Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość rafa robson

Co robić gdy ktoś umiera ?

Polecane posty

Gość rafa robson

Najbliższa mi osoba umiera , a ja już nie daje rady. Przecież to nie ja cierpie , tylko ona a ja już nie moge tego wytrzymać. Tego siedzenia w szpitalu , patrzenia na nią. Strasznie mnie to wszsytko męczy ... czy to normalne ? Jak to znieść i jak się nastawić by nie okazać tego cierpiącej osobie ? Jak się zachowywać będać w jej obecności ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeżeli nie możesz już wytrzymać, to poproś rodzinę by ktoś inny przychodził. Bardzo ważne jest pożegnanie umierającej osoby. Po śmierci nie mogłabyś spojrzeć sobie w oczy gdybyś się nie pożegnała

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja nie boję sie śmierci, ty też nie powinieneś. Śmierć jest nieuchronna i w końcu przyjdzie do każdego trzeba sie z tym pogodzić. Raczej powinneś ją wspierać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja też umieram nie wytrzymuje tego co zrobilam zlamalam zasady dobrego wychowania zhańbilam rodzine dzieci i siebie to straszne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
herbatniczek 18 widze ze niewiesz co mowisz? z nadchodzaca smiercia kogos bliskiego nie da sie pogodzic!!!!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rafa robson
Może nie do końca jasno się wyraziłem. Otóź jestem już pogodzony z jej odejściem od dawna , a jeśli chodzi o plan odwiedzin to wszsytcy wymieniamy się rotacyjnie. Chodzi mi o to że na tych wizytach już nie wiem jak się zachować - opowiadam jakieś głupoty lecz szybko mi się kończą tematy (konstruktywny dialog odpada ponieważ choroba postępuje). Ponadto po tych wizytach jestem wewnętrznie rozwalony i choć szybko się zbieram do kupy - źle sie z tym czuje ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
może na początku, ale gdy nie ma już ratunku, gdy zawiodły wszelkie możliwe sposoby to co? Mam sie załamać psychicznie, albo sama się zabić? Trzeba żyć dalej na pewno odchodząca osoba nie chciała by żebyśmy marnowali sobie życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość picuś laluś
nie musisz nic mówić ,wystarczy być ,a czasem potrzymać za rękę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ktośktotoprzeżył
niezwykle Ci współczuję - "przeżyłam" śmierć młodego brata - rak - to coś nieprawdopodobnego wiedzieć, że na pewno wkrótce umrze. Ja jestem bardzo wierząca i tylko to dało mi siłę, żeby przekonywać go do końca, że trzeba wierzyć, że "będzie dobrze", a samą siebie, że stanie się cud. Boże!!! jakie to było trudne!!! - chodziłam po mieście i wyłam z bólu, a jeszcze musiałam podtrzymywać na duchu liczną pozostałą rodzinę. Najgorszy był jego ufny wzrok - On wierzył w każde moje słowo do końca - bo lekarz odradził powiedzenie Mu prawdy. Nie wiem kim jesteś i jak jesteś silny/a psychicznie, ja mam tę siłę nieprawdopodobną. Jak się zachowywać? - tu chyba nie ma jednej recepty - to zależy od sytuacji. Życzę Ci z całego serca takiej właśnie siły i wytrwania. Na "pocieszenie" - każdy chyba musi przez to przejść. Chwila refleksji - popatrz - a człowiekowi wydaje się, że taki mocny..., że tak wiele może, że tyle spraw jest ważnych...całe życie wypiera, że śmierci nie ma, że go...nie dotyczy....a ona PO PROSTU JEST dla każdego z nas tuż, tuż, jak "kromka chleba". Trzymaj się! - jeśli chcesz gg119448

