetem na imprezie i do dziś nie wiem skąd mi się taka odwaga wzięła ;) - tenże facet jest aktualnie moim mężem, ojcem naszego dziecka a jesteśmy razem ponad 9 lat :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
w kropce jest po prostu za inteligentna Pozdrawiam lece spać bo jutro wstaje o 5 :) Papa :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Idziesz przez życie, dźwigasz na plecach ciężar o którym nie potrafisz nikomu powiedzieć (nie dlatego że nie wiesz czym on jest, ale dlatego że nie potrafisz go nazwać). Życie z przyjemności zamienia się w smutny obowiązek, słowa najbliższych ranią jak ostrze noża. A jedyne do czego są zdolni to nienawiść do siebie. Mimo to walczysz, z własnymi słabościami, ze sobą bo czujesz że tam za horyzontem, za tą przeklętą pustynią jest coś co pozwoli ci się od tego wszystkiego uwolnić. Wreszcie znajdujesz to, tylko po to by to stracić, ale nie zapominasz. Czujesz jeszcze teraz już nieco mdły smak szczęścia na ustach, który miesza się ze smakiem własnych łez. Dlaczego ja? Dlaczego teraz? Dlaczego?... Po co ten groteskowy i przerysowany wstęp? Po to, żebyś zrozumiała że takie właśnie jest życie. Bywa przewrotne, złe, czasem podłe, zdradliwe i często cholernie bolesne. I nie pisze tego jako kolejny „Werter” młodego pokolenia, wycinający sobie żyletkami fikuśne wzorki na rękach, ale jako człowiek którego szlak trafia patrząc na te wszystkie bezmyślne twarze wokół, dla których wszystko co posiadam (całe te nic nie warte barachło) jest synonimem szczęścia. Na ludzi którzy nigdy mnie nie zrozumieją, bo zazdroszczą mi rzeczy których pozbyłbym się natychmiast gdyby ktoś tylko zechciał mi powiedzieć gdzie jest mój dom? Nie daj sobie wmówić że to wina dysfunkcyjnej rodziny i „nieudanego dzieciństwa” (To cię nie określa i w żadnym wypadku nie stanowi o całym twoim dalszym życiu). Takie doświadczenie przynajmniej czegoś cię nauczyło. Pokazało ci do czego prowadzi zawiść i gniew i jak destrukcyjni w stosunku do siebie potrafią być ludzie. Są rodziny w których rodzice noszą, dzień za dniem; przyklejone do twarzy uśmiechy. Tymczasem nienawidzą się z taką siłą że w myślach rozrywają się na strzępy. A dzieciom piorą mózgi, oczerniając się nawzajem i niszczą ich psychikę; oferując „miłość” na którą trzeba zasłużyć. Największe oszustwo w dziejach. ONA nic nie kosztuje (A jeśli tak jest to nie jest miłość), co nie oznacza wcale że nie jest nic warta. Dla ciebie jest widocznie warta więcej niż dla twego wybranka. Który swoją drogą, potraktował cię wyjątkowo podle. Wiedząc co przeszłaś w dzieciństwie, widząc jak wrażliwą jesteś osobą (o czym świadczy twoja wypowiedź), zwyczajnie „pobawił się” tobą i odłożył na półkę jak zabawkę. Przestań się ranić i zadręczać myślami o nim, bo ktoś kto mówi kobiecie że wydawało mu się że ją kochał a teraz chce wrócić do status quo, a tak w ogóle to życzy jej jak najlepiej (sic!); nie jest człowiekiem, a robotem pozbawionym wyższych uczuć. Wstyd w ogóle powiedzieć coś tak głupiego, szczyt idiotyzmu i nieodpowiedzialności. Sama chyba dostrzegasz jak wiele kosztuje cię ten związek, że zamiast z niego czerpać; wszystko to czego tak bardzo pragnęłaś, zatracasz w nim siebie. Ty sama musisz sobie odpowiedzieć na pytanie czy tak wygląda miłość? Musisz wziąć się w garść, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Żaden psycholog ani psychiatra, żaden środek farmakologiczny nie pomoże ci dopóki nie zaakceptujesz swej porażki. Musisz się najpierw poddać, przystanąć na chwile w tym szaleńczym biegu i spojrzeć co zostawiasz za sobą goniąc za wiatrakami. Jeśli twoja psychika nie jest w stanie poradzić sobie z tym wszystkim to musisz szukać pomocy. Choć przed udaniem się do lekarza zachęcam cię do otworzenia się przed jakąś zaufaną osobą. Wypłacz się, wyżal a nawet wykrzycz na jej ramieniu, nie duś tego w sobie, bo to jest jak kamień u szyi. Z dnia na dzień będzie ci coraz ciężej. Nie zrobiłaś nic złego, nie masz się czego wstydzić; godzenie się z własnymi emocjami nie jest oznaką słabości. Wręcz przeciwnie świadczy o dojrzałości i pojednaniu z samym sobą. To dobrze, że piszesz o tym że miewałaś myśli samobójcze. To świadczy o tym że jest w tobie złość, zwyczajna ludzka złość do której masz pełne prawo. Nie popadłaś jeszcze w marazm i beznadzieję, ludzie którzy są już u progu takiej decyzji, nie chcą jej nikomu ogłaszać, nie chcą żalu ani współczucia. Oni po prostu szukają swego domu. I choć wolałbym wcale, to cholernie dobrze ich rozumiem. Ja wiem jak to jest zawieść się na kimś tak bliskim. Kimś kto jest dla nas wszystkim, ideałem którego bronilibyśmy do upadłego. Snem który wcześniej nie wydawał się nawet możliwy. To tak jakby ten ktoś przebił ci serce mieczem, a jedyne co możesz zrobić to patrzeć jak twoje szczęście kona na twoich oczach. Musisz znaleźć w sobie siłę, nawet jeśli wydaje