Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość I feel my heart implode

być zrozumianym, docenionym...?

Polecane posty

Gość I feel my heart implode

Coraz trudniej mi się odnaleźć. Ambicja, uczciwość, pracowitość - to wszystko mnie gubi. To, że staram się być dobrym człowiekiem (staram się, ale nie zawsze jestem), jest wykorzystywane przez innych "pseudoprzyjaciół". Otoczenie oczekuje ode mnie, że zawsze będę wiedziała, zrobię, załatwię, przyniosę, pożyczę, itd. A ja, głupia i naiwna, za każdym razem wierzę w dobre intencje u innych... i niemal zawsze się na tym przejeżdżam :/ Mam już dość tego, że wiecznie ktoś coś ode mnie wymaga, a sam od siebie nic nie da. Potrafię głośno mówić, co mi się nie podoba (choć staram się zbytnio nie urazić rozmówcy), a kończy się to stwierdzeniem, że jestem mało cierpliwa, wybuchowa... Nie mam na kim polegać... rodzina, rodzice, znajomi... tylko przysparzają mi nerwów, kłopotów, zobowiązań... Od roku żyję praktycznie z dnia na dzień, mało co mnie cieszy, już nawet przyjaciółka się ode mnie odwróciła, bo uważa, że "ciągnę Ją w dół" moim nastrojem. A nie da sobie przetłumaczyć, że m.in. Ona wpłynęła na ten stan. Zawsze mogła na mnie polegać, zawsze byłam, gdy mnie potrzebowała, nawet gdy mnie stawiała w sytuacji "bez odwrotu", a co mam w zamian? Pretensje do mnie, no bo jakim prawem ja czegoś od Niej chcę? :( Każe zapomnieć o każdej Jej obietnicy pomocy... ale jak tu zapomnieć o tylu zawodach? :( Doszło do tego, że ja nie mogę Jej o nic poprosić, więc duszę wszystko sama w sobie (nie należę do osób, co wszystkim wokół rozpowiadają, jak to im źle i niedobrze, więc jeśli nie mogę się zwierzyć (mimo wszystko) najbardziej zaufanej osobie, to nie zwierzę się nikomu z otoczenia (co innego tu na Kafeterii, gdzie korzystam z przywileju anonimowości)), z kolei kiedy Ona mnie o coś prosi - od razu za to przeprasza! Nawet jak powiem, że z przyjemnością coś tam zrobię albo że nie ma problemu. Bo przecież to drobna przysługa... W domu też nieciekawie, trudna sytuacja, rozwód wisi w powietrzu, alkohol jest na porządku dziennym. Rodzice niby są ze mnie "dumni", ale też jak przychodzi co do czego, to zawsze jest problem, żebym np. pożyczyła samochód na dzień... Reszta rodzinki to już w ogóle jedna wielka obłuda, poza tym każdy żyje własnymi problemami. Chłopaka nie mam, bo prawie każdy dotychczasowy "kandydat" odpadał na wstępie - a to nazwisko nie takie, a to za niski, za chudy, za gruby, nie taka barwa głosu... Z jednym byłam związana 2 lata, ale to już przeszłość. A teraz po prostu chcę oszczędzić sobie i innym nieprzyjemności związanych z "zapoznawaniem" rodzinki... Czy ktoś ma (miał) podobną sytuację? Jak sobie poradziliście? POMÓŻCIE, DORADŹCIE :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lynda
Witaj, myślę, że rozumiem Cię dobrze. Doznałam kiedys podobnych emocji. Byłam dobra duszą i każdy znalażł pocieszenie i wsparcie u mnie. Chętnie pomagałam, wsperałam, ratowałam z opresji i podawałam pomocna dłoń. Byłam szczęsliwa, że aż tylu "przyjaciól" mam koło siebie. Lecz z biegiem lat brakowało sił i czasu dla siebie i swojej rodziny, bo zawsze był ktos bardziej potrzbujący. Przyszło otrzeżwienie, że wytracam swoja energię bezpowrotnie i juz nie czerpie z tego takiej przyjemności jak dawniej. Mało tego, zauważyłam, że niektórzy zaczęli postrzegać moja pomoc jako coś, co jam muszę a im się należy. Dlatego powiedziałam stop. Wtedy przyjażnie się zweryfikowały i pozostała grupka prawdziwych. Nastepnym temetem, który wydaje mi się Ciebie dotyczy jest perfekcjonizm. To bardziej wada niz zaleta, pozdrwiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×