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zabić? nie... chcesz spędzać z nia każdą chwile, wszystko co robisz robisz z mysla o niej, w nocy budzisz sie by sprawdzic czy oddycha, boisz sie każdego dnia że jutro już jej nie bedzie, pytasz dlaczego to wlasnie ona ale na pewno nigdy sie z tym nie pogodzisz!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rafa robson
Herbatniczek ma racje. Uważam że 6 miesięcy to wystarczający okres żeby to wszystko sobie poukładać. Generalnie do tematu podchodzę bardzo na "sucho" (tak jest po prostu łatwiej niż jak bym miał siedzieć, płakać i się zadręczać). Może dlatego że jestem chłopakiem i mam taki charakter ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kiedy umierał Mój Mąż byłam z Nim dzień i noc bez przerwy.Trwało to 6 dni.Nie jadałam , bałam się zasnąć.Chodziłam z nim wszędzie na każde badania , do łazienki , toalety.Rozmawiałam z Nim o wszystkim co mówili lekarze , mimo choroby i leków był świadomy.I cały czas w kółko powtarzałam Mu ,że Go kocham I że nie potrafię żyć bez Niego.Ale to był mój Mąż - moja druga połówka , najlepszy przyjaciel , najbliższy mi człowiek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rafa robson
No i to jest właśnie ta róźnica o której mówiłem. Róźnica pomiędzy podejściem kobiet , a mężczyzn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie ma udanej recepty
na umieranie. jedyna rzecza jaka mozna zrobic dla kogos kto umiera jest bycie przy nim. wydaje mi sie, ze jesli nie wiesz co powiedziec to poprostu badz i trzymaj za reke. ja w kazdym razie gdybym odchodzila nie chcialabym byc sama.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie ma różnicy.Wiesz , ja przez te sześć dni byłam tak spokojna i opanowana , że aż lekarze w szpitalu się dziwili ,że taka jestem.Rozmawiałam z nimi , nie histeryzowałam , nie płakałam.Nawet kiedy przestał oddychać.Potem wróciłam do domu , dwa dni przespałam , i nastąpiło załamanie.Wylądowałam u psychiatry.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rafa robson
Powtarzam się , ale znowu widze róźnice w podejsciu. Ja tak nie potrafie , ja z trudem wydukałem "Kocham Cie" (choć później jak to powiedziałem czułem się fantastycznie) mimo to z trudem przychodzi mi okazywanie uczuć. Natomiast jeśli chodzi o pocieszanie to nie potrafie upewniać kogoś w czymś w co sam nie wierze. Wychodze z założenia , że "co ma byc to będzie". I choć to może brzmi egoistycznie i ozięble prosze nie oceniajcie mnie ... Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rafa robson
Ja też ... płakałem raz - tylko w pierwszym momencie gdy się dowiedziałem o chorobie (czyli jakieś 6 miesięcy temu). Teraz wszsytko dusze w sobie i nie pozwalam sobie na chwile załamania. Pisze tu bo tak naprawde nie mam z kim o tym pogadać , poradzić się kogoś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja nie miałam podejścia "Co będzie - to będzie".Cały czas miałam nadzieję,że wejdzie jakiś lekarz , powie że to pomyłka ,że wyniki badań są lepsze ,że jest jeszcze szansa na leczenie.Nie stało się tak.Mamy syna i tylko on trzyma mnie przy życiu.Obiecałam Mężowi ,że dam radę , że go wychowam na dobrego człowieka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja mam takie zdanie ,że nie ma różnicy między podejściem do tego kobiety czy mężczyzny.Jest różnica w podejściu danej osoby.Jesteśmy różnymi ludźmi , żyjemy inaczej , mamy inne poglądy na różne sprawy.Każdy z nas inny psychicznie - jeden silniejszy - inny słabszy.I nie ma to chyba nic wspólnego z płcią.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rafa robson
Niestety ma , wiem to po podejściu moich np. cioć. Mniejsza o to. Nie pozostaje mi nic innego jak to przetrwać tylko dręczy mnie to że zaczynam myśleć o sobie i o swoich uczuciach , a nie o chorej (choć to ona cierpi , a nie ja)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Potem role się odwrócą.Tak niestety jest.Ona będzie już w tym "lepszym świecie" bez bólu , szczęśliwa.Ty zostaniesz tutaj , będziesz tęsknił .Nie wiem na ile emocjonalnie jesteś związany z tą Osobą , ale na pewno będziesz cierpiał.Może będziesz płakał.Nikt tego nie wie.Musisz więc myśleć też o sobie.W takich chwilach jesteśmy trochę egoistami.Ja powtarzałam swojemu Mężowi , że nie może umrzeć , zostawić mnie i syna.A przecież wiedziałam ,że gdyby to od Niego zależało,zostałby z nami.Przecież On mi mówił jak bardzo chce żyć.On nas nie zostawił , to nie była Jego decyzja.Ktoś zdecydował za nas.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rafa robson
Troche mi lepiej , choć dalej do bani się z tym wszystkim czuje. Nic dzięki za wszystkie rady , dobre słowa . Pozdrawiam i wszystkiego dobrego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nuńkaa
pozdrawiam i trzymaj sie tam :)🖐️🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niko900
2 tygodnie temu zmarł brat dziwczyny z którą miałem się spotykać. Wcześniej była w szpistalu prze 3 miesiące pisaem do niej co dzień , dzwoniłem też co dzień , wszstko było dobrze aż tu nagle dowiaduje się że jej brat zginoł. Dziewczyna napisał mi żebym dał sobie z nia spokuj , że to bez sensu , że nic z tego nie wyjdzie , niechce się spotykać , chodź odpowiadał na pytnia słowami "nie wiem" ja nie chce jej tak zostawić czy poczekać z tym chcwile niech ochłonie z tym wszstkim i dojdzie do siebie ? , czy mam zadzwonić ?też nie wiem , ona potrzebuje czasu i ochołniecia z emocji Jeśli moze mi ktoś coś poradzic jak mam się zachowywać to prosze o porady