ci się że nic już nie zdołasz z siebie wykrzesać. Pozwól sobie na to żeby przeżyć to wszystko co jest ci pisane. Nikt nie zobaczy cię gdy będziesz czyimś cieniem. Jest na tym świecie ktoś kto cię szuka, pozwól mu się odnaleźć. Wy kobiety, mimo iż jesteście bardziej wrażliwe od nas, nie jesteście wcale słabsze. Wielokrotnie to udowadniałyście i nikt temu nie zaprzeczy. W tej historii to ty musisz być tą silniejszą, rozsądniejszą stroną. Pozwól sobie na szczęście i wyjdź wreszcie z jego cienia, bo ta droga prowadzi do nikąd; a stamtąd jest cholernie trudno wrócić. Z całego serca życzę ci powodzenia i tego żebyś znalazła w sobie, w świecie, coś dla czego będziesz chciała trwać. Coś co każdego dnia, na każde twoje pytanie o sens zadane sobie w myślach odpowie ci: - Tak, warto...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja przeczytalam
do spifire "To dobrze, że piszesz o tym że miewałaś myśli samobójcze. To świadczy o tym że jest w tobie złość, zwyczajna ludzka złość do której masz pełne prawo." Mysli samobojcze to oznaka zlosci?! Z calym szacunkiem, ale to oznaka bezradnosci!!! Nieradzenia sobie z zyciem i samym soba.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Mysli samobojcze to oznaka zlosci?! Z calym szacunkiem, ale to oznaka bezradnosci!!! Nieradzenia sobie z zyciem i samym soba." Po pierwsze nie napisałem że dobrze iż je miała, a że o tym pisze. Dlaczego, dlatego że mówi (pisze) o tym, a to oznacza że chce żeby ktoś to usłyszał (przeczytał) i jej pomógł. Dlaczego wspominam o złości, bo to pierwsza i najbardziej ludzka reakcja na odrzucenie i niezrozumienie. Ona jest zmęczona i rozgoryczona życiem, do tego stopnia że czasem kwestionuje jego sens. Nie chce się czepiać słówek, ale nie napisałem też nigdzie że myśli samobójcze są oznaką złości, a jedynie że złość im towarzyszy. Złość, strach, niepewność, samotność... Akurat złość przyszła mi na myśl jako pierwsza. Co do reszty zgoda, to jest oznaka bezradności i nieradzenia sobie z życiem. Czy z samym sobą? Nie chce wdawać się w polemikę bo to nie dyskusja o poglądach. A do swoich nie mam zamiaru nikogo przekonywać. Jej może pomóc tylko drugi człowiek, bo na tym świecie mamy tylko siebie. A wybaczać, jak i błądzić jest rzeczą ludzką.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja przeczytalam
Tak spitfire, tej dziewczynie moze pomoc druga osoba, z ta roznica, ze osoby z najblizszego otoczenia co to wysluchaja i doradza, to tak jak na forum, wiele roznych rad i pomyslow na pomoc. Dlatego uwazam,( autorka tez wspominala o tym) ze potrzeba pomocy ale specjalisty tj. lekarza. Tak jak wczesniej wspomnialam od kilku miesiecy jestem pod opieka lekarza i zadne doradzanie najblizszych nie pomogly, bo najczesciej powtarzane slowa "wez sie w garsc" dzialaja jak plachta na byka. To tak jakby choremu powiedziec wez i wyzdrowiej.. Wniosek wciaz nasuwa mi sie jeden, potrzebna pomoc, ale sa od tego specjalisci. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Tak spitfire, tej dziewczynie moze pomoc druga osoba, z ta roznica, ze osoby z najblizszego otoczenia co to wysluchaja i doradza, to tak jak na forum, wiele roznych rad i pomyslow na pomoc." Jeśli otworzy się przed kimś dla niej bliskim to na pewno jej to nie zaszkodzi. "Dlatego uwazam,( autorka tez wspominala o tym) ze potrzeba pomocy ale specjalisty tj. lekarza. Tak jak wczesniej wspomnialam od kilku miesiecy jestem pod opieka lekarza i zadne doradzanie najblizszych nie pomogly, bo najczesciej powtarzane slowa "wez sie w garsc" dzialaja jak plachta na byka. To tak jakby choremu powiedziec wez i wyzdrowiej.. Wniosek wciaz nasuwa mi sie jeden, potrzebna pomoc, ale sa od tego specjalisci. Pozdrawiam" Ja również uważam że potrzebna jest jej pomoc specjalisty. Ale nie dlatego użyłem sformułowania weź się w garść. Chodziło mi, nie o jej magiczne wyzdrowienie (bo oboje wiemy że przeszkody same nie znikają z życia), a raczej o samo przyznanie się przed sobą że sytuacja w której tkwi jest chora (o zawrócenie z tej drogi donikąd). Zgodzisz się chyba ze mną, że aby wyjść z takiego stanu, należy najpierw zaakceptować siebie. Ona nie może dalej myśleć że krzywda którą jej wyrządzono jest w jakikolwiek sposób usprawiedliwiona. Jeśli człowiek nie przyzna się przed samym sobą że mam problem, to nigdy się go nie pozbędzie. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiecie co... Napisałam długaśną odpowiedź na Wasze sugestie i mi wcięło :(. Nie mam siły pisać od nowa :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wiem czy ktoś jeszcze przegląda ten topik... Mam pytanie do \"ja przeczytałam\": Wybieram się do lekarza-nie z chęci, ale raczej z musu (wiem, że muszę). Mam pytanie, jak przez to przeszłaś? Był ktoś obok Ciebie czy raczej musiałaś radzić sobie z tym sama? Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×