Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Tjuskafki

Kocha? Wroci? ...a nadzieja?

Polecane posty

Gość Tjuskafki

Nie wąpię i znalazlam juz na tym forum przypadek kiedy ktos pisał na ten temat, jednak kazda sytuacja jest inna, nie wsyzstkie do siebie pasują i interesuje mnie Wasz zdanie konkretnie odnosnie mojej wypowiedzi... Otóż, jestem kolejna osoba ktora ubolewa po stracie ukochanej osoby. Byłam z Nim 2,5 roku, 3 dni temu mnie rzucił... po połowie roku bycia razem wyjechal do Anglii do pracy. Nie bylo wiadomo cyz w ogole wroci, jednak zdecydował się. Wrocił dla mnie, stwierdzilismy ze jesli wytrzymamy ten rok bedzie on dla nas pewnego rodzaju proba. Udalo sie nam. Co prawda byly nieporozumienia i klutnie, jednak udalo sie nam i bylismy strasznie szczesliwi ze mozeymy oboje pochwalic sie tym dokonaniem. Kiedy wrocil po roku spedzilismy wspaniale wakacje, wszystko bylo cudownie, jednak w pewnym momencie cos zaczelo sie psuc. Rozwazalismy rozstanie jednak po pewnym czasie dochodzilismy do wniosku ze nasz milosc jest zbyt silna aby powiedziec, ze to koniec. Raz bylo zle, a raz dobrze... jak to zazwyczaj bywa... Kilka dni temu pojawila się myśl (domyslam sie ze narzucona przez Jego rodzicow ktorzy sa za granicą), aby wrocil do Anglii. Planowalismy wspolny wyjazd jednak jak sie okazalo, Jero rodzice mnie tam najzwyczajniej nie chca... Pamietam ten dzien, kiedy zaprosil mnie do siebie i przez kilka godzin leżelismy przytuleni, płacząc a On stale powtarzał, ze za bardzo mnie kocha aby zostawic, ze nie chce powtarzac sytuacji i znow wyjezdzac, ze chce ze mna juz byc na zawsze i ma plany, a ze wszysktimi problemami poradzimy sobie wspolnie... 3 dni od tego zdarzenia posprzeczalismy sie troszeczke, w sumie nic wielkiego. Na nastepny dzien powiedzial, z enie chce mnie widziec. Nie wiedzialam za bardzo o co chodzi jednak zacisnelam zeby i stwierdzilam ze na pewno jutro bedzie chcial sie spotkac.... Bylo zupelnie inaczej niz to sobie wyobrazalam.. Po seriii tzw. "suchych" smsow zaczelismy sie klucic... strasznie to przezywalam, stale płakałam- brakowalo mi Go. Zapytalam sie czy Jego łzy sprzed kilku dni mialy jakis sens, czy slowa ktore wtedy wypowiadal byly prawdziwe, w odpowiedzi przeczytalam "nie wiem"... Poczulam sie oszukana, jednak chcialam to usluszec z jego ust, wiec zadzwonilam, a teraz zaluje. Dowiedzialam, ze "musial sobie poprostu poplakac i nic to nie znaczylo"... Świat mi sie zawalił, nie wiedzialm co mam zrobic... Wybieglam z domu do Niego, a On nic- nie sluchal mnie jak bym nie istniała... Na sam koniec powiedzielismy sobie kilka okropnych i niemilych slow, wiem ze byly powiedziane w zlosci a jednak padly. Rozstalismy sie w niepochamowanej złości. Na nastepny dzien napisał mi zebym nigdy wiecej sie do niego nie odzywala... To był cios ktorego sie nie spodziewałam... W ciagu kilki dni świat zawirował i wsyzstko sie zmieniło. Nie potrafie soebie z tym poradzic, nie jem, stale płacze i biore tabletki na uspokojenie. wiem ze to nie jets wyjdzie, staram sie spedziac wiele czasu z przyjaciolmi jednak jest dobrze tylko przez chwilę, wszysto przypomina mi o Nim... Kocham Go najmocniej na swiecie, uwazam ze wiele sie nauczylam dzieki Niemu i spedzilam mnostwo pieknych chwil. Wsyzscy powtarzaja mi ze kiedys do mnie wroci, musze tylko dać Mu czas, a napewno zmięknie i doceni to, co stracił. Radzą mi abym nie dzwoniła do Niego, ani nie pisala-tak tez robie, daje Mu czas na przemyslenia. Dodam jeszcze ze nigdy wczesniej