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość muniek14
moja mama umiera w szpitalu...z tym sie nie da pogodzic ani poradzic. To jest najwieksza niesprawiedliwosc ze bandyci beda zyc dlugo a dobrzy ludzie umieraja tak wczesnie;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marguska
Nigdy nie patrzylam na to jak ktos gasnie z dnia na dzien...to musi byc straszne:( Jedynie moge powiedziec ze wiem co to znaczy smierc. Moja mama umarla na moich oczach.Gotowalysmy razem i nagle zaslabla. Nie chorowalo na nic, aktywna fizycznie.Pogotowie reanimowalo ja 20 minut, potem widzialam jak znosza moja mame w worku. Nagle zatrzymanie krazenia....mam 34 lata i lecze sie od 3 lat u psychiatry

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taka ania
Moj Tata umieral 3 miesiace...Wspolczuje naprawde mocno bo niechcialabym przezyc tego jescze raz,najgorszy byl dzien w ktorym lekarze probowali wybudzic tate ze spiaczki..ta glupia nadzieja i oczekiwanie ze moze jednaksie uda ,ze tak nie moze byc,myslalam ze umre z bezsilnosci i rozpaczy...Mam jedynie nadzieje ze mnie slyszal,ze wiedzial ze przy nim bylam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość baryz1
Od 4 miesięcy odchodzi mój Tato .....każdego dnia widzę jak cząstka mojego kochanego Ojca znika bezpowrotnie e niebycie ...... Przez te narkotyki ,zmienia się w obcego człowieka ;nie umie się już uśmiechać nie interesuje go już nic ,poza podstawowymi potrzebami .To takie upokarzające ????Nie przypuszczam by Mój Tato chciałby bym nasze ostatnie wspólne święta były takie smutne .Czasem łapie się na tym ,że myślę o jego śmierci .........To okropne ale prawdziwe .Jesteśmy w domu razem w bólu i męczarniach 24 godziny na dobę ,jestem zmęczona i zła na siebie na los na, Tatę -czasem .Codzienne przeżywanie tych złych dni z zycia Taty mam nadzieję ,że nie pozostanie w moich wspomnieniach. Był najlepszym Ojcem kochanym i bardzo się o mnie troszczył ;staram się mu to wszystko oddać ale tracę już siły i pojawia się coraz częściej zdenerwowanie ,zmęczenie .Boję się ,że będę pamiętać tylko te chwile nie te dobre..............

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sylserna
Dnia 17 listopada zmarła przy mnie moja Babunia . Nie jadla 40 dni .... Cierpienie jakie przechodziła.... Byłam przy Niej , nie dawalam rady , chciałam być i byłam... mimo swojej choroby. Pogrzeb był 20 listopada... 29 wyjechałam do sanatorium , było zaplanowane przez ZUS odgornie. Wróciłam 22 grudnia. 23 byłam u rodziny na Swięta. Dowiedziałam sie że moja Ciocia umiera na to samo. Dzisiaj po 23 odeszła .... Są razem... Dla Nich to ulga w cierpieniu. Co mają powiedzieć dwie córki i Siostry , które straciły Matkę i Siostrę w tak bliskim czasie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jaka jestem zmeczona
Jaka jestem zmeczona umieraniem mojego Meza. Powoli powoli to juz sie konczy. Nie potrafie wyrazic co czuje. Bol smutek i strach co bedzie dalej, skad wezme sily? A bedzie jeszcze gorzej, na ta chorobe umiera sie dlugo i w strasznych cierpieniach. Prawie nie mam sily patrzec na wymizerowanego meza. Boze daj mi sily.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×