nie byl z zadna dziewczyna tak dlugo, to byl pierwszy nasz powazniejszy zwiazek- bylismy jak dwie połówki pomarańczy... ;( dzisiaj rozmawialam z jego bliskim kolega.. Powiedzial, ze sa male szanse na to abysmy sie jescze kiedys zeszli, ze nie wydaje sie byc smutnym, ze chyba nie zaluje tego co sie stalo i ze moze to za wczesnie... Boję, sie ze juz nigdy nie bede mogla sie do Niego przytulić, posluchac jak bije jego serce i popatrzec w te ciepłe, kochane oczy.... ;( proszę o rade i opinię...Jak myslicie, moge miec jescze nadzieje, ze kiedys pierwszy sie odezwie i ze wroci? :( Tak bardzo chcialabym za jakis czas moc napisac zwyczajne "co słychać" i otrzymać odpowiedź... :( P.S przepraszam wszystkich za błędy i z góry dziekuję za odpowiedzi, jesto to dla mnie naprawde ważne :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No cóż... oceniając to na zimno i zupełnie z zewnątrz powiem tak - potraktuj wasze rozstanie jako definitywny koniec... nie ma nadziei wg mnie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tuuttuutt
Ja powiem tak tez znalazlam sie w podobnej sytuacji.Mowil mi tak jak tobie.Ze mam niedzwonic i nie pisac.Ok .Uszanowalam to.Choc niedokonca. raz na jakis czas cos mu napsialam.Moze ze 3-4 smsy w ciagu 5 miesiacy.On sam po 5 miesiacach sie do mnie odezwal.I zaczelismy sie spotykac.I bylo warto.Zrozumial duzo spraw, wszystko sobie wyjasnilismy.Po tym zdarzeniu jestesmy ze soba juz 2 lata i w tym roku we wrzesniu bierzmy slub.Tobie tez zycze tego samego.Powodzenia.Trzymaj sie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szukajac nadziei
moj tez mnie zostawil 7 mies. temu, po prawie roku bycia razem (razem mieszkalismy u niego, w jego miescie) , a tak wogole znamy sie (znalismy) ponad 3 lata. Najlepsi przyjaciele. on nadal jest sam. zerwal kontakt gwaltownie, jak wracalam do domu na pare dni, na gg napisal, nie chcial mnie widziec spotykac sie itp, czasem dzwonilam(ma klopoty ze zdrowiem) i pisze eski, on czasem odpisuje, ale ze mnei nie chce, byly momenty ze widac ze zatesknil, nawet zgodzil sie na spotkanie, ale pod warunkiem ze nie bede u niego nocowac ( ja mialam go przekonac by do mnie wrocil, a on mi w esku napisal ze powie mi ze mnie nie chce) , ale czy chcialby sie spotkac? on liczy ze sie nie spotka ze ja nie przyjade... tak naprawde ja zamierzam szkole zaczac od wrzesnia ( na studia nie stac mnie ) i prace tam bede szukala... i nie wiem ... czy jechac do niego tzn jechac i zadzwonic ze chcialabym sie spotkac i pogadac, czy najpierw znalesc mieszkanie i prace i dopiero sie odezwac????? on zostawil mnie na lodzie,mieszkalam u niego... on jest nadal sam,nie ma dziewczyny... wiem ze gdyby mnie zobaczyl to by zatesknilby , poprostu poczulby cos do mnie znow... raz jak dzwonilam by zapytac co z jego zdrowiem, i ze przyjade posiedze chociaz przy nim, to on na to... " noo ale bym musial cie przenocowac" moze tu jego mama miala swoje do powiedzenia... oboje jestesmy grubo po 20-stce.... wiem ze mysli o mnie, jest pewnie ciekkawy co u mnie, jak wygladam, ale nie chce mi tego pokazac, do niedawna pisal, ze mysli itp, a jak ja sie zblizylam to on sie oddalil,ze mnie nie chce itp... a mi bardzo zalezy na naszym kolezenstwiechociaz, ale prawde mowiac bardzo go kocham, nie zdradzil mnie wogole... przede mna mial dziewczyne, to ja zdradzal... a mi tego nie mogl by zrobic, mieszkalismy razem, a ja bylam jego przyjaciolka i o wszystkim sobie opowiadalismy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×